Bacha pracowicie złożyła wszystkie fragmenty kryminału i przysłała mi gotowca. Zapisała go jednak w jakimś dziwnym programie, którego mój komputer nie czyta. Teraz rozumiem, dlaczego poprzedni tekst został zmultiplikowany, to znaczy wiem, że tak się stało, ale nie wiem dlaczego. Teraz też próbował i wyszło mu 64 strony zamiast 24. Trochę się nagimnastykowałam i dałam radę. Wydaje mi się, że teraz jest wszystko po kolei, aczkolwiek głowy nie dam.
Bacha, jesteś niesamowita, a nie ujawniałaś się ze swoim pisarskim talentem! Może (po zakończeniu) ktoś (na ochotnika oczywiście:) zredaguje całość?
Mika w Patagonii zaciera rączki!
PS. Mamy kaskę na tablicę i drugie tyle mamy w Skarpecie, jakby co. Jeśli ktoś chciałby szczegółów, proszę o mail na 3babyzwozu@gmail.com
Jestem do usług.
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA
Inspektor Trent siedział zamyślony przy biurku. Przed nim leżała
kartka z kilkoma nazwiskami, opatrzona znakami zapytania i
wykrzyknikami. Wiły się po niej pokrętne linie łączące nazwiska ze
sobą w różnych konfiguracjach. W popielniczce dopalał się
papieros, odłożony i zapomniany przez inspektora. Trent
westchnął głęboko, zdmuchując popiół z popielniczki na papier.
"Psiakrew!" warknął ze złością, strzepując popiół z notatek. Na
takie dictum podniósł głowę leżący pod biurkiem pies Trenta,
Tropik. Tropik był pięknym przedstawicielem rasy gończy polski,
psem obdarzonym bardzo wrażliwym węchem i znakomicie
tropiącym, zgodnie ze swoim imieniem. Trent przywiózł go z
Polski, gdzie często bywał u swoich przyjaciół w górach. Tropik
zasłużył się bardzo przy śledztwie w sprawie seryjnego mordercy,
który został ujęty dzięki niezwykłym umiejętnościom węchowym
psa. Od tej pory Tropik stał się pełnoprawnym pracownikiem
policji ( w skrócie PPP) na etacie.
"Przepraszam cię , stary, nie denerwuj się." powiedział
uspokajająco Trent do Tropika. "nie wiem, jak ugryźć tę sprawę..."
A sprawa była skomplikowana. Kilka dni temu znaleziono ciało
lady Winter w ogrodzie jej posiadłości pod Londynem. Lady Winter
była żoną lorda Wintera, członka Izby Lordów. Sprawa musiała
więc być prowadzona w sposób niezwykle delikatny a
jednocześnie zdecydowany, co łatwe nie było, a naciski z góry
szły, oj szły!!! Lady Winter została otruta mało znaną trucizną,
pochodzącą z Australii, używaną przez Aborygenów.
Zbrodnia miała miejsce w sobotę, podczas spotkania rodziny i
przyjaciół. W posiadłości przebywali wówczas lord Winter, mąż
ofiary, Archibald Winter, syn lorda Wintera z pierwszego
małżeństwa, Mirella, córka Winterów, sir John Talbot, przyjaciel
lorda, Peter Gordon, zaprzyjaźniony z młodymi Winterami oraz
Pandora i James Garnerowie, czyli siostra lady Winter z mężem.
Inspektor Trent westchnął głęboko, przypominając sobie
przesłuchania, przeprowadzone na miejscu zbrodni. Odniósł wtedy
wrażenie, że nikt nie mówi mu prawdy, albo całej prawdy...
Witam, inspektorze" powiedział uprzejmie lord Thomas Winter.
"Słyszałem wiele o pana dokonaniach, mam nadzieję, że odnajdzie
pan zabójcę mojej żony..." tu głos mu lekko zadrżał, choć lord był
wyjątkowo opanowanym człowiekiem.
"Zrobię co w mojej mocy. Prosiłbym pana o dokładny opis
wydarzeń dzisiejszego dnia." odrzekł Trent. Rozmawiali w
gabinecie lorda, przy wielkim, zabytkowym mahoniowym biurku.
"Jak pan wie, mieliśmy dzisiaj małą uroczystość rodzinną,"
rozpoczął lord, " urodziny mojej żony. Spotkaliśmy się w małym
gronie, żona ostatnio nie czuła się zbyt dobrze i nie chciała dużego
przyjęcia. O piątej zasiedliśmy do obiadu w ogrodzie. Atmosfera
była bardzo miła, opowiadaliśmy różne dykteryjki, wspominaliśmy
poprzednie urodziny żony, które odbyły się podczas naszej
podróży do Australii na dwudziestolecie naszego ślubu. Gdy
podano deser i kawę, żona powiedziała, że trochę jest zmęczona z
powodu upału i że pójdzie na chwilę odpocząć w swoim ulubionym
zakątku ogrodu, w różanej altanie. Pandora, jej siostra,
zaproponowała, że pójdzie z nią, ale Helen powiedziała, żebyśmy
sobie nie przeszkadzali i że za chwilę do nas wróci. Gdy nie było
jej pół godziny, poszedłem zobaczyć, jak się czuje. Siedziała w
altanie na ławce..." tu lord przerwał i głos mu się załamał.
"Wyglądała, jakby się zdrzemnęła... Ale gdy podszedłem bliżej i
zobaczyłem jej sine usta i ciemnoczerwone plamy na szyi,
wiedziałem, że została otruta..."
"Skąd pan wiedział?? Przecież to mogło być jakieś uczulenie,
alergia..." zapytał inspektor.
"Podczas naszego pobytu w Australii gościliśmy u naszego
znajomego, Gordona Fletchera. Gordon zawsze interesował się
różnymi truciznami, jest toksykologiem. Opowiadał nam o
tajemniczej truciźnie, używanej przez Aborygenów, która daje
dokładnie takie objawy, jakie zobaczyłem u mojej żony."
"Co zrobił pan potem?"
"Dotknąłem jej szyi i ręki, żeby sprawdzić puls i zacząłem wołać o
pomoc. Wtedy wszyscy przybiegli i zrobiło się ogromne
zamieszanie, Pandora i Mirella zaczęły płakać, Archie i mąż
Pandory próbowali je uspokajać, ja nie byłem w stanie nic zrobić,
stałem jak skamieniały. Jedyny przytomny John Talbot zawiadomił
policję i pogotowie. Przyjechali bardzo szybko i dopiero wtedy
zapanował jakiś spokój..."
"To, czy rzeczywiście była to trucizna, będziemy mogli potwierdzić
dopiero po wszystkich badaniach, co nieco potrwa." powiedział
Trent, nieco zaskoczony diagnozą lorda. który w ogóle nie
dopuszczał innej przyczyny śmierci żony. " A dlaczego ktoś
miałby otruć pana żonę? Miała jakichś wrogów, grożono jej?"
"Nie, była dobrą, kochaną osobą, wszyscy ją lubili. Nic mi nie
wiadomo, żeby ktoś jej groził. Chociaż..." tu lord zamyślił się na
chwilę. "Jakiś miesiąc temu dostała list. który ją zdenerwował."
"Co w nim było?"
"Nie wiem, wrzuciła go do kominka. Gdy zapytałem, odpowiedziała,
że to nic ważnego, list od znajomej, która chciała pożyczyć od niej
pieniądze. Ale widziałem, że wyprowadziło ją to z równowagi. "
"No cóż , dziękuję panu na razie. Chciałbym teraz porozmawiać z
panem Archibaldem, jeśli to możliwe."
"Oczywiście, zaraz panu go tu przyślę."
CZĘŚĆ 2 , napisana przez Bachę.
Do pokoju wszedł przystojny, lekko szpakowaty mężczyzna, ok. 35
lat. Dość wysoki, wysportowana sylwetka i gdyby nie oczy
niesamowicie podobny do Lorda Wintera. Przy ciemnobrązowych
włosach miał niebieskie oczy ale to nie był zimny kolor, twarz
Archibalda Wintera sprawiała sympatyczne, można by powiedzieć,
takie ciepłe wrażenie. Oho, pomyślał Trent, pewnie w tych ślepiach
ciągle topi się jakaś dziewczyna.
Witam Pana, powiedział do Trenta, podając mu rękę, zapewne chce
mi pan postawić kilka pytań ale nie sądzę żebym mógł dodać coś
do tego co powiedział już mój ojciec.
Wdzięczny jednak będę, jeżeli Pan opowie mi swoją wersję
przyjęcia urodzinowego żony lorda Wintera.
No cóż, kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze, menu było
wspaniałe, Ann, kucharka, wspięła, się chyba na wyżyny swoich
możliwości, ale tym nie będę Pana zanudzał inspektorze. Kiedy
Jody serwowała kawę i deser, lady Winter przeprosiła na chwilę
gości i wyszła na chwilę do swojej altany, zaczerpnąć świeżego
powietrza. Wszyscy byli trochę zaniepokojeni ale nie chciała
towarzystwa. Resztę już pan zna.
Taaak, powiedział Trent, pan pozwoli lordzie Winter, że zapytam
jakie były stosunki pana z żoną pana ojca. Zajęła w jakimś sensie
miejsce pana Matki, pierwszej lady Winter.
Czy nie są to zbyt osobiste pytania, Lord Archibald lekko
zmarszczył czoło.
Proszę tego tak nie traktować, nie prowadzę rozmów towarzyskich,
ja przesłuchuję.
L Archibald patrzył przez wysokie okno. Lady Winter była bardzo
ciepłą, serdeczną osobą. Po tym jak matka opuściła nas ojciec
długo był sam. Kiedy poznał ś.p. Lady Winter bardzo zależało mu
żebym ją zaakceptował. Na początku było mi trudno ale z czasem
bardzo ją polubiłem. Ona nie starała się zastąpić mi matki, myśmy
się po prostu zaprzyjaźnili. To nie była kobieta, której wszędzie
było pełno ale jej nieobecność w domu była od razu wyczuwalna,
od razu robiło się pusto. Kiedy wyprowadziłem się do Oxfordu
bardzo często rozmawialiśmy ze sobą. Potem coraz rzadziej ale
nasze stosunki pozostały serdeczne i bliskie. Nie wiem jak mój
ojciec zniesie jej nieobecność.
A pan?
Nie wiem.
W głosie Archibalda wyczuwało się smutek.
A czy zna pan lordzie Winter kogoś kto darzyłby niechęcią lady
Winter?
Nie znam i nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić inspektorze
ale uważam, że nie ma ludzi, których wszyscy darzą sympatią.
Sądzę, że siostra lady Winter mogłaby coś bliższego na ten temat
powiedzieć.
Dlaczego Pan tak uważa- zapytał Trent
Z tego co wiem, były bardzo blisko ze sobą związane zanim lady
Helen wyszła za mąż za mojego ojca.
W tym momencie PPP wstał, popatrzył na lorda Archibalda i
podszedł do okna. Tropik wracaj-powiedział Trent.
Jakie dziwne oczy ma ten pies, jakby przenikały na wskroś, co to
za rasa? zapytał lord Archibald - w jego głosie Trent wyczuł ledwo
zauważalne zmieszanie. Ale Tropik dał mu sygnał : daj spokój,
niczego się więcej nie dowiesz.
Dziękuję lordzie Archibald, to na razie wszystko i prosiłbym nie
opuszczać posiadłości.
Czy byłby pan uprzejmy i poprosił do mnie lady Mirellę?
Oczywiście inspektorze, czy przejażdżki konne w obrębie
posiadłości są dozwolone - zapytał lord Archibald
Tak - krótko rzucił inspektor Trent.
Tropik patrzył cały czas przez przez okno. Co mi chcesz
powiedzieć piesku? Tropik odwrócił się do niego ze wzrokiem
mówiącym: nie łapiesz co ci mówię? Kurcze nie łapię, westchnął
Trent. Tropik wrócił na miejsce koło fotela i zwinął się w rogala.
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła młoda kobieta z
dwiema tacami. Lord Winter przeprasza, że nikt o tym wcześniej
nie pomyślał, na pewno chętnie napije się pan inspektor kawy, jest
też herbata, dołożyłam też kilka kanapek. Lady Mirella przebiera się
w swoim apartamencie i zejdzie za dwadzieścia minut.
Bardzo dziękuję......?
Susan, dzisiaj pomagam w kuchni. A to dla pana pupila. Susan
postawiła przed Tropikiem wspaniałą cielęcinę z jarzynami i jogurt.
Trent zaniemówił. Skąd pani wie,że Trop lubi jogurt? Wiem,
przecież to PPP, a o jego zwyczajach pisał jakiś dziennikarz.
Uśmiechnęła się i zniknęła.
Trent nie zapamiętał nawet jej wyglądu, tylko głos. Ach, drobiazg,
przecież i tak ją będę przesłuchiwał. Popatrzył na Tropika
pochłaniającego jedzenie i nagle uświadomił sobie, że nikt nigdy
nie pisał o jego ulubionych potrawach.
Na razie muszę podreperować siły pomyślał i zabrał się za kanapki,
rozpływały się w ustach.
CZĘŚĆ 3 napisana przez Mikę.
