sobota, 1 października 2022

Babiego lata nitki zwiewne...

 
Przepiękne zdjęcie zrobiła i liryczny wiersz napisała Ninka Onisk. Ja mogę tylko zarumienić się z zakłopotaniem, bo wyręczyła mnie z przytupem, i to jakim!
Ale ja się poprawię.
 
fot. Nina Onisk

 
***

Jesień wyznaje modne trendy:
styl shabby chic i vintage;
wyblakła, trochę postrzępiona,
krucha jak stare listy.

Jej blade złoto, zgniłą zieleń,
traw płowość, brąz gałęzi,
cierpliwie i uważnie zbieram,
na zawsze chcę uwięzić.

Starannie je dopasowuję
w bukiecie rozwichrzonym,
w koronce porannego szronu,
w woalu mgieł wieczornych.

Jeszcze ostatnie daję kwiaty -
- żółtawe, rdzawe, złote,
babiego lata nitki zwiewne
we wstążkę cienką plotę.

Jesienny bukiet nostalgiczny,
w nim skrawki wspomnień letnich.
Westchnienie lata w chłodzie zimy.
Ogrzewa czas bezkwietny.


Napisałam ten wiersz kilka lat temu i kiedy przeczytałam post Agniechy
od razu mi się przypomniał. Post nosił tytuł „Jesienny bukiet” i taki sam
tytuł mógłby mieć ten wiersz.
W komentarzach rozmawiałyśmy nie tylko o bukiecie, ale i o tym, czy
jesień jest melancholijna, czy nie i dlaczego. Proponuję zabawę, tu, w
Kurniku. Czy lubicie jesień? Piszcie, w dowolnej formie: komentarza, jakiejś
małej formy literackiej - wierszyka, fraszki, prozy poetyckiej, jesiennych
wspomnień i co tam jeszcze wymyślicie. Możecie przysłać zdjęcie jesieni
albo własnej jesiennej pracy. Można smutno, można śmiesznie, jak wam w
duszy zagra.
Wiersz to mój wkład w dyskusję, można polemizować.

To mówiłam ja, Ninka. 

 

***

Z racji posiadanej w Kurniku władzy, ja (Hana) zacznę. Jesień otóż bardziej lubię, niż nie lubię. Nie napawa mnie smutkiem, ani inną melancholią. Lubię ją w początkowej fazie - jak teraz, gdy świat wokół jest zachwycająco piękny i kolorowy, temperatura na zewnątrz ma ludzką twarz, a stragany na rynku uginają się od owoców. Nie lubię jesieni listopadowej, błotnistej, ponurej i mglistej. Jednak i ten czas ma swoje zalety. Ogród śpi, bez wyrzutów sumienia można zalegać w pościeli/pod kocykiem/przed telewizorem/nad książką, co kto lubi. O ile oczywiście może sobie na to pozwolić. Ja już mogę. Zaraz po listopadzie zaczynam czekać na bociany. I to się sprawdza - myk-myk Gwiazdka, Sylwester i zaraz potem już są.

Tym niemniej wczesna jesień to więcej pracy na gumienku. Dosadzanie, przesadzanie i takie tam. Właśnie zlikwidowałam dwie grządki w skrzyniach, bo ten system nie sprawdził się u mnie.

Całkiem na początku było tak:

Po roku:


Dzisiaj, dopóki nie wygonił mnie deszcz (krótkotrwały, niestety):



Patrzcie, ile mam miejsca na nowe rośliny! W liściopadzie będę sobie planować co tam posadzę.

Jesień Nietutejszej:



Są i wspomniane w komentarzach łapacze światła Marii:

Im jestem starsza, tym bardziej wrażliwa na światło, jego brak odczuwam dość dotkliwie, a przejawia się to obniżeniem nastroju. Najprawdopodobniej dlatego nauczyłam się łapać najmniejsze nawet okruchy ciekawego światła, wzrokiem mym, a następnie rejestruję te świetlne refleksy na fotografiach :)

Łapaczami światła nazywam przedmioty które w ciekawy sposób reagują na światło. Przedmioty takie od dawna wieszam sobie na moim oknie na wschód. Niedawno moje półeczki wiszące naprzeciwko okna także przysposobiłam do łapania światła. Miałam kilka luster z odzysku i dobromirową metodą przymocowałam je pomiędzy półkami ;). Na nich ustawiłam moje prace z agatów i muszli, czyli łapacze światła. 
A największym łapaczem światła jest kot Myk.
Łapanie światła to nauka uważnego patrzenia.
Dla mnie to kop energetyczny, bardzo często zaczynam dzień od robienia zdjęć :).
Łóżko mam tak ustawione, że po jednej jego stronie mam okno, a po drugiej półeczki i jak otwieram oczęta swe i widzę, że łapacze mnie interesująco wabią, to wyskakuję z łóżka i chwytam za aparat fotograficzny, w ciągu dnia też robię zdjęcia łapacom.
Na jesiennej grafice jestem ja i mój rozświetlacz listopadowych mroków :).







 

A takie grzyby, wręcz grzybska, znalazła córka Margaret w centrum miasta Leida (Leiden) w Holandii: