Dziwna jest wiosna w tym roku. Wcześniejsza o
miesiąc, z przeplatającymi się wysokimi i niskimi temperaturami i mało -
przynajmniej dla mnie - optymistyczna. Wciąż jeszcze jestem w dołku. Odejście męża mojej
siostry, przeraźliwie nieodwracalne i szybkie, przywołało ten sam
smutek, który trzy lata temu towarzyszył odchodzeniu mojego męża. Trudno
mi się z tego nastroju otrząsnąć tym bardziej, że jeszcze
jedna osoba, z którą czuję się związana, jest już na
ostatniej prostej i nie ma nadziei, że to się odwróci.
Próbuję rozliczać się z
emocjami, pisząc. Szukam tych wszystkich trudnych odczuć, nazywam
je i zamykam w ramach wiersza jak w pudełku. I to pomaga. Uspokaja i wycisza.
Znowu ktoś bliski nagle odszedł.
Bolesny smutek, jak tsunami,
zalewa myśli rojem wspomnień,
dzień chmurzy żałobnymi mgłami.
Jak mam odnaleźć nowe drogi
za pociemniałym horyzontem?
Gdzie mam niepewne stawiać kroki
na ziemi wciąż wstrząsami drżącej?
Oczy znów łzami wypełnione,
a noce niedobrymi snami,
niebo posępnie zachmurzone,
drogi usiane przeszkodami,
lecz idę. Idę wprost przed siebie
w nadziei, że za
widnokręgiem,
gdzieś tam, u kresu drogi ziemskiej
czekać nas będzie zrozumienie.
Staram się żyć pozytywnie, cieszyć się tym, co mam, korzystać z dobrych chwil, bo czas jest nieubłagany, los bywa okrutny, a świat staje się coraz bardziej nieprzyjazny.
Edit
Osoba, o której wspominałam wyżej, dziś (7 maja) odeszła😢