Dzisiaj kulisy swojej kuchni odsłoni nam Opakowana. Nie, żeby jakoś szczególnie wyrafinowaną kuchnię prowadziła (przepraszam Opakowaną), jednak jej punkt widzenia na kulinarny aspekt życia jest mi bliski - w tym sensie, że kuchnia Opakowanej jawi mi się jako normalna, czasem skomplikowana i wyrafinowana, a czasem prosta, np. z jakiegoś gotowca. Krótko mówiąc, bez zadęcia.
Nie lubię gotować, mam mnóstwo ciekawszych zajęć, aczkolwiek jak już się za to zabiorę i pogodzę ze stratą czasu, to potrafię i nie sprawia mi to przykrości. Najczęściej jednak - o ile w ogóle - gotuję sobie dania wymagające najwyżej 10 minut przygotowań, np. barszczyk ukraiński z mrożonych warzyw. Chyba że goście jadą. Wtedy to nawet takie 30 minutowe dania się zdarzają.
Uogólniając, jedzenie nie ma dla mnie wielkiego znaczenia, nie jestem smakoszem. Jedne dania lubię bardziej, inne mniej, ale nie ma niczego, co wywołałoby u mnie ślinotok. No dooobra - lodziki i rafaello.
***
No bo było to tak - ponad 20 lat temu zapisałam się do newsowej
grupy rec.kuchnia.pl
Po kilku latach zagnieździł się tam wyjątkowo wredny troll i staranował grupę na ament. Nawet najmądrzejsi detektywi internetowi (i kuchenni) nie dali rady. Większość ludzi uciekła.
Ale - to było w czasach, kiedy w Polsce za internety płaciło się
albo impulsami, hrehrher, albo za jakieś impulsy.
Ja znakomicie sprowadzałam każdy interesujący mnie wątek na boczne
tory, manowce i z bitego traktu. Ci, co te impulsy sobie liczyli, zgrzytali zębami.
Ale dopełnienie mojej aktywności nastąpiło... nie, zaraz - muszę
się nieco cofnąć.
Grupa kuchenna dzieliła się na:
- purystów kuchennych, którzy wszystko od zera, Larousse Gastronomique to pismo święte, a nawet więcej
- tych, co lubili w kuchni poszaleć
- tych, co wygrzebywali ciekawe rzepisy i swoje podawali
- tych, co zadawali głupie pytania i nikt nie miał do nich już cierpliwości (oprócz mnie, za co dostałam odznaczenie anioła klasy I, z certyfikatem i skrzydłami naturalnej wielkości)
- i wariatów, jak ja.
Nie kryłam się z moimi pomysłami (np. propagowanie kuchni angielskiej, pardon, brytyjskiej, tej prawdziwej, staromodnej "domowej") i nieskromnie powiem, że rożne moje rzepisy latały, może jeszcze latają po internetach, (np. ciężkie ciasto Krysi Thompson).
I choć puryści wywierali presję niczem prasa drukarska bądź walec drogowy, raz skleciłam wpis na temat plastikowego jedzenia, przytaczając przykład mój i mojej Córeczki, jak to przez tydzień nie gotowałyśmy, tylko żywiłyśmy się plastikowym jedzeniem, bo nam się nie chciało prawdziwego gotować (były to czasy przed rosyjskie*, więc ślubny był w tygodniowej delegacji gdzieś tam).
Otóż ja jadłam puree kartoflane instant - w kubku, z boczkiem i cebulką, a Córeczka jakieś makarony - tą samą metodą wrzątku. Żeby nie było CAŁKIEM plastikowo, to uszlachetniałyśmy nasze potrawy, a to natką, a to sałatką pomidorową, mizerią, no czymś tam.
Rzuciłam wpis na grupę z ciekawością czy mi łeb urwio od razu, czy za chwilę. Jeden purysta - przewodnik stada, który zawsze ze mną obchodził się ostrożnie, tym razem w ogóle siedział cicho, bo, ku mojemu zdumieniu, ruszyła lawina tych wszystkich, co niby jak makaron to TYLKO domowy etc. etc, że oni też i każdy zaczął pisać, co takiego sztucznego je.
W pewnym momencie przeraziłam się, bo zrobiło się tego wyraźnie za dużo jak na jeden wątek, no i te zaprzeszłe pierony i grzmoty za dupę Maryni, więc jeden taki z grupy założył prywatną grupę na yahoo - powstało z tego Cafe Za Słupem, bo wcześniej, kiedy bluźniłam przeciw wzorowej kuchni, to mówiłam - to ja teraz siup za słup (albo pod biurko), żeby uniknąć zderzenia z latającym Laroussem.
I jakoś tak ludzie o słupie wspominali.
Cafe Za Słupem w końcu stało się stworem podobnym do Kurnika, ale
przez to, że to była grupa prywatna i zamknięta, obcy mogli
pukać, ale nie wchodzili. Zaprosiliśmy parę osób - coś jak u fejsbukowych
Rzon Stefana.
A wracając do teraźniejszości, to bardzo lubię sztuczne jedzenie - nigdy niczego nie jem, jak go nie podrasuję, wiec czy ono dalej jest sztuczne? Zupy z papierka, makaron instant, danie mrożone, pół danie mrożone - teraz to jest do wyboru do koloru, dawniej było troszku inaczej.
Czy Kury żywią się jedynie żywnością nieprzetworzoną, naturalną, ekologiczną, przecier pomidorowy tylko własnego wyrobu, same gotują flaki z pulpetamy od zera? Czy ciasto z torebki i pyzy z zamrażarki?
Opowiedzcie!
Dobra - tylko zdjeć nie mam - w tej chwili do sfotografowania
mam resztę grochówki, która fotogieniczna jednak nie jest,
szczególnie jak jej jest już tylko mniejsze pół sagana... dodam,
ze zakupiłam mrożoną zupę grochową, dogotowałam grochu z
kartofelkami w kratkę, majerankiem, listkiem i zielem i boczkiem.
Dobra była i dziś będzie :)
* niezorientowanym wyjaśniam (ja, PrezesKura), że Ślubny Opakowanej pracował jakiś czas w Rosji.
***
Teraz mówię ja, PrezesKura.
Kulinarne zdjęcia to trudna sprawa, a ja w zdjęciach dobra nie jestem. Mogę pokazać Wam mój dzisiejszy obiad. Nie wymaga nawet 10 minut przygotowań. Nadmieniam, że kalafiora zjadłam tylko pół. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć wczoraj. Na obiedzie była kol. D. Uwarzyłam pappardelle z borowikami (15 minut). Zatkało kakało?
Prezesow0 - tylko wyprostuje cos - baaardzo lubie gotowac, wymyslac cos, mylic sie (cukier zamiast soli alboco) ia potem narzekac, hrehrehre. Nie lubie gotowac dluuuugo i uwaznie, nie lubie piec, bo tam trzeba precyzji i wazenia, choc rzepisow na ciasta mam duuuuuuuzo. I czasem mnie szarpie i pieke cos. Mam kilka rzepisow, co zawsze wychodza (mam tendencje do przepiekania, na wypadek jakbym miala niedopiec, hrehrherh). Siem pytam, co z tem kolifiorem bylo. Sote i luzem czy pode sosem serowym? (polecam, o ile zdrowenko pozwoli). Paprdelle oczywiscie sama od zera zrobilas, rhehrehr.
OdpowiedzUsuńKalifior był golutki, z odrobiną masełka z bułką tylko. Pappardelle oczywiście sama uturlałam!
UsuńO! Ja też lubię taki obiad z kalafiora. Nienawidzę gotować. Nie umiem. Za to jestem świetną podkuchenną - mogę pomagać, kroić, mieszać, zmywać, wycierać.
UsuńNo i mam podiuma.
OdpowiedzUsuńDruga!
OdpowiedzUsuńCzecia! Opakowana, a teraz?
OdpowiedzUsuńHanuś kalafiora z ziemnioczkami razem gotujesz? W tem samym czasie sie to ugotuje?
UsuńMarija, trochę później wrzucam kalifiora. O jeden gornek mniej do obróbki.
Usuńhehe
UsuńJa dzis do spaghetti wrzucilam na ostatnia minute brokulki.
UsuńLubię kulinarne opowiesci Opakowanej, axjuz jak szykowaly jedzenie na slub , to w ogole , czapki z glow.Dla mnie te rzepisy i dania sa wymyślne i w ogole, może wielu bym nie zjadła, ale czyta się wybornie!
OdpowiedzUsuńNajchetniej uzywalabym i jadalabym produkty znanego mi pochodzenia,kupuje wiejskie jajka, bywa, zw mleko, twarog, i odtsrnio chleb, tez kupowalismy raz w tygodniu z dobrego źródła. Jesli tylko mam dostęp do warzyw z ogrodka, i owocow to jestem przeszczęsliwa.
Tez lubię proste i szybkie dania, polubilam mrozonki,i barszcz ukrainski, czy grzybowa, jarzynowa, sa exstra, doprawić, mozw zarzucić jakąś kasza czy ziemniakiem,i pycha.
Malo piekę, więc juz mi nie wychodzi. Niektore dania i wypieki przygotowuje J.
Makaron od zera zdarzalo sie robić, jesli zostawalo ciasto pierogowe,chociaz za malo jajek jak na makaron, wiec jak wiecej ciasta niz farszu to kroje jabłka i mam na deser slodkie pierozki.
OdpowiedzUsuńDora, kocham mrożonki. To chyba najmniej przetworzone jedzenie. Czytałam gdzieś, że przetwórnie mają ostre kryteria pozyskiwania warzyw i owoców. Łudzę się, że są lepsze niż takie "świeże", spryskane bukwiczym, żeby nie gniły.
OdpowiedzUsuńTo prawdziwa prawda, ale za chaliere nie moge w Polsce kupic mrozonego groszku, ktory ni ebylby jak kulki z leworweru badz z armaty. I kolorem ma ten groszek juz taki podstazaly :(
UsuńGroszek Hortexu jest zieloniutki i mięciutki, w lewiatanie dostaniesz.
UsuńNo to dam ostatnia szanse groszkowi. Nie mamy juz Lewiatana we wsi :(
UsuńKuchnię omijałabym dużym ukiem gdyby się w dalszym ciagu tak dało ;)
OdpowiedzUsuńZawsze byłam fusytem jedzeniowym, co oznaczało że niektórych rzeczy nie tykałam, a najbardziej to co było romemłane, i się ciągło.
Od berbecia preferowałam mięso, a słodyczy nie jadałam tak gdzieś do czterdziestki.
Jako że całe życie mieszkałam z rodzicami, to korzystałam ze stołówki u mamusi. Wtedy to jak trzeba było zrobić cuś od wielkiego dzwonu, no to szukałam przepisów i mi wychodziły, bo jak się postarałam to umiałam.
Niestety demencja mamy wpędziła mnie do kuchni, moje jelita zaś z którymi mam poważny kłopot od 20 lat, nie pozwalają na sztuczności z torebek.
Ze względu na brata gotuję głównie zupy, na warzywach z warzywniaka, mam stały repertuar ;)
Często na obiad jadam po prostu pyrki ugotowane w mundurkach z masłem :)
znaczy się masło dodawane po ugotowaniu pyrków ;)
UsuńPolecam wariant - pyrki upieczone z w/w maslem :) tyle, ze gotowane sa szybsze (tu mi mikrofala pomaga, bo wpuszczam kartofelki do onej na 7 - 8 minut, a potem do piekarnika na 20 minut 1/2 zeby sie zrumienily. I jeszcze posypuje a to czosnkiem, a to kminkiem, a to i jednym i drugim.
UsuńOpakowana jak czytam o twoich dodatkach jedzeniowych to szczela mi woreczek żółciowy, ten którego już zresztą nie mam ;)
UsuńNiestety żadnych skwareczków, czosnyku, smażonej cebulki i pieczonego jak najmniej.
Z woreczkiem miałam problem od 40 lat wycieli mi go po zapaleniu onego w 2001 roku, a rok później zafundowali mi chorobę popromienną w trakcie radioterapii i od tego to czasu szwankują mi jelita, dlatego to będąc u ciebie jadłam głównie sucharki, bo za bardzo pofolgowałam sobie u Kalipso ;)
Ja tez bezworeczkowa. W dzien po operacji pan chirurg przyszedl na obchod, posprawdzal, co mial do sprawdzania, porozmawial i na koniec zappytal - ktora chce frytki na obiad. Wszystkie chcialy i wszystkie dostaly. I nic sie nie stalo. Ale nie mialysmy tych dodatkow, co Ty.
UsuńMarija, w gruncie rzeczy jadam podobnie. Najczęściej zupka, bo można je mieć na 2-3 dni. Nie przeszkadza mi to.
OdpowiedzUsuńZupki tak właśnie gotuję na 2-3 dni jeszcze przed śniadaniem, bo potem nie chciałoby mi się zabrać za gotowanie, przywykłam już do tego i mocno sobie nie krzywduję, ale powitałabym z ochotą kogoś kto gotowałby za mnie ;) I zrobił na ten przykład jakieś pierożki ;)
UsuńMarija, z pierożków dłubię czasem leniwe, bo lubię. Z tym, że nie wałkuję ciasta i nie turlam ślicznych pierożków, a wrzucam łyżką do wody jak kładzione kluski. O połowę mniej roboty.
UsuńJa tez z lyzki....i twarog byle jak rozgnieciony....w koncu tylko ja je jem.
UsuńOpakowano.
OdpowiedzUsuńMy lubimy gotować. I lubimy od zera. Latający dziś zanabył 3,5 kg mielonego mięsa pół na pół oraz 6 kg boczku surowego łuskanego w lokalnej rzeźni. Kotlety mielone się właśnie robią w ilościach hurtowych, z czego większość wyląduje w zamrażarce. No to jemy mrożonki, co nie?
Z sosem cebulowym z własnej cebuli.
A boczek się będzie przez 3 dni macerował w przyprawach różnych, potem dzień suszył, a potem Latający będzie wędził. I znowu 3/4 zamrozimy .
Potem napiszę dalej a na razie czeka na mnie inspector Barnaby.
Agniecho napisz jak sie robi sos cebulowy, please:)
UsuńBasia - nie wiem, jak Agniecha, ale moj jest bialy z podsmazona cebula.
UsuńUo jezu, jak ja lubie porzadnie wedzone rzeczy....
UsuńJa tez robie od zera - w zyciu nie kupilam gotowego mielenca, badz hamburgera (do usmazenia w domu). Frytek nie robie sama, bo wychodza jak zwiedla marchew. Ale sztuczne piure kartoflane dalej czasem wykorzystuje. NO i flakow bym sama nie zrobila za skarby swiata! Za to kisiel z owockow to zawsze i wszedzie. No i zupki wszelakie -kremy i z kawalkami warzyw. I desery (angielskie). I ziemniaki po nelsonsku. I jeszcze inne rzeczy.
Basiu,
Usuńsos cebulowy to może zbyt szumne określenie. Dużo, dużo cebuli pociętej w piórka i powoli uduszonej.
Agniecha - bez bazowego sosu bialego??
UsuńWeź nie obnażaj mojej niewiedzy tak publicznie. Latający kupił tego kulinarnego Larousse swemu starszemu synowi na urodziny, bo onże chciał bardzo. Ja jeszcze takich poziomów nie osiągnęłam.
UsuńAlez Agniecho, co tez Agniecha??? Zwykly bialys sos - maka, mleko/wywar, maslo. w kolejnosci dowolnej (ja tam tego nie smaze, wrzucam wszystko zimne do saganka i trzepaczka mala mieszam i doprowadzam do wrzenia. W ten haniebny sposob robie sos serowy a la fondue (bardzo a la, bo wrzucam mleko, czosnke i smietane do saganka i powolutku podgrzewam, jak widac lekka pare, wrzucam wielka kupe sera startego a wymieszanego z maka KUKURYDZIANA), tak, ze to sa moje dwie glowne metody sosu bialego, inni robia zasmazke. Ja nie. Do tego Larousse niepotrzebny. Tymi dwiema metodami robie rozne sosy - bialy, jak trzeba, serowy - najczesciej, cebulowy, ale cebula zostaje bardzo blada po posmazaniu, nie jak na zupe. Kiedys z braku laku, wrzucialm nieco przewiedle liscie szpinaku, sera mialam za malo. a sery najlepsze do takich zabaw, to naprawde najlepszy do dostania cheddar, im oryginalniejszy tym lepszy, wtedy mniej trzeba, no i gruyere, ktory pozeram jak leci ;) Do rybki pasuje sos pietruszkowy = bialy plus kupa natki, koperkowy - do klopsikow. Grzybowy. Brokulowy. Beszamelowy mojej Mamy (sos bialy na rosole, ser i duzo soku z cytryny na koncu.
UsuńU mnie sos to smietana zredukowana i co tam w danym sosie potrzeba, koper, przyprawy cxy iiny chrzan. Pomidorowy to z pomidorow, grzybowy z grzybów.
UsuńCo to jest śmietana zredukowana???
UsuńMnie teraz jakoś odrzuca od gotowania. Po kilka dni czasem nic nie jem, oprócz wody i jakichś soków. Z życia w ciagłym stresie nabawiłam się anoreksji.
OdpowiedzUsuńA ja mialam zarelko podawane pod nos do 50 roku zycia, a potem mama zachorzala, a ja dorwalam chlopa i.... musialam sie nauczyc dla niego gotować!
OdpowiedzUsuńTeraz podpieram sie filmami na yt i idzie mi coraz lepiej. Sama raczej nie kombinuje, tylko scisle przepisy.
Duuzo warzyw, ziol, owocow mam z ogrodka, reszte kupuje (teraz juz po zbojeckich cenach!!!)
Dopóki żył Jacek, gotowałam to, co on lubił z uwzględnieniem jego diety. On był bardzo mięsożerny, ale unikałam smażenia i przemycałam sporo potraw bezmięsnych. Teraz nie jem mięsa i też się staram stać nad garami jak najkrócej. Uwiódł mnie już dawno rzepis (bo jest w rzepisach) Annavilmy na makaron z tuńczykiem - rewelka! Robię podobny z wędzonym łososiem: zeszklona cebulka, łosoś, pomidorki koktajlowe w połówkach i śmietana. I dużo natki, albo koperku. Jak się zagotuje woda na makaron, wrzucam rzeczony do gara i wykonuję potrawę podczas gotowania makaronu. Łącznie z krojeniem cebuli i natki. I takie potrawy lubię - szybko, łatwo i przyjemnie. Często robię kaszę z warzywami, różne kasze, najlepiej ugotować wcześniej, może być też ryż. Albo soczewica. Albo makaron z soczewicy lub ciecierzycy. Do tego najlepsze "Warzywa na patelnię", bo szybko. Mrożonki tak, najczęściej mieszanki warzyw albo zupy. Czasem bierze mnie ochota na ugotowanie czegoś bardziej skomplikowanego, ale zwykle idę na łatwiznę, choć staram się żywić racjonalnie.
OdpowiedzUsuńNinko, też często robię łososia w ten sposób.
UsuńPurystą czy ortodoksem w kwestiach gotowania czy etykiety serwowania nie jestem,takie wino do tego czy tamtego.Mam różne fazy,czasami gotuję z przyjemnością a czasem z dużym przymusem.Były okresy,że piekłam chleb,na razie mi przeszło;)
OdpowiedzUsuńNieraz wykorzystałabym jakieś półprodukty,coś instant jak Opakowana, no ale są tak podłej jakości,że nieee... Wyobraziłam sobie polskie puree kartoflane z torebki,taka ciągnąca się papka lgnąca do podniebienia.Mrożonki często wykorzystuję,ale jedynie Hortexu.
Natomiast rzadko kupuję gotowe pierogi,kopytka,naleśniki, jak na mój gust niezjadliwe,nawet te z pierogarni.I prawdę mówiąc brzydzę się,wolę najprostszy posiłek ale sama przygotować.
Ostatnio jemy owsiankę na śniadanie.
My owsianke wciagamy od miliona lat - slubny jako muesli, z zurawina, ja gotuje i dodaje rodzynki. A to piure to takie w kubeczku. sie wody dolewa. ja mieszam z mlekiem, smietana i dodaje sera tartego (ale nie polskiego, o ile nie jest to np Rubin). Nie ciagnie sie i nie przylega, choc jeszcze za tej wizyty nie jadlam ;) A pierogi dobre robi pani na nastepnej ulicy - widzialam ja w akcji, wiec kupuje - nie za pieprzne, nie za grube ciasto.
UsuńLubię owsiankę, ale nawet tego nie chce mi się gotować. Zalewam wieczorem jogurtem i rano jest gotowe.
UsuńLubię owsiankę również. Ale często nie chce mi się gotować, więc jemy tak raz na tydzień. Z mlekiem jakimś tam roślinnym i śliwkami suszonymi, i startym jabłkiem i orzechami. Polane syropem klonowym. Dobre!
UsuńNie lubię owsianki, kiedys probowalam polubic, ale jednak nie.
UsuńI jeszcze, nie lubię gotowych potraw zamrażać, nie robię tego.
UsuńDora - ja tez nie. I nie lubie rozmrozonego chleba, jak wiem, ze rozmrozony ;)
UsuńJa tam zamrażam co się da, lubię mieć potem jak znalazł. Chyba że zapomnę, co zamroziłam. Chleb tez mrożę, bo nie muszę latać co chwilę po kolejny, a tu nie mam sklepu.
UsuńAgniecha, masz jakiś patent na gotowanie owsianki? Wkurza mnie stanie i mieszanie.
UsuńGotowanie płatków jest kłopotliwe.
UsuńMój patent jest taki:wieczorem zalewam płatki wodą(teraz akurat kupiłam błyskawiczne) tak by je pokryły, a rano dolewam mleka.
I teraz Hana robię taki myk.Mam rondelek z grubym,nieprzywierającym dnem, ale jeszcze stosuję dodatkową podkładkę (tzw.adapter na płytę ind.)Ja mam co prawda płytę elektryczną,ale to bez znaczenia.Grube dno saganka (jak mawia Opakowana;)i owa podkładka w mniejszym stopniu powodują przypalenie.Jednak też trzeba często mięszać.
Lub ugotować na wodzie,a w innym garnku zagotować mleko i połączyć.
Muszę wypróbować czy ugotowałyby się w kąpieli wodnej.
Robię podobnie, chociaż trochę inaczej.
UsuńPrzede wszystkim, dużo płynu, na 75 g płatków ( to na 2 osoby ) daję 400-500 ml mleka roślinnego.
Nastawiam na nie za dużym ogniu i czekam aż się zacznie gotować. Następnie ustawiam garnek ( ma grube dno też jak u Hanny ) na podkładce i ustawiam na minimalny ogień na +_ 10 min. A potem wyłączam i ustawiam czas na następne 10 min. Następnie zaglądam do garnka, dziwię się, gdzie to mleko się podziało, dolewam trochę zimnego, coby nie było takie gęste i już. No i solę tę owsiankę ( na początku ), bo bez soli jest obrzydliwie mdła.
Aha, i właściwie to nie mieszam. Tylko na końcu, po dolaniu zimnego mleka.
UsuńTak, też solę i dodaję miodu na koniec.
UsuńJa mam dziwny patent na owsianke bez przypalania...wlewam do malego saganka z pol centymetra wody i to na pelen gaz czy cos tam, jak sie troche wygotuje, to wlewam mleko i natychmiast zmniejszam do mini grzania - sagan goracy, wrzatek podgrzeje mleko, potem sie grzeje szybciej i bez konsekwencji. W tym czasie rychtuje sobie miseczke, lyzke, rodzynki, jak to mleko tak juz juz, wrzucam blyskawiczne platki, zamienszam, akurat dochodzi do goracosci odpowiedniej, zamajtam jeszcze pare razy, zawrze i odstawiam. az sie schlodzi, bo nienawidze GORACEGO!
UsuńP.S. U mnie ani cukru ani soli, rodzynki slodza ;) W Szkocji tradycyjnie gotuja owsianke na wodzie, sola, ugotowana wlewaja do wyszorowanej szuflady w kredensie, klada noz nieopodal. Stezeje i kazdy w ciagu dnia moze sobie przychodzic i odkrawac tyle, co chce i jest posilony. Wieczorem myje sie szuflade (i noz), nastawia platki na noc (kuchnie typu angielka maja kilka roznych komor piekarnikowych, ogien utrzymuje sie zazwyczaj przez cala noc, nawet jak slabo, to i tak wystarczy). A rano namiekniete platki gotuja sie ras ras.
Jak juz zdrowo z tą owsianką, to maja byc zwykle platki gorskie, nie blyskawiczne . Szacun za te przygotowania, moja orka nie gotowala tylko wlasnie namaczala przez noc.
UsuńZwykle gorskie sa twarde, kanciaste i pazdzierzate.
UsuńMła lubi gotować, jest to dla niej czynność artystyczna. Nie znaczy jednak że mła się nie upodli chińsko zupko z papirka. Upodli się bo czemu nie. Warzywa z mrożonków lubię, acz nie wszystkie, mam podobne zastrzeżenia do groszku jak Opakowana, nie lubię też konsystencji mrożonej fasolki, jadam takową w zupach ale jako jarzyna mrożona mła nie pasi. Mła czasem bywa wybredna a czasem to spoko pochłonie hot dogi z IKEA i one jej smakujo aż miło. Wszystko zależy od tego jaki mła ma nastrój i apetycik. Mła jest już prawie jak kula, bo bardzo lubi jeść. Nie najbardziej na świecie ale lubi.
OdpowiedzUsuńDobranoc, juz mnie głód ssie , a to bie pora na jedzenie.
OdpowiedzUsuńLubię gotować , choć ułatwiam sobie pracę i zazwyczaj są to dania na 2 dni, na jeden się nie opłaca stać przy garach :) Na niedzielne obiady ściągam córkę męża i moją córę z mężem i dzieciakami, mamę męża (albo jej podrzucamy obiad), więc trochę bardziej się staram, żeby urozmaicić ten posiłek. Gotuję zazwyczaj na żywioł i wyczucie, mam swoje żelazne dania, ale i te zazwyczaj modyfikuję ze względu na to, co akurat znajdę w lodówce czy latem w ogródku. Korzystam czasem z gotowców typu pasta curry, odsądzane od czci i wiary kostki rosołowe przemycam w zupie czy sosie, do pracy często zabierałam zamiast ziemniaków puree (tylko z Aldika, z dodatkiem kopru jest całkiem ok). Mój M. lubi makarony, a tu już można eksperymentować bez końca , są szybkie i przepyszne, tyle że jak zwykle najlepsze te z milionem kalorii . Ale faktycznie dla jednej osoby nie chciałoby mi się gotować, mam syndrom matki karmiącej , potrzebuję otwartych dziobków, które trzeba zapełniać karmą.
OdpowiedzUsuńmp, chyba rzeczywiście masz syndrom. Ja mam raczej lenia, bo tak dobrowolnie, co tydzień, kilka osób na obiedzie?
UsuńWidocznie różni wariaci są na świecie :) Dobrowolnie, serio serio. I bardzo lubię urządzać u siebie święta, wtedy paręnaście osób zaciągam do się ! Tylko wtedy robimy imprezę zrzutkową, każdy dostaje jakieś potrawy do przygotowania .
UsuńPodoba mi się!
UsuńNie lubię gotować, uwielbiać za to robić zakupy w sklepach AGD - nie mogę się oprzeć garnkom, patelenkom, salaterkom, co na gotowanie się nie przekłada. Dawno temu często jadłam jedzenie z proszku, w kubkach czy torebkach (zwłaszcza w pracy, kiedy mieliśmy nowy budynek firmowy i zimno było). Aż tu nagle z wiekiem te wszystkie glutaminiany zaczęły mi się wydobywać aromatami przez skórę i jeść przestałam. jem naturalne. No, makaronu nie wyrabiam, bo makaron z torebki dobry teraz jest, nie to co za PRLu. Nawet mrożonek nie kupuję już, bo wiem, kupne mrożonki dobre, ale własne lepsze.
OdpowiedzUsuńTaka delikatna się zrobiłam czy co.
Czajko, makaronu nie robilam nigdy, nawet mi to w głowie nie postało, ale pamiętam, jak Mama robiła. Makarony uwielbiam w każdej postaci za smak i za niezliczone możliwości.
UsuńDawno temu robiłam, a moja mama zawsze w niedzielę. Suszył się potem na ścierkach rozłożonych na wersalce. :)
UsuńMoja babcia na gazetach suszyła. :-)
UsuńU mnie na ścierkach, na kaloryferach.
UsuńU nas wisial na oparciach wszystkich krzesel. Raz Mama rozwalkowala takie blaciki do leciutkiego podeschniecia , zrolowania i pokrojenia na kluski. Zostawila i zadzwonila jej przyjaciolka. Potem jedlismy lamany, nieforemny makaron - jakby ktos polamal byle jak blaty na lasagne. A propos lasagne - kiedys nie mozna bylo dostac gotowych platow makaronowych na lasagne. To byl ostatni raz, jak makaron robilam, czyli jakies 35 lat temu.
UsuńU nas na rozlozonym stole w kuchni, na specjalnie przeznaczonych przescieradłach, na nich tez sie kladzie ulepione pierogi.
UsuńKiedys tesciowa poplynęła i raz wlaczyla wentylator, a później jeszcze chciala dosuszyc suszarka do wlosow...
Gotowanie i podawanie jedzenia, czyli cała oprawa stołu (wino,talerze,szkło,sztućce,kwiaty,obrusy etc.) traktuję jak twórczość artystyczną. Jesteśmy rodziną smakoszy i miłośników trunków (głównie win francuskich, choć nie gardzimy włoskimi). Bardzo lubię dogadzać sobie i innym kulinarnie. Piekę pieczywo (rzadko,bo jemy go niewiele,ale bagietki do serów już muszę), robię makarony, sery i twarogi, czasem i masło (tutaj w Wąwozie rzadziej), wędliny, desery, dżemy i konfitury i inne przetwory. Nie jem i nie jadałam nic przetworzonego (warzywa mrożone kupuję czasem, gdy niemajuż świeżych. Mam dzieci bezlaktozowe a jedno dodatkowo bez, bez, bez, więc i trochę wyzwań w kuchni.
OdpowiedzUsuńGdy (często) jestem sama żywię się głównie zupami, ale gotuję też dla siebie bardziej wykwintnie. No tak już mam. Takie hobby zaraz po owcach,kurach i remontach albo i przed.
Mlecznych potraw nie lubię. Owsianki w szczególności.
Moj slubny nie lubi tzw ceregieli przy stole. Nie dla niego lniane serwetki z monogramem i rozne kieliscki do roznych win. Swiateczne sniadanie to dla niego jego owsianka. I JUZ. na proszonych sniadaniach swiatecznych je malo i widac, ze woli owsianke. Sama siebie nie rozpuszczam wykwintnoscia, bo mnie trzesie jak patrze na niego z owsianka, rhehrehr.
UsuńW sumioe, jakby sie dalo, to tylko zupy bym gotowala, bo uwielbiam. Ale, ze jestem kartoflozerca, to mnie czesto az ssie do pieczonego kartofelka z twarozkiem, jogurtem, pomidorem i cebula, kukurydza, rzodkiewka i czym tam jeszcze sie da. Posypane tartym prawdziwym cheddarem. Albo pieczony kartofelek z chili. I moim Koleslawem. Raz sprobowalam koleslawa kupnego w Polsce i raz w UK. Kompromisy w kuchni mi odpowiadaja i ciagoty do sztucznego jedzenia sa zaspakajane - jak zjem sztuczne piure kartof. z czyms tam czyms tam, to mi wystarcza na pol roku. Jakbym nie zjadla, to by za mna chodzilo.
Takim kompromisem np jest nie nastawianie barszczu - nie smakuje mi ukiszony sok buraczany. Wole karton barszczyku, uszlachetniam go nieco czosnkiem i majerankiem, albo uzywanie kostek rosolowych marki Kallo - nawet je obgryzam. No i jak mam cos dosolic i dowyrazic, to dodaje Marmite - taka czarna maz drozdzowa - albo sie ja nienawidzi strasznie, albo kocha strasznie. Na szczescie Krasnale kochaja ;)
Tego legendarnego marmita można u nas kupić?
UsuńOpakowana, też nie lubię ukiszonego soku buraczanego;)
UsuńRobię pyszny i uwielbiam.
UsuńJa sok ukiszony z buraków lubię. Ale on jest nie tylko z buraków.
UsuńDora,ja w ogóle nie przepadam za burakami;)
UsuńOpakowana, a jaki robisz sos do colesława?Bo Chińczyki dodają starty imbir,czosnek,majonez,łyżkę octu ryżowego,no i sól,pieprz,cukier.
Hana - nie wiem, moze w brytyjskim sklepie. Ja przywoze.
UsuńHanna - za Nigella - majenoz wyrazisty (ja lubie kielecki, w uk kupuje w pol. sklepie), maslanka, syrop klonowy. Chinskie mi sie podoba, zrobie.
Hrehrehrhrehrehre, Opakowana, brytyjski sklep! U mnie we wsi!!!???
UsuńOpakowana; lubimy ten sam barszcz. Uszlachetniony z kartonika. Najlepiej Krakus. Uszlachetniam tez podobnie.
UsuńHana - ten marmite to jest obrzydlistwo straszne, ciesz się że nie możesz tego kupić, bo byś tylko kaskę zmarnowała.
UsuńDziewczyny, dużo ostatnio czytam na temat zdrowego żywienia, i wszystkie te płatki drożdżowe, ekstrakty z drożdży itp. zawierają glutaminian sodu. Nie, żebym się odżegnywała w stylu: "Nigdy tego nie zjem!", ale, jak wiecie, glutaminian sodu przy dużym spożyciu może być szkodliwy. Poza tym czytałam, że marmite zawiera dużo witamin i kwasu foliowego, tak dużo, że lekarze zalecają ostrożność, żeby nie przedawkować, szczególnie witamin z grupy B.
UsuńJak to smakuje - nie mam pojęcia. A jak kupić? Można zamówić, dziś można zamówić wszystko i przyślą :D:D:D
Nietutejsza, dzięki za ostrzeżenie, ale jestem ryzykantka. Lubię wiedzieć na pewno, bo może coś tracę?
UsuńNinko, z tego nadmiaru przyjdzie nam z głodu paść.
UsuńWidzisz Hana - Nietutejsza jest z frakcji nienawidzacych ;) co doo sklepu bryt. to jest taki wew Warszawie. Sprzedaje dziwne rzeczy ;) Moge Ci kupic i wyslac najmniejszy sloiczek nastempnom razom. Jakby co, to smaruj tym odciski (ktos tak kiedys zopiniowal biedny Marmite). Tylko ja smaruje dosc grubo, zazwyczaj wystarcza ludziom cieniuskie mazniecie po masle, co sie nieco rozpuscilo na grzaneczce. Ja jeszcze lubie na to plaster pomidora. Juz nie trzeba solic.
UsuńI za Ninka - wszystko mozna zmowic i kupic. Pewnie slonia tez. Bedzie slonina, hrehrherh
Izydoru,szacun, Ty,Tupajka i Agniecha macie fajne podejście do odżywiania.
OdpowiedzUsuńCzyli jakie? Wyjaśnij, bo sam siebie człowiek dobrze nie widzi.
UsuńDzisiaj było spagetti w sosie grzybowym. Spagetti ze sklepu. Latający co prawda w szale entuzjazmu kulinarnego kupił kiedyś taką italiańską maszynkę do robienia makaronu, i faktycznie, świeży makaron samemu robiony jest tak pyszny, że oliwa i sól wystarczy za sos. Ale są granice. Maszynka stoi w szafce głęboko i daleko i czeka na entuzjastów.
Natomiast grzyby własnoręcznie zbierane i zamrożone. Z worecka bez rozmrażania sypane na gorące masło na patelni. Zupełnie jak świeże. Mniam.
Podoba mi się, rozsadne, zdrowe, uprawiacie warzywniaki.wszystko ma rece i nogi i sens😀
OdpowiedzUsuńNo tak się wysiliłam a ten drań blogger cały wpis mi wyrzucł, wrrrr.....
OdpowiedzUsuńJak większość z Was, też preferuję proste przepisy. Nie żebym nie lubiła kuchni, nawet lubie w niej pogrzebać, ale tak bez przesady, poza tym nie mam talentów w tym kierunku. Moje żelazne dania to skrzydełka kurze (udka)przyprawione odpowiednio czym kto lubi (ja papryką, solą, majerankiem, pieprzem), upieczone w piekarniku na chrupko z jabłkiem pieczonym nadzianym konfiturą z borówek lub żurawiny. Drugi hit to makaron z cebulką (smażoną) posypany pokruszonym białym serem. Lubie tez łazanki z białą (koniecznie słodką) kapustą oraz, jak przystało na mieszkankę poznańskiego, pyry z gzikiem. A od wielkiego dzwonu, takiego jak święta lub przyjazd szczególnie wyczekanych gości robię pasztet według przepisu mojej szczególnie kulinarnie uzdolnionej kuzynki.
OdpowiedzUsuńMM, to prosimy o rzepis na pasztet.Też lubię pieczone elementy z kuraka z jabłuszkiem.
UsuńSłonecznie jak na razie,temperatury zapowiadają 7-8 st, ale odczuwalna o wiele niżej.Jadę w świat,może wreszcie zahaczę o weta,bo się wybieram jak sójka.
Miłego.
Tez prosze rzepis na pasztet. I zasadzam sie na pasztet wege i nie moge wybrac rzepisu...
UsuńA, jeszcze jedno z moich ulubionych dań - panierowany boczniak, taki prosto z patelni, chrupiący...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to mozliwe, dla mnie boczniaki są niejadalne, zawsze twarda guma, co bym nie robila.
OdpowiedzUsuńDora, ja wyrzucam nóżki, to one sa twarde i gumowate. Kapelusze po usmażeniu są ok.
UsuńA ja przeczytałam boczek. Taka pomyłka freudowska. Boczek jest dobry, z patelni.
UsuńAgniecha, DZIEKUJĘ!♥
OdpowiedzUsuńMe? Why???
UsuńZa wsparcie.
UsuńNo, paczajcie, gadam wyżej o marmite. Weszłam ci ja dziś do sklepu Dealz, który u nas niedawno, na pewno niecały rok temu otwarto w galerii handlowej i co stoi na półce? Marmite jak wół! 18 zeta za słoik, o taki jak tu:
OdpowiedzUsuńhttps://sklep.kuchnieswiata.com.pl/product-pol-149-Marmite-pasta-z-ekstraktu-drozdzowego-125g.html
U mnie to kosztuje £1.80, wiem bo dzisiaj kupiłam specjalnie dla Prezes Kury!
UsuńKurczaki, Nietutejsza, to przeca połowa tej ceny! a w podanym linku jest jeszcze droższe!
UsuńDawajcie marmita, angielskie Kury, będziem spekulować!
UsuńHana - mówisz i masz! Już zakupiony i zapakowany!
UsuńSzybka jestes, Nietutejsza! Ja jeszcze nawet nie jestem w domku ang.
UsuńHana - i bron bigini,, nie probuj Vegemite - australijska wersja - okropne! Jeszcze jest Bovril, lubie tez. Na meczach, w przerwie mozna kupic jako napoj! z goraca woda.
Nietutejsza, ale na spekulację starczy?
UsuńHana- Spokojnie starczy, i jeszcze zostanie 😀
UsuńO kurczę. Ja w lesie mieszkam, a jeśli już udam się do cywilizacji, to na pewno nie do galerii ode handlu! Ale dziękuję!
OdpowiedzUsuńNie kazda miastowa galeria bedzie mic Marmite! hrehrehr w tej chwili mam krakersy o smaku onego i takie ryzowe ciastka tez o smaku. Chipsy o smaku zezarlam, hrehrher
Usuńbędzie rzepis na pasztet. Jutro. Dziś już mi się nie chce bo późno. Duje silnie, u mnie też.
OdpowiedzUsuńCześć, leje i wieje i 11 st.
OdpowiedzUsuńCałe życie miałam podawane jedzonko pod nos, aż 12 lat temu się skończyło. Gotuję, bo gotuję, ale żeby mi to sprawiało przyjemność? Bezowy lubi zupy, więc mu gotuję dwa razy w tygodniu, a że jest mięsożerny, to zawsze coś w tej zupie lata. Mam już tak wytrenowane, że nigdy nie kosztuję tych zup, a zawsze są dobrze doprawione. Lubię rosół i jestem w tym mistrzem haha, lubię czerwony barszczyk ekspresowy z woreczka i grzybową. Nie mam ulubionych dań, no pierogi ruskie, to robię własnoręcznie, tak po 160 szt, właśnie nadszedł na nie czas i ulepię po niedzieli.
OdpowiedzUsuńGdybym była sama, to nawet nie chciałoby mi się ziemniaków ugotować. Mrożonek nie kupuję, raz kupiłam jakąś zupę i było zielono od koperku, którego Bezowy nie znosi i kazał mi sobie samej zjeść, więc wywaliłam do kibelka.
Do pieczenia jestem lewa.
Gotuję, bo muszę. Bo trzeba coś jeść. Bo znudziło mi się jadanie na mieście (wytrzymałam rok). Gotowanie to dla mnie strata czasu, nawet gdy w jego efekcie na talerzu pojawiają się pyszności. Plastikowe jedzenie? Zdarza się, choć rzadko, czasem też trafi się jakiś gotowiec, gdy smak mnie zainteresuje. Ostatnio gustuję w mrożonych warzywach na patelnię przyrządzanych w parowarze z kawałkiem piersi kurzej, indyczej lub łososia i kuskusem, a na obiad mam zazwyczaj pożywną zupę-krem z mrożonki z mięskiem jak wyżej (również zmiksowanym), do której dodaję czasem makaron, ryż, kuskus czy kaszę jaglaną i wtedy drugie danie jest niepotrzebne. Ciast nie piekę, nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńAnnette, moja krew!
UsuńNoż, kurczę, wysmarowałam sążnisty koment i uleciał w niebyt, wrrr. Ale trochę nie w temacie, więc może to dlatego ;)
OdpowiedzUsuńOjjj, kuchnia to nie bajka. Umiem gotować, ale cholernie nie lubię.
OdpowiedzUsuńFrau Be,moja też nie. Gotowałam, bo musiałam, teraz nic nie muszę!
OdpowiedzUsuńWitam Kury kulinarnie i podaję obiecany rzepis na pasztet według mojej kuzynki, która, mam nadzieję, nie miałaby nic przeciwko temu (nie pytałam).
OdpowiedzUsuńSkładniki:
1/2 kg wątroby drobiowej (najlepiej gęsiej, (cha!). Mnie się nigdy nie udało jej dostać.
1/2 kg boczku surowego (wieprzowego oczywista)
1 kostka masła
1 szkl. śmietany 30% kwaśnej (ja ją zakwaszam cytryną)
1 szkl, bułki tartej
5 średnich cebul
5 jajek
5 suszonych grzybów
sól, pieprz, gałka muszkatołowa (1/2 łyżeczki)
Robota: na roztopione masło wrzucić pokrojony na kawałki boczek (nie rumienić), dodać pokrojona cebulę i wątrobę (można troszkę podlać wodą - ja nie podlewam). Dusić pod przykryciem ok. 10 minut. Ostudzić, zmielić (najlepiej 2 razy). Suche grzyby tez zmielić. Po zmieleniu dodać wszystkie pozostałe składniki,wymieszać i zemleć raz jeszcze. Ja mielę w sumie dwa razy, z lenistwa.
Włożyć do korytka (korytek)wyłożonych folią i przykryć folią, którą należy zdjąć pod koniec pieczenia żeby się pasztet przyrumienił z wierzchu. Korytka należy ustawić na blaszce zalanej woda. Piecze się w 180 stopniach ok 1,5 godz. Ja przed wyjęciem z piekarnika sprawdzam wyjmując kawałek czy upieczony. Zdarzało mi się dopiekać nazajutrz.
Powodzenia życzę. Pasztet nie może się nie udać. Rzepis jest gwarantowany.
Pasztetu będzie dość dużo, lepiej go piec w dwóch korytkach żeby nie był za wysoki, bo lepiej się dopiecze. Nie warto robić z połowy porcji, bo doskonale się mrozi.
OdpowiedzUsuńMarta, aż mi się pasztetu zachciało!
UsuńHana; na Wielkanoc będzie
UsuńMarta, to jeszcze dwa miesiące...
UsuńO matku bosku, Paszteta. Chce. Potrzebuje. A nie mam maszynki do miesa....
UsuńZembami gryź.
UsuńCiekawy przepis!
OdpowiedzUsuńMoj jest calkiem inny.Gotuję warzywa i mięsa, ostudzone mielę w malakserze, dodajac partiami podsmazoną watrobke z cebulą, jak za geste dolewam trochę wywaru.Dodaje przyprawy,jajko surowe,,jak misie chce to ubijam bialko i mieszam na koncu. No i do blaszki keksowki, wysmarowanej smalcem. Lubię dodac wloskie orzechy, czy suszone sliwki, albo sabki czosnku. Pasztet wychodzi zawsze, bardzo wszystkim smakuje.
Pozostały wywar z mięs wykorzystuję do jakiejś zupy,grochowki, czy ogorkowej.
Aha, robie na oko,a watrobki kupuje pól kg.
OdpowiedzUsuńNo to powtórzę to co mi zniknęło. Gotować nie lubię ale gotowców jeszcze bardziej. Dlatego najczęściej wrzucam na parę to co mam w domu, sypię przyprawy i za pół godziny gotowe. Ponieważ lubię zupy kremowe taką dyniową i cukiniową, no to robię na 2-3 dni bo to dużo siekania. Lubie też kopytka, ponoć super mi wychodzą. Z wykwintnieszych dań to piersi kacze w cynamonie (przepis w Rzepisach), poza tym świeże pierożki, kluseczki ślaskie, paszteciki itp. nabywam na placu w pobliżu czasowj kwatery w Krakowie. Wyroby domowe, świeże i smaczne.
OdpowiedzUsuńZ wypieków popełniam 2 razy w roku szarlotkę i kruche ciasto ze śliwkami, innych nie umiem.
Dyniowa jest pyszna z mleczkiem kokosowym i curry. Można wrzucić kurczaka i będzia a la tajska.
UsuńO, Sabała, to jest myśl. Lubię dynię.
UsuńBacha, i te pierożki targasz ze sobą do Szwecji?
OdpowiedzUsuńW ogromnym ciężkim worze. Tysiące pierożków, coby starczyło.
UsuńHana, no skądże, jem na miejscu, sama pierogów njgdy nie robie ale kopytka tak.
UsuńAgniecha, nadałabym ten wór kurierem ale potem zamieniłabym się w pyzę. Już i tak po tych dwóch zabiegach i przymusowym siedzeniu w domu wyglądam, no żeby tak ładnie powiedzić, apetycznie.
Właśnie skończyłam trzecia sukienke, wyszła za duża. Koleżanka poradziła żeby nie zwężać, jeszcze jedn zabieg i będzie w sam raz. Małpa. Okropne kłopoty miałam z szyciem tym razem, marszczyło się, nitka sie rwała itd. No to w końcu właczyłam google i okazało się, że igła nie do tego materiału, a już zaczęłam rozkręcać maszynę. Zresztą i tak muszę ją naoliwić to szkic z oliwieniem mus wygrzebać. A poza tym to śliczne słońce ale 0 stopni dzisiaj było.
Bacha, no pewnie ze nie zwężaj! Proroczo Ci się uszyła...
UsuńCześć sloneczne 3 st. jak tam juz,po owsiankach , czy najpierw kawka?
OdpowiedzUsuńOd owsianek, ryżu na słodko, kaszki manny itp trzymam się z daleka. Ryż może być w zupach, z gulaszem abo risotto z warzywami. Od kisieli i budyni też.
UsuńNajsampierw sokawka.
UsuńOwsianka nie musi być slodka😀
UsuńJa też najsampierw sokawka, śniadanie jem w porze lunchu albo jeszcze później.
UsuńO jesssu, nie cierpie ryzu w zupach. az mie otrzacha....
UsuńJa lubiem, bardziej niż makarun.
UsuńMakarony na wszelkie sposoby muszą być. Czasem i na słodko.
UsuńA pomidorowa z ryżem mus być
UsuńMniam, mniam. Ależ smaczny post i komentarze. U nas dyrygentem w kuchni jest Małż. Preferujemy piekarnik. Na szklaną blaszkę daje się mięso np kieszonki z kurczaka uprzednio wrzucone do marynaty np jogurtowej, abo natart smakową oliwą i przyprawione ziołami a potem do kieszonek wydłubanych w filecie wrzuca się co tam fantazja chce. Np szpinak z fetą i czosnkiem, suszone pomidory z mozzarellą, papryczki z serkiem, swojsko uwędzony boczuś z cebulą, przesmażone grzyby osobiście zebrane. Do tego dorzuca się kartofelki w plastrach, marchewkę i co kto se chce z warzyw. Zalewa się na koniec resztą marynaty i do rękawa i do piekarnika. Jak się podpiecze, rękaw do śmieci, temperatura w górę i na talerz. Plastrowany schab i karkówka w marynacie na kiszonej kapuście abo słodkiej z kartofelkami i do rękawa. Zupy jemy wszystkie i gotujemy z mrożonek. Oprócz grochowej, fasolowej, kapuśniaku np. Swojską kaszankę zapiekamy w wydrążonym jabłku abo cebuli w piekarniku bez rękawa. Pierogami obżeramy się na corocznej Warmińskiej Uczcie Pierogowej w Biesowie. Tam to jest poezja smaków. W zaprzyjaźnionej rodzinnej garmażerii zamawiamy krokiety z bajecznymi nadzieniami. Ze słodyczy to jogurtowiec z kolorowymi kostkami galaretek i serniczki na zimno z owocami i galaretką, bądź naprzemian z kakao tzw zebra. Ślina mi kapie na tablet. Ament
OdpowiedzUsuńAleż szlachetne pasztety robicie ! Mój to taki bardziej z recyklingu :) A pomysł powstał z niechęci do wyrzucania warzyw i mięsa po ugotowaniu rosołu- wszystko, łącznie z gotowaną cebulką , mięsem i skórami obranym z kostek pakuję do woreczka z napisem "rosołowe na farsz" i zamrażam. Jak już się nazbiera parę takich woreczków, kupuję jakieś mięsiwo wieprzowe w promocji i duszę je w garze , pod koniec orzucam trochę wątróbki drobiowej, namoczone i ugotowane wcześniej suszone grzyby. Na koniec wrzucam do gara mrożone "rosołowe" , zagotowuję solidnie. Po wystudzeniu mielę (małżonkiem, to jego wkład w pasztet :), dodaję surowe jajka, solidnie doprawiam pieprzem, solą , majerankiem, gałką muszkatołową (próbuję zanim dodam jajka ). Uwaga na sól, po upieczeniu i odparowaniu wody pasztet robi się bardziej słony. Zmielona masa ma być dość rzadka, jeśli nie jest, to dodaję rosołu. Można ją wówczas zapakować do gotowych foremek aluminiowych i zamrozić ponownie, żeby upiec tuż przed świętami czy imprezą, albo piec od razu. Można dorzucić ewentualnie jakieś dodatki do każdej foremki - do jednej żurawinę, do drugiej zielony pieprz, można przykryć plastrami boczku albo posypać bułką tartą zwykłą czy z odrobiną czosnku- co tam komu pasuje. Dobrze mieć w zamrażarce foremkę z gotowcem do upieczenia, na okoliczność niechcieja przed jakąś imprezą - wrzucenie foremki do piekarnika wielkiego wysiłku nie wymaga.
OdpowiedzUsuńCo Ty gadasz, mp? Twój pasztet brzmi niezwykle szlachetnie!
UsuńU nas zjada się wszystko wrwz z rosolem, nie jadamy odcedzonego rosolu z samym makaronem. J.jada symboliczną ilość makaronu.
OdpowiedzUsuńDzięki MM, czyli to pasztet bardziej strasburski, nigdy nie robiłam.Ale wypróbuję.Gęsie wontrupki można dostać jesienią około św.Marcina.Pewnie jest miękki,taki bardziej do smarowania? Przeważnie robię mięsny,jak opisały Kury wyżej.
OdpowiedzUsuńOjej,jestem zmęczona,co prawda się narobiłam w domu jak gupia.Ale i te pogody są wykańczające,zatem dziś wpadłam na krótko;)
Hanna - nie jest on do smarowania. Kroi sie normalnie, choć czasem sie kruszy. Jak się uda.
UsuńTak sie przejelam swoim brakiem maszynki do miesa, ze musze kupic. I co? Kupic tradycyjna, zeliwna, na korbe? Czy isc w cos elektryfikowanego fiki-miki?
OdpowiedzUsuńTradycyjna dobra w zastępstwie ćwiczeń na siłowni. Mamy dostawkę do robota.
UsuńSabala - to od razu odpada - nienawidze silowni.
UsuńElektryczna jest super, a ogolnie uwiwlbiam malakser .
OdpowiedzUsuńOgolnie to ja tez, moj staruszek swietnie sobie dalej daje rade, ale maszynka tez bywa przydatna ;)
UsuńTez mam staruszka,maszynka też jest stsra, ale mieli doskonale.
