Ten post napisałam dla wszystkich, które przeżyły odejście swoich kotów. Ostatnio to była Kasia-Brujita, a trochę wcześniej Margaret i Dora. Chyba prawie każda z nas (a może nawet wszystkie) przeszła taką stratę i wie, jak to jest. Ja także znam dobrze to uczucie i dlatego, cóż, jak zwykle; napisałam wiersz. Taką pocieszajkę ♥
KOTY, KTÓRE ODESZŁY
W niebiańsko wygodnych łóżkach,
na chmurkach miękkich i białych,
jak na puszystych poduszkach
śpią koty. Duże i małe.
Słońce je muska po brzuszkach
(bo słońce zawsze tam świeci),
leciutko pieści ich uszka
i gładzi puszyste grzbiety.
Drzemiąc w błękitnych welurach,
cierpliwie na coś czekają
i tylko przez dziury w chmurach
na świat co i raz zerkają.
Potrafią sięgać głęboko
do naszych serc zasmuconych.
Łapką z nich troski wymiotą.
Albo machnięciem ogona.
I serca błogość wypełnia
i ulga, i miły spokój
na myśl, że będą tam czekać,
za progiem ostatnim. Koty.
16 listopada minie dziesięć lat, odkąd przeszedł przez Tęczowy Most.
Pierwsza! Idę czytać.
OdpowiedzUsuńMoja Kizia-Mizia pobiegła tuż po Songo, 30 grudnia minie 10 lat. Tak bardzo ją kochałam, że musiałam mieć takiego samego kota, płeć była obojętna. Wypatrzyłam w necie Bezę i kocham ją podwójnie, bo widzę w niej też Kiziunię.
UsuńPrzyszła do Ciebie i to nie w innym, ale w takim samym futerku ♥
UsuńJa nie stracilam jeszcze zadnego kota, Miecka jest pierwszym kotem w moim zyciu i na szczescie zyje. Tracilam za to psy i mysle, ze one taz tam siedza razem z kotami i czekaja na nas.
OdpowiedzUsuńNa pewno. Myślę, że napiszę wiersz i o psach, ale za jakiś czas, żeby się nie powtarzać ;)
UsuńWiersz pokrzepiający, ale nie wierzę w niebo , czy to ludzkie czy zwierzęce, tak jak i w tęczowe mosty.
OdpowiedzUsuńPożegnałam sporo zwierząt, 3 rybki, 2 chomiki, 2 myszki, swinkę morską, 2 szczurki, dwa pierwsze koty , dawno temu. Mieszkały w pracowni na strychu , kiedy tam pracowaliśmy szyjąc zabawki, spedzalismy tam cale dnie, więc nie były samotne, no i 8 lat temu odeszły dwa, a 7 miesiecy temu jeden.
Wierzyć, nie wierzyć... Ale powyobrażać sobie można ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam zwierzaka...
OdpowiedzUsuńPrzy Twoim trybie życia chyba byłoby trudno.
UsuńTo by było niemożliwe.
UsuńCiekawa jestem, czy kiedyś będę miała lepsze warunki. Dzisiaj mi się śnił pies!
Jak zwykle pięknie opowiadasz słowami , tym razem odbieram to bardzo pogodnie . Uśmiechnęły mnie te słowa i tak , koniecznie opisz gdzie biegają nasze psy , które odeszły , bo , że biegają jestem pewna .
OdpowiedzUsuńWłaśnie w zeszłym tygodniu pożegnaliśmy psiaka córki , niby nie nasz a jednak bardzo przykro ;
nasz też już niemłody i mimo , że pożegnałam już kilka psów w swoim życiu (całe szczęście wszystkie
w należnym wieku ) i każde z tych pożegnań było straszne , to tego kolejnego sobie wyobrazić nawet nie mogę ...
Sorry , że tak smętnie , ale u mnie akurat aktualny temat w rodzinie ; na dodatek 4 letni wnuk nadal nie zna prawdy tzn wie , że jego ukochany przyjaciel jest w szpitalu , mamy nadzieję , że będzie łatwiej za jakiś czas powiedzieć , że nie wróci ...
ajda
Cieszę się, że tak to odebrałaś, bo miało być pogodnie.
UsuńWspółczuję Ci, sytuacja jest rzeczywiście trudna, bo jak to wszystko tłumaczyć małemu dziecku...
No to jeszcze raz, bo wcześniej nie chciało się opublikować. Ładny wiersz, i wcale nie smutny. Taki lekki, koci. Podoba mi się bardzo.
OdpowiedzUsuńDzięki, Agniecha, tak miało być; lekko, kocio i nie smutno.
UsuńWiersz niezwykle sympatyczny i ciepły Ninko :)
OdpowiedzUsuńPsiury swoje które odeszły wspominam z sympatią, nie wiadomo jaki los by je czekał gdybyśmy ich nie przygarnęli, a daliśmy sobie wzajemnie dobry czas. Myka też żeśmy przygarnęli i także dajemy sobie dobry czas.
Dzięki, Marija.
UsuńTe przygarnięte są najfajniejsze.
💗🧡💛💚💙💜
OdpowiedzUsuń♥️♥️♥️
UsuńNie żegnałam nigdy kotów, ale niestety żegnałam psy i za każdym razem zostawała rana w sercu, która zabliźnia się, ale nie do końca...
OdpowiedzUsuńNawet jeśli rana się zabliźni, to i tak czasem boli.
UsuńWiersz jak plasterek kojący, mła się bardzo podobie. :-D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, znaczy, że się udało :)
UsuńNinko Kochana!!!!!!Wiersz jest przepiękny ,chwyta za serce i pociesza ,pociesza ,a to takie ważne,bardzo Tobie dziękuję ! Pożegnałam już trzy koty wszystkie bardzo kochane ,ale Bobisław żył ze mną 1/3 życia!Dalej się rozklejam jak o nim mówię ,ale dzięki Tobie wiem ,że jest dobrze!A Futerka teraźniejsze są przekochane!I już mogę wziąć na ręce i przytulić!Bardzo Ninko dziękuję!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTo ja Ci dziękuję za Twoje zachwyty ♥♥♥
UsuńNinko,czy mogę skopiować Twój wiersz i podesłać córce?
OdpowiedzUsuńOczywiście, możesz :)
UsuńNinko, prześliczny wiersz, a mnie łezka się poturlała. Przypomniałam sobie kotkę Grażynkę, która nauczyła mnie kotów i od której zaczęło się wszystko, co kocie w moim życiu. No i wszystkie moje pieski, które odeszły.
OdpowiedzUsuńA mnie się przypomniało, że dla Grażynki napisałam wiersz.
UsuńAle tak, wszystko się przypomina...
Ninko, próbowałaś pisać dla dzieci?
OdpowiedzUsuńZ myślą, że to dla dzieci, nie. Ale niektóre wiersze nadają się dla dzieci, szczególnie historie o kotach GosiAnki, np. historia Stefci Bąbel, Diega, czy "O czym myślą koty" i pewnie parę innych :)
OdpowiedzUsuńKurencje najmilsze, jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się żeby moje plany na pobyt w kraju legły w gruzach. Wszystko wyszło na opak. Na szczęście w. jednej sprawie pomogła mi Rabarbara. Nie chcę się rozdrabniać ale już na wejściu usłyszałam co muszę załatwić ze spraw rodzinnych. Wyjścia nie miałam.
OdpowiedzUsuńNinko, słodkie te kociaki na chmurkach. A ja jak zwykle popłakałam się gdy po raz kolejny czytałam wiersz dla Miki, byłam w Z. bo to dwa dni temu trzecia rocznica minęła jak odeszła i A mnie ciągle Jej brakuje.
Bacho, wiesz, jak to jest z planowaniem; tak jak w znanym przysłowiu. Współczuję Ci, ale fajnie, że chociaż w jednym Rabarbara mogła Ci pomóc. Pozdrów ją od nas przy okazji.
UsuńO Mice myślę często, a już zawsze, kiedy usłyszę cokolwiek o Zakopanem.
Przytulam Cię mocno, wiem, jakie to trudne.
Dzięki Ninko.
OdpowiedzUsuńNinko, wiersz jak zawsze - jak zawsze!! - trafny i lezka leci...
OdpowiedzUsuń♥
UsuńLedwo otrzepałam piórka po podróży i zasnęłam snem sprawiedliwego na mojej spalnej grzędzie a tu pobudka bo ogrom prac na działce czeka, codziennie wracam padnięta, chociaż do pomocy mam pana, który chętnie pracuje ale muszę cały czas przy nim być i pokazywać jak i co (bo to spec. od IT) ale nic to, najważniejsze, ze cieżkie prace wykona, to nawet dobrze robi takie fizyczne zmęczenie na przewietrzenie szarych komórek. No to człapię zmęczonymi łapkami w stronę spalnej. Założyłam czołówkę, żeby Was nie budzić .
OdpowiedzUsuńPogoda przepiękna, +21/24 i bezchmurne niebo.
Bacho, dobry pomicnik na wagę złota, dobrze, że go masz! Nie zatyraj się!
OdpowiedzUsuńU mnie po porannym burzowym deszczu zrobiło się słonecznie i 20 st.
Pozdrswiam !
Dora, dzisiaj spowolniłam. W nadchodzącym tygodniu ma być piękna pogoda i dość ciepło, więc chcę zrobić jak najwięcej ale bez szaleństw, za tydzień będą burze i ochłodzenie. Drugi pomocnik ma we wtorek wywieźć wszystkie worki, jakieś 9 sztuk z chwastami itp. i wszystkim co sie nie nadaje na kompost.
OdpowiedzUsuńAcha, nie wiem czy wspominałam, że zanim rozmontowano rusztowania wokół domu J. zastała któregoś dnia w sypialni, rozciągniętego i drzemiącego na łóżku, puchatego rudasa sąsiadów i tak sobie kilkakrotnie przechodził dopóki rusztowania nie zniknęły. J. jest bardzo kociolubna więc tylko się cieszyła z odwiedzin.
Kurencje FB nie wiecie co słychać u Naczelnej? No i u jej czterołapnych.
Naczelna ma się dobrze i jej czterołape, o ile wiem, również. Przydałoby się parę zdjęć z Kuriozy, nie? Ja gumna nie posiadam, mogę się chwalić tylko balkonem, ale na razie mam mało roślin i mało dekoracji. Sytuacja jest jednak rozwojowa :DDD
UsuńHeh, a to miłe takie kocie wizyty , chociaż zdziwienie pewnie było spore😃
UsuńWczoraj, z okazji Dnia Matki, byłyśmy na obiedzie - moja siostra i ja z córkami. Planowałyśmy spacer, ale nie dość, że w połowie drogi na obiad złapała nas (Dorotę i mnie) burza z ulewą i gradem, to ledwie po obiedzie kupiłyśmy sobie lody, znów zaczęło kropić i musiałyśmy prędko zasuwać do samochodu. Na całe szczęście siostra z siostrzenicą zdecydowały, że wezmą samochód, bo lało znów tak, że wycieraczki nie nadążały zbierać wody z szyb. Miałyśmy pospacerować po Starym Mieście i po parku, a tu zonk! A na nasze osiedle ta druga ulewa wcale nie dotarła.
OdpowiedzUsuńPS
Dla Kurek fejsbukowych; nie dziwcie się, że prawie skopiowałam komentarz, nie chciało mi sie powtarzać :D
😃
OdpowiedzUsuńCo tu znowu pustki na grzędzie a kąty kurzem zarastają?
OdpowiedzUsuńU nas pogoda jak złoto. Ptaszęta świergolą, a te co nie świergolą, rozpieprzają mi grządki warzywne. Te kosy, które wyuczyłam, że truskawki są niejadalne, odkryły, że cała masa jadalnych dżdżownic zasiedla podwyższone grządki, i robią mi tam straszliwy rozpirz. Wyrywając młode siewki, kopiąc doły ( nie dołki, nie dołeczki, tylko doły ), wyrzucając cebule mieczyków ( mała nie jest taka cebula przecież, a znajduję je wywalone metr dalej ). Wandale z tych ptaszków.
Miłego dnia, a nie zapomnijcie kwiatków sypać z fartuszków.
A to dopiero! Kosy przecież wcale nie są takie duże, a proszę, jaką robią demolkę.
UsuńKwiatków sypać nie będę, choć jako dziecko, oglądając z okna dziadków procesję, marzyłam o tym, żeby w białej sukience iść z dziewczynkami, z koszyczkiem płatków. Jeden z takich koszyczków do dziś widzę w pamięci: był owalny, pełen kwiatków białego bzu i jakeś dwa centymetry od krawędzi był wzór, również w kształcie owalu, zrobiony z kwiatków ciemnego bzu. Nie wiedziałam wtedy, o co chodzi w tym całym rytuale, ale sypać chciałam :D
Kwiatki sypałam już jako trzylatka dopóki nie poszłam do szkoły. Raz całą procesję przeszłam w za ciasnych butach, tatulo mi je kupował, za to po procesji zaniósł mnie na rękach do domu ;)
UsuńSypało się najczęściej płatki piwonii, chodziło się także na Niskie Łąki po polne kwiatki. Ja sypałam kwiatki, a najstarszy brat jako ministrant szedł dzwoniąc dzwoneczkiem. Mama zaś niosła sztandar, tatulo zaś z chórem śpiewali.
Nie ma o czym pisać zbytnio Agniecho. U nas polało , pare dn i nocy i z rzędu, to kwiecie samo się sypie. Przekwitają irysy, piwonie, rododendrony, kwitną naparstnice, róże i inne drobnice.
OdpowiedzUsuńNiezłá siłę odrzutu mają te kosy!
Ja nie piszę za dużo, bo chciałabym coś optymistycznego, a o to niezbyt łatwo.
OdpowiedzUsuńPogoda gwałtownie zmienna, że to tak określę. Wczoraj mi się udało, bo kiedy wychodziłam z domu, zaczynało kropić, przez całą burzę (około pół godziny) jechałam autobusem, a kiedy wysiadałam już świeciło słońce, choć jeszcze spadały ostatnie krople deszczu. A w nocy poderwał mnie na nogi potężny grzmot. Usłyszałam szum ulewy, więc wstałam, żeby pozamykać okna, ale już nie grzmiało więcej - albo nie słyszałam.
Great blog
OdpowiedzUsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń