Jak odpowiedziałam Kalipso (fajnie, że się odezwała), Kurnik działa, "czymiemy się grzędy" i do przodu 😃 Ale i mnie ostatnio życie pochłonęło, działo się dużo i w sprawach zdrowia (oczy jak zwykle), i w innych. Zaskakująco dużo działo się rozrywkowo, bo ukulturalniam się, jak tylko się da: wystawy, koncerty, spotkanie z dawnymi znajomymi z okazji pięćdziesięciolecia (o borze zielony!) rozpoczęcia studiów. Byłam na Święcie Ziół w olsztyneckim skansenie, a dzięki córce, która następnego dnia wylatywała na kolejną zagraniczną delegację, mogłam pójść na koncerty ostatniego dnia Green Festival. Było fantastycznie, świetni wykonawcy, bardzo dobre nagłośnienie, to był po prostu prezent od losu. I na koniec, w niedzielę (25.08) byłam na kolejnym, ostatnim już koncercie z letniego cyklu koncertów w parku Jakubowo (tym razem to była grupa "Żywioły", świetni muzycy, liderem jest rewelacyjny akordeonista, a w sobotę 31 sierpnia, czyli już jutro, jadę na Dzień Otwarty w toruńskim Azylu dla Królików.
Oglądałam również(jednym okiem) Sopot, a kiedy mnie coś zainteresowało, podkręcałam głośność w telewizorze. Czasem podśpiewywałam, czasem się wzruszałam, czasem było śmiesznie trochę 😉 Ale specjalnie czekałam na "Zegarmistrza światła" i szczególnie go odebrałam, bo po tyle osób ostatnio Zegarmistrz przyszedł... Tadeusz Woźniak odszedł nagle, a miał przecież osobiście zaśpiewać w Sopocie. Jego specyficzny, czysty głos z towarzyszeniem tylko prostych akordów gitarowych przejął mnie do głębi. Ja czuję w tym utworze przestrzeń, kosmos, życie i odchodzenie. Śmierć - nie jako jeden moment, ale dzianie się. Po raz kolejny zastanowiłam się, czy będę jasna i gotowa? Chyba jednak tylko nielicznym jest to dane.
Spotkanie "z okazji" się udało, choć niespecjalnie miałam na nie ochotę, bo końcówka studiów to nie był dla mnie dobry okres i nie chodzi o same studia, których zresztą nie można oddzielać od całej reszty. Wyrzuciłam większość tamtego czasu z pamięci, jakby to się działo w poprzednim życiu. Spotkało się nas (z niemal siedemdziesięciu osób) niestety tylko jedenaścioro. Pamiętałam wszystkich czterech panów, co nie było trudne, bo było ich na roku tylko siedmiu czy ośmiu. Z siedmiu obecnych pań rozpoznałam od razu tylko trzy (co zabawne jedna z nich mnie w ogóle nie kojarzyła), inne dopiero po przypomnieniu nazwiska, a dwóch mimo to nie mogę sobie przypomnieć, tzn. skojarzyć nazwiska z wyglądem. Pozmieniały się dziewczyny, włosy pofarbowane, okulary, sylwetki całkiem inne. Na dodatek jedna z nich mieszka blisko i widywała mnie często w osiedlowym sklepie, ale nie była pewna, czy ja to ja i dlatego nic nie mówiła. Właśnie z nią zresztą wracałam do domu, bo nie zdecydowałyśmy się jechać z częścią towarzystwa na działkę jednej z koleżanek. A teraz powoli i niechętnie otwierają mi się okienka w pamięci... Nie wiem, czy tego chcę, choć niektóre wspomnienia są naprawdę fajne.
Na zdjęciu poniżej macie fanty na licytację i bazarek w Azylu 👯 👯 👯
Dla Azylu w tym roku nie wykonałam niczego własnoręcznie z powodu problemów ze wzrokiem, ale przez cały czas zbierałam fanty: króliczki ceramiczne, króliczki maskotki, króliczki mydełka, króliczki pierścionki (mydełka i pierścionki ze skansenu), filcowe podkładki pod talerze, zeszyt z królikiem, 12 małych drewnianych klipsów ozdobionych króliczkami z tkaniny - fanty mnożyły się jak króliki, hrehrehre 😁 Oczywiście ograniczały mnie finanse, więc szukałam tanich okazji.
Pierszaaa!
OdpowiedzUsuńSporo z moich rówieśników już w zaświatach, wielu wyjechało. Mijam się z tymi , którzy tu pozostali, lub przyjeżdżają okazjonalnie. Zazwyczaj na ,, ooo, cześć, 😀,"
Lato mnie tak umęczyło, że chętnie powitam ochłodzenia, zawsze to samo, przyjeżdżam i głównie siedzę w domu. Co mi z lata, jak jest za gorąco na choćby porządny spacer.
Gratki, Dora!
UsuńA wrzesień zapowiadają bardzo ciepły... Chociaż dziś w tv mówili, że świstaki wcześniej niż w zeszłym roku przygotowują się do zimy, więc może prognozy się nie sprawdzą. Pamiętasz, jak długo było ciepło zeszłej jesieni.
Niedlugo wyjeżdżam , przypuszczam, że juz takich goracych dni nie bedzie, inny klimat jednak.
UsuńGdy przeszło 20 lat temu kostucha zamachała mi kosą nad głową absolutnie nie byłam gotowa na przyjście Zegarmistrza, stanowczo powiedziałam mu że nie mam najmniejszej ochoty na odejście z tego co znam w niewiadomą. Dużo kosztowało mnie to aby mój opór był skuteczny, no ale zaparłam się i jestem w dalszym ciągu Tutaj. Jednakoż terapie nowotworowe nie sprawiają, że po ich skończeniu jesteś nówki nie śmigana, wręcz przeciwnie, pozostawiają po sobie upierdliwe skutki uboczne. Dlatego to sytuacja w tej chwili wygląda tak, że gdyby macki jakiegoś nowotworu znów zechciały mnie schwytać to chyba bym nie zdecydowała się na terapie jakie oferuje medycyna. Zaczynam więc baczniej przyglądać się Zegarmistrzowi, no i szukam w sobie tej gotowości...
OdpowiedzUsuńKalipso napisała u się ;)
Smacznie napisała choć dość krótko :)
https://entliczkowo.blogspot.com/2024/08/koniec-wakacji.html
Marija, nie szukaj, po prostu żyj. Myślę, że ta gotowość przychodzi sama w odpowiednim czasie. Albo nie przychodzi nigdy.
UsuńDzięki za link do Kalipso ♥
O, dzięki Mania:)
UsuńTy od tego Zegarmistrza na razie stroń. Nie szukaj, nie szukaj. Bądź w gotowości, żeby następnego dyniaka zmajstrować, co Ci się w głowie stworzy. Wiesz, bądź taką... akuszerką własnych bajek:)
Dziewczyny ja nie szukam Zegarmistrza, on przeca sam przyjdzie kiedy zechce, ino gotowości na spotkanie z nim, a to nie koliduje z życiem :)
UsuńKalipso a co do dyniaków i takich innych to jam cały czas jest w gotowości ;)
A ja nie o szukaniu zegarmistrza mówię, ale o szukaniu gotowości. Ja nie czuję się nawet na to gotowa. Po kilku latach życia w stresie, strachu, smutku, a potem w żałobie zaczynam podnosić głowę i zwyczajnie się cieszyć różnymi rzeczami. Co oczywiście smutku nie wyklucza, on wciąż jest, ale inaczej. I radość jest inna. Zawsze martwiłam się na zapas i choć wciąż mi jakiś cichy głosik podpowiada, że przecież coś może walnąć, to jednak nawet jeśli walnie - co przeżyję, to moje. Raczej jestem gotowa na życie niż na szukanie gotowości do odejścia.
UsuńI to jest właściwa postawa. Ja też staram się taką mieć.
UsuńMy świeżo po odwiedzinach Zegarmistrza, mła teraz sprząta rzeczy Ciotki Elki i Włodzimierza. Smętne zajęcia. Kiedy skończę to się odstresowująco ubzdryngolę winsiem. Ech... Zazdraszczam tego kurtularnego sierpnia, chyba sobie wyjadę gdzie we wrześniu po tym sierpniu niełatwym, też się gdzieś ukurtularnie. Hym... a to podły ten heliotrop, paskudna roślinka. Idea króliczego azylu mła urzekła. :-D
OdpowiedzUsuńTaba, wiem o Zegarmistrzu, czytałam. Współczuję. Nie napisałam komentarza, bo słów mi jakoś zabrakło.
UsuńSlicznie masz na balkonie, znajdujesz czas na posiedzenie ?
OdpowiedzUsuńCzas by się znalazł, ale nie w tym dzikim upale. Tam się można upiec żywcem ;)
UsuńTo jak u mnie , w,te upały , to tylko z rana, lub wieczorem jest ok.
UsuńPatrzę z zachwytem na zdjęcie
OdpowiedzUsuńUwielbiam balkony kwiatowe.
Zdrowia Ninko!
Dziękuję, Rybeńko ♥️
UsuńJa też lubię takie balkony, staram się więc coś wymyśaić
Wymyślać!
UsuńNawiązując do pierwszego zdania, bardzo się cieszę:)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam „Zegarmistrza” – chodzi mi o piosenkę oczywiście. Żal, że Woźniak już nie zaśpiewa.
Nigdy nie uczestniczyłam w spotkaniach klasowych albo z ludźmi z roku (takich to nawet nikt nie organizował), ale myślę, że to ciekawe doświadczenie i chyba kiedyś się skuszę.
Okienka w pamięci – otwierają się czasami wbrew naszej woli, chociaż nie ma już po co i lepiej by było, jakby zostały zamknięte.
To było moje pierwsze takie spotkanie. Nabrałam w końcu pewności siebie i przestałam się bać krytyki😉
OdpowiedzUsuńByłam na 3 spotkaniach klasowych. Kilkanaście lat temu na spotkaniu z koleżeństwem z podstawówki i z technikum i kilka lat temu ponownie z kolegami z technikum.
UsuńNa następne spotkania raczej bym się nie wybrała, bo to już całkiem obcy ludzie. Są takie dwie koleżanki z podstawówki które jak przypadkowo spotykam to sobie pogadamy.
A ja spotykam się z niektórymi. W weekend odwiedzili mnie koleżanka i kolega z liceum, którzy są małżeństwem. Spotykamy się co jakiś czas. Bardzo ich lubię. Zjazdy to jednak coś innego. Z jednej strony jestem ciekawa, co słychać u tych ludzi, z drugiej boję się, że okażą się zupełnie obcy, jak pisze Maria. Może na następne spotkanie się wybiorę;)
UsuńNa balkonie pięknie u cię Ninko, ale to tegoroczne lato mogłoby nie przesadzać z temi temperaturami, abyś mogła sobie na nim posiedzieć.
OdpowiedzUsuńChyba już trudno będzie. Z tym latem. One coraz cieplejsze są.
UsuńPiękne kwiatki masz na balkonie Ninko. Mnie nareszcie google pozwoliło się zalogować do Kurnika, ale niestety czasami robi kawały i wywala w kosmos. Ja uciekłam Zegarmistrzowi trzy lata temu i na razie nie chcę go spotkać, choć się czai za rogiem...
OdpowiedzUsuńEch, czai się, czai, na dobrą sprawę od dnia naszych narodzin.
UsuńZasmucił nas ten Zegarmistrz, ale jesteśmy tu i teraz. Z tymi swoimi kwiatkami, balkonami i sprawami codziennymi. Mnie ostatnio prześladuje mem. Facet dobija się do drzwi, próbuje je otworzyć. Zza drzwi słychać głos - "Ja nie chcę iść do szkooołyyy!". Facet mówi: "Musisz, jesteś nauczycielem!".
OdpowiedzUsuńJestem gotowa zabarykadować się jutro rano w łazience:) Lubię swoją pracę i uczniów, ale jak pomyślę o tym wirze spraw i obowiązków, w który zaraz wpadnę, to naprawdę chcę się schować.
Kury, trzymajcie kciuki!
Kalipso, trzymam z całej siły. Przez jakiś czas też pracowałam w szkole.
UsuńTrzymam! Powroty z urlopu są bolesne.
OdpowiedzUsuńPrzyjechałam na 10 dni do mojego północnego kurnika i od razu szok. Tylko 17 stopni i zimny wiatr. Od razu chciałam wracać, mimo upałów. Za duża różnica temperatur.
OdpowiedzUsuńDzisiaj cały dzień zbierałam aronię bo dostałam od sąsiadów tips, że ptaki już krążą. Acha i dowiedziałam się, że są takie odmiany aronii, których ptaki nie tykają ale akurat nasze owoce im smakują. Pełne wiadro i jeszcze dwa pudełka, jutro robię dżem na miodzie.
Co do tego Zegarmistrza to nie ukrywam , że bardzo się boję żeby nie przyszedł ale nie do mnie tylko do moich najbliższych. A jeśli by zajrzał do mnie to wygonię, jeszcze na jego wizytę nie jestem gotowa.
No a co do spotkań ze znajomymi z liceum to, jak kiedyś wspominałam, byłam inicjatorką obchodow 50-lecia matury. Przyszło ok. 20 osób i było bardzo miło, oprócz jednej koleżanki nie spotkałam nikogo przez te 50 lat!! Nie poznałam dwóch kolegów i dwóch koleżanek. Chętnie spotkałabym się z nimi jeszcze raz.
Moja klasa licealna też urządzała jakieś spotkania, o których dowiedziałam się po fakcie. Teraz chętnie bym się z nimi spotkała, ciekawa jestem ich losów. O niektórych osobach trochę wiem, bardzo niewiele jednak.
UsuńAroniowy szał Bachy😀 Nie jadłam dżemu aroniowego.Przemrażasz, żeby nie było goryczy? Piajałam soki z dodatkiem aroniowego i aroniówkę na bimbrze.
UsuńWybieram sie na polnoc i pakuje ciepłą odzież, bo nawet jesli bedzie kilka goretszych dni, to to nie to co tutaj.
Dora, tak, przemrażam, dzisiaj zdołałam jedynie obrać z szypułek i wrzucić do zamrażarki. Jutro c.d. Aronia dwa lata temu jeszcze nie obrodziła, w zeszłym roku została ogołocona przez ptaszyska bo nie była zabezpieczona siatką. w tym roku gałęzie uginały się od owoców. Nigdy wcześniej nie robiłam dżemu z aroni, przeczytałam kilka rzepisów na "google". Może się uda.
UsuńDziękuję, kochane Kurki, za wsparcie. Teraz to się już rozpędzę i przebrnę jesień.
OdpowiedzUsuńTez mam aronię w ogródku, ale chyba za mało na konfitury. Muszę jeszcze z tym poczekać.
Ja mimo ciepła, przeglądam swetry.
Kalipso, moja Mama była nauczycielką, pamiętam jak przy wyborze studiów powtarzała "tylko żebyś po nich nie została nauczycielką". No nie zostałam.
OdpowiedzUsuńCoś podobnego swoim dzieciom mówiłam, chociaż jeszcze nie studentki:)))
UsuńZestaw z króliczkami jest bardzo ładny!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kalipso :)
UsuńCo do nauczycielstwa, moja mama bardzo chciała być nauczycielką, ale dziadek (mój, a jej ojciec) jej nie pozwolił i wylądowała w handlówce. Dlatego była zadowolona, że ja zdawałam na WSP, choć sądziła, że powinnam zdawać na biologię. A ja poszłam na polonistykę. Zrobiłam to z nadzieją, że nie jednak będę musiała uczyć. Cóż, stało się inaczej :)
A to historia:) A ja od dzieciństwa do tego dążyłam. Już sama nie wiem, czy świadomie. Lubiłam panią od polskiego:)
UsuńAj, jednak nie będę! Jak się człowiek śpieszy... ;)
UsuńZrozumiałam:)
UsuńKiedyś, przez krótki okres, pracowałam jako asystentka na podstawowym kursie tutejszego języka. Dorośli uczniowie, mówiący 7-mioma różnymi językami, każdą lekcję przygotowywałam w domu a do wymowy wspierałam się komputerem. Chyba nienajgorzej mi poszło bo na koniec zaproszono mnie na tort a dziewczyny miały łzy w oczach. No to się pochwaliłam.
OdpowiedzUsuńWspomnienie cudne! Byłaś rzetelną nauczycielką:)
UsuńJakie ładne wspomnienie Bacho.
OdpowiedzUsuńAcha, wśród moich uczniów był jeden , który koniecznie chciał po zajęciach studiować ze mną Koran.
OdpowiedzUsuńBył dość natarczywy, a po kilku odmowach wogóle przestał przychodzić na lekcje.
A ze spraw bieżących : 6 słoików dżemu aroniowo-jabłkowego a to tylko połowa tego co zebrałam. Na razie robię dwudniową przerwę, podobno aronia może leżeć w zamrażarce nawet miesiąc.
Hrehrehre! Koran studiować, dobre! W naszej kulturze zapraszało się na oglądanie znaczków, pokazywanie kolekcji płyt - to kiedyś; ciekawa jestem, na co się zaprasza teraz. Chociaż teraz pewne propozycje są mniej zawoalowane :D:D:D:D:D
UsuńHa,ha, jaki podryw!
OdpowiedzUsuńPełnych słoiczków nieco zazdraszczam, ale nie mam owoców, więc nie robię przetworów. Może z niemieckich gruszek się uda, jesli w tym roku obrodziły i nie spadły jeszcze.
Ninko, oj tak, muzyka byla dobrym sposobem. Tak mnie złowił mój J.Muzyka i góry😀
Różnie można podrywać:)
OdpowiedzUsuńAroniowe konfitury na miodzie działają mi na wyobraźnię. Ja zrobiła tylko cztery słoiki pomidorów, ale jestem z siebie dumna;)
U nas piekielnie gorąco. A ja przy tym złapałam wirusa i strasznie się dzisiaj męczyłam. Kuruje się jednak. Do jutra muszę się pozbierać.
Kalipso, zdrowiej szybko!
UsuńKalipso, życzę zdrowia. Nie licz na to, że szybko minie, ja chorowalam tydzień, męża też liznęło i yaki jest ni w ta ni tamtą,oslabiony, rozbity, chocoaz katar niby minął. Choróbsko lubi się ciągnąć.
UsuńLiczyłam na cudowne ozdrowienie, ale się nie dało. Dopiero teraz powoli odpuszcza. Dziękuję, Kurki*
UsuńO tak , z tym podrywem to różnie bywa. Kiedys zdębiałam, (to było jakieś 20 lat temu) jak podszedł do mnie na przystanku metra mężczyzna (o prezencji całkiem, całkiem ) i zapytał wprost: " może wybrałabyś się ze mną na rejs do Finlandii"? Słowo daję, że zaniemówiłam, nie rzucam się w oczy, w okularach, raczej drobna kura, przeciętnie ubrana. Podziękowałam za zaproszenie i grzecznie odpowiedziałam, że mam inne plany.
