Dzisiaj kulisy swojej kuchni odsłoni nam Opakowana. Nie, żeby jakoś szczególnie wyrafinowaną kuchnię prowadziła (przepraszam Opakowaną), jednak jej punkt widzenia na kulinarny aspekt życia jest mi bliski - w tym sensie, że kuchnia Opakowanej jawi mi się jako normalna, czasem skomplikowana i wyrafinowana, a czasem prosta, np. z jakiegoś gotowca. Krótko mówiąc, bez zadęcia.
Nie lubię gotować, mam mnóstwo ciekawszych zajęć, aczkolwiek jak już się za to zabiorę i pogodzę ze stratą czasu, to potrafię i nie sprawia mi to przykrości. Najczęściej jednak - o ile w ogóle - gotuję sobie dania wymagające najwyżej 10 minut przygotowań, np. barszczyk ukraiński z mrożonych warzyw. Chyba że goście jadą. Wtedy to nawet takie 30 minutowe dania się zdarzają.
Uogólniając, jedzenie nie ma dla mnie wielkiego znaczenia, nie jestem smakoszem. Jedne dania lubię bardziej, inne mniej, ale nie ma niczego, co wywołałoby u mnie ślinotok. No dooobra - lodziki i rafaello.
***
No bo było to tak - ponad 20 lat temu zapisałam się do newsowej
grupy rec.kuchnia.pl
Po kilku latach zagnieździł się tam wyjątkowo wredny troll i staranował grupę na ament. Nawet najmądrzejsi detektywi internetowi (i kuchenni) nie dali rady. Większość ludzi uciekła.
Ale - to było w czasach, kiedy w Polsce za internety płaciło się
albo impulsami, hrehrher, albo za jakieś impulsy.
Ja znakomicie sprowadzałam każdy interesujący mnie wątek na boczne
tory, manowce i z bitego traktu. Ci, co te impulsy sobie liczyli, zgrzytali zębami.
Ale dopełnienie mojej aktywności nastąpiło... nie, zaraz - muszę
się nieco cofnąć.
Grupa kuchenna dzieliła się na:
- purystów kuchennych, którzy wszystko od zera, Larousse Gastronomique to pismo święte, a nawet więcej
- tych, co lubili w kuchni poszaleć
- tych, co wygrzebywali ciekawe rzepisy i swoje podawali
- tych, co zadawali głupie pytania i nikt nie miał do nich już cierpliwości (oprócz mnie, za co dostałam odznaczenie anioła klasy I, z certyfikatem i skrzydłami naturalnej wielkości)
- i wariatów, jak ja.
Nie kryłam się z moimi pomysłami (np. propagowanie kuchni angielskiej, pardon, brytyjskiej, tej prawdziwej, staromodnej "domowej") i nieskromnie powiem, że rożne moje rzepisy latały, może jeszcze latają po internetach, (np. ciężkie ciasto Krysi Thompson).
I choć puryści wywierali presję niczem prasa drukarska bądź walec drogowy, raz skleciłam wpis na temat plastikowego jedzenia, przytaczając przykład mój i mojej Córeczki, jak to przez tydzień nie gotowałyśmy, tylko żywiłyśmy się plastikowym jedzeniem, bo nam się nie chciało prawdziwego gotować (były to czasy przed rosyjskie*, więc ślubny był w tygodniowej delegacji gdzieś tam).
Otóż ja jadłam puree kartoflane instant - w kubku, z boczkiem i cebulką, a Córeczka jakieś makarony - tą samą metodą wrzątku. Żeby nie było CAŁKIEM plastikowo, to uszlachetniałyśmy nasze potrawy, a to natką, a to sałatką pomidorową, mizerią, no czymś tam.
Rzuciłam wpis na grupę z ciekawością czy mi łeb urwio od razu, czy za chwilę. Jeden purysta - przewodnik stada, który zawsze ze mną obchodził się ostrożnie, tym razem w ogóle siedział cicho, bo, ku mojemu zdumieniu, ruszyła lawina tych wszystkich, co niby jak makaron to TYLKO domowy etc. etc, że oni też i każdy zaczął pisać, co takiego sztucznego je.
W pewnym momencie przeraziłam się, bo zrobiło się tego wyraźnie za dużo jak na jeden wątek, no i te zaprzeszłe pierony i grzmoty za dupę Maryni, więc jeden taki z grupy założył prywatną grupę na yahoo - powstało z tego Cafe Za Słupem, bo wcześniej, kiedy bluźniłam przeciw wzorowej kuchni, to mówiłam - to ja teraz siup za słup (albo pod biurko), żeby uniknąć zderzenia z latającym Laroussem.
I jakoś tak ludzie o słupie wspominali.
Cafe Za Słupem w końcu stało się stworem podobnym do Kurnika, ale
przez to, że to była grupa prywatna i zamknięta, obcy mogli
pukać, ale nie wchodzili. Zaprosiliśmy parę osób - coś jak u fejsbukowych
Rzon Stefana.
A wracając do teraźniejszości, to bardzo lubię sztuczne jedzenie - nigdy niczego nie jem, jak go nie podrasuję, wiec czy ono dalej jest sztuczne? Zupy z papierka, makaron instant, danie mrożone, pół danie mrożone - teraz to jest do wyboru do koloru, dawniej było troszku inaczej.
Czy Kury żywią się jedynie żywnością nieprzetworzoną, naturalną, ekologiczną, przecier pomidorowy tylko własnego wyrobu, same gotują flaki z pulpetamy od zera? Czy ciasto z torebki i pyzy z zamrażarki?
Opowiedzcie!
Dobra - tylko zdjeć nie mam - w tej chwili do sfotografowania
mam resztę grochówki, która fotogieniczna jednak nie jest,
szczególnie jak jej jest już tylko mniejsze pół sagana... dodam,
ze zakupiłam mrożoną zupę grochową, dogotowałam grochu z
kartofelkami w kratkę, majerankiem, listkiem i zielem i boczkiem.
Dobra była i dziś będzie :)
* niezorientowanym wyjaśniam (ja, PrezesKura), że Ślubny Opakowanej pracował jakiś czas w Rosji.
***
Teraz mówię ja, PrezesKura.
Kulinarne zdjęcia to trudna sprawa, a ja w zdjęciach dobra nie jestem. Mogę pokazać Wam mój dzisiejszy obiad. Nie wymaga nawet 10 minut przygotowań. Nadmieniam, że kalafiora zjadłam tylko pół. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć wczoraj. Na obiedzie była kol. D. Uwarzyłam pappardelle z borowikami (15 minut). Zatkało kakało?