czwartek, 16 października 2025

NO TO W DROGĘ!

   


    Ostatnio najczęściej podróżuję pociągami. Lubię to. Widoki za oknem są dużo ciekawsze, niż kiedy się jedzie drogą szybkiego ruchu lub autostradą. Chyba że jednak z konieczności albo z wyboru podróż odbywa się bocznymi drogami, wtedy jest prawie tak samo, jak podczas jazdy pociągiem, czyli ciekawie.


    Bo ja bardzo lubię wyglądać przez okno. Obserwowanie pejzażu i natury wycisza mnie i relaksuje. Czasem nawet nie otwieram książki, którą sobie wzięłam na podróż. Tak właśnie stało się w czasie ostatniego weekendu, kiedy jechałam do córki, a potem od niej wracałam. Wyjeżdżałam w piątek, a w poniedziałek, w drodze powrotnej, zauważyłam, jak ogromna zmiana dokonała się w krajobrazie. Na drzewach przybyło złota i czerwieni, a obok płowych pól wciąż jeszcze niezebranej kukurydzy pojawiło się więcej ziemistoszarych pasów świeżo zaoranych rżysk. Pięknie to wszystko współgrało z jasną zielenią krótkich źdźbeł zbóż ozimych i seledynową barwą młodego rzepaku. Gdzieniegdzie wciąż jeszcze przyciągały wzrok żółtymi kwiatami słoneczniki i topinambur, a po błękitnym niebie wędrowały chmury, głównie białe, ale też i szare.

    


    Podczas podróży staram się obserwować nie tylko roślinność. Wypatruję również zwierząt i często zdarza mi się je zobaczyć - przede wszystkim gospodarskie: krowy, konie, kuce, kozy, koty, bywają owce, a raz nawet widziałam osiołki. Czasem w pobliżu lasów i na polach widuję sarny, jelenie, lisy, zające. I sporo ptaków, np. bociany, żurawie, gołębie, kury, gęsi, kaczki, szpaki, jaskółki, myszołowy i inne drapieżne (myszołowy często siedzą również przy autostradach), ptactwo wodne i mnóstwo małych ptaszków, które trudno rozpoznać. Właśnie w poniedziałek widziałam całe stado ptaków ucztujących na skibach ziemi odwracanych przez traktor podczas orania. Były tam gawrony, ale nie tylko. Niestety, pociąg jechał zbyt szybko, nie zdołałam zobaczyć, jakie jeszcze. 

    Jakoś nigdy mi się te obserwacje nie nudzą, zresztą za każdym razem można zobaczyć mnóstwo nowych szczegółów.

    A w Warszawie, mimo brzydkiej pogody, oczywiście wybrałyśmy się z córką na spacer do Fortu Bema.

                                                 

    Fosa w forcie jest w dalszym ciągu wysuszona, w niektórych miejscach kaczki, zamiast pływać, spacerowały po dnie, nie udało mi się jednak zrobić dobrego zdjęcia tych spacerowiczek. Wyglądało to zabawnie, ale raczej mnie zasmuciło, niż rozweseliło, bo po raz pierwszy od kiedy chodzimy tam na spacery, w fosie jest tak mało wody, co świadczy o tym, jak bardzo jest sucho. 

   


 
    Jestem ciekawa waszych podróży; wyglądacie przez okno? Czytacie? A może podróżujecie zupełnie inaczej?

czwartek, 9 października 2025

WCIĄŻ IMPREZOWO

Minął sierpień, minął wrzesień,

znów październik i ta jesień

rozpostarła melancholii mglisty woal...

Nie żałuję letnich dzionków,

róż, skowronek i biedronków...

Tak właśnie sobie podśpiewuję od rana (od lat z tym samym przejęzyczeniem), a ranek ciepły, choć deszczowy - jak to jesienią. Ale ma się rozpogodzić. Przymrozek był dotąd tylko raz i w najbliższych dniach ma ma być w miarę ciepło.


                                                 Nie mam biedronek; mam muchomory - też w kropki.

    Ale do rzeczy: niedawno pisałam o urodzinowym spełnianiu marzeń. Okazuje się, że niektóre tkwiły gdzieś głęboko, nieuświadomione do momentu, kiedy się spełniły. Bo zdarzyło się, że wybrałyśmy się z moją córką na jubileuszowy (czterdziestolecie) koncert Czerwonego Tulipana. Do ich piosenek mam ogromny sentyment; niektóre z nich znam jeszcze z czasów studenckich, kiedy to połowa Tulipana śpiewała w zespole Niebo (z podtekstem: nie, bo...) i spotykałam się z nimi  towarzysko podczas imprez najróżniejszych. A dzień wcześniej koleżanka córki zaprosiła ją na koncert zespołu Warmia Swing (grają gipsy jazz); córka lojalnie stwierdziła, że idzie ze mną na ten jubileusz i nie wie, czy się wyrobi, na co koleżanka powiedziała: Koncert jest późno, przyjdźcie obie! I tak trafiłam do Carpenter's Inn, do jednego ze stolików zarezerwowanych dla gości zespołu, uświadamiając sobie przy okazji, że zawsze chciałam iść do pubu, a nie bardzo miałam z kim.
    Kolejne spełnione marzenie to udział w koncertach szantowych. I znów "zawsze chciałam...", ale jakoś mi nie wychodziło. Tym razem jednak, jako że "sam(a) sobie sterem, żeglarzem, okrętem", uparłam się, że będę na każdym koncercie. Jestem mega zadowolona, uwielbiam szanty - i te klasyczne, i piosenkę żeglarską.


                                    Moja letnia dekoracja - do tematu szant pasuje.

Na każdym z tych koncertów obserwowałam pewną panią; zawsze w dżinsach i granatowym tiszercie z białym napisem (czasem była z tak samo ubraną córką kub siostrą, chyba raczej z córką). Kurczę, ona znała (i śpiewała przyjemnym niskim głosem) wszystkie szanty! Na którymś z koncertów nie wytrzymałam i zaczepiłam ją, mówiąc, że zerkałam na nią i podziwiałam za to, że zna te wszystkie teksty! Ona na to, że nie wszystkie, ale podczas rozmowy pochwaliła się, że następnego dnia jedzie na  szanty do Tychów. Na kolejnym koncercie dogadałyśmy się, że to był trzydniowy festiwal, który skończył się wspólnymi śpiewami, dopóki około drugiej nad ranem ludzi nie rozgonił deszcz. Przyznaję, że pozazdrościłam jej (pozytywnie!) tych śpiewów, choć ja sama mam głos raczej wysoki i nie daję rady w męskich tonacjach, a kiedy śpiewam o oktawę wyżej, to piszczę. Na ogół radzę sobie przeskakując  z oktawy na oktawę, ale co to za śpiewanie.
    Na tych szantowych koncertach zaskoczyło mnie, że były dostępne leżaki dla publiczności, i sporo ludzi rozkładało się na nich pod sceną. Dla mnie to nieporozumienie; na takich koncertach trzeba się bawić, klaskać i oczywiście śpiewać. Szanty są na ogół dynamiczne i humorystyczne. Jakoś mi te leżaki nie leżały, choć niby lato i kojarzą się z plażą, a plaża nad wodą, ale... no, nie, do mnie to nie przemawia, więc ja leżaki olałam, a znalazłam świetne miejsce przy namiocie akustyka, gdzie nikt mi nie zasłaniał, a słyszalność była najlepsza. Zawsze tam stawałam, z jednej albo z drugiej strony. Ubierałam się też odpowiednio do okoliczności, choć bez ostentacji, z jakimś akcentem, ale nie przebierałam się za żeglarza, choć byli i tacy. Bardzo były te koncerty fajne, mam nadzieję na powtórkę w przyszłym roku.
    Tymczasem imprezowy rollercoaster nie zwalnia. Zaliczyłam Targi w stylu vintage i Targi japońskie, kolejne spotkanie autorskie z Markiem Maruszczakiem, a wieczorem  tego samego dnia spotkanie z Ireną Telesz- Burczyk, którą pewnie pamiętacie z roli w serialu " Dom nad rozlewiskiem",  a która na co dzień pracuje w naszym teatrze.


                                 Irena Telesz-Burczyk podpisuje swoje zdjęcia po spotkaniu.

    Na targach vintage kupiłam kolczyki, a na targach japońskich dwie książki, miseczkę dla córki, z królikiem, a jakże, dwa japońskie piwa, i no cóż; kolczyki!




