Gdaczecie w takim tempie, że trudno nadążyć ze sprzątaniem wybiegu. Na szczęście mam Siostrę, która nie po raz pierwszy wyciąga mnie z kurniczej (i nie tylko, hrehre) opresji. A ona robi to poważnie i naukowo, nie to co ja - fiku, miku, kot w kartonie lub na ryczce w Barcelonie.
Czasem trzeba mózg przewietrzyć i pogimnastykować. I strawy mu dostarczyć.
Dostarcza MM:
Właśnie mija kolejna rocznica śmierci mojego męża, z którym przeżyłam – bagatela – 40 lat bez 5 miesięcy. Co roku przy tej okazji nachodzą mnie różne myśli, o mniej lub bardziej egzystencjalnym charakterze, między innymi myśl o samotności. Mojej i innych osób będących w podobnej sytuacji. I myśl ta nieodmiennie, jak na razie, wiąże się z pewnym zadziwieniem. Zadziwieniem tym, że wcale nie czuję się SAMOTNA. I to wcale nie dlatego, że nie brakuje mi męża, bo brakuje. I nie dlatego, że mam mnóstwo znajomych, od których towarzystwa opędzić się nie mogę. Bo tak nie jest. I nie dlatego że np. mieszkam z dziećmi i wnuki mi spokoju nie dają. Bo mieszkam sama i wnuków nie mam, a dzieci żyją własnym życiem. Więc dlaczego właściwie nie cierpię z powodu samotności?
Wybaczcie Kurki, że wierna swojemu dydaktyzmowi przytoczę jedną z definicji samotności: „samotność wyrasta z rozbieżności między poziomem kontaktów społecznych jakich człowiek potrzebuje i pragnie, a liczbą i jakością kontaktów istniejących” (Peplau, Periman). Słowa POTRZEBUJE i PRAGNIE są tu kluczowe. Wyjaśniają bowiem dlaczego niektórzy z nas otoczeni ludźmi czują się osamotnieni, a inni, wydawać by się mogło, samotni, wcale tacy się nie czują. Bo dochodzi jeszcze ta JAKOŚĆ kontaktów oprócz ich ilości. Mnie, że tak po raz kolejny ekshibicjonistycznie stwierdzę, wystarcza niewielka ilość kontaktów, byle były one prawdziwie bliskie. Poza tym jeśli mi kontaktu brakuje (np. z dziećmi), to sobie go organizuję. Nie czekam, aż im przyjdzie do głowy sprawdzić czy matka jeszcze żyje. Poza tym, niech to nie zabrzmi bałwochwalczo, bardzo pomaga w zapobieganiu poczuciu osamotnienia fakt, że potrafimy dobrze się czuć we własnym towarzystwie. Samoakceptacja, poczucie własnej wartości, jak wynika również z badań, skutecznie zapobiegają osamotnieniu.
A jakie czynniki poczuciu osamotnienia sprzyjają? Między innymi takie jak:
- niska samoocena (z brakiem samoakceptacji) – bo wtedy nie „wychodzisz” do ludzi
- lęki i skłonności depresyjne – bo w ogóle nie wychodzisz
- egocentryzm, koncentracja na sobie – bo wydaje Ci się, że to ludzie potrzebują ciebie, a nie ty ich
- brak asertywności – bo czujesz się wykorzystywany(a) albo inni tak się czują w twoim towarzystwie – więc unikasz kontaktu, albo oni go unikają
- brak umiejętności społecznych – w sposób oczywisty ogranicza kontakty
Wynika z tego wszystkiego, że za nasze ewentualne poczucie osamotnienia odpowiedzialni jesteśmy przede wszystkim my sami. Oczywiście los może nam tu mniej lub bardziej sprzyjać, ale w ostatecznym rozrachunku, jak by nie było, nie jesteśmy bezradni, choć czasem może się tak wydawać.
Sprintem!
OdpowiedzUsuńjestem.
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńDobrze jednakowoż, że nie każesz nam rozwiązywać tego zadania z numerem telefonu.
MM, ściskam cię delikatnie a nienachalnie.
Agniecha, ale ja każę!
UsuńNie posłucham. Może inna, bardziej utalentowana Kurka się skusi.
UsuńMoje zwoje mózgowe odpowiedzialne za matematykę chyba się już rozprostowały. Wykonam 4 podstawowe działania arytmetyczne, kumam ułamki i procenty, geometria wykreślna podoba mi się od zawsze, ale reszta... Zresztą, nie chcę być mężem tej dziewczyny.
884 014 962 oto cała tajemnica. Możecie sprawdzić.
UsuńLilka, nie gadaj! Matkozcórko, sama rozwiązałaś??? Sprawdzić! Dobre!!! I co dzwoniłaś?
UsuńBDB sprawdzi, jest matematyczką. Się okaże!
UsuńAgniecha, no dooobra, Lilka rozwiązała, chociaż...
UsuńW kwestii działań jakie przytaczasz, ze mną gorzej:)))
wystarczy zadzwonić, po drugiej stronie bardzo miła osoba
Usuń;)
UsuńAle tam nie wszystkie cyfry widać! A przynajmniej ja nie widzę.
UsuńPocieszę Cię, że długo nie mogłam pojąć, jak się liczy podatek VAT. No cholerra. Bardzo długo. A zrozumieć sens jego istnienia nie potrafię do dziś.
UsuńPodziwiam matematyczne głowy, Agniecha, ja obliczać VAT się nauczyłam, jak się pisało faktury ręcznie, tudzież wyliczać odsetki za przeterminowane wpłaty itd itp, ale jak przejęły to zadanie komputery natentychmiast zapomniałam:)
UsuńDla mnie czarna magia sa procenty..takie na przyklad 27% 159ciu...musze podzielic przez 10, potem to pomnozyc przez 3 i odjac troszeczke....i - ciekawe, na maturze dostalam lepszy stopien z matmy niz z polskiego...to glownie ze strachu zdalam w sumie.
UsuńJa sobie wtedy proporcję układam. Następnie mnożę, dzielę i mam.
UsuńNo czwarta.
OdpowiedzUsuńnie czecia, bo my z Orką równiutko, razem, na szczycie grzędy...
UsuńJestem, ale zadałaś zagwozdkę. Bo już minęło 10 lat Tej samotności i też nie mogę powiedzieć, że jestem naprawdę samotna. A może niektóre jej aspekty polubiłam? Bo czułam się samotna czasem nawet wtedy gdy mąż żył, a dzieci były w domu.
OdpowiedzUsuńA może są różne rodzaje samotności jak piszesz. Muszę pomyśleć, który mam.
Ewa2, ja lubię, zdecydowanie. Ale to chyba na tym polega, że absolutnie nie czuję się samotna, dlatego bycie samej w niczym mi nie przeszkadza.
Usuńewa2; wyróżnia sie głównie dwa rodzaje; samotność społeczną i emocjonalną. Cierpienie na samotność wśród bliskich to raczej ta druga.
UsuńNie cierpię na żadną z obu form. A poza tym, lubię być sama. Oczywiście, nie bez przerwy, ale chyba bardziej sobie cenię jakość niż ilość kontaktów. Więc nawet jak mało ludzi widzę i niezbyt często, to nie cierpię. Zresztą, mam książki, konie, psinkę...
UsuńNie wspominając Latającego, który ludzi prawie w ogóle nie ma potrzeby spotykać, a na dodatek ma podobnych przyjaciół. Stara gwardia, analogowa, że tak powiem.
Ja mam podobnie. a samotnosc powinna mnie dotknac ze wzgledu na punkt pierwszy na liscie powodow. a tu nic. choc uwazam, ze mimo tego, ze mozemy byc w super zwiazkach, to i tak czlowiek JEST sam. ze swoim wnetrzem glownie.
UsuńA czy nie sadzicie, ze odmiennie wyglada to u plci? Bo mezczyzni od dziecka maja kompanow-przyjaciol, ale wiekszosc z nich jest bardziej samotnicza niz towarzyska. Kobiety za to maja przyjaciolki, zyja w grupach, ale daza z reguly do zalozenia rodziny i bycia z partnerem/mezem. Zmienia sie to po zwiazkach i malzenstwach? Kobiety po rozstaniach z partnerami nagle odkrywaja, ze samotnosc nie jest taka zla, a mezczyzni lgna do ludzi i najczesciej wchodza w nowe zwiazki? Moze czegos od siebie sie uczymy, albo odwrotne dzialanie hormonow w zyciu - powoduje u nas inne potrzeby, z wiekiem?
UsuńTo jest prawda! Najprawdziwsza. Nigdy nie czuję się samotna, chociaż mam sporą potrzebę wymieniania poglądów i informacji z innymi, ale potrafię tygodniami obywać się bez tego i dobrze mi. I nigdy się nie nudzę. Natomiast mój mąż ciągle narzeka, jacy to ludzie są niewierni i jak ma mało kontaktów. Tak jest tu, tak było we Francji. Myślałam, że to różnica charakterów: ja ciekawe przeżycia czerpię głównie z wewnątrz siebie, on musi mieć podniety z zewnątrz, żeby się nie nudzić. A teraz widzę, że to nie tylko to.
OdpowiedzUsuńI chcę Ci jeszcze podziękować, Marto, nawet nie wiesz, jak bardzo. Chodzi o moją matkę, która zawsze skarżyła się na osamotnienie, nawet kiedy jeszcze żyła Babcia, a jej matka. Pół miasteczka krewnych, koleżanek z pracy, ja pod telefonem i często wpadająca na wizyty, zapraszająca ją do siebie (rzadko chciała przyjechać) i ciągle te skargi do wszystkich wokół. Ludzie myślą (bo ona tak mówiła), że zostawiłam ją zupełnie. Do mnie też ciągle się skarżyła na samotność, jaka jest straszna. A dzięki Tobie upewniłam się w tym, co już przeczuwałam - że to ona była sobie winna w głównej mierze. Spadł mi z pleców ciężar, nawet nie wyobrażasz sobie, jaki. Bo nigdy nie umiałam jej powiedzieć, że to jej charakter odstrasza ludzi...
UsuńWłaśnie!!! To jest to!!! Jeśli potrzebuję kontaktu z dziećmi sama go sobie organizuję, nie czekam!!! Ja też nie czekam, też organizuję, ale...jest inny przypadek. Muszę to wykorzystać. Dzięki MM!
UsuńMasza, jaki przypadek? Zaintrygowałaś mnie.
UsuńNa Wiedźmach wspomniałam. Zajrzyj, może się odniesiesz i TY?
UsuńMM, jesteś bardzo Mądrą Kobietą. Też stawiam na jakość nie ilość, też, jeśli mnie coś nie dołuje i się nie zamartwiam ( a mam tendencje) się nie nudzę. Myślę, że jestem mało asertywna, to by trzeba trochę poprawić. Na Wiedźmach ten wątek się dziś pojawił.
OdpowiedzUsuńKurki; nie rozpieszczajcie mnie z tą mądrościa, bo jeszcze uwierzę. Ja tylko cytuję mądrości innych. Gorzka, myślę, że to wspaniale, że potrafiłaś się odciąć od odpowiedzialności za samotność Mamy. Ja naprawdę uważam, że, pomijając jakies skrajne sytuacje, za swoją samotność jesteśmy odpowiedzialni sami. Czasami pracujemy na nią w pocie i znoju długie lata.
UsuńMM, zaczęłam pisać, przerwałam, poryczałam się i skasowałam to, co wcześniej napisałam. Od ponad czterech lat jestem sama po śmierci Męża, ale nie czuję tej samotności, bo wiem, że otaczają mnie ludzie dla których ja jestem ważna, którzy są dla mnie ważni, jeśli chcę być całkowicie sama, to po prostu nie odzywam się do nikogo, milknę, ale jestem obok i to trwa chwilę. Jedynie brak mi jest teraz , ale już niedługo, psiaka. Może, to i głupie, ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kręcił mi się po domu, żeby próbował przestawiać mi w chacie.
OdpowiedzUsuńBoguśka; bo mąż to przecie nie jedyne tzw. "zaplecze społeczne". Czasem zdarza się, że staje się tym jedynym i wtedy gdy go zabraknie (niekoniecznie przez śmierć) jest tragedia.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, był potrzebny, czułam to specyficzne "ciepło" ale śmierć nie była ostateczną tragedią. Brak mi właściwie tego ciepła i czasem poczucia bezpieczeństwa jakie dawał, ale nie uciekam z pustego domu. Musiałam się wiele nauczyć, radzić sobie tam gdzie mnie wyręczał, ale dałam radę. Nie nudzę się ze sobą i bywa ze wolę być sama.
UsuńByliśmy ze sobą 32 lata, ale zawsze, każde z nas miało swój margines swobody, swoje zainteresowania, znajomi byli wspólni, ale nie wszyscy. Było ciężko, ale, gdyby nie pies, to nie wiem, czy bym się tak szybko podniosła. Dlatego, może tak mnie zdołowała śmierć tych dwóch drani w tak krótkim czasie.
UsuńTeż nie było idealnie, 40 lat i pod koniec jakby każde osobno, ale jednak wiedziałam, że jest i jak będziemy się potrzebować to można polegać na sobie nawzajem.
UsuńTo jest to Ewa i Boguska. Idealnie nie jest pewnie prawie nigdy i nigdzie. Ale właśnie to dzielenie, wyręczanie, poczucie że mozna na siebie liczyć. Tego nie da się przecenić, ale można i bez tego życ. Można tez to znaleźć gdzie indziej jak sie ma troche szczęścia. Czasami zwyczajnie w sobie.
UsuńOtóż to! Bywało, że byłam z siebie dumna bo sobie poradziłam sama.
UsuńBo czasami jak był w pobliżu to się nie wysilałam zbytnio.
Ewa2, bo też na tym (również) polega bycie ze sobą. Ty robisz to, bo potrafisz, a ja tamto, bo potrafię. Podział!
Usuńewa2; najbardziej to byłam dumna z siebie, jak złożyłam sama krzesło (!) z IKEI. Za życia męża nawet bym nie wzięła takiej możliwości pod uwagę.
UsuńJa do tej pory jestem dumna ze zdobycia prawa jazdy, które nnigdy mi ni było potrzebne, bo miałam super kierowcę, na każde zawołanie.
UsuńMM ja składałam nawet jak żył, bo on się do tego nie rwał. Natomiast wysyłałam do każdego urzędu i załatwienia czegoś. To mi nie przeszło i jestem chora jak muszę coś załatwić.
UsuńNiedawno pisałam w komentarzach, że mam w sobie dwie skrajności. Depresyjną naturę mamy i siłę i niezłomność oćca. No i właśnie ta mama we mnie nieraz rozczula się nad sobą, żem taka biedna, chciałabym aby ktoś przygarnął pod swoje skrzydła. Górę jednak bierze ta niezależna silna baba, która nauczyła się walczyć o swoje i lubi być sama ze sobą. Odkąd sięgam pamięcią lubiłam włóczyć się sama, ale w trakcie takiego szlajanie, gdzieś tam głęboko odzywała się moja wewnętrzna mamusia ;)
OdpowiedzUsuńMarija, ale czasem przecież można sie nad sobą użalić, porozczulać się. Byleby się nie rozmemłac całkiem, bo to już krok od depresji. Ale Tobie to raczej zdaje się nie grozi.
UsuńJa się raczej nie rozczulam, tylko się wqurfiam.
UsuńNa siebie?
UsuńTak! Na siebie, na sytuację, to zależy od kontekstu.
UsuńHana; takie wqurfianie bywa w zastępstwie rozczulania, tyle że mniej efektywne, bo nikt się nad Toba nie użali.
UsuńMm, ale jak się tak porządnie wqurfię, to zaraz mi rozczulanie przechodzi!
UsuńJa też się wqufiam ino nie na siebie a na moją mamę, z bezsilności, a jak mnie mama wqurfi to się rozczulam nad sobą, żem taka biedna bo bezsilna ;)
UsuńZastanawiam sie czasem czy domowe sprawy kiedys zostawie za soba, calkiem? Sporo juz zrobilam w tej materii, a jednak nie mam ich za soba.
UsuńJa to chyba jestem typowym przedstawicielem swojego znaku. Kiedyś przeczytałam gdzieŚ, że chętnie mogę przebywać w samotności chociaż od ludzi nie stronię. I to cała prawda. Ale człek jest istotą stadną i zawsze do ludzi go ciągnie. Coraz częściej jednak własne przemyślenia zastępują mi doborowe towarzystwo. I nie wiem wtedy czy nie idę już w dziwactwo a może tam jestem od dawna :)
OdpowiedzUsuńLilka; myślę, że to z wiekiem nam sie tak robi, że coraz bardziej cenimy sobie własne towarzystwo. Natura wiedziała co robi. Ubywa nam wokół towarzystwa innych, więc zobaczmy że i sami potrafimy być dla siebie ciekawi. Najgorzej mają Ci z nas, którzy w sobie nie potrafią sie niczego doszukać. O tym właśnie myślałam pisząc, że dobrze jest móc sie dobrze czuć w swoim towarzystwie.
OdpowiedzUsuńPatrzac z wlasnego punktu widzenia - uwazam, ze jesli mam do wyboru towarzystwo wlasne lub osob/y z ktora nie mam wiele wspolnego - wybieram swoje. Ale generalnie do samego konca zycia dobrze jest miec nowe kontakty z ludzmi, coraz mlodszymi, zeby uczyc sie nowych rzeczy, zeby musiec sie starac. Tylko z wiekiem wymagania nam rosna (co ponizej pisze Hana) i nie zadowala nas bylejakie towarzystwo i bylekontakty.
UsuńMam trochę dużo młodszych od siebie koleżanek (w wieku mojej córki, a nawet młodszych) i dogadujemy się świetnie. Na razie nadążam. Tylko po klubach nie chce mi się łazić. Ale za parę lat one też będą starsze.
UsuńWydaje mi się, że z wiekiem zmniejsza nam się tolerancja wobec zachowań, które kiedyś z różnych powodów trzeba było znosić. Szkoda mi czasu na miałkie rozmowy i takież czynności. Wolę pobyć sama.
OdpowiedzUsuńTu masz dużo racji. Im starszy człowiek, tym bardziej ( chyba ) w tyłku ma jakieś przesądy, tradycje, opinie innych, itp., które wcześniej wydawały się tak ważne. Tak to przynajmniej widzę u siebie i u Latającego ( jemu to zresztą chyba od urodzenia zwisało, co inni ludzie myślą czy mówią na jego temat ), a co najciekawsze, również u moich raczej konwencjonalnie myślących rodziców.
UsuńTo Twój Latający taki jak mój:) I jeszcze chętnie by zamieszkał w eremie:)
UsuńMasza, ale w tym eremie to sam (jak to w eremie)czy z Tobą?
UsuńMasza, pod warunkiem, że z Tobą, co nie?
UsuńHano: bo z wiekiem dociera do nas nareszcie, ze niewiele musimy. I ze pewne przymusy, ktore nam wpojono, narzucono - juz nas nie obowiazuja, bo same decydujemy o tym z kim i kiedy, a takze co chcemy robic. Ale sa osoby, ktore nigdy tego etapu nie osiagnely i nadal sa pod przymusem...
UsuńNupkowa, ciągle mam z tyłu głowy jakieś "muszę" i "powinnam". Przynajmniej mam świadomość, że tak jest, a to pozwala mi skutecznie nad tym pracować. Jest coraz lepiej.
UsuńGeneralnie z mną, bo ja umiem się zająć sobą i dupy nie zawracam i nie japię czy też kłapię jadaczką od rana do nocy. Wystarczy, że gdzieś tam w zasięgu wzroku się mamy. W eremie, bo on jest takim symbolem świętego spokoju, ciszy, braku tłumu za to na odludziu i w ładnych okolicznościach przyrody.
UsuńHano: mnie tez sie zdarza miec takie mysli. Ale wyplatuje sie z nich czym predzej. Co ciekawe u facetow tych przymusow nie widze za bardzo. Robia to, co chca i kiedy chca. Ciekawe jakby to wygladalo, gdyby zenska czesc swiata postepowala identycznie, co po trochu juz sie dzieje? Jak im z tym bedzie? I moze wlasnie wtedy zaczna byc bardziej spoleczni, odpowiedzialni i mniej na sobie skoncentrowani?
UsuńJa też z tych, co to muszę i powinnam...na niektórych płaszczyznach się już trochu wyleczyłam (huta) na innych sobie nie radzę...
UsuńJa z innej beczki. Zobaczcie te zdjęcia!
OdpowiedzUsuńhttp://ilikephotoblog.pl/2019/01/tim-na-poczatek-i-na-zakonczenie/
Hana - zobaczyłam. Profan jestem totalny, bo jakoś nie czuje sie powalona.
OdpowiedzUsuńMarta, weź mnie nie załamuj. Te kostiumy bajeczne i wysmakowane! Alicja w Krainie Czarów się chowa.
OdpowiedzUsuńNo dobra Hana, może tak za bardzo sie nie przyjrzałam. Ale i tak wolę te zwierzaki z niższego szczebla drabiny ewolucyjnej na zdjęciach. Sorry, taki mam klimat.
OdpowiedzUsuńObajrzalam zdjecia i ekhem... dla mnie to mix strojow z lat 50-60 XX w oraz xxII w. Troche abstrakcja. Za to podobaja mi sie zdjecia i kolory. Pomysly sa niesamowite!
OdpowiedzUsuńDo jutra Kurki; mam za sobą źle przespaną, a raczej nieprzespaną noc i muszę na grzędę sie zdrzemnąć. Dobrego dalszego wieczoru i dobrej nocy.
OdpowiedzUsuńA widziałyście na tych zdjęciach Joasię Kulig ????!!! Ale kreatywne te ujęcia?!!!!! No i stroje z pomysłem.
OdpowiedzUsuńakurat jej strój mi się nie podoba, zresztą w ogóle nie zachwyciła mnie ta sesja
UsuńJoanna pieknie wyszła we francuskim Elle
Sonic, eeeetamm, nic nie rozumiesz :) Tak widzą zza oceanu słowiańską duszę. To nie ma być taka "klasyczna" sesja modowo-zdjęciowa. To jest tylko pewna wizja artysty. Elle to co innego.
UsuńTak, napisalam, ze same pomysly na zdjecia sa fascynujace:) za to moda niezupelnie dla mnie. Nie ubralabym sie tak, raczej nigdy.
UsuńToć to nie o ciuchy chodzi!
Usuńa mnie sie caly pomysl i realizacja strasznie spodobaly. wlasnie przez zupelne zwariowanie i eklektycznosc, niektore stroje sa okropne jesli chodzi o mode uzywalna, ale niektore zupelnie nie. ide ogladac jeszcze raz :)
UsuńLilka, wiem, że to nie sesja w sensie inspiracji modowych. Joanna przypomina mi w tej sesji bohaterkę z Opowieści podręcznej.. chociaż może i artysta miał rację, bo u nas takie ujowe katotalibskie klimaty obecnie.
UsuńPodoba mi sie Pan Dafoe w czarnej marynarce i oparach dymu:) I ostatnie chyba zdjecie - kobieta w bialej galerecie "uwieziona", oraz pani Mulatka? stapajaca po calusach:) Kilka zdjec jest dla mnie niezbyt czytelnych i zbyt przepelnionych. Dzieki jednak za link do tego bloga - ma bardzo ciekawe fotografie, a przy okazji autorka pisze tez bloga o wnetrzach:) co oczywiscie podchwycilam i zajrzalam:)
Usuńjestem sama z wyboru od 8 lat, ale samotna byłam, gdy byłam w zwiazku
OdpowiedzUsuńtzn samotna uczuciowo, bo ostatnie lata to był koszmar, więc później byłam sama, ale niesamotna
dobrze czuję się we własnym towarzystwie, nie nudzę się nigdy
lubię towarzystwo, obecnie media społecznościowe pomagają w kontaktach, bardzo sobie to cenię
czasem musze się wycofać, pobyć bardziej sama, a jak już mi mało kontaktow to znów sie uaktywniam
to mi daje duży komfort psychiczny
po 2 związkach mam dość, nie wyobrażam sobie nikogo u swego boku, a już nie daj bóbr, żebym musiała się dopasować, iść na kompromisy, robić dobrą minę do złej gry, coś poświęcać dla kogoś, coś podac, odnieść brrrrrr może to dla Was brzmi strasznie, zołzowato, ale tak było u mnie i nigdy więcej
mój związek trwałby tak długo, az delikwent krzywo popatrzył i już po sekundzie razem z fotelem byłby za oknem ;))))
Sonicu zgadzam sie co do facetow. Koniec (zgnilych) kompromisow. Albo ktos mi odpowiada i dobrze mi z nim, albo pa pa. Wychodze aktualnie z zalozenia, ze mezczyzni na ogol sa dosc ograniczonymi istotami i w sumie to mnie ma byc dobrze, ewentualnie. Im/jemu bedzie dobrze i tak, bedac ze mna, czyli nie musze sie tak starac (jak kiedys). I obserwujac - dlugotrwale sa zwiazki na ogole te, gdzie to mezczyzna pragnie bardziej... kiedy kobieta - najczesciej zle sie to dla niej konczy. Gdy mezczyzna jest zaangazowany, stara sie - kobieta odpowiada tym samym, ale tez nie musi az tak sie wysilac, moze zajac naturalnie soba. Mezczyzni egoizm maja wpisany w charakter? geny? wychowanie? Kiedy na odwrot - konczy sie to zdradami, nalogami, ucieczkami faceta z domu i znalezieniem innej "przystani". W duzym skrocie. Troche to smutne, ale wg mnie ma sens.
UsuńAjajaj dziewczyny. Facet też człowiek, że tak wystąpię w obronie XY. Kluczowe pytanie jest: dlaczego uważacie, że kobieta musi się wysilać? Nikt nie musi się wysilać. To nie jest żaden obowiązek w związku. Mówię ja, ta co się wysilała, ale doszła do rozumu i już stara się nie wysilać ;-) I jest o niebo lepiej. A facet został ten sam :-)
UsuńI nawet nie zauważył, że przestałaś ( się wysilać)? :-)
UsuńAniu: napisalam, ze "na ogol mezczyzni", co oznacza, ze w masie wiecej jest osobnikow ograniczonych i samolubnych, co wg mnie potwierdzaja obserwacje i samo zycie. Nie oznacza to, ze mezczyzni szlachetni i rozwinieci nie wystepuja. Oni sa, ale to mniejszosc. Porownujac do kobiet - sadze, ze proporcje sa dokladnie odwrotne.
UsuńCo do wysilania - napisalam, ze wlasnie kobieta moze byc wolna od nadmiernego wysilku we wszelkich relacjach. Daje z siebie dosc duzo normalnie, zeby jeszcze jakos specjalnie sie starac. A facet powinien, bo wtedy mu zalezy i nie ma czasu skakac na boki. To moje obserwacje, wolno miec wlasne:D
Mialas szczescie spotykajac po prostu kochajacego i normalnego faceta. Milo wiedziec, ze jeden wiecej zmniejsza statystyki gamoni;)
Agniecha, jakiś czas myślał, że żonę ufo podmieniło :-) A ja się nie wysilam, tylko dalej normalnie kocham, tylko bez napinki, czy on napewno. Samoocena mnie się podniosła :-)
UsuńNupkowa, no spoko, każdy ma swoje opinie. Ja tu zareklamuję inny blog, tam już dziewczyna opisała alterantywę, co ja będę się produkować, jak tam jest :-)
http://procontra-anabell.blogspot.com/2018/12/mazenstwa-bywaja-rozne.html
Aniu: bede szczera - nie lubie tekstow tej pani. Moze dlatego, ze dzieli nas jakies 30 lat lekko liczac, a moze dlatego ze udaje wyedukowana i taka wszechwiedzaca, a tak naprawde odbieram ja jako wasko myslaca mieszczke? Zrazily mnie takze jej antypolskie watki, jeszcze zanim wyemigrowala na dobre. No coz.
UsuńA po przeczytaniu takze uwazam, ze tekst jest sredni. Moze dla pani 70+ to epokowe odkrycie, ze mozna zdradzac meza i byc przez niego zdradzana bylo? Dla mnie to nic fajnego, choc kazdy ma prawo zyc jak chce i z kim uwaza. W jej czasach zapewne bylo to fascynujace. W moich juz nie jest. Wszystko dozwolone i moze dlatego nie warto? Zwyczajnie szkoda mi mojego, pardon, tylka - na lajdaczenie sie z kim popadnie.
Dobry wieczor:) u nas sliczna zima, napadalo sniegu i idzie mroz. W dzien bylo chlapowato.
OdpowiedzUsuńCo do tematu wpisu - u mnie w roznych momentach zycia bywalo roznie. Byly okresy wielu relacji i braku samotnosci. Bywaly czasy samotne i mroczne. Z wiekiem inaczej patrze na ludzi i relacje z nimi, sporo osob mnie nudzi/meczy/nie interesuje/irytuje. I oczywiscie nie mam checi na takie kontakty. Za to kiedy trafiam na kogos, kto jest interesujacy - na wielu poziomach - mam poczucie, ze wiele wnosi do mojego zycia, ze sie zmieniam i rozwijam. Robie to tez sama, ale z ludzmi pewne sprawy ida szybciej? Ciekawiej?
Nadmiar kontaktow mnie meczy, ale czasami i nadmierna pojedynczosc jest meczaca. Nie lubie kontaktow narzuconych (sasiedzi, praca, tlok). Nie przepadam tez za osobami, ktore sie podwieszaja, bo nie maja za bardzo pomyslow na zycie, a ja mialabym im je dostarczac. Lecz i osoby notorycznie w biegu, jakby w "manii" sa na dluzsza mete trudne do zniesienia, bo lubie i cenie spokoj, cisze, rownowage.
U mnie towarzyskosc zalezy od okresu w zyciu. W ciezkich chwilach raczej sie zamykam z sobie i nie jestem towarzyska. Draznia mnie wtedy ludzie nie rozumiejacy tego co u mnie sie dzieje. A kiedy mi dobrze - jestem otwarta i poznaje wiele nowych osob, podtrzymuje starsze kontakty i mam ich wieksza potrzebe. Nie ma zatem jakiegos stalego trendu.
Od panow na razie jestem z dala, ale to nie jest moje ostatnie slowo. Dali mi tak popalic, ze mam ich zwyczajnie dosc. Co nie znaczy, ze nie potrzebuje takich relacji (damsko-meskich).
Co do kobiet - cale zycie poznawalam i poznaje rozne osoby, ale tylko z nieduza czescia podtrzymuje kontakty. Z ciekawosci kiedys probowalam spotkac dawne przyjaciolki, np. z dziecinstwa i odkrylam, ze zupelnie nie mam z nimi nic wspolnego. I ze juz wiem czemu przestalam sie z nimi przyjaznic. Nic przez lata u nich sie nie zmienilo. Za to one bardzo pozniej chcialy te relacje kontynuowac, a ja zupelnie nie bylam chetna. Ja sie zmienilam, a one wcale.
Mysle, ze kluczowe jest to, ze widze z dystansu swoja przeszlosc, rodzine, doswiadczenia i wielu z nich nie chce powtarzac. To nie bylam ja, z wlasnego wyboru. Teraz duzo bardziej swiadomie zyje, wybieram czy otaczam sie ludzmi. I do wielu spraw ludzie nie sa mi potrzebni. Np. zawsze wolalam do kina chodzic sama, bo druga osoba mnie rozpraszala w odbiorze filmu. Krecila sie, gadala, a nawet jesli nie - to ja bylam rozproszona moja uwaga dla niej. Ale Sa miejsca i chwile kiedy dobrze jest miec towarzystwo i moc sie podzielic z kims przemysleniami, odbiorem.
I jeszcze dodam, ze czasy sa inne. I jakosc relacji miedzyludzkich. Teraz glebsze i prawdziwe relacje sa nieczeste, a dominuja wg mnie relacje powierzchowne, zwiazane z interesami osob. Kiedy interes sie konczy - relacja rowniez. Ludziska sa zapedzeni, zmeczeni, zestresowani, przezywaja rozne trudne chwile i wtedy raczej zamykaja sie z swoim malym swiecie - najblizszej rodziny lub sa sami, niz nawiazuja i podtrzymuja relacje. Wiecej przestrzeni i czasu maja starsze osoby, ale z kolei czesto mniej sily czy mozliwosci zeby rozne relacje podtrzymywac.
Mądry tekst ( chciałam napisać piękny, ale wydało mi się to określenie infantylne ). Cóż, mimo, że mam rodzinę i znajomych często czuję się samotna. Ale ja tak mam od zawsze, odkąd pamiętam. Jest we mnie wielki głód przyjaźni, ale jej nie mam. Coraz bardziej wiem dlaczego. Za dużo daję od siebie, a jak coś potrzebuję to nie dostaję, bo przecież ja jestem od dawania... I tak się czuję często samotna.
OdpowiedzUsuńZnajome mi to, z kiedys. Teraz mniej daje i wiecej biore i po malutku odwracaja sie proporcje w strone rownowagi. Uciekam tez z relacji, gdzie mialabym byc jedyna dawczynia. Jestem postrzegana jako silna osoba raczej, wiec moglam dawac i dawac, a nikt nie odczuwal, ze ja tez czasem potrzebuje. I bywam slaba, jak inni. A moze to ja nie umialam brac i okazywac slabosci? Daje tez wiecej samej sobie, wtedy nie ma poczucia samotnosci. Bo przeciez mozemy dostac cos od innych, ale i same sobie dawac, zamiast wylacznie innym. I dla mnie to dziala.
