sobota, 18 października 2014

Wałek, czosnek i parówki

Nie mam wyjścia, ani cierpliwości , aby czekać, aż blogger się zdecyduje mnie wpuścić pod poprzedni post. Z braku Bardzo Doniosłego Tematu przyznam się, jak spędziłam dzisiejszy dzień. Nikt nie zgadnie. Ranek był dżdżysty i ciemny, ale potem rozpogodziło się i zrobiło się ciepło i słonecznie. Pół-służbowo trzeba pojechać do Muzeum Leśnictwa w Gołuchowie, jakieś 60-70 km stąd. Zanim około 13.00 zdecydowaliśmy, że jedziemy, okazało się, że Muzeum jest czynne tylko do 16.00. Pojedziemy zatem jutro.
Co więc robić z tak pięknie rozpoczętym dniem? A na ten przykład to - szykujemy sprzęcik:



Postanowiłam posadzić czosnek ozdobny. Aby to zrobić, trzeba najpierw wykarczować kawałek gumna.
Nawiasem mówiąc nie mam pojęcia, jakim cudem mam na stopach dwie jednakowe skarpetki, bo to rzadkość nad rzadkościami, a sesji zdjęciowej nie przewidywałam (zrodziła się spontanicznie), więc nie, żebym się wysiekła do sesji. Teraz dopiero - ku swojemu zaskoczeniu - to widzę!

Karczujemy ugór:
Wykarczowanym ugorem zasypujemy dziury wykopane nie zgadniecie przez kogo:
Wykarczowaliśmy:
I posadziliśmy:
Jeszcze tylko końcowy szlif i gotowe. Kto zgadnie, co jest końcowym szlifem? Nagrodą jest NATYCHMIASTOWA publikacja tegoż (szlifu) na łamach.
Mogłam się tego spodziewać! Ewa zgadła natychmiast, że ostatecznym szlifem są ZASIEKI!
O, takie:
 
Pokażę Wam wiosną (czyli za chwilę), co z tego wyrosło, jak również z kultowych tulipanów, które Mnemo, ekhm, pozbierała, bo ktoś rozsypał i zostawił:)
Wałek występuje z rurą po długiej przerwie. Zielsko przy płocie wyschło i świat znów stoi otworem. Pozatykałam oczka w siatce na wysokość czterech oczek, to wyłazi piątym...
Jest jednak wabik.Wałek uwielbia parówki. Kiedy powiem: "chodź, dam parówę", to gna na złamanie karku. Są jednak granice. Ile można latać po wsi i drzeć się: Wałeeeek, chooodź, dam paróóówę!!!
Poza tym Tropik ma się nieźle, odzyskał wigor, być może jutro dostanie glukozę, to nie będzie go tak z głodu ssało. Mika teraz (19.03) kończy kolejną kroplówkę. W poniedziałek kontrola krwi. Tak więc kciuki, pazureiry i kopytka trzymamy dalej. Myślę, że Mika sama nam powie co i jak, bo dzisiaj druga kroplówka była wcześniej.
Trochę mi głupio, bo Wy tam pewnie w tym wielkim świecie po teatrach, operach, rautach, wernisażach i innych eventach - jak to w sobotę - a ja tu z taką prozą...

czwartek, 16 października 2014

Dawno ich nie było

Moich pieszczoszków. Na pewno macie niedosyt. A skoro tak, to proszę bardzo.
Poniżej (po moich pieszczochach), jak najbardziej w temacie,  zdjęcia dla Miki od Opakowanej z italskiego, sennego miasteczka.
The winner is...

Jedno ucho bardziej, niż drugie
Nad szufladą

Bo w szufladzie...


 
Manicure


Czy pedicure?


Co by tu...

Sokawki łyk

I można odpocząć
Poniżej Frodo świeżo dziś wyczesany:


I jeszcze takie światło mignęło po południu:
Od Opakowanej made in Italy:



Mówi Opakowana: Teraz na kanikule, szukalam
oczywiscie psich modeli i w jednej wioseczce z widokiem, barowych
psow bylo 3 sztuki. jeden siedzial przed barem i lowil muchy, ale
sie nie przemeczal, siedzial kolo dziadzia i czekal az muchi mu
w zasieg wlecom. drugi piesek ukazal sie najsamprzod spiacy w
wygrzebanej niecce pod palmom. spal i wisialo mu czy ktos do
niego klonskau czy nie, potem wstal, przeciagnal sie i obszedl
placyk i poszedl do baru...trzeci objawil sie w barze. po prostu.
pierwszy potem sie leniwie podniosl i poszedl...do baru. czwarty
przyszedl na pieszczoty. w innych krajach by pewnie psy
przeganiali, u nas na pewno, bo tu "jedzenie" a tu
pies...pppffffttt, w takich Niemcach to psy sa milej widziane w
restauracjach niz dzieci!
Wszystkie nasze zwierzaki (włoskie pieski też!) zwierają szeregi i trzymają pazureiry za Tropika. My też - za Mikę i za Tropika. Musi zadziałać.


wtorek, 14 października 2014

Nie pluć do rzeki!

Wiem już z grubsza, jakie macie fobie, natręctwa i kompulsje. Przyszła kolej na przesądy, które równie skutecznie jak fobie potrafią uprzykrzyć życie. Ośmielę się nawet wysunąć tezę, że różnica między natręctwem, a przesądem bywa nieduża, czasem zgoła nie ma jej wcale.
Encyklopedia powszechna PWN mówi, że przesąd jest irracjonalnym przekonaniem trudnym do usunięcia za pomocą racjonalnej argumentacji. Przesąd ma się tym lepiej, im gorzej dzieje się w otaczającym nas świecie i racjonalne metody jego objaśniania już nie wystarczają. Szukamy więc innych argumentów, uzasadnienia, pociechy, a nawet nadziei. Istnieje zapewne grupa ludzi hołdująca przesądom, o jakich nam się nie śniło.Na co dzień są to jednak nieszkodliwe gesty poprawiające nam samopoczucie: odpukiwanie w niemalowane drewno, spluwanie przez lewe ramię, siadanie na chwilę przed podróżą, itd. Kto nie lubi czytać horoskopów, odczyniać wróżb itp. pod warunkiem, że mówią to, co chcemy usłyszeć? Te piątki trzynastego, czarne koty przebiegające drogę i inne egzorcyzmy...
Szczęśliwa rodzina Przesądów zadająca kłam przesądom. Mama - Wieszczka z sercem na dłoni, Tata - Zabobon z wężem w kieszeni oraz przeszczęśliwe dzieci. I wierne Gusło.

Takie na przykład spluwanie. Ileż tu znaczeń! Ślina uważana była za truciznę zdolną zabić węża. Ale miała też właściwości uzdrawiające - można było za jej pomocą zlikwidować znamię na ciele, albo potrzeć powieki i poprawić sobie szwankujący wzrok.  Spluwanie do pożywienia ukochanej osoby ma ją do nas przywiązać nieodwołalnie i na stałe! Uważajcie więc, komu plujecie do śledzika! Warto splunąć w dłonie - zadany cios będzie skuteczniejszy. Jest też prosta metoda neutralizowania jadu węża, lub ropuchy. Wystarczy splunąć w ich plugawą paszczę. Oplute pieniądze rozmnożą się, jedno splunięcie na ziemię zapobiega skutkom złego spojrzenia, trzykrotne plucie - urokom. I absolutnie nie plujcie do rzeki, bo Wasze zdrowie odpłynie w siną dal.
Przyznam się, że nie jestem przesądna, chociaż ślub wzięty trzynastego nie był dobrym pomysłem. Czasem tylko długo nie mogę otrząsnąć się ze złego snu. Ale to już inny temat.

niedziela, 12 października 2014

POST SZPITALNO-JESIENNY

Jak ogółowi wiadomo, ubiegły tydzień spędziłam w krakowskich murach szpitalnych, pięknego słońca nie widząc, jeno mur kamienicy naprzeciwko. Odbiłam sobie w ten weekend, ale o tym później.  Na początek parę refleksji szpitalnych.


