wtorek, 1 lipca 2025

O KSIĄŻKACH I NIE TYLKO

    Pora najwyższa na nowy post, a ja jak ten osiołek, co mu w żłoby dano, nie mogłam się zdecydować, o czym pisać i w rezultacie nie pisałam w ogóle. Zawsze mogłabym się wykpić jakimś wierszem, ale ile można (choć mam już kilka gotowych, więc bójcie się!)😉



"Czarownica znad Bełdan" (jeśli nie widać podpisu).

    Galeria Dobro ma wakacyjną przerwę, co nie znaczy, że będzie nieczynna, ale że ostatnia przedwakacyjna wystawa będzie "wisieć" do końca sierpnia. A teraz zaczyna się właśnie Olsztyńskie Lato Artystyczne z kulminacją imprez i wydarzeń w czasie Dni Olsztyna, z Jarmarkiem Jakubowym i z Dniami Folkloru między innymi. Jest tego wszystkiego trochę, będę więc, gdzie się da 😄


Pierwsze leśne poziomki, kupione na rynku, ale od sprawdzonej pani.

    Tymczasem w końcu przeczytałam "Grosik szczęścia" Hanny Bilińskiej-Stecyszyn. Czytało mi się bardzo przyjemnie. Akcja książki toczy się współcześnie, jednak autorka wraca w retrospekcjach do lat wcześniejszych, a że jest niemal moją równolatką, to czytając, porównywałam jej przeszłość z moją i wzruszałam się - nie tylko jej przeżyciami, lecz i własnymi, i to chyba bardziej. Przedtem, niezgodnie z wyznaczoną wcześniej kolejnością, hrehrehre, przeczytałam jeszcze blisko 10 (8? 9?) książek z biblioteki. Warte wzmianki są tylko trzy; dwie Margaret Atwood - "Rok potopu" i "Penelopiada" oraz książka japońskiego autora Toshikazu Kawaguchi "Zanim wystygnie kawa". Margaret Atwood, jak niedawno się dowiedziałam, jest od kilku dobrych lat wśród kandydatów do Nobla w dziedzinie literatury. Znajoma powiedziała mi, że sądziła, iż Atwood dostanie tę nagrodę wcześniej niż Olga Tokarczuk, a stało się odwrotnie. Obie zresztą piszą trochę podobnie; ich opowieści mają podobny, czasem poetycki, nieco dziwny klimat, który bardzo mi odpowiada. Natomiast książka japońskiego autora  ciekawie traktuje temat czasu i jest pełna specyficznego japońskiego wdzięku. Z tej książki dowiedziałam się między innymi, że skarbiec to po japońsku TAKAKURA. To nie może być zwyczajny zbieg okoliczności, nieprawdaż?😉


Przywrotnik (nie ten dziki; z miejskich nasadzeń) po deszczu.

    A teraz zaczęłam czytać "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć". Chciałam sobie dawkować w mniejszych porcjach, ale mi nie bardzo wychodzi. Chyba jednak skończę, a dopiero potem wezmę się za coś innego.


Piękna aleja starych drzew na niefunkcjonującym już przykościelnym cmentarzu.

    W tym tygodniu ma się zrobić upalnie. U nas wg prognoz tylko przez dwa dni, we środę i w czwartek, z czego bardzo się cieszę, bo upału nie lubię. Ale w końcu włożę naprawdę letnie ciuszki i, co mnie również bardzo cieszy, będę mogła do nich nosić różne zwariowane kolczyki. Jedne z tych, które czekały na lato już założyłam, ale są tak ciężkie, że kiedy w nich wyszłam z domu, to wytrzymałam tylko do następnej przecznicy. Miałam wrażenie, że mi się prawe ucho przerwie, bo dziurka w nim jest zrobiona odrobinę niżej niż w lewym. I zdjęłam.

Ale są takie ładne.

Może jeszcze raz spróbuję. 



Rusałka osetnik na goździkach brodatych w... sklepie ogrodniczym.

    A już w tę niedzielę pierwszy koncert w Jakubowie i oczywiście zamierzam tam być.

    Dla ozdoby kilka zdjęć całkiem od czapy, jak to zwykle wdzięcznie ujmowała nasza Szanowna PrezesKura.