piątek, 29 stycznia 2021

Dla Ewy

Rozsypało się wszystko w kosmykach twych włosów,

Rozwiało, poleciało za tobą!

Sto wołających głosów

Wpadło w krtań:

Zatrzymaj się, stań!

I wszystko rozpłynęło się w twoim widoku,

W twej falującej dorożce,

W obłoku.

(fragm. wiersza Kazimierza Wierzyńskiego "Pani z rajerem")

***

fotografia autorstwa Córki i za Jej zgodą

Chciałyśmy pożegnać Cię makami, jednak o tej porze roku jest to niemożliwe. Wybrałyśmy więc kwiatki, które najbardziej maki przypominają. Wiemy, że lubiłaś maki, lubiłaś też motyle. I maki i motyle są delikatne i kruche, jak Ty...














Ewuniu, udało Ci się nas zmylić. Nie przyznałaś się, jak bardzo byłaś chora. Wierzyłyśmy, że wyzdrowiejesz, że dasz radę. Zniknęłaś niespodziewanie, zbyt szybko, zbyt wcześnie. Po siedmiu wspólnych latach - jakkolwiek to brzmi. Byłyśmy tu codziennie, codziennie gadałyśmy o sprawach ważnych, mniej ważnych i całkiem nieważnych, płakałyśmy i śmiałyśmy się do rozpuku - jak to w życiu. 

Ewuniu, wiem, że od Kurnika zaczynałaś dzień i w Kurniku go kończyłaś. To był dla mnie - dla nas - zaszczyt. 

Kto teraz wyda komunikat meteorologiczny? 

Skąd będziemy wiedzieć jaki dzień wstał nad Krakowem?

Kto nam powie czy jest paskuda, czy jej nie ma?

Kto poleci mi dobrą, czeską literaturę?

Kto mi powie jakie wystawy odbywają się w Krakowie?

Kto mi pokaże najpiękniejsze kałuże na świecie? 

Najpiękniejsze krakowskie bramy i zaułki?

Ewuniu, uwielbiam Twoje rysunki - scenki uliczne - są niesamowicie trafne, umiałaś obserwować! Ludzi w tramwaju, baby na ławce, ludzi przy kawiarnianych stolikach. Byłaś tak skromna, że za nic nie chciałaś wyjść z nimi gdzieś dalej i szerzej. Swoimi subtelnymi grafikami dzieliłaś się z nami - każda lub prawie każda Kura ma coś od Ciebie. Choćby własnoręcznie zrobioną kartkę świąteczną - małe dzieło sztuki. Taka właśnie kartka zwróciła przed laty moją uwagę. Tak Cię poznałam.

Byłaś z nami całe siedem lat, nadal jesteś i będziesz. Nie potrafię znaleźć właściwych słów, bo chyba ich nie ma. Nie chcę szukać słów pożegnania, bo ich nie ma na pewno.

Jest żal, ból i puste miejsce.

Ewuniu, do zobaczenia

***

Kochana Ninka napisała dla Ciebie prześliczny wiersz:

 
Ewie...
 
Gdy zima poszła gdzieś na chwilę,
zniknęła biel i mrozy srogie,
kiedy znów szaro się zrobiło,
ruszyła nasza Ewa w drogę.
Drogę daleką i niezwykłą,
od jej spacerów całkiem inną -
- tu kilometry się nie liczą,
czy idziesz górą, czy doliną.
To będzie jej najdłuższy spacer,
ale osiągnie cel z pewnością,
więc niech śniegowych płatków kwiaty
przykryją smutny świat białością,
niechaj rój gwiazdek delikatnych
poniesie nasze dobre myśli,
niech jej w podróży poza światy
jak orszak tkliwy towarzyszy.
 
Ewa… Niewiele mogę o niej napisać…
Poznałam ją na blogu GosiAnki i kiedy była akcja wspierająca Dom Tymianka, dostałam od Gosi kartkę zrobioną właśnie przez Ewę. Bardzo mi się spodobała – urocza, dopracowana w każdym szczególe. Właśnie ta na zdjęciu. Pamiętałam, że dużo było tych karteczek, ale ostatnio zajrzałam, żeby sobie przypomnieć dokładniej i zobaczyłam, że każda była inna, a na każdej koty; nie żadna taśmowa produkcja, tylko wycinane ręcznie i ślicznie zdobione. Gosia pokazywała też u siebie kartki, które dostawała od Ewy na święta, a że ja sama karteczkowa, to zawsze zwracałam na nie uwagę. Potem był Kurnik, komunikaty pogodowe, relacje spacerowe… Pamiętam, że odwiedzała Mikę podczas jej pobytów w szpitalu i zdawała nam relacje z tych wizyt. To po pierwsze przyszło mi do głowy, kiedy pomyślałam o Ewie. Zaglądałam i na jej bloga, choć nie komentowałam. Teraz żałuję.
Jej odejście bardzo mnie poruszyło, może dlatego, że w ogóle, chyba jak my wszystkie, się go nie spodziewałam…
 
 
Rabarbara tak zapamiętała Ewę:
Dziewczyny pewnie mnóstwo napiszą o Jej talentach - pięknych karteczkach, jeszcze świetniejszych grafikach, bo to prawda wszystko, Ewa była bardzo uzdolniona i miała wiele talentów. Mam Jej grafiki i żałuję, że tylko parę. I te różne drobne prezenciki, imieninowe, świąteczne. Ważne to wszystko, ale to można pokazać, wciąż jest. A ja wspominam i chcę zachować Jej śmiech - pogodny, cichy, taki....chochlikowaty :). Tak, miała w sobie coś z chochlika. Na całkiem poważnej wycieczce, gdzie zrobiła masę pięknych zdjęć starych domków, wlazłyśmy do sklepiku pełnego ozdób, ozdóbek i wszelakich cudności. I tak łazimy, patrzymy, rzucamy sobie porozumiewawcze spojrzenia, bo to taka mieszanka ładności niezłych ze strasznymi kiczami była, nagle obie spojrzałyśmy na jakąś figurkę , potem na siebie i ja jakoś zdławiłam wybuch rechotu, a Ona przez resztę oglądania co chwilę zaśmiewała się tym dyskretnym, chochlikowym śmieszkiem, takim wiecie - co w nim drgają dzwoneczki :).
Zastanawiam się, co dla Niej było najważniejsze i myślę, że rodzina. Dbała z miłością i zrozumieniem o wszystkie swoje dzieci i wnuki, budząc mój podziw , bo była naprawdę mistrzem organizacji czasu w licznych zajęciach Mamowych i Babciowych, potrafiąc wcisnąć pomiędzy nie spacery, zdjęcia, czytanie, zwiedzanie. Czytać wciąż nowe książki między gotowaniem a pieczeniem i robienie ozdobnych karteczek przed i po lepieniu pierogów. Tak, tak, to taka zwykłość i proza życia ale czy wiecie jaka to Wielka Sztuka? i ile w to wkładała serca ?
W Jej niewielkiej postaci było wciąż mnóstwo siły i energii i pomysłów bez liku. Nie straszne Jej były zatłoczone tramwaje i autobusy jeśli trzeba było dotrzeć na kiermasze książek, ciekawe wystawy na drugim końcu miasta czy daleki spacer po raz setny w to samo miejsce, żeby sprawdzić co się zmieniło.
Zawstydzała mnie, urodzoną krakowiankę, wiedzą o zakamarkach naszego miasta, taką szczegółową wiedzą, zawsze chciało Jej się poszperać i przygotować masę ciekawostek o miejscach , do których się wybierałyśmy.
Rozmawiałyśmy - a nie - paplałyśmy, o wszystkim; naprawianiu świata, nudnym gotowaniu zup, przejmowaniu się zmarszczkami, wagą (własną oczywiście) i o urodzie drzew i motyli. O wierszach. O kłopotach. O sprawach ważnych i tych mniej.
Nie zawsze się zgadzałyśmy, miewałyśmy różne zdania, inne patrzenie, ale wtedy rozmowy stawały się jeszcze fajniejsze, bo żadnej z nas nie chodziło o przekonanie tej drugiej, o wykazanie która wie lepiej, ale o wytłumaczenie siebie, swoich myśli i emocji. I wiedziałyśmy, że nawet pozostając w tych różnicach rozumiemy się, doceniamy. Bo Ewa było Osobą pełną kultury i subtelności, uważności i szacunku dla innych.
Ostatni raz spotkałyśmy się zanim świat pękł, spędziłyśmy pół dnia oglądając ciekawe wystawy i wciąż widzę nas dwie jak zadowolone, jemy pyszny sernik, pijemy wolniutko kawę patrząc przez szybę kawiarni na Wawel przymglony deszczem........
Jeśli znowu zacznę bywać w muzeach, będziesz Ewuniu ze mną, bo jak Lis Małego Księcia zyskałam COŚ, ze względu na kolor zboża...
 
