sobota, 27 maja 2023

MORSKIE OPOWIEŚCI

 

                                                                  






 

   

"Kiedy rum zaszumi w głowie,
cały świat nabiera treści,
wtedy chętnie słucha człowiek
morskich opowieści."

 Rumu nie mam, ale czy to musi być rum?
Zainspirowana przez Sabałę, która wspomniała w komentarzu o żaglach, postanowiłam napisać post  "Morskie opowieści". Morskie 
albo raczej żeglarskie. A może w ogóle wodne?
Otóż napisałam swego czasu szantę - nazwa dumna, ale to po prostu piosenka żeglarska - pod tytułem "Opowieść o dumnej łodzi":

OPOWIEŚĆ O DUMNEJ ŁODZI

Była raz dumna łódź,
sporo już miała lat,
ale wciąż miała siłę i wdzięk.
Znała flautę i szkwał,
żadnych się nie bała fal
i niejeden piękny odwiedziła brzeg.

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr,
ona ostro tak szła na wiatr!
Czy to nagły szkwał,
czy to sztorm jej żagle rwał,
ona ostro tak szła na wiatr.

Gdy przywiozłem ją tu,
rzekła: cóż to za staw?
Pływać po tym nie będę! O, nie!
Pływajże sobie sam,
ja to wszystko w rufie mam!
Prędzej rumpel złamię albo zgubię miecz! 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

I gdy znów poszła w rejs,
rumpel jak patyk pękł!
Ona śmiała się tańcząc wśród fal.
Potem miecz zabrał czart.
Cóż bez miecza jacht jest wart?
Przecież teraz już nie może płynąć w dal. 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

Co tu robić, no, co?
Ciągle coś, napraw sto,
miast żeglować pod stopą mam brzeg!
Stary żeglarz mi rzekł:
ochrzcij łódź, daj imię jej,
a zobaczysz wszystko się odmieni wnet. 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

Piękny odbył się chrzest,
szampan strugą lał się,
a na fale posypał się kwiat.
No i od tego dnia
moja dumna łódź i ja
zawsze razem przemierzamy wodny szlak. 

Ref. Ona ostro tak, ostro idzie na wiatr,
ona ostro tak idzie na wiatr!
Czy to sztormu gniew,
czy nagłego szkwału śpiew,
ona ostro tak idzie na wiatr.

 

Te wydarzenia naprawdę miały miejsce jakieś pięć lat temu. Brat mojego męża, Paweł, kupił  sporą łódź z kabiną i przywiózł ją nad nasze olsztyńskie jezioro Ukiel. Mieliśmy okazję nią żeglować.
Pewnego razu płynęliśmy sobie we trójkę, Jacek, nasza córka Dorota i ja. Ostro halsując, zbliżaliśmy się szybko do brzegu. To miał być efektowny zwrot i efektowny był. Łódź zatańczyła na falach, woda trysnęła wysokim, białym pióropuszem. Uczucie było euforyczne, ale... pękł rumpel.
Do przystani wracaliśmy na samych żaglach, Jacek i Dorota leżeli  na zmianę na rufie i przytrzymywali  ster rękami w odpowiednim położeniu. Ja siedziałam przy szotach, pilnując kierunku, z osobą, która akurat nie sterowała. Na szczęście przystań była blisko.
Wkrótce po naprawie rumpla, brat męża, podnosząc miecz, zgubił go. Tylko szczęśliwy traf chciał, że  stało się to w chwili, kiedy już dopływał do mola. Wyciąganie miecza z dna i powtórne zamocowanie go wymagało i czasu, i wysiłku. Jacek oczywiście pomagał bratu.
Wtedy właśnie urodziła się ta szanta. Napisałam tekst, wymyśliłam melodię, a Dorota z Jackiem dobrali  chwyty na gitarę. Miałyśmy to nagrać i dać Pawłowi w prezencie, ale z różnych powodów nie wyszło i tekst trafił do szuflady ;)

Ale jak opowieści, to opowieści. Dawajcie tu swoje - może się okaże, że tu same Kurki Wodne? Dzikie oczywiście :D

sobota, 6 maja 2023

NATURALNIE MATURALNIE.


