wtorek, 9 lutego 2016

Brujita - kontynuacja

Mika coś ładnego nam jutro napisze (prawdaż, Mika?), tymczasem niech Brujita jeszcze sobie pohula, a my będziemy miały gdzie konwersować.
Stożek rotatorów tak mi daje do wiwatu, że ledwie piszę - o myśleniu nie wspomnę.

***

Znacie Brujitę i Jej przepiękne, misterne kartki? Nie? Ja znam i podziwiam precyzję, staranność, pomysły, kolory, różnorodność, no wszystko! Poza kartkami, Brujita jest Kurą i fajną kobitką, no i ma trzy koty!
Najlepiej będzie, jeśli sama do nas przemówi. Ona i Jej małe dzieła sztuki.

Witajcie Kury z bliskich i dalekich krajów ;-)))

Za zgodą (a trochę też za namową) naszej PrezesKury odważyłam się do Was dziś tu napisać…

Bo mówią, że w kupie siła, a ja wiem, że w Kurniku siła większa niż gdziekolwiek indziej ;-)))


No ale może na początek to ja się przedstawię, bo choć wiele z Was mnie kojarzy, to pewnie jednak nie wszystkie ;-)))


Blogowy świat zna mnie jako Brujitę która czaruje z papieru kartki i ozdoby, a ostatnio nawet anioły  (choć te akurat z papieru nie są).

Prywatnie nadano mi imię, za którym wciąż  jakoś nie przepadam, ale w zdrobniałej formie jeszcze je zniosę, a brzmi ono Kasia ;-)))

Gniazdo zakładałam wiele razy - w kraju i poza nim, aż zdecydowałam, iż chwilowo najlepszy klimat dla kury średnio zdecydowanej to dolnośląskie góry i ich pełne tajemnic mieściny ;-)))
I właśnie w takim mieście podjęłam walkę z szarością dnia codziennego.
Zaczęłam od stworzenia przytulnej grzędy,


na którą nie wiadomo kiedy wkradły się 3 sierście i ani myślą się wyprowadzać, lub chociażby odrobinę szacunku właścicielce gniazda okazać…


A ja siedzę i dzióbię…


Dzióbię karteczki, które niektórym z Was życie umilają, a innym są całkowicie nieznane.
I ja właśnie trochę w tej sprawie ;-)))


Kiedy kilka miesięcy temu moje marzenie stawało się rzeczywistością cieszyłam się jak małe dziecko…
Po 4 latach snów i marzeń, oto otworzyłam własną działalność…
Brujita stała się marką a ja… biznes women ;-)))
Niestety, marzeniami ciężko się najeść… a już wykarmić trzy Kotowe to w ogóle niewykonalne, bo one to tylko małe kawałeczki mięska, sosiki i saszetki ;-)))


Potrzebna mi siła i wsparcie Kurnika – tego, który mnie zna i tego, który właśnie dziś poznaje mnie lepiej.
Potrzeba mi mądrości Waszych głów, Waszych znajomości, dobrych chęci i… wiary ;-)))
Oczywiście zapraszam do zamawiania…
Na urodziny, imieniny dla dzieci, dla dziadków, kartki, albumy – co tylko sobie wymarzycie - ja dla Was to wyczaruję ;-)))


Ale tak naprawdę to piszę dziś do Was z prośbą o pomoc innego rodzaju…
O małą reklamę polecającą na fejsbuczku (klik), o polubienie mojej strony, o polecenie od czasu do czasu któregoś mojego dzieła.



Może któraś z Was prowadzi małą (albo dużą) kwiaciarnię, kawiarnię, butik, w których mogłyby znaleźć się moje kartki lub choćby ulotki.
A może córka sąsiadki będzie miała w tym roku komunię, a syn przyjaciółki właśnie ustala datę ślubu i zastanawia się gdzie zamówić zaproszenia?



I właśnie w takiej chwili można by znajomym królika podsunąć pomysł, że przecież Wy kogoś znacie, wiecie kto i gdzie spełni ich marzenia.




A może gdzieś w przedszkolu, szkole, domu kultury z okazji Wielkanocy, Dnia Mamy, Dziecka, Bożego Narodzenia czy całkiem bez okazji mogłabym przeprowadzić warsztaty scrapowe lub eco?


A może macie inne pomysły jak moje czary mogłyby się rozprzestrzenić na kraj, na świat.
Liczę na Was…
Wierzę w to, że razem z Wami dam radę, że razem z Wami spełni się moje kolejne marzenie.

Życzę Wam cudownego tygodnia.
Słońca, które rozświetli Wasz świat radością.

Teraz mówię ja, Hana. Na fb mamy utajnioną grupę, gdzie możemy snuć podstępne plany wykończenia niegodziwców, którzy dręczą zwierzęta. Kto chce, puka tutaj:

PS. Uwaga! Nasza Gardenia o Złotych Ręcach założyła sobie konto na picasie i tam pokazuje swoje cudeńka. Matkozcórko, jest niesamowita! Lećcie tutaj - klik!

niedziela, 7 lutego 2016

Brujita znaczy czarodziejka

Znacie Brujitę i Jej przepiękne, misterne kartki? Nie? Ja znam i podziwiam precyzję, staranność, pomysły, kolory, różnorodność, no wszystko! Poza kartkami, Brujita jest Kurą i fajną kobitką, no i ma trzy koty!
Najlepiej będzie, jeśli sama do nas przemówi. Ona i Jej małe dzieła sztuki.

Witajcie Kury z bliskich i dalekich krajów ;-)))

Za zgodą (a trochę też za namową) naszej PrezesKury odważyłam się do Was dziś tu napisać…

Bo mówią, że w kupie siła, a ja wiem, że w Kurniku siła większa niż gdziekolwiek indziej ;-)))


No ale może na początek to ja się przedstawię, bo choć wiele z Was mnie kojarzy, to pewnie jednak nie wszystkie ;-)))


Blogowy świat zna mnie jako Brujitę która czaruje z papieru kartki i ozdoby, a ostatnio nawet anioły  (choć te akurat z papieru nie są).

Prywatnie nadano mi imię, za którym wciąż  jakoś nie przepadam, ale w zdrobniałej formie jeszcze je zniosę, a brzmi ono Kasia ;-)))

Gniazdo zakładałam wiele razy - w kraju i poza nim, aż zdecydowałam, iż chwilowo najlepszy klimat dla kury średnio zdecydowanej to dolnośląskie góry i ich pełne tajemnic mieściny ;-)))
I właśnie w takim mieście podjęłam walkę z szarością dnia codziennego.
Zaczęłam od stworzenia przytulnej grzędy,


na którą nie wiadomo kiedy wkradły się 3 sierście i ani myślą się wyprowadzać, lub chociażby odrobinę szacunku właścicielce gniazda okazać…


A ja siedzę i dzióbię…


Dzióbię karteczki, które niektórym z Was życie umilają, a innym są całkowicie nieznane.
I ja właśnie trochę w tej sprawie ;-)))


Kiedy kilka miesięcy temu moje marzenie stawało się rzeczywistością cieszyłam się jak małe dziecko…
Po 4 latach snów i marzeń, oto otworzyłam własną działalność…
Brujita stała się marką a ja… biznes women ;-)))
Niestety, marzeniami ciężko się najeść… a już wykarmić trzy Kotowe to w ogóle niewykonalne, bo one to tylko małe kawałeczki mięska, sosiki i saszetki ;-)))


Potrzebna mi siła i wsparcie Kurnika – tego, który mnie zna i tego, który właśnie dziś poznaje mnie lepiej.
Potrzeba mi mądrości Waszych głów, Waszych znajomości, dobrych chęci i… wiary ;-)))
Oczywiście zapraszam do zamawiania…
Na urodziny, imieniny dla dzieci, dla dziadków, kartki, albumy – co tylko sobie wymarzycie - ja dla Was to wyczaruję ;-)))


Ale tak naprawdę to piszę dziś do Was z prośbą o pomoc innego rodzaju…
O małą reklamę polecającą na fejsbuczku (klik), o polubienie mojej strony, o polecenie od czasu do czasu któregoś mojego dzieła.



Może któraś z Was prowadzi małą (albo dużą) kwiaciarnię, kawiarnię, butik, w których mogłyby znaleźć się moje kartki lub choćby ulotki.
A może córka sąsiadki będzie miała w tym roku komunię, a syn przyjaciółki właśnie ustala datę ślubu i zastanawia się gdzie zamówić zaproszenia?




I właśnie w takiej chwili można by znajomym królika podsunąć pomysł, że przecież Wy kogoś znacie, wiecie kto i gdzie spełni ich marzenia.




A może gdzieś w przedszkolu, szkole, domu kultury z okazji Wielkanocy, Dnia Mamy, Dziecka, Bożego Narodzenia czy całkiem bez okazji mogłabym przeprowadzić warsztaty scrapowe lub eco?


A może macie inne pomysły jak moje czary mogłyby się rozprzestrzenić na kraj, na świat.
Liczę na Was…
Wierzę w to, że razem z Wami dam radę, że razem z Wami spełni się moje kolejne marzenie.

Życzę Wam cudownego tygodnia.
Słońca, które rozświetli Wasz świat radością.

Teraz mówię ja, Hana. Na fb mamy utajnioną grupę, gdzie możemy snuć podstępne plany wykończenia niegodziwców, którzy dręczą zwierzęta. Kto chce, puka tutaj:

PS. Uwaga! Nasza Gardenia o Złotych Ręcach założyła sobie konto na picasie i tam pokazuje swoje cudeńka. Matkozcórko, jest niesamowita! Lećcie tutaj - klik!

sobota, 6 lutego 2016

Obrazki z wystawy

Już po wszystkiem - jak mawia Młoda Lekarka do Jana Kaczmarka. Wernisaż się odbył, Mistrz zadowolony. A było tak. Wyruszyliśmy z gumna, nawet czerwoną szminkę kupiłam do kompletu z szalem. Kapelusz będzie potrzebny do losowania:
Fejsbukowym zdjęciom proszę nie wierzyć, to nie ja, a jakiś koszmar. Tu jestem naprawdę! Wiedziałam dlaczego się bronię przed fejsbukiem. Nikt mnie o zdanie w sprawie publikacji tego koszmarnego wizerunku nie pytał.
Tym samym ucinam wszelkie spekulacje na temat mojej paszczy, a raczej dzioba. Lepiej nie będzie, ale jeśli fejsbukowe zdjęcia są zapowiedzią (niedalekiej) przyszłości, to ja się nie zgadzam:)))
Przyjechaliśmy. Obrazy wisiały.





Zrazu nielicznie zjawiła się wdzięczna widownia:



Zagęściło się:



Były przywitania i przemowy:



Ognio twierdził, że tremy nie ma, ale mnie się zdaje, że trochę jednak miał.


Przynajmniej na początku. Potem się rozkręcił do tego stopnia, że udzielał wywiadu, a co:






I nadejszła pora na część mniej oficjalną - muzykę:


Losowanie jednej z fotografii:

Wybranka losu
I picie wina. Musicie mi uwierzyć na słowo, te akurat zdjęcia mi nie wyszły. Ciemnawo było. Picie wina to mus - co to za wernisaż bez wina?
Wspaniałomyślnie zgodziłam się prowadzić auto, żeby Ognio mógł spełnić toast z gośćmi. Którym bardzo dziękujemy za liczne przybycie.
Teraz czekamy na jakiegoś marszanda. Ktoś chętny?

piątek, 5 lutego 2016

Wybieżek tymczasowy

Nie mam casu, nie mam casu, toteż wybieg trochę tylko ogarniam, coby drób można wypuścić. Pogoda dzisiaj ładna, to co Kury w domu mają siedzieć. Ognio dzisiaj ma swój dzień, a ja, jako muza, natchnienie i inspiracja, muszę się godnie prezentować. Wiecie - pazureiry, pióra, te sprawy.
Aparat naładowany, relacja będzie. Trzymajcie kciuki!
PS. Sytuacja na froncie zdrowotnym mojej Mamy unormowała się:)
Do wieczora!

środa, 3 lutego 2016

NA INNY TEMAT CZYLI JAK DOBRZE MIEĆ SĄSIADA...

Na początek bardzo proszę, żeby nikt się nie obraził ani nie poczuł urażony. Temat zwierząt i ich losu jest mi bardzo bliski, ale , przepraszam, czuję przesyt tematyką. Wydaje mi się, że 11 wpisów na ten lub zbliżony temat to naprawdę na razie wystarczy. Hana założyła stronę na FB między innymi właśnie po to, żeby tam na ten temat rozmawiać, dzielić się pomysłami i dyskutować. Nie chciałabym, żeby Kurnik został zdominowany przez te  problemy. Naszą siłą zawsze była różnorodność  i bardzo bym chciała, żeby to zostało zachowane. Chciałabym, żebyśmy się dzieliły naszymi wspomnieniami, podróżami, książkami i filmami, opowieściami rodzinnymi, zabawnymi wydarzeniami, które nam się przydarzyły. Dla mnie to zawsze było miejsce, gdzie szukałam oddechu od codzienności, która nie jest dla mnie zbyt łatwa i chciałabym, żeby tak zostało. Mam nadzieję, że wy też. Raz jeszcze przepraszam, jeśli komuś sprawiłam przykrość tym co napisałam.

A więc, o czymś innym.  O sąsiadach. Nie w kontekście tekstu Hany, skierowanego do sąsiada.  W kontekście stosunków międzyludzkich. Jak z nimi żyjemy, jakimi są ludźmi, czy mieszka nam się dobrze obok nich? Czy możemy zaśpiewać "Jak dobrze mieć sąsiada"?



Ja nie narzekam. Nie zawsze jest jak w bajce, ale ogólnie jest OK. Najbliżsi sąsiedzi z lewej są w porządku, wielekroć pomogli mi i pomagają w różnych sytuacjach. Zawsze mogę liczyć na to, że sąsiadka wypuści psa i da mu jeść, jak ja jestem w Krakowie, że pożyczy sól i cebulę, a ja jej cytrynę i kopertę dla księdza:)) Jak ostro zasypie, to sąsiad machnie łopatą i pod moim płotem.  Sąsiadka odbierze paczkę, jak mnie nie ma , wiadomo, że kurier przyjedzie zawsze wtedy, jak na 15 minut wyjdziesz z domu.  Zawsze zagadamy do siebie, jak jesteśmy na swoich podwórkach i dowiem się okolicznych ploteczek.
Sąsiadka ciut wyżej na pagórku, jest dość specyficzną i niełatwą w kontaktach, trochę zgorzkniałą osobą, ale zawsze chętną , żeby w czymś pomóc. Na przykład wysyła mi paczki z poczty i listy polecone. Zawsze dzwonimy do siebie, jak jest jakiś ciekawy koncert albo teatr w TV, żeby ta druga nie przegapiła.

Sąsiedzi z prawej nie są stacjonarni, to domki na wynajem dla turystów i tu bywa bardzo różnie. Pół biedy w zimie, imprezy odbywają się wewnątrz, natomiast w innych porach roku pijackie śpiewy, głośne krzyki i smród palonego grilla uniemożliwiają wręcz spokojne posiedzenie na podwórku. Oczywiście nie wszyscy tak się zachowują, ale spory odsetek. Czasami jak słyszę te kretyńskie gadki to mi szczęka opada nad głupotą ludzką. Nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy przyjeżdżają np na długi weekend i spędzają te 3 czy 4 dnia na chlaniu i nigdzie nawet nie pójdą, o górach to już w ogóle nie wspomnę. Chyba taniej by wyszło nachlać się w domu niż tłuc się na drugi koniec Polski (sądząc po rejestracjach), płacić za benzynę i ciężkie pieniądze za wynajem domku. Ale zawsze można powiedzieć, że byli w Zakopanem... Dobrze chociaż, że oddziela mnie od ich płotu wąska uliczka, płot w płot bym nie wytrzymała.

Jest jeszcze warsztat samochodowy na pagórku, który bywa uciążliwy, bo klienci namiętnie parkują pod moim płotem, ale żonę właściciela znam od szkoły a ich córka bardzo pomagała w Tropikowych spacerach, zanim nie pojechała na studia do Krakowa.



Kilkoro sąsiadów znam tylko na "dzień dobry", a trochę dalszych to już prawie w ogóle. Gdy przypominam sobie kontakty sąsiedzkie z czasów dzieciństwa, to znało się prawie wszystkich do połowy ulicy... I chodziło się do nich w odwiedziny, pożyczało książki, dostawało pierniczki... A w domu na pagórku nade mną mieszkał prawdziwy wróżbita... Ech, inne czasy, inni ludzie... Ale to już opowieść na następnego posta. A wy, jakich macie sąsiadów?

Przepraszam wszystkich sąsiadów oraz Mikę, ale Rabarbara się domaga:


poniedziałek, 1 lutego 2016

Krótki post o tym, że nie wiem

Nasza strona na facebooku hula, aż miło. Mam jazdę bez trzymanki, bombardują mnie tam setki informacji, a mówiąc prawdę, nie mam w tej chwili do tego tzw. głowy. Prawdę mówiąc, do niczego nie mam głowy. Życie, jak to życie, trosk nie szczędzi. Mika też ma teraz nie najlepszy czas, wygląda więc na to, że troszkę Was zaniedbamy, dopóki sytuacja się nie unormuje. Nie znaczy to, że nie będzie nas w ogóle, będziemy, przynajmniej ja będę, ale nie mogę wykrzesać z siebie nic ponad to, co właśnie wykrzesałam. Wybieg będzie, choćby pusty!
W tej sytuacji mam pytanie - propozycję. Czy chciałaby któraś z Was doglądać naszej strony za płotem? Któraś Kurka bardziej oblatana na facebooku niż ja? Nie myślcie bukbroń, że umywam rączki - nic z tych rzeczy. Teraz jednak nie mogę się nad tym pochylić, nie wiem nawet, gdzie będę jutro.
Pamiętajcie koniecznie, żeby zacierać ślady prowadzące do Kurnika.
Na poprawienie nastroju i dla solenizantek Marii i Rabarbary:
Już niedługo!


Muszę Wam to pokazać natychmiast, muszę, bo się uduszę! Wychodzę na gumno i zmierzam w kierunku drewutni po drewno. I co ja paczę? Biegnie za mną Stefan, w odległości może 3 metrów? Ja staję, on też, ja ruszam, on też! Zawróciłam i idę do domu po aparat. Stefan krok w krok za mną. Weszłam do domu, wychodzę z aparatem, a Stefan siedzi na ganku i czeka! Dostał, czego chciał, a ja robiłam zdjęcia z odległości może pół metra!
Proszę: