Ponieważ jutro wyjeżdżam na kilka dni i nie zabieram laptopa, postanowiłam zebrać to, co napisałyśmy, żeby było łatwiej dopisywać nowe kawałki. Na razie beż żadnych korekt i bez poprawek, no prawie, najwyżej jakiś przecinek, spacja, czy polska litera.
Skopiowało mi się to wszystko razem z tłem, ale nie umiem poprawić, a nie mam teraz czasu, żeby sprawdzać, co zrobiłam nie tak. Poprawię to wszystko, jak będę publikować całość, a na razie piszcie dalej, ja też pewnie będę coś dodawać w miarę możności :)
Hana
Jagoda musiała wyglądać nieciekawie, bo Inga spojrzawszy na nią, zakryła dłonią usta.
- A ty co? Ducha zobaczyłaś?
- Bardzo śmieszne - odparła Jagoda. Żebyś wiedziała. O mało nie zemdlałam, oni wyglądali jak żywi! I wiecie co? Durna jest ta nasza zabawa. Chciałabyś, żeby po śmierci ktoś ci skakał po brzuchu? Ja odpadam, a wy róbcie, co chcecie, ale jeśli ktoś tu do was zagada, to na pewno nie będę ja.
- Dobra, jeśli udowodnisz, że to ci się nie przyśniło, posprzątam tutaj każdy grób i posadzę kwiatki.
- Idziemy!
Grupka przyjaciół ruszyła w stronę najbardziej okazałego grobowca, a raczej resztek, jakie z niego pozostały.
Mgła gęstniała coraz bardziej.
Rybeńka
Ale nagle przypomniała sobie, że nie może uciec, bo wtedy na darmo świeczka zapalona. Przerażona do szpiku kości zatrzymała się i powolutku odwróciła i zaczęła iść w stronę opuszczonego grobu...Ktoś z kolegów krzyknął za nią, ale nie jakby owładnęła niewidzialna siła...
Ninka
Grobowiec z pewnością był kiedyś imponujący, a teraz świetnie nadawał się do ich celów. Łukasz natychmiast poczuł się w swoim żywiole. Wyciągnął aparat i zaczął rozstawiać składany statyw.
- Dobra! Ustawcie się! Ty, Jagoda stań na kamieniu po lewej, oprzyj się o tę kolumnę, Inga, ty usiądź obok, na pierwszym schodku. Reszta po drugiej stronie i z przodu. - montując sprzęt, wydawał kolejne polecenia.
Jagoda podeszła do kamienia i zatrzymała się.
- No, - ponaglił ją Łukasz - właź na miejsce!
- Nie mogę!
- Co?
- Nie mogę, bo tu nic nie ma. - powiedziała słabym głosem.
- Jak to nie ma; przecież widzę!
- To popatrz tutaj.
Podszedł i spojrzał; na miejscu kamienia była... nic nie było. Tylko plama nieprzeniknionej czerni.
Marija
Weszła w czerń, a ta czerń zaczęła powoli spływać nań a gdy oblepiła już ją szczelnie...ciepło wypełniło każdą szczelinę jej ciała...
burknęła w siebie:-Et gupia, było się czego bać?Przecież tu tak bezpiecznie.
Dora
Łukasz, potrzasnął ją za ramię.Jagoda, co z tobą, rusz się, robimy to zdjęcie i spadamy, zimno, i głodny już jestem!
Ninka
Jednak Jagoda stała jak wmurowana, ani drgnęła.
Nie, w tych ciemnościach nie było bezpiecznie. Usłyszała jakieś szepty, echa słów, stopniowo coraz wyraźniejsze: "Zdrada! Zemsta!" ... Zewsząd dobiegały odległe, stłumione krzyki i jakiś okrutny śmiech. Nic nie widziała, a macając wokół rękami niczego nie mogła dotknąć. Czuła, że otacza ją duża przestrzeń.
Ja-Ewa
Właściwie ja też bym coś zjadła, pomyślała Jagoda. Ssało ja w brzuchu, już dawno minęła pora na bardzo nawet spóźniony obiad. Przypomniała sobie, że wychodząc z domu, szybko wzięła z talerza w kuchni dwa gorące jeszcze racuchy. Zbiegając po schodach, wrzuciła je do czarnej torby.
- Komu racucha? komu? - zaskoczona zobaczyła niecierpliwie wyciągnięte ręce. Spojrzała na swoją brudną dłoń z nierówno poszarpanymi kawałkami placka. Pomyślała, że to bardzo niehigieniczne, ale kto wtedy myślał o zarazkach?
Rybeńka
Tylko zanim te ręce wzięły racuchy te zaczęły się zmieniać. Przybierać dziwne kształty... No to placek mi to twarz...Znajoma?? Nieznajoma?? Zaczęły tym twarzom rosnąć dziwne koślawe kończymy...
To nie mogło się dobrze skończyć...
ja-Ewa
Jagoda była pewna, że widzi twarz chłopaka, w którym się kiedyś kochała, a w tym czasie była prawie stale w kimś zakochana. Jak nie w jakimś znanym aktorze, to w chłopaku z basenu albo w tym nowym z klasy. Spojrzała jeszcze raz uważnie, choć całą postać trudno było objąć wzrokiem. I ta twarz ciągle inna... Ale to jednak on - chłopak z lodowiska.
Rybeńka
Ach, jak on na nią patrzył!! Gorący wzrok dosłownie ją rozbierał. Zaczęła drżeć i zmartwiła się, że dawno nóg nie depilowała. A majtki za nic nie pasowały do spranego stanika. Ech..
Ninka
Cofnęła się więc o kilka kroków i poczuła za plecami ścianę, nie gorącą bynajmniej. Ściana wciągnęła ją z cichym cmoknięciem. No i masz! Chłopaka nie ma, racuchów nie ma, tylko wielkie lodowisko. I wcale nie było jej już gorąco, tylko zimno okropnie. Chciała wrócić w tę ciepłą i, no cóż; bardzo przyjemną ciemność, ale ściany też już nie było.
Rybeńka
Z cichym westchnięciem rozejrzała się wokół szukając łyżew. Nie wiadomo o co, bo nie umiała na nich jeździć. Ale miała nadzieję, że w tym dziwnym świecie może wszystko jest inne niż w tym ciepłym. Nigdzie nie zauważyła łyżew za to tafla lodowiska zaczęła dziwnie falować...
Ninka...
i pękać, a spod niej, przez szczeliny w lodzie, zaczęły się wyłaniać długie macki, które wyraźnie czegoś szukały. Czegoś lub... kogoś. Jagoda wrzasnęła głośno, kiedy jedna z macek natrafiła na nią i owinęła się wokół jej nogi. Nie miała jak uciec, bo macka nie chciała jej wypuścić, a lód coraz bardziej pękał.
- Co tu się dzieje?! - wrzasnęła Jagoda. - Ja chcę do domu!
Hana
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko nagle zniknęło. Macka ośmiornicy okazała się zwykłym bluszczem, który zaplątał się jej wokół kostki. Jagoda rozejrzała się wokół. Wszystko wyglądało jak przedtem, koledzy nadal skakali po nagrobkach, nawet mgła zniknęła. Dziewczyna wstała, zachwiała się lekko i wtedy to zobaczyła. Obok resztek grobowca leżała para nowiutkich łyżew.
- Oesssu, mam halucynacje i fata mrugane - pomyślała. Babcia chyba znów sypnęła czegoś do racuchów.
Ninka
Babci Lodzi (tej "starej czarownicy" jak mówił tata Jagody) często zdarzało się dosypać czegoś do garów. Czasem był to całkiem nieszkodliwy, choć niekoniecznie pożądany np. w ciasteczkach, majeranek, a czasem znacznie ciekawsze ingrediencje. - Ciekawe czym sypnęła tym razem - pomyślała Jagoda.
Hana
- O rany! - nagle ją olśniło. Biały proszek! Stał w miseczce na kuchennym blacie! Babcia twierdziła, że to proszek do pieczenia. Ten koleś, co to do niej przychodzi niby na pogaduszki, od razu mi się nie podobał... Babcia w jego obecności normalnie unosi się w powietrzu!
Jagoda snuła domysły i już prawie miała koncepcję. Jednak przypadkiem spojrzała na leżące nieopodal łyżwy, prawdziwe do bólu. I w jej rozmiarze. Znów obleciał ją strach. Schyliła się, podniosła łyżwy i nagle, tknięta jakąś myślą, wyprostowała się jak struna.
- Omatkubosku, przecież ten duch, ten... eee... jak mu tam... Herman, wyglądał jak ten babciny koleś! - Jagoda aż się zachwiała pod naporem przesuwających się w jej głowie obrazów.Zszokowana przysiadła na nagrobku.- Czy to znaczy, że koleś umarł w międzyczasie i teraz jest duchem, czy odwrotnie? Duch zmartwychwstał i jest kolesiem od babci? Wprawdzie był blady jak zjawa, ale mógł przypudrować się proszkiem do pieczenia - myśli kłębiły jej się w głowie. - A łyżwy? O co tu chodzi?
Ninka
No nie, nie mógł umrzeć w międzyczasie, przecież mówił coś o stu latach. Czyli przychodził jako duch?! A ten chłopak z lodowiska. Też jest duchem? Gdzie on teraz jest właściwie? To on dał mi te łyżwy, czy jak? - gubiła się w domysłach. - Chyba muszę z kimś pogadać. Ale z kim? Poradzić się babci, czy zwierzyć się Indze?
Agniecha
Ale może najpierw nałożę te łyżwy i zobaczę, co się wydarzy.
Jak pomyślała, tak uczyniła. Nadmieńmy, że były to łyżwy do jazdy figurowe na lodzie, bialutkie, ze sznurówkami.Nogi Jagody, zupełnie nieproszone, zaczęły wykonywać posuwiste ruchy, jej ręce, jej całe ciało okreciło się w eleganckim piruecie.
Jagoda westchnęła z zachwytem."Nie wiedziałam, że to potrafię, pomyślała."W tej samej chwili jej nogi już odrywały się od ziemi. Jagoda, tańcząc, wirowała już nad cmentarzem, z góry obserwując czubki głów swych znajomych."Nie, no, kto by zgadł, pomyślała, że Czesiek ma łysinę w tak młodym wieku, taki jest wysoki, to z dołu nigdy nie zwróciłam uwagi...."Ninka
Zobaczyła z góry, że Łukasz wciąż usiłuje ustawiać towarzystwo i robić zdjęcia, zobaczyła samą siebie, siedzącą na nagrobku. Jej piruety przybrały zawrotne tempo. Spod łyżew pryskały białe drobinki szronu, czy może śniegu. Skręcały się w większy z każdą chwilą wir, który w końcu stał się wielką trąbą powietrzną. Z jej środka wyprysnął Daniel (wreszcie przypomniała sobie imię poznanego na lodowisku chłopaka) w białym połyskującym stroju. Był ogromny. Pochylił się nad Jagodą i ogłuszającym, zwielokrotnionym tysięcznymi echami głosem zapytał uwodzicielsko: - To co? Pójdziemy na lodowisko? - Jego głos zdawał się odbijać od wnętrza czaszki, aż Jagoda zamknęła oczy, złapała się za głowę i jęknęła. Nie chciała żadnego lodowiska, chciała, żeby się to wszystko uspokoiło.
- Dosyć! - krzyknęła.- Przestań wrzeszczeć. - usłyszała gderliwy, choć dziwnie brzmiący głos własnej babci. Otworzyła oczy. Znów siedziała na nagrobku, a tuż obok, w suchych liściach, mościła się wielka czarna kwoka. Teraz zrozumiała, czemu ten głos był dziwny - przypominał gdakanie.- Babcia? To ty? Jak to zrobiłaś?!- Nie takie rzeczy się robiło -odparła babcia. - Dobrze że pomogłaś Hermankowi, chociaż trochę mi szkoda, był bardzo pomocny. Eryczek też, choć on taki trochę nieogarnięty był. Ale bardzo romantyczny... - Babcia westchnęła smętnie. - Ale teraz słuchaj uważnie. Powiem ci, co masz zrobić.
Opakowana
No więc, przyjdzie do mnie paczka. I tylko ty możesz ja odebrać, pamiętaj.