Rozsypało się wszystko w kosmykach twych włosów,
Rozwiało, poleciało za tobą!
Sto wołających głosów
Wpadło w krtań:
Zatrzymaj się, stań!
I wszystko rozpłynęło się w twoim widoku,
W twej falującej dorożce,
W obłoku.
(fragm. wiersza Kazimierza Wierzyńskiego "Pani z rajerem")
***
![]() |
fotografia autorstwa Córki i za Jej zgodą |
Chciałyśmy pożegnać Cię makami, jednak o tej porze roku jest to niemożliwe. Wybrałyśmy więc kwiatki, które najbardziej maki przypominają. Wiemy, że lubiłaś maki, lubiłaś też motyle. I maki i motyle są delikatne i kruche, jak Ty...
Ewuniu, udało Ci się nas zmylić. Nie przyznałaś się, jak bardzo byłaś chora. Wierzyłyśmy, że wyzdrowiejesz, że dasz radę. Zniknęłaś niespodziewanie, zbyt szybko, zbyt wcześnie. Po siedmiu wspólnych latach - jakkolwiek to brzmi. Byłyśmy tu codziennie, codziennie gadałyśmy o sprawach ważnych, mniej ważnych i całkiem nieważnych, płakałyśmy i śmiałyśmy się do rozpuku - jak to w życiu.
Ewuniu, wiem, że od Kurnika zaczynałaś dzień i w Kurniku go kończyłaś. To był dla mnie - dla nas - zaszczyt.
Kto teraz wyda komunikat meteorologiczny?
Skąd będziemy wiedzieć jaki dzień wstał nad Krakowem?
Kto nam powie czy jest paskuda, czy jej nie ma?
Kto poleci mi dobrą, czeską literaturę?
Kto mi powie jakie wystawy odbywają się w Krakowie?
Kto mi pokaże najpiękniejsze kałuże na świecie?
Najpiękniejsze krakowskie bramy i zaułki?
Ewuniu, uwielbiam Twoje rysunki - scenki uliczne - są niesamowicie trafne, umiałaś obserwować! Ludzi w tramwaju, baby na ławce, ludzi przy kawiarnianych stolikach. Byłaś tak skromna, że za nic nie chciałaś wyjść z nimi gdzieś dalej i szerzej. Swoimi subtelnymi grafikami dzieliłaś się z nami - każda lub prawie każda Kura ma coś od Ciebie. Choćby własnoręcznie zrobioną kartkę świąteczną - małe dzieło sztuki. Taka właśnie kartka zwróciła przed laty moją uwagę. Tak Cię poznałam.
Byłaś z nami całe siedem lat, nadal jesteś i będziesz. Nie potrafię znaleźć właściwych słów, bo chyba ich nie ma. Nie chcę szukać słów pożegnania, bo ich nie ma na pewno.
Jest żal, ból i puste miejsce.
Ewuniu, do zobaczenia
***
Kochana Ninka napisała dla Ciebie prześliczny wiersz:
zniknęła biel i mrozy srogie,
kiedy znów szaro się zrobiło,
ruszyła nasza Ewa w drogę.
Drogę daleką i niezwykłą,
od jej spacerów całkiem inną -
- tu kilometry się nie liczą,
czy idziesz górą, czy doliną.
To będzie jej najdłuższy spacer,
ale osiągnie cel z pewnością,
więc niech śniegowych płatków kwiaty
przykryją smutny świat białością,
niechaj rój gwiazdek delikatnych
poniesie nasze dobre myśli,
niech jej w podróży poza światy
jak orszak tkliwy towarzyszy.
