piątek, 10 lipca 2015

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Schłodziłam Was skutecznie i jak Was teraz rozgrzać? W dodatku sezon ogórkowy w pełni, a ja nie mam w zanadrzu żadnej sensacji. Nawiasem mówiąc, nigdy do końca nie rozumiałam wyrażenia "sezon ogórkowy". To znaczy, że ogórki są, czy że ich nie ma? A skoro są (bo są), to znaczy, że wszyscy zajmują się ogórkami i nie mają czasu na nic więcej? Czy odwrotnie? A może chodzi o to, że latem należy jeść więcej ogórków? Bo są orzeźwiające? Jesteście niezawodne i na pewno zaraz ktoś mi to wytłumaczy i - jakby co - nie umarnę w nieświadomości.
Zimno jest i deszcz pokapuje, na gumno wyjść się nie chce, w sensie zarobkowym posucha (nomen-omen), więc próbowałam posegregować zdjęcia, co wyszło mi średnio. Utknęłam na zwierzakach, bo też są takie śliczne, mimimimimi, ciucmciumcium, i muszę znów je pokazać. W różnych dziwnych miejscówkach i konfiguracjach. Czy tylko mnie zachwycają?
 
Dorodna truskaweczka...

Stół nie jest właściwym miejscem dla obrusu. Jest właściwym miejscem dla Czajnika

Słynna szuflada

Pasuje kolorem do oczu?

Nie wiem jakim cudem nie pohuśtał się na kloszu?

Koszyk do chleba - mięciutki i pachnący...

Wiadomo, że na szafę najwygodniej wleźć za pomocą drzwi

W oponce Frodo
Krótka cisza poobiednia

Czyj to ogon?

A ten?
Gdyby nie ten ogon...
 
Grażynka w łóżeczku Wałka, który w tym czasie:
na moim (niegdyś) fotelu
 
Spokojnie, kury są przyklejone!
Na przystawkę
 
I do prania
 
Frodo w łóżeczku Wałka

Wałek w łóżeczku Frodo, Frodo półpiersiom

Na serwetkach do twarzy. Chyba.











Ulubiony sposób spędzania czasu

Ulubiona pozycja - świństwem do góry

Zdziwiony?





Zainteresowanych informuję uprzejmie, że Frodo ma wreszcie przepiękne łóżeczko, na którym zmieszczą się wszyscy, jakby co. Nikt go nie będzie podsiadał. O, takie łóżeczko:
Obiecałam, że pokażę, co ostatnio pochłaniało Ogniomiszcza. Dyptyk taki (olej na płótnie, 50x70cm):
 

Wesołego weekendu!

wtorek, 7 lipca 2015

Lanie wody dla ochłody

Żar się z nieba leje, pieski nie chcą wychodzić z domu, a jeśli wychodzą, to z ręcznikiem na głowie - serio! Kładę im na głowę i kark mokry ręcznik i one tak chodzą, zwłaszcza Frodo, bo Wałek jest zbyt szybki i ręcznik migusiem leży w krzakach. I ochoczo, jak nigdy, wracają do domu. A w domu super klima! Na schodach do piwnicy stoi wentylator i dmucha stamtąd przyjemnie chłodnym powietrzem. Miejscówka przy drzwiach do piwnicy (z siatką - to wersja letnia) jest oblegana. Sama chodzę w mokrych ciuchach - na chwilę pomaga. Znikąd ratunku, ani śladu deszczu. Nie wiem, jakie są prognozy. Ogród podlewałam trzy godziny, o rachunku za wodę pomyślę jutro. A i tak gumno wygląda raczej żałośnie, całego nie podleję przecież.
Pół roku temu gadałyśmy o bocianach, żeby już przyleciały, i że zimno, i żeby już ta zima się skończyła. A teraz mus się chłodzić za pomocą zdjęć - do czego doszło! Ja zasadniczo nie narzekam (no, czasem pokwękam, że gorąco), tylko ta susza mnie wkurza.
Pamiętacie o wodzie dla ptaków w ogrodach, na balkonach i gdzie się da? Stawiam też pojemniki z wodą po krzakach dla innej żywiny - wsiowych kotów, jeży, żab, jaszczurek i kto tam jeszcze zechce się poczęstować. I cięgiem dolewam, bo paruje błyskawicznie. Albo tak szybko wypijajom.
Teraz dla Was wystawiam pojemnik w postaci zdjęć. Trochę wody dla ochłody. Ich autorem jest Ogniomistrz:




I cuda na kiju (dosłownie) z Nowego Tomyśla. To niewielkie miasto niedaleko Poznania, które wikliną stoi.Zajrzyjcie tutaj i tutaj. Osobiście wielbię wiklinę i mam wobec niej szerokie plany (jak tylko upał odpuści), bo rośnie na gumnie - sami ją posadziliśmy.
Poniższe zdjęcia też zrobił Ogniomistrz:


W Nowym Tomyślu znajduje się muzeum wikliniarstwa. Na jego terenie stoją przepiękne formy rzeźbiarskie z wikliny, bardzo inspirujące. Pokażę je Wam przy następnej okazji, bo miszcz maluje i musiałby poszukać zdjęć i je zgrać. Nie będę przecież przerywać procesu tworzenia, hrehrehre...
Prozą życia w chałupie i na gumnie zajmuję się ja.
Oesssu, jak gorąco...

I co, chłodniej Wam od lania wody?

sobota, 4 lipca 2015

STRASZNE WIERSZYKI

Podczas pobytu Hany, w jakimś kontekście , nie pomnę już w jakim, zacytowałam jeden z wierszyków dla dzieci (albo i nie???) z początków XX wieku, kończący się wersem "... a paluszki na podłodze.."  Hana lekko się zdziwiła, poszukałam więc w internecie całego tekstu, a oto i on:

O Juleczku, co miał zwyczaj ssać palec 
Ja wychodzę po ciasteczka- 
Rzekła Mama do Juleczka, 
Sprawiajże się tu przykładnie, 
Nie ssij palców, bo nieładnie, 
Bo kto palec w buzie tłoczy, 
Zaraz krawiec doń wyskoczy 
Z nożycami zły okrutnie 
I paluszki niemi utnie. 

Julek przyrzekł słuchać Mamy, 
Lecz nie wyszła jeszcze z bramy, 
A już nieposłuszny malec 
Myk do buzi duży palec! 
Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera, 
Wpada krawiec jak pantera 
I do Julka skoczy żywo. 
Nożycami w lewo, w prawo 
Uciął palec jeden drugi, 
Aż krew trysła we dwie strugi. 
Julek w krzyk, a krawiec rzecze: 
Tak z nieposłuszeństwa leczę! 

Wraca Mama, aj! Wstyd! Bieda! 
Juleczkowi ciastek nie da, 
Bo kto Mamy nie usłucha, 
Temu dosyć bułka sucha. 

Płacze Julek, żal niebodze, 
A paluszki na podłodze. 

(Panterko, bardzo cię przepraszam za to porównanie z okrutnym krawcem...)

Ilustracja ze strony Tatry,inspiracja.pl


Wierszyk należy do książeczki "Wesoła gromadka", wydanej ostatni raz w 1997 i zilustrowanej przez Bohdana Butenkę. Jego rysunki łagodzą nieco okrutne puenty umoralniających wierszyków, napisanych przez różnych autorów,( niektóre źródła podają Heinricha Hoffmana, ale nie wiem czy jest autorem wszystkich) pod koniec XIX wieku. Oryginalne rysunki były znacznie bardziej makabryczne...
Tu jest link do bloga, gdzie jest dużo informacji na temat autora i tych wierszyków: http://beatagolacikblog.blox.pl/2014/12/Dziatwie-pod-choinke.html
I jeszcze jeden:
O upartym Michale, co nie chciał jeść zupy 

Michał był tłusty, zdrów najzupełniej, 
Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni, 
Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą, 
Jadł i pił wszystko, co na stół dano. 
Raz gdy mu zupę stawia służąca, 
On stąd ni zowąd talerz odtrąca, 
Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki: 
"Nie chcę i nie chcę ani łyżeczki!" 
Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże, 
Że go nikt w domu poznać nie może, 
Dają do stołu, on znowu w sprzeczki, 
Nie chce jeść zupy ani łyżeczki. 
Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka, 
W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka, 
W piątym coś w piersiach i w gardle dusi, 
Kto nie je zupy, ten umrzeć musi. 
Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty, 
Pięć dni nic nie jadł - umarł na szósty.. 

A teraz wierszyk bez końca, w stylu "10 małych murzynków" Agaty Christie...

Gdy mateczka wyszła z domu
Dzieci czwórka po kryjomu
Chociaż chłodny wiał wiaterek
Poszła sobie na spacerek.

Idą rzeczka, na niej kładka 
Z kładki spadła w dół Beatka
Krzycząc wodę rozbryzguje
I już - trójka maszeruje.
Idą dalej, a tu górka
Na tej górce wiatrak furka

Wiatrak skrzydłem Zosię - trach!
I upadła Zosia w piach. 
Dwoje dzieci już zostało-
To już chyba bardzo mało
Mała grupka się wyludnia...
Patrzą na podwórku studnia.

Winia zajrzeć chce do środka
Zaraz tam ją przykrość spotka...
Gdy się wspina na paluszki,
Nagle się poślizgną nóżki,
No i Winia w studnie – Buch!!
Został tylko Jasio – Zuch!

Z pola bieży groźny byk,
Co wydaje groźny ryk
Jasio więc do domu w cwał
Sameś Jasiu tego chciał:
Z jednej strony stado krów
Z drugiej byk, a z trzeciej rów!
Jasio szybko przez rów skacze,
Mamcia po nim dziś zapłacze,
Bo Jaś w kamień głową - łup!
I już leży zimny trup!

