sobota, 27 maja 2023

MORSKIE OPOWIEŚCI

 

                                                                  






 

   

"Kiedy rum zaszumi w głowie,
cały świat nabiera treści,
wtedy chętnie słucha człowiek
morskich opowieści."

 Rumu nie mam, ale czy to musi być rum?
Zainspirowana przez Sabałę, która wspomniała w komentarzu o żaglach, postanowiłam napisać post  "Morskie opowieści". Morskie 
albo raczej żeglarskie. A może w ogóle wodne?
Otóż napisałam swego czasu szantę - nazwa dumna, ale to po prostu piosenka żeglarska - pod tytułem "Opowieść o dumnej łodzi":

OPOWIEŚĆ O DUMNEJ ŁODZI

Była raz dumna łódź,
sporo już miała lat,
ale wciąż miała siłę i wdzięk.
Znała flautę i szkwał,
żadnych się nie bała fal
i niejeden piękny odwiedziła brzeg.

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr,
ona ostro tak szła na wiatr!
Czy to nagły szkwał,
czy to sztorm jej żagle rwał,
ona ostro tak szła na wiatr.

Gdy przywiozłem ją tu,
rzekła: cóż to za staw?
Pływać po tym nie będę! O, nie!
Pływajże sobie sam,
ja to wszystko w rufie mam!
Prędzej rumpel złamię albo zgubię miecz! 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

I gdy znów poszła w rejs,
rumpel jak patyk pękł!
Ona śmiała się tańcząc wśród fal.
Potem miecz zabrał czart.
Cóż bez miecza jacht jest wart?
Przecież teraz już nie może płynąć w dal. 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

Co tu robić, no, co?
Ciągle coś, napraw sto,
miast żeglować pod stopą mam brzeg!
Stary żeglarz mi rzekł:
ochrzcij łódź, daj imię jej,
a zobaczysz wszystko się odmieni wnet. 

Ref. Ona ostro szła, ostro szła na wiatr… 

Piękny odbył się chrzest,
szampan strugą lał się,
a na fale posypał się kwiat.
No i od tego dnia
moja dumna łódź i ja
zawsze razem przemierzamy wodny szlak. 

Ref. Ona ostro tak, ostro idzie na wiatr,
ona ostro tak idzie na wiatr!
Czy to sztormu gniew,
czy nagłego szkwału śpiew,
ona ostro tak idzie na wiatr.

 

Te wydarzenia naprawdę miały miejsce jakieś pięć lat temu. Brat mojego męża, Paweł, kupił  sporą łódź z kabiną i przywiózł ją nad nasze olsztyńskie jezioro Ukiel. Mieliśmy okazję nią żeglować.
Pewnego razu płynęliśmy sobie we trójkę, Jacek, nasza córka Dorota i ja. Ostro halsując, zbliżaliśmy się szybko do brzegu. To miał być efektowny zwrot i efektowny był. Łódź zatańczyła na falach, woda trysnęła wysokim, białym pióropuszem. Uczucie było euforyczne, ale... pękł rumpel.
Do przystani wracaliśmy na samych żaglach, Jacek i Dorota leżeli  na zmianę na rufie i przytrzymywali  ster rękami w odpowiednim położeniu. Ja siedziałam przy szotach, pilnując kierunku, z osobą, która akurat nie sterowała. Na szczęście przystań była blisko.
Wkrótce po naprawie rumpla, brat męża, podnosząc miecz, zgubił go. Tylko szczęśliwy traf chciał, że  stało się to w chwili, kiedy już dopływał do mola. Wyciąganie miecza z dna i powtórne zamocowanie go wymagało i czasu, i wysiłku. Jacek oczywiście pomagał bratu.
Wtedy właśnie urodziła się ta szanta. Napisałam tekst, wymyśliłam melodię, a Dorota z Jackiem dobrali  chwyty na gitarę. Miałyśmy to nagrać i dać Pawłowi w prezencie, ale z różnych powodów nie wyszło i tekst trafił do szuflady ;)

Ale jak opowieści, to opowieści. Dawajcie tu swoje - może się okaże, że tu same Kurki Wodne? Dzikie oczywiście :D

142 komentarze:

  1. Fantastyczna pieśń żeglarska. 😁 Ja niestety, ale w każdej wodzie moczę tylko nogi, ale za to uwielbiałam chodzić po brzegu morza. Taki ze mnie szczur lądowy. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale morze moczyłaś nogi w jakiejś wyjątkowej wodzie?

      Usuń
    2. Ojeżu, miało być może!!! Chyba się za mocno wodą zasugerowałam :))))))

      Usuń
  2. Jestem stworzeniem wodnym, lubie byc nad woda, lubie plywac w wodzie i duzo bym dala, gdybym mogla mieszkac nad woda, ale zeglarstwo nigdy mnie nie porwalo, choc okazji bylo sporo. No nie lubie zaglowek i juz, znacznie lepiej czuje sie na bardziej stabilnych obiektach plywajacych.
    A wiersz jak zwykle i to chyba powoli staje sie nudne, bo piszesz wylacznie doskonale wiersze, nie ma sie do czego przyczepic, a jest czym zachwycac. I wielka szkoda, ze nie udalo sie zrobic z tego prezentu dla szwagra, nie powinno sie niczego odkladac na pozniej, bo bedzie za pozno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonałe wiersze? Aż mi się gorąco zrobiło! Pracuję nad tekstami, mocno, ale żeby były aż doskonałe.... Dziękuję bardzo, Aniu ♥♥♥
      A co do prezentu - może jeszcze mi się uda :)

      Usuń
    2. Ale juz Jacek nie zaspiewa... :((( O to mi chodzilo, kiedy pisalam, ze za pozno.

      Usuń
    3. Rozumiem. Choć Jacek ze śpiewem był ciut na bakier, choć dobrze grał na gitarze, trochę na pianinie i na prostych instrumentach. On by nam raczej akompaniował. Jak zwał, tak zwał masz rację.

      Usuń
  3. Nigdy nie żeglowałam, jednak zupełnie nie przeszkadza mi to być ogromną fanką piosenek żeglarskich, często ich słucham :)
    Twoja opowieść o dumnej łodzi wspaniała, fajowsko by było aby jakiś zespół śpiewający piosenki żeglarskie włączył ją do swojego repertuaru. Na Facebooku fani tego rodzaju muzyki mają swoje profile, swoje profile mają też wykonawcy, może mogłabyś się na jednym z tych profili pochwalić się tym tekstem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię piosenki żeglarskie. U nas latem często grają zespoły szantowe. Przed pandemią były takie koncerty, szantowe czwartki. Ciekawe, czy będą w tym roku.

      Usuń
    2. We Wrocławiu odbywa się jeden z najstarszych i najważniejszych polskich festiwali, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych w przejściu podziemnym w centrum miasta powstało cuś na kształt żeglarskiego obozowiska. Próbowałam znaleźć w necie jakieś wzmianki ale mi się nieudało i właściwie nie wiem co to było. W plątaninie sieci stały jakieś prymitywne meble i prawie przez 24 godziny na dobę słychać było gitary i piosenki żeglarskie.
      Żeglarską muzykę od dziesiątków lat propaguje także wrocławski radiowiec Marek Obszarny.

      Usuń
  4. Jako że na Dolnym Śląsku mamy przewagę gór nad wodami nadającymi się do żeglowania, dlatego to zawsze szlajanie się po górach wydawały mi się atrakcyjniejsze od ujarzmiania wody.
    Moje doświadczenia z obiektami pływającymi są niewielkie, odrobinę kajakowania, trochę rejsów turystycznych po Odrze. Największe obiekty pływające, to były statki turystyczne pływające w okolicach Świnoujścia, w 2000 roku byłam tam w sanatorium. Moje sanatoryjne towarzyszki namiętnie uprawiały "turystyką wolnocłową" ;) na tych statkach, zabierałam się więc z nimi, one czas rejsu spędzały w sklepikach wolnocłowych, ja rozkoszowałam się pływaniem :)
    Kiedyś w młodości mej doświadczyłam burzy na jeziorze Mikołajskim, fajnie wspominam. Byłam na wczasach na Mazurach, wybrałam się na rejs statkiem wycieczkowym no i złapała nas na jeziorze burza połączona z ulewą. Spędziłam te atrakcje na pokładzie, potem okazało się że moja czerwona kurtka farbuje i tak to do kompletu stałam się właścicielką także czerwonej bluzki ;)
    A moja bratanica pływa na desce SUP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko czerwone! Hrehrehre :D
      Lubię wszystkie obiekty pływające, najmniej motorówki, a na desce nigdy nie próbowałam.

      Usuń
    2. Deska by ci się spodobała, może namów córkę na wspólną naukę, na początek deski można wypożyczyć :)

      Usuń
  5. Wielka woda, to nie dla mnie. Jeździliśmy z Bezowym nad Solinę, ale tylko przy brzegu moczyłam nóżki. Boję się i już, chociaż dałam się namówić do wejścia na łódkę i to kilka razy, zaufałam mu, że mnie nie utopi hahaha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już druga jesteś. Druga, która tylko nogi moczy :D

      Usuń
  6. Dumna łódź kojarzy mła się z dmuchanym flamingiem dosiadanym przez dziewczynę, który sobie pływał na ulicach nie mniej dumnego miasta Ódź. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Największą pływającą przygodę przeżyłam w wieku 12 czy 13 lat. Byłam na pływających koloniach, na statku, który płynął z Warszawy do Gdańska, czy może odwrotnie, nie pamiętam. Mieszkaliśmy na statku, jedliśmy tam i w każdym większym nadwiślańskim porcie schodziliśmy na brzeg i zwiedzaliśmy. To były najlepsze kolonie mojego dzieciństwa
    Teraz czasem zaliczam spływ kajakiem albo zwykłe wiosłowanie po jeziorze. W ogóle to lubię wodę i nie boję się jej. Pływam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeździłam na kolonie co roku, przez całą podstawówkę, ale takie fajne nigdy moi się nie trafiły. Ja też lubię wodę i lubię żagle, i kajaki, i łódki wiosłowe i prawie wszystko, co pływa. Ale łodzie żaglowe najbardziej, najlepiej przynajmniej trochę większe od żaglówek.

      Usuń
  8. Kiedy bylam dziewczynką moim marzeniem było wygrać wycieczkę statkiem, ktory plywalby gdzieś np.po M.Śródziemnym i zawijal do portów, a ja zwiedzalabym miasta.
    Zrezygnowałam z tego marzenia w wieku 20 lat, kiedy moj obecny mąz, wtedy jeszcze nie maź, chcial mi zrobic niespodzianke i zaprosil na kolację z potancówką na...statku. Początek był ok, statek wyruszył z portu i pływał powoli w niedalekiej odległości od Świnoujścia. Miało byc tak romantycznie:) Kolację pamiętam, potem jakiś taniec do piosenki Niemena , ... reszta pozostaje milczeniem. I to nie ze względu na napoje wyskokowe, ale okazalo sie, ze mam chorobę morską i reszte wieczoru przesiedzialam w kibelku. Szczegółów nie będę podaeac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, współczuję. Szkoda, że nie wyszło.
      Ja też marzyłam o rejsie statkiem. Teraz też bym chciała, ale nie jakimś wielkim wycieczkowcem. Raczej myślałam o rejsie na zwykłym statku handlowym, który bierze na pokład kilku pasażerów. Czytałam książki o takich rejsach pisane przez reporterów i pisarzy, ale nie wiem, czy jako zwykła obywatelka dostałabym taką możliwość.

      Usuń
    2. Ninka - da sie, tylko trzeba sie dowiadywac, moj Tatko byl takim obywatelem, choc strasznie dawno - na Soldku poplynal do Anglii jako jeden z kilku pasazerow - rok 1963!! a potem ja wyemigrowalam na czyms podobnym. Cala podroz przelezalam w okropnej kajucie, dosc chora. Na wczesna ciaze ;) Teraz kuzyn slubnego z zona zakonczyli podroz dookola swiata (rozstawnymi krewnymi) nie lecac samolotem ani razu. W USA przemieszczali sie greyhoundem, a cala reszta wlasnie statkami towarowymi - z USA na Hawaje, stamtad Polinezja/Mikronezja - gdzie ich ktos podwiezie, N Zelandia/Australia, Polud. Afryka, Namibia i my bylismy ich pierwszym miejscem po wyladowaniu w Harwich (w Rotterdamie przesiedli sie na zwykly prom, bo to raptem 6 h), wynajeli samochod i przyjechali do nas. Odsapnac troszke (choc niedaleko mieszkaja, ale dom byl jeszcze pare dni wynajety) i zapytani czy zrobiliby to samo jeszcze raz - zgodnym chorem od razu wrzasneli - NIEEEE!!! hrehrhr

      Usuń
  9. Oooo, kocham wode, ale sie jej boje i mam respekt... Troszke, jako taki pasazer na gape, jakimis zaglowkami pare razy poplywalam, do UK wyemigrowalam statkiem ze Swinoujscia (NIE pasazerskim), potem budowalismy jacht prawdziwy ze slubnym (i jego kolega, ktory na czas budowy zrezygnowal z kariery adwokata na rzecz obierania kartofli w restauracji), maly, troche ponad 10 etrow by zyc na wodzie. Urodzil nam sie Synek i zrezygnowalismy z planow, glownie przez brak doswiadczenia w prawdziwym zeglowaniu, hrehrhr, potem - no, ciagle promem sie przemieszczamy od zawsze miedzy UK a Europa kontynentalna - byl fajny rejs prawie spod domu do Hamburga - 24 godziny. Potem krotsze, nocne przeprawy - nowoczesne promy maja TAKIE stabilizatory, ze ho ho. Byly i sztormy i spadajace rzeczy ze stolikow i polek etc. A teraz, im starsza jestem, tym bardziej kocham morze z brzegu - moge siedziec i sie gapic i gapic. I wachac i sluchac. Jeziora sa ogolnie lagodniejsze do zeglowania i zeglowanie wtedy to po prostu jest duza przyjemnosc. 13 lat jezdzilismy nad jedno jezioro na ukochanych Kaszubach, gdzie jednostkami plywajacymi byly deski do surfingu, bodyboarding, skladaki i balia (taki dziwny, blaszany, ruski skladak, ktory sie nadawal do wywioslowania na srodek i po ulozeniu sie na dnie, opalania topless, jak kto chcial ;). Pies przyjaciol nas gonil woda, jak plywalismy, bo uwazal, ze trzeba nas ratowac. Az nauczylismy go stania na desce i byl z niego taki galion!

    Ninka - wiersz/piosenka - jak zawsze - swietna. Warta odspiewania oficjalnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też bardziej w stronę pasażera albo raczej majtka, bo się już ciut przyuczyłam i za załogę mogę robić. To Jacek był żeglarzem. Z nim się niczego nie bałam :) A respekt przed wodą też czuję. Lubię pływać, ale ma być przyjemnie, ryzykanctwo wykluczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opakowano, to miała być odpowiedź dla Ciebie.
      I dziękuję ♥

      Usuń
    2. Ninka - ten respekt, to u mnie troche strach. Pewnie dlatego w jeziorach i morzu trochu boje sie plywac. Najchetniej bym sie ubrala w dete kolo i te dete skrzydelka dla dzieci i sobie dryfowala.... kiedys bylam w dosc niebezpiecznej sytuacji - mialam z 11-13 lat - bezchmurne niebo, Ustka, kazdy na krzeselkach w wodzie, od brzegu kawaleczek glebszy - tak do pasa, a dalej lacha, gdziesmy sie bawili tlumnie. I absolutny grom z jasnego nieba - nagle zrobila sie calkiem pokazna fala, zalala ludzi na krzeselkach etc, nas fala ciagnela i pchala i jak probowalismy przelezc przez to do pasa, to sie okazalo, ze sie nie da, bo jest o wiele glebiej. I te fale. Dorosli rzucili te krzeselka i siup! ratowac dzieciaki. Wszystkich nas przeciagnal sznur ludzi, ale kolejka byla. I strach. I za chwil pare znowu moze bylo gladziutkie zupelnie. Moja Mama do konca zycia o tym opowiadala!!

      Usuń
    3. O rany, ale przeżycie. Nie dziwię się, że się boisz; Dziwię się, że tylko trochę ;)

      Usuń
  11. Jestem z Bytomia, z którego wywodzą się najlepsze polskie grupy śpiewające pieśni morza i szanty. Ja z zeszytem i ołówkiem , warowałam przy radiu i audycji Kliper Siedmiu Mórz. Spisywałam słowa szant, które tam zapodawali, a potem uczyłam się je grać na gitarze. Po latach, kolega pożyczył mi śpiewnik żeglarski- byłam w raju. Ale pierwszy rejs odbyłam dopiero z moim obecnym mężem, wtedy narzeczonym i zakochałam się w pływaniu, choć niestety dawno na żaglach nie byłam. Za to nadal przyjaźnię się z szantymenami i śpiewamy razem nowe i stare kawałki. Kasia Alzacka. Ahoj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj, Kasiu! Ale miałaś - i masz - fajnie. Ostatnio czytałam (po raz kolejny) książkę Moniki Szwai "Artystka wędrowna". Tam była mowa o szantymenach i o tym, że ci ze Śląska są świetni.

      Usuń
  12. Lubię wode wszelaka, czuje się jak ryba w wodzie, pływam różnymi stylami ale aż wstyd przyznać, zaglowki są mi obce, jeszcze nigdy nimi nie plynelam.
    Owszem, były kajaki, łódki, promy i różne perypetie związane z nimi 😊
    Szanty natomiast uwielbiam 😊
    Ninko, Twoja „Opowieść o dumnej Łodzi cudna „
    Moze kiedyś uda nam się utworzyć do niej muzyke i to będzie nasz szantowy Kurzy hymn😊
    Orszulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyka już jest, tylko jeszcze nie zapisana, nutami. Tylko chwyty na gitarę.

      Usuń
    2. Super 👍
      Orszulka

      Usuń
    3. Minęło trochę czasu- czy coś zadziałaś w kwestii szanty? Może choć chwyty udostępnisz?

      Usuń
  13. Ahoj. Urodziłam się na Śląsku. MójTatko pochodził z krakowskiego i nigdy nie miał dostępu do głębszej wody. Jak się ożenił to dorwał się do zalewu Rybnickiego nad, którym mnie wychował, bo uwielbiał wodne atrakcje. Tam się uczyłam wszystkiego przy pomocy znajomych Tatusiowych. Startowaliśmy nawet w regatach. A potem, z moim już mężem, kupiliśmy domek na Warmii, nad J. Dadaj i pływamy. Po Dadaju na rozgrzewkę a potem dalej. Żagle kocham. To moje życie na lato.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nineczko, Twoje szanty będę czytać wszystkim, którzy zechcą słuchać. A jest ich wielu. Śpiewać nie umiem,ale może ktoś, coś.

