Z myśli o Odysie wyrwało pana X pytanie
inspektora - „ A jak już tak rozmawiamy, to kiedy pan ostatni raz
widział pułkownika M?”
X drgnął, zaskoczony „ Ja, eee, no
widzieliśmy się w niedzielę, na kanaście, jak zwykle.”
„I wszystko było normalne, nic pana
nie zdziwiło, nie zaskoczyło?” - drążył B.
„Nie, był jeszcze doktor P,
pograliśmy jak zwykle, zjedliśmy kolację i tyle. „ - Nagle
przypomniał sobie pewien drobny szczegół, wykraczający poza
ustalone zasady karcianego wieczoru. - „A, przepraszam, coś się
wydarzyło...”
Inspektorowi błysnęło zielone oko -
„Co takiego?”
„Telefon, M odebrał telefon... Ale
powiedział tylko: Rozumiem, do jutra.”
„Do jutra? To znaczy, był z kimś
umówiony na następny dzień?”
„Nie wiem, tak by może z tego
wynikało..” - powiedział w zamyśleniu profesor.
„No cóż, dziękuję bardzo. Jakby
pan jeszcze sobie coś przypomniał, to proszę mi dać znać.”
„Oczywiście”.
Profesor zaczął żałować swojej
decyzji o podjęciu opieki nad kotem M. „Tyle wydatków,
transporterek do przeniesienia go, kuweta, jedzenie... Co mi wpadło
do głowy???” - pytał sam siebie. Ale w głębi duszy wiedział,
że i tak to zrobi, zielone ślepia Odysa przyciągały go jak
magnes. „Mają coś wspólnego z inspektorem...: uśmiechnął się
do siebie.
Po wyjściu z „Babetki” X udał się
do sklepu zoologicznego za rogiem, gdzie nabył cały potrzebny
sprzęt i kilka puszek kociego jedzenia. Ciężko mu trochę było,
więc zdecydował najpierw zanieść to do domu, a potem udać się
po kota. Gdy dochodził do domu, poczuł nieokreślony niepokój.
Niepokój spotęgował się, gdy zobaczył szparę w drzwiach... „Nie
zamknąłem drzwi???? Niemożliwe!!!” Przypomniał sobie jednak
rozmowę z panią Y. „No tak, zamknąłem na jeden klucz!!! Ten
jeden, jedyny raz!!!” Popchnął delikatnie drzwi i wszedł do
środka. Nic nie wskazywało na obecność złodziei, wszystko było
na swoim miejscu. A jednak nie wszystko... Stary wieszak, stojący w
rogu pokoju był pusty... A jeszcze rano wisiała na nim koronkowa
parasolka nieboszczki matki X.
„O tempora, o mores!” jęknął w
duchu X - „Komu była potrzebna parasolka mojej matki??? I
dlaczego???” Absurd całej sytuacji raczej go zdziwił niż
zdenerwował. Nagle przemknęła mu przez głowę myśl, czy aby ta
dziwaczna kradzież nie miała czegoś wspólnego ze zniknięciem M.
„E, w jakiż sposób mogłoby się to wiązać?” zwątpił. Ale
jednak zdecydował powiadomić inspektora B o kradzieży.
Inspektor przyjechał dość szybko, co
nawet trochę zdziwiło profesora.
„Więc poza parasolką nic nie
zginęło?” - zapytał B.
„Nic, zupełnie nic.” -
odpowiedział X.
„Jest pan pewien? Przeszukał pan
wszystko?”
„Tak, nie mam tu zresztą nic
specjalnie wartościowego. Inspektorze, przepraszam za głupie
pytanie, ale czy myśli pan, że to może być jakoś związane ze
zniknięciem pułkownika? „ - zapytał niepewnie X.
„Hmmm, widzę, że nasze myśli krążą
po tych samych orbitach..” - uśmiechnął się B. - „Ale nie
umiem jeszcze panu odpowiedzieć na to pytanie. Wybiera się pan po
kota?” - zapytał, widząc transporter i puszki.
„Tak, właśnie chciałem...”
„Podwiozę pana, ,żaden problem.”
Profesor chętnie przyjął propozycję,
bo do sąsiadów M był kawałek drogi, a Odys był dobrze
odżywionym i dość ciężkim kotem. Gdy weszli do mieszkania, Odys
natychmiast zaczął się łasić do nóg pana X, miaucząc głośno
i radośnie, jakby mówił „No, nareszcie, czemu tak długo mi
kazałeś czekać, co się z tobą działo???”
„Chyba mnie poznał...” powiedział
nieśmiało X.
„O tak, na pewno, do nas tak się nie
łasi.” - zaśmiała się sąsiadka M. „To całe szczęście, że
może pan go zabrać, my mamy alergię, a do schroniska byłoby go
szkoda...”
„Też tak sądzę, jakoś sobie może
poradzę...”
„Z pewnością, niech pan patrzy!”
Odys obchodził naokoło transporterek,
obwąchując go nieufnie, w końcu jednak miauknął z akceptacją i
zaczął szarpać drzwiczki łapką.
„No masz! - zaśmiał się inspektor
– Pogania pana, chce już do domu!”
Po otwarciu drzwiczek Kot wskoczył do
środka, umościł się na kocyku, wyścielającym wnętrze i zaczął
głośno mruczeć. „No dobrze, już jedziemy – uśmiechnął się
profesor – Jakoś to będzie, prawda?”
Gdy dotarli do domu, Odys obszedł całe
mieszkanie X, obwąchując starannie wszystkie kąty i wyraźnie
szukając miejsca dla siebie. Przystanął pod fotelem, w którym X
lubił czytać i zamiauczał głośno.
„Tu??? Na fotelu??? Ale ja też go
lubię...” powiedział X.
Głośne zdenerwowane miauknięcie
ustawiło go do pionu - „No dobrze, będziemy się nim dzielić...”
westchnął. I już wiedział, że może się pożegnać ze swoim
uporządkowanym życiem...
Inspektor B siedział w samochodzie
zatopiony w myślach. Usiłował znaleźć jakiś punkt zaczepienia,
coś , od czego mógłby rozpocząć konkretne śledztwo, ale na
razie nie było tego wiele: tajemniczy telefon w niedzielę,
pozostawienie kota bez opieki, skradziona parasolka profesora X...
Wszystko ulotne i niepewne... Kim mógł być nieznany rozmówca
pułkownika? Dlaczego zostawił ukochanego kota bez opieki? Kto i po
co ukradł parasolkę? Pytania się mnożyły...
Postanowił udać się do :Babetki”
na kolejną kawę dla rozjaśnienia umysłu, a może już będą
babeczki? Było już późne popołudnie, może naprawili piec?c.d.n...
P.S. Uprzejmie informuję, że autorką smakowitych zdjęć jest Grażyna, która udała się z tajną misją do kawiarni...