Ciszą - po prawie 9 latach, ciągle nie mogę się "napawnąć" . Aż mi żal, że nie mogę się nią z Wami podzielić. Na zewnątrz jest prawie jasno, jest pełnia. Bardzo wysoko, na tyle wysoko, że ich nie słychać, latają samoloty i ciągną za sobą smugę spalin (niestety). Wygląda to, jak spadająca gwiazda.
Przedtem mieszkałam przy dudniącej dwupasmówce i lotnisku...
Ogniomistrz udał się był na plener malarski, co moja Mama skomentowała: "jeździ, jeździ, aż wyjeździ...". Wolę nie dociekać, co miała na myśli, na pewno dokonania malarskie. W tej sytuacji nie zawracam sobie ślicznej główki garami i wyżywam się twórczo na gumnie. To znaczy służba się wyżywa.
Dla odreagowania wizyty u Pani Księgowej w celu ustalenia zeznań w skarbówce, oraz dlatego, że od leżenia na hamaku i picia sokawki z cieniutkiej porcelany boli mnie kręgosłup, zabrałam się za bajzel wedle obory, powyciągałam stare kosze i trochę go zaaranżowałam:
Teren wedle obory to wieczny plac budowy. Leżą tam worki z cementem, deski, jakieś betonowe klocki, worki z ziemią, cegły, kupa piachu i diabli wiedzą, co jeszcze. Na razie uporządkowałam powyższy kawałek. Dalej postawię wiklinowy płot i zasłonię to badziewie, bo - nie łudźmy się - ono będzie tam zawsze.
Stary fotel mam zamiar "obrosnąć" tunbergią, ale dzisiaj w pobliskiej metropolii jej nie było. Pięknie kwitnie i oplata.
Potem siedziałam sobie na ławeczce pod czereśnią i napawałam się. Tak się napawałam:
Jabłonie w sadzie mają milion owoców. Ktoś chce jabłuszka jesienią, albo dachówkę-karpiówkę? Za darmoszkę?
A to są kfiatki zakopianki. Dwa lata temu (już?) byłam u Miki. Rzeczone kfiatki rosły na poboczu, przy drodze na Gubałówkę. Jedne kwitły, inne przekwitały. Zebrałam nasiona, wysiałam wiosną do pojemników i posadziłam w ogrodzie. W tym roku zakwitną, już lada moment. Mają wielkie, żółte kwiaty i w ogóle są wielkie. Wyglądają jak topinambur, ale są gigantyczne! Może wie ktoś, co to jest? Dla mnie to są zakopianki:
Mam ponadto pytanie do Grażyny: jak to z niedźwiedźmi było? Bo aż się częsę!
Do Opakowanej: intrygują mnie kaczeńce wydłubywane widelcem. One nie występują na trawniku! Czyżby Opakowana miała na myśli mniszek, mleczem zwany? Jaskry może? A może w Jukeju kaczeńce rosną na trawnikach? Poza tym informuję, że widelec rzeczywiście jest przydatny w wydłubywaniu perzu, ale pojedynczych egzemplarzy. Mojego ugoru (patrz zdjęcie - to nie trawa, to perz, który ją udaje) to i widły nie zmogą.
W pewnym sensie odpowiedź dla Ninki: mam nadzieję, że ptaki w rurze wiedzą, co robią. Kiedyś na cmentarzu widziałam, a właściwie "słyszałam" takie gniazdo w starej pompie.
Skoro o faunie mowa, zobaczcie tego słodziaka u Mariolki. Robi Dziefczyna kawał dobrej roboty - karmi co dwie godziny, hrehrehre...
Nie wiem, co jest w tym gumnie. Siedziałam, słuchałam, patrzyłam i pomyślałam sobie, że jestem szczęściarą...
Czego i Wam życzę.
Suplement - misie z Gór Skalistych od Grażyny!