Pora najwyższa na nowy post, a ja jak ten osiołek, co mu w żłoby dano, nie mogłam się zdecydować, o czym pisać i w rezultacie nie pisałam w ogóle. Zawsze mogłabym się wykpić jakimś wierszem, ale ile można (choć mam już kilka gotowych, więc bójcie się!)😉
Galeria Dobro ma wakacyjną przerwę, co nie znaczy, że będzie nieczynna, ale że ostatnia przedwakacyjna wystawa będzie "wisieć" do końca sierpnia. A teraz zaczyna się właśnie Olsztyńskie Lato Artystyczne z kulminacją imprez i wydarzeń w czasie Dni Olsztyna, z Jarmarkiem Jakubowym i z Dniami Folkloru między innymi. Jest tego wszystkiego trochę, będę więc, gdzie się da 😄
Tymczasem w końcu przeczytałam "Grosik szczęścia" Hanny Bilińskiej-Stecyszyn. Czytało mi się bardzo przyjemnie. Akcja książki toczy się współcześnie, jednak autorka wraca w retrospekcjach do lat wcześniejszych, a że jest niemal moją równolatką, to czytając, porównywałam jej przeszłość z moją i wzruszałam się - nie tylko jej przeżyciami, lecz i własnymi, i to chyba bardziej. Przedtem, niezgodnie z wyznaczoną wcześniej kolejnością, hrehrehre, przeczytałam jeszcze blisko 10 (8? 9?) książek z biblioteki. Warte wzmianki są tylko trzy; dwie Margaret Atwood - "Rok potopu" i "Penelopiada" oraz książka japońskiego autora Toshikazu Kawaguchi "Zanim wystygnie kawa". Margaret Atwood, jak niedawno się dowiedziałam, jest od kilku dobrych lat wśród kandydatów do Nobla w dziedzinie literatury. Znajoma powiedziała mi, że sądziła, iż Atwood dostanie tę nagrodę wcześniej niż Olga Tokarczuk, a stało się odwrotnie. Obie zresztą piszą trochę podobnie; ich opowieści mają podobny, czasem poetycki, nieco dziwny klimat, który bardzo mi odpowiada. Natomiast książka japońskiego autora ciekawie traktuje temat czasu i jest pełna specyficznego japońskiego wdzięku. Z tej książki dowiedziałam się między innymi, że skarbiec to po japońsku TAKAKURA. To nie może być zwyczajny zbieg okoliczności, nieprawdaż?😉
A teraz zaczęłam czytać "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć". Chciałam sobie dawkować w mniejszych porcjach, ale mi nie bardzo wychodzi. Chyba jednak skończę, a dopiero potem wezmę się za coś innego.
W tym tygodniu ma się zrobić upalnie. U nas wg prognoz tylko przez dwa dni, we środę i w czwartek, z czego bardzo się cieszę, bo upału nie lubię. Ale w końcu włożę naprawdę letnie ciuszki i, co mnie również bardzo cieszy, będę mogła do nich nosić różne zwariowane kolczyki. Jedne z tych, które czekały na lato już założyłam, ale są tak ciężkie, że kiedy w nich wyszłam z domu, to wytrzymałam tylko do następnej przecznicy. Miałam wrażenie, że mi się prawe ucho przerwie, bo dziurka w nim jest zrobiona odrobinę niżej niż w lewym. I zdjęłam.
Ale są takie ładne.
Może jeszcze raz spróbuję.
A już w tę niedzielę pierwszy koncert w Jakubowie i oczywiście zamierzam tam być.
Dla ozdoby kilka zdjęć całkiem od czapy, jak to zwykle wdzięcznie ujmowała nasza Szanowna PrezesKura.
O pierwsza. Ja ostatnio nic nowego nie czytuję. Wróciłam po przerwie do Joanny Chmielewskiej i teraz dorwałam, ale jeszcze nie kupiłam żadnej książki, nową autorkę piszącą podobnie, jak Chmielewska, tyle, że od różnych osób słyszę o Niej różne opinie. Więc, chyba skuszę się na zakup Jej książek, żeby sama je ocenić
OdpowiedzUsuńFajne zdjęcia od czapy. Dawno nie czytałam zadnej ksiązki. Nie jestem na bieząco z nowosciami, a na pólkach mam spory ksiegozbiór, niektore tytuły zachęcające, ale jakoś tak nie po drodze mi z czytaniem.
OdpowiedzUsuńCiekawych imprez Ci życzę, tez cos sie odbywa w Klodzku i okolicach, ale malo kiedy jest to czemu warto byloby poświęcić czas.
Lubię przywrotnik, ladnie się zasusza.
Poziomeczki mniam mniam, lubię niezwykle, moja kumpela robiła z nich wyborowe naleweczki ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś bywałam prawie na wszystkich dużych wrocławskich imprezach, niezwykle interesujące one były. Od kilku lat nic mnie nie ciągnie do masówek, upierdliwości zdrowotne też się do tego przyczyniają.
Z czytaniem w dalszym ciągu mi nie po drodze. Już chyba z rok temu wysłuchałam kilku audiobooków Moniki Szwai i pierwsze mi się podobały a potem coraz bardziej traciłam entuzjazm, jakieś wtórne mi się wydawały.
To ja, PrezesKura.
OdpowiedzUsuńJestem rozkochana w książkach Valérie Pérrin (żona Lelouche'a zresztą). Przeczytałam wszystkie, które wyszły w Polsce. Najbardziej lubię "Życie Violette", "Cudowne lata". Teraz czytam "Colette" i oczywiście nie mogę się oderwać.
Takakurę przydałoby się zapełnić. Może to znak?
Ten przywrotnik mam w ogrodzie, jest bardzo wdzięczną rośliną. Fajnie zakrywa łyse miejsca i sam się sieje. Obdarowałam nim całą wieś.
Hana mówi.
OdpowiedzUsuńInfo dla bezogrodowych: przywrotnik ten pięknie prezentuje się w donicy, np. na balkonie. Ma dużo dużych liści i subtelne kwiatki.
Właśnie zamierzam przeflancować sobie szczepunię😀czyt. Upchać w autku doniczkę z przywrotnikiem i hostą.
UsuńNareszci coś jadalnego z działki. Poziomki, truskawki i sałata, porzeczki dojrzewaja, reszta jeszcze rośnie.
OdpowiedzUsuńZa 10 dni znowu wyprawa do kraju ale na krótko, bo jeszcze by działka zarosła chwastami. Jeszcze przed wyjazdem przeglądnę w internecie czy jakoweś imprezy ciekawe będą w tym czasie.
Czytanie hmmm.... no, ostatnio mój kurzy łepek niczego nie przyswajał ze zmęczenia ale zawsze w kraju coś ciekawego i nowego znajdę na półkach u Sis.
Tu mła, znaczy Taba - gugieł znów paskudny i z logowania nici. Takakura to nie przypadek, nie ma przypadków. No chyba że w gramatyce. ;-D
OdpowiedzUsuń