Poznałam ją na blogu GosiAnki i kiedy była akcja wspierająca Dom Tymianka, dostałam od Gosi kartkę zrobioną właśnie przez Ewę. Bardzo mi się spodobała – urocza, dopracowana w każdym szczególe. Właśnie ta na zdjęciu. Pamiętałam, że dużo było tych karteczek, ale ostatnio zajrzałam, żeby sobie przypomnieć dokładniej i zobaczyłam, że każda była inna, a na każdej koty; nie żadna taśmowa produkcja, tylko wycinane ręcznie i ślicznie zdobione. Gosia pokazywała też u siebie kartki, które dostawała od Ewy na święta, a że ja sama karteczkowa, to zawsze zwracałam na nie uwagę. Potem był Kurnik, komunikaty pogodowe, relacje spacerowe… Pamiętam, że odwiedzała Mikę podczas jej pobytów w szpitalu i zdawała nam relacje z tych wizyt. To po pierwsze przyszło mi do głowy, kiedy pomyślałam o Ewie. Zaglądałam i na jej bloga, choć nie komentowałam. Teraz żałuję.
Jej odejście bardzo mnie poruszyło, może dlatego, że w ogóle, chyba jak my wszystkie, się go nie spodziewałam…
Zastanawiam się, co dla Niej było najważniejsze i myślę, że rodzina. Dbała z miłością i zrozumieniem o wszystkie swoje dzieci i wnuki, budząc mój podziw , bo była naprawdę mistrzem organizacji czasu w licznych zajęciach Mamowych i Babciowych, potrafiąc wcisnąć pomiędzy nie spacery, zdjęcia, czytanie, zwiedzanie. Czytać wciąż nowe książki między gotowaniem a pieczeniem i robienie ozdobnych karteczek przed i po lepieniu pierogów. Tak, tak, to taka zwykłość i proza życia ale czy wiecie jaka to Wielka Sztuka? i ile w to wkładała serca ?
W Jej niewielkiej postaci było wciąż mnóstwo siły i energii i pomysłów bez liku. Nie straszne Jej były zatłoczone tramwaje i autobusy jeśli trzeba było dotrzeć na kiermasze książek, ciekawe wystawy na drugim końcu miasta czy daleki spacer po raz setny w to samo miejsce, żeby sprawdzić co się zmieniło.
Zawstydzała mnie, urodzoną krakowiankę, wiedzą o zakamarkach naszego miasta, taką szczegółową wiedzą, zawsze chciało Jej się poszperać i przygotować masę ciekawostek o miejscach , do których się wybierałyśmy.
Rozmawiałyśmy - a nie - paplałyśmy, o wszystkim; naprawianiu świata, nudnym gotowaniu zup, przejmowaniu się zmarszczkami, wagą (własną oczywiście) i o urodzie drzew i motyli. O wierszach. O kłopotach. O sprawach ważnych i tych mniej.
Nie zawsze się zgadzałyśmy, miewałyśmy różne zdania, inne patrzenie, ale wtedy rozmowy stawały się jeszcze fajniejsze, bo żadnej z nas nie chodziło o przekonanie tej drugiej, o wykazanie która wie lepiej, ale o wytłumaczenie siebie, swoich myśli i emocji. I wiedziałyśmy, że nawet pozostając w tych różnicach rozumiemy się, doceniamy. Bo Ewa było Osobą pełną kultury i subtelności, uważności i szacunku dla innych.
Ostatni raz spotkałyśmy się zanim świat pękł, spędziłyśmy pół dnia oglądając ciekawe wystawy i wciąż widzę nas dwie jak zadowolone, jemy pyszny sernik, pijemy wolniutko kawę patrząc przez szybę kawiarni na Wawel przymglony deszczem........
Jeśli znowu zacznę bywać w muzeach, będziesz Ewuniu ze mną, bo jak Lis Małego Księcia zyskałam COŚ, ze względu na kolor zboża...
Ciągle jest trudno uwierzyć, że już Jej nie ma. Przejrzałam wpisy w moim blogu i okazało się, że dość dużo razem pobyłyśmy. Spacerowałyśmy po zimowej Warszawie, razem próbowałyśmy ciasteczka portugalskie w Lisboa Cafe w Krakowie, kilka razy przemierzałyśmy razem z Rabarbarą zakątki Krakowa, w sposób zupełnie nietypowy, Ewa znała Kraków jak nikt, byłyśmy w Lanckoronie, w wielkanocnej i palmowej Lipnicy Murowanej, w Zakopanem u Miki, w Niepołomicach. Pozostały przemiłe wspomnienia i małe upominki własnoręcznie przez Ewę wykonane i darowane.
