wtorek, 12 kwietnia 2022

Niby wiosna...

Przecie wiem, że się zapycha! I nic nie knuję! Mam ręce pełne roboty, bo wiosna opieszale, ale jednak przyszła. Niby jest, a jakoby jej nie było - szaro i goło. Trochę wreszcie popadało, dzisiaj zrobiło się ciepło, to może wegetacja ruszy z kopyta.

Wymyśliłam sobie, że chcę mieć na tarasie coś, na czym mogłabym leżeć, pachnieć i patrzeć w gwiazdy, a co nie byłoby leżakiem (mało romantyczne). Taras nie jest zadaszony, więc nie chciałam inwestować w bukwico i martwić się, że moknie. Poszłam w recycling i kupiłam to:



Dwa elementy zestawione razem dają 170 cm. Dla kurdupla łoże w sam raz, nawet z zapasem. Udało mi się kupić tanio, teraz maluję i to dopiero jest parszywa robota, malowanie tych wszystkich deszczułek ze wszystkich stron. Palety pod spodem pomaluję na kontrastowy kolor, nie wiem jeszcze jaki.

Przed domem, od wejścia, na tzw. DZIEDZIŃCU wschodnim (hrehre), zrobiłam taki podwójny murek, rodzaj podniesionej rabaty. Kamienie (przy pomocy szczały) przytargałyśmy z pola wraz z kol. D. Przedtem Wałek obsikiwał roślinki zwisające z kamieni, teraz może sobie sikać do woli:

Pokazuję kawałek drewutni która czeka na drewno. Całej nie mogę pokazać, bo jest tam straszliwy bajzel i się wstydzę. Nadmienię tylko, że drewutnia została wykonana w 100% z odpadów. Tylko papę na dach musiałam kupić:

Obsadzę ją pnączami i będzie pięknie.

Z wkładów kominowych zrobiłam donice, pomalowałam je farbą do betonu. Bratki stoją tam na razie, docelowo posadzę jakieś pnącze - dziura w donicy to dziura na wylot. Kijki bambusowe dla niego:

Taka to szara (na razie) wiosna. Tulipany mają pączki, ale marne jakieś i w ogóle sucho, mimo kilku deszczowych dni. Bida z nędzą. Stepowiejemy:

Na koniec trochę koloru, "Pejzaż pół abstrakcyjny", akryl, 55 x 40 cm: