sobota, 16 listopada 2024

NA STARYM CMENTARZU

    Pomysł na ten tekst powstał zaraz po konkursie u Pantery, ale zapisałam go dopiero teraz. W nastrój już was wprowadziłam poprzednim postem, to teraz czytajcie. 
Aż tak strasznie jak w wierszu już nie będzie, może później 😉




        

    Zapadł już  zmrok. Zewsząd napływała gęsta, wilgotna, zimna mgła. W ciemniejszych zakamarkach, między starymi, wysokimi drzewami i wśród poplątanych gałęzi dawno nieprzycinanych krzewów zagęszczała się jeszcze bardziej, stając się nieprzenikniona. Latarnie na niedalekiej ulicy zmieniły się w mgliste kule, a dźwięki przejeżdżających samochodów stały się stłumione i niewyraźne.
Na starym cmentarzu przy kościele paliło się już trochę zniczy, ale ludzi nie było tu wcale. Pewnie byli wcześniej, kiedy jeszcze było widno, a jutro wybiorą się na inne cmentarze, bo tu było  mało nowych grobów. Większość była stara, zupełnie zniszczona, z niektórych nie pozostały nawet fragmenty obramowań.
    Eryk przeciągnął się, aż mu chrupnęło w kościach. Niespokojny, jak zwykle tego dnia, odezwał się do sąsiada:
- I co?
- Nic, przecież widać. - odparł tamten zniechęcony i umilkł, słysząc zbliżające się śmiechy. Grupa młodzieży szła przez cmentarz, wygłupiając się i przekomarzając. Nic sobie nie robili z tego, że zakłócają zmarłym spokój. Kiedy przeszli, Eryk odezwał się znowu:
- Cała ta dzisiejsza młodzież jest okropna. O, słyszysz? - Kolejna grupka przebiegła obok, przeskakując przez murki i urządzając slalom między grobami.
- Strasznie się zrobiłeś nieżyciowy, Eryczku! - Herman zachichotał złośliwie.
- A dajże spokój! Znowu się w tym roku nie uda!
Przez jakiś czas nic nie mówili. Kiedy rozległy się kolejne śmiechy i pokrzykiwania, Herman tylko westchnął, a Eryk skrzywił się z niesmakiem.
    Jagoda odłączyła się od grupy. To Inga namówiła ją, żeby razem z jej kumplami poszli na stary cmentarz. Mieli się przebrać, ale nie chcieli chodzić i prosić o cukierki; nie byli już dzieciakami. Zamiast tego wymyślili, że będą sobie robić zdjęcia przy starych nagrobkach. Miało byś tajemniczo i trochę strasznie. Jagoda wymyśliła sobie fajny strój; zrobiła twarz na blado, usta umalowała ciemnoczerwoną szminką, gładkie, czarne włosy rozpuściła, a jedno pasmo zabarwiła na biało jednorazową farbą w piance. Do tego czarny golf i dopasowany, długi, czarny płaszcz. Lady Morticia Addams jak żywa. Tuż przed wyjściem jakiś impuls kazał jej wrzucić do torby, czarnej oczywiście, całe opakowanie tealightów.
Kiedy dołączyła do reszty, powitały ją aprobujące gwizdy. Inga i jej kumple też się przebrali, za zombie. Inga w wystrzępionych czarnych tiulach, chłopaki w poszarpanych pelerynach i płaszczach. Wyglądali wszyscy świetnie. Niestety, kiedy znaleźli się na cmentarzu, chłopakom coś odbiło. Zaczęli się strasznie wygłupiać. Chowali się za drzewami i nagrobkami, a potem wyskakiwali z ukrycia, wrzeszcząc.  Jagodzie wcale się to nie  podobało. Niedawno zmarła babcia Jadzia, mama ojca, i dziewczyna wyobraziła sobie, że to właśnie nad jej grobem odbywa się ta kretyńska zabawa. Halloween Halloweenem, ale co za dużo to niezdrowo, więc Jagoda została sama całkiem z tyłu. Znów poczuła dziwny impuls, który kazał jej  wyjąć z torby opakowanie z tealightami. Zaczęła zapalać światełka i rozstawiać je na grobach. Obejrzawszy się po chwili pomyślała, że te malutkie, chwiejne płomyki wyglądają o wiele bardziej tajemniczo, niż zwykłe znicze. Zadowolona wyjęła kolejną świeczkę.
    Herman usłyszał ją pierwszy. Szła powoli i ostrożnie między grobami, często się zatrzymując i starając się stąpać tylko po dzielących je ścieżkach. Jej kroki były lekkie i ciche. Obaj z Erykiem znieruchomieli w oczekiwaniu. I wreszcie najpierw jeden, a potem drugi zobaczył, jak ciemność nad nimi się rozjaśnia.
- Idę pierwszy. - Eryk  powoli wydostał się na zewnątrz. Dziewczyna właśnie prostowała się po zapaleniu światełka. Jej wzrok padł na mglistą postać. Zamarła na chwilę. Chciała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć głosu.
- Boisz się? - spytał Eryk. Jagodzie przyszła do głowy chyba najbardziej idiotyczna z możliwych odpowiedzi: "Nie, zażyj tabaki." Jej dziadek podśpiewywał sobie tak w przypływie dobrego humoru.
Tymczasem obok pojawiło się drugie widmo. Poczuła zimno na nosie i policzkach, zaczęły marznąć jej dłonie. Poczuła, że trzęsie się ze strachu.
- Ja jestem Herman - odezwał się drugi duch - a to Eryk. Nas nie musisz się bać. Tutaj to nie my jesteśmy groźni. My tylko chcemy Ci podziękować za zapalenie świeczek na naszych grobach. Twoje światełka pozwolą nam odejść w spokoju tam, gdzie już dawno powinniśmy się znaleźć. A ty? Jak  masz na imię?
- Jestem Jagoda - ledwie to z siebie wydusiła. - Ale dlaczego…
- Jeszcze tu jesteśmy? To nasza kara. Kiedy żyliśmy sobie, młodzi i beztroscy - a dawno to było - urządzaliśmy sobie  przed Wszystkimi Świętymi zabawy w straszenie ludzi przechodzących po zmroku przez cmentarz. Pewna staruszka omal  nie umarła przez nas na serce, a kilkoro innych ludzi tak się wystraszyło, że jeszcze długo nie mogli dojść do siebie. No i po śmierci okazało się, że musimy odpokutować winy. Nasza kara miała się skończyć, gdy po upływie stu lat ktoś, kto o nas nigdy nie słyszał, zapali świece na naszych grobach.
- I pod warunkiem, że ten ktoś nie ucieknie z wrzaskiem na nasz widok - dodał Eryk. - A z roku na rok było trudnej, bo coraz mniej ludzi tu przychodziło. Teraz możemy w końcu odejść. - Duchy patrzyły gdzieś w dal. - Już widać naszą drogę... Dziękujemy ci...
Głosy ścichły do szeptu, zmieszały się z szumem liści zrzucanych przez wiatr, a niewyraźne postacie wtopiły się w powoli rozwiewającą się mgłę.
    Jagoda pomyślała, że nie uciekła tylko dlatego, że przerażona nie mogła się ruszyć. Stała przez chwilę, wciąż drżąc i zastanawiając się, czy to wszystko widziała naprawdę. Tak czy siak, nikomu o tym nie powie, wzięliby ją za wariatkę. Spojrzała na swoją dłoń. Ściskała w niej jeszcze jeden tealight. Czym prędzej postawiła go na najbliższym nagrobku; zachował się z niego tylko krótki fragment obramowania, a na dodatek przecinała go wydeptana przez ludzi ścieżka. Postawiła świeczkę na samym jej środku i szybko pobiegła w stronę widocznych na końcu długiej alei kolegów.

    I dopiero teraz się zacznie (jak z pewnością niektórym przyszło do głowy). Tyle że zostawiam to wam. Liczę na to, że zgodnie z kurnikową tradycją włączycie się do zabawy. Można pisać po jednym zdaniu, można całe fragmenty, można tylko sugerować rozwój akcji. Niech będzie i strasznie i śmiesznie. Romantycznie albo prozaicznie. Lirycznie, a nawet tragicznie. Wiadomo, że kierunku i efektu nie da się przewidzieć, ale przecież o to chodzi. No to, Kurencje, do roboty!


64 komentarze:

  1. Przeczytałam, ale ja nie umiem ani wierszy, ani prozy 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, tam, nic nie trzeba umieć, czasem wystarczy sugestia, pomysł, co mogłoby być dalej.

      Usuń
  2. Hym... mła się wydawa że to jest kompletna opowieść. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taba, faktycznie, jest. Chyba przedobrzyłam.
      Ale rozwinąć zawsze można. Napisać drugą część. Na przykład okazuje się, że granica między światami, i tak cienka tego dnia, a na dodatek jeszcze osłabiona przejściem tych dwóch duchów, nie stanowi wystarczającej zapory dla różnych dziwnych istot. widzę tu duże pole do popisu.
      Opowieść o Księciu Przypływów też była(moim zdaniem) skończona, a popatrz tylko, co się tam wyprawiało. Ja tam wierzę w inwencję Kur.

      Usuń
    2. I przyznaję, miałam obawy, że ciut za mocno tę opowiastkę zamknęłam, ale, jak powiedziałam, wierzę w Kury.

      Usuń
  3. Jagoda musiała wyglądać nieciekawie, bo Inga spojrzawszy na nią, zakryła dłonią usta.
    - A ty co? Ducha zobaczyłaś?
    - Bardzo śmieszne - odparła Jagoda. Żebyś wiedziała. O mało nie zemdlałam, oni wyglądali jak żywi! I wiecie co? Durna jest ta nasza zabawa. Chciałabyś, żeby po śmierci ktoś ci skakał po brzuchu? Ja odpadam, a wy róbcie, co chcecie, ale jeśli ktoś tu do was zagada, to na pewno nie będę ja.
    - Dobra, jeśli udowodnisz, że to ci się nie przyśniło, posprzątam tutaj każdy grób i posadzę kwiatki.
    - Idziemy!
    Grupka przyjaciół ruszyła w stronę najbardziej okazałego grobowca, a raczej resztek, jakie z niego pozostały.
    Mgła gęstniała coraz bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kureiry! Nie wierzę, że duch w Was aż tak podupadł!

    OdpowiedzUsuń
  5. No, Hano! Szacun!
    Przywracasz mi wiarę w kurzą moc♥️

    OdpowiedzUsuń
  6. Ekstra!!! Ja z tych z ograniczonymi możliwościami pisania: krótko, zwięźle i na temat:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To możesz chociaż podsuwać pomysły, jak coś ci przyjdzie do głowy.

      Usuń
  7. Ale nagle przypomniała sobie, że nie może uciec, bo wtedy na darmo świeczka zapalona. Przerażona do szpiku kości zatrzymała się i powolutku odwróciła i zaczęła iść w stronę opuszczonego grobu...Ktoś z kolegów krzyknął za nią, ale nie jakby owładnęła niewidzialna siła...

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja pociągnę kawałek, może ktoś, coś...
    Grobowiec z pewnością był kiedyś imponujący, a teraz świetnie nadawał się do ich celów. Łukasz natychmiast poczuł się w swoim żywiole. Wyciągnął aparat i zaczął rozstawiać składany statyw.
    - Dobra! Ustawcie się! Ty, Jagoda stań na kamieniu po lewej, oprzyj się o tę kolumnę, Inga, ty usiądź obok, na pierwszym schodku. Reszta po drugiej stronie i z przodu. - montując sprzęt, wydawał kolejne polecenia.
    Jagoda podeszła do kamienia i zatrzymała się.
    - No, - ponaglił ją Łukasz - właź na miejsce!
    - Nie mogę!
    - Co?
    - Nie mogę, bo tu nic nie ma. - powiedziała słabym głosem.
    - Jak to nie ma; przecież widzę!
    - To popatrz tutaj.
    Podszedł i spojrzał; na miejscu kamienia była... nic nie było. Tylko plama nieprzeniknionej czerni.

