Najpaskudniejsze (moje) sny to te o wypadających zębach, włosach i jeszcze o zgubionej torebusi ze wszystkim w środku (dzisiaj mi się przyśniła, szukałam jej na przystanku, a po drodze, w rowie, znalazłam rozkawałkowane zwłoki (damskie) w foliowym worku. Milutki sen, prawdaż? Równie milutki jak o wypadających zębach.
I tak to przez jeden durny ząb, który złamał się, niestety, na jawie, naszła mnie refleksja, że wstydzimy się czasem bardzo dziwnych i nieistotnych rzeczy. Każdy zresztą ma swoje własne "wstydy" wzbogacające zbiór tych, które są narzucone niejako "z góry". Wstyd to kraść, wstyd to posikać się w majtki (kto z nas nie słyszał w dzieciństwie czegoś w rodzaju: taka duża dziewczynka, a siusia w majtki, wstyd..., wstyd to skrzywdzić słabszego od siebie, itd. jest tego dużo, ale to bardziej łamanie norm moralnych i obyczajowych, co stricte wstydem nie jest, ale ściśle się z nim wiąże.
Wstyd jest okropnie ograniczający. Mam na myśli taki wstyd prawdziwy - co zresztą jest sprawą bardzo indywidualną. Osobiście wstydzę się (czy boję?) publicznych wystąpień, co w tłumockiej robocie spotykało mnie często, z telewizją i innymi konferencjami włącznie. Dla mnie to jest makabra prawie nie do przeskoczenia. Na szczęście częściej wypowiadam się na piśmie, a to idzie mi bez strachu i wstydu.
Ze trzy dekady temu normy obyczajowe były o wiele surowsze niż dzisiaj, to i wstydów było znacznie więcej. Dotyczyły dosłownie wszystkiego - zachowania, ubrania, mówienia. Pamiętam, jak studentką będąc, w środku zimy przyszłam na zajęcia w jasnych, niebieskich dżinsach świeżo nabytych w Peweksie za jakieś zarobione tłumockie grosze. Co to był za obciach! Zimą i w jasnych spodniach! Czułam się prawie jak goła. Posłuszna woli tłumu, więcej tego błędu nie zrobiłam.
Przypomniał mi się jeszcze jeden wstyd, tym razem z czasów licealnych. Wychowałam się na wsi, ale do liceum zostałam oddelegowana do miasta, mieszkałam wtedy u ciotki, rodzice nadal mieszkali na wsi. Ojciec chodził w bryczesach i oficerkach, taka była wsiowa moda. Kiedy przyjeżdżał do szkoły na wywiadówkę, modliłam się, żeby nie przyjechał w bryczesach, bo wszyscy od razu wiedzieli, że on (i ja) ze wsi. A mieszkanie na wsi było wtedy obciachem. MM miała ten sam wstyd.
Dzisiaj nie przyszłoby mi do głowy przejmować się takimi pierdołami, ale też świat jest zupełnie już inny. I bardzo dobrze, przynajmniej pod tym względem lubię go bardziej.
Może to nieco megalomańskie, ale w tej chwili nie potrafię przypomnieć sobie czegoś, czego musiałabym się bardzo wstydzić. Nikogo nie okradłam, ani nie pobiłam i nie ukrzywdziłam w świadomy sposób. Coś by się pewnie znalazło, musiałabym się zastanowić, ale też nie chodzi o samobiczowanie. Ot tak mnie naszło.
Dzisiaj u nas padał śnieg płatkami jak chusteczki do nosa:
Cóż robić w taką pogodę? Spać w burdelowym łóżeczku:
To ja się wpiszę.
OdpowiedzUsuńI napiszę, że teraz chyba już nie mam takich różnych wstydów.
UsuńKiedyś miałam ich pełno. Zwłaszcza wstydziłam się swojego ciała, które było zdecydowanie nie takie jak chciałam. Ciuchy zawsze miałam albo odmienne, albo mi zwisało, co ludzie pomyślą.
Wstydziłam się publicznych wystąpień przeokropnie, do publicznych wystąpień zaliczało się też odpowiadanie nauczycielowi przed klasą. Zawsze miałam złe stopnie z odpowiedzi, bo słowa nie mogłam wydukać ze wstydu, że na mnie patrzą. Trochę mi przeszło w średniej szkole. Ale tylko trochę.
Pewnie tych wstydów było więcej, ale już nie pamiętam.
Ząb znaczy się jego brak bym wyeksponowała. A co. Nie można? W dzisiejszych czasach?
Wyeksponować brak będzie trudno. To jakby pokazać nic.
UsuńJesu, Agniecha, jakbym o sobie czytala! Ja tez zawsze z ustnych mialam gorsze stopnie i tez mialam cala kolekcje przeroznych wstydow. Nie lubilam sie wyrozniac, w czasach szkolnych mialam kompleksy, ktore pozniej mi przeszly, ale wstydow dlugo jeszcze sie nie pozbylam. Czasem mam je do dzisiaj, choc z wiekiem jest mi coraz bardziej wszystko jedno.
UsuńAcha, Hana, mozesz wyeksponowac szczerbaty usmiech. W tajemnicy Wam powiem, ze mnie aktualnie brak trzech zebow, ale bardziej z tylu, wiec nie widac. Trwaja procesy gojenia, mierzenia kosci i (mam nadzieje) wstawiania implantow na koniec. Ale usmiecham sie... ostroznie i nie za szeroko. :)
druga
OdpowiedzUsuńJa w swoim czasie też często wstydziłam się niepotrzebnie, a szczególnie wtedy, gdy widziałam własnego ojca idącego chwiejnym krokiem do domu. Teraz, już, jako bardzo dorosła osoba czasami zastanawiam się, dlaczego kiedyś kazano nam się wstydzić za rodziców. Może i dobrze, że zmieniła się mentalność ludzi i stwierdzenie, że ktoś mieszka na wsi, nie degraduje tego człowieka w sferze koleżeństwa...
Usuńza kilka dni, jak ktoś zobaczy moje ramiona i plecy, to powie, że jestem bita, bo zaczęłam zabawę z gumowymi bańkami na stawy i kark. Za jakiś czas będę wiedziała, czy przyniosło skutek i jaki...
UsuńBoguśka, jasne że dobrze. O wiele bardziej lubię ten świat współczesny, chociaż w międzyczasie się zestarzałam:)
UsuńMama bardzo nie lubiła mojego sposobu ubierania się, miała swoją wizję Prawdziwie Eleganckiej Kobiety. Na wieczne uwagi, m.in. o wstydzie, odpowiadałam "niech się wstydzi ten co widzi".
Boguśka, to lepiej nie chodź teraz do lekarza, bo na bank założą Ci niebieską kartę.
UsuńNastolatką będąc ulubionym moim obuwiem były welury, które nie tak prosto było kupić, więc w tych co miałam chodziłam do wychodzenia ;) Nie wiem dlaczego ale przetarły się dziury w miejscu dużych paluchów. Oczywiście chodziłam w nich, mnie dziury nie przeszkadzały. Tatuśko na co dzień na me obute stopy nie patrzył, zauważył dopiero jak żeśmy wybierali się na jakiś rodzinny spęd, był mocno zdegustowany ;)
UsuńAle ze piesio Bogusie boje? Kartę mu założę? :D
UsuńMarija, miałam dokładnie to samo z welurami!!! Też mi się dziury wytarły i pękły na zszyciu z boku. Tylko u mnie skończyło się potworną awanturą rodzinną, bo jak kiedyś wyszłam z domu w czymś innym, to mama je spaliła... Moja rozpacz nie miała granic:((
Usuńczecia
OdpowiedzUsuńHrehre, przeczytane???
OdpowiedzUsuńTeraz już tak.
UsuńCzwarta. "Wstydu nie macie?" tak się wpychać byle na podium bez komentarza stosownego? :-))))
OdpowiedzUsuńU nas śnieg padał ale wielkości pięciozłotówki, a wstydów mam ci ja cały worek. Wymieniać nie będę.
Nie wymieniaj, tylko wywal razem z workiem.:-)
UsuńSzkoda, że już nie palisz, bo to świetne i tradycyjne miejsce na papierosa. ;) A tak na poważnie, to bardzo współczuję straty, ale mam nadzieję, że pozyskasz jeszcze ładniejszy ząbek.
OdpowiedzUsuńRucianko, coś tam zapewne pozyskam, aczkolwiek miałam inne plany w stosunku do kwoty, z która przyjdzie mi się rozstać.
UsuńO to, to, Ewa2, wywal w isdu - jak mawiała moja córka dziecięciem będąc.
OdpowiedzUsuńHrehre, tak, tych wstydów w młodości było znacznie więcej ale z jedynką to zawsze jakoś tak... głupio. Ja miałam taki przypadek kilka lat temu. Był kiedyś jakiś straszny pomór na grypę albo inną francę a ja miałam pod sobą zespół recepcyjny w przychodni. No i nie dość tego wszystkiego złamała mi się jedynka. Przyszedł dzień, że kto był jeszcze "przy życiu" musiał stanąć do obsługi pacjentów i ja takoż. Normalnie to trza się przecież delikatnie uśmiechać albo stwarzać takie wrażenie. A ja?!! Cóż mogłam zrobić tego dnia?! Nie dość, że mówiłam półgębkiem to jeszcze musiałam pamiętać żeby się nie uśmiechać co jest wbrew mojej naturze. No a koleżeństwo miało cały dyżur bekę ze mnie i próbowało mnie rozśmieszać. Jak skończyłam wtedy ten dyżur to byłam najszczęśliwszą osobą w tym towarzystwie. Wracałam do domu samochodem i co chwila zaglądałam w lusterko, uśmiechałam się do siebie i kiedy stałam na światłach wypowiadałam różne formułki aby zobaczyć jak odbierali mnie pacjenci. Cała drogę do domu "lałam" sama z siebie. Ale był fstyd :)))
OdpowiedzUsuńŚwietne! Podziałałaś mi na wyobraźnię i zobaczyłam w okienku taki "półgębek".
UsuńMoje dawne wstydy są z tych mało śmiesznych i do dzisiaj mnie w dołku ściska na wspomnienie, a bieżące? Musiałabym się przenicować.
Ewa2, nieee, nie nicuj, po co się dołować, nie taki miałam zamiar.
UsuńZaklepe se mniejsce i przyjde potem
OdpowiedzUsuńLilka, podejrzewam, że pacjenci zaabsorbowani swoimi dolegliwościami niczego nie zauważyli.
OdpowiedzUsuńTak, dzisiejsza wieś jest też zupełnie inna niż ta z lat 80.np., która pamiętam z podstawówki ( chodziłam do "wiejskiej" klasy w zbiorczej szkole gminnej). Teraz mam do czynienia z dziećmi wiejskimi i nie różnią się niczym od miejskich. Grzeczniejsze są, ale to akurat na plus im się liczy.
OdpowiedzUsuńUtraty zęba szczerze współczuję, zęby to dla mnie trauma, a kasa jaka na nie idzie .... "podwyżki", którą dostałam od stycznia nie wystarczy.
Tak się zaczęłam zastanawiać nad swoimi wstydami, ale zepchnęłam je chyba dość głęboko do podświadomości.
I dobrze, Lidka, bo tam ich miejsce. A jeszcze lepiej nie spychać dziadostwa, a od razu wywalić.
UsuńZ zębem muszę przeczekać do środy, taki termin.
Ja wpierw przeczytałam, potem się zastanowiłam...nie wracam do dziecięcych czasów, kiedy wstydów było moc. W dorosłym życiu nie wstydzę się, że jestem ze wsi, baaa, nawet to podkreślam i zawsze podkreślałam. Jako nastolatka wstydziłam się, że nie mam własnego pokoju. Dość szybko musiałam nauczyć się "publicznych" i oceniających występów, taka praca. Parę razy zjadła mnie trema, ale potem szło gładko. Teraz już nie muszę, ale gdyby zaszła potrzeba to pójdę na beszczela. Takie pierdolą farmazony "wysoko postawieni", że doprawdy nie powinnam się czuć gorsza jeśli i ja coś bąknę nie tak. Ja przynajmniej nie zrobię tego z premedytacją. Zębowych problemów współczuje, mam stresa bo ze 4 przy dziąśle się ubytków nabawiły i mus naprawić. Odwlekam bo...no własnie, na NFZ nie robia prywatnie, boję sie nawet o kwocie pomyśleć. Sztuczna szczęka mnie przeraża, nawet myśl. Zdjęcia kociałków i gumna, śliczne. Jakby lato było. Dużych wstydów nie pamiętam, duże miasto trochę pomaga ich nie mieć. Tu jestem anonimowa. Pamiętam, jak będąc młodą mężatką, mieszkałam wtedy w wynajętym domu, nie przyjęłam w domu "obrazu". Krążył taki po wsi, ale Wu powiedział, że nie ma zamiaru żadnych dewot przyjmować, co będą wyły do obrazu, ciężko mi było, bo wiedziałam, że będą po wsi gadać, ale nie przyjęliśmy.
OdpowiedzUsuńMasza, sprawa z obrazem to nie wstyd, tylko asertywność. Był taki czas, że przed namolnym księdzem po kolędzie ukrywałam się. Teraz juz tego od lat nie robię. Dziękuję i szlus, to o wiele prostsze i zdrowsze. Ciekawe, że tak wiele z nas ma lęk przed publicznym występem. To chyba ma związek z samooceną. Nawet na pewno.
OdpowiedzUsuńHym... ja to się wcześnie cóś zrobiłam jakaś taka prawie bezwstydna, pewnie mam to po Tatusiu. Łón znaczy też się wstyda ale zupełnie inszych rzeczy niż reszta ludków. Ja zauważyłam że ze mną jest podobnie, czasem sytuacja mnie krępuje a insi spoko, nic się nie dzieje. Kiedy indziej się poczuwają a ja zupełnie nie kumam dlaczego. I dlatego że mnie się to poczucie wstydu w wielu punktach rozjeżdża z poczuciem wstydu otoczenia, robię za bezwstydnicę ( czegóż to ja się o sobie nie dowiaduję z ust trzecich i dziesiątych ). Braki w urodzie są krępujące, ale do pewnego czasu ( w przypadku mła bardzo krótkiego ). Kiedy pokusa wyjścia jest silna to walić braki! :-)
OdpowiedzUsuńUtraty części jedynki współczuwamy, tzn. ja współczuwam i Mamelon, która właśnie była pożegnała się ze swoją dwójką ( po grypie - takie cuda! ). Może Twoją jedynkę uda się nadlać albo wstawisz sobie etruskę w oczekiwaniu na koronę. Dla pocieszki pomyśl sobie że w XVIII wiecznej Japonii czerniono zęby, uważano że to wystająca część szkieletu i jako taka jest bardzo ale to bardzo nieprzyzwoita i nie należy jej wystawiać na widok publiczny. Ludzie z towarzystwa a zwłaszcza piękne kobiety ( niekoniecznie z towarzystwa ) nie pokazywali się z białymi zębami bo to dopiero był wstyd! :-)
Taba, z wiekiem człek robi się coraz bardziej bezwstydny, co osobiście napawa mnie radochą. Nic nie muszę, a najmniej muszę przejmować się tym, jak wyglądam i to jest piękne! Kiedyś też nie było takiego obowiązku, ale człeku się wydawało, że jest.
OdpowiedzUsuńJedynka była już sztukowana i to nie raz, toteż poważnie się obawiam. Skończy się na czernieniu.