      Usuń
    2. No i ahoj oczywiście ;)

      Usuń
  14. Za młodych lat pływałam kajakiem, wiele lat później trochę żaglówką. Niestety nie pociągało mnie to zupełnie. Boję się wody ale w ciepłej popływać lubię tylko żebym dna dotykała stopami jak w niej stoję. Nawet jak pływam na materacu to muszę widzieć dno bo wpadam w panikę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ahoj Ninoczko! Kocham wodę ,mój chłop też kocha ,córeczkę zaraziliśmy wodą! Tak ponad trzydzieści lat z hakiem mój dziecek miał 4 latka zaczęliśmy pływać Orionikiem wypożyczonym z jakiejś fabryki ,pan prezes zakupił ,bo sam lubił pływać,on pływał w lipcu ,a my psim swędem cały sierpień .Jakim cudem nie było nikogo chętnego na pływanie nim ,nie mam pojęcia .Orion to taka maniunia kabinówka we trójkę to mieściliśmy sie tam tylko dlatego ,że dziecek był chudzieńki ,ja wówczas tez .Pływaliśmy tak co lato przez pięć sześć lat.Pod Bydgoszczą jest sztuczny Zalew Koronowski ,powstał z zalania terenu polodowcowego ze sznurem jezior ,tam pływaliśmy .Było cudnie!Mała nauczyła się pływać jak foka,woda jest drugim żywiołem ,jej i naszym .Naszym trochę już mniej ,bo niestety zdrowie szwankuje ,a Małgosia mieszka w Niderlandach 10 min autobusem od Morza Północnego!Nic dodać nic ująć!Mamunia jak tylko jest ciepło ciągnie do morza jak pies gończy .A Nineczko! Szanty Twoje są cudne!Dar Słowa ,jest Tobie dany!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj! Też pływałam Orionem i też wypożyczonym, ale tylko przez kilka dni.
      I dziękuję♥

      Usuń
  16. Dziecięciem będąc, miałam przyszywanego wujka, syna sąsiadów, który był kapitanem Żeglugi Mazurskiej i pływał na jednym ze statków pasażerskich. W wakacje, zwykle w którąś sobotę, dorośli umawiali się na rejs z kapitanem, na który zabierali także dzieci.Pokład był zajęty przez turystów a dziób statku był królestwem krewnych i znajomych Kapitana. Dzieciakom nabierano wody do małego dmuchanego basenu, dorośli wyciągali wałówkę (grilla jeszcze wówczas u nas nie wynaleziono, więc wjeżdżały sałatki, pieczone kurczaki, żeberka, ciasta i inne specjały zrobione w domu)i jakieś procenty i przez kilka godzin trwało miłe spotkanie towarzyskie. Ile rzeczy powypadało nam za burtę - a to kapelusz, a to okulary, a to but (delikwent wracał do domu w jednym), dużo by opowiadać. W każdym razie do dziś wspominamy wyprawy z Kapitanem. Pewnie teraz byłyby niemozliwe, bo niebezpiecznie, bo jak tak można....
    Zostały wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj, Anonimowa! Szanujmy wspomnienia, szczególnie takie fajne :)

      Usuń
  17. Nie pływam, jestem jak Boguśka szczurem lądowym na 1000 procent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale lubisz wodę, morze, sama widziałam :)

      Usuń
    2. Popatrzeć lubię, zamoczyć stopy w morzu, jeziora mnie mniek krecą, jesli już, to oczekuję ptactwa, wysepek, czegoś ciekawego do obserwacji😃

      Usuń
  18. Ta szanta powinna zostać odśpiewana! Pełnym gardłem, a najlepiej kilkoma, przez szantymanów.
    A tak z ciekawości, nadaliście żaglówce nowe imię?
    Przypomina mi się Pan Samochodzik i jego przygody z jednostką pływającą o wdzięcznym imieniu "Krasula" na mazurskich wodach.

    Ja bardzo lubię wodę. Ogólnie najbardziej lubię pływać w jeziorach, najchętniej o poranku, gdy panuje cisza, nie ma wiatru i świat wydaje się zupełnie nowy, czysty i dopiero co wykonany. A dna nie muszę widzieć. Wiem, że woda mnie uniesie. Ufam jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Agniecha ♥
      Niestety nie nadaliśmy, a raczej właściciel tego nie zrobił. Szanty nie zna, więc sugestia do niego nie dotarła. Ale po Waszych komentarzach chyba jednak zdecyduję się coś z tym zrobić.
      Ja wodzie nie do końca ufam, nikt mnie nie nauczył porządnie pływać. Wolę mieć dno pod nogami, choć wypływam też dalej. Teoretycznie też wiem, że woda mnie uniesie, ale co z tego? Natomiast na różnych obiektach pływających nie czuję obawy.

      Usuń
  19. Ja jestem ryba, dla mnie bycie na łodzi jest niezgodne z naturą😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale bycie w wodzie już chyba nie ? :D:D:D

      Usuń
    2. W wodzie jak najbardziej
      Ale nie na pokładzie 🥶

      Usuń
  20. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka, Kurki ♥♥♥
    Moje pierwsze wspomnienie, które wiąże się z obiektem pływającym, to pływanie motorówką, chyba milicyjną - ojciec miał jakichś znajomych, którzy wzięli nas na pokład. Byłam z lekka przerażona, bo jako dziecko okropnie się bałam wszelkich mocno hałasujących rzeczy, np. odkurzacza, sprężarki spalinowej, a ta motorówka hałasowała okropnie. Ale nie pokazałam, że się boję, bo się tego okropnie wstydziłam. Miałam wtedy może z 5 lat :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy pływający obiekt w moich wspomnieniach to taka łajba która kursowała pomiędzy brzegami Odry jako przeprawa. Było to pół wieku temu, w tym miejscu powstała później kładka dla pieszych.

      Usuń
    2. Tez pamietam taka, a nawet dwie, jedna chyba Ksieze Male na nasza biskupinska strone, jakby jakas prywatna inicjatywa, lodka, nie statek, a drugie - kolo Jazu Bartoszowice, bo kiedys, zdaje mi sie, ze mozna bylo mostu uzywac, przeprawa na Wyspe Milosci. Tam sie imprezy odbywaly (wystarczajaco daleko od domu, hrehrher)

      Usuń
  21. Pamietam jak kiedyś płynęliśmy promem z Francji do UK
    Był potężny sztorm, promem bujalo tak ze nie można było wstać, woda wlewała się za burtę, kieliszki i wszelkie trunki na barku się poprzewracały albo jeździły w ta i z powrotem.
    Już nie wspomnę o obsłudze, która biegała i sprzątała wymiociny🙈
    Ludzie rzygali jak koty, a ja myślałam, ze to już koniec naszego życia…
    Orszulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okurczaki, masakra!
      Co do Twojego poprzedniego komentarza, kurzy hymn już jest. Napisałyśmy go kiedyś wspólnie z Damą Kier, która już jest w Patagonii... Możesz go znaleźć tuż pod rysunkami Hany w zakładce PKP - Poczet Kur Polskich.

      Usuń
    2. Poczytalam, pooglądałam rysunki Hany, powspominalam i się wzruszyłam.
      Hymn piękny, taki mobilizujący dla mnie.
      Dziękuje
      Orszulka

      Usuń
  22. Kurencje najmilsze, wróciłam już z Kraju. Oczywiście byłam u Miki, przekazałam Jej wszystkie serduszka, porozmawiałyśmy trochę. Akurat jadły z Ewą lody w ulubionej kawiarence a Tropik kończył wylizywać miseczkę po swojej porcji (jak to się psie upodobania zmieniają).
    Wiadomo, że internetu tam w Patagoni nie ma ale i tak mogą patrzeć na nas i obserwować co to się u nas w Kurniku dzieje.
    No i chciałam jeszcze dodać, że jakieś dobre dusze dbają o miejsce spoczynku Miki, wyczyszczone, kwiatki zasadzone, ktoś kto wie, ż my za często w Z nie bywamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo milo sie to czytalo - tak cieplo...

      Usuń
    2. Mike znało wiele osób, miała wielu przyjaciół tam, była lubiana i szanowana.
      My tez o Niej nigdy nie zapomnimy.
      Orszulka

      Usuń
  23. Bacho ,dziękuję ,że pozdrowiłaś .

    OdpowiedzUsuń
  24. Wróciłam do pracy na działce i padam codziennie ze zmęczenia, taka jest zapuszczona ale na szczęście widać już przynajmniej po jednej stronie, że moje wysiłki nie idą na marne. Pozdrawiam wszystkie Kurencje - ogrodniczki też zajęte swoimi uprawami.

    OdpowiedzUsuń
  25. Kurki się gdzieś porozbiegały, bo pogoda jak drut. U nas słońce i momentami nawet chłodno było. W końcu zaczynają się piwonie, które bardzo lubię, ale nie udało mi się kupić tej wiosny tych białych, mocno pachnących narcyzów. Nigdzie na nie nie trafiłam; ludzie przestali je sadzić, czy co? One zwykle były z ogrodowymi tulipanami, więc już po ptokach. Zresztą takich tulipanów z własnego ogródka też nie było. Tylko jakieś z dużych upraw. Nie ma też na ryneczku mojej ulubionej działkowiczki, eleganckiej starszej pani. Już w zeszłym roku przyjeżdżał z nią mąż, a teraz... albo nie daje już rady, albo, co gorsza, nie żyje. Nasz ryneczek ledwo przędzie. Nie widuję również pana, który nie miał większości palców u prawej ręki, a u którego również kupowałam nowalijki. Pani, która przywoziła starocie z Niemiec też jest bardzo rzadko i ma mało towaru...Teraz, żeby kupić coś fajnego, muszę jechać - albo iść - kawał drogi na "duży" rynek, ale tam tylko we wtorki, piątki i soboty jest handel. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  26. Cześć Kurniku. Raport pogodowy , u nasz lato, ze 20/23 st, a nawet 27 ma być . Sucho, słonecznie, wiatr powiewa w sam raz. Tak więc dochodzi codzienne podlewanie. Nic ciekawego, dzień do dnia podobny, to nie mam o czym pisać.

    OdpowiedzUsuń
  27. No, popatrzcie, wywołałam panią od staroci, była dziś i kupiłam sobie u niej naszyjnik za całe 3 zeta :D Kupiłam też piwonie - drogie w tym roku, po 5 za sztukę - i zapytałam panią, u której kupowałam o narcyzy. Powiedziała, że miała ich bardzo mało i że w ogóle trudno w tym roku coś wyhodować. Ma rację, najpierw długo było zimno, a teraz jest strasznie sucho, nawet niektóre krzewy mają zwiędnięta liście, a trawniki, oczywiście skoszone, są żółte jak rżysko po żniwach. Na dodatek ma być coraz cieplej, a deszcz ewentualnie w piątek i w sobotę.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zrobiłam dzisiaj pierwszy "przetwór" , rabarbarowy. Sąsiadka z działki obok uszczęśliwiła mnie rabarbarem. Bardzo lubię ciasto jabłkowo-rabarbarowe (bo trudno to nazwać szarlotką),
    U mnie też słonecznie ale nie upalnie, wiatr tylko zimny czasem dmuchnie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Gdzie Agniecha ja się zapytowywuję?
    Oraz wysyłam pozdrowienia wszystkim kurkom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha biegnie tak prędko, że się nie może zatrzymać. :-(

      Usuń
    2. Prrrr, Agniecho, prrr.

      Usuń
  30. Bachaaaa, zjadlabym, moze pokusze sie o upieczenie?

    Ninko, no to Ci sie udało trafić na panią, i ciach od razu upolowalaś ozdóbkę!

    OdpowiedzUsuń
  31. Kurze łapki mi drętwieją od plewienia, jutro robię przerwę i c.d. porządków na balkonie no i chyba popełnię jakąś spódnicę albo sukienkę bo materiałów kilka leży i formy też są. Byłam dzisiaj w kilku sieciówkach i doszłam do wniosku, że wyjścia nie ma trzeba wyciągnąć maszynę do szycia.
    Dora czekam na dalszą dostawę od sąsiadki, to wtedy upiekę jobłkowo-rabarbarowiec.. Na razie czeka mnie kolejny wyjazd do kraju za jakieś dwa tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, ja mam górę tkanin i też muszę się za nie zabrać w końcu.
      A na jakim spodzie to ciasto będzie? Bo już mi ślinianki pracują na samą myśl ;)

      Usuń
    2. Bacho, mam fajne dwie kiecki, ale jak zobaczylam sie na zdjeciach, to niestety, tragedyja, musialabym miec takie do kostek.