 Naturalnie maturalnie,
bo matury są teraz jednym z najważniejszych tematów. Ja zdawałam maturę blisko pół wieku temu. Matematyka była wówczas obowiązkowa, ale tylko pisemna. Mieliśmy mniejszą skalę ocen, nie można było dostać oceny celującej, a dwójka oznaczała, że się nie zdało.

Jak to było?
O tym, czy kasztany kwitną, czy nie, w ogóle nie myślałam, zresztą u nas kasztany rzadko zakwitały w tym czasie, mało tego; bywało, że na początku maja pojawiały się dopiero pierwsze liście na drzewach. Kasztany kwitły bliżej połowy maja, w drugiej dekadzie miesiąca. Myślałam tylko o maturze i oczywiście strasznie się bałam. Ale miałam dobrych nauczycieli. Wymagającą, ale umiejącą wszystko dobrze wytłumaczyć matematyczkę i bardzo fajną polonistkę, która nie hamowała inwencji i potrafiła pobudzać wyobraźnię. Historyk też był fajny, ale ja wmówiłam sobie, że nie lubię historii i zdawałam ją tylko dlatego, że była na egzaminach na studia.
Żeby sobie przypomnieć niektóre fakty i daty zajrzałam do swojego pamiętnika, przytaczam więc oryginalne fragmenty dotyczące matury:

„5.V. Niedziela.
Jutro matura z polskiego. Wydaje mi się, że nic nie umiem. Strasznie się boję i w ogóle czuję się okropnie.
(…)
7.V.Wtorek.
Wczoraj zdawałam pisemny polak. Tak się bałam. Ale tematy okazały się bardzo łatwe. Ja wybrałam II temat: „Mój stosunek do ideałów i bohaterów epoki romantyzmu.” Było w ogóle 5 tematów. Mam wrażenie, że mniej niż dostatecznie nie dostanę, ale bardzo bym chciała dostać 4. Po prostu miałam 4 na dopuszczenie i doprawdy, wstyd byłoby mieć 3 z pisemnego egzaminu. Jutro pisemna matma  Jest 5 zadań – trzeba wybrać trzy (za trzy dobrze zrobione -  piątka). Mam nadzieję, że zrobię chociaż dwa.
(…)
Z matmy zrobiłam trzy zadania. Trzy zadania dobrze! I zarobiłam piątkę. Z polaka pisemnego 4. Z ustnego też. Najgorsza była ustna historia. Prawie nic się przed egzaminem nie uczyłam, byłam „wyjątkowa noga”. Tylko szczęście, wyjątkowe szczęście, mogło sprawić, że zdam maturę. I sprawiło. Dostałam upragnione trzy. Uff! Kosztowało mnie to nieuczenie się histerię w przeddzień i w dzień egzaminu. Poryczałam sobie solidnie. Ale wszystko O.K.!”

Były i zabawne momenty. Kiedy przyszłam do szkoły, żeby sprawdzić wyniki egzaminu pisemnego, natknęłam się na moją polonistkę. Ukłoniłam się oczywiście, a ona spytała groźnie: Jak się pisze „rząd”? Na co bez zastanowienia odpowiedziałam: Przez „rz”! Okazało się, że napisałam z błędem, przez „ż”. Nauczycielki, sprawdzając maturalne rozprawki, zaopatrywały się w baterię piór i długopisów i niektóre błędy poprawiały. W końcu uczyły nas przez cztery lata i wiedziały, jakie kto robi błędy, a trzeba pamiętać, że jeden błąd ortograficzny obniżał ocenę o jeden stopień.
 Z kolei podczas pisemnej matematyki wyniki konsultowałam z kolegą, który siedział w rzędzie pod oknem, a ja siedziałam trzy rzędy dalej, pod ścianą. Zdania rozwiązałam przed przerwą śniadaniową, ale zostałam, bo były kanapki z szynką. A podczas przerwy nasz woźny, rozdając kanapki, pytał: Kto chce ściągę? Kto chce ściągę?
To teraz wy, Kurki. Jak to było z waszymi maturami? Piszcie!