Mimo suszy i gorąca szkoda, że już po lecie. Roślinki dopiero się rozbuchały i już trzeba się zabierać. Ale nic to. Powoli zaczynam sobie wyobrażać, jak będą wyglądały wiosną. Pogoda u nas taka w sam raz do polowej roboty. Toteż robię to i owo. Np. to:
Najpierw musi być brzydko, żeby potem mogło być ładnie(j):
Fotel jest dziurawy na wylot. Postawiłam go tam, aby zarósł pięcioklapkiem, który tylko czeka.
I w ogóle porosło, prawdaż?
W ubiegłym roku posadziłam kilka wrzosów. Najwyraźniej czują się dobrze, idę więc w tym kierunku:
Zakwita hibiskus:
Nie tylko mimozami jesień się zaczyna:
Ktoś na moje niebo wlata:
Taki dzisiaj był zachód słońca:
Nie wszystko, niestety, wygląda tak sielankowo, jak na załączonych obrazkach. Jeden taki Janusz letniskowy znów podniósł mi ciśnienie. Znów, bo po raz kolejny napadł na mnie (akurat byłam w ogrodzie), że moje psy - uwaga - SZCZEKAJĄ i "zawału można dostać". Szczekają, i owszem, jeśli ktoś idzie, tak mają. Prawie wszyscy mają tu psy i wszystkie szczekają - takie dziwne są. Zaznaczam, że moje nigdy nie wyszły samopas na zewnątrz i nikomu nie zagrażają. Zresztą nawet gdyby wyszły, to też nie zagrażają, ale rozumiem, że Frodka można się przestraszyć. Nie siedzą w ogrodzie cały boży dzień i nie ujadają bez przerwy. Wyłącznie wtedy, gdy za płotem coś się dzieje. Takie mają wsiowe nawyki. Nikomu nie przeszkadzają w spaniu, nie zakłócają ciszy nocnej i w ogóle niczego nie zakłócają. Gość zatruwa mi życie, boję się wypuścić pieski do własnego ogrodu, a jeśli zaszczekają, to wtedy ja dostaję zawału. Rozumiałabym, gdyby ujadały dzień i noc, ale absolutnie tak nie jest. Nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić. Aż się poryczałam dzisiaj. Próbowałam jakoś im (pieskom) odwracać uwagę od tego, co na zewnątrz, ale nic nie działa albo nie potrafię tego przeprowadzić. I to nie jest bezpośrednie sąsiedztwo, gość mieszka kilka domów dalej i to tylko w sezonie. Nawet nie musi tędy chodzić, równie dobrze mógłby iść w drugą stronę i dojść do tego samego punktu, bo tu można obejść osiedle tak bardziej w kółko. Mam nadzieję, że niedługo wyjedzie i będzie spokój. Smaczku całej tej sytuacji dodaje fakt, że jest to facet, którego komin tu widzicie:
W styczniu:
I w maju (!):
Wtedy w styczniu smród był tak straszny, że nie dało się wytrzymać w domu i to przy zamkniętych oknach. Toteż nie wytrzymałam i poszłam tam. Bardzo, naprawdę, bardzo grzecznie poprosiłam, żeby przestał palić tym, czym pali. No to teraz mam...W tzw. międzyczasie: