A nawet galopują, jak co roku. I jak co roku jest mi to obojętne. A właściwie nie, jest mi to obojętne dopiero od kilku lat. Przedtem święta to był wyłącznie stres i przymus. Nie mam fajnych wspomnień ani z dzieciństwa, ani z młodości, ani w ogóle. Mama pucowała, gotowała i odkąd pamiętam, zaprzęgała do pomocy. Nie chodzi o tę pomoc, ale o przymus i wieczne pretensje już tak. Wszystko było źle, pomoc nie taka, ciasto ukręcane nie w tę stronę, białka za sztywno (albo nie) ubite. Zdarzały się i łzy z tego powodu. Potem już było tylko gorzej. W święta było zmuszanie wszystkich do jedzenia i znów pretensje, że człek się urobił, a tu nawet zjeść tego nie chcą. Itd., itp. Oszczędzę Wam szczegółów, bo nie o nie chodzi. Krótko mówiąc święta to był dla mnie dopust boży i tak mi zostało. Mam wzorce jakie mam i jakoś nie potrafiłam zmienić tego w dorosłym życiu. Starałam się, organizowałam, latałam za prezentami, ulegałam presji. Częściowo robiłam to dla dziecka, a częściowo nie wiem dla kogo i po co. Chyba dla świętego spokoju. Nie umiałam się wyrwać z tego błędnego koła i przeciwstawić się. Nigdy nie miałam odwagi powiedzieć Rodzicom (głównie Mamie), że nie chcę, że wyjeżdżam albo coś. Może wystarczyło to zrobić, nie wiem i już się nie dowiem. Teraz na święta nałożyło się ogólne szaleństwo, komercja, christmasy już od listopada i ogólny brzyd. Zwłaszcza w kontekście tego, co dzieje się wokół. Z jednej strony dzieciątko w żłobie, talerz dla wędrowca, a z drugiej jad i nienawiść. Czuję ulgę, że nic nie muszę. Zaskakująco dużo spotykam ludzi, którzy mają podobne zapatrywania i doświadczenia w kwestii świąt. Znajomych i nieznajomych - wystarczy poczytać wypowiedzi na fb. Pytam więc grzecznie, jak to u Was ze świętami jest? Piszcie co i jak, bo czuję się osamotniona w swoim dziwactwie.
Dla ilustracji przepiękna kartka z osobistym wierszem od Ninki:
A teraz od czapy. Ozdóbki w mojej kuchni już ze trzy razy zmieniły układ. Aktualnie powiesiłam półeczki ze starych szuflad, ale nie wiem...
Przedtem wisiał tam kogut, jakby ktoś nie pamiętał. Nawiasem mówiąc jest do wzięcia, gdyby ktoś chciał. Ryczki też się zmieniły w międzyczasie:
I absolutny hit Kurnika. Firanki, czy jak to nazwać, wyszły spod rączek naszej Bezowej, która dotąd się kamuflowała. Ale wyszła z podziemia z przytupem i teraz dzierga firanki, które polecą do - uwaga - USA: Na deser Bezowa zrobiła mi rękawiczki:
Też przez lata się starałam, też dla mamy i babci i trochę dla dziecka. Tyle, że ja miewałam też dobre wspomnienia ze świąt, nie wszystko, ale przygotowania były na spokojnie. Potem samo świętowanie już nie bardzo, dlatego najbardziej lubiłam zostawać sama w domu i wpatrywać się w choinkę. Zawsze pojawiał się alkohol, a mój ojciec miał z tym duży problem. Potem, w dorosłym życiu, bardzo młodym, zdarzyło mi się kilka razy przeżyć święta niezwykle piękne i uroczyste, ale bardzo religijne. Tylko tak na poważnie religijne, bez moherstwa i obłudy. Więc chciałam zebrać w swoim domu to najpiękniejsze. No i nie bardzo się udało, wszyscy się fochowali, a ja padałam z nóg. Zwróciłam się też do bardziej pierwotnego znaczenia świąt - nadejście przesilenia zimowego, powrót światła itp. Zieleń jako znak życia, nadziei. A światełka wszelkie uwielbiam od zawsze i bez względu na porę roku. Talerz też na początku nie był dla wędrowca, ale dla duchów przodków, jako pamięć o nich. O tym, ze jesteśmy ogniwem w łańcuchu pokoleń. Teraz wcale się nie wysilam, coś tam zrobię, co lubię, ale bez napinania się. Gałęzie zielone przynoszę i dekoruję, bo lubię. Barszczyk gotuję, bo uwielbiam. Mężowi jakieś ciasto, bo bez tego nie wyobraża sobie świąt i tyle. Bez spiny i przymusu, ot tak sobie. A potem palimy ognisko w altanie i pijemy grzane wino.
OdpowiedzUsuńdruga
OdpowiedzUsuńJak śpiom, jak som...Idę czytać.
OdpowiedzUsuńBo Was obudziłam!
UsuńOj z dzieciństwa mam przepiękne wspomnienia. Wigilia do 2008 r. była u Mamy, czyli też u mnie. Uwijałyśmy się we dwie, jak mróweczki, by siostra z rodziną mogła przyjść, jako gość. W 2009 Mama odeszła i powiedziałam siostrze basta, teraz kolej na ciebie z Wigilią, masz rodzinę, więc rób.
UsuńNie podobało mi się, taka nerwowa atmosfera, bo dzieci spieszyły się na drugą Wigilię do teściów itp. Wymiksowałam się na trzy lata i spędzaliśmy sobie we dwoje z Bezowym. W tym roku przyjęłam zaproszenie siostry, nie chciałam robić jej przykrości, została sama, syn nie przyjedzie, męża pochowała...Będzie nas 6 osób. Dni świąteczne, spędzamy już osobno.
Bezowa, tak czasem życie się plecie, że trzeba, bo tak. Ważne, żeby nie zawsze.
UsuńGorzka, macie teraz z Pierre'em swoje własne świąteczne rytuały, a to bardzo dużo. Ja ich nie mam i już pewnie nie będę miała. Na szczęście ani mnie to ziębi, ani grzeje.
OdpowiedzUsuńZalapalam sie na podiuma czy za pozno. a przeczytalam!
OdpowiedzUsuńNie wiem, Opakowana, pogubiłam się.
UsuńJa Święta lubiłam. To nie znaczy, że jakoś czekałam jako dziecko. Prezenty były raczej skromne ale najbardziej lubiłam z tatą chodzić po choinkę. Potem wspólnie robiliśmy łańcuchy, drobne ozdóbki, wieszaliśmy cukierki. Choinka zawsze była do sufitu (o czym wczoraj wspominała sąsiadka dzwoniąc z życzeniami). Ojciec lubił pichcić w kuchni więc nie było napiny, ja w ogóle nie byłam proszona o pomoc kuchenną. Jeśli już, to raczej o zakupy i stanie w kolejkach. I o ile z kuchnią nie mam na bakier o tyle potraw wigilijnych (oprócz pierogów) nigdy nie robiłam. Teraz to już nie to samo i raczej przechodzę obok. Staram się nie bywać w miejscach, które napastują swoim marketingiem na jakieś minimum 2 tyg. przed świętami. Ale swięta kojarzą mi się z odpoczynkiem bo to zawsze były dla mnie spokojne dni.
OdpowiedzUsuńLilka, w sumie masz fajne wspomnienia. Dzie by tam ze mną ktoś łańcuchy robił!
UsuńCo ja Ci bede pisac, tu masz wszystko:
OdpowiedzUsuńhttps://dezinformacjeikonfabulacje.blogspot.com/2021/12/czy-to-jeszcze-swieta.html
MP, byłam, czytałam, wiem.
UsuńAMP miało być. Szkoda mi kasy na nową klawiaturę, dopiero co zalałam poprzednią hierbatkom z miodzikiem!
UsuńDomyslilabym sie ;)
UsuńA ja wiem???
UsuńZe swietami to mi mutuje juz od wielu lat. W ddziecinstwie tylko nas czworo bylo. Potem doszla Babcia, ktora z nami zmaieszkala jak mialam jakies 10 lat. Z Ojcem sie nie lubili i Babcia duzo pozniej, wedlug nas, odczekala ze swoim odejsciem, kiedy Taty nie bylo w domu...ale nie o tym przecie, choc wlasnie minely 23 lata od Jego odejscia.
OdpowiedzUsuńSwieta...wlasnie, zawsze byly takie jakies, no nie wiem jakie, ciezko nam wszystkim bylo wykrzesac odswietnosc, we czworo. Rodzice sie nie zgadzali, ale bylo zawieszenie broni i to takie autentyczne, na swieta... Ojciec co roku kupowal coraz gorsza i bardziej lysa choinke, delegowany do mordowania karpia, nie dawal rady, Mama dokanczala jatki i potem myla lazienke lacznie z sufitem.
Z moim bratem nigdy nie oczekiwalismy cudow (doslownie i w przenosni, hrehrehreh) na Gwiazdke, czasem sie mialo jakies marzenie i czasem sie spelnialo.a potem bardzo szybko zaczelismy dostawac ksiazke i kase pod choinke, co bylo najlepsze. Chyba tak w okolicach nastoletnosci zaczelam kwestionowac religijnosc swiat, bo sie dowiedzialam w zasadzie gromadnie, o tym czym sa choinki, jaka symbolike ma miod, orzechy i mak, dlaczego sa wience swiateczne i takie tam rozne. ALE u nas w domu Tatko w kuchni NIGDY nie pomagal i Mama sie nigdy nie ludzila, ja pomagalam chetnie, brat sie wymykal. Ale po prawdzie - nigdy nie mialam tak, jak Hana - nie bylam krytykowana, nawet jak moje pierogi wygladaly jak przybysze z kosmosu, ze podkradam farsz do uszek (do dzis robie wiecej niz trzeba, bo sobie wtedy kradne ;), ze nie posprzatane na blysk. Uwielbiam barszcz z uszkami, ale tak, jak barszcz wciagamy czesto, to za cholere nikt mnie ien zmusi do robienia uszek czesciej! Pierogi sa czesciej niz raz na rok, tak samo rozne wersje bigosu i pasztet (choc ten to raz na ruski rok). Makowiec ostatni raz upieklam chyba 30 lat temu, a lubie i kupuje dobry (nowa piekarnia dostarcza polskiemu sklepowi), szynka z ciastem drozdzowym, jakies inne upieczone mieso, sos chrzanowy, tatarski i salatka jarzynowa, i piernik i pierniczki.
Oprocz tych nieszczesnych uszek I maku po mojemu - z innych wymienionych dobr korzystam caly rok, ale na swieta to sie kumuluje i mi sie podoba - miesza sie z zapachem choinki. Moze widze swieta jako kumulacje smacznych rzeczy i choinki (moje dziecko jedno na pewno tak uwaza, bo mowila).
UsuńJak juz bylam na tzw swoim i dzieci byly, to robilam rzeczy, zeby im zrobic przyjemnosc, bo i ja mialam z tego przyjemnosc. Ale...tylko kilka razy spedzalismy swieta (1 dzien), badz cale swieta (3 dni) z rodzina, zazwyczaj jednak tylko...nas czworo, czyli kolo historii wraca do punktu wyjscia sprzed 60 paru lat, ale mysmy wyrobili nasza tradycje swiateczna, bo swieta to jedzenie jednak, ktora jest tak na luzie, ze juz bardziej nie mozna - np prawie caly dzien w pizamie - obiad swiateczny - na tacy/na kolanach ogladajac Singing in the rain. A potem jedzenie zostaje w formie bufetu i kazdy sobie bierze co chce, kiedy chce i ile chce. NIKT sie nie zlosci, nikt sie nie obraza.
A przez ok 10 lat spedzalismy swieta w Polsce, wtedy udawalo sie zwabic synusia.z kims badz nie. Wtedy zawsze angielski obiad swiateczny robilismy na srednio 12 osob, tylko nam milym, a nie z koniecznosci i musu.
Raz bylam na pasterce w zyciu - z ciekawosci.
W sumie jesli chodzi o aspekty religijne, to...troche zazdroszcze, ludziom, ktorzy maja gleboka wiare. Moja wiara jest oparta na innych rzeczach. I nikt mnie nie nawroci, a ja nawet nie bede mojej filzofii pokazywac.
Uwielbiam koscioly, ich zapas, cala ta ceremonialna pompe, choc nie jest mi bliska - bardzo lubie jej architekture.
Facebookowe Kury , mam nadzieje, sluchaly roznych adwentowych melodii, ktore podrzucam sukcesywnie. To tez lubie, ale...slucham ich nie tylko w grudniu...
A od wielu lat najbardziej mnie cieszy, tak gleboko, w duszy i jej zakatkach, przesilenie zimowe. Jak Gorzka, wraca swiatlo, zycie, powoli, ale naprawde. Co roku ide i dziekuje drzewom. Ze sa i to mi wystarczy. Czasem sie przytule. wiem, banalne, mi wystarcza.
24go i 25go bedziemy z tutejszymi dziecmi, Coreczka wlasnie o tym jedzeniu skumulowanym mysli, a ja zrobie i pasztet (zezremy raz dwa, bez opamietania), bigos (bo slubny i zieciu lubia, ja tez) i salatke, bo prawie wszyscy lubimy. Zeby im zrobic przyjemnosc. I - jak bum cyk cyk - dla mnie to przyjemnosc.
A chyba zaraz pojde i:
- nastawie skorke pomaranczowa na smazenie, bo nic mi tak zima nie pachnie jak to
- zrobie sobie sok jablkowy z cynamonem na cieplo. Patrz wyzej :)
Nie jestem walczaca contra swieta, bo u mnie nie ma przymusu. Naprawde :)
Ale, jesli byscie mogly wyjsc (Krysia C. na pewno!!) w przesilenie i pogadaly z drzewami, to bede wdzieczna. A co potem, to juz jak kazdemu w duszy gra :)
Ktod odtrwal do konca tej gadaniny to z niego bohater Zwiazku Radzieckiego, hrehrehr
Dotrwałam!
UsuńDotrwałam i to bez przymusu!
UsuńTeż.Lubię jak nawijasz. ;)
UsuńTeż dotrwalam😃
UsuńI ja też przeczytałam z przyjemnością, Krysiu :)
UsuńCudnie, jak w bajce.
UsuńO matka - ale macie sile do mojego bazgrolenia!
UsuńJa już mam podobnie ze Świętami. Luz. Minimum tradycyjnych dań, zawsze można się uprzeć, że jest ich dwanaście, licząc sól, pieprz i cukier jako osobne dania.:-D
OdpowiedzUsuńI aspekt słowiańsko - astronomiczny też do mnie bardziej przemawia niż to nasze ludyczne katolickie powierzchowne chrześcijaństwo. Chociaż kiedy kolęda grzmi w kościele na pasterce to robi mi się wilgotno w oczach. Ale dawno już nie byłam...
Choinka zawsze jest, żywa i pięknie udekorowana.
Teraz podziękuję Nince za przepiękną kartkę. Wisi na lodówce i sieje blaski.
I napiszę, że Bezowa uczyniła przecudnej urody firanki. A mnie nieczęsto coś się podoba tak do końca i bez zastrzeżeń. Niesamowite są, wesołe, szalone i energetyczne. Star będzie zadowolona.
Nie, ne, Agnecha, to nie Star.
UsuńNo to kto inny będzie zadowolony.
UsuńRenia czyli Ataner.
UsuńHana - na szufladach jest za malo towaru.
OdpowiedzUsuńCiesz się, że to nie ocet.:-D
Usuń:-D, ;-D
UsuńRabarbara
😃😃😃
UsuńHrehrehre, Mama jeszcze mowila o wielkich saganach ladnie porozstawianych miedzy octem.
UsuńOpakowana, one szuflady świeżynki są i jeszcze nie wiem czy wystarczająco je lubię, żeby inwestować.
OdpowiedzUsuńAgniecha, ale dzie ocet?
OdpowiedzUsuńHana, no co Ty?? To Agniecha od nas młodsza i wie że ocet na półkach !!?
UsuńRabarbara
W zasadzie fsjny ocet np.produkcji Angniechy to moglby stać !
UsuńAaaaaa! TEN ocet!
UsuńTy, Rabarbara, ja ten ocet widziałam własnymi oczami. Aż taka młoda to już nie jestem.
UsuńHrehre, Agniecha, właśnie miałam to zasugerować, ale stchórzyłam.
UsuńNo weź, nie niszcz moich złudzeń. Uważam Cię mianowicie za odważną osobę.:-)
UsuńTu trzeba dużo więcej odwagi niż gdzie indziej.
UsuńOcet Agniechy wygladalby bardzo malowniczo. Na KAZDEJ polce.
UsuńPodobno Polacy są najbardziej zestresowanym narodem przy okazji świat.Mnie to zupełnie nie dotyczy,nie czuję presji,ani zobowiązań.Nie przekreślam tradycji,nie czuje potrzeby odcinania się od tzw.korzeni,ale w moim wydaniu ta tradycja ewoluowała dość mocno:))Czasy są jakie są,nie sprzyjają odwiedzinom,wyjazdom,rodzinnym spotkaniom.Pozostają najbliźsi - ci z ktorymi spotykam sie najczesciej czyli moi młodzi i wnuczka,ktora ratuje całą sytuację i póki co ochoczo przyjmuje prezenty:))U nas skromnie,spokojnie, bez poczucia jakiegokolwiek przymusu.
OdpowiedzUsuńEwa, i tak powinno być. Ja też nie odcinam się ani od tradycji, ani od korzeni, ale też nie czuję potrzeby jakiejś szczególnej celebracji. Tradycja jest już tak zdeformowana, że sama nie wiem co nią jest, a co nie.
UsuńMasz cos racje z ta zdeformowana tradycja - naplywy zagraniczne na przyklad, ale taka choinka w wersji, jaka znamy, tez jest obca. Chyba kazdy sie trzyma takiej tradycji, jaka im odpowiada...a ja, od dobrych kilku lat zbieram przepisy tzw swiateczne z calego swiata, zeby odwaznie je spreparowac moim nic niespodziewajacym bliskim potrawy egzotyczne na swieta, ale jednak sie troche boje, ze moze byc paskudne...no i problem w tym, ze mam te liste, ciagle rosnaca, gdzies tak zatryniona, ze nie znajde i chyba szybciej i latwiej byloby zaczac od poczatku. Biorac pod uwage, ze tyle krajow zadnych swiat zadnego bozego narodzenia nie obchodzi, to uznalam, ze moze jakies potrawy najwazniejszych swiat z tego kraju. Z tym, ze nie na te swieta ;)
UsuńOj, Bezowa, Bezowa. slicznosci.
OdpowiedzUsuńTak mówisz? ♥♥♥
UsuńNie chce mi sie wspominać, ale nie mam dobrych wzorców po całosci, sama sie staralam,plakalam, wsciekalam, uginalam sie pod presją. J. cała ta szopke ma wyssana z mlekiem matki i teraz to on jest wymuszaczaczem, wiec nadal trochę swietujemy a on cale zycie cierpi pewnie, ze ja oporna i nie lubię swiat.Jakichkolwiek. w tym roku bedziemy tylko we dwoje, nie wiem jak będzie. W zasadzie najgorsza ta wigilia , i tak juz wymusilam od czasu ,kiedy nie ma tesciow i szwagra, że oplatek lezy i sobie kazdy moze ulamac, bez dzielenia sie i zyczeń. Pewnie z corkami pogadamy na skype i jakos to bedzie. Mlodsza kompetnie poszla w moja strone, czyli ma podobne dylematy,Starsza podchodzi lajtowo.
OdpowiedzUsuńNo i tak to, byle jak jesli chodzi o duchowosc, tradycje itp.
Pólki z szuflad wyglądają ok, w koncu jakos dojdziesz do ladu z tym miejscem, bo widzę, że jeszcze nie do konca je czujesz.
OdpowiedzUsuńNinka dala czadu z kartkami!
Bezowa zdolna nieslychanie i piekną firaneczkę wykonala i mitenki też.
Dora, z duchowością świąt to już dawno świat się pożegnał.
OdpowiedzUsuńMoże uda się nie udusić J.
Bendem kwiatem lotosu , zen, i te sprawy. Mam nadzieję.
UsuńDusza i duszenie. Jakieś to podobne.
UsuńAgniecha, i w tym się przejawia duch świąt.
UsuńMam podobnie. Nie potrafię się przeciwstawić. Podobały mi się pandemiczne święta wielkanocne (wiem, że to strasznie brzmi). Na luzie, bez spiny, bez ton żarcia, bez zmęczenia, bez udawania.
OdpowiedzUsuńJoasiu, odważ się, szkoda życia. Może się okazać, że dla nikogo nie jest to problem albo że ten ów odetchnie z ulgą, że też już nie musi?
OdpowiedzUsuńNie da rady (za słaba jestem, wyrzuty sumienia by mnie zjadły. ... To wieloletni przymus, znaczy się tradycja. Tylko mnie to nie pasuje.
UsuńJoasiu - moze modyfikuj, a nie stawaj na sztorc po calosci. Po troszku, po troszku.
UsuńJa tak robiłam, po troszku, po troszku.
UsuńU nas Wigilia w dorosłym życiu była tylko dla domowych czyli tak 5, 6, 7 osób, ale w drugi dzień świąt cała nasza duża familia, znaczy się bracia z żonami i dziećmi, gościła się u nas, zaczynając od obiadu a kończąc w godzinach wieczornych. Apogeum to było 17 dorosłych i prawie dorosłych ludziów. A wyżerkę na Wigilię i na tą rodzinną gościnę przygotowywała mama z moją pomocą.
Rodzinka przychodziła i się cudnie gościła, a myśmy z mamą ledwie co dychały, mama już tak ze dwa miesiące przed świętami żyła w potwornym napięciu, no bo mus było jeszcze chaupę wysprzątać.
Ograniczenia zaczęłam od kasacji rodzinnego obiadu, goszczenie zaczynało się w godzinach popołudniowych. Po śmierci ojca, Wigilia przeniosła się co prawda do nas, ale robiona wspólnie, czyli każdy coś tam przygotowywał.
Jakieś 4 lata temu jak z mamą było coraz gorzej, w trakcie jakiegoś świętowania zrobiła awanturę bo nie była wstanie znieść harmideru 17 osób, wyprowadziłam więc święta z naszego domu.
W 2019 roku Wigilię spędziłam z mamą w domu, brat przyniósł mi potrawy wigilijne od bratowej. Mama nie rozpoznawała już swoich najbliższych i drażniła ją duża ilość ludzi.
W tamtym roku tydzień przed Bożym Narodzeniem zmarła mama, właśnie dzisiaj jest pierwsza rocznica jej śmierci, święta spędziłam u brata.
W tym roku nie czuje już nic ze świątecznego przymusu, na Wigilię idę
do rodziny brata.
Hana - nie czuj się osamotniona. Moje tegoroczne Święta to kot na kolanach i ksiażka w ręku. Choinki nie będzie. Gości też nie. Jedzenie bardzo normalne, i w niewielkich ilościach. Być może pójdę na spacer nad morze, jeśli pogoda pozwoli.
OdpowiedzUsuńFiraneczka od Bezowej bardzo ładna i kolorystycznie pasujaca do wnętrza. Stołeczki przepiękne w swojej nowej odsłonie 😘
Nietutejsza, czuję się nie tyle osamotniona, co dziwaczna nieco wobec ogólnego szaleństwa. Ale nie aż tak, żeby się temu poddać.
UsuńA ja wczoraj kupilam choinke z papieru. Do tego przeceniona byla! Ma jakies 20cm wysokosci.
UsuńNietutejsza - jasne, ze lec nad morze, a wiesz, ze ja jeszcze nie bylam tu nad morzem? Niby to samo morze a troche inne ;)
O rany, już macie kartki? Ja je wysłałam w środę, czyli przedwczoraj! Żeby na pewno doszły przed świętami!
OdpowiedzUsuńA święta lubię, choć z dzieciństwa nie mam dobrych wspomnień i nie chodzi o jakieś napinanie się, wzajemne pretensje, zmuszanie się do czegoś, nie! U nas niestety był alkohol, przy każdej okazji. W wigilię widziałam nerwowość mamy, która bała się, że ojciec przyjdzie znów nietrzeźwy, bo wiadomo, w pracy nie było możliwości, żeby nie wypić. Ale poza tym zawsze było fajnie. Od kiedy sama robię święta nie ma mowy o alkoholu. U siostry też. Dopiero w sylwestra pijemy szampana. Święta u nas w ogóle nie są związane z religią, to raczej rodzinna impreza. Raz zdarzyło mi się iść na pasterkę, z grupą przyjaciół, niestety, kościelne śpiewy tak raniły moje uszy, że więcej nie próbowałam. A, nie! Kiedyś jeszcze byłam z Jackiem, jego mamą i bratem, i z kolegami brata. Ale staliśmy przed kościołem i śpiewaliśmy kolędy przy wtórze harmoniki i różnistych brzękadeł.
Święta jeszcze kojarzą mi się z jedzeniem, chociaż niby te wszystkie potrawy można zrobić o każdej porze roku. Jednak to już nie TO :D
Bo Ty, Ninko, jesteś muzyczna i taneczna.
UsuńA, bo to było tak, że organista z werwą i w dobrym tempie zaczynał kolędę, a potem musiał grać coraz wolniej i wolniej, bo baby ciągnęły coraz bardziej rozwlekle...
UsuńKolęda "Bóg się rodzi" to polonez, majestatyczny, ale taki z werwą, a nie marsz żałobny. Dlatego nie lubię kolęd "Mazowsza", bo ciągną je prawie jak te baby w kościele.
Moja bardzo dobra znajoma przez kilkanaście lat prowadziła dla dzieci, które uczyła muzyki, a potem dla zespołu dziecięcego "Niezapominajki" wieczory kolęd. Zwykle w nich wszyscy czworo uczestniczyliśmy. To było śpiewanie! Moja znajoma grała na pianinie, a na dodatek tak dobierała tonację, żebyśmy nie musieli piszczeć w wysokich rejestrach. Najpierw to było u niej w domu, potem w różnych salach, głównie szkolnych. W domu Jacek grał na gitarze, a potem i Dorota, więc było na dwie gitary, albo na gitarę i flet. A któregoś roku, kiedy siostrzenica przyszła ze swoim narzeczonym, on powiedział, że nie lubi śpiewać kolęd i wyszedł do drugiego pokoju. Od tej pory jakoś straciliśmy zapał...
U mnie święta byly fajne, jak bylismy dziecmi. Nie lubilam tylko zaganiania mnie do porzadkow domowych, nienawidze porzadkow do tej pory...
OdpowiedzUsuńMama szalala w kuchni, tez po nocach, a potem wszedzie staly jakies ciasta :)
Zawsze przyjezdzala rodzina z naszymi kuzynami rownolatkami, robilismy balagan, rznelismy w karty, jezdzilismy na lyzwach, snieg byl.. ech, bylo fajnie!
Z religia nam bylo daleko, tylko mama chodzila na pasterke.
A potem troche doroslismy i zaczely sie inne swieta. I tych nie lubilam juz nigdy.
A od 9 lat obchodzimy święta we dwoje, z moim szalonym mezem, czasem z corka, rzadko u corki,i znowu jest fajnie :)
Gotuje dla mnie barszcz czerwony z uszkami (polskie, z ruskiego sklepu), a dla męża cos miesnego z sosem, kartoflami i surówka. Obydwoje mamy, co lubimy :)
Ciast raczej nie piekę (kupilam właśnie w Lidlu babkę Penetona), do kościoła nie chodzimy, a z radia leca niemieckie przeboje swiateczne. Jak chce coś polskiego usłyszeć, to włączam Radio Pogoda, i mam :)
A w domu balagan, moze jutro wyciągnę z piwnicy nielubiany odkurzacz?
A może nie? Jeszcze jest czas :))))
Do Wielkiejnocy zdążysz odkurzyć.:-)
UsuńDo której?? :))))))
UsuńOjtam Basiu, nad odkurzaczem spuszczamy zasłonę milczenia.
UsuńUwazam,z e odkurzacz jest na wlasciwym miejscu i moze tam zostac.
UsuńTez mam panettone, testuje je przez caly rok, jak sie da, zeby nie byly zbyt perfumowane. Jeszcze moze byc Pandoro. Panettone polecam z maslem i szyneczka, badz dobrym serem.
Hanuś ,święta to robota nie do przerobienia była do tej pory.Gdy żył mój teść i moi rodzice ,to święta były moim koszmarem.Nie lubili się ,bardziej nie znosili więc ja gotowałam ,smażyłam i piekłam dla nas czyli dziada córeczki i teścia ,potem na wigilię do moich rodziców i też czemu nie posiedzimy ,a ja w wigilię zawsze raczej w pracy jeszcze przed południem.I te tony jedzenia! Pamiętam jak ze 30 no może 35 lat temu, jak jeszcze nawiedzali nas dodatkowi goście to robiłam miednicę! sałatki !Taką co na wannie była w zamierzchłych czasach w każdej praktycznie łazience.I te cholerne karpie co zawsze teść na mnie wymuszał i praktycznie co roku wsadzałam w ocet bo nikt nie chciał jeść smażonych .A niestety człowiek młody to głupawy i wydaje się jemy ,że trzeba!Najgorzej wspominam noc przed którąś wigilią .Smażąc karpia było po północy i byłam z lekka nieprzytomna ,miałam wrzący olej na patelni i całą patelnię wylałam sobie na dłoń.....Wygoiło się rewelacyjnie ,ale karpi i oleju na patelni dalej nie lubię!Jedyne co mogę Wam zdradzić to przepis na smażone uszka,które są boskie!!!!!!!Normalnie robione ,tylko zamiast do wody to wrzuca się je na patelnię ,na olej i smaży ,aż się zrumienią!Polecam. A firaneczki przepiękne!Bardzo podziwiam i dobór kolorów i fantazję !!!!!!
OdpowiedzUsuńOmatko, Margaret, gorący olej aż mnie zmroził:) Nie przepadam za rybami, za karpiem w szczególności. Żal mi ich - uświęcają wątpliwą tradycję, która w dodatku nie wiadomo skąd się wzięła. Świat w ogóle nie zna karpia.
UsuńBo to w PRL-u ,karp jako ryba szybko rosnąca był na topie .A i jeszcze hihi,przypomniało mi się jak miałam z 7-8 lat, mój tata elektryk wysokich napięć zrobił w domu na choinkę lampki z jakichś dziwnych mikro lampek podejrzewam,że z jakiś dziwnych sprzętów wzięte bo wielkości dzisiejszych ledów ,koniecznie chciałam je zapalić,a końcówka wyglądała :dwa druciki obdarte na końcu z izolacji,tata powiedział to wsadź do kontaktu ,tylko mi nikt nie powiedział trzymaj za izolację.Hihihi jak trzepnęło mną! Jak mi włosy dęba stanęły,a na jasia ścięta byłam ,mama weszła do pokoju i pamiętam jak dziś ojej ale ślicznie Tobie włoski stoją!!!!!!!!!Nie wiedziała bidula ,że przed chwila mnie popieścił prąd.A jako ,że u mnie w domu wszystko raczej mikro wierzące to na światełkach a nie kościele się kończyło!
UsuńHana - w Chinach znaja karpia.
UsuńMargaret - wspolczuje tych wspomnien tesc contra rodzice. Takie relacje zatruja wszystko. Jedni moi znajomi wrecz wymusili na starszym pokoleniu, ze oni WYJEZDZAJA na okres swiateczny I JUZ. I tak te rozne tescie i rodzice chca wigilii, to niech organizuja kiedys tam przed swietami. Podobno najgorszy byl pierwszy raz, potem juz szlo. a przez tobyli na swieta i nowy rok w przeroznych miejscach w kraju i na swiecie.
Swięta spędzałyśmy z mamą, we dwie, czasem u babci, gdzie była super choinka. Żywa i wielka. Z babcią robiłyśmy ozdoby choinkowe, które potem używane były przez lata. W domu choinka była sztuczna, ale ładna.Byłam goniona do porządków, ale mam fajne wspomnienia. Przede wszystkim, nie znoszę, nienawidzę, gdy jest za dużo jedzenia, gdy potem trzeba jeść to samo przez kilka dni, więc i mama i teraz ja, robimy "tak akurat". Nie wiem, jak to się stało, ale nasze dzieci, lubią święta po naszemu. Będzie, jak zwykle żywa choinka, śpiewanie kolęd, czasem chodzimy na pasterkę do kościoła we wsi, ale wtym roku nie będzie pasterki u nas. Księży mało, więc raz jest w tej, raz w innej wsi.Powiem Wam, że to czego mi najbardziej brakuje, to polskich kolęd w kościele, tu śpiewają straszne smutasy. A na Śląsku, to dopiero było śpiewanie! Z orkiestrą górniczą! Aż się mury trzęsły. Do dziś pamiętam dreszcze, jakie miałam przy śpiewaniu Bracia patrzcie jeno! My do kościoła tylko raz w roku, jeśli w ogóle, bardziej dla mojej mamy, która tego potrzebuje.
OdpowiedzUsuńDobry duchem tych Świąt, jest mój Wojtek, który się autentycznie cieszy na te dni, jak dziecko, co jest fajne. U nas jest dużo radośći, śmiechu, gramy sobie w planszówki, podjadając makowac i drożdżowe babki. Jeśli dzieci będą miały fajne wspomnienia to się cieszę. A jeszcze Wam powiem, że moje pierwsze dorosłe śięta, w sensie po tym , gdy zostałam żoną i mamą, były kompletnie do dooopy. Staś wylądował w szpitalu 6 grudnia, miał wtedy miesiąć, ja jeździłam do niego do szpitala i mogłam wejść cztry razy, żeby go nakarmić. Byłam tak zmęczona, że spałam na korytarzu, opierając głowę na parapacie, siedzialam tam od siódmej rano do wieczora, a nocą ściągałam pokarm w domu, żęby następnej nocy, mały miał co jeść. Koszmar. Kawał drogi od domu, bez samochodu. I nie powiem Wam, jaki mnie wkurw ogarnął, gdy po powrocie do domu, dostałam opierdol, że się spóźniłam na wigilię. A ja sie rozstać z dzieckiem nie umiałam.
o jezu, Kasia, dosc drastyczne wspomnienia....
Usuńmoje jedyne dorosle kiepskie swieta, to jak mialam ropnia na zebie, ktory sie zaczal w wigilie. Do pyska moglam wetknac tylko miekkie, poplynne i plynne i tylko najplastsza lyzeczka do kawy. chyba 5 stycznia u dentysty dopiero bylam, ale dotrwalam.
A jak organizowalismy swiateczny (angielski) obiad w PL, to tez zawsze po posilku gralismy w gry. Bardzo szybko sie okazalo, ze jedna gra byla wybieerana zawsze i ciagle w ta gralismy - takie troche szarady - narysowac, pokazac, narysowac stojac za kims i nie widzac papieru. Jako, ze dwa jezyki, to upraszczalismy reguly, a i tak smiechu bylo co niemiara. Raz haslem do zgadniecia bylo slowo "spade" (wym: spejd) czyli szpadel. Ale wyszeptane slowo i wyszeptane tlumaczenie no i nastapily jakies pomylki, ktos cos szeptal, tlumaczyl i dwie wybrane osoby zaczely pokazywac to cos...I dostalismy zeza rozbieznego, potem potwornej glupawki - jedna osoba uslyszala "szpada" i sie fechtowala, a druga kopala szpadlem, a w tym momencie moj slubny tlumaczyl, podsluchal tlumaczenie i innemu Anglikowi wmawial, ze to jest "desz pada" i oni zle pokazuja.. Teraz, jak ktos mowi "deszcz pada", to dostajemy glupawki.
Kuchnia, coraz piękniejsza, a firaneczka prima sort!
OdpowiedzUsuńKasiu, mój Tata lubił święta, choinka musiała być wielka, uwielbiał pakować prezenty - cokolwiek to było. Jednak jego świąteczna rola do tego się ograniczała. A i Mama skutecznie zrzędzeniem i pretensjami zabijała wszelką inicjatywę.
UsuńZe świąt najbardziej pamiętam zapach palących się zimnych ogni.
Uwielbiałam święta jako dziecię a potem po prostu z nich wyrosłam. Bardzo wcześnie bo kole trzydziestki dałam stanowczy odpór. Dopóki żyła moja mama to imprezowałam wigilijnie gdyż były to jej urodziny i imieniny. Potem to ja głównie uznawałam wigilijną kawę i odczuwałam grzeszny apetyt na chińszczyznę. Zasiadywań przy stołach zastawionych nie cierpię, tak po prawdzie imprezy po polsku po prostu mła nie podchodzą, więc się nie przymuszam do świąt. Lubię ubieractwo chujinek i prezentowanie, pogaduchy przez telefoon i okołoświąteczne wizytki na chybcika. Czasem jak mam ochotę cóś piekę, albo dla odmiany upichcę. I tyle. Przeżywać duchowo nie przeżywam ale jakoś w tym okresie bardziej do mnie dociera bezwzględność świata, więc usiłuje żeby było mniej bezwzględnie. Z różnym skutkiem.
OdpowiedzUsuńFiranki i niebiewska kuchenność bardzo przemawiajo do mła, hym... mła tyż jest w fazie niebiewskiej choć u niej wyprane błękity. Firanki bezowej odjazdowe! :-D
Taba, nie przeżywam w żaden sposób, ani nie mam okołoświątecznych rytuałów. Czasem myślę, że jestem uboższa o te wszystkie doznania. Ale przecież gdybym bardzo chciała i czuła brak, stworzyłabym je sobie.
UsuńOtóż to, Hano, jesteśmy na tyle "duże",że same ustalamy sobie standardy 😊
UsuńJak nie czujesz bluesa to się nie ma co przymuszać. Po co i na co, to by było udawane a udawane się nie liczy. Mła tęskni za magią, ale to jest raczej tęsknota za naiwnością dzieciństwa. Przy okazji świąt się tego jakby wincyj robi ale bez przesadyzmu. Co do tych standardów to różnie to bywa, niektórzy ustalają sobie sami a niektórym ustalają insi. Mła zna i takich którzy się świątecznie garną i by sobie z rodziną pobiesiadowali ale sobie nagrabili pozaświątecznie i szlus. ;-)
UsuńSorry bo Bezowa wyszła mła z małej litery. Tak jakoś poleciało po klawiaturze.
OdpowiedzUsuńGdybyś imię mojej curuś Bezy, napisała z małej, bym była obrażona ha ha
UsuńCześc Kurki!
OdpowiedzUsuńU nas ciemno.:-)
Byłam wczoraj u Rogatej, i chociaż na podwórzu błoto oraz piesek wielkości krówki atakowały razem (w związku z czym mam na plecach gustowne odciski łap, na szczęście brązowe na brązowym, więc nie spieszę się z czyszczeniem, błoto samo odpadnie kiedy wyschnie), to w środku małego domku wytworzył się miły ład, urok i w ogóle. Pięknie tam i już, niech Pacjan gada co chce, że to nie tak, a tamto miało być inaczej. Kto widzi, że jakaś linia ma 3,5 mm odchyłu, kiedy całość poraża urodą?
Nie męczcie się robotą , Kurki. Karpe diem. ( To coś o karpiu?)
Agniecha, z utęsknieniem czekam na zdjęcia Rogatej. U nas ciemno od 2 miesięcy. Przedwczoraj przebiło się słońce na parę godzin i to wszystko.
UsuńMoże chodzi o karpe zjem?
Raczej karpia zjem.
UsuńTez czekam na zdjecia!!
Cześć, dziś zyczenia dla Ewy Leszko, zestaw zasadniczy z sernikiem i choinką, wjeżdża na stoły.
OdpowiedzUsuńSkomplikowane te remonty u Rogatej, ale dobrze, że kolejny etap zakonczony, a że jest pieknie nie wątpię.
OdpowiedzUsuńDora, ciekawość mnie zżera.
OdpowiedzUsuńNaxpewno w stylu innych pomieszczen i domu, wiec widze oczami wyobrazni ceglę,kamien ,drewno, i biel .
UsuńFajne prezenty dostałaś Hana.
OdpowiedzUsuńBezowa zdolniacha jezd.Rękawiczki przytulaśne,chyba długie takie do łokcia? A włóczkowa kotara odjazdowa,prawie termiczna,gdyby była gęściejsza, zaoszczędziłabyś na energii.I kartka wysmakowana.
A o świętach trudno mówić bez odniesienia do ich istoty.Każdy ma wolność do i od,do czegoś i od czegoś.Wierzący mają prawo do celebrowania Bożego Narodzenia,a ci, którzy nie chcą mają do tego prawo i wolność od świętowania.Mogą np. iść do pracy w tych dniach.
Dlatego nie podoba mi się ta cała wroga narracja sekularna z podtekstem jakoby wyższości nad tymi biednymi,zacofanymi katolikami.Już pominę,że religia scala naród,dlatego uderzają w ten fundament.
Święta lubię od dziecka,kojarzą mi się przede wszystkim z zapachem pomarańczy.Nigdy nie pomagałam w przygotowaniach,Mama sama ogarniała,Ojciec był podkuchennym;kroił sałatkę,mielił na pasztet,przynosił z piwnicy słoiki z ogórkami;)
Dopóki żyli Rodzice i Teściowie byłam wolna od urządzania spotkań rodzinnych,a jeszcze dostawaliśmy podwójną wałówę.