Jednak odłożył kanapkę, gdy spojrzał znów na psa. Tropik zjadł
starannie mięso i jarzyny, natomiast jogurt tylko obwąchał i
odwrócił się do niego tyłem.
"Tropik, co jest, wszak to twój ulubiony jogurt?" zapytał Trent
Tropik rzucił mu spojrzenie pełne politowania, mówiące "Co ty, nie
wiesz, że mam najlepszy węch w Anglii? Weź do analizy."
Trent natychmiast zrozumiał o co chodzi. "Ktoś cię chce otruć???
Ciebie, piesku, funkcjonariusza na służbie??? O niedoczekanie! "
Wyjął z przepastnych kieszeni starej tweedowej marynarki
plastikowy pojemnik, do którego szybko przelał jogurt, zakręcił i
schował z powrotem. "Może byś moje kanapki obwąchał? I kawę,
co?" Egzamin wypadł OK, więc inspektor dokończył kanapkę.
Zadzwonił do sierżanta Muggsa, pilnującego wejścia. "Muggs,
zostaw kogoś na straży i przyjdź do mnie do salonu na chwilę"
polecił. Gdy sierżant wszedł, Trent szybko przekazał mu jogurt.
"Wyślij kogoś natychmiast z tym do laboratorium", szepnął. "Tak
jest , szefie. Co jest?" "Ktoś chce otruć PPP" powiedział inspektor
- "Tylko ciii, nikt nie może wiedzieć, że Tropik nie zjadł jogurtu!"
"Jasna sprawa." Muggs poklepał psa po grzbiecie. Bardzo go lubił
i cenił jego umiejętności. "Niezły jesteś chłopie, trzymaj się."
W tym momencie rozległo się pukanie i do salonu weszła córka
Winterów, Mirella. Na jej twarzy widać było ślady łez i była bardzo
smutna. Ubrana była w ciemną elegancką sukienkę. Mirella miała
około 20 lat i była ładną dziewczyną, choć nie była to jakaś wielka
piękność.
"Dzień dobry, inspektorze. Przepraszam, że pan czekał, musiałam
się przebrać. Oblałam się winem na przyjęciu..."
"Oczywiście, żaden problem. Skorzystaliśmy z Tropikiem z
poczęstunku, który nam przyniosła Susan."
"Jaka Susan??? - zdziwiła się Mirella - A, ta dziewczyna, co
pomagała dzisiaj w kuchni..."
"Jak to dzisiaj? To ona nie pracuje u państwa na stałe?"
"Nie, nie, pomagała dzisiaj z okazji przyjęcia, nasza pomoc
domowa się rozchorowała i przysłała ją w zastępstwie."
"Tak, rozumiem. Czy mogę prosić o nazwisko pomocy domowej?
Chciałbym z nią porozmawiać."
"Oczywiście, Jenny Stubbs, pracuje u nas od lat."
Mirella potwierdziła przebieg przyjęcia, zrelacjonowany wcześniej
przez lorda i Archibalda. Inspektor przeszedł do pytań o relacje
rodzinne.
"Jak układały się stosunki pani matki z Archibaldem? Bycie
macochą nie jest łatwe."
"O nie, on nigdy tak o niej myślał. Mama nie starała się zastąpić
mu matki, była raczej opiekunką, koleżanką... Była taka kochana i
dobra... - tu Mirella znów się rozpłakała . "Przepraszam, to
wszystko takie straszne..."
"Oczywiście, rozumiem. A jak układało się pani z Archibaldem?"
Twarz Mirelli trochę się rozpogodziła. "Och, Archie! Stara się być
dla mnie starszym bratem, opiekuje się mną, zabiera na różne
imprezy, jest bardzo zabawny i wesoły. Niestety ma jedną wadę, za
bardzo lubi karty... "
Inspektor nadstawił ucha. Nareszcie jakaś skaza na kimś z
Winterów! "Tak? A wygrywa czy przegrywa?" uśmiechnął się
lekko, zachęcając Mirellę do odpowiedzi.
"Niestety, częściej przegrywa. Kiedy był w Monte Carlo napisał
nawet list do mamy z prośbą o pieniądze..."
"Skąd pani wie? Czytała go pani?"
"Nie, nie, mama go spaliła w kominku. Ja jej go przyniosłam i
poznałam charakter pisma Archiego. Słyszałam potem, jak mama
mówiła tacie, że jakaś znajoma pisała do niej z prośbą o pieniądze,
nie chciała go pewnie martwić. Miałam ją nawet zapytać, czemu tak
powiedziała, ale zapomniałam, a potem już nie zdążyłam..." Usta
znów wygięły się jej w podkówkę. Tropik, wyczuwając sytuację
podszedł do niej i polizał ją po ręce.
"Jaki kochany piesek!" uśmiechnęła się przez łzy. "Piękny jest,
jaka to rasa?"
"Polski pies gończy, przywiozłem go od przyjaciół z Polski"
odpowiedział Trent. "Ma świetny węch."
"Inspektorze, czy jeszcze jestem potrzebna?" zapytała Mirella.
"Chciałabym się położyć..."
"Oczywiście, dziękuję, bardzo mi pani pomogła. Czy mógłbym
poprosić teraz pani ciotkę, Pandorę?"
"Tak, zaraz ją poproszę. Ciocia najwięcej panu opowie o mamie,
były bardzo zżyte i zawsze miały jakieś swoje tajemnice..."
Po wyjściu Mirelli Trent zwrócił się do Tropika. "No i co, stary?
Sprawa się rozwija a wątki się mnożą..." PPP zamachał
energicznie ogonem, co miało oznaczać: "Nie martw się, damy
radę. Twoja głowa i mój nos to potęga!"
Trent uśmiechnął się. Jego pies zawsze potrafił mu przywrócić
dobry nastrój.
cz.4
Tymczasem do pokoju weszła Pandora. Była bardzo elegancką i
zadbaną kobietą, chyba dobrze po czterdziestce, choć wyglądała
młodziej. Była ubrana w szafirową suknię, skromną, choć z
pewnością bardzo kosztowną, a na jej szyi połyskiwały piękne
perły, które raczej imitacją nie były. Tropik pociągnął nosem,
czując zapach wykwintnych francuskich perfum.
"Dzień dobry pani..." zaczął inspektor, ale przerwał mu dzwonek
jego telefonu. Przeprosił Pandorę i odebrał. "Tak, proszę... Tak,
rozumiem... Bardzo proszę przysłać mi to na piśmie, dobrze?"
"Przepraszam panią bardzo, zwrócił się do Pandory- ale muszę
zmienić kolejność przesłuchań, otrzymałem kilka nowych
informacji. Chciałbym teraz przesłuchać Susan, pomoc domową,
która pomagała podczas przyjęcia."
Nieco zdziwiona Pandora wyszła, ale wróciła po chwili dość
zmieszana.
"Inspektorze, ale jej nie ma..."
"Jak to nie ma??? Przecież kategorycznie zakazałem komukolwiek
opuszczać posiadłość!!" krzyknął zdenerwowany.
"Powiedziała kucharce, że musi iść zapalić do ogrodu i nie
wróciła..."
Inspektor wybiegł z pokoju, PPP pobiegł żwawo z nim. "Muggs,
natychmiast trzeba zarządzić przeszukanie ogrodu i posiadłości"
zwrócił się do stojącego przy wejściu sierżanta. "Szukamy pomocy
domowej, Susan. Miałem telefon z laboratorium, podała Tropikowi
zatruty jogurt. Trucizna pochodzenia roślinnego, prawdopodobnie
z roślin australijskich. Ja muszę znaleźć w kuchni jakiś przedmiot
z jej zapachem i idziemy z Tropikiem do ogrodu. "
Trent udał się do kuchni. Kucharka potwierdziła, że Susan wyszła
na papierosa jakieś pół godziny wcześniej. Tropik obwąchał
starannie ścierkę, którą Susan wycierała kieliszki i razem z
inspektorem wyszedł tylnym wyjściem do ogrodu.
"No piesku, pokaż, co potrafisz" szepnął Trent do ucha psa.
"Szukaj śladu, szukaj!"
Tropik podjął ślad. Szedł z nosem przy ziemi, momentami
przystając i łapiąc górny wiatr. Skierował się ku bardziej
zarośniętej części ogrodu, gdzie znajdował się drewniany budynek
gospodarczy. Za budynkiem rosły piękne, dorodne pokrzywy. Pies
pobiegł właśnie tam. Inspektor starał się dotrzymać mu kroku , ale
trochę się zadyszał. "Cholera, trzeba mniej palić, więcej biegać"
pomyślał.
Tymczasem Tropik szczekał już w zaroślach. Trent zobaczył Susan
, leżącą w gąszczu pokrzyw...
Susan leżała na wznak, koło jej prawej ręki leżał telefon
komórkowy , w palcach tkwił jeszcze niedopałek papierosa, lewa
ręka, dziwnie skręcona schowana była pod plecami. Otwarte oczy
wyrażały niebotyczne przerażenie. Włosy na lewej skroni były
zlepione krwią.
-Muggs, nie pozwól nikomu zbliżać się- powiedział Trent widząc
domowników, zwabionych szczekaniem Tropika, zmierzających w
ich stronę. - Mają zawrócić i tym razem żadnego wychodzenia na
teren posiadłości.
Wyciągnął telefon i połączył się z komendą: "Przyślijcie
natychmiast nieoznaczony wóz policyjny, fotografa, technika z
całym majdanem. Aha i bez syreny, no i karetkę, do posiadłości
lorda Wintera. Wjazd boczną bramą. Co się głupio pytasz ?? -
wrzasnął do słuchawki- No pewnie, że nowy trup!
Tropik wpatrywał się w jego buty i popiskiwał. " Mam ubrać
ochraniacze?" Wyciągnął z kieszeni woreczek plastikowy ze
specjalnymi samoprzylepnymi podkładkami.
Muggs w tym czasie odesłał wszystkich do głównego budynku i
zbliżał się do Trenta.
Ochraniacze!! krzyknął Trent. Muggs wiedział, że Tropik dał im
sygnał: patrzcie pod nogi gamonie.
Tropik tymczasem stał obok Susan z nosem zbliżonym do jej lewej
ręki .
Trent z Muggsem naciągnęli rękawiczki i czekali niecierpliwie na
przyjazd karetki.
Zjawili się w ciągu kilku minut. Muggs dał im znać, gdzie mają
podjechać.
"O essu, jęknął technik, mam włazić w te pokrzywy? Mogłeś mnie
uprzedzić – powiedział do Trenta, z którym znali się od lat.
"Delikatna panienka się znalazła – odwarknął mu Trent a Tropik
zasłonił oczy łapą, co oznaczało – pies by się uśmiał. Technik
wykonał wszystkie rutynowe zdjęcia i kiwnął na sanitariuszy, że
mogą zabrać ofiarę. W trakcie podnoszenia Susan jej lewa ręka
opadła w dół.
W zaciśniętej dłoni Susan trzymała nieduży plastikowy woreczek.
Tropik warknął.
Dajcie to do analizy, zawartość i odciski palców – powiedział
Trent. I sekcja natychmiast.
Sprawdzić też wszystkie połączenia telefoniczne z komórki Susan.
Przyjrzał się woreczkowi – w środku było opakowanie po jogurcie.
"Tropik, szukaj.!" Trop przez chwilę kręcił się w kółko, i biegał tam
i z powrotem.
"Dziwne - pomyślał Trent - tyle śladów w takim mało przyjemnym
miejscu? W końcu Trop podjął ślad, obrócił się do Trenta i krótko
szczeknął. Biegł lekkim truchtem, żeby mogli za nim nadążyć.
Ślad prowadził ścieżką, kilkanaście metrów od tych cholernych
pokrzyw, przez zarośla i mały zagajnik na tyłach stajni - Widać, nie
cały teren posiadłości jest tak zadbany jak przed głównym
wejściem – pomyślał Trent. Ale Tropik przebiegł wzdłuż stajennych
budynków i skręcił za nimi w prawo. Zadowolony z siebie czekał na
nich przed niedużym barakiem z uprzężą i siodłami. No i co dalej
Trop? Pies szedł z nosem przy ziemi, zatrzymał się na chwilę przy
podkowach chyba z czasów pradziadka lorda Wintera, zawrócił i
skręcił znowu w prawo i zatrzymał się przy niewielkich drzwiach z
boku głównego budynku. Trent nacisnął klamkę, drzwi były
zamknięte.
"Poczekaj Tropik, zostawimy tu Muggsa, a na razie wrócimy do
towarzystwa i obmyślimy co dalej zanim zaczniesz działać."
Popatrzył w mądre oczy Psiaka i podrapał za uszkami. Tropik
sapnął zadowolony.
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA CZ. 5
Teraz część 5, napisana przez
Mikę.
Trent zgromadził wszystkich domowników i gości w wielkim
salonie.
"Jak zapewne państwo wiedzą, mamy jeszcze jedną zamordowaną
osobę, Susan, która pomagała w kuchni podczas przyjęcia."
Część zgromadzonych popatrzyła po sobie z niejakim zdziwieniem.
"Susan, jaka Susan??" zapytał lord Winter.
"Zastępczyni Jenny Stubbs, która ponoć się rozchorowała."
wyjaśnił uprzejmie Trent. "Mój współpracownik już do niej pojechał
, aby ją przesłuchać." Nie uszło jego uwagi lekkie zmieszanie
Archibalda, który nerwowo grzebał po kieszeniach, szukając
chusteczki, aby otrzeć pot z czoła.
"Chciałbym państwa poinformować, że Susan usiłowała otruć
mojego psa, Tropika (tu PPP zamachał raźno ogonem,
udowadniając, że nic mu nie jest). W podanym mu jogurcie
znaleźliśmy truciznę pochodzenia roślinnego, z roślin
australijskich."
Tu padło kilka okrzyków, a lord Winter powiedział: "Czy to ta sama
trucizna, którą otruto moją żonę???"
"Tego jeszcze nie wiemy. Ale jest to prawdopodobne. "
odpowiedział Trent.
"Chciałbym teraz poprosić o klucz od bocznych drzwi do stajni,
musimy sprawdzić to pomieszczenie."
Kucharka nagle poczerwieniała i wyjąkała nieśmiało: "Ale, ale, on
zginął... Już wczoraj go nie było... Panna Mirella chciała tam
schować buty do konnej jazdy i nie mogła go znaleźć."
"To prawda, powiedziała Mirella - nie było go w szafce z kluczami
ani w drzwiach."
"No cóż, włamiemy się więc. " zdecydował Trent . Wyjął telefon i
zadzwonił do sierżanta Muggsa. "Muggs, otwórzcie drzwi od
schowka przy stajni, zebrać wszystkie odciski palców i dokładnie
przeszukać, przyjdę tam zaraz z Tropem. Przyślij mi też jednego z
ludzi do pilnowania domu."
"A państwa proszę o nieopuszczanie domu, dopóki nie wrócę. "
zwrócił się do zebranych w salonie.
"Jak to, jesteśmy uwięzieni?!" oburzyła się Pandora.
"Nie, proszę pani. Jesteście państwo podejrzanymi." powiedział
spokojnie porucznik.
"To już bezczelność!" odezwał się milczący dotąd Peter Gordon,
przyjaciel młodych Winterów.
Trent przyjrzał mu się spokojnie. "Czemuż pan się tak denerwuje,
chyba zależy panu na wykryciu mordercy lady Winter i Susan? A
może morderców, wszak to nie musi być jedna i ta sama osoba..."
W tym momencie do salonu wkroczył przysłany przez Muggsa
posterunkowy Maddock. Porucznik zostawił go na straży, po czym
udali się wraz z Tropikiem w stronę stajni.
"Macie coś ciekawego?" zapytał Muggsa. "Mnóstwo odcisków
palców szefie i różne buty. To schowanko na buty do konnej jazdy i
do ogrodu."
"Tropik, szukaj śladu , szukaj." polecił Trent, choć sam nie wiedział
, czego pies ma szukać. Na szczęście on wiedział. Obwąchał
starannie wszystkie buty i zatrzymał się przy ubłoconych zielonych
kaloszach. "Czemu te?" zapytał Trent. Tropik wyszedł ze schowka i
zaczął szczekać w stronę pokrzyw. "A, ktoś był w nich w
pokrzywach? Skąd wiesz?" Tropik spojrzał na niego z
politowaniem i przewrócił jeden z kaloszy łapą. Do ubłoconej
podeszwy przylgnęła złamana pokrzywa...
"No dobra, przepraszam, wiem, że jesteś mistrzem..."
Pies jednak węszył dalej. W schowku była też szafka z półkami i
Tropik zainteresował się bardzo czymś za szafką. Gdy Muggs ją
odsunął, zobaczyli okruchy ususzonych listków. "Do analizy,
piorunem!!!" krzyknął Trent. Wziął kalosze do foliowego worka i
ruszył w stronę domu.
cz. 6
TRUDNA SPRAWA INSPEKTORA TRENTA część 6
Zapraszam na część 6, napisaną przez Bachę.
Trent zatrzymał się w hallu i popatrzył przez oszklone drzwi do
salonu. Zauważył, że kucharka podała herbatę i ciepłe tosty. Co by
się nie działo obowiązek obowiązkiem.
Większość, mimo przygnębiającej atmosfery, raczyła się
poczęstunkiem.
Właściwie to się nie dziwię – pomyślał Trent- od rana nic nie jedli,
ciekawe, komu jest niedobrze ze strachu. Dam im chwilę czasu. W
salonie nie było Mirelli i Pandory. Obecni nie odzywali się do
siebie.
Trent wszedł do salonu. Wszyscy zamarli, Archibald odłożył tosta
na talerzyk, Peter dopijał spokojnie herbatę, reszta odsunęła od
siebie filiżanki.
"Czy ktoś mógłby poprosić panie o zejście do salonu?" Tym razem
James Garner udał się na piętro i po chwili wszyscy z napięciem
wpatrywali się w Trenta.
Trent wyciągnął z plastikowej torby cholewy i zapytał:"Chciałbym
wiedzieć do kogo należą."
Cisza aż dzwoniła w uszach. Zgromadzeni patrzyli po sobie ale nikt
się nie odezwał. W tym momencie do salonu wsunęła się
bezszelestnie kucharka żeby sprawdzić czy goście czegoś nie
potrzebują.
Popatrzyła z sympatią na Tropika a potem z bezbrzeżnym
zdziwieniem zapytała." A gdzież to pan inspektor znalazł moje
gumowce? Od dwóch tygodni ich szukałam ."
"Pani gumowce?! – Trenta zamurowało
"Ano moje, ino co one takie upaćkane, ja je zawsze myję, coby
błocka nie wnosić."
Trent popatrzył na solidnej postury kobietę i na jej stopy.
No tak 42 jak nic.
Hm, na tych gumowcach znaleźliśmy resztki pokrzyw.
Wszyscy ze zgrozą patrzyli na pobladłą kobietę." Ale.. ale ja, ja
przecież nie widziałam ich od dwóch tygodni" drżącym głosem i ze
łzami w oczach jąkając się wydusiła z siebie kucharka.
"Taaak. Niestety znalazła się pani w gronie podejrzanych, proszę
usiąść."
Roztrzęsiona, przysiadłą na fotelu przy drzwiach, z dala od reszty
towarzystwa.
"Proszę mi powiedzieć co pani dzisiaj robiła i proszę się tak nie
denerwować to jest zwykłe, rutynowe przesłuchanie, nikt pani o
nic nie oskarża."
Tropik podszedł do kucharki i usiadł naprzeciwko patrząc na nią
swoimi mądrymi ślepiami.
Jaki to miły psiak pomyślała i powoli uspokajała się.
No więc -zaczęła – po śniadaniu, siadłam z dziewczyną, która,
Panie świeć nad jej duszą, przyszłą zamiast Jenny, która
zachorowała i powiedziałam jej co i jak ma robić. Potem pan
Inspektor się zjawił, to nie zdążyłam spytać czy przygotowywać
lunch czy nie. Susan poszła sprzątać pokoje a ja za porządki w
kuchni. No i nagle przyszło mi do głowy, że Pan Inspektor to
padnie tu ze zmęczenia a nawet kawy nie dostał. To
przygotowałam i zrobiłyśmy kilka kanapek, właściwie Susan,
trzeba przyznać, że robiła doskonałe. A potem jeszcze
przypomniałam sobie o Psinie, że pewnie coś by też przekąsiła i
nałożyłam trochę cielęcej potrawki, którą gotowałam dla mnie i
Susan. Susan wzięła jeszcze jeden talerzyk. Powiedziała, że
zawsze ma ze sobą jogurt, żeby coś między posiłkami przełknąć i
że słyszała, że podobno Pana pies lubi jogurty. Ale on wcale go nie
zjadł, Susan było chyba przykro. No i potem wyszła na papierosa a
ja zaczęłam wyrabiać ciasto na bułeczki, bo Lord Winter lubi
domowe pieczywo."
"I nigdzie Pani nie wychodziła?" - Nie, Pani Mirella może
zaświadczyć, poprosiła o herbatę ziołową do pokoju.
Trent popatrzył na Mirellę.
Tak, to prawda, pokojówka nie przychodziła na dzwonek, więc
zeszłam do kuchni. Kucharka miała ręce po łokcie w cieście i
speszona tłumaczyła, że pozwoliła Susan wyjść na papierosa.
Ale jak już wyrobiłam ciasto a Susan nie wracała to wyszłam
kuchennymi drzwiami i zaczęłam ją wołać ale się nie odzywała i
nigdzie jej nie widziałam. Ki diabeł pomyślałam i zatelefonowałam
do Jenny ale nie odpowiadała.No a potem to Pan już ją znalazł."
Tropik sapnął, że niby kto ją znalazł?
"Dziękuję pani, może pani wrócić do obowiązków.
"A teraz proszę mi powiedzieć, kto z Państwa nosi rozmiar 41 lub
42." Te rozmiary mieli Peter Gordon,Sir John Talbot i James
Garner.
Chciałbym też wiedzieć, kto z Państwa był na urodzinach Lady
Winter w Australii.
Tym razem odezwał się Lord Winter: "Byliśmy wszyscy, oprócz
pana Petera Gordona, zawsze obchodziliśmy urodziny żony w tym
towarzystwie ale zazwyczaj bywało tu dużo więcej gości."
"Pozwoli Pan, Lordzie, że ponownie zajmę Pana gabinet."
Trent wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. " Tropik, coś mi
tu nie gra. Spróbuj znaleźć tego, kto nosił te cholewy." Tropik ze
zmarszczonym czołem obwąchiwał gumowce. Wyszli z gabinetu.
Tropik, szukaj, szepnął do psa. Tropik z nosem przy ziemi powoli
zbliżał się do zebranych.
Nie ominął nikogo i nie zatrzymał się przy nikim, szedł w kierunku
kuchni, szczeknął przy kucharce (co było całkiem zrozumiałe) i
podszedł do wąskich drzwi w kącie kuchni.
Co się tam znajduje? Zapytał Trent.
To pokój naszych pokojówek .
W tym momencie zadzwonił telefon Trenta.
"Macie wszystkie analizy? Odciski butów przy altanie i pokrzywach
też? Dawajcie tu szybko.
I pośpieszcie się bo nie mam ochoty na trzeciego trupa!!!!
"
Tropik powęszył chwilę przy drzwiach od pomieszczenia dla
pokojówek, po czym wykonał nagły zwrot i wrócił do salonu, idąc
jak po sznurku w stronę Petera Gordona. Dla porządku obwąchał
raz jeszcze jego stopy, po czym szczeknął krótko i usiadł.
"Czego on chce ode mnie??!!" krzyknął Gordon - "Przecież
poszedł do kuchni, głupi pies!!!"
Trop warknął z cicha. "Tylko sobie nie głupi, dobra?? Jakbyś miał
jedną dziesiątą mojej inteligencji, matole, to byś chociaż skarpetki
zmienił, żeby gumą nie śmierdziały.."
Trent podszedł do Gordona. "Spokojnie, wszystko się wyjaśni.
Czemu się pan tak denerwuje?"
"Może dlatego, że chyba znał Susan wcześniej..." odezwała się
złośliwie Pandora. Peter Gordon rzucił w jej stronę mordercze
spojrzenie, które nie uszło uwagi inspektora. "Muggs, zaprowadź
pana Gordona do gabinetu lorda i zostań tam z nim, a panią
Pandorę proszę o złożenie wyjaśnień. Pozostałych państwa proszę
o udanie się do swoich pokoi i pozostanie do mojej dyspozycji. "
Gdy wszyscy wyszli, Trent zapytał Pandorę. skąd wie o znajomości
Petera Gordona z Susan.
"Byłam na wernisażu wystawy w jednej z galerii. Obok była
malutka kafejka, do której wstąpiłam czekając na taksówkę, gdyż
padał ulewny deszcz. Stanęłam przy wejściu, żeby widzieć
taksówkę i w lustrze zobaczyłam Petera siedzącego z Susan przy
stoliku w rogu. Trzymali się za ręce i coś do siebie szeptali. To
wszystko, zaraz przyjechała taksówka. Byłam zaskoczona, gdy
zobaczyłam ją pomagającą w kuchni na przyjęciu urodzinowym,
ale nie miałam okazji, żeby zapytać o to Petera na osobności,
zamieszanie było zbyt duże."
"Kiedy widziała ich pani w kawiarni?" zapytał Trent
"Jakiś tydzień temu. Pomyślałam, że to jakaś przelotna znajomość,
wiedziałam, że smali cholewki do Mirelli. "
"Ciekawe...." mruknął Trent. "Po co więc sprowadził tu Susan?"
"Nie mam pojęcia. Peter to playboy, lubi kobiety. Ostrzegałam
przed nim Mirellę, ale tylko mnie wyśmiała."
"No cóż, dziękuję za interesujące zeznania. Wrócimy jeszcze do tej
rozmowy."
Inspektor nie powiedział Pandorze, że ma już wyniki przesłuchania
pokojówki Jenny Stubbs, którą zastępowała Susan. Okazało się, że
Jenny otrzymała okrągłą sumkę pieniędzy za udawanie chorej i
przysłanie Susan na zastępstwo. Pieniądze otrzymała od Petera
Gordona, który tłumaczył, że jego koleżanka dziennikarka pisze
reportaż z życia wyższych sfer i potrzebny jej materiał do
artykułu.
"No cóż, panie Gordon, czy złoży pan wyjaśnienia na temat
pańskiej znajomości z Susan?"
"Tak, oczywiście. Susan to moja znajoma z dawnych lat. Pracuje ,
pracowała, jako dziennikarka w jednym z kolorowych czasopism.
Dowiedziała się o przyjęciu i błagała mnie, żebym jej umożliwił
dostanie się do rezydencji i napisanie relacji z urodzin lady Winter.
Nie podobał mi się ten pomysł za bardzo, ale obiecała, że podzieli
się ze mną honorarium, a że mam ostatnio problemy finansowe,
więc się zgodziłem... Gdybym wiedział, jak to się skończy..." Peter
ukrył twarz w dłoniach.
"Skąd miał pan pieniądze dla Jenny Stubbs?"
"Od Susan. Bardzo jej zależało , aby się dostać do domu Winterów,
to miała być jej szansa zawodowa."
"Nie czuł się pan nielojalny wobec państwa Winterów, wobec
Mirelli??"
Gordon spuścił głowę. "Musiałem się zgodzić."
"Czyżby Susan pana szantażowała?"
Peter skinął głową z rezygnacją. "Swoimi sposobami dowiedziała
się o moim romansie z Pandorą... Gdyby to wyszło na jaw, nici z
małżeństwa z Mirellą i stanięcia na nogi, sam pan rozumie.."
Inspektor poczuł się nieco skołowany. "To pan nie miał romansu z
Susan tylko z Pandorą?? No, no, to zmienia postać rzeczy... Miał
pan motyw, żeby pozbyć się Susan. "
"Ale ja jej nie zabiłem!!! " krzyknął Gordon. "Owszem, byłem koło
szopy w tych cholernych kaloszach, ale tylko pokłóciliśmy się, jak
stamtąd odchodziłem, była żywa!"
"O co się kłóciliście?"
"Po śmierci lady Winter zrobiło mi się głupio wobec Mirelli i lorda
Wintera, chciałem, żeby ujawniła całą sprawę , ale tylko się
roześmiała i powiedziała, że morderstwo jest jeszcze lepsze i że
ma pewne dowody. Usłyszałem jakieś szelesty za szopą i uciekłem.
To wszystko."
"Czy nie wie pan, dlaczego chciała otruć mojego psa?"
"Nie mam pojęcia, chyba przyszła tu z innym planem niż mi
powiedziała..."
"I ja tak myślę..." powiedział Trent z zadumą.
Ponieważ zrobiło się późno, inspektor zapowiedział, że rano będzie
kontynuował przesłuchania i poprosił, aby wszyscy byli na
miejscu.
"Kłamią i kręcą, co piesku? " powiedział do Tropika w
samochodzie. Odpowiedzi nie było. Pies zmęczony trudami dnia
zasnął smacznie na tylnym siedzeniu, pochrapując z cicha...
Autor: Mika o wtorek, lipca 19, 2016
" Inspektor Trent nie mógł zasnąć. Zaczął rozpisywać na kartce
rezultaty przesłuchań:
Lord Winter ? może się przyłożył do śmierci ukochanej żony
Mirella Winter - wydaje się załamana śmiercią Mamy
Archibald Winter - dlaczego pożyczał pieniądze od Lady Winter,
czemu się na to godziła? może ją szantażował?
Pandora Garner - siostra nieboszczki, przerwane przesłuchanie
James Garner - mąż siostry
Peter Gordon - niepoprawny flirciarz, chce się ożenić z Mirellą
sir John Talbot - przyjaciel Lorda, jeszcze nie przesłuchany
Kucharka
Susan - chciała otruć PPP, kto jej dostarczył truciznę? Skąd
wiedziała o jogurcie?
Jenny - przekupiona pokojówka
Kto przywiózł truciznę z Australii? Może rozwiązanie tkwi w odp
c.d.
Nic już dzisiaj ni wymyślę. Trent, był równie zmęczony jak jego psi
detektyw. Teraz już tylko marzył o położeniu się do łóżka, odłożył
kartkę i postanowił wyspać się porządnie, przecież jutro będzie
miał mnóstwo spraw do zrobienia.
Oby tylko udało się wyciągnąć coś z Pandory, z tą myślą zapadł w
głęboki sen.
Jednak nie spał dobrze. Męczyły go koszmary: Pandora z puszką
dziwnych, wysuszonych liści, które rozsypywała dookoła z
demonicznym śmiechem, Peter w wielkich kaloszach niezdarnie
goniący Susan a do tego Tropik próbujący coś pokazać, a Trent za
nic nie mógł zrozumieć co.
Rano zbudził go czyjś wilgotny jęzor na policzku. O rany Trop,
naprawdę już pora wstawać? Kiepsko spałem. No dobrze najpierw
mała przechadzka, potem śniadanie i znowu do tej takiej niby
idyllicznej posiadłości.
Po przyjeździe do Winterów, Trent poprosił najpierw o rozmowę
lorda. Chyba też fatalnie spał, wyglądał dużo gorzej niż wczoraj,
Lordzie Winter, otrzymałem potwierdzenie z laboratorium, że
pańska żona została została otruta tą trucizną z Australii, tak jak
pan podejrzewał. Interesuje mnie skąd się wzięła w pańskiej
posiadłości, kto mógł ją przywieźć. Z Australii mogła być
przywieziona tylko w jednym celu. Wspomniał pan, że żona
ostatnio nie czuła się najlepiej. Znając działanie trucizny orientuje
się pan, że mikroskopijne
ilości mogą wywoływać objawy ogólnego osłabienia i powoli
zabijać.
Wszyscy wypowiadają się o pańskiej żonie jako miłej, dobrej,
kochanej osobie.
Kto w takim razie i dlaczego życzył jej śmierci? Czy pan się
domyśla, czy jest może coś w przeszłości żony o czym nie chce
pan mówić?
Lord Winter siedział z pochyloną głową i słuchał Trenta. Gdy ten
skończył podniósł głowę i popatrzył
na inspektora oczami pełnymi rozpaczy, której nie potrafił już
ukryć.
Inspektorze Trent, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, kto z
moich gości mógłby aż tak nienawidzić mojej żony, żeby pozbawić
ją życia.
Ale ktoś to zrobił, powiedział Trent. Zanim zacznę przesłuchiwać
pozostałych gości chciałbym obejrzeć wszystkie pomieszczania w
posiadłości. Tropik wiedział, że teraz zaczyna się jego część
śledztwa. Popatrzyl na Trenta wzrokiem mówiącym: jestem
gotowy, włączam węch .
c.d.
Lordzie Winter proszę mi towarzyszyć, pozostałych państwa
proszę o pozostanie w salonie.
rop idziemy na piętro. Tropik węszył w powietrzu, dokładnie
obwąchiwał wszystkie pomieszczenia i zatrzymał się przy drzwiach
sąsiadujących z sypialnią Lorda i Lady Winter.
Inspektorze, nie mam klucza do tych drzwi bo były z reguły
zamknięte . To buduar mojej żony, jest połączony z sypialnią więc
możemy wejść tamtędy. Tropik niechętnie podążył za inspektorem,
w buduarze skierował się od razu do zamkniętych drzwi i
szczeknął.
Rozumiem piesku, w myślach odpowiedział mu Trent.
Oględziny parteru nie dały nic nowego. Trop ponownie wszedł do
pomieszczenia z butami do jazdy konnej a następnie zaczął biec
truchtem w stronę francuskiego ogrodu. Szczeknął przy różanej
altanie i skręcił w stronę budynku gospodarczego koło pokrzyw.
Zaczął drapać w drzwi.
Kto ma klucz od tego budynku? zapytał Trent Lorda.
Nasz ogrodnik ale zapasowy klucz jest w kuchni.
No cóż spróbuję namierzyć Muggsa. Inspektor wyjął z kieszeni
krótkofalówkę.
Muggs klucz do pomieszczenia gospodarczego z kuchni, migiem!
Pomieszczenie pełne było narzędzi ogrodniczych, świetnie
utrzymanych, wyglądających jak nowe.
Tropik wszedł do środka i zaczął węszyć, zatrzymał się przy
krótszej ścianie pomieszczenia, podniósł mordkę do góry i
szczeknął.
Inspektor (tym razem już nie zapomniał o ochraniaczach na buty)
popatrzył na sufit zrobiony z desek.
Muggs, wejdź na drabinę i sprawdź, która deska jest ruchoma. I
włóż maskę i rękawiczki.
Dwie ostatnie deski można było wyjąć. Muggs ppłożył je na
sąsiednich i popatrzył w powstałą szczelinę. Wysoko, pod
wiązaniem dachowym wisiał woreczek z grubego płótna.
Lord Winter był zszokowany. To wygląda jak płótno żaglowe.
Nie dotykaj wrzasnął Trent do Muggsa, wezwij ekipę tech niech się
tym zajmą.
No cóż, zwrócił się do Lorda, możemy już wrócić do pozostałych.
Pozwoli pan, że nadal będę zajmował pana gabinet i kontynuował
przesłuchania.
W gabinecie przytulił mądry pyszczek Tropa i powiedział: to
właśnie chciałeś mi powiedzieć patrząc w okno, jak
przesłuchiwałem sir Archibalda .Tak? Przez policzek inspektora
przejechał ciepły, szorstki jęzorek.
Tropik, zaczyna mnie to irytować, że wszyscy wyglądają na
niewinnych.
Spróbujemy eliminacji.
Dałeś mi znak, że kucharka i Mirella są poza podejrzeniami ( patrz
poprzednie rozdziały), lady Pandora chciała towarzyszyć lady
Winter do jej samotni,
Archibald coś ukrywa a Petera Gordona nie było w Australii na
poprzednich urodzinach lady Winter.
No, nie ma wyjścia, poprosimy Pandorę Garner.
Podszedł do drzwi i przez chwilę nasłuchiwał. W salonie panowała
idealna cisza.
Otworzył drzwi i wszedł do pustego salonu.
Głosy dochodziły z werandy, toteż tam się skierował. "kto z nas
przywiózł to paskudztwo z Australii?
I po co, przecież tą ilością można by pułk dragonów wysłać na
tamten świat. To co przeprowadzimy własne rodzinne śledztwo?
rozmawiali przyciszonymi głosami, trudno było je rozróżnić. Mnie z
wami w Australii nie było-to na pewno Peter Gordon.
Inspektor wszedł na werandę, chrząknął, towarzystwo zamilkło jak
nożem uciął.
Poproszę lady Garner do gabinetu.
Acha, lordzie Winter, wasza pokojówka Jenny, została zatrzymana
po śmierci Susan.
Jednak poprosiłem zwierzchników o zgodę na przesłuchanie jej
tutaj. Niedługo zostanie przywieziona, prosiłem o cywilny
samochód, żeby nie wzbudzać niezdrowych emocji sąsiadów.
Jestem panu bardzo wdzięczny za to, że pomyślał pan o tym -
powiedział Lord Winter z delikatnym uśmiechem na zmęczonej,
postarzałej twarzy.
W gabinecie: jeszcze raz przepraszam panią za przerwanie
przesłuchania ale nagle dowiedziałem się, że chciano otruć
mojego psa, który jest PPP, a potem ktoś pozbył się Susan, która
chciała to zrobić.
Ale dlaczego tego pięknego psa, ma takie, powiedziałabym,
myślące ślepia. - tylko mi się nie podlizuj, pomyślał Tropik, węch
mam lepszy, no ale komplementy też lubię i uśmiechnął się całą
mordką do lady Pandory.
Widzi pani to nie jest zwyczajny pies, ma niesamowity węch i
potrafi wykrywać drobinki śladów, których ja przez lupę bym nie
widział.
Ale wrócimy do tematu. Wspomniała pani, że ma romans z
Peterem Gordonem i podejrzewała pani, że romansuje też z Susan
i że to absolutnie nie jest materiał na męża dla pani siostrzenicy.
No cóż, wydaje się, że nie jest pani w stanie wyperswadować jej
tego związku.
Pandora mówiła spokojnie chociaż widać było po niej zmieszanie
wywołane koniecznością mówienia o swoich bardzo osobistych
sprawach.
Niestety, rozumie pan inspektorze jak się czuję, bo mój romans z
Peterem trwa nadal, mimo podejrzeń o Susan.
A jak odnosiła się do niego Lady Winter?
Zanim dowiedziałam się, że Peter "poluje", proszę wybaczyć ten
zwrot na Mirellę, wspomniałam siostrze, że Peter jest moim
kochankiem. Była zdruzgotana. A ja potem jeszcze bardziej ,
kłopot w tym, że nie chcę z nim zerwać, nawet jeżeli ożeni się z
moją siostrzenicą, chyba że on mnie zostawi. Jestem podłą ciotką
ale nic nie zmieni faktu, że kocham Mirellę jak własną córkę.
A sir Garner? Och, James, nawet jeżeli się domyśla to po prostu to
akceptuje. Ten temat, moich kochanków, nigdy nie był przez nas
poruszany, bo (Pandora była trochę zmieszana) James wie, że przy
tak różnych temperamentach na pewno mi nie wystarcza.
Proszę wybaczyć, inspektor widział jak speszona jest lady Garner,
nie zadawałbym tych pytań, gdyby Peter Gordon nie był
zamieszany.
Jest pani osobą, która najlepiej znała lady Winter. W opinii
wszystkich była bardzo ciepłą, kochaną, miłą osobą, która nie
powinna mieć wrogów. Ale jaka była naprawdę? Nie ma ludzi bez
skazy, czy choćby u jednej osoby wzbudzającej niechęć.
Lady Pandora zamyśliła się i patrzyła przez okno, trwało to dość
długo ale Trent nie przerywał milczenia. Ma pan rację inspektorze,
lady Pandora odwróciła wzrok od okna i smutnymi oczami
spojrzała na Trenta. Moja siostra nie była żadnym ideałem ale z
jednej strony była naprawdę taka jaką ją wszyscy odbierali i nie
robiła koło siebie szumu a jej nieobecność dawała się od razu
odczuć, dom bez niej pustoszał, a z drugiej strony była mistrzynią
manipulacji. Wiele lat upłynęło zanim to zauważyłam i wyzwoliłam
się z pod jej wpływu. Nie zmienia to faktu, że byłyśmy sobie
najbliższe i bardzo kochającymi i wspierającymi się siostrami. Do
czasu.
Zrobimy krótką przerwę, powiedział Trent, kucharka na pewno
przygotowała herbatę i kanapki. Będziemy kontynuować za pół
godziny.
Tropik stał przy oknie i patrzył na niego wymownie. Mój mądry
psiaczku czas zapytać o ogrodnika.
część kolejna, dodana przez Dorę 13.08
Koniecznie muszę porozmawiać z Peterem! Inspektor zadaje tyle
pytań, jakie to nieprzyjemne i trudne, tak opowiadać o swoim zyciu
intymnym. I jeszcze ta historia z Suzan !
Pandora nerwowo odstawiła na stolik filizankę z
hrbatą i zaczęła rozglądać się po salonie.
Lord Winter siedzial w fotelu , i zamyslony wpatrywał się w
podlogę. Mirella stała przy oknie, jednak co jakis czas odwracała
glowe, by spojrzec na ojca. -Zaraz wróci inspektor, czy wiecie
gdzie jest Peter? -zapytała.
Dotarla kaska? Bo powinna.
OdpowiedzUsuńNie mam talentow literackich, kiedys mialam, ale ulecieli, a zadna Wena nie chce mi zagrac na lirze.
Oooo, pierwsza??? Niemozliwe!
UsuńAMP, dotarła i wydawało mi się, że Ci napisałam. Ech, coraz gorzej z łbem.
UsuńEhhh... wiek sredni nie radosc, qrna! :)))
UsuńDruga! Rety, wszustko do kupy poskladalas, myslalam ze po prosru bedzie ciag dalszy tylko, tos się mapracowala. Z kolei ja bede dluuugo przewijać do nowej czesci, bo wiadomo w srajtku to mały ekran. Zostswiam wiec czytanie na poźniejszą porę, jak juz zalegnę w łóżku. No i nie wiem dopisywac cos czy nie?
OdpowiedzUsuńDora,pisz, jeśli w duszy Ci gra. Będę doklejać na bieżąco.
UsuńBa ha ma koncept, wiec nie chcę mieszać.
OdpowiedzUsuńDora, dopisuj, co tylko do głowy wpadnie, to ja po tym cd napiszę, żeby jakiegoś głupstwa nie strzelić
OdpowiedzUsuńHanuś, prawie wszystko się powtarza , na pewno część 1,2,3 i 4. Może się samo zdublowało. Ale nic to , ja mam wszystko po kolei wydrukowane i poskładam część po części
Oszszsz kurna, nie miałam czasu sprawdzić. Jutro się temu przyjrzę. Nie wiem, czy teraz się połapię. Masz całość w kompie? Jeśli masz, ślij mailem.
OdpowiedzUsuńOooo! Dobrze, że zajrzałam, ale przeczytam już jutro, idę spać.
OdpowiedzUsuńHanuś, nie przejmuj się. Jak skończymy to się wszystko ułoży. Kurencje czytajcie na razie tylko ciągi dalsze.
OdpowiedzUsuńHrehrehre, Pandora została Panterą w przedostatnim akapicie :D:D:D
OdpowiedzUsuńTeż zauważyłam.:-)
UsuńJuż poprawiłam.
UsuńNo, no, faktycznie zdublowało się.
OdpowiedzUsuńPadlam w nocy, ale przeczytałam. Zaplanowalam na dzis porzadki na cmentarzu i krotkie odwiedzenie ciotki, wiec zbieram sie powoli.
Dobrego dnia. Już czwartek! Dlugi weekend mają niektórzy, myslalam, że spotkamy się z córką, ale nic na to nie wskazuje.
Przeczytałam już wczoraj, omijając powtórzenia, czekam na ciągi dalsze, bo w pisaniu nie pomogę, niestety.
OdpowiedzUsuńDo jutra wieczorem nie będzie cd jako, że właśnie się pakuję a jutro dzień w drodze ale może w piątek wieczór coś już skrobnę. Oby tylko nie było strajku pilotów. Dora dodawaj sugestie. Tam gdzie upał życzę na weekend deszczu.
OdpowiedzUsuńHanuś, skopiuję to co wkleiłaś na ekran, usunę to co się powtarza i wyślę na maila wszystko po kolei.
Bacha na ojczyzny łono przybywasz?
UsuńMoże cos skrobnę.
UsuńSkrobnij, Dora. Jeśli się nie mylę, Bacha dzisiaj wylądowała, ale głowy nie dam.
UsuńBacha, będę Ci dozgonnie wdzięczna, bo nie mogę się w tym połapać.
UsuńHmmm... Czy dwukrotne powtórzenie tych samych fragmentów to celowy zabieg literacki? Tak czy inaczej podoba mi się i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńNie, Annette, to nie zabieg, tylko gupi blogger. Nie wiem co on nagrzebał, a nie mam czasu przyjrzeć się temu i naprawić.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę porozmawiać z Peterem! Inspektor zadaje tyle pytań, jakie to nieprzyjemne i trudne, tak opowiadać o swoim zyciu intymnym. I jeszcze ta historia z Suzan !
OdpowiedzUsuńPandora nerwowo odstawiła na stolik filizankę z herbatą i zaczęła rozglądać się po salonie.
Lord Winter siedzial w fotelu , i zamyslony wpatrywał się w podlogę. Mirella stała przy oknie, jednak co jakis czas odwracała glowe, by spojrzec na ojca. -Zaraz wróci inspektor, czy wiecie gdzie jest Peter? -zapytała.
Dora, to będzie c.d., dodam Hanie mailem.
UsuńOk!
UsuńNamieszało się. Nie potrafię dojść do ładu i składu z tym tekstem.
OdpowiedzUsuńU nas już gorąc. Cebuli wyplewiłam, coby pod koniec rośnięcia nie miała konkurencji. Tzn. wyplewiłam połowę. Druga inną razą.
Koncowka jest ok, bo porostu podwojnie się dodało.
OdpowiedzUsuńAgniecha, jak robisz ocet jabłkowy?
OdpowiedzUsuńNajpierw robię sok jabłkowy z dobrych, ekologicznych jabłek. Następnie wlewam go do szerokiego naczynia z szerokim otworem ( fermentacja octowa odbywa się przy dostępie do tlenu ). Jeżeli jabłka wydają mi się kwaśne, to zdarzy mi się dosypać troszeczkę cukru. Następnie zabezpieczam otwór przed muszkami owocowymi za pomocą złożonej podwójnie gazy albo tetrowej pieluchy i zostawiam w spokoju na 6 tygodni minimum. Tak robię ja. Inkwi na przykład codziennie miesza drewnianą łyżką. A poza tym ona kroi jabłka, zalewa je wodą ale nie znam proporcji.
UsuńCo osoba to przepis. Musisz sobie znaleźć taki, co do Ciebie przemawia.
Ja ten ocet w czasie produkcji trzymam w garażu, więc mi nie przeszkadza, że un śmierdzi oraz że stada muszek owocowych nad nim krążą. A jak ktoś w domu ma, to może dlatego z zakrętką słój, i to codzienne mieszanie, bo jak inaczej dostęp tlenu zapewnić, a domu nie zasmrodzić za bardzo...?
UsuńNo i jeszcze jedno, na moim occie w procesie produkcji wytwarza się taki śliski kożuch. On nie jest pleśnią. Kiedy pokrywa całą powierzchnię, to mieszam w pojemniku, bo on odcina dostęp do powietrza i zatrzymuje fermentację. Zdarzy mi się go przed przelewaniem nie wyrzucić, tylko wyciągnąć, do słoika włożyć, zalać octem lub wodą i odstawić do piwnicy. Jest to wtedy tzw. matka octowa, używam jej w roku następnym do stymulacji procesu fermentacji przy produkcji następnego octu.
UsuńJa tez kroje i przykrywam gazą, trzymam w spizarni, czasem mieszam w poczatkowej fazie,kilka dni, potem zapominam o tym i sie sam robi. Robie ze spadow, wiec niedojrzalych jablek najczesciej.
UsuńJak się znam, skitram tak, że zapomnę i zrobi się bimber.
UsuńA mi ocet pierdyliona zlodziei - mam dostep do spadow u Coreczki. Duzo...moze nastawie to, co wlasnie mam i zobaczymy, czy cos wyjdzie zanim ruszymy do PL...
UsuńHana - bimber? BIMBER? Calvados przecie ;)
Agniecha, światło jest konieczne ?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wszystko jedno.
UsuńBędziesz próbować?
Agniecha, zanim się zdecydowałam, skończyły się ekologiczne jabłka. Ot i cała ja w kuchennych rewolucjach.
Usuń😃😃😃
UsuńHanuś, przyślę ci na maila całość, coby Kurencje się nie gubiły i lepiej się wtedy czyta ale cd. trochę później bo muszę po zakupy na te dwa dni.
OdpowiedzUsuńDora, już przybyłam do Krakowa, samolot był opóźniony, potem korki, zakupy itd. dotarłam do miejsca zakwaterowania po 20-tej. Spałam jak zabita.
Witaj na łonie! Nie zazdroszczę tych opóźnień i korków.
UsuńBacha - Ty sie chyba jednak bardziej przeieszczasz i krecisz iz ja! Niech no pobyt bedzie fajny <3
UsuńOpakowana, ja trochę z konieczności, bo tu mam terminy na konsultacje i drobne zabiegi u lekarzy, których na północy nie chcę odwiedzać ale teraz będzie już koniec i zapewne do końca roku nie przyjadę bo wejdę na kredyt.
OdpowiedzUsuńBacha, wszak koniec roku za węgłem, hrehre.
UsuńCześć Kurniku, wreszcie spacerki, wczoraj las, dzisiaj Londek😀, postraszylo burzą, alw nie zmoklismy, wilgoc i duchota, ale wycjodizlismy slawetne 10 tys krokow, a tylko pochodzilismy po Lasku po lebkach. Arborerum w poniedzialki nieczynne, ale nie wugladalo zbyt ciekawie, wiec pare zlottch zaoszczedzone i wykorzystane na lody.
OdpowiedzUsuńCześć Kurniczku!
OdpowiedzUsuńKomputeru coś się zrobiło i internet się spowolnił jakby jaki ślimak ze złamaną nogą. Ale mu przeszło. Na razie. Nie udało się odkryć przyczyny, podejrzewam, że coś z przeglądarką Chrome, ale pewności nie mam.
U nas na razie zimno, a za chwilę pewnie będzie za gorąco.
Przyjemnego dzionka!
Dość ciepło, ale rankiem zimno było. Nie mam czasu oddać się lekturze kreminału a wieczorem jestem tak zmęczona, że nic nie kumam.Do przodu powoli się posuwam z tym remontem, ale zawsze jakies niespodziewajki. Teraz przegniłe legary. A myślałam, że tylko podłoga na korytarzu na piętrze i wystarczy wymienić deski. No i nie wystarczy.
OdpowiedzUsuńOcet jabłkowy w moim domu rodzinnym robiono od czasu pojawieniasie papierówek dojesieni. Do wielkiego gara kamionkowego dosypywano sukcesywnie jabłka pokrojone a nawet obierzynyz jabłek. Było to zalane woda z cukrem i przykryte gazą. Ocet był zawsze bardzo smaczny.
Udanego dnia Kurencje!
Jutro bede znowu u Coreczki, to nazbieram u nich jablek. Nie pryskane chyba od 100 te trzy jablonki, robaczki w nich sa. w tym roku nawet sporo, ale nazbieram i nastawie i zobaczymy co bedzie. Co mam z octem zrobic, jak bede jechac wiadomo-gdzie na poczatku pazdziernika? Zabrac ze soba? w koncu mialam nastawione wisnie na wisniowke i musialam ze soba przywiezc...
UsuńIzydorze - wspulczuje siurpryzy zgnilej...
O matku bosku...wspulczuje, rherhehrehr
UsuńOpakowana, wstaw ocet z robakami, będzie bardziej odżywczy 😊
UsuńNa miodzie będziesz robić czy na cukrze ?
A w jukeju tez takie cyrki z cukrem jak w Polsce ? Bo pytałam męża mego ale on nic nie wie, tylko wie gdzie jest Costa i jego praca, nic od chłopa się nie dowiesz🙈
Orszulka
hrehrehr, cukry sa. poslodze moze cukrem ten przyszly ocet, bo mnijodu mi szkoda ;) Robakom oddam wolnosc.....