    OdpowiedzUsuń
  9. O, kurczę, Rybeńko, zaczęłyśmy pisać równocześnie. Ale to nic, wystarczy zmienić kolejność i dodać ze dwa słówka:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Weszła w czerń, a ta czerń zaczęła powoli spływać nań a gdy oblepiła już ją szczelnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciepło wypełniło każdą szczelinę jej ciała...
      burknęła w siebie:
      -Et gupia, było się czego bać?
      Przecież tu tak bezpiecznie.

      Usuń
  11. Łukasz, potrzasnął ją za ramię.Jagoda, co z tobą, rusz się, robimy to zdjęcie i spadamy, zimno, i głodny już jestem!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze kombinujecie, ale porozwijajmy trochę wątki. Dora, to będzie super na koniec historii. Idę do Mariji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo nie, dobrze jest. To lecę dalej.
      Jednak Jagoda stała jak wmurowana, ani drgnęła.
      Nie, w tych ciemnościach nie było bezpiecznie. Usłyszała jakieś szepty, echa słów, stopniowo coraz wyraźniejsze: "Zdrada! Zemsta!" ... Zewsząd dobiegały odległe, stłumione krzyki i jakiś okrutny śmiech. Nic nie widziała, a macając wokół rękami niczego nie mogła dotknąć. Czuła, że otacza ją duża przestrzeń.

      Usuń
  13. Właściwie ja też bym coś zjadła, pomyślała Jagoda. Ssało ja w brzuchu, już dawno minęła pora na bardzo nawet spóźniony obiad. Przypomniała sobie, że wychodząc z domu, szybko wzięła z talerza w kuchni dwa gorące jeszcze racuchy. Zbiegając po schodach, wrzuciła je do czarnej torby.
    - Komu racucha? komu? - zaskoczona zobaczyła niecierpliwie wyciągnięte ręce. Spojrzała na swoją brudną dłoń z nierówno poszarpanymi kawałkami placka. Pomyślała, że to bardzo niehigieniczne, ale kto wtedy myślał o zarazkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko zanim te ręce wzięły racuchy te zaczęły się zmieniać. Przybierać dziwne kształty... No to placek mi to twarz...Znajoma?? Nieznajoma?? Zaczęły tym twarzom rosnąć dziwne koślawe kończymy...

      To nie mogli się dobrze skończyć...

      Usuń
    2. To było oczywiście poza tekstem :D

      Usuń
    3. A ja jestem wściekła na mój słownik
      Odkąd telefon mi naprawili...
      Jest słownikiem specjalnej troski
      Szlag mnie trafia, bo nawet jak uważam a uważam to żyje swoim życiem 😡😡😡

      Usuń
    4. A blogger do tego pomnaża 🤐

      Usuń
    5. Jagoda była pewna, że widzi twarz chłopaka,w którym się kiedyś kochała,a w tym czasie była prawie stale w kimś zakochana.Jak nie w jakimś znanym aktorze,to w chłopaku z basenu,albo w tym nowym z klasy.Spojrzała jeszcze raz uważnie,choć całą postać trudno było objąć wzrokiem.I ta twarz ciągle inna... Ale to jednak on - chłopak z lodowiska.

      Usuń
    6. Ach, jak on na nią patrzył!! Gorący wzrok dosłownie ją rozbierał. Zaczęła drżeć i zmartwiła się, że dawno nóg nie depilowała. A majtki za nic nie pasowały do spranego stanika. Ech..

      Usuń
  14. O cholera, to on nie żyje? Na lodowisku się utopił, czy co?

