Wiem, że czekacie, wiem!
Gosianka pokazała przywitanie, ja mam zdjęcia prawie takie same, Gosianka ma lepsze, więc skupię się na powitaniu, ale tutaj, w domu.
Dzień we Wrocku zaczęłam od krótkiej (zbyt krótkiej) wizyty u Marii. Na wizytę u Marii trzeba sobie zarezerwować dużo więcej czasu, aby spokojnie popodziwiać wszystkie jej cudeńka. Najpierw przyszedł pomiziać się Myk - śliczny, ciekawski i odważny kot:
Marija poszła wstawić wodę, a ja sie troche pogapiłam:
 |
Będą nowe dyniaki! |
Marija wróciła, zapomniałyśmy o herbatce, a prawdę mówiąc szkoda nam było czasu. Tematy i tak zostały tylko muśnięte. No ale wiosna idzie i dni coraz dłuższe. Do Wrocławia mam blisko, tylko droga jest straszliwie zatłoczona.
Tak więc przemieściłam się do Gosianki, jak wyglądało powitanie już wiecie. Spędziłam ZMD kilka przemiłych chwil. Gosianka i JCO są przesympatyczni i empatyczni. Z nimi się po prostu jest, jakby się było od dawna. Bardzo się cieszę, że poznała nas Inka, a właściwie sfinalizowała tę znajomość. Ale ja wiedziałam, że tak będzie...
Gosianka tak mnie namawiała, tak namawiała, że zjadłam kawałek ciasta z jabłkami i jedno (!) ciasteczko owsiane oraz miseczkę zupki i owocową galaretkę na deser (galaretkę można!). No i sokawkę piłam taką pyszną, że normalnie ślinka mi leci na samą myśl. Z imbirem była i z czymś jeszcze, ale zapomniałam...
Pierwsze kroki skierowałyśmy oczywiście do kociego pokoju. Inka zakamuflowała się w szufladzie, jak się później okazało. Koci pokój to jest coś, mówię Wam! Nie zapomnę tych cudeniek, które tam zastałam, takich puchatych, czyściutkich, rozbawionych. Zdjęcia Gosianki to jedno, ale rzeczywistość to dopiero jest coś!
 |
Fika też potrafi latać! |
Fika to osobny temat. Jest... jest... nie znajduję słów, bo to, że jest niesamowita, to mało powiedziane. Co ona potrafi robić z pyszczkiem, oczami, z całą mimiką! Nie widziałam jeszcze psa z taką mimiczną mordką! Kot Shreka mógłby się od niej uczyć! A jak zachęca koty do zabawy! Można umarnąć z rozczulenia i ze śmiechu.
No dooobra, ad rem, bo nie skończę. A zanim skończę tylko rzućcie okiem:
 |
To Achima, obezwładniająca urodą zouza:) |
Naprawdę, trudno wyjść z kociego pokoju. Osobiście mogę tam zamieszkać w charakterze personelu tymczasków.
Inka nie miała pojęcia, co ją czeka i spokojnie zalegała sobie w szufladzie:
Bardzo mi jej żal, bo przecież dopiero co się troszkę otworzyła i zaczęła normalnie żyć. No ale pojechałyśmy. Zapłakała tylko w momencie wsiadania do auta, potem ani pisnęła, po prostu sobie spała. Jest tak rozczulającym, cichutkim stworzonkiem, że aż sie boję...
Pomijając korek i śnieżycę po drodze, dotarłyśmy całe i zdrowe do domu. Siatkowe drzwi już były zamotowane. Otworzyłam koszyk, Inka nawet szybko z niego wyszła, ale jeszcze szybciej śmignęła pod szafkę. Po półgodzinie wyszła, obwąchała się z Czajnikiem przez siatkę, przyuważyła psy (przyjazne, machające ogonami), w tym Frodo i wycofała się. Potem jeszcze kilka razy wychodziła, skorzystała z kuwety, podchodziła do siatki. Nie było prychania, ani syczenia. Czajnik pół wieczoru przesiedział pod siatką, lub na niej zwisał wydając dziwne odgłosy - ni to miauczenie, ni to zew jakiś? Teraz jest spokój. W łazience nic się nie dzieje, Czajnik siedzi na kuchennym krześle i wpatruje się w drzwi do łazienki, ale już nie skwierczy. Tak tylko pilnuje, jakby co...
 |
Pełna obsada na czuwaniu |
No i tyle na gorąco. Koteczka jest słodka jak miód i równie delikatna. Oby się udało...