Niestety, nie wolno, ale raczej szybko ten czas płynie. I już mamy jesień... Dziś piękną i złotą, ale przez kilka poprzednich dni było szaro i smutno.
Tytuł posta to cytat z piosenki Elvisa "Unchained Melody", która od czasu obejrzenia filmu (już dawno, zaraz po polskiej premierze) nie może mi wyjść z głowy, bo tak mocno współgra z moimi emocjami. To piosenka o miłości, o stracie, o tęsknocie, o tym, że czas płynie nieubłaganie, choć może wiele zdziałać. Dla mnie zdziałał. Rzeczywiście, dotąd tylko przepływał, a ja biernie tkwiłam obok jego nurtu, we własnym, smutnym świecie. Ale teraz zaczynam coraz bardziej otwierać się na to, co się wokół mnie dzieje, decyduję, co robię i czego chcę.Trochę się ociągałam z nowym wpisem, ale nadzieja, że będę miała więcej czasu, okazała się płonna. Wciąż okulista (z tym na jakiś czas będę miała spokój), wyjazdy, wydarzenia - takie wypełnienie czasu nie jest dla mnie normalne, ale właściwie sama się w to wpakowałam i to z pełną świadomością, bo kiedy siedzę w domu, nawet coś w tym czasie robiąc, to mnie nosi.
Z okazji moich okrągłych urodzin (już w przyszłym roku) postanowiłam zacząć spełniać po kolei przynajmniej część moich marzeń i zachcianek. Wspominałam kilkakrotnie przy różnych okazjach o tym, że bardzo lubię kolczyki, ale nie mam przekłutych uszu. Od kilku lat chciałam to zrobić, ale ciągle coś mi przeszkadzało. Ostatnio jednak trafiła mi się doskonała okazja połączenia przyjemnego (hmmm...😉) z pożytecznym, bo okazało się, że w ostatni weekend września, kiedy wybrałam się do córki, jeden z salonów tatuażu i piercigu w Warszawie cały dochód z wykonanych 27 września usług przeznaczał na pomoc królikom. Uznałam to za znak od losu i oto już mam kolczyki! Na razie, tzn. do końca listopada, nie mogę ich zmienić na inne i mam w uszach takie malutkie kuleczki, ale jak tylko będę już mogła to zaszaleję! O moich innych marzeniach będę opowiadać w miarę ich realizacji, ale... aha! Chciałam mieć bloga i cóż, jakoś samo się tak porobiło, że mam, co prawda jako współautorka, ale jednak 😁
Balkon pieknie sie prezentuje!
OdpowiedzUsuńJa tez za rok bede miec rowne urodziny, no i tak sobie mysle, ze fajnie, ze zaczelas te rozne DLA SIEBIE. Ja zaczelam juz dawno, bo doszedl do mnie wymiar predkosci uplywania czasu i uznalam, ze nie ma na co czekac. Nie bede skakac ze spadochronem, ani latac balonem, pewnie plywac z delfinami tez nie bede, ale mi nie zalezy na tego typu niezapomnianych wrazeniach. Rozne male zmiany i przyjemnosci, inne niz dotychczas, to jest to. Coreczka mi pomaga w tych dzialaniach i jak wybieram cokolwiek w jedynym wlasciwiym kolorze (granat, jakby jeszcze ktos nie wiedzial), to mi mowi - wyjdz poza strefe komfortu. No i wychodze ile tylko moge, czego i Tobie zycze. W ramach tego wychodzenia to zjadlam pol krewetki!! Co do kolczykow, moje chyba najlepsze to wazki, ktore zrobilam z dwoch zawieszek. Jestem bardzo ciekawa, co wykombinujesz w listopadzie. Nos czesto kolczyki, zeby uszy nie zarosly, ze sie tak wyraze :) P.S. Jesien toleruje ;) a dla Bezowej worki zdrowotnych fluidow leca expresowo.