Usuńjestem postrzegana jako ta twarda, stachanowiec nawet. Od pewnego czasu zauważam siebie, ale kiepsko mi idzie. Byłam zawsze dla innych bez prawa czegoś dla siebie.
UsuńAnonimowa Asiu, czy nie jest tak, że ludzie, którzy chętnie dają i łatwo się dzielą przyciągają do siebie takich, którzy chętnie biorą niechętnie dając?
UsuńTempo: pytanie nie do mnie, ale trafilas w sedno! Odwracajac: sztuka jest nauczyc sie dawac umiarkowanie, celowo i nie oddawac wszystkiego/calej siebie:) No i unikac wampirow:)
UsuńAnonimowa, czasem jest tak, że takie potrzeby trzeba po prostu komunikować. Nie czekać, aż ktoś się domyśli, bo na ogół się nie domyśla. A może masz taką przyjaźń o jakiej marzysz, tylko zbyt idealizujesz ideę przyjaźni? Zbyt wiele oczekujesz?
OdpowiedzUsuńDaj nam jakieś imię, proszę, głupio tak zwracać się do kogoś - Anonimowa. Chyba że tak masz na imię, czego nie wykluczam. Moja córka dziecięciem będąc miała taki okres, że przedstawiała się wdzięcznym i dźwięcznym imieniem Medycyna Podwodna.
Hano: Asia ma na imie;) napisala pod poprzednim postem, tylko pewnie to umknelo;) pardon, ze sie wtracam;)
UsuńAno własnie - problem w tym, że na ogół jesteśmy lepsze w dawaniu niz braniu. Po pierwsze, trudno nam prosić o to czego potrzebujemy. Po drugie trudno nam czasem brac to co chcą nam dać inni. A po trzecie, czasem nie bardzo wiemy czego nam potrzeba, bo tak jesteśmy skoncentrowane na potrzebach innych. Dotyczy to zwłaszcza potrzeb dzieci, ale również mężów, mam, tatusiów itp.
UsuńE, nie, za stara już jestem na idealizowanie. Po prostu moje potrzeby nie istniały, to ja dawałam, a jak potrzebowałam pomocy - poprosiłam o nią - to "przyjaciółka" uciekła, bo tak było łatwiej ( no tobie Aśka jest źle??, nie przesadzaj, weź się w garść ) . Jakoś zeszły rok dał mi w dupę. Może i dobrze. Dupę mam dużą, dużo przyjmie.
UsuńDziękuję, że mogę się wyżalić pisząc te nędzne wypociny. Dlatego zawsze czytałam, a nie pisałam, ale ostatnio jakoś zawsze jest post w tzw. punkt.
Dam radę sobie, jak zawsze.
Anonimowa Asiu; widac przyjaciółka nie była przyjaciółką. Poszukaj lepszej. A poza tym nie zawsze trzeba od razu przyjaciół żeby wziąć coś dobrego od ludzi.
UsuńNupkowa - z przyjaciolmi z dziecinstwa to jest tak (przynajmniej z mojego doswiadczenia), ze jesli te osoby Cie interesuja TERAZ, to znajdziesz ochote i czas zeby utrzymac kontakty, jesli nie, tak po pierwszym spotkaniu, to nie. Mam kolezanke, z ktora mamy zdjecie nad balia jak ja mam chyba 3 albo 4 lata a ona rok wiecej. cale dziecinstwo sie bawilysmy, potem losy jak to losy, porozrzucaly nas. nawet teraz mamy luzny kontakt, ale sympatia z dziecinstwa zostala. jestem ciekawa, jak jej dzieci, psy, maz, czy dalej pija wode brzozowa (jej slowa, nie moje, oni prowadza bardzo ciekawy tryb zycia i jedza ciekawe rzeczy, a woda brzozowa to sok brzozowy), co robi na emeryturze i jak sie spotykamy - w realy czy wirtualnie, to nie brakuje nam tematow do rozmowy. Tak jak z kolezankami dwiema od 8 roku zycia i kolezanki z ogolniaka. Nie spotykamy sie regularnie, nie piszemy do siebie czesto, ale iem, ze moge zagadac do kazdej i jest OK.
OdpowiedzUsuńa tak poza tym, to lubie byc sama ze soba, choc za soba nie przepadam - ot, taki paradoks.
A z dziecmi moimi to bardzo lubie byc. Po prostu byc.
Opakowano: mialam taka nadzieje, ze odnowimy kontakty, skoro sie przyjaznilysmy. I z zadna z 3 moich przyjaciolek z dziecinstwa to nie wyszlo. Nawet bylam z lekka zaskoczona, ze juz wtedy wiedzialam, ze to osoby nie dla mnie, ze "nic dla mnie nie maja", ale chetnie by braly, braly, braly... I identycznie widzialam je teraz, jako dorosla. Musialam nawet nieco "uciekac", bo 2 z nich mnie scigaly smsami, telefonami i ogolnie taka postawa "ja chce zbys znowu byla obok", na co ja z kolei zupelnie nie mam juz checi ani zgody. Bycie czyims tlem po prostu mi nie odpowiada (ale i gwiazda tez nie). Pozniejsze znajomosci z zycia sie rozluznily, sporo osob wyjechalo w swiat. Ale nie mam chyba nikogo kogo bym jakos specjalnie zalowala, myslala o tej osobie, brakowalo by mi jej. Szkoda, bo chyba relacje z mlodych lat naleza do tych trwalszych, niz pozniejsze. Za to pozniej mamy wieksza swiadomosc i uksztaltowany charakter, a mozliwosci mniejsze? Mniej grup ludzi poznajemy, dluzej oswajamy nowych ludzi, wiecej sie roznimy, bo mamy wiecej skladowych zycia wokol siebie (praca, rodzina, znajomi, hobby, ale i straty, choroby, plany, marzenia, aspiracje).
UsuńLubie byc sama ze soba, kiedy mam pod dostatkiem relacji z ludzmi:) I naturalnie jakos wiecej jestem sama, kiedy mam np.prace z duza iloscia kontaktow, chor - tam tez duzo kontaktow, czy inne zajecia, gdzie potrzeba bycia z ludzmi sie nasyca.
Zaluje, ze nie mam dzieci. Fascynuja mnie i zawsze je lubilam.
znaczy wyraznie mam szczescie co do tych kolezanek.
UsuńOpakowana; znaczy się masochistka jesteś? Lubisz się, jak rozumiem, katować własnym towarzystwem.
UsuńOpakowana, jam sadystka, lubię katować się Twoim towarzystwem :)
UsuńTempo; to ja chyba też - katuje sie towarzystwem Opakowanej
UsuńNo to katujemy sie wespol wzespol?????
Usuńz przyjemnością!
UsuńNupkowa dość dobrze oddała, co sama sądzę w tej materii. Wszyscy się zmieniamy z wiekiem, ja z natury wylewna taka do tańca i wygłupów (z różańcem gorzej) widzę, że zamykam się w sobie i ludzie kiedyś wydawało się świetni kompani, dziś drażnią. Lubię słuchać ludzi, którzy wiedzą więcej, mają pasję, natomiast nie trawię pustego paplania, czczych zachwytów i piań na tym kto z kim gdzie i kiedy, albo czy znowu botoks se wstrzyknęła.Lubię ludzi, lubię towarzystwo, ale po paru zawodach nie jestem już taka ufna, żeby nie powiedzieć naiwna. Bo rozczarowania bolą. Z facetami nie mam doświadczenia, jeden i ten sam, ale wierzę, że po przykrych doświadczeniach można powiedzieć nigdy więcej, jak Sonic.
OdpowiedzUsuńa ja nie znam nikogo kto se botoks wstrzykl...moze i dobrze.
UsuńDoklasnie, Nupkowa i Mnemo napisaly to co i ja mysle. Dawne przyjaznie odeszly, dlugo bylo mi przykro,no ale zycia, potrzeby sie nam pozmienialy i widocznie skoro ja zabiegalam o kontakt a ta druga,osoba nie, to trudno, moze nie odpowiadam juz teraz tym osobom, nie pasuję zwyczajnie. Sama tez od niektorych sie odsunelam z roznych powodow.
UsuńOpakowana, jak sobie wstrzyknę to Cię odwiedzę, będziesz znała.
UsuńKoniecznie! a odwiedzic to mnie mozesz przezciez i bez botoksu. albo mozesz ze usty pakowie przemalowac. i bedzie jak raz!