    Marek Maruszczak, specjalista od głupich roślin i zwierząt, miał w minioną sobotę wykład na temat teorii komizmu, a po nim spotkanie z publicznością. Niestety w tym samym czasie na terenie biblioteki uniwersyteckiej odbywał się zlot miłośników fantastyki. Informacje na jego temat były wszędzie, a na temat wykładu nikt nic nie wiedział ani w informacji, ani na portierni, gdzie mnie z biura informacji skierowano. Całe szczęście przyszłam wystarczająco wcześnie i łażąc w poszukiwaniu jakiegokolwiek plakatu lub choćby karteczki, zauważyłam Marka Maruszczaka siedzącego przy jednym ze stolików w hallu. Wystarczyło tylko poczekać, do której sali się skieruje. Oczywiście wzięłam ze sobą książkę o głupich zwierzętach i autografy posiadam.

   

     Na koniec, w poniedziałek, byłam na koncercie zespołu Folk Banda. To grupa dziewczyn śpiewających piosenki oparte na folklorze warmińskim.  Wszystkie i śpiewają, i grają na różnych bardziej lub mniej osadzonych w tradycji warmińskiej instrumentach. W sierpniu zdobyły Grand Prix w Budapeszcie, na folkowym festiwalu, w którym brały udział 23 państwa. Dziewczyny są świetne i miałam szczęście, że trafiłam na ich koncert w jednej z filii naszej biblioteki, bo na razie nie mają w planie kolejnych koncertów. Natalia, która prowadzi Folk Bandę, gra również w grupie Warmia Swing, znam ją też z zespołu Kaymak (już nieistniejącego), zespołu Żywioły i różnych muzycznych wydarzeń.
    W tym całym młynie przegapiłam dwa wernisaże, ale wystawy zamierzam obejrzeć, kiedy wrócę, bo jutro jadę na kilka dni do córki i w związku z tym publikuję ten post dziś, choć pora już późna. Długi mi wyszedł, będziecie miały co czytać.

wtorek, 2 września 2025

KONIKI POLNE

    "Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu
    Tysiącem ostrych nożyc szybko strzygą ciszę."
                                                                    Leopold Staff,
                                                                   "Wysokie drzewa".

    Już dawno zafascynował mnie ten fragment wiersza  Staffa. Od kiedy po raz pierwszy go przeczytałam, zawsze słyszę dźwięk srebrnych nożyc w muzyce koników polnych. W zeszłym roku koniki grały jak zwariowane. W tym mało jest ich muzyki, szczególnie pod moim balkonem, choć słychać ją z okolicznych drzew i krzewów. Niestety w tym roku zwykle po zmierzchu jest raczej chłodno, więc i cicho, bo koniki lubią gorące letnie wieczory. Uwielbiam ich słuchać; otwieram szeroko balkon i mam darmowy koncert. Oczywiście grają również we dnie, ale zagłuszają je zwykłe miejskie hałasy.

   Nie nasłuchałam się w tym roku konikowych koncertów, a niedługo zapewne się skończą i trzeba będzie na nie czekać do przyszłego lata. Liczę na to, że odezwą się dziś, bo jest u nas prawie 30 stopni.

    Myślałam, że nie mam żadnego na zdjęciu. Przeglądałam moje archiwum bez wielkiej nadziei, ale jest! Konik polny to ogólna potoczna nazwa wielu gatunków szarańczaków. Jak znajdę, jaki jest ten ze zdjęcia, to napiszę.


                                                                         Koniki polne

Koniki polne, jak każdego roku,
zaczęły swoje wieczorne koncerty.
W zapadającym po zachodzie mroku
melodia ich pospiesznych skrzypiec dźwięczy.

Tak bez porządku, w pozornym chaosie,
jeden zaczyna, drugi dopowiada
bliżej i dalej, i tuż, tuż - donośnie
pod moim oknem płynie serenada.

Tak bardzo lubię ich letnią muzykę,
co mi umila wieczory gorące,
kiedy jerzyków milkną ostre krzyki,
gdy się za horyzontem chowa słońce.

Za dnia, z codziennym hałasem zmieszane,
gdzieś umykają ich lekkie piosenki.
Czekam, aż wieczór upałem rozgrzany
wywoła z mroku pierwsze drżące dźwięki.