      Usuń
    3. Mam truskawki, ale czy ro warto ciasto robic, jak mkzna zjeść z lodami lub śmietaną😃😃

      Usuń
    4. Z truskawkami robiłam ostatnio galaretkę ( i z bita śmietaną waniliową.) Pychota. Ciasto zawsze robię półkruche.
      Ja w moje kiecki już się wcisnę ale jeszcze kilka kg muszę zlikwidować. Już drugi lekarz mi zalecił no to wyjścia nie mam. Zawsze nosiłam sukienki maxi, no czasem midi , nie musiały mnie wyszczuplać ale w takich najlepiej się czułam. Czasem kupuję z drugiej ręki obcinam górę i mam fajną spódnicę albo łączę górę z jakąś spódnicą, która już mam i wychodzi sukienka.

      Usuń
  32. Agniecha upiekła rabarbar z kruszonką. Wyszedł palce lizać, bo przyjechała koleżanka z dwoma córkami, i wszyscy lizaliśmy palce.
    A i ja powinnam się zabrać za maszynowe przeróbki. Góra przepięknych ciuchów nabytych na szmatach leży i czeka, aż się zbiorę. Albo je zjedza mole. Zanim się zbiorę. Bo to wszystko tkaniny naturalne, molom na pewno będą smakowały. :-)

    OdpowiedzUsuń
  33. Że wam się chce, ja tak zminimalizowalam potrzeby ciuchowe, że az sie dziwię, ze mam co na grzbiet zalozyć😃

    OdpowiedzUsuń
  34. Mnie się chce, choć moje życie towarzyskie nieco kuleje. Jest lato, więc wskakuję w sukienki, choć dżinsy i tiszert to zawsze najwygodniejsza opcja. I w ogóle w spodniach jest wygodniej.
    A tkaniny leżą i się marnują, więc w końcu muszę coś z nimi zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Oglądam Opole festiwal. To mój rocznik prawie. Dla mnie, teraz to utwór pt. Nic nie może wiecznie trwać Anny Jantar jest inspirujący. Tak to w życiu bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też oglądałam. Trochę przeczołgało mnie emocjonalnie. Z różnych powodów.

      Usuń
  36. Te reklamy coraz bardziej cwane. Po polsku już piszą.
    A ja lubię ładne ubrania, ale nie stać mnie na ciuchy, które mi się podobają. Więc szmatex, lumperion itp. to jedyna rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to reklama? Nawet nie próbowałam wchodzić. Też lubię ładne ubrania. Dużo rzeczy mam z lumpeksów, dużo dostałam takich, które ktoś inny chciał wyrzucić, sporo upolowałam na przecenach. Teraz staram się ograniczać i bazować na tym, co mam. Jeśli już decyduję się coś kupić, to staram się, żeby pasowało do różnych rzeczy.

      Usuń
    2. Agniecho, to są moje ulubione sklepy, ale juz nie rzucam się na wszystko ,tylko krytycznie wybieram to co mi potrzebne i jako tako w tym wygladam😃

      Usuń
  37. Ciuchy rzecz nabyta, ale jak coś lubię i dobrze się w tym czuję , mogę nosić nawet jak sie dziurka czy przetarcie pojawi, żal wyrzucić😃 Mam też parę takich, ktore moge dopasować z innymi w różnych kombinacjach, ale tak czy siak najwygodniej mi w tzw. sportowych ubraniach.

    OdpowiedzUsuń
  38. Ninko bardzo ładny masz styl, i taki kobiecy.

    OdpowiedzUsuń
  39. +3! I to ma być połowa czerwca?
    Wychodzi człowiek na dwór z rańca, w czapce i grubej bluzie, po napaleniu w kozie, żeby podlać rośliny, które więdną z suszy na tym prawie mrozie. Nie rozumim tej pogody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nieźle! Dobrze, że wychodzisz w czapce i bluzie. Bo niektórzy uważają, że jak jest czerwiec, to mus w bluzeczce z krótkim rękawem. Dawno to było co prawda, odprowadzałam dzieci do przedszkola, właśnie tak w połowie czerwca, i kiedy spojrzałam na termometr - było tak właśnie blisko zera - wyciągnęłam z szafy kurtki dla nich, a i sama ubrałam się ciepło. A na ulicy ludzie w krótkich spodenkach i tiszertach. Albo w sukienkach. Potem się oczywiście ociepliło, bo było bardzo słonecznie, ale rano była lodówa.

      Usuń
    2. O kurczaki, no to troszke faktycznie głupio.

      Usuń
  40. U mnie +27 i tak mniej więcej ma być do końca czerwca.
    Dalej odchwaszczam, odchwaszczam i odchwaszczam aż kurcze łapią w rękach. Drobne poprawki zrobiłam tylko na maszynie bo po 10 minutach znowu kurcze, magnez nie pomaga.
    Poza tym przy następnym przystanku metra znowu strzelanina, dwie osoby zabite, kilka rannych a ja tam robię zakupy i chodzę na itrim no rwał...nać nigdzie nie można się czuć bezpiecznie.Na wszelki wypadek napiszę testament.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bacha przyczyną skurczy może być polineuropatia, poradź się lekarza.

      Usuń
    2. Dzięki Maria, przy najbliższej wizycie zapytam.

      Usuń
  41. O, przypomnialas mi ,że mam łyknąc magnez!
    Ja teraz głownie prycinam i wycinam, pielenia nie ma , a nawet jak jest to nie da sie bo sucho i twardo.

    Strzelanina, omg!

    OdpowiedzUsuń
  42. A ja nie bardzo wiem o co Wam chodzi. O ciuchy?

    OdpowiedzUsuń
  43. A ja dzis tak - zawiozlam Coreczke na pobranie krwi i obok - siebie na wyrwanie zeba. ajelo im mniej czasu mi to wyrwac niz u niej znalezc zyle... tyle, ze jej juz nic nie boli a mnie tak. Ale to minie, bo mija. Upal nieco zelzal i zefirek jest. Ogrodeczek wyglada ladnie, powoli sie zageszcza tym, co chce rosnac. Z piwonii ucielam juz dobrych kilka galazek z kwiatami (dwie galazki rowna sie 7 kwiatow!!), z laki nic nie wyszlo mimo podlewania codziennego. szkodaa.

    OdpowiedzUsuń
  44. Dzień dobry !
    Prezesowa dziś urodzinowo świętuje, zaten Hano, sto lat,sto lat a i stolarz też mógłby się trafić😃😉💝🎉🍸🦋🌹🌹🌹samych dobrych wiadomości, miłych przeżyć, kajakowych wrażeń i innych cudowności. Zestaw okolicznościowy i zasadniczy leci, oraz micha truskawek i czereśni , bez wkladu białkowego😃♥️💙

    OdpowiedzUsuń
  45. PrezesKura pewnie na baletach - no to sto lat, sto lat i niech jej gwiazdka!
    Wszelkiego dobra, Hano!

