Idą nieuchronnie, a wraz z nimi
modlitwy, spotkania rodzinne, opłatek, prace domowe, upominki i …
wspomnienia... Tak, właśnie wspomnienia chcę dziś przywołać,
moje i Wasze...
Zimy z dzieciństwa jawią mi się
długie, mroźne i słoneczne, takie dni zostały mi w pamięci. Na
podwórku tunele w śniegu i igloo budowane z bratem ciotecznym. Na
choince prześliczne lichtarzyki, przypinane do gałązek pachnącej
jodełki. A w nich kolorowe, cienkie świeczki. Uwielbiam te
lichtarzyki, mam ich kilka do tej pory.
Oprócz lichtarzyków na choince
wisiały oczywiście bombki, a także zdobyczna Mieszanka Wedlowska .
I tu anegdotka numer 1. Miałam psa Mukiego, który był nader
oryginalną mieszanką puli węgierskiego i setera irlandzkiego,
czarny, kudłaty (ale bez dredów), chodząca poczciwość. Miał
atoli jedną wadę: kochał słodycze, a szczególnie czekoladowe
cukierki. Wyspecjalizował się w wyjadaniu z papierków cukierków
wiszących na choince, a czynił to tak zręcznie, że nikt go nie
mógł na tym przyłapać, a zjedzone cukierki szły na moje konto,
czym byłam dogłębnie oburzona. Niesprawiedliwe oskarżenia zawsze
mnie bardzo dotykały. Sprawa się w końcu wydała, gdy po
objedzeniu wszystkich niższych gałązek, Mukuś sięgnął wyżej,
zwalając całą choinkę i tłukąc połowę bombek. Odczułam
ponurą satysfakcję.
O takich drobiazgach jak pożar choinki
od zapalonych włosów anielskich ( wtedy były z celofanu) to już
nie wspominam, każdy pewnie coś takiego pamięta.
Święta u nas wiązały się z
przyjazdem rodziny z Krakowa, w tym trójki moich kuzynów. Domek był
(i jest nadal) mały, wszystkiego dwa pokoje z kuchnią bez łazienki,
a dorosłych czworo plus czwórka dzieciaków. Rozkładało się
łóżka polowe, ciocia z mamą spały razem na wersalce, a dla nas
znosiło się ze strychu duże materace sprężynowe (wcześniej
sienniki) i spaliśmy pokotem na podłodze. A jakaż to była
atrakcja!!! Uwielbialiśmy rano po nich skakać i szaleć. I wiecie
co? NIKOMU TO WSZYSTKO NIE PRZESZKADZAŁO! Byliśmy po prostu
szczęśliwi, że możemy być razem.
Teraz szybka podróż w czasie, do
pierwszej Wigilii bez Mamy. Miałam wtedy 22 lata i bardzo chciałam
zrobić wszystko jak należy. Kuzynka przyjechała mi pomóc w
przygotowaniach i bardzo się przykładałyśmy do roboty.
Wykonałyśmy karpia w galarecie, ale
było już późno, lodóweczka mini zapchana po wręby, więc
wystawiłyśmy salaterkę z rybami na stół na podwórzu, nakryłyśmy
pokrywką i przyłożyłyśmy cegłami, na wszelki wypadek. Przed
kolacją wigilijną idziemy po rybę, a tu... Cegły i pokrywka
zwalone, z ryby smętne resztki zostały, a nad salaterką dwa bardzo
szczęśliwe koty... Ogon trzeciego mignął za płotem.
Popatrzyłyśmy na siebie i zostawiłyśmy salaterkę na podwórku,
do rana nic nie zostało. Za to wszystkie okoliczne koty długo
wspominały tę Wigilię.
Rok później była Wigilia w stanie
wojennym. Mieliśmy być sami z Tatą, ale kuzynkom udało się
załatwić przepustkę na przejazd z Krakowa do Zakopanego, ale miały
przyjechać już na samą kolację wigilijną, więc tym razem
musiałam wszystko zrobić sama. Ambitnie postanowiłam zrobić uszka
z grzybami do barszczu, pierwszy raz w życiu. Zostawiłam je na sam
koniec, żeby ugotować na świeżo. Lepiłam i lepiłam, miejsca w
kuchni brakowało, więc nieszczęsna układałam warstwami jedne na
drugich, ale nie przyszło mi do tępej łepetyny, żeby je jakoś
oddzielić ściereczką czy papierem... Co Wam będę mówić,
polepiło się wszystko na amen, bez szans na rozdzielenie.
Dziewczyny już jechały, grzybów już nie było, więc w desperacji
rozwałkowałam wszystko na stolnicy, łącznie z nadzieniem i
zrobiłam grzybowe łazanki w ciekawym, brunatnym kolorze. O dziwo,
dały się zjeść, a Tato nawet na następny dzień zażyczył ich
sobie jako odrębnego dania.
I tak się to snuje, jedne wspomnienia
wywołują drugie, wracają obrazy z idealizowanego dzieciństwa,
kiedy wszystko wydawało się proste. Wracają osoby, które już
dawno odeszły, a które w ten czas powinny być wspominane. Jak to
dobrze, że są Święta...
Życzę Wam, żeby wszystkie ośnieżone (lub nie) drogi, doprowadziły Was do oświetlonej choinki albo do Was przyprowadziły bliskich, a może dawno nie widzianych i żeby każdy miał możliwość spędzenia ich tak, jak lubi.
Czekam teraz na Wasze wspomnienia,
zabawne, a może nostalgiczne... Pogrzebcie trochę w szufladach
pamięci i podzielcie się z nami, jak opłatkiem :)
MIKA
P.S. Zimowe zdjęcia autorstwa Ogniomistrza. Piękne, prawda?