 P.S.
Oj, chyba nici z koncertu! Przeszedł front atmosferyczny, nawet zagrzmiało kilka razy i temperatura mocno spada, choć deszczu ani kropli.

piątek, 8 sierpnia 2025

JERZYKI

     Jerzyki to moje ukochane ptaki. Ich nazwa gatunkowa to jerzyk zwyczajny, ale jakie one tam zwyczajne; to wspaniali lotnicy, pogromcy komarów, którzy w powietrzu spędzają niemal całe swoje życie. Ale nie chcę podawać encyklopedycznych wiadomości na ich temat, bo dla mnie są po prostu czystą, poetycką esencją lata. W drugim tygodniu maja co i raz spoglądam w niebo, wypatrując pierwszych zwiadowców i z radością ich witam. A na początku sierpnia patrzę w górę równie często, choć ze smutkiem, bo przecież zaraz trzeba będzie jerzyki pożegnać. W tym roku nad moim osiedlem było ich więcej niż zwykle i spore stada przelatywały w tempie ekspresowym tuż obok mojego balkonu, charakterystycznie krzycząc. Zdjęcia (oczywiście!) nie udało mi się zrobić; te w locie wychodziły nieostre, a o zbliżeniu nawet nie było co marzyć. 

Spójrzcie; czyż nie jest piękny?


Zdjęcie za: https://www.ekologia.pl/srodowisko/jerzyk-opis-wystepowanie-i-zdjecia-ptak-jerzyk-ciekawostki/


A tu, proszę: dla mnie od autora i ilustratorki książki "Głupie ptaki Polski", którym powiedziałam, że uwielbiam jerzyki i poprosiłam o uwzględnienie tego w dedykacji.





    Na koniec wiersz, w którym oddaję jerzykom, co jerzykowe ;) 


JERZYKI

Jerzyki w locie nieustannym.
Zawiła kaligrafia ptasia.
Na jasnym niebie tuszem czarnym
kreślą słoneczne imię lata.

Czarne eskadry niedościgłe,
dźwięcznym kryształem wibrujące;
kiedy się ściemnia, ich głos milknie
w czekaniu na wschodzące słońce.

One, kołując pod chmurami,
urzekające tworzą wiersze,
sławiąc krągłymi literami
letnie miesiące najpiękniejsze.

Kocham ich lot, wysokie krzyki,
ich akrobacje doskonałe;
gdy odlatują - w nagłej ciszy
jesieni  otwierają bramę.

A ja, wpatrzona w nieba niszę,
w przestrzeń wysoko nad głowami,
wciąż tęskniąc, czekam, by usłyszeć
lato grające jerzykami.





wtorek, 1 lipca 2025

O KSIĄŻKACH I NIE TYLKO

    Pora najwyższa na nowy post, a ja jak ten osiołek, co mu w żłoby dano, nie mogłam się zdecydować, o czym pisać i w rezultacie nie pisałam w ogóle. Zawsze mogłabym się wykpić jakimś wierszem, ale ile można (choć mam już kilka gotowych, więc bójcie się!)😉



"Czarownica znad Bełdan" (jeśli nie widać podpisu).

    Galeria Dobro ma wakacyjną przerwę, co nie znaczy, że będzie nieczynna, ale że ostatnia przedwakacyjna wystawa będzie "wisieć" do końca sierpnia. A teraz zaczyna się właśnie Olsztyńskie Lato Artystyczne z kulminacją imprez i wydarzeń w czasie Dni Olsztyna, z Jarmarkiem Jakubowym i z Dniami Folkloru między innymi. Jest tego wszystkiego trochę, będę więc, gdzie się da 😄


Pierwsze leśne poziomki, kupione na rynku, ale od sprawdzonej pani.

    Tymczasem w końcu przeczytałam "Grosik szczęścia" Hanny Bilińskiej-Stecyszyn. Czytało mi się bardzo przyjemnie. Akcja książki toczy się współcześnie, jednak autorka wraca w retrospekcjach do lat wcześniejszych, a że jest niemal moją równolatką, to czytając, porównywałam jej przeszłość z moją i wzruszałam się - nie tylko jej przeżyciami, lecz i własnymi, i to chyba bardziej. Przedtem, niezgodnie z wyznaczoną wcześniej kolejnością, hrehrehre, przeczytałam jeszcze blisko 10 (8? 9?) książek z biblioteki. Warte wzmianki są tylko trzy; dwie Margaret Atwood - "Rok potopu" i "Penelopiada" oraz książka japońskiego autora Toshikazu Kawaguchi "Zanim wystygnie kawa". Margaret Atwood, jak niedawno się dowiedziałam, jest od kilku dobrych lat wśród kandydatów do Nobla w dziedzinie literatury. Znajoma powiedziała mi, że sądziła, iż Atwood dostanie tę nagrodę wcześniej niż Olga Tokarczuk, a stało się odwrotnie. Obie zresztą piszą trochę podobnie; ich opowieści mają podobny, czasem poetycki, nieco dziwny klimat, który bardzo mi odpowiada. Natomiast książka japońskiego autora  ciekawie traktuje temat czasu i jest pełna specyficznego japońskiego wdzięku. Z tej książki dowiedziałam się między innymi, że skarbiec to po japońsku TAKAKURA. To nie może być zwyczajny zbieg okoliczności, nieprawdaż?😉


Przywrotnik (nie ten dziki; z miejskich nasadzeń) po deszczu.

    A teraz zaczęłam czytać "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć". Chciałam sobie dawkować w mniejszych porcjach, ale mi nie bardzo wychodzi. Chyba jednak skończę, a dopiero potem wezmę się za coś innego.


Piękna aleja starych drzew na niefunkcjonującym już przykościelnym cmentarzu.

    W tym tygodniu ma się zrobić upalnie. U nas wg prognoz tylko przez dwa dni, we środę i w czwartek, z czego bardzo się cieszę, bo upału nie lubię. Ale w końcu włożę naprawdę letnie ciuszki i, co mnie również bardzo cieszy, będę mogła do nich nosić różne zwariowane kolczyki. Jedne z tych, które czekały na lato już założyłam, ale są tak ciężkie, że kiedy w nich wyszłam z domu, to wytrzymałam tylko do następnej przecznicy. Miałam wrażenie, że mi się prawe ucho przerwie, bo dziurka w nim jest zrobiona odrobinę niżej niż w lewym. I zdjęłam.

Ale są takie ładne.

Może jeszcze raz spróbuję. 



Rusałka osetnik na goździkach brodatych w... sklepie ogrodniczym.

    A już w tę niedzielę pierwszy koncert w Jakubowie i oczywiście zamierzam tam być.

    Dla ozdoby kilka zdjęć całkiem od czapy, jak to zwykle wdzięcznie ujmowała nasza Szanowna PrezesKura.

wtorek, 10 czerwca 2025

POŻEGNANIE

 



        Dziś o czternastej żegnałyśmy wirtualnie Anię Bezową. Te z nas, które mogły, zapaliły dla niej  światełko i czuwałyśmy podczas pogrzebu na naszej grupie fejsbukowej. W imieniu nas wszystkich  Justyna kupiła ten piękny wieniec w kształcie serca. Na szarfie jest napis: "Aniu, nie zapomnimy. Będziesz na zawsze w naszych sercach. Rodzina z wyboru."

        Anka Rucianka napisała dla Ani pożegnanie:

    "Aniu Bezowo, zwołałyśmy się tu, aby odprowadzić Cię do Patagonii. Żebyś mogła tam odpocząć od bólu i zmartwień. Czekają tam na Ciebie bliscy. Wierzymy, że w Patagonii jest wspaniale, bo MUSI tak być, skoro nikt stamtąd nie wrócił. Ty już to wiesz, a my też kiedyś się przekonamy. Pewnie zastanawiasz się jak z wołankami? Staramy się, choć jest już inaczej. Gdyby w Patagonii był Internet, nadal byś nas wołała, nasza Anko Wołanko. Napisałam nie na czarnym, ale na czerwonym tle, bo wiem, że to Twój ulubiony kolor."
        
    Aniu kochana, żegnałyśmy Cię ze łzami i bólem w sercu. Wierzymy, że już jesteś spokojna i szczęśliwa. 


czwartek, 5 czerwca 2025

DLA ANI...

     Kochane Kurki, z ogromnym smutkiem zawiadamiam, że dziś, po ciężkiej chorobie, odeszła nasza Ania Bezowa. 






DLA  ANI

Żyłaś jak każdy. I kochałaś.

Cuda w twych rękach powstawały,

by innych nimi obdarować.

I pilnowałaś, by nas zwołać,

by każdy wieczór wspólnie płynął.

Wołanie ozdabiałaś rymem.

Ileż tych rymowanek było!

 

Aż doszłaś do strasznego morza,

gdzie wielkie fale - jedna groza,

druga ból, trzecia to cierpienie,

a czwarta męka. Każda w ciebie

biła, rzucała cię na ziemię.

 

Nagle się morze rozstąpiło

i poszłaś prostą, jasną drogą,

aż tam, gdzie słońce zachodziło,

gdzie inni jeszcze pójść nie mogą,

gdzie drzwi zamknęły się za tobą.

 

Popłyniesz księżycową rzeką

w gwiazd stronę, w mroczne, nocne niebo,

zatańczysz z wiatrem i z drzewami

nad ciemnym lądem, nad chmurami

i księżycowym srebrnym pyłem

w oczy nam zasmucone sypniesz…

Wspomnienia się  rozkruszą wszystkie

i łzy popłyną strumieniami.


Nie zapomnimy. Będziesz z nami.

 

Anko Wołanko, Aniu Bezowa - patrzę na szydełkowe cudeńka, które dla mnie zrobiłaś i łzy kapią na klawiaturę. Za wcześnie Ci wypadła podróż do Patagonii, ale pociesza mnie myśl, że może spotkałaś już Ewę, Monikę, Damę i Elę...
I nie martw się o Bezunię - czuwamy. 

P.S.
Dopisek pod wierszem od Hany.

wtorek, 3 czerwca 2025

JESZCZE RAZ URODZINY I INNE WYDARZENIA

   Miałam napisać trochę wcześniej, ale jakoś nie wyszło 😉  Różne rzeczy się na to złożyły, jednak już najwyższa pora na nowy post, bo pod starym nikt już nie komentuje 😟 Wszystkie nasze kurze pogdakuszki przeniosły się na fb. Ale ja wciąż chciałabym pisać i gdakać tu, i chciałabym, żebyście i wy tu gdakały.

    Z tymi urodzinami to jest tak, że w naszej rodzinie (rodzinie z przyległościami) od końcówki marca  do końca maja urodziny ma trzynaście osób (część już nie może ich obchodzić 😢 z niektórymi już nie świętujemy wspólnie). Statystycznie wypadałaby jedna impreza w tygodniu, tymczasem w jednym są dwie, a nawet trzy, w zależności od tego, jak się w tygodniu ułożą daty, a w innych nie ma wcale. Jednak jest nas mniej i ostatnio samoistnie powstała tradycja, że urodziny, szczególnie te okrągłe, świętujemy obiadem w restauracji.


W tym roku były aż trzy takie okrągłe rocznice. Nawet mi się to podoba, bo nie ma sprzątania i stania przy garach. Oprócz urodzin są jeszcze przecież w tym czasie  Święta Wielkanocne, majówka, Dzień Matki, a jeśli dodać jeszcze tylko jeden dzień, to i Dzień Dziecka. Można by świętować na okrągło, hrehrehre 😃
    A jeszcze miałam dodatkowe święto, bo mój wyjazd do córki zbiegł się z Międzynarodowymi Targami Książki. Choć było zimno i chwilami lał deszcz, ludzi były tłumy. Gościem honorowym targów była Republika Korei. Mieli piękne stoisko z fajną ekspozycją, a oprócz książek można było kupić pamiątki. Co ciekawe, dwa albo trzy dni przed wyjazdem z domu byłam w naszym Empiku i zobaczyłam kilka ładnie wydanych koreańskich książek, oczywiście w polskim tłumaczeniu. Trochę się zdziwiłam, a potem okazało się, że to przy okazji targów, bo te same książki i tam zobaczyłam.





    Udało mi się również zdobyć, dzięki znajomej, Małgosi, 
dedykację Hanny Bilińskiej-Stecyszyn  na jej książce "Grosik szczęścia".  Gdyby nie Małgosia, która zna autorkę osobiście, nic by z tego nie było, bo Pani Hanna podpisywała książki tylko do dwunastej. Małgosia zadzwoniła do niej i poprosiła o napisanie dedykacji, a kiedy dotarłyśmy na stoisko, książka na nas czekała.


Jeszcze czeka na przeczytanie. Jest w tej chwili trzecia w kolejce. Czwarta jest książka Marka Maruszczaka "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć", którą dostałam na Dzień Matki.


    Przez te dwa miesiące z kawałkiem zaliczyłam też trzy wernisaże i dwa spotkania autorskie.
Pierwsze z Jackiem Panasem, dziennikarzem zajmującym się między innymi historią Olsztyna, a drugie z poetką, Mirą Linge- Cielecką.



    A jeszcze wcześniej, na początku marca, udało mi się spełnić jedno z moich marzeń, bo córka kupiła  bilety na koncert Michała Bajora! Niestety, odrobinkę się rozczarowałam; Michał Bajor nie zaśpiewał żadnej z moich ulubionych piosenek. Ale kupiłam jego najnowszą płytę i - oczywiście! - mam dedykację; nie tylko na tej, ale i na drugiej, którą wzięłam z domu, w razie gdyby nie było płyt do kupienia.



    Za dziesięć dni przyjeżdża córka i po raz kolejny będziemy wolontariuszkami  podczas biegu Citi  Warmia Run Challenge. I znów na ten czas zapowiadają upał, ale zobaczymy, to jeszcze dziesięć dni.  Wolałabym, żeby prognozy się nie sprawdziły, bo ja to ja, ale biegacze będą mieli ciężko, choć trasa jest fajna, prowadzi przez las, głównie w cieniu.

   Widzicie same; dzieje się dużo, ale choć z jednej strony wydaje mi się, że nie mam czasu, to z drugiej mam wrażenie otaczającej mnie pustki. Jeśli nie mam konkretnych planów, czuję się beznadziejnie. Jednocześnie odrzuca mnie od jakiegoś drobiazgowego sprzątania czy porządkowania szpargałów, co już dawno powinnam zrobić. Nie chce mi się chodzić na spacery, bo zielone tereny wkoło kurczą się w zastraszającym tempie i właściwie nie ma już w pobliżu nic podobnego do łąki. Ostatni łąkowy kawałek ogrodzono i coś tam budują. A tu wiosna pełną gębą, w końcu rozkwitły akacje i zaczyna kwitnąć jaśmin, wciąż jeszcze kwitnie głóg i gdzieniegdzie w cieniu widać resztki bzu Wszystko zielone,  bo w końcu częściej pada i jest naprawdę pięknie. Muszę sobie znaleźć nowe tereny spacerowe, bo poza Lasem Miejskim, nie ma fajnych miejsc, a las znam na pamięć i podczas spacerów nasuwa mi się zbyt dużo wspomnień.

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

URODZINY

    W poście o Terrym Pratchetcie napisałam, że mamy urodziny "blisko"; dzieli nas kilka lat rocznikowo i kilka dni, jeśli chodzi o datę urodzin. Dziś przypadają urodziny Terry'ego Pratchetta, a ja obchodziłam swoje 25 kwietnia. O moich urodzinach napiszę krótko, bo post chcę poświęcić raczej Terry'emu, a raczej jego twórczości.




    Mówiłam Wam, że moje urodziny są okrągłe i jak na okrągłe, to jednak były skromne i obchodziłam je w rodzinnym gronie. W dzień urodzin byłyśmy z córką na wernisażu bardzo interesującej wystawy, łączącej malarstwo z fotografią, a następnego dnia zaprosiłam rodzinę z przyległościami (przyległości to pierwszy mąż mojej siostry i matka partnerki mojego syna) na obiad do dobrej restauracji. Było nas sześcioro, a zostałam obdarowana biżuterią, głównie kolczykami, oczywiście ze względu na moje niedawno przekłute uszy, perfumami oraz naturalnie kwiatami. Funkcję tortu pełniła beza Pavlova, którą mają w tej restauracji znakomitą, co zresztą było głównym powodem, dla którego ją (restaurację) wybrałam. 
Planowałam również obchody w bardziej luźnym gronie, ale moja koleżanka dzień przed tymi urodzinami miała poważną operację, więc te luźniejsze obchody przeniosę na czas, kiedy już wyzdrowieje.