    OdpowiedzUsuń
  46. Co prawda już dzień po, ale życzenia składam. Niech się dobrze dzieje naszej Prezesskurze! I nich się czasem tu pojawi, na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  47. O jejku jej, nie zaglądałam do Kurnika od kilku dni i przeoczyłam urodziny Pierwszej Kurencji, Hanuś zdrowia dla Cię i dla Twoich futrzaków i coby Wam niczego nie brakowało w tych chwiejnych czasach. Buziaki i drapanko za uszkami (rzecz jasna drapanko dla czterołapnych).

    OdpowiedzUsuń
  48. Hanuś chyba też tu nie zagląda.
    W ogóle kto tu zagląda?
    U nas jakby upał. Pójdę zebrać truskawki.

    OdpowiedzUsuń
  49. Ja zaglądam, codziennie, tylko nie zawsze coś piszę :D
    U nas też gorąco, ale chyba będzie padać, bo jakieś ciężkie chmury przyszły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. +29 w cieniu! Dobrze, że mamy dużo cienia. Te wszystkie drzewka, cośmy je sadzili. Urosły!

      Usuń
  50. O tak, cień jest zbawienny!
    Hanie czas zmyka pędzikiem, na fb zaglada na chwileczkę.

    OdpowiedzUsuń
  51. No i ani kropelka nie spadła, chmury się porozłaziły, a temperatura blisko 30 stopni. Mieszkanie się jeszcze nie nagrzało i jak siedzę nieruchomo to mi stopy trochę marzną :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  52. Ja też zaglądam :)
    U nas około 18.00 udawało że chce padać, z pół godziny poudawało i dało spokój ;)

    OdpowiedzUsuń
  53. Dziś było gorrrąco! 32 stopnie. Około 12 zaczęło się chmurzyć, po paru godzinach trochę pokropiło, ale temperatura spadła do 25. No!

    OdpowiedzUsuń
  54. Heloł, pierwszy dzień lata i najdluzszy dzien , dzis tutaj zachod slonca jest o 21,58.

    OdpowiedzUsuń
  55. Ja tam nie wiem, ale już gorąco.
    Wianki będziesz plotła? Dzień Kupały itp.

    OdpowiedzUsuń
  56. Mam ochotę na jakiś wianuszek, ale nie dziś, dziś się umówiłam ze znajomą. Babski wieczór - też pasuje do Kupały :D
    Gdybym miała kwiaty pod ręką, to już wczoraj coś bym uplotła.

    OdpowiedzUsuń
  57. Urobiona na działce po skrzydełka. Stawiać ogrodzenie będziem z sąsiadką z działki obok bo się zawaliło. Własne rzodkiewki już chrupię, sałatę też i truskawki się pokazują.
    Tutaj dzisiaj obchodzi się zrównanie dnia z nocą, licho wie czemu. Jadę do znajomych obchodzić to święto, będzie typowo po szwedzku, to zeznam co zaserwują.
    Goronc tu też, dobrze, że kłopotów z wodą nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  58. A my znowu się pultamy sianokosowo. Prognozy do de, a oprócz tego nie sprawdzają się. Pada deszcz, ale jest sucho. Ślimole wyległy masowo na świat. Żrą.
    Wianka nie zrobiłam, starczyło mi sił na bukiet. Łatwy i przyjemny, bo z piwonii, które burza by połamała. No i stoją w domu i pachną. A na zewnątrz 15 stopni, szaro i mokro. Dobrze, że odwołaliśmy sianokosy.
    Kot obserwuje świat przez okno, ja trawię wieści na temat nieznanej Głównemu Inspektoratowi Weterynaryjnemu kociej choroby...
    Ogólnie jest jakoś niewyraźnie. Jutro zapowiada się dzień ryku i huku silników samochodowych. Pomimo protestu sporej części mieszkańców naszej wsi, Karkonoski Rajd Samochodowy czy jak tam to się nazywa, jednak przejedzie przez naszą wioskę. Cał dzień bez możliwości wyjazdu z domu, bo droga zamknięta, a po niej z opętaną prędkością i hałasem będą pędzić śmierdzące pojazdy.
    No koment.
    Najchętniej wykonałabym poręczną barykadę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwolaliscie czy odwaliliscie?
      Czyli w zasadzie macie wsi spokojna wsi wesola...Karkonoski rajd...mysmy mieli podobnie w Walli, vis a vis naszego domu tam jest droga, za droga szerokie aki, za lakami rzeka, za rzeka droga i zaraz gora. Dodam, ze za naszym domem tez gora, bosmy zyli w dolinie. I odbywal sie rajd krajowy jakis, ze startem etapowym wlasnie za rzeka. Opis krajobrazu po to, zeby uzmyslowic akustyke. Auta startowaly co cos 40 sekund. Z tym wscieklym warczeniem i wyciem, ktore to odglosy echem szly na drugi bok doliny czyli do nas... a pozniej mielismy atrakcje w formie cwiczebnych lotow mysliwocw chyba ponad albo prawie ponaddzwiekowych, so parami sie scigaly wzdluz dolin. Zauwazasz jakies cienie, co przelatuja potwornie szybko, zanim sie zorientujesz - huk! kiedys stalam na dworze przed domem z lyzka w rece. wypadla mi jak to przelecialo i zahuczalo. dziecko w wozeczku mi budzili!
      co z kocina?

      Usuń
  59. Nooo, tak to z tymi rajdami, hałasują, blokują, smierdza,kurzą, straszą zwierzynę i budzą dzieciny:( Dobrze, że to dzieje się raz czy dwa do roku.

    OdpowiedzUsuń
  60. U nas suchoty nadal, popadało tyle co nic, czekamy na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  61. Z tą kocią chorobą to chcą -wiadomo kto- kolejną histerię wywołać. Nie wyszło do końca z covidem, no bo za dużo "sąsiadów" wjechało i nagle okazało się, że większość restrykcji nie była wogóle konieczna, pan minister zdrowia po cichu odszedł. No to muszą wymyślać albo po cichu wpuść jakiegoś wirusa. Badać czterołapne, trzymać w domu i dopieszczać a jakby co, to kota nie ma. Tak jak kochaś odszedł w siną dal .
    Wczorajsze obchody zrównania dnia z nocą jak to u nich: meny - kartofelki, śledzie w przeróżnych postaciach, całe, w sała.tkach, torcikach itd.wędzony łosoś, raczki, tort z truskawkami, wódeczka i piwo.
    Dzisiaj znowu działka, cały czas gorąco ale wiatr chłodny. Podobno ma padać w przyszłym tygodniu. Oby. Na razie wody nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zrównanie dnia z nocą to wiosną i jesienią mamy raczej?