OdpowiedzUsuńSpotkała mnie podobna nieco przygoda; szłam do domu z siatami zakupów (całkiem niedawno, zimą), kiedy w pobliżu restauracji, niedaleko mojego domu, zaczepił mnie nobliwy starszy pan i zaproponował obiad w tejże restauracji. Przyznam, że zdębiałam. Wykręciłam się grzecznie, mówiąc, że niestety nie mogę i dodałam: "ale dziękuję bardzo". Strasznie mi się chciało śmiać. A pomijając wszystko inne, nie miałam najmniejszej ochoty na obiad z zupełnie obcym facetem, po prostu nie.
UsuńCiekawe, co by było gdybyś odpowiedziała, ok, płynę! 😀
UsuńDora, sama jestem ciekawa 😄
UsuńMogłoby być ciekawie:) A może wprost przeciwnie...
UsuńNinko, no wiecie co, żeby tak zaatakować kobietę obiadem! 😀
OdpowiedzUsuńŚwietnie to ujęłaś, zostałam zaatakowana obiadem 🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńA może trzeba było się zgodzić? Zabawna sytuacja, nie powiem.
UsuńDotarłam na północ , pada deszcz.
OdpowiedzUsuńOgrodek marny, zarosnięty, ale sa pomidorki, kilka zjedliśmy , ale sa i jeszcze zielone. Piekny slonecznik wyrosł, ale sie polamał:(
Szkoda słonecznika, ale deszczu zazdroszczę.
UsuńU nas dzisiaj padało. I jakoś tak ucieszył mnie ten deszcz. Jest chłodniej.
OdpowiedzUsuńU nas też padało, prawie przez cały dzień, a temperatura spadła o 10 stopni. I dobrze, bo było już okropnie sucho.
UsuńTo napiszę, że u nas 8 st plus oraz pada drobno a gęsto.
OdpowiedzUsuńDziury w piwnicy pierwszej zacementowałam przed deszczem, dren w drugiej piwnicy odetkałam również przed deszczem. Pompę w pierwszej piwnicy na wszelki wypadek jednak postawiłam. Teraz czekamy na grzyby.
I palę w kozie, bo już można a nawet trzeba. Jest cudownie, mówię Wam, Kury, odżyłam. Zdecydowanie nie jestem Kurą letnią.
Miłego dnia, chociaż to 13 i piątek.
Okurczaki, a u nas 20 stopni i nie padało, a nawet wyglądało słońce!
UsuńA w piątek trzynastego może być miło, bo dlaczego nie?
W klodzku rano bylo 3 st. Wody wzbierają, na pewno podtopienia będą, sa takie miejsca,ktore zalewa rególarnie przy wiekszych opadach. Studzienki przestsja przyjmować wodę, wiec duzo kałuż, tski stan na teraz , opisu koleżanki .
OdpowiedzUsuńTu z kolei dzis nie pada i ma sie pogoda poprawiac, noce zimne, rano bylo 6 st.teraz 14.
Trzy stopnie? Masakra...
UsuńW gorach snieg sie pokazał.
UsuńW środę dotarłam do K z przeszkodami bo pz Katowice, dluuuuugie czekanie na autobusy, potem dojazd z przeszkodami no i gorąco. Na szczęście M. Czekała ze śniadaniem. Ogółem 36 godzin bez snu, bo leciałam nocnym. Caly czwartek i piątek załatwianie różnych spraw. Na szczęście pozytywnie. Dopiero dzisiaj odsypiam. Padam zmęczonym dziobem na tablet .Od wczoraj pada, wczoraj wieczorem lało, ok. 17 stopni. Teraz mus na drobne zakupy. Chwilowo deszcz się uspokoił i tylko lekki. Wkładam na pióra pelerynę i na pobliski targ.
OdpowiedzUsuńKurencje na włościach, mam nadzieję że Wasze grzedy suche, oparły się ulewom tzn. nie zostały podtopione a tylko nawodnione.
Bacha, u nas nawet specjalnie mocno nie padało, a dziś ledwie mży. Ale na południu niewesoło.
UsuńA u Ciebie na balkonie nadal slicznie!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Znów się odrobinkę pozmieniało, wrzucę zdjęcie przy okazji.
UsuńW mojej kochanej małej ojczyźnie powódź, bardzo się martwię o rodzinę, przyjaciół, dom:(
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz wieści na bieżąco, od rodziny, znajomych. Niech będzie dobrze.
UsuńU nas też jest niebezpiecznie. Oby do poniedziałku.
Widziałam, co się dzieje, masakra :(
UsuńDora:*
UsuńOkropne to znowu - jakie masz wiesci na biezaco?
UsuńCześć Kury, dziś leje od godziny ( w nocy nie padało ), nasza rzeczka wylała już przedwczoraj, i tak se chodzę nad nią co godzina i sprawdzam poziomy. Jak przetrwamy do wieczora to będzie dobrze. Tak więc możecie trzymać kciuki za nas, oraz za innych zagrożonych. Zaraz lecę płoty odciągać na wyższy teren, coby woda ich nie zabrała. Konie na szczęście na wysokich pastwiskach. Sąsiedzka pomoc działa, wczoraj otrzymaliśmy worki z piaskiem w razie czego, a wcześniej z szybkością światła przeładowywaliśmy ogromną kupę porąbanego drewna sąsiadów z terenu potencjalnie zalewowego na wyższe miejsce. Napalę w piecu, bo zimno i ciemno, dopiję kawkę i idę ciągać ogrodzenia. Pa!
OdpowiedzUsuńDora Agniecha serdeczne myśli ślę.
UsuńMoje skrzyżowanie zazwyczaj zalewane suche na szczęście.
Kurczę, trzymajcie się ♥
UsuńAgniecho😘
UsuńAgniecho - i jak jest dzisiaj? Trzymajcie sie w miare sucho!
UsuńTutaj lało okrutnie, z małymi przerwami, do wczesnych godzin rannych, tunele nieprzejezdne, rzeczka koło domu gdzie chwilowo zamieszkuję, leży w małym wąwozie ale po drugiej stronie gdzie niskie zakole, wylała i wlała się do parku, domy na szczęście bezpieczne. Dzisiaj słońce, wiatr i dość zimno ale jutro znowu ma padać.
OdpowiedzUsuńAgniecha, oessu, jak sobie poradzisz z tym płotem. Oby nie trzeba było go przesuwać. Zaciskam kciuki.
Podobno pogoda ma się poprawić we wtorek.
UsuńCzęściowo poradziłam sobie z płotem sama, a z resztą płotu poradziła sobie rzeczka - zabrała go.
OdpowiedzUsuńHaracz wobec tego już zapłacony, resztę niech zostawi w spokoju.
UsuńMam nadzieję, że na tym się skończy. Agniecha, trzymam kciuki, żeby już było spokojnie.
UsuńKurde, trzymajcie się tam!
UsuńA jednak...niby rzeczka a Herkules :(
UsuńSzkoda , że w ramach pomocy sąsiedzkiej nikt się nie zjawił. Ale dom bezpieczny?
OdpowiedzUsuńPytanie odbiegające od tematu 'zalewa nas': czy jest wśród Kurencji mająca swoją grzede w Warszawie?
Jest kilka Kurencji warszawskich, ale tu rzadko zaglądają ostatnio, raczej na fb można je dorwać.
UsuńJa nie calkiem w.
UsuńTrzymajcie się, dobre myśli Wam wysyłamy 💚💚💚
OdpowiedzUsuńGreat tee shirt.
OdpowiedzUsuńwww.rsrue.blogspot.com
Thanks :D
UsuńTeraz kierujemy nasze dobre myśli w stronę Psa w Swetrze i Mariji z Wrocka. Dmuchać, Kury, a mocno, żeby woda opadła.
OdpowiedzUsuńDmucham, niech opada!
UsuńAgniecho, jak u Ciebie?
UsuńDmucham i mam nadzieje, ze Biskupin nie zalany.
UsuńOpakowana, jak na razie Odra rozpływa się po polderach, a gotowość ludzisków jest wielka, czuwają. Są patrole które obserwują podstawę wałów w razie przecieków będą obkładać folią i piaskiem.
UsuńDmucham!
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za kciukasy, w dalszym ciągu potrzebne, oby wytrzymały wały i urządzenia które trzymają wodę w ryzach.
OdpowiedzUsuńCały czas o Was myślę ♥
UsuńKurzęta, u nas już po. Jest dobrze. Jak będę miała chwilkę, to może wrzucę parę zdjęć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUfff.
UsuńTo dobrze.
UsuńWielka ulga, że się skończyło.
UsuńJa też piszę uffff, Agniecha mam nadzieję, że jedyna szkoda to ten częściowo porwany płot. Ponieważ nie słucham żadnych wiadomości to jednego nie rozumiem: czy nie było możliwości wcześniejszego ostrzeżenia ludzi o opadach i nadchodzącej powodzi żeby mogli przynajmniej część dob ytku ocalić .
