edit:
Kury tyleż Dzikie, co Kochane!
Mam już potrzebną kaskę, mam więcej, niż potrzebujemy. Jako rzekłam, pójdzie do Skarpety.
Zatem nie ślijcie już, chyba że ktoś ma potrzebę sprawstwa i uczestnictwa. W takim przypadku symboliczna złotówka wystarczy.
Dziękuję najmocniej!
Jestem, Kureiry, jestem wzruszona tym, że się o mnie martwicie. Wszystko u mnie w najlepszym porządku i to chyba nieco mnie rozleniwia. Życie pomyka zwyczajnie i już to jest nadzwyczajne. Gumienko zarasta ponad miarę, trzeba będzie przerzedzać, przesadzać i przekopywać. Na razie gorąco jak w piekle, ziemne roboty zaczekają. Zwierzaki zdrowe, ja też, amen.
W komentarzach pod poprzednim postem, Bacha zaproponowała kontynuację i zakończenie opowiadania kryminalnego Miki. Wraz z Bachą zapraszam Was do zabawy.
I jeszcze jedna sprawa. Wspominałam kiedyś, że na grób Moniki spróbujemy obstalować tablicę z wierszem Ninki. To się udało, sprawę popilotowała Bacha tam, na miejscu, ja wtrącałam się zdalnie. Tablica ma formę otwartej księgi - niestety, nie mam zdjęcia, ale będzie we wrześniu. Bacha będzie wtedy w Polsce i dopilnuje montażu.
Basiu, dobrze mówię?
Zaufajcie nam, wyszło to dobrze. Tablica kosztowała 650 zł. Potrzebujemy jeszcze 400. Wspominałyście kiedyś, że chętnie dołożycie cegiełkę. Jeśli podtrzymujecie to stanowisko, będę wdzięczna za każdy grosik. Piszcie do mnie na 3babyzwozu@gmail.com a podam Wam numer mojego konta, bo to ja wyłożyłam kaskę. Jeśli cokolwiek zostanie, wrzucę do Skarpety.
Dla urozmaicenia kilka zdjęć zagęszczonego gumienka:
***
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA
Inspektor Trent siedział zamyślony przy biurku. Przed nim leżała
kartka z kilkoma nazwiskami, opatrzona znakami zapytania i
wykrzyknikami. Wiły się po niej pokrętne linie łączące nazwiska ze
sobą w różnych konfiguracjach. W popielniczce dopalał się
papieros, odłożony i zapomniany przez inspektora. Trent
westchnął głęboko, zdmuchując popiół z popielniczki na papier.
"Psiakrew!" warknął ze złością, strzepując popiół z notatek. Na
takie dictum podniósł głowę leżący pod biurkiem pies Trenta,
Tropik. Tropik był pięknym przedstawicielem rasy gończy polski,
psem obdarzonym bardzo wrażliwym węchem i znakomicie
tropiącym, zgodnie ze swoim imieniem. Trent przywiózł go z
Polski, gdzie często bywał u swoich przyjaciół w górach. Tropik
zasłużył się bardzo przy śledztwie w sprawie seryjnego mordercy,
który został ujęty dzięki niezwykłym umiejętnościom węchowym
psa. Od tej pory Tropik stał się pełnoprawnym pracownikiem
policji ( w skrócie PPP) na etacie.
"Przepraszam cię , stary, nie denerwuj się." powiedział
uspokajająco Trent do Tropika. "nie wiem, jak ugryźć tę sprawę..."
A sprawa była skomplikowana. Kilka dni temu znaleziono ciało
lady Winter w ogrodzie jej posiadłości pod Londynem. Lady Winter
była żoną lorda Wintera, członka Izby Lordów. Sprawa musiała
więc być prowadzona w sposób niezwykle delikatny a
jednocześnie zdecydowany, co łatwe nie było, a naciski z góry
szły, oj szły!!! Lady Winter została otruta mało znaną trucizną,
pochodzącą z Australii, używaną przez Aborygenów.
Zbrodnia miała miejsce w sobotę, podczas spotkania rodziny i
przyjaciół. W posiadłości przebywali wówczas lord Winter, mąż
ofiary, Archibald Winter, syn lorda Wintera z pierwszego
małżeństwa, Mirella, córka Winterów, sir John Talbot, przyjaciel
lorda, Peter Gordon, zaprzyjaźniony z młodymi Winterami oraz
Pandora i James Garnerowie, czyli siostra lady Winter z mężem.
Inspektor Trent westchnął głęboko, przypominając sobie
przesłuchania, przeprowadzone na miejscu zbrodni. Odniósł wtedy
wrażenie, że nikt nie mówi mu prawdy, albo całej prawdy...
Witam, inspektorze" powiedział uprzejmie lord Thomas Winter.
"Słyszałem wiele o pana dokonaniach, mam nadzieję, że odnajdzie
pan zabójcę mojej żony..." tu głos mu lekko zadrżał, choć lord był
wyjątkowo opanowanym człowiekiem.
"Zrobię co w mojej mocy. Prosiłbym pana o dokładny opis
wydarzeń dzisiejszego dnia." odrzekł Trent. Rozmawiali w
gabinecie lorda, przy wielkim, zabytkowym mahoniowym biurku.
"Jak pan wie, mieliśmy dzisiaj małą uroczystość rodzinną,"
rozpoczął lord, " urodziny mojej żony. Spotkaliśmy się w małym
gronie, żona ostatnio nie czuła się zbyt dobrze i nie chciała dużego
przyjęcia. O piątej zasiedliśmy do obiadu w ogrodzie. Atmosfera
była bardzo miła, opowiadaliśmy różne dykteryjki, wspominaliśmy
poprzednie urodziny żony, które odbyły się podczas naszej
podróży do Australii na dwudziestolecie naszego ślubu. Gdy
podano deser i kawę, żona powiedziała, że trochę jest zmęczona z
powodu upału i że pójdzie na chwilę odpocząć w swoim ulubionym
zakątku ogrodu, w różanej altanie. Pandora, jej siostra,
zaproponowała, że pójdzie z nią, ale Helen powiedziała, żebyśmy
sobie nie przeszkadzali i że za chwilę do nas wróci. Gdy nie było
jej pół godziny, poszedłem zobaczyć, jak się czuje. Siedziała w
altanie na ławce..." tu lord przerwał i głos mu się załamał.
"Wyglądała, jakby się zdrzemnęła... Ale gdy podszedłem bliżej i
zobaczyłem jej sine usta i ciemnoczerwone plamy na szyi,
wiedziałem, że została otruta..."
"Skąd pan wiedział?? Przecież to mogło być jakieś uczulenie,
alergia..." zapytał inspektor.
"Podczas naszego pobytu w Australii gościliśmy u naszego
znajomego, Gordona Fletchera. Gordon zawsze interesował się
różnymi truciznami, jest toksykologiem. Opowiadał nam o
tajemniczej truciźnie, używanej przez Aborygenów, która daje
dokładnie takie objawy, jakie zobaczyłem u mojej żony."
"Co zrobił pan potem?"
"Dotknąłem jej szyi i ręki, żeby sprawdzić puls i zacząłem wołać o
pomoc. Wtedy wszyscy przybiegli i zrobiło się ogromne
zamieszanie, Pandora i Mirella zaczęły płakać, Archie i mąż
Pandory próbowali je uspokajać, ja nie byłem w stanie nic zrobić,
stałem jak skamieniały. Jedyny przytomny John Talbot zawiadomił
policję i pogotowie. Przyjechali bardzo szybko i dopiero wtedy
zapanował jakiś spokój..."
"To, czy rzeczywiście była to trucizna, będziemy mogli potwierdzić
dopiero po wszystkich badaniach, co nieco potrwa." powiedział
Trent, nieco zaskoczony diagnozą lorda. który w ogóle nie
dopuszczał innej przyczyny śmierci żony. " A dlaczego ktoś
miałby otruć pana żonę? Miała jakichś wrogów, grożono jej?"
"Nie, była dobrą, kochaną osobą, wszyscy ją lubili. Nic mi nie
wiadomo, żeby ktoś jej groził. Chociaż..." tu lord zamyślił się na
chwilę. "Jakiś miesiąc temu dostała list. który ją zdenerwował."
"Co w nim było?"
"Nie wiem, wrzuciła go do kominka. Gdy zapytałem, odpowiedziała,
że to nic ważnego, list od znajomej, która chciała pożyczyć od niej
pieniądze. Ale widziałem, że wyprowadziło ją to z równowagi. "
"No cóż , dziękuję panu na razie. Chciałbym teraz porozmawiać z
panem Archibaldem, jeśli to możliwe."
"Oczywiście, zaraz panu go tu przyślę."
CZĘŚĆ 2, napisana przez Bachę
Do pokoju wszedł przystojny, lekko szpakowaty mężczyzna, ok. 35
lat. Dość wysoki, wysportowana sylwetka i gdyby nie oczy
niesamowicie podobny do Lorda Wintera. Przy ciemnobrązowych
włosach miał niebieskie oczy ale to nie był zimny kolor, twarz
Archibalda Wintera sprawiała sympatyczne, można by powiedzieć,
takie ciepłe wrażenie. Oho, pomyślał Trent, pewnie w tych ślepiach
ciągle topi się jakaś dziewczyna.
Witam Pana, powiedział do Trenta, podając mu rękę, zapewne chce
mi pan postawić kilka pytań ale nie sądzę żebym mógł dodać coś
do tego co powiedział już mój ojciec.
Wdzięczny jednak będę, jeżeli Pan opowie mi swoją wersję
przyjęcia urodzinowego żony lorda Wintera.
No cóż, kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze, menu było
wspaniałe, Ann, kucharka, wspięła, się chyba na wyżyny swoich
możliwości, ale tym nie będę Pana zanudzał inspektorze. Kiedy
Jody serwowała kawę i deser, lady Winter przeprosiła na chwilę
gości i wyszła na chwilę do swojej altany, zaczerpnąć świeżego
powietrza. Wszyscy byli trochę zaniepokojeni ale nie chciała
towarzystwa. Resztę już pan zna.
Taaak, powiedział Trent, pan pozwoli lordzie Winter, że zapytam
jakie były stosunki pana z żoną pana ojca. Zajęła w jakimś sensie
miejsce pana Matki, pierwszej lady Winter.
Czy nie są to zbyt osobiste pytania, Lord Archibald lekko
zmarszczył czoło.
Proszę tego tak nie traktować, nie prowadzę rozmów towarzyskich,
ja przesłuchuję.
L Archibald patrzył przez wysokie okno. Lady Winter była bardzo
ciepłą, serdeczną osobą. Po tym jak matka opuściła nas ojciec
długo był sam. Kiedy poznał ś.p. Lady Winter bardzo zależało mu
żebym ją zaakceptował. Na początku było mi trudno ale z czasem
bardzo ją polubiłem. Ona nie starała się zastąpić mi matki, myśmy
się po prostu zaprzyjaźnili. To nie była kobieta, której wszędzie
było pełno ale jej nieobecność w domu była od razu wyczuwalna,
od razu robiło się pusto. Kiedy wyprowadziłem się do Oxfordu
bardzo często rozmawialiśmy ze sobą. Potem coraz rzadziej ale
nasze stosunki pozostały serdeczne i bliskie. Nie wiem jak mój
ojciec zniesie jej nieobecność.
A pan?
Nie wiem.
W głosie Archibalda wyczuwało się smutek.
A czy zna pan lordzie Winter kogoś kto darzyłby niechęcią lady
Winter?
Nie znam i nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić inspektorze
ale uważam, że nie ma ludzi, których wszyscy darzą sympatią.
Sądzę, że siostra lady Winter mogłaby coś bliższego na ten temat
powiedzieć.
Dlaczego Pan tak uważa- zapytał Trent
Z tego co wiem, były bardzo blisko ze sobą związane zanim lady
Helen wyszła za mąż za mojego ojca.
W tym momencie PPP wstał, popatrzył na lorda Archibalda i
podszedł do okna. Tropik wracaj-powiedział Trent.
Jakie dziwne oczy ma ten pies, jakby przenikały na wskroś, co to
za rasa? zapytał lord Archibald - w jego głosie Trent wyczuł ledwo
zauważalne zmieszanie. Ale Tropik dał mu sygnał : daj spokój,
niczego się więcej nie dowiesz.
Dziękuję lordzie Archibald, to na razie wszystko i prosiłbym nie
opuszczać posiadłości.
Czy byłby pan uprzejmy i poprosił do mnie lady Mirellę?
Oczywiście inspektorze, czy przejażdżki konne w obrębie
posiadłości są dozwolone - zapytał lord Archibald
Tak - krótko rzucił inspektor Trent.
Tropik patrzył cały czas przez przez okno. Co mi chcesz
powiedzieć piesku? Tropik odwrócił się do niego ze wzrokiem
mówiącym: nie łapiesz co ci mówię? Kurcze nie łapię, westchnął
Trent. Tropik wrócił na miejsce koło fotela i zwinął się w rogala.
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła młoda kobieta z
dwiema tacami. Lord Winter przeprasza, że nikt o tym wcześniej
nie pomyślał, na pewno chętnie napije się pan inspektor kawy, jest
też herbata, dołożyłam też kilka kanapek. Lady Mirella przebiera się
w swoim apartamencie i zejdzie za dwadzieścia minut.
Bardzo dziękuję......?
Susan, dzisiaj pomagam w kuchni. A to dla pana pupila. Susan
postawiła przed Tropikiem wspaniałą cielęcinę z jarzynami i jogurt.
Trent zaniemówił. Skąd pani wie,że Trop lubi jogurt? Wiem,
przecież to PPP, a o jego zwyczajach pisał jakiś dziennikarz.
Uśmiechnęła się i zniknęła.
Trent nie zapamiętał nawet jej wyglądu, tylko głos. Ach, drobiazg,
przecież i tak ją będę pzesłuchiwał. Ppatrzył na Tropika
pochłaniającego jedzenie i nagle uświadomił sobie, że nikt nigdy
nie pisał o jego ulubionych potrawach.
Na razie muszę podreperować siły pomyślał i zabrał się za kanapki,
rozpływały się w ustach.
CZĘŚĆ 3 napisana przez Mikę.
Jednak odłożył kanapkę, gdy spojrzał znów na psa. Tropik zjadł
starannie mięso i jarzyny, natomiast jogurt tylko obwąchał i
odwrócił się do niego tyłem.
"Tropik, co jest, wszak to twój ulubiony jogurt?" zapytał Trent
Tropik rzucił mu spojrzenie pełne politowania, mówiące "Co ty, nie
wiesz, że mam najlepszy węch w Anglii? Weź do analizy."
Trent natychmiast zrozumiał o co chodzi. "Ktoś cię chce otruć???
Ciebie, piesku, funkcjonariusza na służbie??? O niedoczekanie! "
Wyjął z przepastnych kieszeni starej tweedowej marynarki
plastikowy pojemnik, do którego szybko przelał jogurt, zakręcił i
schował z powrotem. "Może byś moje kanapki obwąchał? I kawę,
co?" Egzamin wypadł OK, więc inspektor dokończył kanapkę.
Zadzwonił do sierżanta Muggsa, pilnującego wejścia. "Muggs,
zostaw kogoś na straży i przyjdź do mnie do salonu na chwilę"
polecił. Gdy sierżant wszedł, Trent szybko przekazał mu jogurt.
"Wyślij kogoś natychmiast z tym do laboratorium", szepnął. "Tak
jest , szefie. Co jest?" "Ktoś chce otruć PPP" powiedział inspektor
- "Tylko ciii, nikt nie może wiedzieć, że Tropik nie zjadł jogurtu!"
"Jasna sprawa." Muggs poklepał psa po grzbiecie. Bardzo go lubił
i cenił jego umiejętności. "Niezły jesteś chłopie, trzymaj się."
W tym momencie rozległo się pukanie i do salonu weszła córka
Winterów, Mirella. Na jej twarzy widać było ślady łez i była bardzo
smutna. Ubrana była w ciemną elegancką sukienkę. Mirella miała
około 20 lat i była ładną dziewczyną, choć nie była to jakaś wielka
piękność.
"Dzień dobry, inspektorze. Przepraszam, że pan czekał, musiałam
się przebrać. Oblałam się winem na przyjęciu..."
"Oczywiście, żaden problem. Skorzystaliśmy z Tropikiem z
poczęstunku, który nam przyniosła Susan."
"Jaka Susan??? - zdziwiła się Mirella - A, ta dziewczyna, co
pomagała dzisiaj w kuchni..."
"Jak to dzisiaj? To ona nie pracuje u państwa na stałe?"
"Nie, nie, pomagała dzisiaj z okazji przyjęcia, nasza pomoc
domowa się rozchorowała i przysłała ją w zastępstwie."
"Tak, rozumiem. Czy mogę prosić o nazwisko pomocy domowej?
Chciałbym z nią porozmawiać."
"Oczywiście, Jenny Stubbs, pracuje u nas od lat."
Mirella potwierdziła przebieg przyjęcia, zrelacjonowany wcześniej
przez lorda i Archibalda. Inspektor przeszedł do pytań o relacje
rodzinne.
"Jak układały się stosunki pani matki z Archibaldem? Bycie
macochą nie jest łatwe."
"O nie, on nigdy tak o niej myślał. Mama nie starała się zastąpić
mu matki, była raczej opiekunką, koleżanką... Była taka kochana i
dobra... - tu Mirella znów się rozpłakała . "Przepraszam, to
wszystko takie straszne..."
"Oczywiście, rozumiem. A jak układało się pani z Archibaldem?"
Twarz Mirelli trochę się rozpogodziła. "Och, Archie! Stara się być
dla mnie starszym bratem, opiekuje się mną, zabiera na różne
imprezy, jest bardzo zabawny i wesoły. Niestety ma jedną wadę, za
bardzo lubi karty... "
Inspektor nadstawił ucha. Nareszcie jakaś skaza na kimś z
Winterów! "Tak? A wygrywa czy przegrywa?" uśmiechnął się
lekko, zachęcając Mirellę do odpowiedzi.
"Niestety, częściej przegrywa. Kiedy był w Monte Carlo napisał
nawet list do mamy z prośbą o pieniądze..."
"Skąd pani wie? Czytała go pani?"
"Nie, nie, mama go spaliła w kominku. Ja jej go przyniosłam i
poznałam charakter pisma Archiego. Słyszałam potem, jak mama
mówiła tacie, że jakaś znajoma pisała do niej z prośbą o pieniądze,
nie chciała go pewnie martwić. Miałam ją nawet zapytać, czemu tak
powiedziała, ale zapomniałam, a potem już nie zdążyłam..." Usta
znów wygięły się jej w podkówkę. Tropik, wyczuwając sytuację
podszedł do niej i polizał ją po ręce.
"Jaki kochany piesek!" uśmiechnęła się przez łzy. "Piękny jest,
jaka to rasa?"
"Polski pies gończy, przywiozłem go od przyjaciół z Polski"
odpowiedział Trent. "Ma świetny węch."
"Inspektorze, czy jeszcze jestem potrzebna?" zapytała Mirella.
"Chciałabym się położyć..."
"Oczywiście, dziękuję, bardzo mi pani pomogła. Czy mógłbym
poprosić teraz pani ciotkę, Pandorę?"
"Tak, zaraz ją poproszę. Ciocia najwięcej panu opowie o mamie,
były bardzo zżyte i zawsze miały jakieś swoje tajemnice..."
Po wyjściu Mirelli Trent zwrócił się do Tropika. "No i co, stary?
Sprawa się rozwija a wątki się mnożą..." PPP zamachał
energicznie ogonem, co miało oznaczać: "Nie martw się, damy
radę. Twoja głowa i mój nos to potęga!"
Trent uśmiechnął się. Jego pies zawsze potrafił mu przywrócić
dobry nastrój.
cz.4
Tymczasem do pokoju weszła Pandora. Była bardzo elegancką i
zadbaną kobietą, chyba dobrze po czterdziestce, choć wyglądała
młodziej. Była ubrana w szafirową suknię, skromną, choć z
pewnością bardzo kosztowną, a na jej szyi połyskiwały piękne
perły, które raczej imitacją nie były. Tropik pociągnął nosem,
czując zapach wykwintnych francuskich perfum.
"Dzień dobry pani..." zaczął inspektor, ale przerwał mu dzwonek
jego telefonu. Przeprosił Pandorę i odebrał. "Tak, proszę... Tak,
rozumiem... Bardzo proszę przysłać mi to na piśmie, dobrze?"
"Przepraszam panią bardzo, zwrócił się do Pandory- ale muszę
zmienić kolejność przesłuchań, otrzymałem kilka nowych
informacji. Chciałbym teraz przesłuchać Susan, pomoc domową,
która pomagała podczas przyjęcia."
Nieco zdziwiona Pandora wyszła, ale wróciła po chwili dość
zmieszana.
"Inspektorze, ale jej nie ma..."
"Jak to nie ma??? Przecież kategorycznie zakazałem komukolwiek
opuszczać posiadłość!!" krzyknął zdenerwowany.
"Powiedziała kucharce, że musi iść zapalić do ogrodu i nie
wróciła..."
Inspektor wybiegł z pokoju, PPP pobiegł żwawo z nim. "Muggs,
natychmiast trzeba zarządzić przeszukanie ogrodu i posiadłości"
zwrócił się do stojącego przy wejściu sierżanta. "Szukamy pomocy
domowej, Susan. Miałem telefon z laboratorium, podała Tropikowi
zatruty jogurt. Trucizna pochodzenia roślinnego, prawdopodobnie
z roślin australijskich. Ja muszę znaleźć w kuchni jakiś przedmiot
z jej zapachem i idziemy z Tropikiem do ogrodu. "
Trent udał się do kuchni. Kucharka potwierdziła, że Susan wyszła
na papierosa jakieś pół godziny wcześniej. Tropik obwąchał
starannie ścierkę, którą Susan wycierała kieliszki i razem z
inspektorem wyszedł tylnym wyjściem do ogrodu.
"No piesku, pokaż, co potrafisz" szepnął Trent do ucha psa.
"Szukaj śladu, szukaj!"
Tropik podjął ślad. Szedł z nosem przy ziemi, momentami
przystając i łapiąc górny wiatr. Skierował się ku bardziej
zarośniętej części ogrodu, gdzie znajdował się drewniany budynek
gospodarczy. Za budynkiem rosły piękne, dorodne pokrzywy. Pies
pobiegł właśnie tam. Inspektor starał się dotrzymać mu kroku , ale
trochę się zadyszał. "Cholera, trzeba mniej palić, więcej biegać"
pomyślał.
Tymczasem Tropik szczekał już w zaroślach. Trent zobaczył Susan
, leżącą w gąszczu pokrzyw...
Susan leżała na wznak, koło jej prawej ręki leżał telefon
komórkowy , w palcach tkwił jeszcze niedopałek papierosa, lewa
ręka, dziwnie skręcona schowana była pod plecami. Otwarte oczy
wyrażały niebotyczne przerażenie. Włosy na lewej skroni były
zlepione krwią.
-Muggs, nie pozwól nikomu zbliżać się- powiedział Trent widząc
domowników, zwabionych szczekaniem Tropika, zmierzających w
ich stronę. - Mają zawrócić i tym razem żadnego wychodzenia na
teren posiadłości.
Wyciągnął telefon i połączył się z komendą: "Przyślijcie
natychmiast nieoznaczony wóz policyjny, fotografa, technika z
całym majdanem. Aha i bez syreny, no i karetkę, do posiadłości
lorda Wintera. Wjazd boczną bramą. Co się głupio pytasz ?? -
wrzasnął do słuchawki- No pewnie, że nowy trup!
Tropik wpatrywał się w jego buty i popiskiwał. " Mam ubrać
ochraniacze?" Wyciągnął z kieszeni woreczek plastikowy ze
specjalnymi samoprzylepnymi podkładkami.
Muggs w tym czasie odesłał wszystkich do głównego budynku i
zbliżał się do Trenta.
Ochraniacze!! krzyknął Trent. Muggs wiedział, że Tropik dał im
sygnał: patrzcie pod nogi gamonie.
Tropik tymczasem stał obok Susan z nosem zbliżonym do jej lewej
ręki .
Trent z Muggsem naciągnęli rękawiczki i czekali niecierpliwie na
przyjazd karetki.
Zjawili się w ciągu kilku minut. Muggs dał im znać, gdzie mają
podjechać.
"O essu, jęknął technik, mam włazić w te pokrzywy? Mogłeś mnie
uprzedzić – powiedział do Trenta, z którym znali się od lat.
"Delikatna panienka się znalazła – odwarknął mu Trent a Tropik
zasłonił oczy łapą, co oznaczało – pies by się uśmiał. Technik
wykonał wszystkie rutynowe zdjęcia i kiwnął na sanitariuszy, że
mogą zabrać ofiarę. W trakcie podnoszenia Susan jej lewa ręka
opadła w dół.
W zaciśniętej dłoni Susan trzymała nieduży plastikowy woreczek.
Tropik warknął.
Dajcie to do analizy, zawartość i odciski palców – powiedział
Trent. I sekcja natychmiast.
Sprawdzić też wszystkie połączenia telefoniczne z komórki Susan.
Przyjrzał się woreczkowi – w środku było opakowanie po jogurcie.
"Tropik, szukaj.!" Trop przez chwilę kręcił się w kółko, i biegał tam
i z powrotem.
"Dziwne - pomyślał Trent - tyle śladów w takim mało przyjemnym
miejscu? W końcu Trop podjął ślad, obrócił się do Trenta i krótko
szczeknął. Biegł lekkim truchtem, żeby mogli za nim nadążyć.
Ślad prowadził ścieżką, kilkanaście metrów od tych cholernych
pokrzyw, przez zarośla i mały zagajnik na tyłach stajni - Widać, nie
cały teren posiadłości jest tak zadbany jak przed głównym
wejściem – pomyślał Trent. Ale Tropik przebiegł wzdłuż stajennych
budynków i skręcił za nimi w prawo. Zadowolony z siebie czekał na
nich przed niedużym barakiem z uprzężą i siodłami. No i co dalej
Trop? Pies szedł z nosem przy ziemi, zatrzymał się na chwilę przy
podkowach chyba z czasów pradziadka lorda Wintera, zawrócił i
skręcił znowu w prawo i zatrzymał się przy niewielkich drzwiach z
boku głównego budynku. Trent nacisnął klamkę, drzwi były
zamknięte.
"Poczekaj Tropik, zostawimy tu Muggsa, a na razie wrócimy do
towarzystwa i obmyślimy co dalej zanim zaczniesz działać."
Popatrzył w mądre oczy Psiaka i podrapał za uszkami. Tropik
sapnął zadowolony.
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA CZ. 5
Teraz część 5, napisana przez Mikę.
Trent zgromadził wszystkich domowników i gości w wielkim
salonie.
"Jak zapewne państwo wiedzą, mamy jeszcze jedną zamordowaną
osobę, Susan, która pomagała w kuchni podczas przyjęcia."
Część zgromadzonych popatrzyła po sobie z niejakim zdziwieniem.
"Susan, jaka Susan??" zapytał lord Winter.
"Zastępczyni Jenny Stubbs, która ponoć się rozchorowała."
wyjaśnił uprzejmie Trent. "Mój współpracownik już do niej pojechał
, aby ją przesłuchać." Nie uszło jego uwagi lekkie zmieszanie
Archibalda, który nerwowo grzebał po kieszeniach, szukając
chusteczki, aby otrzeć pot z czoła.
"Chciałbym państwa poinformować, że Susan usiłowała otruć
mojego psa, Tropika (tu PPP zamachał raźno ogonem,
udowadniając, że nic mu nie jest). W podanym mu jogurcie
znaleźliśmy truciznę pochodzenia roślinnego, z roślin
australijskich."
Tu padło kilka okrzyków, a lord Winter powiedział: "Czy to ta sama
trucizna, którą otruto moją żonę???"
"Tego jeszcze nie wiemy. Ale jest to prawdopodobne. "
odpowiedział Trent.
"Chciałbym teraz poprosić o klucz od bocznych drzwi do stajni,
musimy sprawdzić to pomieszczenie."
Kucharka nagle poczerwieniała i wyjąkała nieśmiało: "Ale, ale, on
zginął... Już wczoraj go nie było... Panna Mirella chciała tam
schować buty do konnej jazdy i nie mogła go znaleźć."
"To prawda, powiedziała Mirella - nie było go w szafce z kluczami
ani w drzwiach."
"No cóż, włamiemy się więc. " zdecydował Trent . Wyjął telefon i
zadzwonił do sierżanta Muggsa. "Muggs, otwórzcie drzwi od
schowka przy stajni, zebrać wszystkie odciski palców i dokładnie
przeszukać, przyjdę tam zaraz z Tropem. Przyślij mi też jednego z
ludzi do pilnowania domu."
"A państwa proszę o nieopuszczanie domu, dopóki nie wrócę. "
zwrócił się do zebranych w salonie.
"Jak to, jesteśmy uwięzieni?!" oburzyła się Pandora.
"Nie, proszę pani. Jesteście państwo podejrzanymi." powiedział
spokojnie porucznik.
"To już bezczelność!" odezwał się milczący dotąd Peter Gordon,
przyjaciel młodych Winterów.
Trent przyjrzał mu się spokojnie. "Czemuż pan się tak denerwuje,
chyba zależy panu na wykryciu mordercy lady Winter i Susan? A
może morderców, wszak to nie musi być jedna i ta sama osoba..."
W tym momencie do salonu wkroczył przysłany przez Muggsa
posterunkowy Maddock. Porucznik zostawił go na straży, po czym
udali się wraz z Tropikiem w stronę stajni.
"Macie coś ciekawego?" zapytał Muggsa. "Mnóstwo odcisków
palców szefie i różne buty. To schowanko na buty do konnej jazdy i
do ogrodu."
"Tropik, szukaj śladu , szukaj." polecił Trent, choć sam nie wiedział
, czego pies ma szukać. Na szczęście on wiedział. Obwąchał
starannie wszystkie buty i zatrzymał się przy ubłoconych zielonych
kaloszach. "Czemu te?" zapytał Trent. Tropik wyszedł ze schowka i
zaczął szczekać w stronę pokrzyw. "A, ktoś był w nich w
pokrzywach? Skąd wiesz?" Tropik spojrzał na niego z
politowaniem i przewrócił jeden z kaloszy łapą. Do ubłoconej
podeszwy przylgnęła złamana pokrzywa...
"No dobra, przepraszam, wiem, że jesteś mistrzem..."
Pies jednak węszył dalej. W schowku była też szafka z półkami i
Tropik zainteresował się bardzo czymś za szafką. Gdy Muggs ją
odsunął, zobaczyli okruchy ususzonych listków. "Do analizy,
piorunem!!!" krzyknął Trent. Wziął kalosze do foliowego worka i
ruszył w stronę domu.
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA część 6
Część 6, napisana przez Bachę.
Trent zatrzymał się w hallu i popatrzył przez oszklone drzwi do
salonu. Zauważył, że kucharka podała herbatę i ciepłe tosty. Co by
się nie działo obowiązek obowiązkiem.
Większość, mimo przygnębiającej atmosfery, raczyła się
poczęstunkiem.
Właściwie to się nie dziwię – pomyślał Trent- od rana nic nie jedli,
ciekawe, komu jest niedobrze ze strachu. Dam im chwilę czasu. W
salonie nie było Mirelli i Pandory. Obecni nie odzywali się do
siebie.
Trent wszedł do salonu. Wszyscy zamarli, Archibald odłożył tosta
na talerzyk, Peter dopijał spokojnie herbatę, reszta odsunęła od
siebie filiżanki.
"Czy ktoś mógłby poprosić panie o zejście do salonu?" Tym razem
James Garner udał się na piętro i po chwili wszyscy z napięciem
wpatrywali się w Trenta.
Trent wyciągnął z plastikowej torby cholewy i zapytał:"Chciałbym
wiedzieć do kogo należą."
Cisza aż dzwoniła w uszach. Zgromadzeni patrzyli po sobie ale nikt
się nie odezwał. W tym momencie do salonu wsunęła się
bezszelestnie kucharka żeby sprawdzić czy goście czegoś nie
potrzebują.
Popatrzyła z sympatią na Tropika a potem z bezbrzeżnym
zdziwieniem zapytała." A gdzież to pan inspektor znalazł moje
gumowce? Od dwóch tygodni ich szukałam ."
"Pani gumowce?! – Trenta zamurowało
"Ano moje, ino co one takie upaćkane, ja je zawsze myję, coby
błocka nie wnosić."
Trent popatrzył na solidnej postury kobietę i na jej stopy.
No tak 42 jak nic.
Hm, na tych gumowcach znaleźliśmy resztki pokrzyw.
Wszyscy ze zgrozą patrzyli na pobladłą kobietę." Ale.. ale ja, ja
przecież nie widziałam ich od dwóch tygodni" drżącym głosem i ze
łzami w oczach jąkając się wydusiła z siebie kucharka.
"Taaak. Niestety znalazła się pani w gronie podejrzanych, proszę
usiąść."
Roztrzęsiona, przysiadłą na fotelu przy drzwiach, z dala od reszty
towarzystwa.
"Proszę mi powiedzieć co pani dzisiaj robiła i proszę się tak nie
denerwować to jest zwykłe, rutynowe przesłuchanie, nikt pani o
nic nie oskarża."
Tropik podszedł do kucharki i usiadł naprzeciwko patrząc na nią
swoimi mądrymi ślepiami.
Jaki to miły psiak pomyślała i powoli uspokajała się.
No więc -zaczęła – po śniadaniu, siadłam z dziewczyną, która,
Panie świeć nad jej duszą, przyszłą zamiast Jenny, która
zachorowała i powiedziałam jej co i jak ma robić. Potem pan
Inspektor się zjawił, to nie zdążyłam spytać czy przygotowywać
lunch czy nie. Susan poszła sprzątać pokoje a ja za porządki w
kuchni. No i nagle przyszło mi do głowy, że Pan Inspektor to
padnie tu ze zmęczenia a nawet kawy nie dostał. To
przygotowałam i zrobiłyśmy kilka kanapek, właściwie Susan,
trzeba przyznać, że robiła doskonałe. A potem jeszcze
przypomniałam sobie o Psinie, że pewnie coś by też przekąsiła i
nałożyłam trochę cielęcej potrawki, którą gotowałam dla mnie i
Susan. Susan wzięła jeszcze jeden talerzyk. Powiedziała, że
zawsze ma ze sobą jogurt, żeby coś między posiłkami przełknąć i
że słyszała, że podobno Pana pies lubi jogurty. Ale on wcale go nie
zjadł, Susan było chyba przykro. No i potem wyszła na papierosa a
ja zaczęłam wyrabiać ciasto na bułeczki, bo Lord Winter lubi
domowe pieczywo."
"I nigdzie Pani nie wychodziła?" - Nie, Pani Mirella może
zaświadczyć, poprosiła o herbatę ziołową do pokoju.
Trent popatrzył na Mirellę.
Tak, to prawda, pokojówka nie przychodziła na dzwonek, więc
zeszłam do kuchni. Kucharka miała ręce po łokcie w cieście i
speszona tłumaczyła, że pozwoliła Susan wyjść na papierosa.
Ale jak już wyrobiłam ciasto a Susan nie wracała to wyszłam
kuchennymi drzwiami i zaczęłam ją wołać ale się nie odzywała i
nigdzie jej nie widziałam. Ki diabeł pomyślałam i zatelefonowałam
do Jenny ale nie odpowiadała.No a potem to Pan już ją znalazł."
Tropik sapnął, że niby kto ją znalazł?
"Dziękuję pani, może pani wrócić do obowiązków.
"A teraz proszę mi powiedzieć, kto z Państwa nosi rozmiar 41 lub
42." Te rozmiary mieli Peter Gordon,Sir John Talbot i James
Garner.
Chciałbym też wiedzieć, kto z Państwa był na urodzinach Lady
Winter w Australii.
Tym razem odezwał się Lord Winter: "Byliśmy wszyscy, oprócz
pana Petera Gordona, zawsze obchodziliśmy urodziny żony w tym
towarzystwie ale zazwyczaj bywało tu dużo więcej gości."
"Pozwoli Pan, Lordzie, że ponownie zajmę Pana gabinet."
Trent wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. " Tropik, coś mi
tu nie gra. Spróbuj znaleźć tego, kto nosił te cholewy." Tropik ze
zmarszczonym czołem obwąchiwał gumowce. Wyszli z gabinetu.
Tropik, szukaj, szepnął do psa. Tropik z nosem przy ziemi powoli
zbliżał się do zebranych.
Nie ominął nikogo i nie zatrzymał się przy nikim, szedł w kierunku
kuchni, szczeknął przy kucharce (co było całkiem zrozumiałe) i
podszedł do wąskich drzwi w kącie kuchni.
Co się tam znajduje? Zapytał Trent.
To pokój naszych pokojówek .
W tym momencie zadzwonił telefon Trenta.
"Macie wszystkie analizy? Odciski butów przy altanie i pokrzywach
też? Dawajcie tu szybko.
I pośpieszcie się bo nie mam ochoty na trzeciego trupa!!!!
Tropik powęszył chwilę przy drzwiach od pomieszczenia dla
pokojówek, po czym wykonał nagły zwrot i wrócił do salonu, idąc
jak po sznurku w stronę Petera Gordona. Dla porządku obwąchał
raz jeszcze jego stopy, po czym szczeknął krótko i usiadł.
"Czego on chce ode mnie??!!" krzyknął Gordon - "Przecież
poszedł do kuchni, głupi pies!!!"
Trop warknął z cicha. "Tylko sobie nie głupi, dobra?? Jakbyś miał
jedną dziesiątą mojej inteligencji, matole, to byś chociaż skarpetki
zmienił, żeby gumą nie śmierdziały.."
Trent podszedł do Gordona. "Spokojnie, wszystko się wyjaśni.
Czemu się pan tak denerwuje?"
"Może dlatego, że chyba znał Susan wcześniej..." odezwała się
złośliwie Pandora. Peter Gordon rzucił w jej stronę mordercze
spojrzenie, które nie uszło uwagi inspektora. "Muggs, zaprowadź
pana Gordona do gabinetu lorda i zostań tam z nim, a panią
Pandorę proszę o złożenie wyjaśnień. Pozostałych państwa proszę
o udanie się do swoich pokoi i pozostanie do mojej dyspozycji. "
Gdy wszyscy wyszli, Trent zapytał Pandorę. skąd wie o znajomości
Petera Gordona z Susan.
"Byłam na wernisażu wystawy w jednej z galerii. Obok była
malutka kafejka, do której wstąpiłam czekając na taksówkę, gdyż
padał ulewny deszcz. Stanęłam przy wejściu, żeby widzieć
taksówkę i w lustrze zobaczyłam Petera siedzącego z Susan przy
stoliku w rogu. Trzymali się za ręce i coś do siebie szeptali. To
wszystko, zaraz przyjechała taksówka. Byłam zaskoczona, gdy
zobaczyłam ją pomagającą w kuchni na przyjęciu urodzinowym,
ale nie miałam okazji, żeby zapytać o to Petera na osobności,
zamieszanie było zbyt duże."
"Kiedy widziała ich pani w kawiarni?" zapytał Trent.
"Jakiś tydzień temu. Pomyślałam, że to jakaś przelotna znajomość,
wiedziałam, że smali cholewki do Mirelli. "
"Ciekawe...." mruknął Trent. "Po co więc sprowadził tu Susan?"
"Nie mam pojęcia. Peter to playboy, lubi kobiety. Ostrzegałam
przed nim Mirellę, ale tylko mnie wyśmiała."
"No cóż, dziękuję za interesujące zeznania. Wrócimy jeszcze do tej
rozmowy."
Inspektor nie powiedział Pandorze, że ma już wyniki przesłuchania
pokojówki Jenny Stubbs, którą zastępowała Susan. Okazało się, że
Jenny otrzymała okrągłą sumkę pieniędzy za udawanie chorej i
przysłanie Susan na zastępstwo. Pieniądze otrzymała od Petera
Gordona, który tłumaczył, że jego koleżanka dziennikarka pisze
reportaż z życia wyższych sfer i potrzebny jej materiał do
artykułu.
"No cóż, panie Gordon, czy złoży pan wyjaśnienia na temat
pańskiej znajomości z Susan?"
"Tak, oczywiście. Susan to moja znajoma z dawnych lat. Pracuje ,
pracowała, jako dziennikarka w jednym z kolorowych czasopism.
Dowiedziała się o przyjęciu i błagała mnie, żebym jej umożliwił
dostanie się do rezydencji i napisanie relacji z urodzin lady Winter.
Nie podobał mi się ten pomysł za bardzo, ale obiecała, że podzieli
się ze mną honorarium, a że mam ostatnio problemy finansowe,
więc się zgodziłem... Gdybym wiedział, jak to się skończy..." Peter
ukrył twarz w dłoniach.
"Skąd miał pan pieniądze dla Jenny Stubbs?"
"Od Susan. Bardzo jej zależało , aby się dostać do domu Winterów,
to miała być jej szansa zawodowa."
"Nie czuł się pan nielojalny wobec państwa Winterów, wobec
Mirelli??"
Gordon spuścił głowę. "Musiałem się zgodzić."
"Czyżby Susan pana szantażowała?"
Peter skinął głową z rezygnacją. "Swoimi sposobami dowiedziała
się o moim romansie z Pandorą... Gdyby to wyszło na jaw, nici z
małżeństwa z Mirellą i stanięcia na nogi, sam pan rozumie.."
Inspektor poczuł się nieco skołowany. "To pan nie miał romansu z
Susan tylko z Pandorą?? No, no, to zmienia postać rzeczy... Miał
pan motyw, żeby pozbyć się Susan. "
"Ale ja jej nie zabiłem!!! " krzyknął Gordon. "Owszem, byłem koło
szopy w tych cholernych kaloszach, ale tylko pokłóciliśmy się, jak
stamtąd odchodziłem, była żywa!"
"O co się kłóciliście?"
"Po śmierci lady Winter zrobiło mi się głupio wobec Mirelli i lorda
Wintera, chciałem, żeby ujawniła całą sprawę , ale tylko się
roześmiała i powiedziała, że morderstwo jest jeszcze lepsze i że
ma pewne dowody. Usłyszałem jakieś szelesty za szopą i uciekłem.
To wszystko."
"Czy nie wie pan, dlaczego chciała otruć mojego psa?"
"Nie mam pojęcia, chyba przyszła tu z innym planem niż mi
powiedziała..."
"I ja tak myślę..." powiedział Trent z zadumą.
Ponieważ zrobiło się późno, inspektor zapowiedział, że rano będzie
kontynuował przesłuchania i poprosił, aby wszyscy byli na
miejscu.
"Kłamią i kręcą, co piesku? " powiedział do Tropika w
samochodzie. Odpowiedzi nie było. Pies zmęczony trudami dnia
zasnął smacznie na tylnym siedzeniu, pochrapując z cicha...
Autor: Mika o wtorek, lipca 19, 2016
Pirso!
OdpowiedzUsuńNo nie wierzę!!!!!!!!!!!!Kuraki zajęte grzebactwem w ziemi jeszcze nie dorwały się do wpisów????????Boszzzzzzzzzzz pierwsza! Jestem jak pawica ,hihi !Przepiękne zielone połacie w ogródku masz Hanuś,aż chce się obwąchać wszystko ,tak na zdjęciu pachnie. Ślicznie i tak spokojnie .Buziaki dla Kurek !!!!
OdpowiedzUsuńMargaret, bo też pachnie! Lilie!
UsuńO, ale trafiłam! Podiuma załapałam! Dobrze, ze mam zwyczaj zaglądać. Przeczytałam wszystko, oprócz Inspektora Trenta, bo akuratnie jestem ciut zajęta.
OdpowiedzUsuńGumno zarosło!!!! Cudnie!
OdpowiedzUsuńInspektora Trenta sprawę przeczytam potem, gdyz dopiero wróciłamz wycieczki i kolacje prokuruję jakąś do białego wina. Potem wino wypiję i jesli będę w stanie zabiore się za kryminalna sprawę Trenta.
OdpowiedzUsuńDorzucę sie tez niebawem do skarbonki. Udanego wieczoru!
Izydoru, ja to raczej odwrotnie. Wino prokuruję do kolacji.
UsuńMiło wiedzieć Hanuś, że u Ciebie wszystko w porządku. Niestety do historii inspektora Trenta nie mam głowy, bo moje zwierzątko chore i nie wiem czy uda się je uratować:(((
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Garde.
UsuńOjej, Garde, trzymaj się!
UsuńDzięki dziewczyny, jeszcze mam nadzieję ale gaśnie. Jeszcze wczoraj do południa było dobrze, wieczorem gorzej. Jutro jadę do veta, może coś pomoże.
UsuńTo ja powyżej, blogger coś dziwaczy.
UsuńGarde, obyś nie musiała podejmować tej koszmarnej decyzji. Przytulam.
UsuńHanuś nie wiem czy przeżyje noc.........
UsuńO matko, biedne malenstwo, biedna Garde. Utulam.
UsuńNo doooobra, szfartaaaa. Gumno przecudnie zarosło, uwielbiam taki gąszcz roslin,kolorów ,,można się przygladać i wciaż coś nowego się dopatrzeć.
OdpowiedzUsuńWieczorem w ciszy zabiorę sie za czytanie kreminału, ciekawe która pierwsza cos dopisze.
Miko, jesteś tu z nami !
Ślij prezesowo nr konta, jak trzeba to trza dolożyć do tabliczki, nie ma to tamto.
Dora, też lubię taki gąszcz, nieco rozczochrany.
UsuńNa mesengera najlepiej poproszę, bo pewnie gdziesik mam, ale lece na latwiznę,.
OdpowiedzUsuńGwoli wyjaśnienia, będę w Krakowie już w połowie sierpnia i mam nadzieję, że będę mogła przesłać Wam zdjęcie wiersza dla Miki. A swoją drogą nie znoszę tzw. specjalistów, których trzeba ciągle poganiać i którzy nie potrafią zrobić prostej rzeczy bez pomyłek.
OdpowiedzUsuńHanuś, bardzo ładnie zarosło gumienko.
a teraz c.d.
najpierw kilka poprawek. W części 2-gej jest...... kiedy Jody serwowała kawę i deser..... ma być kiedy pokojówka podała podała kawę i ......
" Inspektor Trent nie mógł zasnąć. Zaczął rozpisywać na kartce rezultaty przesłuchań:
Lord Winter ? może się przyłożył do śmierci ukochanej żony
Mirella Winter - wydaje się załamana śmiercią Mamy
Archibald Winter - dlaczego pożyczał pieniądze od Lady Winter, czemu się na to godziła? może ją szantażował?
Pandora Garner - siostra nieboszczki, przerwane przesłuchanie
James Garner - mąż siostry
Peter Gordon - niepoprawny flirciarz, chce się ożenić z Mirellą
sir John Talbot - przyjaciel Lorda, jeszcze nie przesłuchany
Kucharka
Susan - chciała otruć PPP, kto jej dostarczył truciznę? Skąd wiedziała o jogurcie?
Jenny - przekupiona pokojówka
Kto przywiózł truciznę z Australii? Może rozwiązanie tkwi w odpowiedzi na to pytanie?
To w skrócie c.d. po kurzej kolacji
Jedno jest pewne - nie masz ślimaków. Wszystkie liście calutkie. To pewnie jedna z niewielu zalet suszy wielkopolskiej. Piękne rośliny.
UsuńOpowiadanie przeczytam, ale chyba nie dziś - coś mnie pcha w stronę łóżka.
Agniecha, tu i tam pożarte, ale rzeczywiście mało. A u kol. D. dziadostwo żre równo. Myślę, że to moje igliwie dookoła je powstrzymuje.
UsuńPoprawki, no,nie rób mi tefo,,bo sie pogubię
OdpowiedzUsuńA wczorajszej nocy się tutaj pałętałam , w poszukiwaniu nowych wieści ;)
OdpowiedzUsuńGumno cudne , zagęszczenie wszystkich odcieni zieleni ; uwielbiam takie .
Żeby tylko można było zatrzymać ten stan na dłużej , tak do stycznia albo co tam , do marca .
Serdeczności , cieszę się , że u Ciebie ok :)
ajda
Ajda, dzisiaj właśnie o tym myślałam. Że to tak krótko, a zieleń taka kojąca i jeszcze intensywna. Tu i tam już żółknie.
OdpowiedzUsuńPińdziesiątapionta, nie szkodzi.
OdpowiedzUsuńJestem, melduję się i gumno podoba mi się coraz bardziej. 🤗
OdpowiedzUsuńBoguśka, mnie też!
OdpowiedzUsuńGumno jest przecudnej urody. Ale mi się tam wszystko podoba.
OdpowiedzUsuńCzy to koniec kryminału? Kcem więcej.
Mamy resztę dopisywać
UsuńBezowa, musisz dopisać, jeśli chcesz więcej.
OdpowiedzUsuńNie umiem...
UsuńSuper się czytało!
OdpowiedzUsuńBezowa, Dora pisałam wyżej, że nawet nie musicie nic dopisywać jak brak weny, wystarczy jak coś zasugerujecie, ja codziennie będę kontynuować. Przedstawiłam kto do tej pory występował a rozwiązanie zagadki mgłą okryte. Jutro będą kolejne przesłuchania i ew. trzeci nieboszczyk jakoś mi te dwa nie wystarczają.
OdpowiedzUsuńDzień dobry Kurniku !
OdpowiedzUsuńKryminał może pewnie przeczytam......
Hana - oczywista, że nie lubię grzebać po mailach więc proszę o aktualnego z numerem konta :), dziękuję !!! :D
Mokro (na szczęście!!) , roboty że hohoho i hoho a tu jeszcze przedszkola mają chwilę wakacyjną, tak że ten - ni mo casu ;)).
Ale dziobki serdeczne Wam ślę, Kureczki :))).
Rabarbara
Cium, cium, Rabarbaro. Miło, że się odezwałaś.
UsuńAhoj, przygodo!
OdpowiedzUsuńNic mi do głowy na razie nie przychodzi w sprawie dalszego ciągu kryminału. To, co do tej pory przeczytałam, podoba mi się. Ma w sobie coś ze stylu Agaty Ch. Oraz Joanny Ch.
U nas zaczęło się ogrodowe szaleństwo. Pomidory, ogórcy oszaleli. Bób trzeba zebrać. Czosnek wyrwać. Porzeczki zerwać, maliny takoż. Jabłka spadają same, i jak nic z nimi nie zrobię, to na szczęście mam stałych i wyczekujących odbiorców - nasze konie. Chwast do opanowania, ślimaki znów w natarciu.
Przyjemnego poniedziałku!
Tak, tak samo pomyslalam ,czytam i widzę, a to znaczy, że jest swietnie napisane.
UsuńOch,jakie wspaniale zbiory Agniecho.
UsuńAcha, pochwalę się Wam, Kury, bo pękam z pychy. Mam SAMOLOT.
OdpowiedzUsuńAle że taki prawdziwny? Do latania? Może przylecisz na melądowisko kosmiczne nad domem?
UsuńWstawię go na bloga, to se popodziwiasz.
UsuńBędziesz latać?
UsuńTo by znaczyło, że trafiłaś na drugiego Latającego.
UsuńNieeeno, czytac Trenta teraz nie dam razy. Jestem zupelnie snieta rypka. Czekam na zlecenie za 10 minut, potem lece w kimono. a potem to sie uwidi...
OdpowiedzUsuńNie powiem, czekam na Twoje pomysły, kto,dlaczego i z kim😀
OdpowiedzUsuńOstatnim razem, jak sie do pisarstwa wlanczalam, to zgrzyt zebow Kur naczelnopisarskich bylo slychac w gorach. To moze lepiej nie...
UsuńNo coś Ty😀
UsuńA nie pamietasz? Czy jeszcze Cie w Kurniku nie bylo?
UsuńWykonana orka na gumnie dała satysfakcjonujące efekty a nie zawsze tak jest. Dla podziwiających, takich jak ja, to zawsze jest zagadka. Jak ta Hana z takiego ugoru wyczarowała taką dżunglę. Dla mnie nie do wykonania takie czary. Kryminał przeczytam. O nr konta na email poproszę. Pozdrowionka przesyłam wszelakim Kurencjom.
OdpowiedzUsuńMusze zrobic zdjecie ogrodka po powrocie. Jedyne, co rosnie i ma sie dobrze to 3 malwy, z ktorych jedna postanowila sama z siebie zmienic kolor, agrest, bez owocow oraz smaosiejka slonecznik - takiego to w zyciu nie mialam! Reszte m/w szlag trafil albo nadgryzl. Az zrobie zdjecie i wysle Prezesowej do pokazania. Slabo mi sie robi na mysl o robocie polowej oraz fakcie, ze mam z frontu jakies za wysokie rosliny!!!! To, ze z tylu sa albo pustostany albo chwasty 2 metrowe, nie wspomne, bo mi jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to nadal nie wiem jak sie nazywam i padam na nos. ciekawe ile dni mi zajmie przestawienie sie. Dora, Bacha Klementyna - Wy tak nie macie? znaczy co najmniej dwa dni wyjete z zycia?
Mam, latam jak z piórkiem w kuprze, w glowie mi sie az kreci, bo chcę wszystko naraz. Kilka dni mi zajmuje przestawienie się takie ogolne, pora dnia, bo tam dluzej jasniej, wczesniej sie wstaje no i w ogóle.
UsuńNiestety dziewczyny, stało się najgorsze, Cezarka już nie ma, a ja nie mogę patrzeć na klatkę:(((((((((((( A na dodatek Gucio został sam. Muszę mu poszukać towarzysza, bo obawiam się o niego, od małego byli razem z Cezarkiem, choć to nie bracia. Może ktoś wie o śwince morskiej, dorosłym samczyku, który mógłby być towarzystwem dla Gucia? Mały niezbyt się nadaje, lepiej żeby to był dorosły chłopak. Dajcie znać proszę.
OdpowiedzUsuńGardenio, córka może popytać, ma dojścia do kilku "świnkowych" organizacji. Tylko jest kwestia ewentualnego transportu, lepiej, żeby to było jak najbliżej Ciebie.
UsuńTak Ninko, u mnie kłopot z transportem. Szukam też na własną rękę, samczyka spokojnego. Gucio nie jest agresywny ale to on rządził w "stadzie".
UsuńWysłałam mejla, Gardenio.
UsuńGarde, tak mi przykro bardzo.
UsuńGardenio, bardzo smutna wiadomość:( Cezarek juz hasa po łakach i wcina pyszną trawkę.
OdpowiedzUsuńNina może by cos najbardziej wiedziała.Ninkoooo?
Gardeni,tak mi przykro. Utulam...
OdpowiedzUsuńGardenio, przykro mi, tulę
OdpowiedzUsuńLicząc na płodność literacką stałych bywalczyń Kurnika, czekam niecierpliwie na rozwiązanie zagadki. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńCze Dziewczęta!!!!
OdpowiedzUsuńCzesio!
UsuńDzięki dziewczyny, na razie jest bardzo ciężko:(((
OdpowiedzUsuńNie mam pomysłu na intrygi kryminalne.
OdpowiedzUsuńGardenio,bardzo Ci współczuję.Tak boli jak nasze futra nas zostawiają...
OdpowiedzUsuńNinka, ja to poprostu muuuuszę dokończyć. Dzisiaj kilka godzin zajęło mi załatwianie różnych spraw przez internet więc nie zdążyłam nic napisać . Może Mika przyśle mi z Patagonii parę wskazówek.
OdpowiedzUsuńFuterko niewielkie, dziura w sercu olbrzymia. Dzięki dziewczyny za zrozumienie. Choć tutaj nikt nie patrzy na mnie jak na wariatkę, która płacze z powodu prosiaczka........
OdpowiedzUsuńGarde, a jak mysmy wszyscy plakali po naszym myszku - smierdzielu! Doprowadzal nas do szalu psikaniem smrodliwa substancja wszystkiego, ale byl pelen uroku, mial ogromne uszy i nie dalo sie go nie kochac....p.s. Myszek mial na imie Kot.
UsuńGardenio, chomiczek, prosiaczek, myszki, szczurki, kazde kochałam i opłakiwałam.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, to lecimy:
OdpowiedzUsuńTrent, był równie zmęczony jak jego psi detektyw. Marzył o położeniu się do łóżka, więc kiedy tylko znalazł się w mieszkaniu, postanowił wyspać się porzadnie, przeciez jutro bedzie mial mnóstwo spraw do zrobienia.
Oby tylko udalo się wyciagnąć cos z Pandory, z tą myślą zapadł w głeboki sen.
Dora super, czasem wystaarczy jedno zdanie. To wieczorem opisze kolejny dzien Trenta i wrzuc€ twoje zdanie.
UsuńPierwsze koty za płoty😀Dzięki.
UsuńGardenio, przytulas serdeczny.
OdpowiedzUsuńGardenio, nasz sunia odeszła około 30 lat temu. Chomik dzieciaków mniej więcej w tym samym czasie. Kot przed ośmioma laty. A mnie się wciąż zdarza mieć łzy w oczach, a nawet płakać.
OdpowiedzUsuńTo ja też dopiszę, może się nada :D:D:D
OdpowiedzUsuńJednak nie spał dobrze. Męczyły go koszmary: Pandora z puszką dziwnych, wysuszonych liści, które rozsypywała dookoła z demonicznym śmiechem, Peter w wielkich kaloszach niezdarnie goniący Susan a do tego Tropik próbujący coś pokazać, a Trent za nic nie mógł zrozumieć co.
Swietnie, też myślałam o demonicznych snach😀
OdpowiedzUsuńNo i super, zawsze się coś w razie ,,W" przyda.
OdpowiedzUsuńHana wyślij mi nr konta..
OdpowiedzUsuńco z Maryją?
Grażyna, Marija jest na fb, chociaż ostatnie dni nie widzę jej. Może pojechała gdzieś?
UsuńGrażyna, jest Marija, dzisiaj widziałam na fb.
UsuńNo jezdem :) Grażyna zna szczurzą historyję, co to pożarły naszą sieć internetową ;)
Usuńc.d.
OdpowiedzUsuńNic już dzisiaj ni wymyślę. Trent, był równie zmęczony jak jego psi detektyw. Teraz już tylko marzył o położeniu się do łóżka, odłożył kartkę i postanowił wyspać się porządnie, przecież jutro będzie miał mnóstwo spraw do zrobienia.
Oby tylko udało się wyciągnąć coś z Pandory, z tą myślą zapadł w głęboki sen.
Jednak nie spał dobrze. Męczyły go koszmary: Pandora z puszką dziwnych, wysuszonych liści, które rozsypywała dookoła z demonicznym śmiechem, Peter w wielkich kaloszach niezdarnie goniący Susan a do tego Tropik próbujący coś pokazać, a Trent za nic nie mógł zrozumieć co.
Rano zbudził go czyjś wilgotny jęzor na policzku. O rany Trop, naprawdę już pora wstawać? Kiepsko spałem. No dobrze najpierw mała przechadzka, potem śniadanie i znowu do tej takiej niby idyllicznej posiadłości.
Po przyjeździe do Winterów, Trent poprosił najpierw o rozmowę lorda. Chyba też fatalnie spał, wyglądał dużo gorzej niż wczoraj,
Lordzie Winter, otrzymałem potwierdzenie z laboratorium, że pańska żona została została otruta tą trucizną z Australii, tak jak pan podejrzewał. Interesuje mnie skąd się wzięła w pańskiej posiadłości, kto mógł ją przywieźć. Z Australii mogła być przywieziona tylko w jednym celu. Wspomniał pan, że żona ostatnio nie czuła się najlepiej. Znając działanie trucizny orientuje się pan, że mikroskopijne
ilości mogą wywoływać objawy ogólnego osłabienia i powoli zabijać.
Wszyscy wypowiadają się o pańskiej żonie jako miłej, dobrej, kochanej osobie.
Kto w takim razie i dlaczego życzył jej śmierci? Czy pan się domyśla, czy jest może coś w przeszłości żony o czym nie chce pan mówić?
Lord Winter siedział z pochyloną głową i słuchał Trenta. Gdy ten skończył podniósł głowę i popatrzył
na inspektora oczami pełnymi rozpaczy, której nie potrafił już ukryć.
Inspektorze Trent, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, kto z moich gości mógłby aż tak nienawidzić mojej żony, żeby pozbawić ją życia.
Ale ktoś to zrobił, powiedział Trent. Zanim zacznę przesłuchiwać pozostałych gości chciałbym obejrzeć wszystkie pomieszczania w posiadłości. Tropik wiedział, że teraz zaczyna się jego część śledztwa. Popatrzyl na Trenta wzrokiem mówiącym: jestem gotowy, włączam węch .
cd nastąpi
OdpowiedzUsuńCzekam!
UsuńNoe czekaj, tylko dopisuj.
UsuńHrehre, święte słowa!
UsuńŻe się spytam głupio.
OdpowiedzUsuńOgórki mają kolce. Takie malusie, czarne punkciki. Jak się ich pozbyć, zwykłe mycie starczy?
Zjesz z kolcami ukiszonymi i nawet nie zauwazysz!!!
UsuńAgniecha, ogórki tak majo. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby coś z tym zrobić.
UsuńHmmm, że aż kolce, no mają takie wypustki szorstkawe, wiec jak je umyjesz to wystarczy😀 Ukiszą się, czy tak zakonserwują, i bedzie ok.
OdpowiedzUsuńJeżu, u mnie znów straszliwy gorąc. Roślinki na tarasie się gotują:(
OdpowiedzUsuńtu jest wszystko ugotowane...Bylam w sklepie farmowym - kompletnie zniszczone rzedy (kilka) truskawek - tu jeszcze sa truskawki, pozne odmiany. Podobno ma byc troche w sobote/weekend. Ale widok przesmutny, plus inne zreczy ledwo dychaja. Pobocza - zolte, u nas z frontu - zolto...Czytalam ciekawy artykul na temat ogrodow, ze nalezy szykowac teraz ogrody pod katem suszy i sadzic rosliny pol pustynne i pustynne - maki kalifornijskie, kaktusy, trawy z pampasow i takie tam. Jednoroczne, co to trzeba w kolko podlewac beda chyba pojdencza ozdoba....w domu (to juz moje przemyslenie).
UsuńA ja spokojnie patrzę i obserwuję. I na ten przykład mam mnóstwo bodziszków różnych, posadzonych w jednej części ogrodu (nie tylko ale głównie) i taki otóż bodziszek krwisty oraz jego odmiana alba czyli biała, mają się nieodmiennie świetnie, zieloniutkie, powtarzają kwitnienie, ani im nie trza parasolki ani kaloszy ani kapelusza od słońca. Bardzo dużo roślin wykazuje zdolności przystosowawcze. Oraz jak mówi mój zaprzyjażniony Pan Ogrodnik - zasuszoną roślinkę uratować się da, utopionej - nigdy. Ja ogólnie jestem zwolennikiem obserwacji i nie wtrącania się ;)). No chyba, że dotyczy to nornic ;D.
UsuńNo i mam nadzieję, że może wreszcie zaprzestanie się kompulsywnego tworzenia trawników po to żeby je kompulsywnie kosić ;).
Rabarbara
Jest we Wrocławiu plac Społecznym zwany. W samym środku miasta kawał gruntu, na którego zagospodarowanie były różne koncepcje węzłów komunikacyjnych. Koncepcje się zmieniały a na gruncie trawka rośnie i roślinki towarzyszące. Jak teren był systematycznie golony to w środku lata robiło się tam ryże klepisko. Od kilku lat zmieniło się podejście miasta do koszenia. Dość często podkaszanie są obrzeża przylegające do jezdni. Pozostały obszar pozostawiony sam sobie, koszą go chyba dwa razy w sezonie. Środek lata mamy, dzisiaj w środku dnia przejeżdżałam przez niego dwa razy tramwajem i podziwiałam jaka różnorodność roślinek na nim rośnie i kwitnie. Z zielonością przesady nie ma , miejscami rudo, ale nie łyso. Estetom miejskim pewnie się nie podoba, bo to tak zwane chwasty są, a ja cieszyłam swoje oczy ;)
UsuńDodam że we Wrocławiu także upały, w poniedziałek co prawda padało cały dzień, no ale to przecież tylko jeden dzień.
I u nas upalnie, juteo i pojutrze ma być ponad 30
OdpowiedzUsuńDora, i jest...
UsuńJest, i jutro bedzie, w sobotę ma być juz 23 .
UsuńU mnie dzisiaj było koszmarnie. Nie dało się z domu wyjść. Toteż nie wychodziłam. Po kiego grzyba mi takie lato?
UsuńNo, też nie wychodzilam, ale mnie już nosi, pomylam podlogi, kiedy J pojechal na rower, i pomylam okna z jednej strony mieszkania.
UsuńNawet wieczorem na tarasie spływam potem. W domu (na razie) chłodniej.
UsuńW mieszkaniu utrzymuje się 24/25 st ,więc jest ok.
UsuńA my ( w kwestii upałów ) zaczynamy coraz bardziej doceniać miejsce, w którym mieszkamy, to co zastaliśmy , i to co zrobiliśmy. Drzewa, te, co zastaliśmy rosną, te co posadziliśmy, zaczynają osiągać rozmiary. Mamy cień. Dużo cienia. Dużo fajnego, głębokiego cienia. I zieloną trawę bez podlewania. I chłodną chałupę bez klimy. Fakt, miewamy gruntowe przymrozki w czerwcu ( ostatnie po zimie ) oraz we wrześniu ( pierwsze przed zimą ), ale coś za coś. Cieszę się, że mieszkam właśnie tu.
Usuńc.d.
OdpowiedzUsuńLordzie Winter proszę mi towarzyszyć, pozostałych państwa proszę o pozostanie w salonie.
rop idziemy na piętro. Tropik węszył w powietrzu, dokładnie obwąchiwał wszystkie pomieszczenia i zatrzymał się przy drzwiach sąsiadujących z sypialnią Lorda i Lady Winter.
Inspektorze, nie mam klucza do tych drzwi bo były z reguły zamknięte . To buduar mojej żony, jest połączony z sypialnią więc możemy wejść tamtędy. Tropik niechętnie podążył za inspektorem, w buduarze skierował się od razu do zamkniętych drzwi i szczeknął.
Rozumiem piesku, w myślach odpowiedział mu Trent.
Oględziny parteru nie dały nic nowego. Trop ponownie wszedł do pomieszczenia z butami do jazdy konnej a następnie zaczął biec truchtem w stronę francuskiego ogrodu. Szczeknął przy różanej altanie i skręcił w stronę budynku gospodarczego koło pokrzyw. Zaczął drapać w drzwi.
Kto ma klucz od tego budynku? zapytał Trent Lorda.
Nasz ogrodnik ale zapasowy klucz jest w kuchni.
No cóż spróbuję namierzyć Muggsa. Inspektor wyjął z kieszeni krótkofalówkę.
Muggs klucz do pomieszczenia gospodarczego z kuchni, migiem!
Pomieszczenie pełne było narzędzi ogrodniczych, świetnie utrzymanych, wyglądających jak nowe.
Tropik wszedł do środka i zaczął węszyć, zatrzymał się przy krótszej ścianie pomieszczenia, podniósł mordkę do góry i szczeknął.
Inspektor (tym razem już nie zapomniał o ochraniaczach na buty) popatrzył na sufit zrobiony z desek.
Muggs, wejdź na drabinę i sprawdź, która deska jest ruchoma. I włóż maskę i rękawiczki.
Dwie ostatnie deski można było wyjąć. Muggs ppłożył je na sąsiednich i popatrzył w powstałą szczelinę. Wysoko, pod wiązaniem dachowym wisiał woreczek z grubego płótna.
Lord Winter był zszokowany. To wygląda jak płótno żaglowe.
Nie dotykaj wrzasnął Trent do Muggsa, wezwij ekipę tech niech się tym zajmą.
No cóż, zwrócił się do Lorda, możemy już wrócić do pozostałych.
Pozwoli pan, że nadal będę zajmował pana gabinet i kontynuował przesłuchania.
W gabinecie przytulił mądry pyszczek Tropa i powiedział: to właśnie chciałeś mi powiedzieć patrząc w okno, jak przesłuchiwałem sir Archibalda .Tak? Przez policzek inspektora przejechał ciepły, szorstki jęzorek.
c.d.n.
Powolenku, powolenku historia idzie do przodu. Gratulacje, Bacha.
UsuńPacz, Opakowana, dotąd Bacha się nie ujawniała z pisarskim talentem, a zoba jak jej to letko idzie!
UsuńNo, idzie idzie, trzeba kogos już przylapac na klamstwach i postraszyć ciupą.
