Karnawał jest w tym roku krótki, bo Popielec przypada już
czternastego lutego, a więc ostatnia sobota karnawału to dziesiąty lutego,
czyli już za chwilę! Ale jak karnawał, to bale, domówki i maskarady J
Od dziecka lubiłam się przebierać. Po powrocie z przedszkola podekscytowana
wołałam, że pani mówiła, że mamy się przebrać, a mama i babcia potrafiły nawet
zarywać noce, żebyśmy miały z siostrą odpowiednie stroje.
To mój pierwszy przedszkolny strój byłam przebrana za śnieżynkę. Pierwsza od prawej kucająca dziewczynka to ja 😊
A to właśnie strój, który mama i babcia uszyły mi przez jedną noc - czerwona spódniczka w kwiaty, biała bluzka z czerwoną wstążką pod szyją i fartuszek. Tej samej nocy uszyły mojej siostrze sukienkę śnieżynki z gazy usztywnionej krochmalem.
Pierwsze trzy klasy
podstawówki jakoś nie kojarzą mi się z balami maskowymi, ale już od czwartej
klasy o przebranie na szkolny bal martwiłam się sama., choć babcia i mama
pomagały wymyślać stroje. Nie wiem w której klasie, chyba w piątej,
zasugerowały mi, żebym przebrała się za Czerwonego Kapturka. Miałam już
czerwoną, rozkloszowana spódniczkę w białe grochy, do tego biała bluzka,
koszyczek od święconki, a babcia z mamą w ciągu jakichś dwóch godzin uszyły mi
czerwony czepeczek z wiązaniami ze ścinków pozostałych ze spódniczki i biały
fartuszek z falbanką.
Miałam równie jak ja zakręconą koleżankę, z którą razem wymyślałyśmy i
robiłyśmy sobie przebrania. Raz przebrałyśmy się za paprotki; powycinałyśmy z
karbowanej bibułki duże paprociowe liście i doszyłyśmy je do wstążek, tworząc
spódniczki, a takie same, tylko mniejsze poprzyklejałyśmy do opasek zrobionych
z kartonu.
Nie muszę wam mówić, że większość rodziców ani w przedszkolu, ani w szkole nie
zawracała sobie głowy szykowaniem przebrań dla dzieci. A w średniej szkole i podczas studiów okazało
się, że ludzie po prostu nie chcą się przebierać, uważając, że to głupie i
niepoważne. Na studenckiej maskaradzie, na którą biletem wstępu miał być strój,
poszliśmy całą grupą i chyba tylko ja potraktowałam sprawę serio, bo upięłam na sobie stylizowany chiton i uczesałam się w greckim stylu, od którego jedynym odstępstwem były złote sandałki na wysokim obcasie. Reszta grupy poszła po
linii najmniejszego oporu przebrawszy się za gromadę wędrowców - dżinsy,
kraciaste flanelowe koszule, jakieś kapelusze powyciągane od rodziców i kije,
niby pielgrzymie kostury. Okazało się oczywiście, że 90% uczestników zabawy
wcale się nie przebrała i gdyby nie zostali wpuszczeni, bawiłoby się nas bardzo
mało.
Na pewno wiecie, że tak właśnie się działo na większości maskarad.
A ja dotąd
marzę, żeby wziąć udział w balu, na którym wszyscy będą mieli kostiumy…
Jednak dotąd wyżywałam się szyjąc stroje moim dzieciom i siostrzenicy.
To jedno z fajniejszych przebrań moich dzieci - kotek i myszka. Strój kotka uszyłam z mojego golfa, myszka jest w szarych rajstopach i szarym, bawełnianym golfiku i ma spódniczkę z kawałków starego futerka doszytych do paska, futerko jest również na opasce, kawałki futerka zdobią też strój kotka. Moim dziełem jest także makijaż (słabo niestety widoczny na zdjęciu), który zrobiłam kredką do brwi 😊
A tu przykład bardziej wymyślnego makijażu i stroju, córka przebrana za Noc. Makijaż całkiem nieprofesjonalnie zrobiłam cieniami i kredką do powiek. Efekt był o wiele lepszy niż na zdjęciu.
Suknia Nocy to moja własna sukienka odpowiednio dopasowana, peleryna jest z podszewki, a gwiazdki i księżyc na opasce z... grubszej folii aluminiowej z pudełek po maśle roślinnym😃
Siostrzenicy i córce wymyślałam stroje nawet kiedy już pracowały, w jednej firmie zresztą. Pierwszy firmowy bal był w stylu lat międzywojennych, kupiłam im wtedy sukienki w ciuchlandzie (miałam szczęście, bo trafiłam na obie za jednym razem), zrobiłam opaski, dobrałam biżuterię i umalowałam je. Na pierwszym zdjęciu siostrzenica, na drugim córka.
A to opaski z przybraniami.
Na drugi bal przebrała się tylko córka, a potem już nawet córka przebierać się nie chciała, bo skoro konkursy na najlepszy strój wygrywali ci, którzy po pierwsze, stroje sobie wypożyczali, a po drugie, zwykle należeli do firmowej góry, więc właściwie po co się było wysilać… Chociaż ja bym chyba nie odpuściła J
I dlatego – tadam! Oto strój córki z drugiego balu, który postanowiłam pokazać na sobie!
To dwuwarstwowa, rozcięta z przodu spódnica ze sztywnego tiulu przymarszczonego i przyszytego do szerokiej wstążki. Wierzchnia warstwa została odpowiednio upięta, tak żeby przypominała siedemnastowieczną krynolinę. Kwiat na ramieniu jest z tego samego tiulu. W pierwotnej wersji sukienka pod spodem była krótka i córka miała na nogach klasyczne szpilki.
Liczę na to, Kurki, że podzielicie się swoimi wspomnieniami o maskaradowych strojach waszych i waszych dzieci. A może o takich, które gdzieś widziałyście i bardzo wam się spodobały?
No to bawcie się dobrze w karnawale, bez względu na to, gdzie i z kim się bawić będziecie!
Jakie są zdjęcia, same widzicie. To zdjęcia z telefonu, a na dodatek niektóre to zdęcia robione zdjęciom, więc ich jakość po prostu nie może być dobra. Nawet, poskromiwszy własną próżność, wybrałam z moich zdjęć najostrzejsze, a nie takie, na którym najładniej wyszłam 🙈