OdpowiedzUsuńByły ostrzeżenia o bardzo dużych opadach deszczu i możliwości powodzi. Jednak trudno prognozować co do godziny. Poza tym większość ludzi wolała czekać do ostatniej chwili albo próbowała jakoś bronić swoich domów. Inni mieli nadzieję, że może jednak nie zaleje. Rozmawiałam kilka dni - trzy albo cztery - przed powodzią na temat ewakuacji (nie mojej, oczywiście, bo u nas nie było żadnego niebezpieczeństwa) ze znajomymi i z córką, ale sama nie wiem, co bym w takiej sytuacji zrobiła.
UsuńJa też nie wiem. Pewnie spakowałabym i wysłała dzieci w bezpieczne miejsce, a sama bym się łudziła.
UsuńNo tak, zawsze ma się nadzieję, że może mnie to nie dotknie a potem bywa za późno.
OdpowiedzUsuńA ja znowu jutro rano na północ, a za trzy tygodnie z powrotem i tak przez najbliższe 3 miesiące.
Współczuję i życzę, żeby te podróże były spokojne.
UsuńHej,hej, pogoda barowa, wieje i czasem leje, jesień po całości.
OdpowiedzUsuńBacho napodrożujesz się, ja to zazwyczaj od maja do listopada, ale bywa że i do świąt BN .Zobaczymy jak to teraz będzie.
Kalipso, ja lubię podróżować tylko nie przepadam za pakowaniem się😒 i tęsknię do ciepłego kraju i ciepłej słonej wody ale w tym roku nic z tego nie będzie. Na razie od wczoraj paskudna pogoda i cały czas leje, kropi, leje, kropi i tak na zmianę. Wichur przy tym spory, postracał jabłka z drzewa i dwie taczki nadgniłych do wyrzucenia. Tylko gdzie????? Radzą mi do lasu coby sarenki skorzystały.
OdpowiedzUsuńU mnie pogoda podobna.
OdpowiedzUsuńTak, z tymi owocami , że do lasu dobry pomysł, jesli masz blisko las.
Dora, działki są otoczone lasem i sarenki się tam często pokazują, zresztą po domami też.
OdpowiedzUsuńJa mam obłęd jabłkowy, jabłka na stole, jabłka w torbie na kółkach, jabłka przerabiane w duuuuużym garnku i na głębokiem patelni, oessu, nie da się tego przerobić, zwłaszcza, że nadal spadają i pada to kolejne gniją, mam dodatkowe dwa worki zgniłek. Jedno pudło zdrowych już zapakowane, chyba owinę plandeką żeby nie zmarzły.
Za to przykryte cukinie i sałata rosną mimo niskich temperatur, bo nocami to tak koło 0 stopni ostatnio.
U nas na wiosce rosną starutkie jabłonie, malo kiedy nadają sie do jedzenia, natomiast sarenki mają co jeść😃
OdpowiedzUsuńPudlo ze zdrowymi najlepiej gdybys mogla schowac do jakiegos pomieszczenia. Ach, od razu mi sie przypominaja pudla w stodole moich dziadkow, jablka przekladane papierami, a gruszki w szufladach starego kedensu.Mmmmm, były przepyszne, nawet jak juz sie pomarszczyły.
"Jabłuszko, jabłuszko, jabłuszko pełne snu" - kto pamięta? Dziś to już nie te same jabłka. Widział ktoś prawdziwą malinówkę? Niekształtną, z białym miąższem przecinanym różowymi żyłkami... Ja nie widziałam już od dawna. Ani landsberskiej, ani ananasówek, ani boikenów... Niedawno jeszcze można było kupić kosztele, ale w już od paru lat nie trafiłam.
OdpowiedzUsuńLubię jabłka :)
Piosenkę pamiętam :) A najbardziej mi żal prawdziwych malinówek to były moje ulubione jabłka, zjadałam koło kilograma dziennie jak był ich sezon, kosztele też bardzo lubiłam.
UsuńJa też pożerałam malinówki. Kosztele nie bardzo lubiłam, ale Jacek je uwielbiał.
UsuńWięc tak. Landsberska, boiken, malinowka zostały posadzone u nas około 15 lat temu i od paru lat owocują.
UsuńJa pamietam! Ninko, sa jeszcze nka stare odmiany drzew owocowych, sa tez pobierane nasiona, by wyhodować nowe. Nasza starutka poniemiecka papierówka niestety w tym roku juz poległa:(
OdpowiedzUsuńTu z kolei na niemieckim,,gumnie" jest stara jabłonka, owocuje, chocisz ma duzo drobnych jabłek, ale smaczne jesli zdaza dojrzeć. Taka wlasnie jabłon mieli moi dziadkowie, pamietam wyglad i smak tych jabłek! Nazwy jednak nie znam.
W ogrodzie dziadkow bylo dużo jabloni, wszystkie pyszne i poniemieckie. Niestety nie przetrwały do teraz, a ostatnia sliwa renkloda tez już nie tak dawno odeszla do krainy wiecznych śliw.
