Zainspirowana sugestią Agniechy ośmielam się zadać Wam niedyskretne pytanie. Macie azaliż jakieś wstydliwe przyjemności, bądź nieprzyjemności, które w swej perwersji stają się przyjemnościami? Na ten przykład mycie lodówki? Szorowanie brodzika? Który wyszorowałyście przecież wczoraj? Lubię sprzątać kocie kuwety. Mam wtedy miłe poczucie dobrze spełnionego obowiązku i z przyjemnością patrzę, jak koty sikają NATYCHMIAST po sprzątnięciu tychże. A nawet w trakcie.
Ostatnio lubię powyrzucać sobie (w przeciwieństwie do Ogniomistrza) różne niepotrzebne klamoty. Czuję się wtedy ulżona mimo wymiany zdań ze wzmiankowanym. Lubię ślizgnąć się na wałkowych qpach (Frodo załatwia sprawy dyskretnie, w arboretum, lub w szambonarium), chociaż przed chwilą je pozbierałam. Ponad wszystko uwielbiam łatać płot, żeby Wałek nie wyłaził. I w rezultacie wprost kocham ganiać w piżamie po wsi wołając: Waaałek, chooodź, dam paróóówę!
Miłym, letnim zajęciem jest też wieszanie prania w ogrodzie. Natychmiast potem i zawsze pada deszcz. Zbieram i rozwieszam po krzesłach, belkach, stołach, gdzie się da. A to jest coś, co kocha Czajnik. Po prostu nie ma lepszej zabawy! No, może poza zmianą pościeli - co też bardzo lubię, nawiasem mówiąc. Cała mieszczę się w poszwie, a i tak zawsze kołderka w środku się poskręca, a materaca nijak nie obetkam prześcieradłem, bo rączki za krótkie, albo materac za duży...
A takie mycie kuchenki? Na której Ogniomistrz zaraz przyrządzi sobie pyszną jajecznicę na cebulce i boczku? Ale trzeba mu oddać sprawiedliwość - zawsze potem myje patelnię... Otwieranie świeżej paczki zmielonej kawy? Żeby nie wiem jaki patent tam był, za cholerę nie można jej otworzyć, a kiedy wreszcie to się uda, kawa rozsypuje się i jest WSZĘDZIE. I jeszcze przepadam za dużymi, spożywczymi zakupami. U nas na wsi nie ma sklepu, muszę tak to robić, żeby nie latać co chwilę bukwigdzie. Ta radość wyboru, ładowanie do kosza, wyładowywanie przy kasie, znów ładowanie do kosza, potem do samochodu i kolejny rozładunek w domu. Ukoronowaniem akcji "zakupy" jest opróżnianie siatek i upychanie towarku w lodówce, szafkach, piwnicy itd. Ofiarnie sekundują mi w tym wszystkie zwierzęta, wpychając nosy do toreb i siatek, włażąc do nich, lub wyciągając, co się da. Sama radość!
Jednak zdecydowanie najbardziej lubię tzw. recykling, czyli segregowanie śmieci, czyli przygotowanie tychże na ostatni, śmieciowy poniedziałek miesiąca (właśnie się niebezpiecznie zbliżył). Plastik, makulaturę i całą resztę wrzuca się jak leci przez miesiąc do wielkiego kosza. Nadchodzi niedziela przed śmieciowym poniedziałkiem, idziemy (ja idę) do obory i zaczyna się jazda. Najpierw segregacja. Gdzie są worki? Przecież były! Dlaczego nie ma worka na szkło kolorowe (bardzo potrzebny)? Znów, q... nie zostawili! Pół godziny mija na poszukiwaniach jakiegokolwiek worka, który wytrzyma obciążenie. Wreszcie jest! Ładujemy, podnosimy i sruuu! Wszystko sypie się na oborowy beton, a w powietrzu fruwa nie tylko potłuczone (kolorowe) szkło.
Kocham bardzo moją głęboką szafę, w której chyba tylko krasnoludki potrafią coś znaleźć. A jaka to niespodzianka, kiedy przypadkiem znajdzie się spódnica, której szukam od roku! Albo inna szmatka, o której dawno zapomniałam!
Przepadam za tankowaniem samochodu. To taka prosta, pusta czynność. Trzymasz chwilkę ten pistolecik, niczego nie widać, dotknąć nie można, żadnego wyboru - ani fasonu, ani długości, ani koloru, trwa to mgnienie - proporcjonalnie do długości pokonywanej na pobranym paliwku trasy. Skoro przy samochodach jesteśmy - fajne jest też zmienianie opon. U nas nie ma co ze sobą zrobić na ten czas, który trochę trwa. Nie ma gdzie usiąść, ani się schować w razie deszczu/śniegu/upału. Tak przeciągam tę przyjemność, że schodzi mi do grudnia i - odpowiednio - do lipca. Podobno ławeczki nie ma tam dlatego, żeby pracownicy na niej nie przesiadywali...
Mogłabym jeszcze długo mówić o moich sekretnych przyjemnościach. Nie mogę wszak ujawnić wszystkiego. Najpierw zobaczę, jak tam z tym u Was, a potem może jeszcze przyznam się do czegoś?
Poniższa ilustracja nie ma związku, chociaż wszyscy wiemy, że Mnemo perwersyjnie kocha swoją hutę:
|
Mnemo (z dbałością o szczegóły) jak na skrzydłach biegnie do huty na drugą szychtę |