    


Ale urodziny Terry'ego Pratchetta będą rozrywkowe, bo chcę przypomnieć "Piosenkę o jeżu". To ulubiona piosenka niani Ogg, którą niania zawsze śpiewała, kiedy nieco nadużyła napojów wyskokowych. W "Świecie Dysku" piosenka, pochodząca z książki "Trzy wiedźmy", nie została w całości opublikowana (mimo że o tytułowych wiedźmach powstały jeszcze inne książki). Mamy tylko skromne fragmenty, lecz w internecie krążą setki wersji tej piosenki w różnych językach. Do żadnej z nich Pratchett się nie przyznaje, a swego czasu ludzie tak zasypywali go tworzonymi przez siebie wersjami, aż wreszcie poprosił, żeby więcej mu ich nie przysyłać. Jednak pokusa stworzenia własnej wersji zalęgła się już dawno również we mnie. Nie zamierzałam jej, co prawda, wysłać, ale o publikowaniu Terry nic nie mówił więc... Dodam  jednak cytat z innej książki 'Świata Dysku ("Wyprawa czarownic"), żebyście się zorientowały, jaka to piosenka:

    "Niania Ogg rozejrzała się z niewinną miną, sięgnęła między swe liczne spódnice i wydobyła niedużą butelkę. Rozległ się cichy bulgot.
-Założę się, że jest tu niezłe echo - stwierdziła po chwili.
- Nawet nie próbuj - ostrzegła babcia
- Czego mam nie próbować?
- Nie śpiewaj Tej Piosenki. (...)
- Wiesz, o czym mówię (...) To ta o kolczastym gryzoniu, którego nie da się... nie da się namówić na powietrzną przejażdżkę."

Osobiście uważam, że moja wersja jest dość grzeczna.
Fragmenty napisane przez Pratchetta zaznaczyłam kursywą.
Mam nadzieję, że ta piosenka was trochę rozbawi 😁😁😁




PIOSENKA O JEŻU

Kiedy w samotnej, długiej podróży

bezludne zwiedzasz krainy,

gdy jednostajna droga cię nuży,

gdy wokół żadnej dziewczyny,

młódki, dzierlatki, mężatki, wdówki

ni nawet leciwej pani -

- Kogóż się dałoby tutaj przelecieć? -

- takie cię dręczy pytanie.




I oto staje na twojej drodze

jeż okrąglutki, kolczasty.

Już, już masz zamiar, żeby go dopaść,

a ten się zwinął i zastygł!

Ani od dołu, ani od góry,

ni z przodu, ni z tyłu, ach, co za bieda!

Po prostu jeża, po prostu jeża,

jeża przelecieć się nie da!



Lecz niechaj cię to wcale nie złości;

rozejrzyj się dookoła.

Tyle tu różnych jest możliwości -

- z wszystkich skorzystać nie zdołasz!

Bo da się kózkę, owieczkę krówkę,

nawet żyrafę ze stołka, gdy bieda.

I tylko jeża, i tylko jeża,

jeża przelecieć się nie da.



Patrz: tu gazela, a tam słonica,

na łące zgrabniutka klaczka,

w gęstych zaroślach tkwi tygrysica,

spragniona uczuć, biedaczka.

Przelecieć da się strusia i kaczkę,

łabędzia w wodzie białego jak kreda

i tylko jeża, i tylko jeża,

jeża przelecieć się nie da.



Znalazł się jednak łazik wytrwały,

co przebył góry i knieje.

Ten, przemyślawszy dogłębnie sprawę,

orzekł, że da się! Przez lejek!

I tak się kończy pieśni rubasznej

historia długa i stara,

bo jednak da się jeża! Tak, da się!

Trzeba się tylko postarać.


EDIT 
4 maja. Dziś Mika obchodziłaby imieniny.
Mam wrażenie, że ona wciąż jest obecna, że się nam przygląda i mam nadzieję, że jest zadowolona.


sobota, 19 kwietnia 2025

WIELKANOCNIE


Jak jest Kurnik, to musi być Kura (na zdjęciu poniżej). Jak jest Kura, to muszą być jaja (na drugim zdjęciu). Kurze jaja, ładne, kolorowe, choć i przepiórcze się tam zaplątały. Przepiórka jak Kurka (przepióra jak Kura?), do rodziny należy. Do rodziny kurowatych, znaczy, więc się nadaje do składania życzeń, które niniejszym całemu Kurnikowi składam w formie wierszyka pod zdjęciami 💗



 



Najpiękniejszych pisanek,

wiosennej radości,

najsmaczniejszych mazurków

i najmilszych gości,

nadziei w sercu nowych

i marzeń spełnienia - 

- z okazji Wielkanocy

składam Wam życzenia.



WESOŁYCH ŚWIĄT!