UsuńNIE!!! nie będę czytać tego teraz. Jutro, bo ledwo na oczy patrzę. Aleście nagdakały. Ufff....do rana.
OdpowiedzUsuńno jest to rano i dzie ogloszenia pogodowe? tu szaro ale cieplo, jak w Anglii.
OdpowiedzUsuńNo, śnieg trochę poprószył po tych roztopach z wczoraj. Ale z lekka. Temperatura wynosi dokładnie zero. Nie chce mi się wyłazić, ale mus to mus.
OdpowiedzUsuńW odniesieniu do samotności z wyboru która wcale samotnością nie jest, związanej z odmową podtrzymywania byle jakich kontaktów, to napiszę, że mnie pomagają konie. Mamy dość przyjemny kontakt, oparty na 100% uczciwości. Dużo się od nich uczę, i dzięki temu zmieniam się też w układach ludzko-ludzkich.
Miłej niedzieli!
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie pospać bo jeszcze o 2 w nocy wieszałam zapomniane pranie.
Dalej szaro,-1 sypie biała kasza.
Miłej niedzieli.
Helou Kurniku, ostro wczoraj dalam sobie wycisk, bolą mnie gnaty,wiec dzis zwlokłam sie z lozka o 10,dopiero pije kawke. Dobrej niedzieli.
OdpowiedzUsuńU nas sloneczko! Lekki mrozik, nie wieje, wczorajsza sniezna chlapa zamienila sie w lodowisko! Bylam juz z psami, ale jeszcze zamierzam wyjsc na dluzej do lasu:) milej niedzieli! w awatarze Morris aktualnie.
OdpowiedzUsuńPiękne te pieski Nupkowo:)
UsuńDziędobry Kurniczku!
OdpowiedzUsuńU nas dziś radosny błękit nieba oraz śnieżna biel :))
Zmieniam swoje przyzwyczajenia - zaczynam używać wielkich liter, bo znajomi mi się starzeją (ja i Wy, oczywista, ani trochę, hrehre) i coraz ciężej im czytać moje wypociny bez wyraźnego oznaczania początku zdań.
Mało mam do powiedzenia w temacie, albowiem we łbie mi się kłebią rury, wężyki, umywalki, baterie, itp. Kurczaki, usiłuję zorganizować sobie remont i jestem okrutnie na tym skupiona, żeby nie powiedzieć sfokusowana, hrehre, bo prawie nic z tego, co mi najbardziej potrzebne, nie mogę dostać. Ręce mi już opadają m.in. z powodu koszmarnej niekompetencji sprzedawców. Gadam z takim 15 minut, szczegółowo objaśniam czego szukam, on mi, że tego to nie mają, ale oprowadza, pokazuje inne.. fajnie, tylko że to wszystko nie to, czego szukam. W końcu mu dziękuję, się żegnamy i w tym momencie kątem oka widzę gdzieś tam w głębi dokładnie to, co chcę kupić. To akurat jest wariant optymistyczny, który miał miejsce tylko raz. W pozostałych przypadkach nie ma i już. Takie to mam nietypowe zachcianki.
Tak że aktualnie dopadł mnie wqrw i jestem strasznie nieogarnięta towarzysko.
Tempo - na slowo "remont|" to ja waporow dlugotrwalych dostaje.....
UsuńOpakowana, też bym z przyjemnością dostała waporów obowiązkowo długotrwałych żeby tylko się od tego remontowego obowiązku wykręcić. Ale chętnych, co by mnie w tym wyręczyć, nie widać.
UsuńA w ogóle, to lubię samotność kontrolowaną i nigdy się nie nudzę. I tak, brakuje mi czasem bliskości, ale jej nie szukam. Sił mi nie starcza na własne życie, więc nie mam złudzeń - fizycznie nie dałabym rady być w jakimkolwiek związku. Nie wyobrażam też sobie, żeby ktokolwiek miał ochotę pakować się w związek z osobą, której aktywność fizyczna jest tak ograniczona, bo i po co, żeby sobie pogadać? Trochę mało.
OdpowiedzUsuńTempo; myślę, że w naszym, hmmm, wieku to głównie o gadanie chodzi. A jak tam Antypody?
OdpowiedzUsuńAntypody ok, ja gorzej, bo odżyły emocje sprzed lat, a było mi wtedy bardzo ciężko. Trochę mnie to teraz przetrzepało. A że moja pompka fatalnie znosi wszystkie silniejsze emocje, więc emocjonalnie wzięłam na wstrzymanie :)
UsuńTempo; pozytywne emocje tez niedobre dla Twojej pompki?
UsuńMM, niestety tak.
UsuńTzn. bardzo silne wzruszenie też szkodzi. Śmiech nie :)
UsuńNo, Tempo, to mi troche ulżyło. Bo miałam i o śmiech zapytać. Bo on na ogół raczej dobrze robi. Jeśli jest dobry oczywista. Prawdziwy i szczery.
UsuńA ja uwielbiam samotność, choć u mła to właściwie jest samstwo. To znaczy mła się rzundzi sama sobą i robi tak naprawdę to co chce ( no dobra, jakaś korekta społeczna zawsze jest ale nikła ), ma swoją własną przestrzeń wyłącznie dla niej samej. Mła w niektórych kwestiach jest cóś mało kompromisowa a to się nie przekłada na tzw. gorętsze relacje z ludźmi. Jak się ma ciężki charakter to się tak robi. Na szczęście mła uwielbia mła ( co bywa czasem niepokojące dla niej samej ) i dobrze się ze sobą bawi. Z inszymi ludźmi ma relacje wielopoziomowe, czasem się nawet gubi który to poziom i zastanawia czy nie przejechać się windą. Generalnie mła jest za tym żeby kontakty międzyludzkie sobie dawkować rozsądnie.
OdpowiedzUsuńWróciłam z muzeum, zmarzłam po drodze. Mróz. Do muzeum wrócę bo jest co oglądać, nie da rady wszyskiego w jeden dzień.
OdpowiedzUsuńW którym muzeum byłaś?
UsuńW narodowym...
Usuńa jest cus szczegolnego czy tak sobie pojszlas?
UsuńCzołgiem Kureiry! W willi Curiosa byłam, koncepcję zmieniłam na - moim zdaniem - mniej inwazyjną i mniej kosztowną. Obecna kuchnia i 2/3 łazienki będą łazienką, 1/3 łazienki wiatrołapem i antrejką, kuchnia z przejściem do garażu w garażu. Nie będzie demolki, a z murowania tylko wiatrołap. Dobrze to wymyśliłam?
OdpowiedzUsuńZałącz rysunek, bo inaczej nic nie zrozumiem.
UsuńCoś sobie nacisnęłam w trakcie i komentarz poszedł się bujać. Napisałam, że dobrze wymyśliłaś, tylko gdzie autko podziejesz?
UsuńPo samym opisie widać, że coś łączysz. Jesli mniejsza demolka, to i szybciej pójdzie :)
UsuńEwa2, autko pod chmurką. Dość się w garażu nastało.
UsuńHana, ekhm....że się tak wyrażę.... właśnie jestem po trzykrotnym (od wczoraj licząc) zgarnianiu z auta śniegu oraz porannym skrobaniu lodu....garaż mam ale z pośpiechu jest tam zwalone suche drewno i auto pod chmurką. Śnieżącą. Od wczoraj śnieżącą. Ty to może jeszcze przemyśl. Tą koncepcję. I może jednak odważnie spróbuj jakąś antykoncepcję. Wymyślić. Wiem, że ogólnie ocieplenie klimatu jest a u Ciebie wew poznańskiem to już na pewno ale może jednak....
UsuńBarabara
Hana, auto pod chmurką? Dołączam do Rabarbary - Ty to jeszcze przemyśl!
UsuńTak czy siak tracę garaż. Tam jest taki układ, że każda zmiana kuchni blokuje wjazd do garażu. Trudno, będę odkopywać.
UsuńZawsze można poczekać do wiosny ;). Właśnie rozważam tą opcję. Chmurka nadal śnieży.
UsuńA - dzięki za ten link na fotografa :). Nie znałam. Zachwyciłam się.
Barbara
Barbara, nareszcie ktoś się zachwycił! Prawda, że przepiękne?
Usuńto do garazu ogolnie sie wjezdza przez kuchnie? cos jak z tym wlazeniem przez telewizjor...
Usuńa moze zrob lazienke w kuchni - znaczy balie cynowa postaw wedle kuchenki...
No przecie ja tez sie zachwycilam!
Usuńco do skrobania auta, to mozna jeszcze gdziejsik dostawic zadaszenie i jakby scianke. Z czegokolwiek, wiatke taka dostawic i juz. a auto ogacac. Np konskom derkom w kropki..
No ba !!!! To co zrobił z marynarką na tym zdjęciu z dymem papierosowym ! Każde jest fenomenalne, poszukałam sobie o nim, pooglądałam - oj! ma wyobraźnię ! Ale zwróciłaś uwagę, że pod zdjęciami podpisani są różni styliści ? Barbara
UsuńPod ten numer telefonu z zagadki matematycznej dzwoniła jedna kura. Niech się wypowie czy miałam rację :)))
OdpowiedzUsuńLilka, naprawdę???
OdpowiedzUsuńnooooooooo!
UsuńDodzwoniła się do Liki😁???
OdpowiedzUsuńsprawdź :P
UsuńNoszszsz kurczę, o co chodzi z tym telefonem??? Gadać mi tu zaraz! To rozkaz!
UsuńNiech szanowna Prezessa się nie unosi, szkoda nerwów. Niech raczej sama się przekona, co się za tym telefonem kryje :)
Usuńtempo. ciekawe tylko czy to dobry sposób na znalezienie męża?... że tak powiem wracając do zamieszczonego zdjęcia. Chyba to strasznie zawęża ilość kandydatów, hrhre
Usuńups... słowo "strasznie" tu użyte to błąd językowy, wybaczcie
UsuńLilka, chyba dobrze, że zawęża? Jakość, kochana, jakość!
Usuńdobrze ale tylko jesli znajdzie :))))) skoro szuka. Jakby tak prowadziłyby firmy rekrutację ..... Zawężyć trzeba ale na końcowym etapie :))))
UsuńHana śnieg był? A fotki są?
OdpowiedzUsuńMasza, a dzie tam u nas śnieg. Ani grama. Auto spokojnie może zimowac na świeżym lufcie. Oby tylko on świeży był.
OdpowiedzUsuńNie, Masza, nie mam fotek, bo nie było co fotografować. W willi nic się nie zmieniło, a na spacerze nie byłam. Byłam za to w tamtejszej klamociarni, ale byłam dzielna i dałam odpór.
UsuńNic nie było? Żadnego obiektu pożądania?
UsuńMasza, przecie mówię, że dałam odpór! Wydałam tylko 5 złotych! A były tam dwa piękne stoliczki, mnóstwo ślicznych filiżanek, jedno fajne, odjechane krzesło i mnóstwo różnych bibelotów, które chętnie przygarnęłabym.
UsuńFilizankom bym sie nie oparla...ani odjechanemu krzeslu...
UsuńChyba muszę ograniczyć sobie fb, bo doszłam do etapu, w którym próbuję Waszym komentom dawać lajka albo się roześmiać.. FB to zło, złodziej czasu i rozleniwiacz umysłowy!!
OdpowiedzUsuńTG, też tak mam:)
UsuńZłodziej czasu to on jest, nie przeczę, ale poza tym dyskutowałabym. Wydaje mi się, że trochę na wyrost i niejako z rozpędu krytykuje się fb. Nie jest gorszy niż inne media i uważam, że wyłącznie od nas zależy jak będziemy z niego korzystać. Można się wypisać w każdej chwili, zablokować, odblokować, nie czytać informacji, które nas nie interesują, nie wchodzić w dyskusje z debilami, ukryć się pod pseudonimem. A że nas namierzają? A niech se namierzają do woli. Do tego nie jest konieczny fb, wystarczy się gdzieś zalogować, o telefonie nie mówiąc. Długo się opierałam namowom, żeby założyć konto na fb. Z perspektywy czasu uważam, że niesłusznie. Kierowałam się właśnie tymi obiegowymi opiniami o tym, że fb to samo zuo. Nieprawda. Ma mnóstwo zalet i skrzętnie z nich korzystam.
Hana, ja zupełnie poważnie uważam, że fb rozleniwia i degraduje umysłowo. I wolę nie zastanawiać się, co to oznacza w skali pokoleń. Już stajemy się wtórnymi analfabetami, a fb ten proces gwałtownie przyspieszył. Nie musisz myśleć, inni to zrobią za ciebie, a ty wystarczy, że klikasz "udostępnij" i już zaistniałeś. Nie musisz mówić, wystarczy, że zalajkujesz czy co tam zechcesz, i już masz "życie towarzyskie". Oczywiście, przerysowuję, ale tylko trochę. Zgadzam się, że ma i zalety, i to spore, ale nie wiem, nie umiem ocenić, czy one zrównoważą te straty w naszych głowach. I oczywiście, nie tylko fb nas tak wyjaławia. I chętnie dam się przekonać, że nie mam racji ;)
UsuńŻeby to była tylko kwestia namierzania... Przeca problem nie ogranicza się tylko do FB, jest ceną za dostęp do neta. Nie podoba mła się sama idea gromadzenia i wykorzystywanie danych osób trzecich przez koncerny multimedialne, poza kontrolą państwa. Dopiero niedawno się obudzili politycy i problem o którym się mówi od jakichś piętnastu lat postanowili ucywilizować. Z dużym trudem można godzić się na kontrolę państwa, jednak przyznam że nie rozumiem wspierania koncernu handlującego danymi osób nawet niezarejestrowanych na portalach. Wiem że jest fajnie i prosto i w ogóle można szybciutkoo się skrzyknąć ale też niestety równie szybciutko poddać się praniu mózgu przy pomocy indywidualnie dobranej dla profilu grupy argumentów ( dlatego grupy że te niby indywidualne profile się grupuje wg. bardzo konkretnych kryteriów i sprzedaje je się jako obrobione dane ). Jeżeli sobie myślicie że jesteście odporni na pranie mózgowia to sobie myślicie. ;-) Większość ludzi traktuje portale jak narzędzie i nie widzi ciemnej strony albo ją lekceważy co jest niebezpieczne ( kuchenka gazowa to świetne i pożyteczne urządzenie ale lepiej umieć ją obsługiwać i zdawać sobie sprawę z ryzyka ), blogger też ją ma ale nie tak solidnie rozwiniętą bo z niego narzędzie o mniejszej sile rażenia. Proroczę że za parę lat dowiemy się o obecnie najpopularniejszych portalach społecznościowych takich rzeczy że masowo przesiądziemy się na cóś innego.
UsuńTG, uważam, że jeśli ktoś coś w głowie ma, fb go nie zdegraduje. Degraduje tych, którzy i tak już są zdegradowani i nie rokują. Podobnie degraduje telewizja, durna prasa, głupie filmy i cała masa innych rzeczy. Nie czuję się zagrożona, w pełni to kontroluję (poza oczywiście tym, że może ktoś zwinął moje dane, co mam w pompce), nie jestem uzależniona (uważam, że to bzdury) i czerpię garściami.
UsuńW niebezpieczeństwie są dzieci, z tym się zgadzam. Ale to też - w dużej mierze - rola rodziców.
No dzie tam, o dlugi leb przed FB wychodzi Pinterest...to DOPIERO jest zuo!!!
UsuńHana, ja też nie czuję się zagrożona :) Mam na myśli kolejne pokolenia i obawiam się, że rodzice nie mają tu nic do powiedzenia. Presja środowiska, w którym tkwią dzieciaki i młodzież, potrzeba akceptacji przez ich rówieśników, która na pewnym etapie rozwoju jest niezwykle silna, to są czynniki, które na nich wpływają najczęściej dużo mocniej niż rodzice. A mózg kształtuje i rozwija się tak jak go trenujemy. I o ile pamiętam, ten proces trwa do ok. dwudziestego roku życia.
UsuńNo tak Słoneczka ale dlaczego dane mła nie będącej gwiazdą fejsdzbukiego znajdują się w zasobach firmy? Ładnie to tak? To prawda że jak ktoś cóś ma w głowie to dostać się do umysłu ciężej, ale nie jest to niemożliwe. Podatność na manipulację tkwi w genach, jesteśmy gatunkiem stadnym i nie ma że nie ma. Osoby młode są prane po całości, stopień kształtowania zachowań jeży włos na głowie. Znamienne jest że ludzie pracujący przy obsłudze portali likwidujo prywatne kąta.