Grażyna Wenezuelska:
Ciągle jest trudno uwierzyć, że już Jej nie ma. Przejrzałam wpisy w moim blogu i okazało się, że dość dużo razem pobyłyśmy. Spacerowałyśmy po zimowej Warszawie, razem próbowałyśmy ciasteczka portugalskie w Lisboa Cafe w Krakowie, kilka razy przemierzałyśmy razem z Rabarbarą zakątki Krakowa, w sposób zupełnie nietypowy, Ewa znała Kraków jak nikt, byłyśmy w Lanckoronie, w wielkanocnej i palmowej Lipnicy Murowanej, w Zakopanem u Miki, w Niepołomicach. Pozostały przemiłe wspomnienia i małe upominki własnoręcznie przez Ewę wykonane i darowane.

Pisanki, ta z ptaszkami, prześliczna, czeka na mnie w Krakowie:
 

 
Kogucik i pejzaż namalowany przez Nią, bo spodobało jej się  moje zdjęcie z Suwalszczyzny:
 

 
Serwetki, na nasze podróże z Arteńką, chciała, żebyśmy miały ładnie rozkładając nasze pikniki na trawie albo przygotowując posiłki w miejscach naszych noclegów... 



Zawsze będą mi Ją przypominały, zawsze będą ze mną.
I jeszcze ... Ewa miała przepiękny tembr glosu, zawsze, kiedy rozmawiałyśmy, jej to powtarzałam. Mówiła przepiekną polszczyzną.
Pośpieszyłaś sie Ewuś z tym odejściem...miałyśmy na wiosne spotkać się w Warszawie. Miałyśmy pojść do Ogrodu Botanicznego, miałysmy sie spotkać z Opakowaną...Wierzę, że tam gdzie jesteś, jest Ci dobrze. ...
 
Marija zrobiła grafikę:
 

I dzieli się wspomnieniami:

Moim pierwszym niezwykle sympatycznym wspomnieniem o Ewie jest...kurzęcy medal!

W 2014 roku opracowywałyśmy razem z Haną i Gosianką pierwszą Białą Kurę, czyli kalendarz kurnikowy. Hana rysowała, Gosianka udostępniała zdjęcia swoich tymczasów, ja zaś to montowałam. Gdy kalendarz był gotowy i rozsyłany w świat, Gosianka przekazała mi zrobiony przez Ewę "Medal za zasługi" . Było to dla mnie pełne zaskoczenie, bo w tamtym czasie Ewę ledwo co kojarzyłam i był to właściwie medal od nieznajomej.

A potem Ewa stawała się coraz bardziej znajoma i bliska. Łączyło nas zamiłowanie do łazęgi i do robienia zdjęć. Byłam pełna podziwu dla dystansów które pokonywała Ewa. W urodzie świata urzekały nas te same rzeczy; detale architektoniczne, murale, odbicia w kałużach, cienie...

Nie mogę uwierzyć, że nie opisze na swoim blogu już żadnego krakowskiego spaceru, ani żadnej wystawy, że nie skomentuje już żadnego mego zdjęcia i żadnego posta.

I nie oprowadzę już jej po wrocławskim Przedmieściu Oławskim ani nie wybierzemy się razem do naszego Ogrodu botanicznego...

Ewo, mam kurzęcy medal od ciebie i piękne karteczki okolicznościowe i niezwykle się cieszę, że je mam! 









 Kartki z kultowego kalendarza z rysunkami Ewy:


Gosianka:

Ewa... Urocza starsza pani w kapeluszu nad filiżanką kawy (było takie zdjęcie), niestrudzenie wędrująca po Krakowie, w słońcu i deszczu robiąca swoje kilometry. Pamiętająca o mnie na święta - zawsze własnoręcznie robiona karteczka czekała w skrzynce. Była ze mną na blogu od początku. Zawsze zostawiała miły komentarz, taktowny i wspierający. Kobieta o wielkiej wrażliwości: na sztukę, na niedolę ludzi i zwierząt. Miłośniczka Japonii - jak ja! Wierna i oddana przyjaciółka całego Kurnika. Oddana mama (czasem trudno było opiekować się wnukami, ale nigdy nie chciała odmawiać), opiekuńcza babcia. Taktowna, cicha, ciepła, spokojna, dobra, z poczuciem humoru, mądra, oczytana. Ewa pięknie wypełniała sobie czas, miała swój świat, nie nudziła się na emeryturze. Znała ukryte zakątki Krakowa i pokazywała nam je. Miała ochotę na wiele jeszcze początków, a jej ostatni post pt. "Czas..." i te trzy kropki z tyłu okazały się takie symboliczne! Już czas... Nie wiedziała, nie czuła, miała plany... Zaczęła ósmy rok blogowania i pewnie już gdzieś tam na górze pstryka dla nas foty, zwiedza, opisuje byśmy poczuły się jak w domu, gdy już do niej dołączymy. Na pewno tak! 

AMP (Pantera):

 

Nigdy Jej nie spotkałam, a tak bliska była,
to typ wyjątkowego, dobrego człowieka. 
W każdym od razu szczerą sympatię budziła.
Gdzie tkwiła tajemnica? Nie mnie jej dociekać...

Duza była czy drobna i jak wyglądała
nie dowiem się już nigdy, bowiem się spóźniłam,
wcześniej na avatarze tylko kota miała,
zaś na blogu portretów swych nie zamieściła.

Dzięki Niej mogłam poznać uliczki Krakowa,
muzea i wystawy, miejsca snów bajkowych.
Była mi bedekerem, w krótkich prostych słowach
dzieliła się swym miastem w sposób wyjątkowy.

Obiecała mi kiedyś, że mnie tam ugości, 
że będzie oprowadzać, pokazywać, mówić,
a tymczasem za wcześnie przeszła do wieczności,
pozostawiając pustkę, której nic nie stłumi.

Z ziarenek maku wiła swoje opowieści,
i malowała nimi krakowskie obrazy.
Nigdy już na swym blogu bajek nie zamieści
i maku już nie złoży w sensowne wyrazy.

 
 
Bezowa:
Już nie pamiętam, która Rzona rzuciła hasło o wysyłaniu mi kartek z okazji 500-tnej rymowanki.
Pierwsza kartka przyszła właśnie od Ewy, czerwona, własnoręcznie zrobiona, z dołączonym magnesem z widokiem Krakowa.
Na minione Święta BN, znowu przysłała mi piękną kartkę w moim ulubionym kolorze.
Miałam plan odwiedzić Ją, kiedy będzie ciepło, kiedy będziemy już zaszczepione, by zmniejszyć ryzyko...
Nawet wróciły połączenia kolejowe między naszymi miastami i w 3 godz mogłabym pokonać trasę, wypić z Ewą kawę, pogadać i wrócić tego samego dnia do domu.
Wiem, że kiedyś się spotkamy... tam, bo Kury będą razem.
 
Kasia Alzacka:
Nie poznałyśmy się osobiście, choć mało brakowało. W 2019 roku, w maju, już byłyśmy umówione, byłam wtedy z mamą w Krakowie, ale w końcu odłożyłyśmy spotkanie na następny raz. I tego następnego razu nie będzie.

Ewuniu dziękuję Ci za Twoje przepiękne karteczki , za Twoją życzliwość i dobroć. I czekam na Twoją córkę, by pokazać jej Alzację, która tak Cię urzekła.


Elaja:

Wylicytowałam te koty Ewy na bazarku ZMD, dostałam z bonusem kurzym i miłą kartką:
 
Teresa Orka:
Któregoś dnia robiłam porządek w kartkach. Powiązałam je w pęczki i od Ewy mam 12 kartek, w tym 10 zrobionych przez Nią. Ostatnia, na minione święta, jest granatowa. Jest na niej obrazek i 3 maniunie choineczki i... nie ma życzeń. Kiedy z Nią rozmawiałam i w podziękowaniu wspomniałam o tym, to mocno się zdziwiła i przeprosiła. Śmiałyśmy się, że mogę Jej kartkę komuś wysłać.
 
Kiedy skojarzyłam, że Ewa jest z Krakowa to wspomniałam, że jestem co roku w Krakowie na Szerokiej, na koncercie muzyki żydowskiej, a później jedziemy z koleżankami do Rabki. Zgadałyśmy się, że i Rabarbara mieszka w okolicy Rabki i możemy się spotkać. Kiedy byłam już na miejscu, któraś z nich zadzwoniła, że już możemy się spotkać, bo są w Rabce. Byłam ciut zszokowana, że tak szybko, bo przyjechałam dzień wcześniej i jak zwykle z moimi koleżankami : nie pijemy, kiedy śpimy , a tu prawie od rana spotkanie z nowymi Dziewczynami. Umówiłyśmy się, że będą czekały w miejscu do którego trafię bez problemu - Rabarbara znała teren. Miałam do nich kawałek, a i już od rana byłam w trakcie... Pierwsza z auta wyszła Rabarbara z ramionami szeroko rozłożonymi, a po chwili dołączyła Ewa. Przeprosiłam bardzo grzecznie, żem wczorajsza i nie tylko. Pojechałyśmy na kawę i ciacho. Przyznaję bez bicia - na początku wydawało mi się, że Ewa trzyma dystans. Dlaczego? Ona po prostu była lepiej ułożona niż ja . Jak mówiła, to spokojnie, powoli i jak tylko się odezwałam chcąc coś wtrącić, to ona grzecznie pozwalała mi się wygadać! Taka była też w rozmowie przez telefon, ale później już się nauczyłam, że z Ewą to się rozmawia grzecznie i trzeba czekać na swoją kolej. Po kilku godzinach dojechały moje koleżanki i poszłyśmy do "Zdrojowej" na pierogi. Jaka była Ewa? Miła,ciepła,spokojna i...  obydwie mniejsze niż ja. Umawiałyśmy się w zeszłym roku,że wpadnie do mnie i pokażę Ewie moje miasto. Planowałam sama, że zrobię Ewie niespodziankę i pojedziemy do Świnoujścia. Niestety, pandemia nie pozwoliła. Ostatnia rozmowa odbyła się na początku grudnia. Już o niej pisałam. Zostały wspomnienia, kartki i żal, że tak krótko i szybko. Żegnaj Kurko Ewo.
 
 
Kalipso:
Te kruki to była taka niespodzianka. Napisałam gdzieś, że chciałam sobie kupić obraz z krukiem, a za jakiś czas przychodzi przesyłka od Ewy:



Miałam okazję spotkać się z Ewą, porozmawiać. Później nie dzwoniłyśmy do siebie za wiele, może ze trzy razy. Ostatni raz przed świętami. Pisałyśmy do siebie na swoich blogach. Miałam nadzieję, że Ewa mnie kiedyś odwiedzi. Powiedziałam nawet, żeby załatwiła sprawy szpitalne i w wakacje na nią czekam, jak covid odpuści. Nie wiedziałam, że to swego rodzaju pożegnanie.
  

Opakowana:

Jakoś ciężko pisać, no ciężko. Właśnie patrzyłam na Jej ostatnie
komentarze w Kurniku i jeszcze smutniej mi się zrobiło.
Ewę poznałam, kiedy poznałam Rabarbarę - czekały na mnie na
dworcu w Krakowie i z buta poszłyśmy na targ staroci. Potem do
Lanckorony. Potem do Rabarbary. Dziewczyny wyglądały jakby się
znały od wieków. I z jedną i z drugą o to nietrudno. Ewa była
taka jakby wrażliwie ulotna, delikatna, łatwa w rozmowie, z
klasą. Ciężko to określić, ale chyba te Kury, które Ją znały,
też to widziały... Jakaś cicha melancholia też się tam błąkała, w
sumie powiedziała to nam wszystkim parę razy - to, że
owdowiała, kiedy można było starzeć się razem i chodzić na te
wielokilometrowe wyprawy. Nie wyszło.
To była (pisze mi się ten czas przeszły z wielką trudnością,
naprawdę). Dziewczyna, ktorą chciało się znać i poznać jeszcze
troszkę.
Nie za bardzo przyjmuje fakt Jej odejścia jako fakt rzeczywisty.
Jak już pisałam - Joanna Chmielewska, po śmierci jej ukochanej
przyjaciółki Alicji, nie godziła się z tym i uznała, ze Alicja po
prostu pojechała się kurować do Szwajcarii, nie przyjęła do
wiadomości, że Alicji już nie ma. Mam ciut podobnie - Ewa
pojechała do Patagonii. Tylko gula w gardle została.