Wraca Mama - włosy rwie:
Gdzie Beatka? Zosia gdzie?
Gdzie jest reszta z dzieci dwóch:
Gdzie jest Winia? Jasio Zuch?
A w ogrodzie szepczą kwiatki:
-nie ma nie ma już Beatki,
i to samo z dziećmi trzema:
nie ma Zosi, Wini nie ma,
szkoda Jasia - nie ma go,

nie ma dzieci wcale bo:
Gdy mateczka wyszła z domu 
Dzieci czwórka po kryjomu
Chociaż chłodny wiał wiaterek
Poszła sobie na spacerek...

I jeszcze morał z mojej ulubionej bajeczki "Okropna historia z zapałkami" :

I zgorzała Kazia cała,
Garść popiołu pozostała
 I trzewiczki jeszcze stoją,
Smucą się nad panią swoją...

Nieszczęsne dzieci  karmione takąż właśnie literaturą umoralniającą nabawiały się zapewne różnych psychoz i fobii. Czasem palnie się coś, co dorosły uważa za dowcip, a co w dziecku budzi lęk i zostaje w nim na całe życie.  Poza tym dzieci zawsze słyszą to, czego słyszeć nie powinny i zapamiętują, cytując czasem w najmniej odpowiednich momentach... Ale to już inna para kaloszy. 
Mam nadzieję, że wielbicielki horrorów będą usatysfakcjonowane:))))

A tu można znaleźć większość wierszyków:  http://web.pertus.com.pl/~mysza/straszy.html

środa, 1 lipca 2015

Ty pójdziesz górą, a ja doooliną...

Wreszcie uporządkowałam 308 zdjęć z Zakopanego. Zastanawiam się, czy pokazać je wszystkie, czy tylko pół? Góry jakie są, niby każdy widzi, ale jednak co na żywca, to na żywca... Jak słusznie zauważyła cudArteńka, góry to jedno, a Zakopane to drugie. Mika, przepraszam, jeśli ranię Twoją dumę - aczkolwiek wiem, co myślisz o swoim mieście. Nie jest dobrze. Jest brzydko, brudno, smętnie i byle jak, a tak łatwo można by to naprawić. Góry jednak są i trwają niezmiennie, a można w nie pójść z byle jakiego punktu i zapomnieć o śmieciach, zrujnowanych domach i całej tej komercyjnej reszcie.
Poszłam i ja, chociaż jestem ceprem - wzorcem z Sevres. Wielkopolska pyra z nizin. Nigdy nie chodziłam jakoś specjalnie po górach, tak się życie potoczyło. Jako ta pyra poszłam więc Doliną Kościeliską na Ornak. Wstrzeliłam się w jedyny dzień względnie dobrej pogody - w przeddzień nie widziałam nigdzie żadnych gór, nawet Giewontu przez okno z zielonego domku Miki - już myślałam, że mój pobyt w Zakopanem skończy się na Krupówkach, ale nie! Udało się! Nie sądziłam, że dojdę tam, gdzie doszłam, a jednak... Mówiłam sobie, że jeszcze tylko zobaczę co jest za kolejnym zakrętem, i za kolejnym...
To zobaczyłam na dzień dobry
Zwróćcie uwagę na psa świństwem do góry zalega

W tym miejscu, na rozstaju dróg wykonałam telefon do przyjaciela, czyli do Miki. Mianowicie w lewo był drogowskaz na Czerwone Wierchy, w prawo na Ornak. Nie poszłabym na Czerwone Wierchy raczej, jestem ceprem, ale nie aż tak, jednak wolałam się upewnić, bo pomyślałam sobie, że może po drodze jest jakaś polanka, z której podziwia się widoki...Odpowiedź Miki - w tonie bezcennym: na Ornak Hanuś, na Ornak...
No to poszłam w prawo:


Myślę, że tyle wystarczy. Bo, jak wspomniałam, zdjęć mam 308 i za Chiny nie potrafię dokonać wyboru. Z Zakopanego, poza zdjęciami, przywiozłam - kto zgadnie, co? Ktoś, kto zgadnie pierwszy, w nagrodę dostanie jeden taki "coś" . Mika, nie mów! Czekam na propozycje.
Na Krupówkach oczywiście też byłam:
Na osłodę spotkałam góralskie wesele, chociaż parę młodą przegapiłam. Ale i tak było to malownicze:
Tropik kochany poza śpiewem w zamian za drapanie po zadku, udawał, że nie nosi żadnego kołnierza. Sikał:
Kopał:
Oraz klinował się w krzakach. Musiałam go stamtąd wyciągać, dlatego nie ma zdjęć.
Mika, wiesz, że na furtce grzyby rosną?
A to przywiozłam z Zakopanego! Co spacer z Tropikiem, to dwa kamienie. I dwa razy obróciłam z plecakiem - ile zdołałam unieść. Wydawało mi się, że trochę tego jest - wysypałam na gumnie i pfff... mało... Osuwisko leży tak pod Gubałówką od lat 70. Jeszcze ze dwa razy skoczę do Miki i miasto pozbędzie się kłopotu:
Tak to wygląda pod Gubałówką
A tak na gumnie


Mikucha, dziękuję za te kilka dni spędzonych z Tobą, Tropikiem i górami. Było pięknie!