Pisanki, ta z ptaszkami, prześliczna, czeka na mnie w Krakowie:
I jeszcze ... Ewa miała przepiękny tembr glosu, zawsze, kiedy rozmawiałyśmy, jej to powtarzałam. Mówiła przepiekną polszczyzną.
Pośpieszyłaś sie Ewuś z tym odejściem...miałyśmy na wiosne spotkać się w Warszawie. Miałyśmy pojść do Ogrodu Botanicznego, miałysmy sie spotkać z Opakowaną...Wierzę, że tam gdzie jesteś, jest Ci dobrze. ...
Moim pierwszym niezwykle sympatycznym wspomnieniem o Ewie jest...kurzęcy medal!
W 2014 roku opracowywałyśmy razem z Haną i Gosianką pierwszą Białą Kurę, czyli kalendarz kurnikowy. Hana rysowała, Gosianka udostępniała zdjęcia swoich tymczasów, ja zaś to montowałam. Gdy kalendarz był gotowy i rozsyłany w świat, Gosianka przekazała mi zrobiony przez Ewę "Medal za zasługi" . Było to dla mnie pełne zaskoczenie, bo w tamtym czasie Ewę ledwo co kojarzyłam i był to właściwie medal od nieznajomej.
A potem Ewa stawała się coraz bardziej znajoma i bliska. Łączyło nas zamiłowanie do łazęgi i do robienia zdjęć. Byłam pełna podziwu dla dystansów które pokonywała Ewa. W urodzie świata urzekały nas te same rzeczy; detale architektoniczne, murale, odbicia w kałużach, cienie...
Nie mogę uwierzyć, że nie opisze na swoim blogu już żadnego krakowskiego spaceru, ani żadnej wystawy, że nie skomentuje już żadnego mego zdjęcia i żadnego posta.
I nie oprowadzę już jej po wrocławskim Przedmieściu Oławskim ani nie wybierzemy się razem do naszego Ogrodu botanicznego...
Ewo, mam kurzęcy medal od ciebie i piękne karteczki okolicznościowe i niezwykle się cieszę, że je mam!
Ewa... Urocza starsza pani w kapeluszu nad filiżanką kawy (było takie zdjęcie), niestrudzenie wędrująca po Krakowie, w słońcu i deszczu robiąca swoje kilometry. Pamiętająca o mnie na święta - zawsze własnoręcznie robiona karteczka czekała w skrzynce. Była ze mną na blogu od początku. Zawsze zostawiała miły komentarz, taktowny i wspierający. Kobieta o wielkiej wrażliwości: na sztukę, na niedolę ludzi i zwierząt. Miłośniczka Japonii - jak ja! Wierna i oddana przyjaciółka całego Kurnika. Oddana mama (czasem trudno było opiekować się wnukami, ale nigdy nie chciała odmawiać), opiekuńcza babcia. Taktowna, cicha, ciepła, spokojna, dobra, z poczuciem humoru, mądra, oczytana. Ewa pięknie wypełniała sobie czas, miała swój świat, nie nudziła się na emeryturze. Znała ukryte zakątki Krakowa i pokazywała nam je. Miała ochotę na wiele jeszcze początków, a jej ostatni post pt. "Czas..." i te trzy kropki z tyłu okazały się takie symboliczne! Już czas... Nie wiedziała, nie czuła, miała plany... Zaczęła ósmy rok blogowania i pewnie już gdzieś tam na górze pstryka dla nas foty, zwiedza, opisuje byśmy poczuły się jak w domu, gdy już do niej dołączymy. Na pewno tak!
AMP (Pantera):
to typ wyjątkowego, dobrego człowieka.
Gdzie tkwiła tajemnica? Nie mnie jej dociekać...
Duza była czy drobna i jak wyglądała
nie dowiem się już nigdy, bowiem się spóźniłam,
wcześniej na avatarze tylko kota miała,
zaś na blogu portretów swych nie zamieściła.
Dzięki Niej mogłam poznać uliczki Krakowa,
muzea i wystawy, miejsca snów bajkowych.
Była mi bedekerem, w krótkich prostych słowach
dzieliła się swym miastem w sposób wyjątkowy.
Obiecała mi kiedyś, że mnie tam ugości,
a tymczasem za wcześnie przeszła do wieczności,
pozostawiając pustkę, której nic nie stłumi.
Z ziarenek maku wiła swoje opowieści,
i malowała nimi krakowskie obrazy.
Nigdy już na swym blogu bajek nie zamieści
i maku już nie złoży w sensowne wyrazy.
Pierwsza kartka przyszła właśnie od Ewy, czerwona, własnoręcznie zrobiona, z dołączonym magnesem z widokiem Krakowa.
Na minione Święta BN, znowu przysłała mi piękną kartkę w moim ulubionym kolorze.
Miałam plan odwiedzić Ją, kiedy będzie ciepło, kiedy będziemy już zaszczepione, by zmniejszyć ryzyko...
Nawet wróciły połączenia kolejowe między naszymi miastami i w 3 godz mogłabym pokonać trasę, wypić z Ewą kawę, pogadać i wrócić tego samego dnia do domu.
Wiem, że kiedyś się spotkamy... tam, bo Kury będą razem.
Ewuniu dziękuję Ci za Twoje przepiękne karteczki , za Twoją życzliwość i dobroć. I czekam na Twoją córkę, by pokazać jej Alzację, która tak Cię urzekła.
Elaja: Wylicytowałam te koty Ewy na bazarku ZMD, dostałam z bonusem kurzym i miłą kartką:

Miałam okazję spotkać się z Ewą, porozmawiać. Później nie dzwoniłyśmy do siebie za wiele, może ze trzy razy. Ostatni raz przed świętami. Pisałyśmy do siebie na swoich blogach. Miałam nadzieję, że Ewa mnie kiedyś odwiedzi. Powiedziałam nawet, żeby załatwiła sprawy szpitalne i w wakacje na nią czekam, jak covid odpuści. Nie wiedziałam, że to swego rodzaju pożegnanie.
Opakowana:
Jakoś ciężko pisać, no ciężko. Właśnie patrzyłam na Jej ostatnie
komentarze w Kurniku i jeszcze smutniej mi się zrobiło.
Ewę poznałam, kiedy poznałam Rabarbarę - czekały na mnie na
dworcu w Krakowie i z buta poszłyśmy na targ staroci. Potem do
Lanckorony. Potem do Rabarbary. Dziewczyny wyglądały jakby się
znały od wieków. I z jedną i z drugą o to nietrudno. Ewa była
taka jakby wrażliwie ulotna, delikatna, łatwa w rozmowie, z
klasą. Ciężko to określić, ale chyba te Kury, które Ją znały,
też to widziały... Jakaś cicha melancholia też się tam błąkała, w
sumie powiedziała to nam wszystkim parę razy - to, że
owdowiała, kiedy można było starzeć się razem i chodzić na te
wielokilometrowe wyprawy. Nie wyszło.
To była (pisze mi się ten czas przeszły z wielką trudnością,
naprawdę). Dziewczyna, ktorą chciało się znać i poznać jeszcze
troszkę.
Nie za bardzo przyjmuje fakt Jej odejścia jako fakt rzeczywisty.
Jak już pisałam - Joanna Chmielewska, po śmierci jej ukochanej
przyjaciółki Alicji, nie godziła się z tym i uznała, ze Alicja po
prostu pojechała się kurować do Szwajcarii, nie przyjęła do
wiadomości, że Alicji już nie ma. Mam ciut podobnie - Ewa
pojechała do Patagonii. Tylko gula w gardle została.
Aga R.:
Pamiętacie historię mojej sycylijskiej Luśki?