wtorek, 7 października 2014

Mała architektura wielkopolskiej wsi

Miniona niedziela była taka piękna, że postanowiliśmy powłóczyć się trochę po okolicy, na koniec zahaczyć o Czacz może? Tak zrobiliśmy. Wsiedliśmy w nasz pierdafon i jazda, przed siebie - bez planu, chociaż w kierunku Czacza mniej więcej. Okolica tu przepiękna, już tam hrabia Dezydery o to się postarał. Jednak tym razem nie okoliczności przyrody chciałabym pokazać, chociaż na to zasługują.
Jadąc drogą krajową w kierunku Kościana spotkacie coś takiego:




Ktoś buduje sobie zamek, a co! Zdjęcia nie oddają ogromu tego przedsięwzięcia. To są hektary ogrodzone kilometrami płotu z kutego żelaza, nie jakieś tam gotowce. Płotu zakończonego ostrymi szpikulcami, a jakże. Zamek położony jest na skraju dość zapyziałej wsi, w kompletnej pustce - ani drzewa, ani krzaczka, nic! I przy samiutkiej drodze - widać to na pierwszym zdjęciu. Potem padł mi aparat, dlatego nie zdążyłam zrobić ujęć pokazujących tę beznadziejną pustkę wokół. Ale to nic, pojechaliśmy dalej drożami i bezdrożami. Wjechaliśmy do jakiejś wsi - nic specjalnego, wieś, jak wieś, gdy, wtem, uwaga, uwaga, naszym oczom ukazało się coś takiego (wersja nadziemna). Zdjęcia zrobił Ogniomistrz nazajutrz, specjalnie tam pojechał:




Wersja naziemna:

Trzygłowy smok, poza baranem w pysku ma tam dyszę na gaz, a w oczach żarówki








Napis głosi: Otwórz serce niezakładaj sidła szanuj przyrode 2000.
Herb Wł. Zapewne chodzi o Wławie, bo tak nazywa się wieś. Widocznie nie starczyło miejsca...

Zostawiam Was ze szczenkami na podłożu. Powrócę tu pod wieczór!

Patrzcie Kury! I ja doczekałam się portretu! Poskarżyłam się Ewie2, że w domu grzyby rosną i pajęczyny zasnuwają szfystko wokół, a ja się wygupiam rysunkowo przy współudziale Czajnika. Tak to rozpaliło wyobraźnię Ewy, że machnęła mi portret. I nie musiałam się staczać (chociaż nie mam nic przeciwko temu). Proszszsz:

poniedziałek, 6 października 2014

Post dla cudArteńki na misji

CudArteńka została obwołana Absolutnie Cudowną Misjonarką (ACM), bo też to święta prawda. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to informuję uprzejmie, że pojechała na tydzień do Zakopanego, aby pomieszkać z Tropikiem psem Miki, która musiała udać się na chwilkę do szpitala. Inaczej Mika nie mogłaby tego zrobić, bo Tropik trochę niedomaga. Arte poświęciła własny czas, aby pomóc Mice i Tropikowi, nawet nie miała kiedy porządnie się oprać, bo dzień wcześniej wróciła z Bieszczad(-ów). Arte, mam nadzieję, że nie zdradzam żadnych tajemnic? Za gardło coś mnie chita, cóż ja poradzę. Musiałam, po prostu musiałam narysować portret dla Ciebie, chociaż z uporem maniaka wracam do tematu staczania się. - jest nośny, trzeba przyznać:
cudArteńka staczająca się z Bieszczadnikiem, jednak od upadku ratuje Ją Tropik
Arte, dziękuję za Mikę. Dałaś Jej spokój w tym upierdliwym, acz koniecznym momencie. Bawcie się dobrze!
Acha, jakby co (tfu!), to my tu czuwamy!
Pantera w centrum Getyngi próbująca się stoczyć pod osłoną nocy

sobota, 4 października 2014

Słówko na sobotę

Nadal mam niedosyt w staczaniu się - zarówno swoim, jak i Waszym - ufam jednak, że jeszcze nad tym popracujemy. Najgorzej poszło Ruciance. Za nic nie mogła się stoczyć. Dla pocieszenia sporządziłam Jej Portret Pocieszenia:
Absolutnie niestoczona Rucianka zadumana nad tym faktem oraz dwa znudzone psy


Tymczasem bloggera zatkało, co mnie nie dziwi, bo temat nośny. Na nowy post nie mam głowy, za to roboty mam po korek - czasem dobrze mieć nad sobą biczyk w postaci huty.  Mnie przydałby się CZASEM.
Mika ma ważniejsze sprawy na głowie, to ja dzisiaj tylko pokażę kilka zdjęć bez ładu i składu, aby wieczorkiem było gdzie wymieniać poglądy. Ale w dzień też można, gdyby ktoś chciał.
Dzień jest obezwładniająco piękny, mam nadzieję, że wszędzie. Jeśli gdzieś tak nie jest, to za chwilę będzie. I tego się trzymajmy i o staczaniu się nie zapominajmy.
PS. Jest odpowiedni werniks, są passe partout, a więc gruszki, kawałki gruszek i ogonki polecą w poniedziałek!
Tu gumno w jesiennej odsłonie. Tylko o tej porze roku jest takie światło:





Marija, szyszek pilnuję!
Kanie, które pożarł Ogniomistrz. Oryginał (kanie znaczy)

Kanie, zanim pożarł je Ogniomistrz. Pastel (kania znaczy, bo te bździnki mam w ogrodzie w dużych ilościach. To jest chyba twardzioszek przydrożny - jadalny i smaczny, ale nie będę sprawdzać)

Wybaczcie, nie mogę się powstrzymać. Zdjęcia sprzed 5 minut:




Nasza niestrudzona globtroterka i detektyw - cudArteńka właśnie wróciła z Bieszczad, by za chwilę wyruszyć w Tatry. Przesyła nam przepiękne zdjęcia podpadające jak najbardziej pod kategorię "afirmacja jesieni". To oczywiście nie zwalnia Jej od opowieści o staczaniu się z Bieszczadnikiem:
W drodze na Bukowe Berdo
Przełęcz Wyżniańska
Przełęcz Wyżna
W drodze na Rawkę
Wołosate

Przepięknego weekendu, tak pięknego, jak tutaj!

piątek, 3 października 2014

Kto się jeszcze nie stoczył?

Ponieważ mam pewien niedosyt w staczaniu się, nie wszystkie Kury się stoczyły, nie wszystkie podania zostały przyjęte i blogger się blokuje, jestem zmuszona powtórzyć apel: Staczajmy się dogłębniej, dokładniej i do końca!
Ponadto moje osobiste prawie stoczenie się natychmiast przyniosło zamierzony efekt w postaci zamówienia na portret stoczony od Gosianki. Można? Można!
Prawie stoczona Gosianka z inwektywami na ustach goniąca swoje koty do lasu
Doszczętnie stoczona Tempo Giusto idąca na flondre ze sztachetą wyrwaną z płotu

W związku z totalnym upadkiem moralnym świata, Opakowana i ja postanowiłyśmy się stoczyć póki czas. Jesteśmy ponadto sfrustrowane, że mimo wysiłków nasza sztuka nie sprzedaje się tak, jak powinna. Sztuce jest bowiem potrzebny upadek i skandal - czasem wręcz trudno to rozróżnić. My zaczniemy od staczania się. Skandal przyjdzie sam. Staczanie się jest procesem dość długotrwałym, jednak przy odrobinie dobrej woli można go nieco przyspieszyć.
Historia sztuki jasno pokazuje, że wybitni twórcy w mniejszym, lub większym stopniu uprawiali proceder staczania się. Każde dziecko wie, co wyprawiał Dali dla autopromocji, że Van Gogh obciął sobie ucho i nadużywał wszystkiego, Gaughin lubiał tłuste kobitki, nadużywał i zadawał się z 14-latkami, Toulouse-Lautrec był dzieckiem spokrewnionych ze sobą rodziców, przez co cierpiał na chorobę genetyczną - był karłem, żłopał absynt litrami i zadawał się wyłącznie z dziwkami, bo inne nie chciały z nim gadać, Picasso poniewierał kobiety swego życia oraz nie interesował się swoimi dziećmi, że o ekscesach poetów Młodej Polski nie wspomnę, ani o ówczesnej awangardzie plastycznej na pejotlu, burzącej wszelkie normy i w sztuce, i w życiu. I wszyscy nadużywali czego się dało: absyntu, haszyszu, heroiny. I proszę - dopięli swego! Wiadomo, jakie ceny osiągają płótna Van Gogha, Picassa i innych skandalistów.
Staczanie się ma swoje konsekwencje: zwalnia od odpowiedzialności, a nawet wzbudza litość i wyzwala chęć pomocy - będziemy naturalnie korzystać z takich odruchów otoczenia. Czasem obrazimy się na świat, będziemy miały doua (nie mylić z dołem) i pozwolimy się z niego wyciągać za pomocą pozytywnych, markowych bodźców. Nie pogardzimy też szantażem emocjonalnym, by przystąpić do różnych działań hulaszczych, takich jak: nadużywanie drogich trunków, jaranie marychy (sorki Marija!), nieumiarkowane jedzenie lodów i oglądanie łzawych melodramatów, wydawanie nie swoich pieniędzy na buty i torebki, zaciąganie długów, uwodzenie (i porzucanie) młodych mężczyzn, niekończące się dyskusje z koleżankami, nocne imprezy z koleżankami i kolegami, zawieranie przypadkowych znajomości w pubach, niedotrzymywanie obietnic, zawalanie terminów, obiecywanie poprawy (szantaż emocjonalny). A kiedy już sięgniemy dna moralnej nędzy, wydziaramy sobie gustowny rzucik na plecach, ramionach i nóżkach oraz zrobimy sobie piercing. Musimy się pospieszyć, bo Ślubny Opakowanej wyjeżdża. Ona musi się stoczyć do przyszłej środy. Liczymy na Wasze wskazówki.
Będziemy miały swój dół, który z grubsza i w zarysach wygląda tak:

Zapraszamy wszystkich chętnych. Jednak pod pewnymi warunkami:
- udokumentowany hulaszczy tryb życia (wyciągi bankowe, skargi sąsiadów, protokoły policyjne, itp.)
- nadużywanie wszystkiego, co określa się mianem "używki" (świadectwo lekarskie mile widziane)
- nierzond (opcjonalnie)
- imprezowanie (bilety wstępu, zaproszenia, rachunki, itp.)
Zgłoszenia i inne propozycje przyjmujemy w komentarzach.

czwartek, 2 października 2014

Sposób na upadek świata

W związku z totalnym upadkiem moralnym świata, Opakowana i ja postanowiłyśmy się stoczyć póki czas. Jesteśmy ponadto sfrustrowane, że mimo wysiłków nasza sztuka nie sprzedaje się tak, jak powinna. Sztuce jest bowiem potrzebny upadek i skandal - czasem wręcz trudno to rozróżnić. My zaczniemy od staczania się. Skandal przyjdzie sam. Staczanie się jest procesem dość długotrwałym, jednak przy odrobinie dobrej woli można go nieco przyspieszyć.
Historia sztuki jasno pokazuje, że wybitni twórcy w mniejszym, lub większym stopniu uprawiali proceder staczania się. Każde dziecko wie, co wyprawiał Dali dla autopromocji, że Van Gogh obciął sobie ucho i nadużywał wszystkiego, Gaughin lubiał tłuste kobitki, nadużywał i zadawał się z 14-latkami, Toulouse-Lautrec był dzieckiem spokrewnionych ze sobą rodziców, przez co cierpiał na chorobę genetyczną - był karłem, żłopał absynt litrami i zadawał się wyłącznie z dziwkami, bo inne nie chciały z nim gadać, Picasso poniewierał kobiety swego życia oraz nie interesował się swoimi dziećmi, że o ekscesach poetów Młodej Polski nie wspomnę, ani o ówczesnej awangardzie plastycznej na pejotlu, burzącej wszelkie normy i w sztuce, i w życiu. I wszyscy nadużywali czego się dało: absyntu, haszyszu, heroiny. I proszę - dopięli swego! Wiadomo, jakie ceny osiągają płótna Van Gogha, Picassa i innych skandalistów.
Staczanie się ma swoje konsekwencje: zwalnia od odpowiedzialności, a nawet wzbudza litość i wyzwala chęć pomocy - będziemy naturalnie korzystać z takich odruchów otoczenia. Czasem obrazimy się na świat, będziemy miały doua (nie mylić z dołem) i pozwolimy się z niego wyciągać za pomocą pozytywnych, markowych bodźców. Nie pogardzimy też szantażem emocjonalnym, by przystąpić do różnych działań hulaszczych, takich jak: nadużywanie drogich trunków, jaranie marychy (sorki Marija!), nieumiarkowane jedzenie lodów i oglądanie łzawych melodramatów, wydawanie nie swoich pieniędzy na buty i torebki, zaciąganie długów, uwodzenie (i porzucanie) młodych mężczyzn, niekończące się dyskusje z koleżankami, nocne imprezy z koleżankami i kolegami, zawieranie przypadkowych znajomości w pubach, niedotrzymywanie obietnic, zawalanie terminów, obiecywanie poprawy (szantaż emocjonalny). A kiedy już sięgniemy dna moralnej nędzy, wydziaramy sobie gustowny rzucik na plecach, ramionach i nóżkach oraz zrobimy sobie piercing. Musimy się pospieszyć, bo Ślubny Opakowanej wyjeżdża. Ona musi się stoczyć do przyszłej środy. Liczymy na Wasze wskazówki.
Będziemy miały swój dół, który z grubsza i w zarysach wygląda tak:
Zapraszamy wszystkich chętnych. Jednak pod pewnymi warunkami:
- udokumentowany hulaszczy tryb życia (wyciągi bankowe, skargi sąsiadów, protokoły policyjne, itp.)
- nadużywanie wszystkiego, co określa się mianem "używki" (świadectwo lekarskie mile widziane)
- nierzond (opcjonalnie)
- imprezowanie (bilety wstępu, zaproszenia, rachunki, itp.)
Zgłoszenia i inne propozycje przyjmujemy w komentarzach.