OdpowiedzUsuńO, Dora, też o tym pomyślałam. Zaczynają się pojawiać nowe szczegóły, fajnie idzie. Bacha coś wspominała o kolejnym trupie, ciekawe, kogo uśmierci :D
OdpowiedzUsuńBacha, ciąży na Tobie wielka odpowiedzialność!
OdpowiedzUsuńZa wybor ofiary???
UsuńKurencje kochane,dziś cały dzień spędziłam na działce, a po tym upadku z drabiny, pracuję raczej wolno. Tak, że dziś nie będzie cd. a jutro jestem zaproszona na urodziny to tez nie wiem czy mi się uda coś skrobnąć ale że to urodziny to może wpadnie mi do głowy kolejny nieboszczyk. Wszystkie sugestie rozwiązania zagadki mile widziane.
OdpowiedzUsuńMam już w głowie powód dla którego zginęła Lady Winter,
Byla glupia czy za duzo gadala?
UsuńZa bardzo uczuciowa.
UsuńMiała kochanka/ ę?
UsuńNieślubne dziecko oddane i zapomniane, wraca i się mści?
UsuńAgniecha to nie takie glupie. Dzisiaj coś napiszę późnym wieczorem.
UsuńDzień dobry w gorący, piątkowy poranek. Jestem kompletnie wypompowana przy takich upałach. Do tego załapałam jeszcze jakieś cholerne uczulenie i próbuję to cholerstwo zlikwidować. Udanego piątku 🤗😘
OdpowiedzUsuńJa się mogę przyłączyć do Ciebie, Boguśko. Upały nie są dla mnie.
OdpowiedzUsuńU nas gorący wiatr wieje, chyba w nocy już zaczął, bo zostawiliśmy okna otwarte na noc dla ochłody, a się cholera, nagrzało! Jak niemiło się śpi w upale!
Więc zamknęłam te okna szybciutko, na szczęście na dole jest chłodno, a u góry w dzień raczej się nie bywa, a jutro ma przyjść deszcz i ochłodzenie. Dobrze by było, bo znowu sucho czegoś w naturze.
Miłego, znośnego piątku!
Przypomniało mi się, że miałam opisać moje wrażenia z filharmonii, no to piszę, póki jeszcze jest miejsce ;)
OdpowiedzUsuńMusical ma tytuł "Pora jeziora", a nie "Pani jeziora", jak napisałam pod poprzednim postem. Jest oparty na motywach warmińsko-mazurskich, opowiada o dwóch siostrach. Łynie i Sajnie, o miłości (oczywiście), o trudnym życiu ludzi. Wszystko - dzięki sile uczucia i prawości głównej bohaterki - kończy się dobrze, bo jak inaczej :D
Rodzice sióstr nazywają się Warmia i Mazur, występują jeszcze rusałki, Król Ryb, Morena i Kłobuk oraz w scenach z karczmy i w finale Zespół Pieśni i tańca "Kortowo". Morena (niezbyt dobra czarodziejka) i Kłobuk ( demon, diabeł) tworzą świetny duet. Morena spełnia życzenia, ale wiadomo; uważaj, czego sobie życzysz, bo... Kłobuk, tym razem w ludzkiej postaci (bo może być czarnym kogutem, czarnym kotem i nie tylko) jest świetny - demoniczna i humorystyczna rola, zebrał najwięcej oklasków.
Choreografię robiła Iwona Pavlowicz, a jako rusałki wystąpiły dziewczyny z jej szkoły tańca i były bardzo dobre. Kortowo tańczyło cudnie, wybrali chyba najlepszych z najlepszych, a poziom tańca lepszy niż u rusałek. Na dodatek znam te klimaty;) No i finałowy mazur - perełka!
Muzykę napisał Tomek Szymuś, który , jak się okazuje, pochodzi z Bartoszyc (nie wiedziałam!) i którego pewnie część z Was kojarzy z "Tańca z gwiazdami". Grają aktorzy "Romy" i "Syreny".
Mnie się bardzo podobało, choć nie obyło się bez łez - były momenty, które odebrałam bardzo osobiście. Jeśli ten musical będzie jeździł po kraju, to mogę Wam go polecić z czystym sumieniem - idźcie!
Dora, wystroiłam się, oczywiście, ale trochę się śpieszyłam i zdjęcia wyszły nieostre. Wrzucę na Rzony to jedyne jakie-takie:D:D:D
A dziś idę na "Jak wam się podoba", które nasz teatr wystawia na dziedzińcu zamku, o 20.00. Mam nadzieję, że będzie już przyjemnie chłodno i nie zacznie padać.
OdpowiedzUsuńRozszalalas sie! Ale trzeba czasem, a fajne cos Ci sie pokazal taki spektakl!
UsuńMam znajomą, która miewa dostęp do tańszych biletów i poprosiłam ją, żeby mi dawała znać, jak coś się kroi w tej materii. Na dodatek dostałam od synka karnety do kina, więc i kino jest przynajmniej raz w miesiącu. Wakacje są, trzeba poszaleć;)
UsuńFajnie, Ninko. U mnie z kurturo gorzej, bo to oznacza jazdę do P-nia i nocne powroty polem, lasem. Nie lubię.
UsuńCześć, pada od nocy. Wedlug prognozy do poludnia. Dziś Dni Twierdzy, i są targi stsroci dzisiaj i jutro.
OdpowiedzUsuńDora - zazdraszczam! Baw sie dobrze - i w deszczu i na starociach.
UsuńDIęki, szalu nie ma, za to kupilim szyld do gablotki.
UsuńDeszczo 11 przestal padać, jest fajna pogoda, bo pochmurne 19 st.
UsuńU nas zapowiadali deszcz, ale jak dotąd nie pada. Zaraz wychodzę, więc pewnie zacznie :D
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu!
Nie padało i nadal nie pada. Tzn. musiało padać trochę w nocy, bo miejscami asfalt był mokry. To chyba się na spacer wybiorę :)
UsuńNa wieczor wyszlo slonce😀,ładnie na rózowo zachodziło.
OdpowiedzUsuńNie padało u mnie, nie pada i się nie zanosi. Katastrofa.
OdpowiedzUsuńMamuniu, a gdzie w niedzielę Kury pognało, że tak tu cicho?
OdpowiedzUsuńJa tu zaglądam, ale przecież nie będę pisać komentarzy do siebie samej?
UsuńBezowa, ja na pisałam dłuuuuugi c.d. ale bloger mi odrzucił, że za długi, więc wysłałam na maila do Hany co by nie przepadł. Może nowy post trzeba otworzyć. W następnym odcinku trzeci nieboszczyk.
OdpowiedzUsuńNowy tydzień, nowy początek. Ziimno. +8 na termometrze i ostre słońce. Pierwsza kawa wypita. pracownik przyszedł do pracy i działa. Wczoraj przycinałam dyniową dżunglę. Myślałam, że się zgubię, takie to wszystko porosło. Teraz jeszcze jakiś plon by się przydał z tej grządki 3 sióstr, co się tak bardzo wzięły w objęcia, że nie wiadomo gdzie się zaczyna kukurydza, a gdzie ta fasola, bo wszędzie panoszy się DYNIA.
OdpowiedzUsuńAgniecha, ja dopiero kończę pierwszą kawę. Cosik mnie głowa boli, choć ciśnienie wysokie, może kawa mnie trochę uruchomi, bo wyjść muszę.
UsuńWidziałam już dynie w sklepach, są też ozdobne, ale jeszcze za wcześnie na jesienne klimaty, durnostrojki jeszcze do września będą u mnie raczej letnie ;)
Jak wyjezdzalam, to juz byly mini dynki, ogoreczki prawie na korniszony....poszlo do ludzi i dynie tez pojda :( albo :)
UsuńA ja dopiero teraz piję pierwszą kawę, ostatnio nie zasypiam przed godz. 4-tą , nie wiem czemu bo staram się być zmęczona zanim na spalną grzędę wskoczę. A jak się już położę to sen odchodzi. Dobrze, że mogę wstawać o której zechcę, bo bym była permanentnie niewyspana. Może za dużo myślę o c.d. ale nie zanosi się na to żeby się historia szybko skończyła, to Was jeszcze pomęczę intrygą.
OdpowiedzUsuńMyślę, że odczytana w całości będzie nienajgorzej wyglądała.
OdpowiedzUsuńHana ma umieścić c.d. na blogu, mam nadzieję, że uda się w najbliższych dniach bo w głowie mi kołuje nastepny odcinek.
OdpowiedzUsuńNo to czekamy.
OdpowiedzUsuńWczoraj troche sie poszwędaliśmy po miescie,później kokosilismy się w domu, bo nie moglismy sie zdecydować gdzie pojechsc na spacer, zbyt rozbieżne trasy nam wyszly. No to w koncu nic z tego nie eyszlo wygonilam J na rower, zeby troche pobyć samej.
Dziś już gablotka stanęła w salonie, chlop marudzil , ze nie mam za grosz gustu, bo ona w salonie nie pasuje i że on mial inna koncepcję. Ja obstaję, że tam miala stac od poczarku naszych rozmów, no i tak to.
OdpowiedzUsuńJak nie pasuje, jak pasuje? Widziałam na fb. Ale chłop ma zapewne w pamięci łazienkową przeszłość rzeczonej gablotki i dlatego mu nie pasuje.
UsuńNiee, on ja lubi, pamieta jak stala dawno temu w pokoju obok . Dopiero dlugo pozniej wyladowala w lazience. Ale mu cos tam nie pasowalo, ze niby planowalismy ze stanie
OdpowiedzUsuńtam pomocnik co go teraz robi , co nie jest prawdą,
Hanuś a puść no cd. bo mi wątek ucieknie.
OdpowiedzUsuńDziś to zrobię, Bacha. Muszę ukręcić nowy post i pozbierać wszystkie wątki, bo tak długiego wpisu w komentarzach i ja nie wstawię.
OdpowiedzUsuńTo może podziel na 2-3 części? Albo 4.
OdpowiedzUsuń