UsuńJa miodem slodzilam.
UsuńOrszulko, mogłabyś nam cuś opowiedzieć o Twoim życiu na memłonie.
UsuńHanus, jak mnie najdzie to sklece jakiegoś posta do Kurnika o moim powrocie do kraju i życiu Tutaj.
UsuńNarazie jestem skupiona na rehabilitacji mojej złamanej dość skomplikowanie miesiąc temu nóżki prawej.
Jedno Ci powiem, są takie dni, ze najchętniej bym zostawiła wszystko w pisduuu i wróciła do Anglii, ja już sama nie wiem, gdzie moje miejsce do życia jest…
Orszulka
Orszulko jak na okłady to może się okazać, że te 5 kilo wcale nie będzie za dużo, życzę ci aby pomogło jak najszybciej!!!
UsuńPada, leje, podobno London town zalany troszku (sasiadka do domu nie moze wrocic...). Ja tam sie ciesz - samochod mi deszczyk umyje i wszystko porzadnie podleje. Niestety ma przestac padac pozniej, ale i tak nie jest zle. Wysylam deszcz dalej, w kierunku wschodnim.
OdpowiedzUsuńOpakowana, w internetach widziałam apokalipsę i zastanawiałam się, czy Was też dosięgło. Dobrze że nie. U mnie pada od wczoraj, nareszcie! Modlę się, żeby nie przestało tak zaraz.
UsuńHana - apokalipsy sa punktowo chyba w bardzo wielu miejscach - znaczy jednak trzeba sie przestawic na sawanne i zamiane rakiety na rakiede-x-funkcja-amfibii i zdecydowanie kupic ze 4 beczki na deszczowke oraz posadzic kaktusy i trawe pampasowa....
UsuńHej kurniku, upalnie, duszno, do kitu, a tu juz za tydzien trzeba zwijać zagle i znow tyrać na obczyźnie. Nie moge powiedzieć, że odpoczęłam, ani psychicznie ani fizycznie, a upaly dodarkowo dowalają. Takie moje poatkowe wnioski i przemyslenia😀
OdpowiedzUsuńZaloze sie, ze gdybyc wmowila sobie, ze czekasz i czekasz na wyjazd, to czas by przyhamowal, bo nikt tak dlugo nie trwa jak czekanie.
UsuńMialo byc "nic".
UsuńDora, zastanawiałam się chwilę nad poatkowymi wnioskami i wyszło mi, że masz wnioski podatkowe. Nawet mnie to nie zdziwiło, tylko przemyślenia dały mi do myślenia.
UsuńHrehreh piątkowe ,oczywista
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHmmm, moze kiedyś spróbuję😀
OdpowiedzUsuńnareszcie popadało! Zaczęło już w nocy i nawet burzę słyszałam, a rano padał kilka razy taki dość silny, ale nie ulewny deszcz, który daje możliwość dobrego nawodnienia, a nie spływa do studzienek. I jest trochę chłodniej, rano było tylko 21 stopni! No, ale już słońce się chwilami pokazuje i robi się parno, teraz już 27 stopni, ale to mały pikuś, wczoraj o tej porze było 34.
OdpowiedzUsuńNinko, podzielam Twój zachwyt, u mnie pada równo od wczoraj, nawet kałuże są! Czuję się jak młody buk, na zewnątrz 18, w domu 22 stopnie. Wietrzyłam na przestrzał całą noc.
UsuńA nie zalegly sie komarki?
UsuńDzien dobry Kurniku. Powieść się nie pisze, nikt nie chce się bawić. Coraz mniej odzywajacych się, czy to oznacza agonię , koniec i szlus Kurnika?
OdpowiedzUsuńDonosze pogodowo iż u nas od wczorajszego wieczora pada, i wtedy widze wyzszosc swiąr wielkanocnych nad...eee, znaczy się mania na stanie kotów , nad psami, nie zazdroszę, wychodzenia na sikukupe , spacer, w taka pogodę.
Dobrej niedzieli!
Dora, formuła kurnicza nieco się wyczerpała. Na nową nie mam pomysłu. Walec historii i po Kurniku się przejechał, ot życie...
OdpowiedzUsuńHano, ja bym w tej formule chętnie działał dalej, ale coś nas mało do "pieczenia chleba" :(
UsuńDziałała oczywiście :D
UsuńNo,własnie:(
UsuńDziewczyny, Kurnik zawsze był, jest i będzie dla mnie bardzo bliski, TU poznałam wiele wartościowych Osób, niektóre z Nich także w realu.
UsuńNie dajmy zginąć Kurnikowi…
Matkoicorko, ja sobie jakoś nie wyobrażam, ze ten blog miałby przejść do historii.
Orszulka
Orszulko, ja też nie.
UsuńNie, nie i jeszcze raz nie! Kurnik wiecznie żywy, a Prezeskura razem z nim.
UsuńNie mówię, żebyś wrzucała puste posty, i że my sobie tak damy radę, ale przecież wiele nie musisz. Raz w tygodniu jakąś treść ozdobioną zdjęciami o czapy i intelektualne dyskusje kręcą się same. :-D
Chce, chce! Tylko pomysłów jakoś brak ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym znów jest gorąco :(
Na dodatek dostałam głupawki, bo w zdaniu: "Mój mądry psiaczku czas zapytać o ogrodnika.", ciągle czytam "prosiaczku" zamiast "psiaczku" :D:D:D i dziwię się, skąd się tu wziął prosiak?
No to lecę dalej:
- Nie wiem, ja go nie widziałam - powiedziała Pandora. - Ja też nie - stwierdził lord Winter, a pozostali kręcili głowami albo rozkładali wymownie ręce. - Trzeba powiedzieć inspektorowi - lord Winter był wyraźnie zmartwiony.
Tymczasem inspektor, idąc w kierunku gabinetu, myślał: Lady
Winter chyba za dużo wiedziała, a Pandora Garner twierdziła, że była mistrzynią manipulacji. Może kogoś szantażowała? A Susan? Też za dużo wiedziała? A może za dużo widziała?
Swietny cd. Ninko.
OdpowiedzUsuńNinka dodaję do głównego tekstu coby nie uciekło.
OdpowiedzUsuńJutro niestety czeka mnie przeprowadzka, muszę opuścić miejsce aktualnego zamieszkania. Mam nadzieję, że od wtorku zacznę znów pisać. Miałam przedwczoraj mały zabieg i szwy mi ściągną w piątek, a że to okolice oka to ciężko mi patrzeć na kompa.
Baxho kuruj się !
OdpowiedzUsuńDzien dobry, pada nadal.
OdpowiedzUsuńJak już pisałam na fb, zalało nam pół miasta, no prawie ;) A podczas ulewy byłyśmy z córką u siostry i kiedy wracałyśmy, musiałyśmy wysiąść przy dworcu PKP, bo ulica (zmodernizowana niedawno) była nieprzejezdna. Całe szczęcie to było tylko jeden przystanek wcześniej i pieszo droga jest krótsza, więc spoko. W innych rejonach miasta było dużo gorzej. Widziałam zdjęcie, jak ludzie w wiacie przystankowej stali na ławce, a woda sięgała niemal do ławki. I zdjęcie zalanego wejścia (na szczęście nie jedynego) do Szpitala Miejskiego. Pozalewane przejścia podziemne, ulice w obniżeniach terenu, zniszczony most w Barczewku (pod Olsztynem).
OdpowiedzUsuńJednym słowem armagiedon. Całe szczęście mieszkam w wyżej położonej części miasta.
Niestety, to juz chyba norma.
OdpowiedzUsuńDora - znaczy w sumie potrzebne nam sa tylko jedne buty - japonki - dobre i na susze upalna i zalanie deszczykiem.
OdpowiedzUsuńHrehrehre
OdpowiedzUsuńU mnie- na szczęście- tylko pada, cieszę się z każdej kropli bez dodatkowych efektów w postaci wichur i oberwań chmur. Mam nadzieję, że odżyją usychające wcześniej krzewy i drzewa, to lato było ciężkie do przetrwania. A kurnik niech trwa nawet w takiej skromnej formie !
OdpowiedzUsuńLeje trzeci dzień. Rura spustowa z rynny wypadła i nie dajej się włożyc bez rusztowań. Byłam wmalignie dni trzy,musiałam z niej się wykaraskać, bo w malignę wpadł G. Mam nadzieję za jakis miesiąc zakończyć ten sezon remontowy toi czasu mieć będę więcej (chyba). Czymta się Kurencje!
OdpowiedzUsuńA...nie zawsze publikuje mi komentarze tu i nie tylko tu.
Izydoru, trzymta się wespół zespół, no i niech sie uda rułę zalożyć, moze w koncu przestanie padac, u nas na razie nie pada, alw od 16 moze znow.
OdpowiedzUsuńKurencje Kochane I Główna Kurencjo Hano! Bądźmy ,bo może się okazać ,że w tych mocno walniętych czasach będzie nasza , jakże przyjemna odskocznia! W Bydgoszczu padało w nocy rzęsiście,może coś niecoś ,psiakostka chyba byk,odżyje bo susza potężna.A teraz duchota taka ,że uchhhhhhhhhhhhh. Zostały mi prawie pełne trzy miesiące do emerytury ,nie licząc całego stycznia urlopu i muszę je z zaciśniętymi zębami przetrzymać,oj będzie ciężko! Najgorsze wstawanie prze piątą ,żeby siem zameldować o 6 w robocie...............?Buziaki!
OdpowiedzUsuńO essu, wstawanie o 5-tej, koszmar.
OdpowiedzUsuńNinka, Dora, jeszcze nie mogę się włączyć do pisania ale gdyby któraś z Was chciała, to tylko przypominam, ż Inspektor przerwał przesłuchani Pandory i poszli co nieco skonsumować. Pierwsza część przesłuchania skończyła się stwierdzeniem, że Lady Winter była niezłą manipulatorką ale mimo to były sobie najbliższe "do czasu".
A ja wczoraj dowiedziałam się, że pani, która podawała do stołu na przyjęciu (to było w sobotę), na którym , krótko, bo krótko ale byłam ma covid. Czekam 5 dni, czy mnie nie złapie to paskudztwo.
Trzymam kciuki za negatywnosc.
UsuńBacha,ok, nie wiem czy teraz cos skrobnę, moze Ninka, ale i ja pomyslę, zwrot akcji lub juz jakieś wyjasnienie by się przydało.Dbaj o oczy ! Covid srovid niech spada. Nie mysl o tym !
OdpowiedzUsuńW ostatnim moim fragmencie wspomniałam o lady Winter jako manipulatorce. Miał być trzeci trup, to czekam, nie chcę mieszać za bardzo.
OdpowiedzUsuńHellou!
OdpowiedzUsuńwstaliś o 4.30, piję kawę i zaraz ruszamy w drogę.
Przyjemności, Kury! Hana ty się nie wypalaj.
Agniecho dobrej drogi w te i nazad.
OdpowiedzUsuńSpiący dzień, moze to tak przed wyjazdem ścina zlowieka i chce się wyspać na zapas😃
Na razie jestem negative, jutro postaram się o trzeciego nieboszczyka.
OdpowiedzUsuńNo i niech tak pozostanie, no panic.
UsuńCzekamy zatem na truposzczaka.
No to jestem na miejscu, po ponad tygodniu nieobecności i niestety, jest tu armageddon. Fajnie polało, to fakt, ale ślimaki dają czadu jak nigdy wcześniej, bo Latający tego nie ruszy. Wyżerają marchewkę na przykład. Nie nać ( nać to cały czas ), tylko korzeń. Tunele drążą wewnątrz marchwi, a potem wyciągasz, jak się uda, taką pustą marchewkową skarpetkę. Koszmarrrr.
OdpowiedzUsuńNo i nigdy nie przejemy nawet tego, co zostało...
A no to widzisz,niw ma tego zlego, i Agniecha z Latajacym i konikami syta i slimaki😉
OdpowiedzUsuńDziewczyny, poszukuje korzenia zywokostu aby zrobić sobie maść na moja skomplikowanie złamana nogę.
OdpowiedzUsuńMoże któraś z Was ma zywokost w ogrodzie ?
Orszulka
Ja nie mam. A maść kupiłam gotową, bo nie jestem wystarczająco precyzyjna do takich zabaw, pomijając fakt, że składniki też bym musiała kupić. Zrastaj się szybko!
UsuńDzięki Agniecha
Usuńhttps://sklep.ziolowawyspa.pl/product/mazidlo-zywokostowe/
UsuńTakie właśnie mam i mogę je polecić z czystym sumieniem.
Dzięki jeszcze raz Agniecha, znalazłam w Boleslawcu, zamówiłam u bardzo uprzejmego Pana 5 kg
Usuń5 kilo?? trzeba grubo sie obkladac?
UsuńOrszulko! Wołam razem z Opakowaną, 5 kilo???
UsuńNo dziefczynki kochane, tak 5 kilo 🙈
UsuńNajwyżej posadzę albo Komuś dam w prezencie, mam robić tak - starkowac ten zywokost jak na placki ziemniaczane i przykładać na noc na całe podudzie łącznie z kolanem i stopa
To trochę mi tego zywokostu zejdzie
Byłam już tak zdesperowana, ze zamówiłam 5 kg, matkoicorko 🙈
Ok. 5 kilo korzenia żywokostu to nie to samo, co 5 kilo maści. Powodzenia!
UsuńDziękuje Marija ❤️
UsuńOrszulka
Dzisiaj zbierałam ślimaki 3 razy. Boli mnie kręgosłup. Co za ciężkie potwory!
OdpowiedzUsuńc.d.
OdpowiedzUsuńInspektor zajrzał do salonu i poprosił do siebie Pandorę.
Określiła Pani Lady Winter jako manipulatorkę. Może powie mi Pani coś bardziej konkretnego?
Tropik, ze współczuciem dyskretnie łypał okiem na Pandorę.
No cóż pani Inspektorze, jestem trochę młodsza i zawsze byłam wpatrzona w moja starszą siostrę.
Po latach gdy wreszcie przejrzałam ją i uwolniłam się spod jej wpływu, popatrzyłam wstecz i ze łzami uświadomiłam sobie jaką była egocentryczką. Te jej manipulacje były świetnie zakamuflowane, to były rady bardzie doświadczonej siostry albo troska o mnie i za każdym razem gdy chodziło o jakieś ważne dla mnie sprawy to ona jakby przypadkiem na tym wygrywała (o czym oczywiście nigdy mi nie mówiła)i kiedy zalewałam się łzami, że coś mi się nie udawało to pojawiała się ta czuła, miła, kochająca siostra do której lgnęłam jak do ostatniej deski ratunku.
Aż nadszedł ten dzień, kiedy usłyszała ode mnie jak wredny miała charakter wykorzystując moje zaufanie i przywiązanie.
A co spowodowało, że nagle pani przejrzała na oczy - zapytał Trent. Tropik nastawił uszy, po tonie głosu rozpoznawał czy ktoś mija się z prawdą.
To było wtedy gdy zaczęłam się spotykać z moim obecnym mężem, zapytała mnie wtedy, dość pogardliwym tonem czy jest to rozsądne wychodzić za kogoś, kto nie posiada żadnego tytułu. A ja byłam wtedy naprawdę zakochana więc odpowiedziałam jej, że wolę małżeństwo bez tytułów ale z miłości niż dla tytułu z własnym ojcem (miałam na myśli wiek lorda Wintera.). Potem nastąpiła długa i burzliwa rozmowa zakończona prośbą o przebaczenie ze strony mojej siostry i żebym jej nie odtrącała bo uświadomiła sobie w końcu że nie ma nikogo oprócz mnie kto ją tak naprawdę zna.
Wiedziałam , że ostatnio niedomagała i szczerze mnie to niepokoiło ale trudno było znaleźć przyczynę.
Dziękuję pani, to wszystko.
Do gabinetu zajrzał Muggs, przywieziono Jenny, ale nadal nie możemy znaleźć ogrodnika.
Proszę w takim razie wprowadzić Jenny - powiedział Trent.
Tropik podniósł łeb i zaczął węszyć po czym siadł blisko inspektora.
Muggs otworzył drzwi i wprowadził..........c.d.n.
Dziękuję Pani,
Niechże następuje w miarę prędko!
OdpowiedzUsuńU nas miły poranek, wiadro ślimaków już wyniesione.
Kawa właśnie pita, w tle dźwiękowym metalowe łomoty i zgrzyty ( Pan Mechanik zmaga się z naszym ciągnikiem ). Jakże miły to dźwięk. Już trzeci miesiąc maszyna niesprawna, troszkę to za długo.
Przyjemnego piątku!
He he, wyglądam ja dzisiaj o 10.30 przez kuchenne okno, dla przypomnienia, mieszkam w centrum Wrocławia, no więc spoglądam przez to okno, a wprost na mnie leci czapla, a za nią w oddali...kołują bociany!!! Mocno w oddali kołowały, jednak wyraźnie było widać czerń na rozłożystych skrzydłach i białe szyje. Poleciałam po aparat do pokoju, jak wróciłam z aparatem, czapli oczywiście już nie było, bociany jeszcze były, na zdjęciach, kiepskich niestety, można się doliczyć ponad 20 sztuk. Czaple nad moją kamienicą przelatują kilka razy dziennie, ale kołujących bocianów i do tego w takich ilościach, z mojego okna jeszcze nie oglądałam! :)
OdpowiedzUsuńO matku bosku! Nie widzialam nigdy...
UsuńMarija, ciekawe zjawiska masz w tym centrum Wrocławia 😊
UsuńJa mam widok na przystanek, na którym posadziłam kwiaty i wczoraj patrze… a tu sarna posadzonymi kosmosami się delektuje na przystanku 😊
Orszulka
Ani chybi musisz dosadzić Orszulko, dla takiej smakoszki, warto :)
UsuńA może czekała na gościa jakiegoś i zgłodniała :)
Usuń😃😃😃😃
UsuńMoże chciała gdzies jechac autobusem ? 😊
UsuńOrszulka
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkobietę w dość nieokreślonym wieku, tak między 30 a 40, pomyślał Trent. Ładna szatynka o zielonych oczach, które w tej chwili wyrażały tylko przerażenie i panikę.
OdpowiedzUsuńMuggs, możesz nas zostawić samych. Trop cicho szczeknął, acha, daje mi sygnał.
Panno Stubbs, na razie nie będę nawet zadawał pani żadnych pytań, proszę zrelacjonowć, jak to się stało, że tak zawiodła pani swoich chebodawców udając chorą i , mówię pośrednio, przyczyniła się pani do śmierci lady Winter.
To wszystko przez Petera. Zaproponował mi zawrotną kwotę za ten jeden dzień. Przedstawił mi Susan i w końcu mnie przekonali. Potem zorientowałam się, że przecież jak polecona przeze mnie Susan opisze całe przyjęcie w artykule jakiegoś pisma dla kobiet to moje miejsce u Lorda Winter jest stracone. Próbowałam się z tego wycofać ale było za późno. Tak czy inaczej postanowiłam wszystko opowiedzieć lady i lordowi Winter następnego dnia, niestety nie miałam i już nie będę miała okazji.
Trop wstał, podszedł do Jenny i pomrukując, intensywnie się w nią wpatrywał.
Czego to psisko chce ode mnie? Jenny była wyraźnie przestraszona.
To psisko, panno Stubbs, daje pani wyraźnie do zrozumienia, że nie powiedziała pani prawdy, albo całej prawdy.
No i rano, no i leje. Szary niedzielny poranek. Nie mogę się doczekać grzybów. Po ostatniej trzydniówce sprawdzaliśmy, ale nic nie było. Może po tej? Czyli jutro rano myk do lasu?
OdpowiedzUsuńPrzetwory się robią, dziś ogórcy w zalewie , oraz ogórcy kiszeni. Potem będą sosy pomidorowe. Potem się zobaczy. Buraki by ukisić zanim nie urosną tak wielkie, że trudno je będzie udźwignąć.:-D Albo ślimaki je zeżrą.
Hana, Twoje wątpliwości na temat bloga są niesłuszne, nieprawomyślne a wręcz niekonstytucyjne. Chcesz nam Kurom odebrać jeden z niewielu zakątków, w których można się czuć po prostu dobrze.
Przykro by było. Smutno by było. Żałośnie i ponuro.
Agniecha, grzyby są - mój Tato wczoraj zebrał 2 koszyki w okolicy, prawdziwki, podgrzybki i kozaki
UsuńOrszulka
A to polecę sprawdzić!
UsuńLejeod tygodnia. Ślimaki są a grzybów nie ma.
UsuńHmmm. Ślimaki faktycznie SĄ.
UsuńSłucham se "Czerwonych Gitar", wkładając ogóry do słojów. "Ciągle pada" - pasuje czemuś do dnia dzisiejszego. A narzekali my na upał, to teraz ponarzekamy na deszcz. Nie dogodzisz człowiekowi. :-DDD
Agniecha, zgadzam się, tu jest, cytuję: "jeden z niewielu zakątków, w których można się czuć po prostu dobrze."
UsuńAle nie martw się, Hana jeszcze nic nie likwiduje :)
U nas za sucho na grzyby.
UsuńGrzybow nie widzialam, przyjdzie kupować. Moze Dośka bedzie sprzedawala suszone.
UsuńO tak, tu jest dobrze, ale tak nas malo do pieczenia tego chleba. Kueki odzywajcie się!
Dora, to nic, ze nas mało.
UsuńDamy rade 😊
Orszulka
Święta racja, Hana Ty nic nie likwiduj. Najwierniejsze kury som i bendom a z czasem znowu się Kurnik powiększy.
UsuńDzien dobry. Wczoraj przyjechalismy na tyle wczesnie,ze zdazylam w swietle lamp zauwazyc podsuszone kwiaty pod grusza, calkiem wysuszone w garnku, ale za to cudnie rosnace pomidory. Pyszne są. Jak to cieszy, że nie dostsly zarazy, ani nie wyschly. Sa idealne.
OdpowiedzUsuńPomidoooooryyyyyyyyy.....
UsuńJa nie narzekałam na upały, bo wciąż na nie czekam. Były tylko w prognozach. Temperatura nie przekroczyła 30 stopni nigdy a rano było od 8 do 10 stopni. Zaczynałam dzień w swetrze.
OdpowiedzUsuńIzydoru, czy my na pewno mieszkamy w tym samym kraju? Jeśli tak, to u ciebie jest chyba jakiś specyficzny mikroklimat :D
UsuńTsk, Izydor przeprowadzil sie do krainy deszczowców
UsuńTo prawda. Wiedziałam, ze na pogórzubędzie chłodniej i bardziej deszczowo,ale zeby aż tak.
UsuńTy to masz mokry zakątek! Kieszonkowa Kraina Deszczowców.
UsuńU nas za to zakątek zimna. Też fajnie w lecie, bo upałów mniej niż parę kilometrów dalej. No i ślimaczy raj. W tym życiu. Chociaż staram się jak mogę, by im pomóc przejść do ślimaczego raju po drugiej stronie tęczowego mostu. Dziś poranna szychta wykonana, tym bardziej że wczoraj wieczorem nie poszłam.
Pozdrawiam z niemieckiego gumna. Dzis pochmurno, 19 st. Pół dnia mi zeszło na różne prace na świeżym powietrzu, najważniejsze zrobione.J.zamowil dmuchawę do lisci, zobaczymy czy bedzie dobra, ja wolalabym dmuchawo odkurzacz, ale to i tak niewygodnie i ciezkie w uzyciu. Jeden odkurzaczmamy, to ja sobie z tym rady nie daję.
OdpowiedzUsuńNo to napiszę, że jest +8, słońce świeci, pogłowie ślimaków zmniejszone nieco. Czas poranków z ogniem trzaskającym w kozie się zbliża. Lubię je bardzo.
OdpowiedzUsuńTeraz szybka kawka, a następnie przygotowania do wizyty kolana u doktora.
Przyjemnego poniedziałku!
Ale... poniedziałek był wczoraj???
UsuńOj tam, moze Agniecha ma dwa poniedzialki.
UsuńWlasciwie dwa poniedzialki to nie taki glupi pomysl...
UsuńDla pracujących to dwie soboty lub dwie niedziele bylyby lepszs😀
UsuńA bo się czepiacie.
UsuńA gdzieżby😀
Usuń8 stopni na plusie. Mokro i dość zimno. Przejaśnia się, może będzie ładny dzień. Ja i tak mam prace "wewnętrzne", ale po południu może uskutecznię jakiś spacer. Udanego dnia!
OdpowiedzUsuńCześć, przerwa sniadaniowa,slonko wiatr i chmury, juz sie balam że sie rozpada, ale nie,uff. Bo mam jeszcze trochę pielenia, a nie zabralam czegos przeciwdeszczowego.
OdpowiedzUsuńA mnie sie chce spac.
OdpowiedzUsuńKurde, povudka kolo 6, juz nawet nie ma co mysleć o zasypianiu. Bede chodzic jak zombie.
OdpowiedzUsuńA ja wstałam godzinę temu. I kota pogłaskałam na tarasie, zauważywszy przy okazji, że się z kimś biła, szrama nad okiem oraz bezwłosy kawałek ucha na to wskazują.
OdpowiedzUsuńZapaliłam w kozie po raz pierwszy po upałach. Bo te zimne poranki jednak...
Coś trzeba będzie robić dzisiaj. Jeszcze się zastanowię, co. Mam z czego wybierać.
Po przemyśleniu, więcej poniedziałków w tygodniu nie uważam za dobry pomysł. Dwie soboty, dzwie niedziele, to tak.
Tak więc, Kurki, miłego dnia! ( teraz to się już nie pomyliłam , prawda?)
Oj, Agniecha, jasne że się nie pomyliłaś. A poprzednio to tak tylko gadałam, żeby nabijać komentarze :D
UsuńMokro, szaro,buro i zimno było rankiem. Teraz trochę cieplej. Dzis musiałam do gminnegourzędu udac sięi złożyć dokument na temat palenia w chałupie. W styczniu składałam takie samo cuś, ale okazało się, że to była jedynie ankieta a nie deklaracja. No i tak żyłam w nieświadomości.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia!
Ja chyba tez dzisiaj rozpale w kominku
OdpowiedzUsuńSerduszko z masy solnej, które kupiłam w Kurniku na aukcji kilka lat temu - rozpadło się na kawałki - tak zawilgotniało, aż trudno w to uwierzyć. Szkoda…
Jakos do mnie nie dochodzi, ze niedługo jesień, niedawno był przecież maj.
Czas leci bardzo szybko, przynajmniej mojej osobie.
Rano wstaje, ani się nie obejrzę a tu wieczór.
Matkoicorko 🙈
Orszulka
Orszulko, po tym, że mus wystawić śmieci poznaję, że znów minęły 2 tygodnie, nie wiedzieć kiedy.
UsuńNo i znowu chłodnawo o poranku. Rosa duża. Zimorodki drą paszcze aż w domu słychać. Wczoraj z planów rozległych nie wyszło nic. Najpierw telefon się zepsuł ( a jak tu żyć bez telefonu?), a jak już dojechaliśmy do punktu naprawy to wziął i się sam naprawił. No to pojechaliśmy do Pałacu Staniszów coś przekąsić. Skoro i tak byliśmy w okolicy. I tak ten dzień przeciekł przez palce. Po powrocie już mi się nic robić nie chciało...
OdpowiedzUsuńNo to może dzisiaj. Już się bezczynności na upał zwalić nie da.
Agniecha, zaraz będzie liściopad i z czystym sumieniem można będzie robić różne przyjemne rzeczy, na które latem nie ma czasu. Ot, dobre strony jesieni.
UsuńZimno rankiem, ale wiadomo, że tu tak jest. Robimy podłogę na korytarzu na piętrze i naprawiamy co się da ze wszystkich wcześniejszych konstrukcji oraz naprawiamy tynki na klatce schodowej. To jest niezła ekwilibrystyka.
OdpowiedzUsuńNiech się Wam dziś dobrze dzieje.
Izydoru, ale do przodu, to najważniejsze, masz nowych dobrych fachowcow?
UsuńDora, ja nie mam żadnych fachowców. Mamczasem dwóch pomocników.G. wział 3 tygodnie urlopu i budowałmur ooporowy ze znajomym nauczycielem. Zbudowali. Gumno jakoś da sie teraz uporządkować.Ja tynkuję,maluję,przykręcam dechy podłogowe etc. Tak to wygląda. Pomaga nam C.
UsuńJak to nie masz fachowców? Przecież masz - siebie! Oraz G.
UsuńIzydoru, powinni Cię pokazywać we telewizorze. Mam nadzieję, że "intelektualny" mur da radę...
UsuńNaoczny świadek ( co prawda nie budowlaniec, czyli ja ) twierdzi że mur jest na mur.
UsuńNo chlodnawe nocki i ranki ,ale w dzien jest świetnie, 20,21 st.Lubię !
OdpowiedzUsuńNo, jest super. U mnie identycznie. Siedziałyśmy z MM na tarasie i jadłyśmy pyszne, kuriozalne winogrona.
UsuńKurencje kochane, u mnie cały czas względnie ciepło. Dla tych, które mimo ślimaczego tempa przeczytają w końcu moje wypociny na temat Lady Winter info: jestem w amoku rodzinno-wizytowo-zakupowym i nie mam czasu przedstawić Wam trzeciego truposza ale jak się pojawi to wszystko się wyjaśni i zakończy.
OdpowiedzUsuńBacha, czekam z zapartym tchem (mam nadzieję, że wytrzymam), bo chętnie bym się włączyła, ale rozumiem, że masz koncepcję, więc nie chcę namieszać.
UsuńGrzyby się pojawiły i u nas! Hurrra! Dziś spagetti z sosem grzybowym w menu. Głównie prawdziwki.
OdpowiedzUsuńOoo, ja nie mam kiedy pójść na grzyby. Może w niedzielę.
UsuńGrzyby? A cóż to takiego?
UsuńTu nie ma grzybów, a ja nie ufam sama sobie, ha,ha, tylko podgrzybki rozpoznaję.
OdpowiedzUsuńKomunikat meteoporanny. +5 stopni, słońce świeci. Grzyby częściowo pożarliśmy w sosie, częściowo zamroziłam. Zauważyłam, że mamy nową konkurencję do grzybów - ślimaki nagie. W lasach już pełzają i wyżerają prawdziwki.
OdpowiedzUsuńWczoraj jaskółki wyczyniały straszliwe ewolucje grupowe w powietrzu, aż gęsto i czarno było. Przypuszczam, że szykowały się do odlotu. Ćwiczenia przed startem w podróż i te sprawy. Budowanie kondycji, zapamiętywanie miejsca powrotu. Popatrzę dziś, czy jeszcze są.
A co jeszcze? Z grzybów, to na trawniku nam urosło coś w rodzaju piłki - doszło do rozmiarów futbolówki.
Jadalne to jest na dodatek, a że Latający zbierać grzyby uczył się z książek ( i żyje ), to czasem zupełnie inne grzyby pożeramy niż przeciętny Polak. Nazywa się niezbyt ładnie " czasznica olbrzymia", ale wygląda ładnie i jest smaczna.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Czasznica_olbrzymia
Zjedliśmy plastry, podsmażone na masełku. Mniam. Resztę pokroiłam w kostkę i zamroziłam.
Dzisiaj targ sobotni się otwiera w Siedlęcinie, po długiej przerwie, zamierzam wpaść, tym bardziej, że Inkwi sprzedaje, a Rogata też się wybiera. No i te zimorodki na Bobrem...Zawsze warto spojrzeć na modrą strzałę.
Co my to dzisiaj mamy za dzień? Targowy, no to sobota. Miłej soboty, Kuręęęcje.
Agniecha, u mnie jest taka łąka w lesie (nie polana, łąka właśnie) gdzie w ubiegłym roku rosło mnóstwo czasznic. Ja jednak jakoś się ich boję, bo nie mam pewności.
UsuńJa zjadłam i żyję. Smaczne było, naprawdę. Może to Cię przekona? A poza tym nie da się ich pomylić z innym jakim grzybem trującym, czyż nie?
UsuńNo niby tak...
UsuńSobotaaa! Nie spotkałam tego grzyba osobiście, ale slyszałam i widziałam na zdjęciach, imponujacy na tle innych😀
OdpowiedzUsuńUdanych spotkań i zakupów, wysciskaj obie kurki, mily dzien Ci się zapowiada, a co Inkwi bedzie sprzedawac?
Chcialabym zobaczyć zimorodki, są takie piękne.
Ja niedawno się obudziłam,jeszcze poleguję z kotkami. Mam do podwiniecia zasłony , sprzataczka mnie poprosiła, ale czy jak mam szare nici?
Inkwi sprzedaje różne ciekawe przetwory, octy, dżemy, chutney'e, musztardy, pasztety warzywne, zupy na miejscu i na wynos.
Usuńhttps://www.facebook.com/letniakuchniaizery
Usuńtam popatrz.
Dora, ja też widuję tutaj zimorodki, ale to nie zdarza się często. Leci jak błękitny pocisk.
UsuńWow, dziekuję, juz lecę
OdpowiedzUsuńAle ciekawe smakołyki!
OdpowiedzUsuńPogoda wczoraj dopisała. Posiedziałyśmy na leżakach w słońcu. Zakupów sporo poczyniłam. Potem jeszcze mieliśmy gości. Dzis też się zapowiada piękna pogoda. Chyba wyskoczymy po obiedzzie na kawęi ciasto (pyszne!) do Cafe Lenno. Miłej niedzieli!
OdpowiedzUsuńHallo! Faktycznie, miło było w Siedlęcinie na targu.
OdpowiedzUsuńJa znowu na dziś miałam szczytne plany, żeby się udać na dożynki gminne. A tu najpierw poleciałam na grzybki i wróciłam z pełnym koszyczkiem prawdziwków, i trzeba było je przerobić, następnie sos pomidorowy co go Latający zrobił, zapakować w pojemniczki i do zamrażarki, a potem trzeba było pastwisko przysposobić żeby konie przeprowadzić z tego starego, co już wyżarły, na nowe. Sprawdzić druty, sprawdzić taśmy, ponaprawiać co trzeba, ustawić tymczasowe ogrodzenie, pozamykać bramy, posprawdzać napięcie w kluczowych miejscach, zrobić przejście... Przeprowadzić konie. Zamknąć, zdjąć, posprzątać, lizawkę przenieść. W panice pojechać na górę z szybkością światła, bo nie byliśmy pewni czy górna brama jest zamknięta i konie nie uciekły. Ale nie. Padliśmy po tym wszystkim i dyszymy na kanapach, oglądając wyścig kolarski w Hiszpanii. A dożynki się kręcą, bez nas. I tak to.
Agniecha, zmęczyłam się czytaniem:)))
OdpowiedzUsuńA ja idę spać. Ziewam tak, że połknęłabym ekran, a nie jest mały. Dobranoc.
UsuńAhoy Kury!
OdpowiedzUsuńOtóż i poniedziałek. W kozie napalone, i ładnie ogień buzuje. Kominiarz był, komin poczyścił, papier wystawił, to co ma się źle palić.
Kunie na nowym pastwisku podglądnęłam, zadowolone są, wciągają trawę jak odkurzacze, aż chrzęści.
Przyjemnego dnia!
Jak to, napalone? Nadal jest lato!!!
OdpowiedzUsuńLato to jest po godzinie 9.30. A przedtem jest coś innego. +5 to nie żadne lato.
UsuńPoniedzialek się kończy, dobrej nocy.
OdpowiedzUsuńGsrdenio co z prosiaczkiem?
Kukuryku drogi Kurniku ! ;)
OdpowiedzUsuńOtóż, nie całkiem znienacka , okazało się, co następuje - kręgosłup (żle go wychowałam, oj żle!) mam nadpsuty. Dość poważnie. Dokuczliwie i niestety utrudniająco. I naprawić się nie da :(. Bo obiecywaną operację nie uważam za naprawę :(=(. Więc jej (operacji) nie będzie. I teraz właśnie, jak tyle ! roboty, sadzenie cebulek, ratowanie i przesadzanie po suchym lecie tego i tamtego i zbieranie i przetwarzanie oczywiście, to mój kręgosłup postanowił odpoczywać rehabilitacyjnie :(.
Na starcie mam dwa tygodnie non stop a potem Doktor (sympatyczny nawet, jak to ortopedzi) się zastanowi ale jak nie patrzeć dwa miesiące rozrywek to minimum. Dobrze chociaż, że mieszkam prawie obok uzdrowiska co się w tych zabiegach specjalizuje ;).
Chłodnawo już ale pogodnie, dobrego dnia Wam , Kurki :)!!!
Rabarbara
O Rabarabara!
OdpowiedzUsuńZawsze coś się spieprzy, jak nie noga, to ręka, a jak nie ręka to... Z moim kolanem lepiej.
Życzę Twemu kręgosłupowi poprawy, a Tobie cierpliwości i szacunku dla niego.
U nas dziś będzie robienie powideł . Nie planowałam, ale zerwało mi się ciut za dużo węgierek, a przecież nie zjem 3 kg na jeden raz. I pojawia się problem - za mało małych słoików. Tego jeszcze nie było.
Jak to nie zjesz, i dlaczego naraz, spokojnie przez dwa dni byś zjadla😀
OdpowiedzUsuńRabarbaro dobrze, że masz zabiegi, zawsze troche podreperujesz co trzeba.Niech pomogą!
OdpowiedzUsuńRabarbaro, niech Ci podreperuja kręgosłupw tymuzdrowisku! I oszczędzaj go,please...
OdpowiedzUsuńŚliwek też mam dużo a słoików wcale, co sobie właśnie uświadomiłam przynosząc miedzianą patelnię do powideł i czytając wpisy w Kurniku. Powidła smażę 3 dni więc pewnie zdobędę te słoiki.
Udanego dnia!
Dzień już raczej skończony. 3 x grzybobranie z czego jeden raz był planowany, a za każdym razem powrót z wielkim, prawdziwkowym łupem. Oraz, zgodnie z filozofią Indian, zostawiając część, by rosła dalej.
OdpowiedzUsuńPoza tym, znowu odkryłam, że są sarny, które lubią przebywać w stajni.
Grzyby czekają na oczyszczenie, więc pa pa , Kurki!
Jaks grzybowy raj tam masz Agniecho.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowa i myśli :)!
OdpowiedzUsuńJa to nie wiem czy u mnie są grzyby bo i tak zbierać nie dam rady........ :(((
Ale pogoda wciąż pogodna, więc dobrego dnia Kurniku :))!
Rabarbara
W nocy pod domem wilki zagryzly mi 5 owiec. Z jednej została głowa bez uszu i kręgosłup, druga zjedzona do połowy. Trzy zostawione na później.Musiały przeskoczyć ogrodzenie. To jest środek wsi. Mam dość Kurki.
OdpowiedzUsuńO matko, Izydoru! Co mozna zrobić, jak zapobiec, nie ma jak za bardzo. Uszczelnić ogrodzenie, masz,je po pradem?
UsuńPada! Dobrzs, że zostalam w domu, barszcz się gotuje , zaraz wezme sie za podwijanie zaslon.
OdpowiedzUsuń