Pobyt był konieczny w celu poczynienia szeregu badań, gdybym miała po kolei robić to co mi w tydzień zrobili, to zeszłoby mi zapewne 2 lata... A więc plus. Duży plus. Opiekująca się mną od lat pani doktor przemiła, serdeczna acz bardzo zabiegana i ciągle w pogoni za czasem dla pacjentów . A więc jednocześnie plus i minus, nie z jej winy, jest jedyną lekarką z tego oddziału, która wychodzi z pracy po 16 a i czasem po 17.00.  Odpowiada na pytania, uzasadnia decyzje, pomaga w załatwianiu spraw socjalnych, gdy idzie po korytarzu i widzi pacjenta na wózku, sama popycha wózek i podwozi, a i jak ktoś nie daje rady nalać wody z czajnika ze względu na reumatyzm to zaleje i jeszcze do pokoju zaniesie... Cud-kobieta. Plus przeogromny. Wyniki wyszły zupełnie przyzwoicie, wyjątkiem chodzący po mnie od lat gronkowiec w gardle, którego trzeba stłamsić. Jeśli uda się go spacyfikować, jest szansa na zastosowanie całkiem nowego sposobu leczenia, trzymajcie kciuki, bo zależy to od wyników, które będą dopiero za 2 tygodnie. 
Jednak tak uciążliwego pobytu to dawno nie miałam... Z powodu remontu generalnego innego oddziału połączono mój z tym drugim. W moim pokoju 2 pacjentki z tamtego, ja i jeszcze jedna pani z naszego. Dwie wizyty lekarskie, dwa zespoły pielęgniarek, dwie dietetyczki... Na dodatek jedna z pacjentek w wieku 92 lata z demencją.  Spała w dzień a krzyczała całą noc... Pierwszej nocy gdy ją przywieźli spałyśmy 2 godziny. Drugiej nocy przerzucili nas chwilowo do innego pokoju bo były miejsca. Trzeciej nocy tabletka nasenna plus słuchawki na uszy i radyjko na full, leciał ciężki rock, więc udało się przedrzemać do czwartej. Ale o czwartej awantura totalna z pielęgniarką, którą rodzina wynajęła na noc, łącznie z próbami bicia.  Nie myślcie, że piszę to tylko, żeby narzekać. Nie. Sytuacja tej pani nasunęła mi mnóstwo refleksji. Jej słowa wzbudzały i mój żal, i współczucie, czasem serce się krajało, gdy wołała: "Ludzie, pomóżcie mi, czy wy kamienie zamiast serca macie?!"... Czasem śmieszyły (do córki: "Chcę herbaty i coś bardzo dobrego!"), czasem zaskakiwały (do rehabilitanta: "Poszedł mnie won, bo się krew poleje!!!" ), czasem niecierpliwiły. Myślałam, co dzieje się w umyśle człowieka, który żyje częściowo we własnym świecie i nie potrafi się porozumieć ze światem zewnętrznym, który często jest wrogo nastawiony. A jednocześnie jest spragniony uczucia, obecności drugiego człowieka ( do mojej współpacjentki, która usiłowała ją uspokoić: "Zostań przy mnie, połóż się tu, ja się posunę...")  W dzień dużo spała, ale gdy się budziła można się było skomunikować bez większych problemów, zdarzało jej się nawet żartować. Noc budziła w niej chyba jakieś lęki , strach przed samotnością, miewała halucynacje, pewnie na skutek jakichś leków.  Nie wiem, czy chciałabym dożyć takiego wieku w takim stanie... Marzyłoby mi się, żeby ludzie kończyli życie wtedy, kiedy im dane czy też pisane, ale z trzeźwym umysłem... Choroby są i zawsze będą ale umysł powinien być jasny i niezmącony. Pani Ireno, niech pani będzie i w nocy taka jaka w dzień! 
Ćwiczmy nasze mózgi, żeby jak najdłużej nam służyły... Organy nie używane zanikają.



Pora na jesień. Mój pobyt w szpitalu był możliwy dzięki Arteńce, która po raz kolejny okazała się Cudem:))) Przyjechała pomieszkać u mnie i opiekować się moim Tropisiem. Na pewno dla niej było to trudne doświadczenie, bo nie ma swojego psa i mnóstwo rzeczy było dla niej nowe, ale ani przez chwilę się nie zawahała, żeby zaofiarować swoją pomoc.  Była naprawdę wspaniała, karmiła, dawała leki, chodziła na długie spacerki. Tropik ją uwielbia i ma za co. Ja też ją wielbię nieustająco, nie wiedząc, jak się wywdzięczyć. Wyobraźcie sobie, że po przyjeździe zastałam umyte okna, posprzątany dom, a nawet zrobione porządki na cmentarzu na grobach rodziców i dziadków... A na stole przepiękne bordowe gladiole, żeby mi było miło wracać do domu. Na podwórku sterty pograbionych liści, ale cóż z tego, gdy ulubionym zajęciem mojego psa jest zakopywanie w liściach piłeczek i kółek, po czym rozpirzanie stert na cztery strony świata:)))) Cieszę się bardzo, że jeszcze cały weekend mogłyśmy spędzić razem. Pogoda była przepiękna, udałyśmy się więc w sobotę na 3-godzinny spacer i na lody. Po drodze wstąpiłam kupić leki Tropikowi, ale Arte musiała z nim czekać na końcu ulicy, bo za nic nie dał się skierować w stronę kliniki weterynaryjnej:))) Wieczorem zabrałyśmy się za inwentaryzację listów Heńka, zostały ponumerowane, poukładane chronologicznie i opisane przez Arteńkę pod kątem użytecznych informacji. A więc kwerenda dokonana, a co dalej to już tylko Arteńka wie:))) Ja wiem na pewno, że mam ochotę zrobić jeszcze jednego  posta z co smaczniejszymi cytatami, natknęłam się na kilka nowych , które naprawdę są warte uwiecznienia!


Jesień złota, jesień piękna i słoneczna, rekompensata za smutne i deszczowe lato. Radosny weekend ze Słoneczną Arteńką i Tropikiem i spokój dojrzałej jesieni.  "Liście lecą z drzew, liście lecą z drzew..."  Pies śpiący w stercie żółtych , suchych liści z piłeczką w pysku, maleńki ślimaczek na zielonej ścianie domu, dwa fiołki, które wczoraj zakwitły, wrzosy zasadzone na cmentarzu przez Arteńkę, cichy wieczór na podwórku , a cisza przerywana jedynie suchym szelestem spadających liści...  To moja jesień. I wam takiej życzę.

 
 
P.S. Arte zrobiła mnóstwo zdjęć z naszego spaceru, ale  dostanę je dopiero jak wróci do domu, czyli mniej więcej za tydzień. Wtedy też będzie z powrotem w sieci. 

sobota, 11 października 2014

Opakowana gościnnie

Niespodzianka! Opakowana przysłała trzy fotki z Italii, gdzie bawi od wczoraj, w takich mniej więcej okolicznościach przyrody:
Widok w stronę Amalfi
Pojechalismi dzis do Vietri, gdzie robia ceramike majolkowa na
przemyslowa skale i wszystko tym jest oblepione (droga krzyzowa
tez...), mnie wpadlo w oko kilka roznych a to jest z kranikiem do
picia.
Taka ulica
Bez komentarza...
ciekawe, to jest zdjecie sprzed dwoch lat, mam ze soba te sama
sukienke, hrehreher
to jest taka dziwna witryna sklepu z antykami, sprobuje  zrobic
replike tego zdjecia, jak tam dolize :)))
A to moj slubny (bez krawata), nasza przyjaciolka Basia , ja i
artysta od majoliki w krawacie. siedzi on w takiej dziupli metr
na poltora, bez okna, maluje w tych, no nazwijmy to - drzwiach, w
szortach, pepegach, ale w krawacie. fason trzyma Raimundo.
Raimundo! (dla pewności - Opakowana w środku - to mówiłam ja - Hana)



Majoliki. Ta z kwiatkami znaleziona przez Opakowaną na dziedzińcu jakiegoś domu
 To jest Wezuwiusz okiem Opakowanego. Opakowana nie dała rady się wdrapać z powodu kulanka i uonkotki
z Romanem - mezem Basi, ktora byla na zdjeciu z artysta
Raimundo...swiety chyba Swiety Antoni...
 To jest Swieta Łucja!
te miasta leca wedle brzegu - Sorrento, Positano, Praiano, Conca,
>> >> Amalfi.
>> >> Widoczek na gorki w strone Sorrento sa malownicze o dowolnej
>> >> porze dnia, nam wypadl wieczor ;)
 Pompejański (pompejski?) piesek







piątek, 10 października 2014

Fobie nasze powszechne

Fobia to rodzaj zaburzeń nerwicowych, których objawem jest lęk przed określonymi sytuacjami, zjawiskami lub przedmiotami, związany z unikaniem przyczyn go wywołujących i utrudniający funkcjonowanie w społeczeństwie. Czasem człowiek musi wykonać jakiś gest lub czynność. Zdaje sobie sprawę z bezsensowności takiego postępowania, często się go wstydzi, ale nie może się opanować, ponieważ właśnie lęk zmusza go do wykonania rytuałów.
Charakterystyczne dla nerwicy natręctw są:
Obsesje - zaburzenie związane z nawracającymi, uporczywymi myślami natrętnymi, wyobrażenia, idee, impulsy do działania.
Kompulsje - czynności przymusowe, rytuały, są to wielokrotnie powtarzane zachowania, które mają zapobiegać jakimś mało prawdopodobnym wydarzeniom. Najczęściej wiążą się z niepokojem i lękiem, który nasila się w momencie zaniechania czynności przymusowej.
Z naszymi rzekomo nie wyłączonymi żelazkami, nie zamkniętymi drzwiami itp. załapujemy się raczej na kompulsje - zawsze to jakaś pociecha...
Na wszelki wypadek zwizualizowałam Wasze fobie. Łatwiej ędzie się ich pozbyć, lub wręcz przeciwnie - pokochać i hołubić. Mojej nie znajdziecie, bo jej nie mam, hrehrehre... A nie, jednak mam! Tysiąc razy dziennie wycieram kuchenny blat - nienawidzę kółek, które zostawiają tam szklanki i kubki. Wpadam do kuchni i mój sokoli (oraz wybiórczy) wzrok natychmiast rejestruje te makabryczne KÓŁKA!
No. Wyrzuciłam to z siebie, teraz Wasza kolej. Czy chcecie o tym porozmawiać?

Zbiorowy portret fobii i kompulsji przewijających się codziennie przez Kurnik


czwartek, 9 października 2014

Urodzinowy portret O.

Mam już swój portret od Ewy2, doczekał się i Ogniomistrz:
Ogniomistrz w pogoni za filuterną Muzą
Kury! Tu jest link do greckiego wesela, na którym czas jakiś temu była Kasia Alzacka. Ona sama też gdzieś tam migła. Patrzcie!
https://www.youtube.com/watch?v=q5SPYHEU5YQ