U nas na podwórku bardzo obficie i dorodnie owocuje grusza która na pewno ma 50 lat ale zapewne znacznie więcej. Tylko że grusza rośnie w środku miasta, wkoło bardzo ruchliwe ulice, no i jest bardzo wysoka, owoce więc spadają i rozbijają się o ziemię.
UsuńRenklody są przepyszne, mniammmm.
UsuńDora, tak, są, ale nie u nas na rynku, o sklepach nie wspominając.
UsuńNiestety nie mam dodatkowego pomieszczenia żeby tam przechowywać jabłka. Mam kilka pudeł tekturowych, włożę jedno w drugie, kazde jabłko owinę papierem , położę na wierzchu grubą warstwę papieru i przykryję trzecim pudłem. Wystawię na balkon (zadaszony) i postawię na stoliku przy oknie. Podobno mrozy mają nas omijać, to może przetrwają przynajmniej do Świąt. Powidło się dzisiaj smaży. Skusiłam się i otworzyłam mały słoiczek z dżemem z czarnej porzeczki, pychota.
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie zaczęli grzać bo jest tylko kilka stopni powyżej zera i wieje zimny wiatr. Muszę porządkować działkę ale dłuzej jak dwie , trzy godziny nie wytrzymuję.
Kurencjo Agniecho odezwij się co na Twojej grzędzie.
Kurencja Agniecha ma za dużo pracy.
OdpowiedzUsuńOd wczoraj leje, z ostatnimi jabłkami gigant-szarlotka będzie upieczona, a ja rozejrzałam się po mojej grzędzie "co by tu zmienić"? Kolejne książki do których na pewno nie będę wracać wystawię, może ktoś woli mieć w ręce kstążkę niż czytać w komputerze. Kolejne przydasie wyciągam z szafy, dowiedziałam się, że jest tu sklep (nie komis), w którym kupują używane i nowe rzeczy no i pudło ze starymi papierzyskami zlikwiduję. Będę mieć przynajmniej złudzenie, że grzęda trochę większa.
OdpowiedzUsuńA poza tym miła sytuacja miała miejsce na działkach. Otóż przed przyjazdem z kraju poszłam do fryzjerki i mocno podciełam włosy (z reguły mam takie ro ramion a teraz 2 cm od ucha), znajoma z sąsiedniej działki zauważyła to i usłyszałam: o, ściełaś włosy, jak fajnie wyglądasz, sama obcinałaś? (wrrrrrrr.........)
oczywiście do kraju
OdpowiedzUsuńhrehre, ale mi się pląta, ma być: przed wyjazdem z kraju
OdpowiedzUsuńHehe, ja też przed wyjazdem z kraju bylam u fryzjerki, juz nieco odrastają, sa krotkie , ale musze za uszy i tak dawać ,bo,inaczwj wygladam jak bym sama je obcinala😃😃
OdpowiedzUsuńNigdy nie odważyłam się sama obciąć sobie włosów, ale obcinałam koleżankom :). Mam już zaklepaną wizytę u mojej fryzjerki, na koniec października.
OdpowiedzUsuńChyba już z 5 lat sama obcinam sobie włosy. Jestem coraz bardziej zadowolona z moich umiejętności fryzjerskich, z usług fryzjerek zawodowych zaś nie bardzo byłam zadowolona. Bo przez dziesiątki lat szczygła mnie mama, miała do tego dryg i słuchała moich wskazówek. Nawet grzybka potrafiła wystrzyc na mojej głowie. Jak przestała dawać radę, to ja ją strzygłam, sama zaś zaczęłam chodzić to fryzjera, ze dwa trzy lata to trwało, a potem przejęłam strzyżenie moje w swoje ręce ;)
UsuńZimno drogie kurki, zimno, a jak zimno to sie nic nie chce ( jak goraco również), jak żyć?
OdpowiedzUsuńOj zimno, zimno, znajoma namawiała mnie dzisiaj na wizytę u niej ale nie tylko zimno ale i deszczowo więc zabrałam się za gotowanie, sprzątanie przydasi z balkonu i manicure bo w czasie działkowych porządków połamały mi się paznokcie. Jutro bez względu na pogodę jadę na działkę bo sąsiad-działkowicz obiecał załadować nam do samochodu workim ze zgniłymi jabłkami, chwastami itd.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że samochód J. wytrzyma obciążenie.
Ja na koniec lipca ścięłam włosy. U fryzjera, bo już nie jestem tak odważna, żeby zaufać amatorom albo sobie samej:))) I jakoś mi tak brakuje długich włosów. Dzisiaj byłam na gali z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Dostałam dyplom pochwalny, a teraz ruszam do pracy.
OdpowiedzUsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że fryzjerzy tez amatorzy, trudno trafić na dobrego, ale mozw dlatego że mam cieniutkie włosy, trudno o fajną fryzurę.