A teraz sama też daję radę z przygotowaniami, w nieobfitych ilościach oczywiście,bo zawsze zostaje.
Tylko ta pogoda żeby się poprawiła.Dziś znów było szaro.
Opakowanej opowieści są niezwykle barwne i nostalgiczne,Masz dobrą pamięć.
UsuńOch, tak, zapach pomarańczy = święta, dla mnie też.
UsuńHanna, nie neguję istoty świąt, mierzi mnie jedynie powierzchowność tego wszystkiego, fałsz, niewiedza i nie wiem co jeszcze. Założę się, że są i tacy, co do kościoła latają, a nie wiedzą o co właściwie chodzi z tym Jezusem i stajenką. Nie zapomnę, jak kiedyś w tv pokazywali procesję Bożego Ciała w W-wie. Reporter zapytał pierwszą z brzegu kobitę po co i gdzie idzie i o co chodzi z tym Bożym Ciałem, na co odrzekła ona: a bo wszyscy idą...
OdpowiedzUsuńWiem,wszystko obrasta tłuszczem komercji,i święta,i idee.Handełesy nakręcają swój biznes.
UsuńA mnie sie przypomina taki zarcik rysunkowy, jak para puka do drzwi hotelu, pani w bardzo zaawansowanej ciazy. I mimo napisu "hotel" cala reszta jest utrzymana w tradycji. Hotelarz otwiera drzwi i mowi - ale skad! zadnych miejsc, przeciez Boze Narodzenie.
UsuńA tluszcz komercji jest okropny i czekam az to sie w siebie zawali.
Opakowana, nie zawali się, nie ma szans. Chyba że świat się zawali, co bardzo prawdopodobne.
UsuńTAk się zbieram do opisania moich wrażeń i wspomnień świątecznych, myślę i myślę i przeważają te bardzo piekne.
OdpowiedzUsuńNatychmiast słyszę chrzeszczenie papieru w pokoju mamy. gdzie tato się chował i pakowal w szary papier prezenty i obwiazywał go zwykłym sznurkiem w sposób niezwykle fantazyjny i daleki od estetycznego...ale na kązdym tak opakowanym prezencie była dedykacja skierowana do każdego z nas, bardzo dobrze opisujące jakieś nasze cechy charakteru lub osiagnięcia , prezenty to były szaliczki, rekawiczki, skarpetki wysztrykowane przez mamę...nie wiem kiedy, bo jednal to była niespodzianka.
Szkoda,że nikt nie wpadł na pomysł schowania tej twórczosći taty, z checia teraz bym to sobie poczytała. Choinke tato przynosił z lasu, talże zakac ..wszystko dary od leśniczego. Zajączek kruszał na balkonie ( dzisiaj byłoby mi tego zajączka bardzo szkoda), a robiło się z niego pasztet. Świetny pasztet. Ubierało sie drzewko 24 , gotowaliśmy wszyscy, mama torty trzy, makowy, orzechowy i sernik, masło, jajka ucierał mój starszy brat w makutrze, ja smażyłam karpia, lepiliśmy pierogi...tato tarł chrzan i buraki na ćwikłe i robił nalewke z wszelakimi przyprawami...choinka z ogniami sztucznymi, prawdziwymi świeczkami,watą jako śnieg, łancuchami sami robiliśmy ozdoby, wieszaliśmy cukierki, jabłka, pierniczki..mogłabym tak bez końca opisywać, wszystko to stanęło mi przed oczami. I tato grający kolędy na skrzypcach..eh..dzieciom moim też starałam się robić śliczne świeta...a teraz już mnie to nie podnieca. Venezuejlos nie ma takich tradycji, oni tańczyli do białego rana, o polnocy zjadali kolacje i tyle. Bedziemy sami, pierogi i barszczyk tudzież choineczke ozdobię i fajnie.
Pięknie opisałaś,Grażynko;) Z rodzeństwem wesoło.
UsuńMy z bratem tez lubilismy lancuchy robic i z wypiekami ubierac choinke, u nas tez byly jablka i cukierki a potem zgrabnie zwiniete tylko papierki. Ja mialam lekkie plecione ze slmy koszyczki, wieszalam na choinke, a w srodku cukierki. Dzieci cichcem zjadaly cukierki, a ja cichcem dosypywalam - aaaale sie dziwily!
UsuńNie wiem kiedy swieta zatracily sie - z takich wspomnien, jakie masz Ty i wiele nas, do tego, ze teraz nas to nie interesuje. Pomijam aspekty religijne, ale ogolna niechec do wszystkiego swiatecznego. Wiem, ze wiele osob wspomina swieta ponuro, bo w domu bylo ponuro (ogolnik), u nas bylo tak sobie, ale...no wlasnie, to ale. Moze dlatego, ze byla zima i snieg i duzo fajnych ciast i tluszczyk i galaretka spod pieczonego boczku i szynki i pachnaca choinka i te zywe swieczki na choince (kiedys malo nie sfajczylismy chalupy) i zimne ognie, zapomnialam o zimnych ogniach. Ale i tak moje popisy, jak bylam calkiem mala, tego chyba nikt ine przebije...NA PEWNO o tym pisalam nie raz nie dwa, ale napisze - sasiedzi z gory (2 p.)- bezdzietni, lecieli na wigile do rodziny pare ulic dalej, a wracajac przychodzili do nas na ciasto i herbate. Choinka ZAWSZE u nas yla wybrakowana, bo Tatko nie umial porzadnej kupic. I mysmy z bratem taka pol lysa, krzywa, ubierali w nasze ozdoby i oczywiscie wate i koniecznie anielski wlos. No i tamci wchodzili z aktorskim zachwytem mowil - jaka piekna choinka i jak pieknie ja ubraliscie. Tak mnie zdenerwowali tym gledzeniem, ze mikro ruda czarownica, bralam sie pod boki i mowila - swojej choinki nie maja (prawda, mieli tylko galazki z bombka i anielskim wlosem) - do nas MUSZA przychodzi i ogladac!
Choinkowym był mój ociec i jak nie dało się znaleźć całkiem symetrycznej choinki to kupował gałązki i uzupełniał nimi drzewko choinkowe, no lubił ją także ubierać. I choinka była oczywiście do sufitu czyli miała przeszło 3 metry
UsuńO rany, Marija, kto to potem sprzątał?
OdpowiedzUsuńChoinkę sprzątał ociec, ale musiała stać do Gromnicznej ;)
UsuńA jeszcze mi się przypomniało, jak kiedyś u dziadków, rodziców ojca, długo nie wpuszczano nas do pokoju, a kiedy w końcu mogłyśmy wejść, okazało się, że wszystko pod choinką okryte jest szarym papierem. Oczywiście musiałyśmy wytrzymać aż do ciasta i herbaty, żeby zobaczyć, co tam jest. Okazało się, że dostałyśmy kolejkę elektryczną, byłyśmy zachwycone, ale niedługo, bo kolejką bawili się tata, wujek i dziadek, a my tylko patrzyłyśmy... Przez długie lata było to tematem żartów :D
OdpowiedzUsuńKurczę, szukam i szukam podziękowania Dory za kartkę, bo jej odpowiedziałam i chciałam zobaczyć, czy ona coś jeszcze napisała, a tu nie ma! Co jest, myślę? W końcu zajarzyłam, że to pod poprzednim postem, gapa ze mnie :D
OdpowiedzUsuńNinko, kolejki tak majo...
OdpowiedzUsuńHana, nie doczytałam do końca, więc nie wiem, czy ktoś mnie uprzedził. BIORĘ KOGUTKA.
OdpowiedzUsuńJa bardzo miło wspominam Święta bo zazwyczaj spędzaliśmy je w domku w Z., który pękał w szwach. Dzieci były wyganiane na dwór, bo przeszkadzały no i szaleliśmy na sankach. Jeździło się zawsze, zwłaszcza jak Mika została sama. Czasem były smutnawe, jak kogoś z Rodziny ubyło ale zawsze tradycyjne, z białym obrusem i siankiem pod nim i tak jest do tej pory. Ja teraz spędzam Swieta,a wlaściwie Wigilię tam gdzie mnie "przypiszą". Czasem u Sis, w tym roku u J. znaczy się Brata, w zeszłym roku u teściów Siostrzenicy. A żeby nikt się nie męczył z prezentami dla mnie, sama je kupuję a potem mówię co od kogo. Ja za to lubię robić niespodzianki i właśnie w tym roku trzy osoby baaaardzo się zdziwią jak dostana prezenty.
Acha, moją specjalnością jest karp w piwie.
Oooo, Bacha, jak fajnie, ze sie objawiasz :) Takie prezenty sa zawsze trafione, co nie?
UsuńMetoda przypisywania jest chyba bardzo dobra!
Dzień dobry Kury! Niedziela dziś. Odpoczywać należy.
OdpowiedzUsuńOpowiem Wam historyjkę.
Otóż Latający smaży sobie od czasu do czasu jakieś krokiety na głębokim tłuszczu. W małym garnuszku, bo po co ma się dużo oleju/oliwy zużywać. Olej regularnie mu się przelewa z garnuszka i zalewa palnik. Potem się na tym palniku pięknie zapieka - Latający powtarza proces. No i w efekcie jeden z palników wyglądał, jakby był pokryty brązowo czarną emalią, a reszta palników metalowa. Jaki metal, nie wnikam. Wygląda jak stal nierdzewna. Drażniła ta różnica moje poczucie estetyki.
No więc wczoraj stwierdziłam, że wyczyścić trzeba. Niczym nie szło. Więc poszłam po rozum do głowy, wzięłam szklaną miseczkę, włożyłam do niej ten element, zalałam wodą, nasypałam sody kaustycznej i akurat zadzwoniła moja Mama, więc poszłam sobie z nią gadać. Gadałyśmy i gadałyśmy, aż w końcu coś mnię tknęło i poszłam zobaczyć, jak się mają procesy chemiczne w łazience. A tam smród, dym, opary i buzujący płyn w miseczce. Czarny. Powiedziałam więc Mamie, że kończymy szybciutko, bo coś się dziwnego dzieje i prawdopodobnie palnik się rozpuścił. Nawdychałam się dziwnych oparów, puściłam wodę, żeby się lała do tej miseczki i uciekłam. Wróciwszy po czasie, wyciągnełam teraz już równomiernie czarny element z miski, nałożyłam rękawiczki gumowe i zaczęłam go szorować. Nie powiem, oliwna emalia zmiękła i częściowo dało się ją usunąć, ale znikła też część metalu. Artystycznie to wygląda, interesująca faktura powierzchni, że się wyrażę jak krytyk sztuki.
Tak że ten, soda kaustyczna dobrze czyści. Dogłębnie.
Doczytawszy w Wikipedii, że koroduje metale w obecności wody, a zwłaszcza lubi aluminium. Ten mój kuchenny element chyba jednak był z aluminium wykonany, a nie ze stali. Trzeba było lepiej zapamiętywać, czego nas uczyli na lekcjach chemii w odległej przeszłości. Ale to było takie nudne - same wzory i kucie na pamięć niewiadomoczego.
Tak więc Kury, nie dajcie się skusić idei świątecznych porządków - to bardzo niebezpieczne zajęcie.
Agniecha, szacun :) Za polot i pomysłowość. Ja bym zalała coca colą :)
UsuńZrobiłaś mi dzień i Bzikowemu też :D
Poczytawszy wsie komentarze uznałam, że tak NAPRAWDĘ, wszystkie my tutaj tęsknimy za poczuciem bezpieczeństwa, zaopiekowania i wspólnoty jakie zazwyczaj generowało się przy świętach. Małe dziewczynki nasze kochane, te wewnętrzne, albo to dostawały albo nie. I wychodzi jak wychodzi.
BEZOWO, cuda robisz po prostu, CUDA :)
Wróciłaś! I co, zadziałało?
UsuńWyłamuje się, u mnoe nie bylo wspolnoty itp.i jako dorosla nie chcialabym kultywowx , acz nadal troszke mus, bo mąż lubi i on by chcial wlasnie pompy, zasiadania, objadania itp., tak ma wpojone i wiem, ze nie umie tego przełamać.
UsuńWróciłam :) Muszę się trochę ogarnąć, bo rozruszał mi doktor kręgosłup że hej :)
UsuńBoli dużo mniej, ruchomość lepsza. Następny turnus w lutym. Ileż tam ludzi było!!! I wszyscy opowiadali dobre historie. No i najważniejsze, zabiegi nie bolą, choć leżenie i chodzenie przez 10 dni, bez siedzenia i pochylania, kurde, to jest wyzwanie :D
Bzikowy powiedział: no tak to jest jak na chemii ktoś siedzi na ostatniej ławce i gwiazdy rysuje :)
On był zdolnym kujonem :DDD
Agniecha, nooo,masz medal jako Ch...a Pani Domu, bezsprzecznie.:))) Jakoś wiem (nie wiem skąd, bo na chemii siedziałam w ostatniej ławce i gwiazdy rysowałam), że soda kaustyczna jest niebezpieczna i nie uciekłabym się raczej do jej pomocy. Wszystko czyszczę octem i sodą oczyszczoną. Skutecznie.
UsuńBzikowa, ale wystarczy nie siadać i nie schylać się, żeby dziada naprostować? Bo to wyzwanie podjęłabym.
UsuńAle bo zaraz ChPD. Soda kaustyczna wydała mi się skuteczniejsza. I była.:-D
UsuńAle zapamiętam sobie, że jednak do kuchni oczyszczona, a do przepychania kibla - kaustyczna.
Z kiblem też może być różnie. A bo to wiesz, co w nim siedzi?
UsuńJak posypię sodą, to cokolwiek by tam siedziało, już nie wyskoczy. :-DDD
UsuńByłabym ostrożna, bo jak rury przeczyścisz to też mogą zniknąć i dopiero będzie problem. Zostanie tylko "kibello" i co wtedy?
UsuńHana, to metoda dr Palucha. Manualna.
UsuńZbiegi są króciutkie, nie bolą. Wyzwanie jest, bo pierwszy turnus to 10 dni, dwa zabiegi dziennie. W moim wypadku koszt:600 zł+ hotel za 11 dni. I wyżywienie jakieś tam. Przez te 10 dni nie siadasz, nie pochylasz się, dużo spacerujesz i leżysz. Byłam sama w hotelu i te 10 dni mi się zbiegło jeden bardzo długi dzień, ale dałam radę. Sporo filmów obejrzałam na laptopie leżąc :) Potem po 6 tygodniach znów 6 dni. Potem po 4 miesiącach, a potem co pół roku. Poznałam ludzi, którzy już kilka lat jeżdżą i czują się bardzo dobrze, a mieli mieć operacje. Polepszenie następuje u różnych ludzi różnie, ja na razie obolała jestem, ale boli mniej. ponieważ nic nie pomagało, zdecydowałam się. Byłam w Białej Podlaskiej, wiem, że jest kilku (bo nie ma ich wielu) lekarzy po zachodniej stronie Polski.
TU byłam http://www.majos.com.pl/
Bzikowa, dziękuję za informacje. Na szczęście dla mnie wydaje mi się, że jeszcze się nie kwalifikuję na taką kurację, zresztą nie wiem. Kręgosłup mi nieco dokucza, ale nie jest to ból nie do wytrzymania. Jest to upierdliwe, bo cały czas czuję, że mam kręgosłup - po wysiłku, dłuższym marszu, robocie na gumienku, krzywym spaniu itp. Może można zrobić to profilaktycznie? Muszę o tym poczytać.
UsuńAgniecha,dobrze że nie zaczęłaś eksperymentu od posrebrzanych sztućców;)
OdpowiedzUsuńPalnik chyba można dokupić,spisz z tabliczki znamionowej typ,model,ewentualnie datę prod.
Szarówa i trochę wietrznie.
Spoko - nie rozpuścił się całkiem.
Usuń"Nie calkiem"...Agniecha! Jak dziala i nie puszcza gazu, to chyba dobrze ;)
UsuńJa tylko raz kompletnie rozpuscilam kawalek wloczki - welny. Kolorek byl troche podejrzany, wiec postanowilam rozjasnic nierowno domestosem. Dolalam do wody troszke, wlozylam z 10cm wloczki - nic. No to dolalam domestosa, pomieszalam, wloczka - nic. To wlalam JESZCZE, po pol godzinie wloczka zniknela.
Opakowana, umarnęłam:))) Rozjaśniam domestosem drewno, bo skuteczniejszy jest niż ług. Ale nigdy mi jeszcze nie zniknęło.
UsuńJa rozniez doprowadzilam do histerii rozne bzdziagwy piszac, ze po surowym kurczaki (i innym miesie) drewniana deske do krojenia najpierw czyszcze z resztek, potem goraca woda, a potem szoruje...domestosem. Otoz ponoc truje male dzieci, wdychaja i takie tam...Rade wzgledem domestosa dostalam od...rzeznika. Tamtym idiotkom wyszlo, ze ja polewam domestosem , zostawiam i wachluje, zeby kazdy wachal i umieral i jadl. Drewno deski tez nie znikalo, jakby drzazga, to moze.
UsuńPo zastanowieniu się ( Hanna i srebrzone sztućce ), dochodzę do wniosku, że utensylia kuchenne powinnam mieć ze złota ewentualnie platyny. metale szlachetnie nie korodują z konakcie z kwasem oraz z zasadą. Teraz muszę przekonać Latającego, że to niezbędna inwestycja. Co prawda na razie jeszcze nie zauważył, że palnik jakiś nie tego.
UsuńSorry za straszliwe literówki.
UsuńAgniecha, przecież to Latającego wina, to on zapaskudził palnik!
UsuńJedyne, czego nie lubiłam w czasie Świat to te porządki, na szczęście była tzw. "pomoc domowa", Anielcia, która myła okna. Można było też zatelefonować do studenckiej spółdzielni pracy "żaczek", studenci chętnie dorabiali zwłaszcza przed Świętami. Teraz nie ma z tym problemu, bierze się ściereczkę, specjalną do mycia okien i w pół godziny 4-y okna balkonowe czyste jak łza.
OdpowiedzUsuńNo i to zmywanie naczyń, bo zmywarek długo nie było.
Za skladaniem żeczeń każdy każdemu też nie przepadałam ale od jakiegoś czasu życzenia składa wszystkim gospodyni i kazdy odlamuje kawałek opłatka.
Czytanie fragmentu biblii z Narodzinami obowiązkowe i nalezy do najstarszego w gronie świętujących.
Bacha, fajna tradycja. Z czytaniem.
UsuńAch! Zmywarka! Jestem zakochana bez pamięci!
A kto, dziecięciem będąc, lubił obcałowywać wszystkich i być obcałowywanym? To sztuczne jakieś było i wymuszone. Z niechęci do bycia obcałowywaną wyrosłam, ale nie dotyczy to ciotków, pociotków i wujków:)))
Bacha, anioł wystartował.
UsuńCześć,szaro,buro i wietrznie.
OdpowiedzUsuńJakaś dziś jestem wypluta, nic mi się nie chce. Szaro, buro i ponuro.
OdpowiedzUsuńOd jutra trzeba wziąć się do roboty, nic samo niekce się zrobić.
A ja dzis dostalam nowy stol. Szwagier zrobil. Zdjeto waski dosc marmurowy blat i przykrecono o wiele wiekszy blat z drzewa tulipanowego. Strasznie mi sie podoba - 4 osoby jedza przy nim swobodnie, piata tez by wlazla. No i nada sie na stol do szycia. Nie wiem, ile zaplace, ale drewno z odzysku (dawniej regal na ksiazki), szwagier mial na stanie i w dzien zrobil na wymiar, wykonczyl i potem przez pare dni olejowal. Jeszcze mi tylko brakuje malej komodki wiklinowej na jarzyny w kuchni.
OdpowiedzUsuńOpakowana, toć to skarb, taki szwagier. Nawet nie wiem jak wygląda drewno tulipanowe. Szkoda, że daleko, bo wzięłabym marmur. Zrób z niego ławkę w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńAlbo szeroki parapet.
UsuńAlbo cuś w palmiarni. Np. Fontannę.
UsuńTen marmur (chyba jakis kompozty, ale tak ciezki, ze dwoch chlopa musi nosic, no i polozyli ten marmur marmurem w dol - bo ma podkladke z mdf-u i trza bylo odkrecic rozne srubki. No i nie mogli podniesc, bo gladziutko przylegalo do podlogi i przez ciezar nie dawalo sie o co zahaczyc, zeby podniesc. Zuzyta zostala lopatka do ciasta....
UsuńFontanny nie bedzie (nie bedzie rowniez kozy), a w ogrodku bedzie stoliczek na doniczki. Mozliwe, ze bedzie polozony na dwoch badz 4 duzych donicach.
Koze chcielismy taka mikro - dla ladnosci, ale nie mozemy miec, bo komin by jej sie urwal.
Szwagier umie robic WSZYSTKO. Jakby Twoja Kurioza byla tu, to dokladnie WSZYSTKO by Ci tu zrobil, bo umie. ale liczy sie, u niego tanio nie ma. ale warto! Nie znika, nie spieszy sie rowniez, choc nam ten stol zrobil w pare dni. Kiedys byl nauczycielem plastyki, potem byl projektantem oswietleia, potem poszedl na swoje i z partnerem odbudowali spalony dom. Oprocz tego, jak kupili swoj dom, to przez chyba 3 lata zyli na klepisku i z drabina na pietro, on po pracy, remontowal dom. Ktory juz przerobil chyba ze 3 razy - zamienial lazienke z ciemnia, lazienke z prysznicem na lazienke z wanna. Akurat ten pomysl z wanna byl genialny - jest stopien, wanna jest na podescie, wchodzi sie do niej LatWO. wychodzi tez. Byl ceramikiem i mial nadzieje sie z tego utrzymac (jeszcze mamy kilka jego kawalkow, a u nich w domu w pewnym momencie wszystko w kuchni, procz garnkow, patelni i czzajnika bylo jego roboty. szklanek nie uzywali tylko kubeczkow ceram. Potem przestal, przestal przebudowywac cale domu i zajal sie mniejszymi robotami, w niektore dni nie pracowal, bo on jest cyklista i ma cala sciane pucharow. A potem, tez jako samouk zaczal budowac meble... no i tak. Mial w arsztacie tego tulipanowca w formie biblioteczki i rozlozyl na czynniki pierwsze. Jasne ciekawe drewno.
Ojacież, Opakowana, jawi mi się Twój szwagier jako niesamowita osobowość.
UsuńNiestety, uwielbia spory polityczne i uwaza, ze jak ktos mysli nie jak on, to przyglup slepy. Ja odmawiam dyskusji z nim. Rozmawiamy o innych rzeczach - on jest greenpeace, antynuklearny (naet za prostesty bym za to aresztowany i ma prawdziwa kartoteke), nie jest pewien covida, jest na biezaco z tym, co sie dzieje, tylko, ze ma bardzo swoje widzzenie swiata. To jest ten, co na gruba rocznice slubu zaprosil (na zasadzie - ja ide, a Ty jak chcesz. Chcesz?) na zebranie cyklistow... ale ogolnie to gosciu lagodny (poza polityka), uwielbia zmywac i na pomysl zmywarki obrazil sie, umie piec chleb, ale nieustepliwy cholernik.Ciekawy gosciu na pewno.Mowi od zawsze, ze lubi ze mna rozmawiac, bo zadnej przynety nie lapie i nie daje sie wciagnac w te czcze gadki polityczne. Ze szwagierka zawsze byli alternatywni.
UsuńWspomnienia mam podobne bardzo do Ciebie, cóż, Wielkopolska. Bardzo ważne było SPRZĄTANIE!! To były bardzo generalne porządki, każda szpara musiała być wypucowana, ale faktycznie po tych zabiegach pachniało świętami, pastą do podłogi, choinką i wędzonymi kiełbasami. Po tą choinkę jeździłam z tatą do leśniczego, dawał asygnatę i można było sobie wyciąć dowolne drzewko. To miłe wspomnienie, choć z reguły tato decydował, którą wytnie. W Wigilię była ubierana, nigdy wcześniej. Mama zawsze była czymś wkurzona i atmosfera była dość napięta. Czekałam na święta, ale to przeważnie było rozczarowanie. Po kolacji do Pasterki każdy robił co chciał, ja najczęściej, objedzona jak bąk kapustą z fasolą (uwielbiałam) czytałam książkę. Na Pasterkę wcale nie chciało się iść, ale był obowiązek. Pasterka trwało długo, rany prawie dwie godziny, masakra. Wracaliśmy głodni i wtedy można było wyjąć ze spiżarni te pachnące kiełbaski i salcesony i pasztet. Już nie było postu. Ojciec sama robił wyroby i były pyszne. Objadaliśmy się ponownie i czasami graliśmy w kości do 3 rano. Teraz też nie czuję żadnej magii świąt, od lat w biegu, zmęczeniu. Myślę, że mogłabym przygotować piękne święta, ale najpierw z rok muszę odpocząć a przygotowania zacząć już latem.
OdpowiedzUsuńMasza, chciałabym zobaczyć Twoje święta organizowane przez rok. To byłoby coś!
UsuńA ja mysle, ze jakby tak zapachnialo intensywnie tymi produktami wiejskimi, choinka i pomaranczami w fomie skorki w ciescie drozdzowym, to taka malusia namiastka swiatecznego nastroju by sie znalazla :) Ja juz napisalam, ze to, co jemy, to jemy w ciagu roku tez, ale glownie zapach kumulacji tych rzeczy tak w jeden tydzien, to dla mnie tak swiatecznie.
UsuńDla mnie to jest zapach pasty do podłóg.
UsuńOoo, pasta do podlogi tez
UsuńNie będę rozpisywała się na temat świąt. W dzieciństwie były wyczekiwane i w jakiś tam sposób magiczne dla małej Ataner. Czar prysł z wiekiem, poźniej to już raczej tradycja. Troszkę się starałam jak syn był mały i wierzył w św. Mikołaja. A teraz no cóż, troszkę ozdób świątecznych, niekoniecznie choinka i tak to wygląda. Okna przecieram jak kot je usmaruje, żadnych generalnych porzadków.
OdpowiedzUsuńHanuś Twoja kuchnia zachwyca, Twoje przydasie, malunki, i wszystko, jest takie wyjątkowe bo stworzone przez Ciebie.
Firaneczka Bezowej, to majstersztyk! Zdolniacha z niej jest wielka, tylko zbyt skromna. Bardzo się cieszę, że robi dla mnie podobne cudo, wyjątkowe i niepowtarzalne. Aniu! Diękuję.
Każda z nas jest wyjątkowa i ma jakiś dar, tak jak Ninka która tworzy tak wyjątkowe kartki i nie tylko.
Wszystkim Kurkom życzę wypoczynku, spokoju i radości w tym Swiątecznym Czasie, bez spiny, róbcie co chcecie i czerpcie z tego przyjemność.
Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie:)
KOBIETO, ja zaglądam do ciebie na bloga, piszę, czemu nie piszesz, jejeu...jużem myślała, żeś zasiliła szeregi anielskie!
UsuńPozdrawiam i ja, zdrowia życząc i spokoju na czas zimy. I odzywaj się czasem, choć tak wiesz: żyję, oddycham, ale pisać nie będę.
Otóż to, Ataner. Każda z nas coś potrafi, a Bezowa to wyjątkowo twardy orzech. Parę lat nam zajęło, żeby ją przekonać, że POTRAFI. Perswazją, podstępem, udało się!
UsuńAniu Bzikowa - jest mi bardzo miło i dzięki za troskę. Kurczę przyznam Ci się szczerze, że dawno nie zaglądałam na swojego bloga, dlatego nie widziałam Twojego zapytania. No kurczę, żyję i mam się dobrze a do pisania wrócę - buziaki:)
UsuńCześć Kurki!
OdpowiedzUsuńU nas na razie szaro-buro.
Wieczorem mocno lało, strasznie hałasował ten deszcz po dachu i wszystkich parapetach. A miał padać śnieg. Może dzisiaj?
Przyjemnego poniedziałku z czasem dla siebie.
Witam. Ja w kwestii tych pięknych dzierganych firan. Czy można takowe zamówić..jeśli tak to gdzie i jak..Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie wiem, kim jesteś, a my tu w Kurniku mamy taki zwyczaj, że lubimy wiedzieć z kim rozmawiamy. Gdybyś była zainteresowana "firanką" pisz na maila Kurnika: 3baby...
UsuńPrzepraszam, ale chciała bym wiedzieć kim jesteś.
Dla precyzji, jakby ktoś nie mógł znaleźć: 3babyzwozu@gmail.com
UsuńDzien dobry...w Warszawie pada śnieg, jak w bajce, duże płatki jak waciki...cudnie
OdpowiedzUsuńWaciki? Weź, Grażyna, ślisko jest, a to już nie jest fajne!
UsuńDzień dobry! U nas śnieg padał w nocy. Obudziłam się około trzeciej, było jakoś jasno i po prostu musiałam sprawdzić - było biało! I jest jeszcze, a na dodatek świeci słońce :)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam skopiować moją odpowiedź dla Dory, która, dziękując mi za kartkę, napisała pod poprzednim postem, że jej głupio, bo zaniechała wysyłania. Kieruję ją do wszystkich Kurek, którym, niedajbuk, głupio:
OdpowiedzUsuń"To niech Ci nie będzie głupio :) Wysłałam do Kurek, których adresy znalazłam w
moim notesie :) Te, których byłam pewna. Miałam jeszcze kilka adresów, niestety, na jakichś karteluszkach, ale gdzieś mi się zapodziały, może jeszcze znajdę."
Hej, ciemno, pluchowato i sennie,a sręta tuz tuz, chlopa ni ma, i wszysrko na mojej glowie.
OdpowiedzUsuńDora, gdyby był, to i chłopa miałabyś na głowie:)))
UsuńBardzo trafne spostrzeżenie!
UsuńHre,hre,hre, no niby racja, ale sporo rzeczy by zrobil sam, a tak to wypadlo na mnie.
UsuńDora, zrobisz, spoko.
UsuńDzień dobry popołudniowe.
OdpowiedzUsuńZa oknem już ciemnica okrutna i wichur,a zapowiadają burze śnieżne. Ja się tak nie bawię. Nie chcę śniegu i zimy. Byle do wiosny...
Dokładam, już zaczyna być wesoło, bo ulice białe i śliskie, a krupy lecą z góry, waląc w okna... Brrr
UsuńU mnie tylko lekki mrozik, żadnego śniegu. Na razie.
OdpowiedzUsuńChcialam tylko Kurom przypomniec, ze jutro jest przesilenie. Popatrzcie przyjaznie na drzewa, na drzewach owocowych mozna powiesic jakies jedzenie dla ptakow, dajcie przyjaciolom miod i orzechy ku pomyslnosci w nowym roku, zawiescie wieniec na drzwiach (nie mam w tym roku!!!). Naszpikujcie pomarancze gozdzikami i zawiescie gdzies badz polozcie kolo choinki. Od jutra niech bedzie jasniej, moja nadzieja, ze bedzie dobrze zawsze sie odradza w czasie przesilenia.
OdpowiedzUsuńDzięki Opakowana, uczczę. Jabłka wiszą już dawno.
OdpowiedzUsuńNaszpikowalam mandarynke i niestety, nie wytrzymala za dlugo, zaczela gnić.Wienca nie wieszam, jablka dla prakow tak,Na drzewa zawsze patrzę przyjaźnie😃
OdpowiedzUsuńMargarynka nie wytrzyma. musi byc twarda pomarancza! Ja juz zrobilam. Mam nadzieje, ze wytrzyma. powinna uschnac.
UsuńA ja chcialam malutkie, do pomaranczy wkladalam zawsze, tym razem chcislam inaczej.
UsuńUff. Nadrobiłam Kurnikowe zaległości czytelnicze i inne też. Świątecznie jestem ogarnięta, bo u nas nikt do pedantów nie należy a sprzątnąć trza jak się bejzello pojawi i bez specjalnej okazji. Święta opisywałam na łamach Kurnikowych i się chwaliłam w zeszłym roku to teraz już nie będę. W tym roku nasz Pierwszy nie wlecze ze sobą zbłąkanych wędrowców ze świata. Będzie rodzinnie na Śląsku. Małż uwielbia pichcenie to niech se pichci. My uwielbiamy jego jedzenie to będziemy jeść. Jak zechce pomocy, wszyscy się stawimy w kuchni. A pod choinką po raz pierwszy nasz nowy Wnusio i Prawnusio się spotkają. Raz w roku lubię mieć wszystkich obok siebie.
OdpowiedzUsuńSaBała, i to jest właściwa postawa! Radości z wnuczków!
UsuńBasik, fajnie,bedziecie mieli wesolo. Dzieciaczki narobią szumu ale i radosci co niemiara. U nas na wnuki się nie zanosi, corki zajete wlasnym zyciem, bedziemy sami, ale pewnie pogadamy na skype.
UsuńDzień dobry drogie Kurry.
OdpowiedzUsuńU nas cisza i brak wiatru i zaczął padać śnieg. Taki, co to wygląda jak małe piórka aniołów i podobnie opada, spokojnie, powoli i dostojnie. Może sobie człowiek po kolei obserwować spadające płatki.
Dobrego wtorku!
U mnie meteorologiczny constans. Ni to zima, ni to jesień.
UsuńHeloł,-2 st., mokra drobnica zaczęła padać, szybko i gęsto.
OdpowiedzUsuńZaraz pójdę po kiszoną kapustę, to zaliczę spacerek.
Cudny dziś dzień,mrozek i słoneczko.Wczoraj dyńka mi pulsowała,widocznie na zmianę pogody.
OdpowiedzUsuńMam taki sajgon w kuchni,że i świnia by zabłądziła.Wszystko robię naraz,wyrabia się ciasto na makowiec,robię farsz makowy,moczą się śledzie,piernik odtaja,w międzyczasie przygotowuję obiad.Teraz zrobiłam sobie przerwę na kawę.Dobrze,że Misiek odkurza.
Jeszcze tylko choinka,niedaleko nas sprzedają śliczne jodły,proste i gęste,bardzo siem mnie podobowujonce.
W czwartek z dekoracjami na cmentarz i wsio.Oby pogoda się utrzymała.
Miłego.
Zapomniałam napisać,że pękam ze śmiechu z opowieści Opakowanej.
UsuńJak położyli mamrmur marmurem w dół;)
"Tamtym idiotkom wyszlo, ze ja polewam domestosem , zostawiam i wachluje, zeby kazdy wachal i umieral i jadl";))
Hrehrehre, ale od razu wiadomo o co chodzi, c'nie?
UsuńOpakowana umi opowiadać😃
OdpowiedzUsuńHanno ależ zapierniczasz, ja poki co wyszlam z domu, słonka brak, ale doxodmu wracsc sie nie chce , polazeguję jeszcze, teraz stanelam w kolejce , wszak na zakupy też wyszłam.
Dora, zakupy odkładam na jutro, zresztą wiele nie potrzebuję. Kupiłam wczoraj tę magiczną ścierkę do okien. Dla mnie rewelka. Spróbowałam na jednym oknie i tak mi się spodobało, że w pół godziny umyłam 4 okna! Dzięki za radę. To w sam raz dla mnie, sprzątaczkowego lenia.
OdpowiedzUsuńa ile kosztowala? Bo u nasz na amazonie chca ok 50 zlotych. za scierke???
UsuńHano, cieszę się, dla mnie ta sciereczka jest swietna i cieszę sie z niej jak nie wiem co. Opakowano dawalam fotke na fb na rzonach. 10-12 zl w rossmanie.
UsuńJuz Ci na rzonach dalam zdjecie. Szmatku sie w samej wodzie namacza i wyżyma i taką lekko zwilzoną wyciera lustra, szyby , baterie , drzwiczki lodowki czy mebli, po prostu przecierasz i gotowe,nie polerujesz zostawiasz do wyschniecia, zero smug. Sciereczke sie pierze rowniez w samej wodzie. Jesli masz cos mocniej zbrudzone ,np.szyby z zewnatrz, to najpierw inna szmatką tez bez uzywania detergentow przemywasz, a potem tamta lecisz juz raz raz.
UsuńDzieki, Dora, ja patrzylam na jakas wypasiona straszliwie, na amazonie ich duzo, wezmne te, co polecasz :)
UsuńTez ogladałam różne.
UsuńBo ze świętami tak właśnie jest, człowiek się urobi, umęczy, a potem jest tak padnięty, że nawet nie ma siły odpocząć i żal mu pupę ściska, że się narobił, a jeść nie ma komu. Spokojnych :-)
OdpowiedzUsuńAnnette, właśnie w tym rzecz, aby nie doprowadzać się do stanu umęczenia i nie terroryzować rodziny jedzeniem.Wszak nie o to świętach chodzi.
OdpowiedzUsuńSiedze na fotelu, przykruta kocykiem , z kawką,herbatniczkiem i w ogole sie nie spinam. Zeby nie bylo że nic nie robię, to kapusta kupiona,2 ryby też, buraki do ćwikły się gotują, chrzan czeka na utarcie, ale to jutro. Jutro przygotuję farsze do uszek i pierogow, w czwartek polepię, ugotuję barszcz i tyle. Jakies cissto się pyknie raz, raz, chcę piernik, bo w tym roku pierniczków nie piekę. Teroryzowac nie mam kogo, czysto mam, nie szaleję z niczym.
OdpowiedzUsuńA ja wlasnie upieklam pierniczki, pierwszy raz od dziecinstwa mlodszego dziecka. Migiem poszlo, bo walkowalam, wykrawalam, a te w piecyku juz gotowe. Na razie miekkie, ale sie nie ludze ;)
Usuńza to teraz w piekarniku susza sie plasterki pomaranczy. W sumie ten zapach to nie tylko swieta, ale - dla mnie - Nigeria. We wspolnym ogrodzie (ogromnym, glownie podejrzana trawa, klepisko i kupa drzew owocowych, czyli banany, pomarancze i cytryny (cytrusy, jak byly jeszcze zupelnine zielone, ALE z mala plamka jasna, moze dwiema, to znaczy, ze juz gotowe. a owocowaly, jak dla mnie, caly rok. Wiec u nas w domu, w kuchni, popokojach, na tarasie, zapach krojonych , badz wyciskanych pomaranczy by caly czas - jak odswiezacz powietrza :) A synus tak rozpuszczony bananami pachnacymi sloncem, prosto z drzewa (malutkie bananki byly), na popasie w locie z Lagos do Warszawy we Frankfurcie, poszlismy do sklepu spozywczego w podziemiu i byly banany. Pamietam, ze jeden kosztowal odpowiednik dolara. Synus sie upieral (mial chyba 3 lata), upieral, poddalam sie, kupilam takiego slicznego, bez jednej plamki. sunus odpial banana, ugryzl, zrobil dziwna mine i plunal! Szlag mnie trafil - Ty cholero!!! no to dokoncze. Wzielam kawalek do pyska, pozulam, zrobilam dziwna mine i plunelam. To bylo perfumowane drewno.
Pierniczki świąteczne Małż wypieka dla mojej pasji dekorowania. Foremek, stempli i innych blaszek mam pół szafki na różne okoliczności. Czasu to trochu zajmuje, ale jak policzę moją uciechę to straty ni ma. Wolę to niż pedantyczne latanie ze ścierą. Już dawno przeczytałam, że 24.12. przyszedł na świat Jezus a nie Sanepid.
UsuńA ja sobie kupilam blaszke do ciastek w formie petit buerre. Mam przepis na ciasteczka, ktore ciagle robilam w zamierzchlych czasach - cytrynowe. juz sprawdzilam, ze ksiazka rozpadajaca sie JEST na polce (a nie w garazu) i zrobie kiedys takie petit buerry (do dzis chyba moje ulubione ciacha)
UsuńOpakowana jakiw Ty masz ciekawe zycie, uwiwlbiwm Cię czytać.
UsuńBasik, po prawdze to wiwlce umowny i symboliczny termin, wiec tym bardziej😃
UsuńTez mam sporo ladnych foremek, lubie je kupować.
Dobre te opowieści, pouśmiechałam się z wielu. Miałam dobre wspomnienia z rodzinnych Świąt, ogolnie.Przez mego Tatę, który jakoś tak mocno po kresowemu przezywał tradycję, a że byl uparty, to gotowal i kisiel z owsa, i żurawinę, i bubliczki piekl, bo byl u nas w domu szefem kuchni. Oczywiście, pomagaliśmy. Oblizywanie wałka itp.Taty zabrakło i wigilie się tradycyjne skończyły, rodzina rozpierzchła.Teraz podobnie jak większość dziewczyn, uważam, że nie muszę, robie, co chcę, co mi sprawia przyjemnośc, daje dobre myśli i upiększa ten czas.Bardzo lubimy śpiewać w domu, odwiedzamy mamę, kolędujemy, ja gram na akordeonie, a jak zaczynają tematy zdrowotno - polityczne, to ide poczytac ksiazkę z biblioteki Taty. On tez kiedyś czytał, goście w jednym pokoju, Taty nie ma, zachodzę do niego, a on lezy na tapczanie na brzuchu i Astronautów Lema czyta:)Ze spokojem.
OdpowiedzUsuńNie umiem się zalogować, a mnie męczy...
OdpowiedzUsuńGdzie mogę kupić takiego pięknego Anioła? Zauroczył mnie od razu. Ale głupio było mi się tak dopytywać. No ale musiałam:).
anonimowa72
Tak do mnie przemawia....
OdpowiedzUsuń