UsuńWłaśnie się zastanawiam czy niebędącej to razem czy osobno się pisze? wychodzi mła że walnęła byczora - kolejnego. :-(
UsuńSłuchajcie Kury i Kurencje - jak Wam wiadomo ja i Książę Małżonek różnimy się tak, jak to tylko jest możliwe, więc i tutaj jest podobnie - on mizantrop, ja nadaktywna socjalnie i wciąż "w kręgach";) I co? I jajco. On siedzi w chacie, ja się bujam gdzie i jak chcę, jest dobrze;)
OdpowiedzUsuńAle za to, kiedy ON się gdzieś pojawi ze mną u kogoś - słuchajcie no - rewelacja sezonu! Wszyscy zaraz "a u mnie go nie było", "a do mnie to nie przyszedł"... I co? Kto jest bardziej pożądany towarzysko??? Ha, ha, ha;)
Ale ja uwielbiam siebie po prostu i bycie ze sobą kocham nade wszystko! I często praktykuję;) I wtedy wara wszystkim - może zostać pies, kot i koń. Reszta spadać.
A w ogóle wybieram się na warsztaty z "zaklinania koni" - czaicie to? Jak zaklnę moja ukochaną zimnokrwistą klaczkę to może i kankana razem odtańczymy;) Nieźle sie zapowiada, z mistrzem Polski w jeździe bez ogłowia... Ale co to to nie - moja krówka będzie miała ogłów jednak, bo by starowina za duży szok kulturowy przyjąć na pysk mogła;)
A fb to mój przesladowca, chociaż wcale mnie tam nie ma ciągle mnie ktoś molestuje żebym była - i to dopiero presja kontaktów społecznych w praktyce. Jak zajrzałam na te fbki - kurcze blade - ludzi znam, a okazuje się, że kit o nich wiem - nijak FB nie przystaje do reala - tez tak macie???
Krecie, a u mnie Książę Małżonek był, ha!!!
UsuńNo i podziwiam konsekwencję (we wszystkim, ale w kwestii końskiej w szczególności).
Fb nie taki straszny jak go malują. Dla mnie to kopalnia informacji wszelakich i szybki sposób kontaktowania się z kim chcę lub potrzebuję, a pokazuję tylko to, co chcę pokazać. Nie widzę jakichś rozbieżności w życiu znajomych w sieci i w realu. Jeśli chodzi o internetową inwigilację, mam to w pompce - inwigilowanie mnie to strata czasu, a poza tym wystarczy, że gdzieś się zalogowałaś albo w ogóle odpaliłaś komputer lub smarkfona, to już Cię mają i tak.
Nasz miszczu od zaklinania co nam tu w zadupiu kursy robi, na imię ma Jakub C. I na koniku polskim jeździ. I jest świetny. A ten wasz, Kretowato? Puść farbę.
UsuńNie martw się Kretowato, ja też poza Fb i jakoś przecież żyję. Zajrzałam sobie raz, mamunia mnie wpuściła przez swój profil, i myślę sobie, że to jednak nie dla mnie. Bałagan, chaos i w ogóle. Dam radę bez. Nie czuję potrzeby.
Agniecha, bałagan i chaos na pierwszy rzut oka, jak wszędzie - trzeba to opanować technicznie. Nie to, że Cię agituję (chociaż agituję), tylko próbuję odczarować.
UsuńTu jeszcze dorzucę, bo mnie strasznie historia ubawiła i dała do myślenia. Alternatywa dla samotności w związkach i wszelkich innych zaburzeń :-)
OdpowiedzUsuńhttp://procontra-anabell.blogspot.com/2018/12/mazenstwa-bywaja-rozne.html
Byłam i też nie czuję się zgorszona.Pewnie bym tak nie umiała, ale zgadzam się, że nie wszystko trzeba robić razem i nie ma obowiązku lubić tego samego.
OdpowiedzUsuńCzyli jak zawsze - wszystko siedzi w głowie. No, prawie wszystko.
OdpowiedzUsuńMoniko; zdecydowanie PRAWIE wszystko
UsuńTeż to przeczytałam i nie czułam się zgorszona. Ale tak sobie myślę czy każdy taki "legalny" skok w bok, nie budzi z tyłu głowy obaw i myśli, że jednak czegoś mi brakuje i wtedy szukam dowartościowania w swoim skoku?
UsuńZ drugiej strony porównanie może być pożyteczne na korzyść tej już oswojonej i znanej strony. Wraca się jak do wygodnych starych kapci.
Ewa2, nie chciałabym, żeby ktoś wracał do mnie jak do kapci. I raczej nie dałabym rady w takim związku (tzw. otwartym). Chociaż w moim przypadku "normalny" się nie sprawdził, więc może być też tak, że nie powinnam w ogóle wchodzić w związki? Szczęśliwie ten etap mam za sobą i ślicznej główki nie muszę sobie tym zawracać. Bo jakoś dziwnie mi dobrze samej.
UsuńZdecydowanie lepiej być parą szpilek, najlepiej od Manolo Blahnika. Takie butki się bardzo szanuje bo drogawe jakby cóś. ;-)
UsuńO to, to, Taba!
UsuńTabaazo - :)))). Barbara
UsuńHa! Szpilki Blahnika piękne są ale nie dla każdego.
UsuńMoże kiedyś wolałabym wygodne buty, ale na szczęście takich dylematów nie miałam. Teraz już mi nie grożą.
Ewa2, mnie też nie:(
UsuńBzikowa, są takie pary, ale zastanawiam się czy nadal można mówić o nich pary? W każdym razie taki układ ma tyleż samo wad co zalet. I właściwie chodzi tylko o seks, bo każda inna sfera życia jest "podzielna". I tu rodzi się pytanie co jest zdradą, a co nią nie jest? Czy to tylko kwestia umowy między zainteresowanymi? Można by dyskutować bez końca.
OdpowiedzUsuńMożna, bo zdrada nie musi być dosłownie fizyczna. Życie z kimś, kto fizycznie jest wierny a myśli i tęskni za kimś innym?
UsuńTak se myślę...ta zdrada, jako sama zdrada, to tylko kwestia naszej kultury, że ją tak postrzegamy. Jako coś bolesnego. Takie skakanie z kwiatka na kwiatek w związku otwartym, czy, jak tam to nazwać, wydaje mi się jednak dość niehigieniczne:)))
UsuńWiecie co? Zasapałam się. Kurnik jest jak kawiarnia, w której przy każdym stoliku toczy się rozmowa na inny temat, i każda jest interesująca. A Kury krążą swobodnie między stolikami przysiadając raz tu, raz tam. Ileż to się trzeba nalatać, żeby choć posłuchać o czym rozmawiają..
OdpowiedzUsuńTG, trafne porównanie! Też bywam zasapana, czasem bardzo.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie, ze zdrada ta niefizyczna, a emocjonalna, jest chyba gorsza od fizycznej....ale to sa moje przemyslenia, bo w ogole nie mam doswiadczenia, nawet z drugiej reki..
OdpowiedzUsuńGdzieś, kiedyś słyszałam, czy przeczytałam, że 95% facetów zdradziło choć jeden raz. Te 5%, to albo przypadki chorobowe, albo się nie wydało, bo tak dobrze zakamuflowane:)
OdpowiedzUsuńOpakowana; zgadzam się z Tobą - dla mnie tez nie trzeba fizycznej zdrady, ażeby zdradzić. Prawdziwa to ta emocjonalna.
OdpowiedzUsuńOpakowana tez tak myślę, bo fizycznosc, seks to tylko przeciez element ukladanki.
OdpowiedzUsuńOpakowana, czy Ty już ostrożnym sprintem skręcasz w stronę stołu operacyjnego ? Barbara
OdpowiedzUsuńMasza - a masz jekieś statystyki dotyczące kobiet? Bo przeciez one tez zdradzają.
OdpowiedzUsuńMusiała to pisać kobieta, bo tylko o facetach było. Ale chyba jednak odsetek zdradzających kobiet jest mniejszy, a przynajmniej był. Na zdradę faceta od zawsze było ciche przyzwolenie, zdradzająca kobieta była od razu wywłoką, zdzirą, puszczalską.
UsuńMarta, kobity lepiej się kamuflują, hrehre.
OdpowiedzUsuńMasza i Hana; myślę, że obie macie rację. Kobitki lepiej sie kamuflują, bo jest mniejsze społeczne przyzwolenie na kobieca zdradę. Kiedys i chyba dzisiaj tez. Podobnie jest zresztą z alkoholizmem u kobiet. Niektórzy twierdzą, że odsetek alkoholizmu u kobiet, niższy zdecydowanie niż u mężczyzn wynika między innymi z tego, że część kobiet nadmiernie pijących to kryptoalkoholiczki. Tak jak pisała gdzies wyżej któraś Kura, cytując, chyba Babcię; chłop pijany jest okropny, ale pijana kobieta to tragedia.
OdpowiedzUsuń