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziś już nie mam weny. Aw nocy śniło mi się, że ktoś zhakował Kurnik i wszystko było po islandzku, więc nic nie rozumiałam. I nie można było komentować i w ogóle nic zrobić. A w ogóle to skąd ja wiedziałam, że to po islandzku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, już byki robię; miało być "A w". Późna pora. Ani weny, ani logiki :D:D:D

      Usuń
    2. Śmieję się w głos z tego snu:))))

      Usuń
  16. Cofnęła się więc o kilka kroków i poczuła za plecami ścianę, nie gorącą bynajmniej. Ściana wciągnęła ją z cichym cmoknięciem. No i masz! Chłopaka nie ma, racuchów nie ma, tylko wielkie lodowisko. I wcale nie było jej już gorąco, tylko zimno okropnie. Chciała wrócić w tę ciepłą i, no cóż; bardzo przyjemną ciemność, ale ściany też już nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z cichym westchnięciem rozejrzała się wokół szukając łyżew. Nie wiadomo o co, bo nie umiała na nich jeździć. Ale miała nadzieję, że w tym dziwnym świecie może wszystko jest inne niż w tym ciepłym. Nigdzie nie zauważyła łyżew za to tafla lodowiska zaczęła dziwnie falować...

      Usuń
    2. ... i pękać, a spod niej, przez szczeliny w lodzie, zaczęły się wyłaniać długie macki, które wyraźnie czegoś szukały. Czegoś lub... kogoś. Jagoda wrzasnęła głośno, kiedy jedna z macek natrafiła na nią i owinęła się wokół jej nogi. Nie miała jak uciec, bo macka nie chciała jej wypuścić, a lód coraz bardziej pękał.

      Usuń
    3. - Co tu się dzieje?! - wrzasnęła Jagoda. - Ja chcę do domu!

      Usuń
  17. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko nagle zniknęło. Macka ośmiornicy okazała się zwykłym bluszczem, który zaplątał się jej wokół kostki. Jagoda rozejrzała się wokół. Wszystko wyglądało jak przedtem, koledzy nadal skakali po nagrobkach, nawet mgła zniknęła. Dziewczyna wstała, zachwiała się lekko i wtedy to zobaczyła. Obok resztek grobowca leżała para nowiutkich łyżew.
    - Oesssu, mam halucynacje i fata mrugane - pomyślała. Babcia chyba znów sypnęła czegoś do racuchów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hano, świetnie! Cos podobnego miałam na myśli, ale Ty to zrobiłaś genialnie!

      Usuń
    2. Paczaj, Ninko, duch w narodzie nadal się telepie!

      Usuń
    3. Ano telepie się, super!

      Usuń
  18. Babci (tej "starej czarownicy" jak mówił tata Jagody) często zdarzało się dosypać czegoś do garów. Czasem był to całkiem nieszkodliwy, choć niekoniecznie porządany np. w ciasteczkach, majeranek, a czasem znacznie ciekawsze ingrediencje. - Ciekawe czym sypnęła tym razem - pomyślała Jagoda.

    OdpowiedzUsuń
  19. - O rany! - nagle ją olśniło. Biały proszek! Stał w miseczce na kuchennym blacie! Babcia twierdziła, że to proszek do pieczenia. Ten koleś, co to do niej przychodzi niby na pogaduszki, od razu mi się nie podobał... Babcia w jego obecności normalnie unosi się w powietrzu!
    Jagoda snuła domysły i już prawie miała koncepcję. Jednak przypadkiem spojrzała na leżące nieopodal łyżwy, prawdziwe do bólu. I w jej rozmiarze. Znów obleciał ją strach.

    OdpowiedzUsuń
  20. Bomba! Tylko tak dalej!
    Niech no inne Kury też się biero do roboty!

    OdpowiedzUsuń
  21. Mysle, ze to Herman i Eryk Babci podsuwali dobroci....hrehrherh ja nie umiem w pisartswo , ale namieszac umiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Schyliła się, podniosła łyżwy i nagle, tknięta jakąś myślą, wyprostowała się jak struna.
    - Omatkubosku, przecież ten duch, ten... eee... jak mu tam... Herman, wyglądał jak ten babciny koleś! - Jagoda aż się zachwiała pod naporem przesuwających się w jej głowie obrazów.
    Zszokowana przysiadła na nagrobku.
    - Czy to znaczy, że koleś umarł w międzyczasie i teraz jest duchem, czy odwrotnie? Duch zmartwychwstał i jest kolesiem od babci? Wprawdzie był blady jak zjawa, ale mógł przypudrować się proszkiem do pieczenia - myśli kłębiły jej się w głowie. - A łyżwy? O co tu chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy my jesteśmy połączone telepatycznie, Hano? Właśnie zamierzałam obsadzić Hermana w roli tego babcinego kolesia :D:D:D

      Usuń
    2. Ninko, w Kurniku wszystko jest możliwe!