Aga R.: 

Pamiętacie historię mojej sycylijskiej Luśki? 

To Ewa zapoznała mnie z Violą, pilotowała naszą podróż z Kołobrzegu do Opola. Generalnie bardzo przejęła się losem kota bezdomniaka.
Bardzo, bardzo żałuję, że nie mogła wtedy do nas dojechać...
 
***
Rabarbaro, dziękujemy Ci  za kwiatki i pożegnanie Ewy w naszym imieniu.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Informacyjnie

Edit: Rozmawiałam z Rabarbarą, która zamówi kwiaty dla Ewy niezależnie od formy pogrzebu. 

Basiu, bardzo Ci dziękuję. Wiem, że zrobisz to z czułością.

Kurki niefejsbukowe!
Większością głosów ustaliłyśmy wczoraj, że pożegnamy Ewę przepięknym bukietem - tylko tyle możemy zrobić. Zrzucamy się po 15 zł i kaskę ślemy na konto Teresy Orki.
(Dziękuję Tereniu!). Numer konta przesłałam Wam mailem. Mogło się zdarzyć, że kogoś przeoczyłam, o co nietrudno. W takim wypadku proszę o szturchnięcie mailem pod adresem: 3babyzwozu@gmail.com
Zobaczymy ile zbierzemy pieniążków. Kupimy piękny bukiet, a jeśli coś zostanie, przekażemy to Gosiance, dla kotów ZMD.
Jak technicznie to zrobimy (bukiet), jeszcze nie wiemy, musimy czekać. Może za pośrednictwem V., przyjaciółki Ewy lub Rabarbary - to zależy głównie od nich, ale też od tego, jaki będzie pogrzeb i jaka będzie wola Rodziny.
Na razie nic nie wiemy, ale kto może, niechaj śle kaskę na konto Orki, która przeleje całość tam, gdzie będzie trzeba. Bukiet dla Ewuni będzie piękny niezależnie od sytuacji.

sobota, 23 stycznia 2021

Ewuniu, do zobaczenia

Ewa odeszła. Za wcześnie, za szybko.

Trudno to pojąć, trudno ogarnąć, trudno znaleźć właściwe słowa.

Ewuniu, nadal tu z nami jesteś. 

Do zobaczenia.

 

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Dla tęskniących za śniegiem

Zima, zima i po zimie.Raptem dwa dni, bo teraz to tylko pięć poniżej zera. Jutro ma już przyjść odwilż - będzie niezła ślizgawka. Zdążyłam jednak zaliczyć długi i mroźny spacer wokół jeziora, efektem którego są te oto zdjęcia:

 

Kol. D. bada grubość tafli lodowej

Kurioza w zimowej szacie:





Widok z okna po drodze do łazienki

j/w



Jesienią nie przycięłam żywopłotu

Jest kordełka, po co garaż?


Frodkowi nareszcie nie jest gorąco. Z upodobaniem kładzie się na śniegu



Boberki nie śpio



Nowoczesność w żeremiu

Chyba lis

Lisia impreza

Całujmy się!
Widok z łóżka (z sokawką)

Jest pięknie, ale już dosyć. Zwierzów mi żal. Minus trzy w zupełności wystarczy. Chociaż zasadniczo mróz mi nie przeszkadza - do huty nie muszę chodzić, a do kol. D. mam bliziutko. To jest istotne, bo podczas siarczystych mrozów pokrzepiamy się domowym ajerkoniakiem.