sobota, 16 listopada 2024

NA STARYM CMENTARZU

    Pomysł na ten tekst powstał zaraz po konkursie u Pantery, ale zapisałam go dopiero teraz. W nastrój już was wprowadziłam poprzednim postem, to teraz czytajcie. 
Aż tak strasznie jak w wierszu już nie będzie, może później 😉




        

    Zapadł już  zmrok. Zewsząd napływała gęsta, wilgotna, zimna mgła. W ciemniejszych zakamarkach, między starymi, wysokimi drzewami i wśród poplątanych gałęzi dawno nieprzycinanych krzewów zagęszczała się jeszcze bardziej, stając się nieprzenikniona. Latarnie na niedalekiej ulicy zmieniły się w mgliste kule, a dźwięki przejeżdżających samochodów stały się stłumione i niewyraźne.
Na starym cmentarzu przy kościele paliło się już trochę zniczy, ale ludzi nie było tu wcale. Pewnie byli wcześniej, kiedy jeszcze było widno, a jutro wybiorą się na inne cmentarze, bo tu było  mało nowych grobów. Większość była stara, zupełnie zniszczona, z niektórych nie pozostały nawet fragmenty obramowań.
    Eryk przeciągnął się, aż mu chrupnęło w kościach. Niespokojny, jak zwykle tego dnia, odezwał się do sąsiada:
- I co?
- Nic, przecież widać. - odparł tamten zniechęcony i umilkł, słysząc zbliżające się śmiechy. Grupa młodzieży szła przez cmentarz, wygłupiając się i przekomarzając. Nic sobie nie robili z tego, że zakłócają zmarłym spokój. Kiedy przeszli, Eryk odezwał się znowu:
- Cała ta dzisiejsza młodzież jest okropna. O, słyszysz? - Kolejna grupka przebiegła obok, przeskakując przez murki i urządzając slalom między grobami.
- Strasznie się zrobiłeś nieżyciowy, Eryczku! - Herman zachichotał złośliwie.
- A dajże spokój! Znowu się w tym roku nie uda!
Przez jakiś czas nic nie mówili. Kiedy rozległy się kolejne śmiechy i pokrzykiwania, Herman tylko westchnął, a Eryk skrzywił się z niesmakiem.
    Jagoda odłączyła się od grupy. To Inga namówiła ją, żeby razem z jej kumplami poszli na stary cmentarz. Mieli się przebrać, ale nie chcieli chodzić i prosić o cukierki; nie byli już dzieciakami. Zamiast tego wymyślili, że będą sobie robić zdjęcia przy starych nagrobkach. Miało byś tajemniczo i trochę strasznie. Jagoda wymyśliła sobie fajny strój; zrobiła twarz na blado, usta umalowała ciemnoczerwoną szminką, gładkie, czarne włosy rozpuściła, a jedno pasmo zabarwiła na biało jednorazową farbą w piance. Do tego czarny golf i dopasowany, długi, czarny płaszcz. Lady Morticia Addams jak żywa. Tuż przed wyjściem jakiś impuls kazał jej wrzucić do torby, czarnej oczywiście, całe opakowanie tealightów.
Kiedy dołączyła do reszty, powitały ją aprobujące gwizdy. Inga i jej kumple też się przebrali, za zombie. Inga w wystrzępionych czarnych tiulach, chłopaki w poszarpanych pelerynach i płaszczach. Wyglądali wszyscy świetnie. Niestety, kiedy znaleźli się na cmentarzu, chłopakom coś odbiło. Zaczęli się strasznie wygłupiać. Chowali się za drzewami i nagrobkami, a potem wyskakiwali z ukrycia, wrzeszcząc.  Jagodzie wcale się to nie  podobało. Niedawno zmarła jej babcia i dziewczyna wyobraziła sobie, że to właśnie nad jej grobem odbywa się ta kretyńska zabawa. Halloween Halloweenem, ale co za dużo to niezdrowo, więc Jagoda została sama całkiem z tyłu. Znów poczuła dziwny impuls, który kazał jej  wyjąć z torby opakowanie z tealightami. Zaczęła zapalać światełka i rozstawiać je na grobach. Obejrzawszy się po chwili pomyślała, że te malutkie, chwiejne płomyki wyglądają o wiele bardziej tajemniczo, niż zwykłe znicze. Zadowolona wyjęła kolejną świeczkę.
    Herman usłyszał ją pierwszy. Szła powoli i ostrożnie między grobami, często się zatrzymując i starając się stąpać tylko po dzielących je ścieżkach. Jej kroki były lekkie i ciche. Obaj z Erykiem znieruchomieli w oczekiwaniu. I wreszcie najpierw jeden, a potem drugi zobaczył, jak ciemność nad nimi się rozjaśnia.
- Idę pierwszy. - Eryk  powoli wydostał się na zewnątrz. Dziewczyna właśnie prostowała się po zapaleniu światełka. Jej wzrok padł na mglistą postać. Zamarła na chwilę. Chciała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć głosu.
- Boisz się? - spytał Eryk. Jagodzie przyszła do głowy chyba najbardziej idiotyczna z możliwych odpowiedzi: "Nie, zażyj tabaki." Jej dziadek podśpiewywał sobie tak w przypływie dobrego humoru.
Tymczasem obok pojawiło się drugie widmo. Poczuła zimno na nosie i policzkach, zaczęły marznąć jej dłonie. Poczuła, że trzęsie się ze strachu.
- Ja jestem Herman - odezwał się drugi duch - a to Eryk. Nas nie musisz się bać. Tutaj to nie my jesteśmy groźni. My tylko chcemy Ci podziękować za zapalenie świeczek na naszych grobach. Twoje światełka pozwolą nam odejść w spokoju tam, gdzie już dawno powinniśmy się znaleźć. A ty? Jak  masz na imię?
- Jestem Jagoda - ledwie to z siebie wydusiła. - Ale dlaczego…
- Jeszcze tu jesteśmy? To nasza kara. Kiedy żyliśmy sobie, młodzi i beztroscy - a dawno to było - urządzaliśmy sobie  przed Wszystkimi Świętymi zabawy w straszenie ludzi przechodzących po zmroku przez cmentarz. Pewna staruszka omal  nie umarła przez nas na serce, a kilkoro innych ludzi tak się wystraszyło, że jeszcze długo nie mogli dojść do siebie. No i po śmierci okazało się, że musimy odpokutować winy. Nasza kara miała się skończyć, gdy po upływie stu lat ktoś, kto o nas nigdy nie słyszał, zapali świece na naszych grobach.
- I pod warunkiem, że ten ktoś nie ucieknie z wrzaskiem na nasz widok - dodał Eryk. - A z roku na rok było trudnej, bo coraz mniej ludzi tu przychodziło. Teraz możemy w końcu odejść. - Duchy patrzyły gdzieś w dal. - Już widać naszą drogę... Dziękujemy ci...
Głosy ścichły do szeptu, zmieszały się z szumem liści zrzucanych przez wiatr, a niewyraźne postacie wtopiły się w powoli rozwiewającą się mgłę.
    Jagoda pomyślała, że nie uciekła tylko dlatego, że przerażona nie mogła się ruszyć. Stała przez chwilę, wciąż drżąc i zastanawiając się, czy to wszystko widziała naprawdę. Tak czy siak, nikomu o tym nie powie, wzięliby ją za wariatkę. Spojrzała na swoją dłoń. Ściskała w niej jeszcze jeden tealight. Czym prędzej postawiła go na najbliższym nagrobku; zachował się z niego tylko krótki fragment obramowania, a na dodatek przecinała go wydeptana przez ludzi ścieżka. Postawiła świeczkę na samym jej środku i szybko pobiegła w stronę widocznych na końcu długiej alei kolegów.

    I dopiero teraz się zacznie (jak z pewnością niektórym przyszło do głowy). Tyle że zostawiam to wam. Liczę na to, że zgodnie z kurnikową tradycją włączycie się do zabawy. Można pisać po jednym zdaniu, można całe fragmenty, można tylko sugerować rozwój akcji. Niech będzie i strasznie i śmiesznie. Romantycznie albo prozaicznie. Lirycznie, a nawet tragicznie. Wiadomo, że kierunku i efektu nie da się przewidzieć, ale przecież o to chodzi. No to, Kurencje, do roboty!


2 komentarze:

  1. Przeczytałam, ale ja nie umiem ani wierszy, ani prozy 😁

    OdpowiedzUsuń
  2. Hym... mła się wydawa że to jest kompletna opowieść. :-D

    OdpowiedzUsuń