Całej nie dałaś rady zjeść? Ja jadłam kilka razy smażone. Nie powiem, żebym była zachwycona, ale zjeść się dało.
UsuńZ tym wychodzeniem poza strefę komfortu to u mnie średnio raczej, choć się staram. Np. nauczyłam się chodzić sama na koncerty itp. I nie wyobrażałam sobie jedzenia serów pleśniowych, ale spróbowałam, oczywiście namówiona przez córkę, i smakowało mi, bardziej niż krewetki :DDD
O kolczykach córka powiedziała mi prawie to samo - nosić ciągle przynajmniej przez rok. W ogóle to strasznie podobają mi się długie kolczyki.
Macki ośmiornicy jadłam, straaaaaasznie dawno temu, ciut ciut jakby gumowate były, ale mi nawet smakowały, zapiekane to to było ale z czym to już nie pamiętam.
UsuńOśmiornica nie. Ze względów ideologicznych. Z nauką to się nie zgadza, ale ona mi się wydaje jakoś bliżej ssaków i jest inteligentna jak pies czy kot.
UsuńChodzi mi o to, że należy do mięczaków, a inteligencję ma jak ssaki.
UsuńDuza byla ta krewetka....Osmiornicy z tych samych powodow nie wzielabym do pyska. Razem z gawronami i wronami wydaje mi sie, ze to zwierze jest inteligentniejsze od wielu ssakow.... osmiornica-mama...umiera z glodu jak urodzi (?) mlode. ona po prostu nie je, a opiekuje sie malizna az umiera - widok przestraszny...tu tylko ta inteligencja mnie meczy...a co do osmiornic to czy to wszyscy nad morzem Srodziemnym SUSZA rozpostarte osmiornice czy tylko Grecy na Santorini? Barbarzynstwo.
UsuńCo do dlugich kolczykow, to moje wazki sa dlugie, bo sa do tego na dlugich tych no, takich wieszadlach (moze byc tzw rybka, ale trzeba wtedy miec zatyczke za uchem, bo zgubilam juz kilka dlugich kolczykow - zazwyczaj byly w towarzystwie z szalikiem....ale i tak nosze rozne. Jak palketki :)
Jak Ci plesniowy ser smakowal, to wyprobuj salatke z gruszki, selera naciowego i sera plesn. Mozna dodac orzecha wloskiego. Ociupinke majo i juz! O ile, oczywiscie, lubisz polaczenia owocow z czyms zupelnienieowocowym ;)
Lubię nietypowe i nieoczywiste połączenia, czasem są zaskakująco smaczne.
UsuńYeyku, Ninko jaki fajny pozytywny wpis! Mła jest za spełnianiem marzeń, bo jak nie my to kto? Kolczyki odkrólikowe to rzeczywiście cóś jak znak, oby tak dalej! :-D
OdpowiedzUsuńJasne, i kiedy jak nie teraz :DDD
UsuńBalkony są najważniejsze!
OdpowiedzUsuńI niech moce będą z Bezową!
No i gratuluję dziurek do kolczyków, uwielbiam!
UsuńW tym roku balkon mam fajny do tej pory. Ciekawe, jak długo będzie kwitła ta lawenda, bo pelargonie potrafią kwitnąć długo, do pierwszych mrozów.
UsuńBalkon piękny Ninko, oby jak najdłużej pogoda była dla niego łaskawa :)
UsuńFefnasta!
OdpowiedzUsuńNinko ładnie na Twoim balkonie, roálinki rosną w najlepsze i nic sobie nie robią z jesieni.
Pięknie, że działasz, spelniasz marzenia, przydałby się że tu fb kciuk , lubię to😃
Dobrą energię wysylam do Ani codziennie.
No spełniam, przynajmniej te malutkie ;)
UsuńPoza strefę komfortu wychodziłam przez ponad 20 lat czyli od moich kuracji onkologicznych. Wręcz bohatersko pokonywałam upierdliwości skutków ubocznych kuracji. Wszystkie moje podróże blogowe to było wychodzenie poza strefę komfortu, bo musiałam okiełznywać wybryki mego cielska, oraz na nowo nauczyć się nawiązywać nowe relacje z ludźmi, nie pracowałam już spory okres czasu i na rencie zaczynałam już dziczeć ;) W trakcie opieki nad moją demencyjną mamą, cały czas wychodziłam poza strefę komfortu.
OdpowiedzUsuńA w tym roku mój organizm powiedział DOŚĆ!!!
I...
słucham go!
Siedzę w domu na czterech literach, poruszam się w bezpiecznym promieniu mojej kamienicy, cuduje swoje cudaki...
Może mi się to zmieni, a może nie, he czas pokaże...
Dobrze by było, żeby Ci się zmieniło, siedzenie w domu nie jest dobre, ale jest w nim dobre to, że coś robisz, tworzysz ♥
UsuńWierzę w swoją intuicją Ninko, a ona mi mówi że taki okres wyciszenia jest mi bardzo potrzebny. No i tak, nie siedzę bezczynnie porządkuję także chaupę swoją i...siebie ;)
UsuńMarija - na to porzadkowanie tez trzeba znalezc czas, co nie? A wychodzenie poza strefe komfortu - pamietasz nasza podroz, jak Vasco da Gama, w poszukiwaniu trasy do Eli. GPS nagle sie skonczyl w polowie drogi, bo skonczyla sie mozliwosc i zasieg, hrehrherherh. I co? DOJECHALYSMY!!!
UsuńKrysiu Opakowana no jakże bym mogła zapomnieć?!?!?!
UsuńTrochę czasu ta jazda trwała, jednakoż najważniejsze żeśmy dojechały! :)
Co sobie przypomne, to zaczynam rechotac. Szczegolnie tez wspominam moment, jak sie zorientowalysmy, ze jedziemy do Gdanska, hrehrherhehr.
UsuńDobrze że dało się zawrócić bo Gdańska nie miałam w planach hehehehehe
UsuńAle jak by sie fajnie jechalo, co nie?
UsuńHehehehehe z tobą wszędzie Opakowano!!!
UsuńTi amo, cara mia :)
UsuńNa twojego bloga to był najwyższy czas Ninko i świetnie że publikujesz w Kurniku swoje wpisy!
OdpowiedzUsuńA jak lubisz kolczyki to fajowsko, że znalazła się okazja aby zrealizować swoje marzenie :) bo ja to nawet klipsów nie nosiłam ;) Z biżuterii to najbardziej mi pasowały ozdoby na szyję, miałam całkiem niezłą kolekcję srebrnych łańcuszków i zawieszek do nich, lubiłam także broszki. Jednakoż większość srebrnej biżuterii rozdałam swoim rodzinnym kobitom bo już nie noszę.
Kiedy byłam nastolatką, a i później też, kolczyki to była wiocha i obciach. Nosiłam klipsy, ale były bardzo niekomfortowe, najczęściej po dwóch, trzech godzinach je zdejmowałam. Kolczyki są lepsze, praktycznie ich nie czuję :) Biżuterii mam sporo i noszę, kiedy się tylko da, czasem nawet do sportowych rzeczy, żeby, jak to się mówi, przełamać styl ;)
UsuńPamiętam że kolczyki to był obciach, a zakładano je nieraz już maleńkim dziewczynkom.
UsuńŁańcuszek na szyi z jakąś zawieszką, a ozdobne to i bez zawieszki, nosiłam do momentu kuracji onkologicznych, teraz od czasu do czasu zakładam jakąś broszkę, często swojej roboty.
Ninka - zdarzaja sie przecudnej urody kolczyki ale sa CIEZKIE. Nigdy ciezkich nie nosilam w karierze dziur w uchu od 45 lat. Ciezkie zamieniam wlasnie na klipsy. Czasem cazkami poluzowuje te uszczypliwe klipsy do klipsow, ale z tym trzeba niezwykle ostroznie bo mozna poluzowac juz na amen....
UsuńNo właśnie, ktoś mi mówił, że można poluzować, ale nie wiedziałam jak. Popacze w internetach ;)
UsuńWez jakies stare paskudy, moze jakis smiec tani i pobaw sie. Male cazki potrzebne...a patrzylas ile cudow jest do robienia kolczykow na allegro? a ile kamieni roznych ;)
UsuńNie tylko na allegro. Kiedyś sama robiłam i przerabiałam sobie klipsy, zrobiłam też kolczyki dla córki, ale ona ich prawie nie nosiła, bo były zbyt ozdobne, a ona woli proste.
UsuńJaki ciepły i serdeczny post. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDobre myśli dla Ani Bezowej.
To ja dziękuję, że jesteś, czytasz i komentujesz ♥
UsuńNie, nie. Jak tak dużo dostaję tyle dobrego czytając (nawet jak jest trudne czy smutne), że to ja jestem dłużniczką.
UsuńTu Hana, blogger mnie nie wpuszcza znów.
OdpowiedzUsuńNinko, jesteś bez cienia wątpliwości autorką bloga przecież! To ja tu jestem gościnnie.
U mnie jesień ciągle przepiękna i złota, do tego masa grzybów w okolicznych lasach. A ja, jak na złość nie za bardzo mogę chodzić po nierównym podłożu z powodu kolana. Ale spokojnie, jestem w trakcie diagnozowania - rezonansy, tomografie itd. Przypuszczam, że to jakaś starcza deformacja, ot co.
Kolczyki też kocham, ale coś mi się zaślepiło w jednym uchu i nie noszę. Noszę odjechane okulary, a to aż nadto na jedną paszczę.
Bardzo cieszę się, że już potrafisz zarządzać swoim smutkiem.
Trochę już potrafię, a przede wszystkim chcę to robić. Jest we mnie takie smutne miejsce i ono już zawsze będzie takie, ale oprócz tego jest tyle wszystkiego w koło nas, a życie mamy jedno.
UsuńChoć w gruncie rzeczy nikt nie wie tego na pewno -;)
Nineczko, piękny jest ten powyższy komentarz❤️ Dobrze, że potrafisz i ważne, że chcesz. Doskonale rozumiem, że to smutne miejsce pozostanie już zawsze... Jednak korzystaj z życia, ciesz się nim (życzę Ci tego z całego serca) i pisz, pisz!
UsuńTo smutne miejsce to czesc Twojego bagazu, wszyscy cos tam dzwigamy na garbie. Pogodzenie sie i uznanie tego pustego miejsca jako czesc Ciebie pomaga ruszyc do przodu, do nowych kolczykow i salatki z gruszek i sera plesniowego. I pytanie - kiedy ostatni raz hustalas sie na hustawce? Dotyczy wychodzenia ze strefy komfortu :)
UsuńDawno, ale to chyba nie byłoby wyjście ze strefy komfortu, tak myślę przynajmniej. Wydaje mi się, że wciąż potrafię, tylko huśtawki teraz jakieś takie dla dzieci ;) Gdzie te proste dechy na łańcuchach, ech... :DDD
UsuńTe hustawki to i konkret i generyczne cos na rzeczy, ktorych nie robilas od pierdyliona lat, badz , ze zrobisz xyz "kiedys". Dechy na lancuchach wspominam z rozrzewnieniem tez ;)
UsuńMam parę takich rzeczy, które wymagają wyjścia ze strefy komfortu, hmmm... Zobaczymy ;)
UsuńBezowo, najcieplejsze fluidy niech Cię otulą i uzdrawiają!
OdpowiedzUsuńNinka, coś jest z tymi kolczykami, wczoraj patrzyłam na moje częściowo zarośnięte dziurki, robione 40 lat temu i postanowiłam przekłuć je jeszcze raz bo niestety klipsów nie mogę nosić, nie wiem jak poluzować ale kiedyś miałam ich mnóstwo, pod kolor bluzek, swetrów, z metali szlachetnych mialam miałam tylko dwie pary srebrnych. Niedawno znalazłam jedną z nich ale moje uszy i uszy mojej Sis zbuntowały się szybko (to jak ja moglam je nosić dawno, dawno temu?). Zastanawiam się czy nie przekłuć sterylną igłą bo małe kuleczki zupełnie mi nie pasują. Poprzednio przekłuwała mi koleżanka i założyła mi jedną ze swoich złotych par, zdezynfekowaną spirytusem.
Od kilku dni nie pada, jest słonecznie ale dość chłodno, koło mnie dwie aleje klonowe, no szał kolorów na drzewach i złoto czerwony dywan pod nogami. Przepięknie.
Czekają mnie jeszcze cztery dni porządków na działce i to wszystko w tym roku, czas zająć się czymś innym. No i niedługo kolejne dwa tygodnie w kraju.
Te moje kuleczki są tytanowe i muszę je nosić do całkowitego wygojenia, a potem, jak pisałam wyżej, zaszaleję :DDD
UsuńCorki mojej kolezanki mialy patent w ogole na dziury w uszach, nie tylko przekluwanie zarosnietego. Dwie kostki lodu i zdezynfekowana gruba i ostra igla...prawde mowiac jak to pisze, to mi slabo, hrehrherh
UsuńMoja córka, chcąc mieć w uszach dodatkowe dziurki, zgadała się na ten temat z kolegą, który stwierdził, że jej to zrobi. I zrobił. Nie wiem, czy używał lodu, ale dezynfekcja była, i od środka (córka był już na studiach wtedy), i od zewnątrz. Pod spód podłożył obranego, przekrojonego ziemniaka. I zagoiło się jak na psie, a dziurki zrobione w profesjonalnym salonie kosmetycznym babrały się długo. Ale były robione pistoletem, a kolega użył igły.
UsuńTakie robienie dziurek w uszach na ziemniaka było kiedyś dość powszechne, a może nawet jedyne ;)
UsuńCo do kolczyków, to nie mam. Kiedya mjewalam,klipsy,,ale nie wytrzymywalam nimi zbyt dlugo, ladowaly w torebce. Od tesciowej dostalam takie co sie same trzymaly, czyli magnesowaly,,bo ,jedej i drugiej strony ucha trzeba bylo przylozyc, zsuwaly sie okrutnie. Takie jakies kamyczki to byly, ponoc mkaly niwelowac bole glowy, ktorych i tak nie miewalam. Uzylam z grzecznosci, kilka razy .
OdpowiedzUsuńMam natomiast lekkie obrzydzenie do grzebania w ciele, dziurki w uszach brrr😄 Najgorzej kiedy ktos poprosi ,żeby mu zalozyć, gula w gardle od razu.
Córka Mlodsza ma , Starsza nie.
Ale że w dziurkach w płatkach uszu? Przecież to nie jest grzebanie w ciele. To jest zewnętrzna powierzchnia pokryta takim samym naskórkiem jak reszta ucha, po wygojeniu oczywiście. Raczej miałabym obawę, że zrobię komuś krzywdę, zakładając te kolczyki nie tak jak trzeba. No ale przyznam, że nie założyłabym komuś kolczyka w dziurkę w nosie. Z wyjątkiem osób najbliższych.
UsuńDla mnie jest, zrobienie dziurki to ingerencja.
UsuńNie zrozumiałam, ale już wiem, o co Ci chodziło. Myślałam, że mówisz o grzebaniu w ciele w sensie, że komuś zakładasz właśnie.
UsuńAj, chodzilo mi że Mlodsza ma dziurki i kolczyki😄
OdpowiedzUsuńSzukałam niedawno dużych "wygodnych" klipsów ale nie znalazłam, dlatego zdecydowałam się na ponowne przekłucie uszu bo pięknych kolczyków mnóstwo. Doszło do mnie właśnie, że nawet jak nie lubię małych kolczyków to na czas gojenia muszę takowe mieć bo jak tu spać z wiszącymi ?
OdpowiedzUsuńZaczynam się pakować.
No właśnie! A ja w ogóle nie umiem spać na wznak, nawet jak zasnę w tej pozycji, to i tak przewracam się na bok, a na początku spać na boku nie można. Ale! Można spać na poduszce podróżnej, tak żeby ucho wchodziło w tę dziurę w środku i wszystko jest ok.
UsuńAlbo na poduszce od hemoroidów? 😆
UsuńHrehrehre, może by się i taka nadała :D:D:D
UsuńPozdrawiam i przesyłam mnóstwo dobrej energii dla Ani Bezowej :-)
OdpowiedzUsuńDzięki w imieniu Bezowej ♥
UsuńW połowie listopada wybieram się na uroczystość, na której chcę mieć coś ładnego w uszach, więc chyba je znieczulę i założę wiszące klipsy (jedną taką parę posiadam) a dopiero później je przekłuję.
OdpowiedzUsuńJutro jeszcze kosmetyczne roboty na działce i fucha: uszczelnianie okien i odpowietrzanie kaloryferów u znajomej. Zapowiada się pracowita sobota.
Ojej, od pięciu dni żadna Kurencja tu nie zaglądała. No to ja zadam pytanie, bo przepisów w internecie mnóstwo, ale może w Kurniku się dowiem jak najlepiej przyrządzić baraninę? Chyba, że same wegetarianki tu zaglądają, ja niestety nią nie jestem.
OdpowiedzUsuńZaglądać zaglądają, ale nie piszą ;)
UsuńMoja babcia mówiła, że baraninę trzeba przed przyrządzeniem namoczyć w mleku, ale nic więcej na ten temat nie wiem. Kiedyś baranina była właściwie niedostępna, potem pojawiły się wędliny z dodatkiem baraniny i były obrzydliwe. Babcia mówiła, że jak by ona mi przyrządziła baraninę, to tylko bym się oblizywała. Teraz faktycznie (jako wegetarianka) nawet się nie interesuję robieniem mięsnych potraw.
A jak tam Ania Bezowa, czy nasze zdrowotne fludy choć trochę pomogły?
OdpowiedzUsuńTrochę tak.
UsuńNapiszę tu, że nie zaglądałam, bo za dużo i niezbyt fajnie i mocno stresująco się działo u nas. Fluidy zdrowotne możecie puszczać i w naszą stronę, bo Latający wylądował w szpitalu z nagła i chyba jeszcze troszkę tam czasu spędzi.
OdpowiedzUsuńBacho. Baranina czy jagnięcina? Oraz jaki kawałek zwierzęcia?
Mam książkę kucharską Jamie Olivier'a, "Jamie Oliver w domu: przez gotowanie do lepszego życia", tam są dwa fajne przepisy na jagnięcinę, oba przetestowane. Z tym że moja książka jest w języku holenderskim.
Aj, to ślę moce i fluidy do Was. Duuużo ♥♥♥♥♥♥♥
UsuńAgniecha fluidy ślę!!!
UsuńDzięki!
UsuńAgniecho, lecą dubelfowo dla Latajacego i dla Ciebie , przytulasy i życzenia rychlej poprawy!
UsuńJest poprawa, więc może ładnie dmuchałyście, Kurzęta.
UsuńKury domowe i dzikie,
OdpowiedzUsuńweźcie mi poradźcie, czy koc z czystej wełny ( brudny już niestety ), na którym napisane jest, żeby nie prać, można jednakowoż wyprać w pralce?
Hmmmm, to zależy. Moja pralka ma program do prania wełny. Myślę, że jakiś łagodny program i max 40 stopni można A może tylko 30. Ale koca wełnianego nie mam, więc nie wiem.
UsuńWiadomo, że tylko na program do prania wełny i niską temperaturę. Ale pozostaje niepewność... Prałam wełniane płaszcze i kurtki, na których tez było napisane, że tylko pralnia chemiczna, i nic im nie było... Ale koca jeszcze nie, i troszkę się cykam.
UsuńDo odwaznych swiat należy, może sie uda.
UsuńAgniecha, ja też prałam rzeczy, na których było napisane, że tylko pralnia chemiczna i prały się bardzo dobrze. Zawsze jednak jest ten element ryzyka ;)
UsuńWyprałam. Na 30 stopni, wełna, bez odwirowania. Przeżył. Odciekł, a teraz się suszy.
UsuńJa wyprałam kiedyś zakiet wełniany na program wełny i skurczył się niemożebnie, i to był program na 40 stopni. Kiedyś miałam dostęp do pralki z programem 20 stopni i już nic się nie kurczyło.
OdpowiedzUsuńAgniecha, fluidy zdrowotne przesłane. Może Jamie Oliver w domu jest w j. angielskim, poszukam w kraju.
Ninka, mam propozycję na kolejny temat ale chciałabym uzgodnić z Tobą, pozostałe Kurencje miałyby niespodziankę. Czy mogłabym dostać Twój e-mail? Jeżeli nie na blogu to może wysłałabyś do Hany bo jej e-mail posiadam, a Hana przesłałaby do mnie.
Hana ma mój e-mail.
UsuńSuper!
UsuńBacho popadłam w deszczowy niemiecki stupor, a w miedzydeszczu po żołedziach nadejszło sprzatanie masy liści. Nieco mi dlonie i palce nietenteges po tej robocie i pisanie nieprzyjemne, literowej wiecej, nooo takie bazgranie po prostu😄
OdpowiedzUsuńNa baraninie si nie znam, ponoc jak dziczyzne sie przyprawia i moczy w mleku.
Mialam ja taki moment w zyciu , że spalam w pokoju , do ktorego przechodzilam przez pokoj pierwszy, gdzie lażały tusze baranie., aj ,nie bylo to przyjemne. Byly to pokoje w domu na pietrze, i tam nie bylo ogrzewania, byla zima, wtedy , taka mroźna, poniżej 25 nie schodziło, wiec owe tusze czekajac na nabywcow sobie leżakowały.
Spalam ubrana w ciuchy i czapkę, rekawiczki, to byly czasy!
Oraniuśku! Nie wyobrażam sobie , chyba bym się nie wysypiała przez całą zimę!
UsuńWstawałam przed 5 rano, na autobus , przed 6 trzeba bylo być w pracy.
UsuńDonoszę jeszczs, że juz wrocilwm na zimę i wiosnę do domu!
OdpowiedzUsuńNie zdążyłam zakupić tej baraniny tutaj ale może w czasie pobytu w kraju nabędę i sprobuję przyrządzić.
OdpowiedzUsuńDora, takiego zimna nie doświadczyłam ale kiedyś były takie mrozy w Z. , że psiko Miki wlazło na moje łóżko, bo na legowisku marzł biduś, wyciągnął sie na całą długość za moimi plecami i spychał mnie bo psisko duże było a łóżko wąskie. Chyba położyłam mu gruby koc na legowisko i grzecznie wyprosiłam.
A na wszelki wypadek, gdyby były kłopoty z ogrzewaniem, termoforek zakupiłam i taki cienki materac co to grzeje jak go podłączyć do prądu.
dłączany do
Bacho, ja się namarzłam sporo,,w domu dziadkow spanie pod pierzyną, bo ziąb, piec do rana wygasał, wystawanie na przystankach, bo sporo dojeżdżałam, w doroslym życiu też bylo zimno, bo i w tym domu były piece w dwoch pokojach, w 3 akumulacyjny, ktory niewiele ciepla oddawał, kuchnia i lazienka nieogrzewane. Moje corki zawsze w sezonie jesien- wiosna , były cieplo ubrane w domu.
OdpowiedzUsuńTo tak jak w naszym mieszkaniu dotąd do póki żył mój ociec. W mroźne zimy jak w łazience siadało się na sedesie to pośladki zamarzały. W piecu paliło się tylko w 2 pokojach, ojciec w nieopalanym pokoju sypiał w kapturze na głowie, takim odpiętym od kurtki ;)
UsuńZimny chów, ponoć zdrowo.
UsuńMy w sypialni też raczej mamy niską temperaturę, lepiej się śpi. I gdy w główkę zimno, nakładamy czapeczki do spania, czyli z dawna, szlafmyce. Bardzo praktyczny wynalazek.
Agniecha gustowny czepiec powinnaś sobie sprawić, wszak w szlafmycach to faceci sypiali ;)
UsuńTe kotary w dawnych łożach to nie do ozdoby były.
Mamy równouprawnienie, co nie? To ja w szlafmycy mogę.
UsuńKolega jeden ze studiów, co mieszkał w takim dziwnym budynku ni to przemysłowym, niezbyt ocieplonym, letko zrujnowanym, namiot se rozstawił w środku i tak spał. Podobna koncepcja zmniejszenia przestrzeni do ogrzania jak kotary.
Nie przyszła mi do głowy kuncepcja z namiotem ;)
UsuńCo do szlafmycy to też bym ją wybrała zamiast czepca, ale ja tera korzystam z dobrodziejstwa centralnego ogrzewania, odbijam sobie za te "zimne lata" ;)
Nie powiedzialabym, że na zdrowie mi to wychodzi, reumatyzm jednak się odzywa, no i nie cierpię marznąć. Centralne, mimo że uzywane oszczednie, jest dobrodziejstwem wielkim.
UsuńSpanie w zimnym, o nie!
Nie zimnym może, ale chłodnym. Teraz jeszcze nie odkręcam kaloryferów, grzeją tylko rurki w pionach grzewczych, a i tak mam w domu 22 - 23 stopnie. Kiedy się robi zimniej na dworze, podgrzewam powiedzmy przez godzinę, dwie dziennie, nie w nocy, chyba że muszę szybko wysuszyć pranie. A kiedy jest bardzo zimno na zewnątrz, też grzeję tylko w dzień. Jestem zmarzlakiem, więc poniżej 20 stopni jest mi za zimno, kiedy siedzę na fotelu, nawet pod kocykiem ;)
UsuńNo tak, w blokowych mieszkaniach nieco inne warunki panują.
UsuńMy mamy ustawione teraz na 20 st.w dzień. Mieszkanie wychlodzone, dodatkowo bramy byly otwarte, bo sie wietrzyło, teraz przymykamy, no ale wilgoc i otwarte lub brak okien w piwnicy robi swoje.
J. z sasiadem beda zabezpieczac okna i,wynajmiemy sprzęt i bedziwmy nagrzewac i osuszac, zeby mozna bylo cos w piwnicach działać. Mamy tez ozonator, na razie sasiad z niego korzysta, później tez wyozonujemy piwnice. Brakuje drzwi, do niektorych piwnic, w tym do naszej, kazdy bedzie musial cos z tym zadziałać, ale to później.
Rozumiem, że to po powodzi te braki drzwi piwnicowych itp. I jak tam w ogóle u Was i w okolicy?
UsuńW innym miejscu, ale co tam.
OdpowiedzUsuńFajnie, Dorko, że już przyleciałaś do kraju na zimę. Wy jak te ptaki wędrowne, tylko kierunki inne macie. :-)
😄😄😄
OdpowiedzUsuń