Rozkosz dla oczu ,jak tak one fajno śpią;)
OdpowiedzUsuńAch, wstydow i jak mam bardzo duzo,takich głupich i takich mniej głupich. Kołacze sie za mną wstyd od podstawówki,kiedy to odsunęłam się jak jaka głupia,od kolezanki ,której zrobił osię słabo i mdlała. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam, przestraszyłam się? Zrobilam to zanim pomyslałam,instynktownie, i do tej pory mi za to wstyd.
Te szkolne ( i nie tylko ) wsydy przypominałam sobie oglądając przedwczoraj "7 uczuć". A ta twoja historia ze spodniami jest bardzo podobna do mojej. Był czas, ze po "wycieruchach" zaczęły być modne sztruksowe Wrangle :). Kremowe se w Pewexie kupiłam za pieniądze rodziców ociewicie. Był początek marca, roztopy, pogoda jeszcze zimowa a ja fru w nowe, kremowe portki. " Chyba tak nie pójdziesz do szkoły?" - matka była zniesmaczona no i bała się co ludzie powiedzą. A ja poszłam ale zasiała we mnie niepokój połączony ze wstydem. Odłożyłam ich noszenie ale bardziej przez to, że ufajdały mi sie błockiem nogawki.
OdpowiedzUsuńLilka, jakbym słyszała "chyba tak nie pójdziesz ubrana..."
UsuńAch, i będąc dziecieciem bardzo się wstydziłam rozebrac przed lekarzem.Pamiętam ze chorowałam pewnie na oskrzela,bo zdarzało mi sie ,byla to iwelka trauma, bo pamiętam to a i na pewno wtedy jeszcze nie chodizłąm do szkoły, przyjechala lekarka z wizytą domową do mnie i musiałam zdjąc koszulkę,to było straszne.
OdpowiedzUsuńDora, to dziwne, małe dzieci nie mają raczej oporów.
Usuńczy ja wiem,zahukana byłam nieco, mieszkalismy na koncu miasta,niemal jak na wsi, maly kontakt z ludzmi, dom,podwórko, ciągle pod kuratelą ciotki,jak gdizes po za domem. Zawsze byłam wstydliwa,( i uparta) a przy obcych to juz w ogóle, nie lubiłam ,brzydzilam sie jak mnie ktos inny dotykał, lub co najgorsze musialam jakies ciotki cmokac, przy wizytkach domowych. Jak poszlam do szkoly to juz mi troche przeszło,a potem to juz znormalnialam:))
UsuńDora, miałaś całuśną fobię i tyle.
UsuńRany
OdpowiedzUsuńJa i moje zęby
Chyba nie zasnę
Rybeńko, nie śpij, pilnuj zębów.
UsuńTo jest myśl!!!
UsuńTo Rybeńki mają zęby? ;)No chyba, że są z rodziny rekinków.
UsuńRucianko, majo. I podobno ich ugryzienie goi się gorzej niż kocie. Tak więc Rybeńko, pilnuj tym bardziej.
UsuńRicianka
UsuńJa już mam ich mało
Ja tylko dobra rybka jestę😁
Wu był asertywny, w dupie miał , co ludzie powiedzą, bo go nikt nie znał. Ja się wstydziłam gadania i tego, że chłop taki wywrotowiec:) Jeszcze byłam pod "wpływem" wiejskiej mentalności, oceny. To, co wyżej powiedziałaś, że z wiekiem człek jest bardziej bezwstydny bardzo mi się podoba. Nie mam czego się wstydzić, nie kradnę, nie cudzołożę, nie śmierdzę na odległość, no sorry czego mam się wstydzić? Że mi się oponka zrobiła? No zrobiła...2 miechy w domu i się okazuje, że jeszcze ciut:) I też mi nie wstyd, lekarz kazał:)
OdpowiedzUsuńMasza, czego wstyd? O Twoje zdrowie chodzi, nie? Jest coś ważniejszego, zwłaszcza w hucie? Długo jeszcze to ciut?
UsuńDobrze że nie śmierdzisz, bo reszta obleci:)))
Ciut mogło być nawet miesiąc, ale tak mnie zatkało, że wzięłam tylko 2 tygodnie...byłam naszykowana w środę już maszerować do huty.Lekarz wie chyba lepiej czy już czy jeszcze nie.
UsuńOszołomił Cie tą wolnością, ech, a mogłaś wziąć miesiąc!
UsuńOj Dora oszołomił i zbaraniałam!
UsuńHana współczuję ubytku, też bym się z takim czuła nietentego, na szczęście mam mocne zęby, bo jakoś tak dziwnie mi, jak pomyślę o sztucznej szczęce. Na pewno to przede mną, chociaż może nie. Na onkologi razem ze mną leżała kobieta około siedemdziesiątki która miała wszystkie swoje zęby i bardzo ją śmieszyło, że przed operacją kazano jej wyjąć sztuczną szczękę ;)
OdpowiedzUsuńA tak w temacie zębów, to siostra mojej koleżanki, miała taką teorię, że faceci za sumiastymi wąsami ukrywają brak uzębienia, wraz z koleżanką sprawdzała swoją teorię, prowokowały wąsaczy do odezwania się, ponoć większość wąsali miała braki ;)
Piłsudski choćby.
UsuńMarija, wcale niemało ludzi ma bardzo długo wszyściuchne swoje zęby. Mam słabe i ciągle z nimi coś nie teges. MM. ma lepsze i wszystkie swoje. A faceci, faktem jest, boją się dentysty jak diabeł święconej wody i zdecydowanie mniej dbają o uzębienie - tak wynika z moich doświadczeń. Jak baba nie zaciągnie na fotel, to marnie.
OdpowiedzUsuńJa bym się tego zęba może jakoś bardzo nie wstydziła, chociaż tez jeszcze skrzypi mi to wdrukowane przekonanie że brak zęba to żenada i patologia jakaś. Bardziej bym się martwiła wydatkiem który niechybnie czeka żeby takiego zęba odzyskać.
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka lat temu miałam tysiące kompleksów i wstydów a teraz, wisi mnie, że jadę przez miasto w poplamionych w pracy spodniach. W końcu na robotnika nikt krzywo nie patrzy - a ja tez takie trochę robotnik i nie będę ze sobą całej szafy wozić komunikacją miejską. Spodnie wyprane, a że plamy od niektórych substancji jak chlor nie schodzą to co ja poradzę? Ja wiem, że czysta jestem, a że ktoś może myśleć inaczej - to jego sprawa, ja nie jestem odpowiedzialna za czyjeś emocje.
Hana co to za kwiaciaste tak dużo z ziemi powychodziło? Wygląda jak tulipany, ale nie za wcześnie dla tulipanów?
OdpowiedzUsuńMarija, to tulipany i szafirki i różne takie. Nie, one odporne so, nawet gdyby przymroziło nieco.
UsuńMarija! I Hana ma też taką pietruszkę ( znaczy nać ) co jest odporna na mrozy!!! Widziałam na własne oczy! I zeżarłam też! Ona szfystko ma mrozoodporne :)))))
UsuńLilka, pietruszka tak ma, to nic nadzwyczajnego!
UsuńI tak trzymaj, Luna, zdrowe podejście do życia. Brak zęba piękny nie jest, ale nie aż tak, żeby się wstydzić. A jednak...
OdpowiedzUsuńBardzo się boję wystąpień publicznych, ale to lęk nie wstyd.
OdpowiedzUsuńMój mąż się wstydził za mnie - że się że ubieram, że nie umiem porządku w domu trzymać. Pytał mnie też, czy się nie wstydzę zapraszać koleżanki...
Hano, a co jest dziwnego w jasnych spodniach?
że się źle ubieram :)
UsuńAniuM. wydaje mi się, że trudno rozgraniczyć lęk i wstyd, przynajmniej w przypadku publicznych wystąpień.
UsuńChyba trudno jest żyć u boku kogoś, kogo się wstydzisz. Dla mnie to musi być męczarnia.
Wiec pewnie się męczył.
UsuńTeraz odetchnie.
UsuńA jak Ania odetchnie!
UsuńJeeesu po co ludzie się majo tak męczyć jak nie pasujo do siebie!
UsuńAniuM. Teraz nic, ale kiedyś dress code mówił, że zimą nie nosi się jasnych spodni, bo jasne spodnie przypisane są wiośnie i latu. Taka modowa wpadka. I jeszcze spódnica/sukienka nie mogła wystawać spod płaszcza, bo to był znak niechlujstwa i w ogóle.
OdpowiedzUsuńNigdy o tym nie słyszałam.
UsuńZa młodaś.
UsuńMasz Hana rację z tą sukienką, a oberwany obrąbek spódnicy???
UsuńNo jasne/białe spodnie i buty to tylko nosiło się do pierwszego dnia jesieni, a najlepiej we wrześniu już nie. Białych butów nie znosiłam nawet latem, chyba, że tenisówki, albo trampki.
UsuńRaz miałam biale dżinsy,fajne były,a ja akuratnie jeszcze mogłam je noscic,bo byłam szczupła, no i tak ide sobie spokojniutko do sklepu, a było po deszczu, no i nagle chlup, tak mie ochlapał przejeżdzający samochód, że cale spodnie w cętki z błota.
Usuńzeszly te plamy? Bo mnie sie nie udalo zmyc blota z niczego :/
UsuńNie zeszły.
UsuńNet mi wywaliło, zatem ide spać.
To ja Wam opowiem historię białych spodni z żaglowego płótna, u dołu 35 cm.
UsuńJadę sobie autobusikiem z miasteczka, lunęło, oberwanie chmury, a ja bez parasola, no i białe portki. Budowali obwodnicę i zmieniony był kurs autobusów, tak, że mój przystanek był końcowy. Mówię do kierowcy w żartach (mój dobry kolega, podjechałbyś na osiedle, a on skręca między bloki i zatrzymał się pod moim. To był 1975 r. kiedy moje miasto stało się miastem wojewódzkim i fundnęli nam obwodnicę.
To jest kolega!!!!
UsuńApropo spodni, to troszke pozniej niz Bezowa polecialam do sklepu RESZTKI na Kollataja we Wr. i w oko mi padl material pieknego niebieskiego koloru, jak raz na spodnie (podobna szerokosc na dole, hrehrehre), uszylam, choc material wydal sie nieco sztywny i jakby nieco szelescil. Ale co taaaam! wyszly dzwony ze hej! z karczkiem, kieszeniami, stebnowkami jasniejszymi. zachwycona bylam. I w lecie 76 roku pojechalam do zagranicznego kraju. zadac szyku takimi, pardon, TAKIMI spodniami. A lato bylo strasznie upalne bylo, oj upalne. Latalam w moich portkach i sie ciagle dziwilam, co mi sie tak nogi poca. |No pote sie lal ciurkiem po nogach, cos okropnego. Jak chlodniej, to lepiej, jak tylko cieplej, to mi chlupalo w bucikach od tego potu...nieco pozniej sie okazalo, ze uszylam spodnie z materialu na namioty.
Bezowa ,kolega w dechę! Żaglowe płótno było kiedyś wielkim obiektem pożądania!
UsuńOpakowana, no patrz,to były spodnie sztormiaki! Jeszcze kurteczka i w sam raz na jakies eskapady nadwodne, lub jak wiał zimny wiatr czy siekał deszcz, tylko na lato nie teges:)
UsuńWstydziłam się chodzić w sandałach, bo mam dłuższe drugie palce u stóp, a chciałam żeby duży był największy, tak jak miały koleżanki hrehre. Potem zauważyłam, że w antycznych rzeźbach figury mają tak jak ja i uznałam, że to jest norma. Działo się to w podstawówce. Teraz sobie chwalę, bo długi palec dobrze wchodzi w czubek szpilek i jest całkiem wygodnie.
OdpowiedzUsuńJejku, Rucianko, nosisz szpilki? Ja już nie...
OdpowiedzUsuńCzasami noszę. Nie jakieś super wysokie, bo i tak kawał baby ze mnie.
UsuńNie dość, że nosi szpilki, to jeszcze wysoka. Świat nie jest sprawiedliwy.
UsuńRucianko,tu mnie zaskoczyłaś z tymi szpilkami:)
UsuńJa w szpilkach byłam tylko na balu maturalnym. Całe życie nosiłam raczej wygodne buty a i tak "walcze" z ostrogą co jakiś czas. Podziwiam nie tylko te noszące klasyczne szpilki ale i "obczasy" wysokie.
UsuńJa nawet do slubu miałam niski obcas.Ogolnie prawdziwych szpilek nigdy nie mialam na stopach.Kilka par sczulenek i kozaków miałam na obcasach,ale szerszych.
UsuńMam kilka par, jedną prawdziwą, z lat 60tych. Dostałam trzydzieści lat temu, od Mamy Dobromira. Nowiutkie były, bo za wąskie i nie noszone nigdy. Ale moje ulubione buty, to espadryle. Jestem butomaniaczką, to może już wiecie, bo kiedyś ujawniłam się z uzależnienia, hrehre. Ale zadowalają mnie także buty za tzw. pinć złotych, byle fajne. Mam takie trampki, dosłownie za 5 zł z Leclerka.
UsuńZnaczy z Leclerca, chyba myślałam o eklerkach, które też lubię. ;)
Usuńtysz mam slabosc do butow i tez nie jestem snobem w tym wzgledzie. Sprzedalam troche butow na ebayu i natychmiast kupilam nastepne - czerwone klapki - akurat birkenstocki sie trafily, ale naprawde, jakby byly nie birkinstocki a dobrze pasowaly to bym nawet nie myslala, ktore wziac. musze przejrzec moje zasoby, bo WRESZCIE dosiegam do nogi lewej, moge zalozyc lewa palketke bez bolu i DOSIEGAM, to moge nosic nie tylko klapki i wsuwane - sznurowki mi nie straszne, ha! Kiedys obcasy mogly byc, teraz to raczej delikatne koturniki, ale to starosc raczej niz co innego. male kopyta-obcasy sprobuje, bo mam chyba dwie pary, ale do torebki wepchne pepegi na zmiane.
UsuńAaaa, w dzieciństwie wstydziłam się swoich ust, dziś by powiedzieli, że botoksowanych,wydatnych i czerwonych, jak piwonie, a one po babci byli, rodzinne takie. Po babci tez mam oczy, spadające górne powieki, jak u świnki Piggy. Cuś za cuś. Kiedyś wytnę te powieki, bo mi w końcu oczy zasłonią.
OdpowiedzUsuńMasza, ja wytnę dopiero kiedy będą mi przeszkadzały w jedzeniu.
OdpowiedzUsuń:))))))))))))
UsuńHe, he...u doktora Szczyta czeka się na operację 2 lata, więc trza pomyśleć wcześniej:)
UsuńMojej ciotce zrobili korektę na NFZ, po usuwaniu zaćmy,zatem moze poczekać:)?
UsuńHana, nie warto, zasłonią wspomnienia po zębach, jak wąsy.
UsuńRucianko, dzięki za radę. A już zaczęłam pochopnie o tym przemyśliwać!
UsuńNo dopchałam się wreszcie. Przytulone kociaki są boskie.
OdpowiedzUsuńWspółczuję utraty jedynki, ja też jestem na etapie szukania porządnego chirurga szczękowego, bo mus zrobić sobie porządek z trzonowymi. Co do wstydów, to mam takie, jak Wy. W podstawówce wiersz przy klasie powiedziałam, ale na jakiejś akademii, przy całej szkole - w życiu. Później pewności siebie nabrałam w pracy, przez 25 lat miałam kontakt z ludźmi, a kiedy zmieniłam stanowisko i jestem sama sobie, znowu się wycofałam. Straszny wstyd z młodości to mieć za krótkie spodnie (woda w piwnicy wołano).