      Usuń
    3. To przez Opakowaną, zasugerowała nam, hrehrehre :D

      Usuń
    4. No, mowilam, jak glupi pomysl, to na pewno ja ;) Koles moze przypudrowal sie INNYM bialym proszeczkiem...

      Usuń
  23. No nie, nie mógł umrzeć w międzyczasie, przecież mówił coś o stu latach. Czyli przychodził jako duch?! A ten chłopak z lodowiska. Też jest duchem? Gdzie on teraz jest właściwie? To on dał mi te łyżwy, czy jak? - gubiła się w domysłach. - Chyba muszę z kimś pogadać. Ale z kim? Poradzić się babci, czy zwierzyć się Indze?

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale może najpierw nałożę te łyżwy i zobaczę, co się wydarzy.
    Jak pomyślała, tak uczyniła. Nadmieńmy, że były to łyżwy do jazdy figurowe na lodzie, bialutkie, ze sznurówkami.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nogi Jagody, zupełnie nieproszone, zaczęły wykonywać posuwiste ruchy, jej ręce, jej całe ciało okreciło się w eleganckim piruecie.
    Jagoda westchnęła z zachwytem.
    "Nie wiedziałam, że to potrafię, pomyślała."
    W tej samej chwili jej nogi już odrywały się od ziemi. Jagoda, tańcząc, wirowała już nad cmentarzem, z góry obserwując czubki głów swych znajomych.
    "Nie, no, kto by zgadł, pomyślała, że Czesiek ma łysinę w tak młodym wieku, taki jest wysoki, to z dołu nigdy nie zwróciłam uwagi...."

    OdpowiedzUsuń
  26. Zobaczyła z góry, że Łukasz wciąż usiłuje ustawiać towarzystwo i robić zdjęcia, zobaczyła samą siebie, siedzącą na nagrobku. Jej piruety przybrały zawrotne tempo. Spod łyżew pryskały białe drobinki szronu, czy może śniegu. Skręcały się w większy z każdą chwilą wir, który w końcu stał się wielką trąbą powietrzną. Z jej środka wyprysnął Daniel (wreszcie przypomniała sobie imię poznanego na lodowisku chłopaka) w białym połyskującym stroju. Był ogromny. Pochylił się nad Jagodą i ogłuszającym, zwielokrotnionym tysięcznymi echami głosem zapytał uwodzicielsko: - To co? Pójdziemy na lodowisko? - Jego głos zdawał się odbijać od wnętrza czaszki, aż Jagoda zamknęła oczy, złapała się za głowę i jęknęła. Nie chciała żadnego lodowiska, chciała, żeby się to wszystko uspokoiło.
    - Dosyć! - krzyknęła.
    - Przestań wrzeszczeć. - usłyszała gderliwy, choć dziwnie brzmiący głos własnej babci. Otworzyła oczy. Znów siedziała na nagrobku, a tuż obok, w suchych liściach, mościła się wielka czarna kwoka. Teraz zrozumiała, czemu ten głos był dziwny - przypominał gdakanie.
    - Babcia? To ty? Jak to zrobiłaś?!
    - Nie takie rzeczy się robiło -odparła babcia. - Dobrze że pomogłaś Hermankowi, chociaż trochę mi szkoda, był bardzo pomocny. Eryczek też, choć on taki trochę nieogarnięty był. Ale bardzo romantyczny... - Babcia westchnęła smętnie. - Ale teraz słuchaj uważnie. Powiem ci, co masz zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiec, przyjdzie do mnie paczka. I tylko ty mozesz ja odebrac, pamietaj.

      Usuń
  27. Świetna historia. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Czyzby zginal moj dopis sprzed paru minut???

    OdpowiedzUsuń