czwartek, 29 czerwca 2023

BIBUŁA

   Kiedy pisałam post o maturach, zajrzałam do moich starych pamiętników i wtedy, w jednym z zeszytów, znalazłam bibułę. Taką do osuszania atramentu. Wtedy najwłaściwszym narzędziem do pisania pamiętnika wydawało mi się wieczne pióro i bibuła była mi niezbędna. 
   

    W chwili, gdy ją zobaczyłam, przemknęły mi przez myśli wspomnienia pierwszych lat w szkole. Nauka pisania - najpierw ołówkiem, potem obsadką ze stalówką (najlepsze były takie z krzyżykiem), a wreszcie, kiedy już się na to zasłużyło, wiecznym piórem. Bez bibuły się nie dało. Nawet jeśli się miało dobre pióro, tekst pisany atramentem odciskał się często na sąsiedniej stronie zeszytu. Nie wspomnę już o kleksach czy o innych katastrofach. 
    Przez trzy pierwsze klasy mieliśmy lekcje kaligrafii. Niestety, nie byłam uzdolniona w tym kierunku, a raczej chodziło o to, że chciałam jak najszybciej napisać to, co było do napisania i brakowało mi cierpliwości, żeby pisać starannie. A później goniłam piórem uciekające myśli i w rezultacie bardzo często miałam obniżane oceny za brzydkie pismo.
    Moja bibuła pochodzi z czasów szkoły średniej i jest, jak widzicie, okropnie zabazgrana, bo zastanawiając się, co mam napisać, zwykłam rysować różne esy-floresy, ozdobne literki i tym podobne. Czasem tak sobie bazgrałam na różnych karteluszkach podczas zajęć i, o dziwo, patrząc na te bazgroły, przypominałam sobie np. treść wykładu.
    Nie wiem właściwie, czemu nie wyrzuciłam tej bibuły, kiedy skończyłam pisać pamiętnik. To były - są - trzy zeszyty. Schowałam je głęboko do szuflady i zapomniałam, że bibuła jest w jednym z nich.
    Kiedy dużo później zaczęłam się zabawiać robieniem kartek i różnych innych rzeczy, postanowiłam na próbę ozdobić zeszyt. Zdecydowałam się na styl romantyczny: szare płótno, koronki, taki shabby chic. Kleiłam to wszystko przy pomocy rozcieńczonego z wodą wikolu i obciążałam zeszyt przy pomocy ciężkich encyklopedii. O ile pamiętam, jako izolację stosowałam folię spożywczą, żeby się wszystko nie posklejało. A zeszyt wzięłam taki niezbyt ładny, żeby mi go nie było żal, jak nic z tego nie wyjdzie. Ale wyszło i pomyślałam, że taki zeszyt nadawałby się na pamiętnik.
    Leży do dziś niewykorzystany.
   

    Teraz, kiedy wzięłam się zapisanie tego posta, wywlekłam jeszcze z pudła stare obsadki do redisówek i piórek i stalówki do tych obsadek. Oczywiście są z późniejszych czasów, a nie z moich szkolnych początków.
   

  

    Kto dziś używa bibuły? Pisze obsadką ze stalówką i używa atramentu? Teksty pisze się na komputerze, drukuje przy pomocy domowej drukarki. Zamiast pamiętników są blogi albo profile na facebooku czy innym portalu. A niedługo pewnie nawet nie trzeba będzie klikać w klawiaturę, tylko powiesz, a komputer zapisze.
 

EDIT:
Musiałam po prostu :)
Pamiętacie rysowanie szlaczków? I obowiązkowe robienie marginesów? Marginesy były zmorą początku roku szkolnego. Niektórzy nauczyciele wymagali ich od razu w całym zeszycie, a zeszytów z marginesami wtedy zwyczajnie nie było.