      Usuń
    2. Hre, hre, hre.... mój kurzy móżdżek roztapia się od goronca ,no przecież jasne, że miałam napisać "najdłuższy dzień w roku". Dreptam w zacienione miejsce, schłodzić go trochę.

      Usuń
  62. Chyba też zacznę obchodzić święto przesilenia letniego tak kulinarnie, najlepiej ciastem z owocami :D
    A co do kociej choroby - teraz ze wszystkiego robi się śmiertelne zagrożenie i światową sensację, to chyba znak naszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  63. Hej,ho, lekka zmiana pogody, ochlodzilo się, dwie godziny padało , i wieje wiatrzysko.

    OdpowiedzUsuń
  64. Tutaj na południu deszcz, ponoć idzie coraz wyżej, na razie przez dwa tygodnie ma byc nadal bardzo ciepło a ja od przyszłego tygodnia w Tatrach, gdzie podobno pada równo i górale narzekają, że turystów brak.

    OdpowiedzUsuń
  65. U nas wczoraj wieczorem przyleciała solidna burza. Najpierw zrobiło się kompletnie ciemno, potem zaczął wiać wiatr, gałęzie łamiąc i hucząc basowo. Wtedy już lataliśmy po obejściu i z szybkością wiatru ściągaliśmy pranie ze sznura, zamykaliśmy różne drzwi i okna, i i wyciągając wtyczki z kontaktów. Potem zaczęło lać, walić piorunami i grzmotami tak, że nic innego nie było słychać. U nas zazwyczaj burza przechodzi troszkę bokiem, a tym razem zjawisko działo się dokładnie nad nami. Następnie, wyciągnęłam rękę w stronę wyłącznika światła, żeby wyłączyć światło na schodach, i światło zgasło. Jak się okazało później, w całym powiecie.
    Zapalili świeczki i poszli spać o 9 wieczorem.
    A dziś piękny, świeży poranek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może masz rękę Kaszpirowskiego?
      U nas też zwykle burze przechodzą bokami, bo miasto jest otoczone przez jeziora i działają tu silne prądy wznoszące, które uniemożliwiają tworzenie się chmur burzowych. Burza nad nami jest wtedy, kiedy ją skądś silny wiatr przywieje.
      Dziś leje, a ja mam sprawy do załatwienia. Co się zaczynam zbierać do wyjścia, to zaczyna lać mocniej. Dobrze, że nie muszę nigdzie być na konkretną godzinę.

      Usuń
    2. Chciałoby się mieć rękę Kaszpirowskiego. Ale chyba jednak nie posiadam.
      Dziś zimno czegoś, czapkę założyłam i szaliczek na szyjkę, bo kaszel mnie męczy.

      Usuń
  66. I tutaj takie wlasnie prady krążą i wiatrzyska, spadniw kilka kropel i slonko i wiatr i tak od rana.

    OdpowiedzUsuń
  67. No, miałam szczęście, kiedy wychodziłam, właśnie przestało padać, a kiedy wróciłam, zaczęło, ale tylko pokropiło. Na razie wietrzysko gania chmurzyska po niebie.

    OdpowiedzUsuń
  68. Poszłam ci ja wczoraj wieczorem do teatru, na spektakl pod chmurką, czyli konkretnie na dziedzińcu zamkowym. Przestało padać, więc wzięłam tylko ramoneskę, dopiero po wyjściu z domu pomyślałam, że raczej ciepłą kurtkę wziąć powinnam. Niektórzy ludzie mieli nawet koce, ale był i facet w koszuli z krótkim rękawem. Nie zazdroszczę aktorom, a zwłaszcza aktorkom, które były w cienkich wydekoltowanych sukniach i boso. Spektakl był na 20, trwał niemal dwie godziny i zmarzłam nieźle, ale tak po wierzchu, jak tylko zaczęłam się ruszać, zrobiło mi się cieplej. Jednak zdecydowałam się wracać do domu taksówką, a w domu wypiłam herbatkę z prądem. Mam nadzieję, że przeżyję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyjesz😃 Spektakl Ci się podobał?

      Usuń
    2. Tak, bardzo. To był "Prawiek", na podstawie książki Olgi Tokarczuk. Specyficzny, baśniowy, czy może raczej mityczny świat. Dla mnie najważniejsze w nim są kobiety, ciągłość pokoleń po kądzieli, podkreślona jeszcze przez to, że ta sama aktorka gra np. matkę, a potem wnuczkę. Spektakl dwugodzinny, bez antraktu. I teraz ciekawa jestem bardzo, czy przerwy nie było z założenia, żeby widzowie nie stracili połączenia z tym magicznym światem, czy zrezygnowano z niej dlatego, że było tak zimno. Bo w programie było napisane, że przedstawienie ma trwać 2 godziny i dwadzieścia minut. Ciekawe, naprawdę.

      Usuń
  69. No to dziś u nas rankiem było +8 st. Krzepko! Ale ładnie bardzo, gruba rosa wszędzie, na szczypiorze w formie srebrnej warstwy, która skacze w powietrze, gdy się ów szczypior zrywa. Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  70. Niesamowite co to się wyprawia, toż to lipiec niemal!
    U nas byla ciepla noc, teraz duszny dzień, miało popadywać, na razie suchutko.
    Jeszcze 2 tygodnie, ale boję się, żs mogą być intensywne, a moja kondycja niezbyt ok.

    OdpowiedzUsuń
  71. Dziś jest bardzo ciepło, świeci słońce, ale kiedy wracałam z zakupów, ni z tego, ni z owego zaczął padać deszcz. Spojrzałam w górę, przyszła jakaś marna chmurka i to z niej padało całkiem nieźle chyba przez jakieś pięć minut. Schowałam się w sklepie, a kiedy z niego wyszłam, było całkiem mokro, na dodatek gorąco i wilgotno jak w saunie. Ale wyschło wszystko w ciągu następnych pięciu minut. Sauny już nie ma, ale gorąco jest.

    OdpowiedzUsuń