OdpowiedzUsuńTakie dwie staruszki są jako element dekoracyjny. Czasem doczepimy nakładkę i robimy ciasteczka ze skwarek na cześć i ku pamięci mojej Babci.
UsuńRęczną bym nie dala rady,a tak bzium i gotowe.
UsuńZ ciastem byś poradziła
UsuńA,nie robie takich ciastek, nakladki tez juz nie mam, kiedys byly specjalnoscią tescia.
UsuńMoja Mama robiła ciastki ze skwarek, ale to nie były moje klimaty.
UsuńSabala - w zyciu nie jadlam ciastek ze skwarek. Lubie ciastka, lubie skwarki, ale tak razem??
UsuńZ tego mojego czytania wczoraj wyniknął bogracz z wołowinką i malutkimi śląskimi kluseczkami a jutro wyninie cannelloni naprzemienne, tzn jedna rurka z mięskiem, cebulką i papryką a druga naprzemiennie z pomidorkiem i małą mozzarellą pod beszamelem. Jak polecę za serem to na ser. Jak nie to posypię pietruchą, bo lubimy.
OdpowiedzUsuńabała, co to jest bogracz?
UsuńJa dzisiaj zamarynowałam świeżutka rybę (3minuty roboty) - później tylko we właściwym czasie dogotuję do niej ziemniaczków i będzie obiad na sobotę i niedzielę też.
OdpowiedzUsuńRybki to my lubiejemy se podjeść zwłaszcza, że Małż łapie na Warmii. Robimy też klopsiki z koperkiem. Jak co zostanie to ląduje do zalewy słodko kwaśnej i jest na Wigilię.
UsuńSabała- ale że te klopsiki z koperkiem to z ryby???
UsuńRyba wyfiletowana, zmielona, doprawiona i dużo koperku. Jak mielone z mięsa.
UsuńTrzeba doprawić smażoną cebulą na maśle, żeby suche nie wyszły
UsuńTo mojego Małża rzepis. Ja to jestem pomagier.
UsuńNietutejsza - jezdzisz na przystan (chyba prawie pod Queen Alexandra bridge, kolo bylego wysypiska) w Sunderland? Kupowac prosto z kutra? Oni podobno nawet sprawia, pokroja i co tam jeszcze chcesz.
UsuńKurczę, nie kręcą mnie rypki.Fcale.
UsuńOpakowano- bukbroñ taki kawal drogi jezdzic po rybe,nawet niechby ona zlota byla to bym nie pojechala az tak daleko.Ja tylko do Sainsburys i z powrotem. Kawalatek malutki dla jednej osoby i kota;)
UsuńOjej! To już sobota, jak ten czas leci!
OdpowiedzUsuńZgłodniałam, a, mam jeszcze huk roboty. No to se podgrzałam roladki z ciasta serowego z kurczakiem i grzybami przez nas zbieranymi latem na Warmii, co mi Małż we lodówce ostawił. Pychota
UsuńA dzisiaj na deser ma być tarta na słodko, ale nie wiem z czym, bo mi nie powiedział. Tarty to robi na okrągło. I wytrawne i na słodko. I jak ja mogłabym Go nie uwielbiać. Nie planuję rozwodu. On, podobno, też. Uff
UsuńTwój chłop to jakiś skarb?
UsuńNietutejsza, ano leci, czas ten. A nawet gna z wichurem.
UsuńObserwuję Małża i cóś wiem. I to tyle. Ale wedle szamanka to ja chcę OPAKOWANO!!!!!
OdpowiedzUsuńSabalo - chce OPAKOWANO co? Jesc?
UsuńDzis miala byc zupa grzybowa, mialy byz lazanki z kapusto i grzybami i mial byc kokosowy deser fajny (nazywany przez nas chrzescijanski deser), ale prundu jak nie bylo tak ni mo.
Twoj Malz Cie traktuje jak jakie krulowe!
Cześć, smakowicie brzmi Twoje menu Sabało.
OdpowiedzUsuńMniam, mniam. I to źle się skończy na moją sprawność. Ale ja to olewam ciepłym moczem. Chccem umrzeć z przeżarcia a nie z głodu
UsuńUwazaj - dynastia Piastow wymarla z przezarcia....
UsuńA po co ma uważać? Przecież ona tak właśnie chce!
UsuńNie można tego czytać. Dopiero co zjadłam niemałe śniadanie, a już jestem głodna. I co teraz?
OdpowiedzUsuńDrugie sniadanie😀
OdpowiedzUsuńO rany, jaka niespodzianka! Odsłaniam okna a tam bielutko i znowu tak jasno się zrobiło w mieszkaniu od tego śniegu. U mnie czas na pierwsze śniadanie, sokawka już była.
OdpowiedzUsuńJakieś wichury kręciły się koło Kurnika?
OdpowiedzUsuńU nas wieje, ale odpukać, nie aż tak straszliwie.
UsuńNatomiast u moich starszych ( Lubuskie ) wiatr pozrywał płytki z tarasu!
Ale dach i okna ciągle całe.
O matko!
UsuńU nas wieje,wiadomo, no i w wielu miejscach powalone drzewa, jak w nniesciecto nie wiem, na pewno spokojniej niż na otwartym terenie i w gorach.
U mnie też masakra z wichurem. W nocy praktycznie nie spałam, tak łomotało. Prądu oczywiście nie było prawie do teraz. Zapasy wody we wszystkich naczyniach i zimno Oesu, jakie to upierdliwe!
UsuńW kominku nie mozesz napalic?
UsuńMogę, ale to daje ciepło przy samym kominku. Komin jest krótki i bałam się, że iskry pójdą na dach. Mam uraz od czasu pożaru komina w poprzednim życiu.
UsuńNo to do kitu.
UsuńCzyli w przyszłości należy wydłużyć komin.:-)
UsuńI jeszcze powiem, że moja Babcia wychowywała mnie na księżnikę. Trochę mi zostało. Jak jesteśmy z Małżem sami, zawsze jemy na zastawie stołowej, z wazą do zupy, z sosjerką itp Dla nas czyszczę od czasu do czasu srebrne sztućce. Ale tylko dla nas. Uwielbiam dekorowanie stołu i potraw. Ale po królewsku jemy tylko my. Babcia moja ukochana zawsze mi powtarzała, że w domu musi być Pani od domu i Pani od dzieci. I za Jej życia tak było. Lubię celebrować. To mi zostało.
OdpowiedzUsuńNo i zapomniałam o smażonym, bo u nas nieczęsto. Kartofelki z gzikiem, schabowy jak należy, w panierce, placuszki ziemniaczane po myśliwsku, po hawajsku abo z jogurtem, racuchy z owocami, naleśniki na wytrawno i na słodko. I tzw żabie udka. Tzn kurczak w cieście, może być serowym, rzucany na olej łyżką. A i jeszcze makaron z boloneza z jajcem. Z ulubionych ciast to jeszcze tzw łaciate. Zwykły murzynek obrzucony masą twarogową abo kokosową
OdpowiedzUsuńMatku bosku, jaka przeroznosc!
UsuńSabało! Daj proszę przepis na łaciate ciasto. Ono kiedyś było moim ulubionym, ale jakoś Mama przestała robić ... A ono takie dobre.
UsuńOpakowana, czytam i nie rozumiem, o czym Sabała do mnie rozmawia:)))
OdpowiedzUsuńHana, pal w kominku i udrożnij studnię!!! Bo może kiedyś wody zabraknąc.
OdpowiedzUsuńBacha, studnia jest drożna, nie wiem tylko, jaka w niej woda. Kominek - patrz wyżej.
OdpowiedzUsuńCześć Kurniku. Wietrzna i mokra niedziela.
OdpowiedzUsuńKotek Rysiulek jak nie spi i nie je, to chodzi i wyspiewuje.
Już słonko😀🌞
OdpowiedzUsuń