Ach,te powieki, strasznie mi opadły i juz nie mam takich ladnych oczu jak kiedys:(
OdpowiedzUsuńWłasnie przeczytałam ,że w Wenezueli stan wyjątkowy:(
OdpowiedzUsuńDora, tam ten stan, jak zwał tak zwał, jest wyjątkowy od bardzo dawna. "Wprowadzenie" niewiele zmienia. Ach ta Ameryka Południowa!
UsuńSię okazuje,że to z powodu braku prądu.
UsuńAle moze sie wiecej dziac :/
UsuńOj, Hana, przypomniałaś mi wstydy za ojca w bryczesach i za wieś w mieście. Chodziłysmy do - naonczas (zresztą dzisiaj też) do prestiżowego poznańskiego liceum. Były tam dzieci, znaczy sie dziewczynki, bo było to żeńskie liceum, różnych poznańskich tuzów; adwokaci, profesorowie i inne takie. A mój ojciec, nie dość, że ze wsi, to jeszcze z PGR-ów! Nie macie pojęcia, czego ja nie kombinowałam, żeby to ukryć przed klasą. Przeszło mi dopiero częściowo, jak ojciec zorganizował dla mojej klasy kulig tam właśnie, na wsi, który to kulig został entuzjastycznie przyjęty.
OdpowiedzUsuńO moich wstydach związanych z wyglądem to mówic nie będe, bo długo by trzeba. Wspomnę tylko, że mama uparcie ubierała mnie w szkole podstawowej, która była na wsi w krótkie, "miejskie" kiecki. Dzieciaki ciagle się śmiały, ze gacie mi widać. Raz jedyny udało mi sie zmusić mamę, żeby nie skróciła mi sukienki, która okazała sie za długa po kupnie. Mam w niej zdjęcie. Wyglądam na nim jak półtora nieszczęścia, ale pamiętam jaka byłam w niej szczęśliwa.
MM, noooo gacie jak któreś z dzieciaków widziało to był straszny obciach! Ja też miałam taką spódniczkę w kratkę na szelkach. Czy ona była za krótka, czy normalnej długosci to tego nie wiem ale ponieważ byłam nad wyraz ruchliwym dzieckiem to wiadomo, że gacie było łatwo podejrzeć. I chłopaki zaśmiewali się, że widać. Ale ja byłam szybsza i zwinniejsza od nich więc dopadałam takiego i lałam go pięściami za to wyśmiewanie się. Wiec kończyło się to tym, że rodzice tychże przychodzili na skargę do mojej matki. I był wstyd dodatkowy i płacz! Więc jak wychodziłam na podwórko to matka kazała zakładać spodnie, żebym jakiegoś, ze złości na moj wstyd gaciowy, nie zabiła :))))
UsuńLilka, przynajmniej pozbyłaś się upierdliwej w łażeniu po drzewach spódnicy!
UsuńOpowiem Wam o "wstydzie", który już funkcjonuje jako rodzinna anegdota. Ale wtedy wstyd mi było przed własną córką.
OdpowiedzUsuńByłyśmy na zakupach i niestety siusiu nam się zachciało, a w pobliżu była toaleta na dworcu PKP. Zasiadłyśmy w sąsiednich kabinkach i w pewnym momencie,ktoś wszedł i sprawdzając czy zajęte zapukał do mojej. A ja odruchowo powiedziałam "proszę". Córka pękała ze śmiechu, a ja szybko uciekłam.
hrehrehre, dobre.
UsuńEwa - pieeeekne!!!!!
UsuńEwo, no tak,to piękna anegdota!:)
UsuńEwa; piękna na Twoja przypowieść. A jedna z moich koleżanek pracowała swego czasu w poradni psychologicznej. Pacjentów dużo, czasu mało, nawet na siusiu, bywało, go nie było. Kiedyś tak strasznie jej sie już chciało, że wpadła do toalety, usiadła, zrobiła - co za ulga - i zobaczyła, że nie zamknęła drzwi, które wychodziły na poczekalnię pełną pacjentów...
UsuńMam nadzieję, że nie musiała leczyć urazu u psychologa.:-)
Usuńmarta, czy to była A.S.?
Usuńzimowe zdjecia brrr, rozowy buduar koci - piekny i przytulny. co do wstydu, to jednego sie wstydzilam i zaluje bardzo, bardzo - wstydzilam sie mojego Taty, bo byl STARY. urodzilam sie jak mia 40 lat, szybko dosc osiwial badz zrobil sie szpakowaty i byl zdecydowanie starszy niz inne Tatki kolezanek i kolegow.
OdpowiedzUsuńa to, co ludzie o mnie mowili/mysleli w kontekscie wstydu, to mi zawsze ale to zawsze wisialo, dyndalo i powiewalo. za to kompleksy rozne byly, tyle, ze maskowane wlasnie ubieraniem sie, ze az rozne baby zatykalo, moja Mama to wszystko brala na szczeke i nigdy mnie nie krytykowala, postrzelonymi pomyslami, roznymi takimi. moze to tez ciekawosc swiata i zycia mnie poganiala. Co do mowienia publicznego, to tez nienawidze. w radio nie musialam gadac, ale jak mialam chyba cos 17 lat to byl ze mna program w tv - jedno w studio (mam zdjecia) i raz u nas w domu. kartofel mi w gardle urosl (na te okazje w domu), Mama z progu mnie ogladala i potem mowila, ze w pierewsze 5 sekund tego kartofla wrecz bylo widac, a potem nagle poszedl precz i poszlooooo. Potem mnie raz na kursie nagrywali, straszne to bylo. ale to nie wstyd jednak, a jakas niesmialosc chyba - zeby ludzie galy wyrypiali na mnie i sluchali kazdego slowa - NIE, DZIEKUJE! nie wiem gdzie patrzec i gadam od rzeczy. Najbardziej jestem zadowolona z tego, ze tak wczesnie opinia ludzka o mnie w ogole mnie nie obchodzila i moglam bez kamieni mlynskich u szyi robic co chcialam. Co nie znaczy, ze naduzywalam na serio zaufania moich Rodzicow, ktorzy godzili sie na rozne moje pomysly, stroje i dzialania. Nigdy nie robilam rzeczy wbrew prawu, niebezpiecznych (no moze siedzenie na starej czeresni, jazda na lyzwach na Odrze, plywanie tratwa podczas wylewu Odry z bratem przyjaciolki po TAMTEJ stronie walu przeciwowodziowego raz zaczepianiu pijaka (ktory potem mnie i kumpla gonil i byl tak szybki jak my na rowerach).
aaaa, nie, jednego sie jednak wstydzilam - kurtki po bracie. wstydzilam sie, z enie mam swojej normalnej, ale to byla wczesna szkola podstawowa. Chyba takie cos spowodowalo, ze zaczelam szyc jak mialam chyba 11 lat i od wtedy szylam co chcialam. A potem na drutach i szydelkiem nadrabialam ;)
Hana - szczerby nie zazdroszcze, do srody jusz jusz, a jakby co to naklej kwiatek na reszte zeba (czy caly szlag trafil?)
Opakowana! wyzej przeczytalam, zes juz sarynka w bieganiu i ze nawet jakies obcasiki masz przygotowane!!! no to sie cieszem!
UsuńNo, ja też zarejestrowałam obcasiki! Co mnie niezmiernie ucieszyło, że aż tak!
UsuńMoi Rodzice aż tak tolerancyjni nie byłi, co im niczego nie ułatwiło, bo i tak robiłam te wszystkie "zakazane" rzeczy w rodzaju kąpieli w stawku, zimą jazdy na łyżwach po jeziorze, łażenia po drzewach i płotach. W późniejszym wieku zaowocowało to zakładaniem zakazanego ciucha (najczęściej Marty) za węgłem. No i kłamstwami, niestety i całym wachlarzem zachowań związanych z zakazami i nakazami. To, że nie jestem kłamczuchą i kłamstwem brzydzę się jak niczym, to jakiś cud.
Oraz wstydziłam się ciuchów w jakie ubierała mnie mama, bo one nie przystawały nijak do wsiowej mody i dziecioki się naśmiewały. Dla mamy to nie był żaden argument.
Opakowana, ząb złamał się w stopniu znacznym, musiałby to być duży kwiatek. Wymodeluję sobie z gumy do żucia.
Moze, wiesz, zrobie Ci szydelkiem jakies cos....niekoniecznie w kwiatek.
UsuńTak, Opakowana, tak, poproszę! Do dzisiaj z sentymentem wspominam pokrowce, jakie mi udziergałaś na palec od dużej nogi! Wykończyły je koty.
UsuńNosilabys szydelkowy zab? jakiego koloru?
UsuńFilutowego.
UsuńMasz jak w banku etuje na zomb. czy sznurek ma zachodzic za uszy?
UsuńMnie się też kiedyś jedynka ułamała, współodczuwam zatem :-) Koty w burdelowym pudełku rozespane cudnie. A wstyd to główny motor kontroli. Najskuteczniejszy. Ja wychowana na wsi, w rodzinie alkoholika, uwikłana we wszystkie mechanizmy współuzależnienia, ze wstydem zapoznałam się już w brzuchu mamy. Najgorszą traumą było przejść przed ławeczką na ulicy, obsiedzianą przez starsze panie. Jak podchodziłam bliżej, przestawały mówić ze sobą, patrzyły na mnie beznamiętnym wzrokiem, a potem jak przeszłam, zaczynały szeptać. Okropne to było.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze jedno, wokół czego wszystkie Kury tu krążą, a żadna nie napisała. Publiczne przeżywanie emocji, smutku żalu, złości, radości...wstyd. Nawet patrzenie na kogoś przeżywającego czasem jest nieprzyjemne. Albo gdy się ktoś ośmiesza, wstyd nam za niego...co nie do końca jest prawdą. To nasz własny wstyd :-) Duuużo wstydów. A wszystkie ograniczające, osłabiające i upierdliwe.
U nas w miasteczku ostatnio Wielki Wstyd. Pięć córek, a żadna nie wzięła schorowanej matki do siebie. No i matka umarła. Co ludziska wygadują, pojęcie przechodzi, a najbardziej gadają te, co nie miały odwagi też tak zrobić :-)
Kotki w legkwisku najpiękniejsze. A ja powiem coś, czego nikt nie wie. Ja sama mam problem z zębami, to się chyba paradontoza nazywa. Oczyszczaja mi, jezdze instytut stomatologii, bo tam pasjonaci, ale grunt to geny, słabe zęby to słabe zęby i nic nie poradzę. Jakoś tak od początku z tym żyję i wyzbywam się wstydu. No jest szparka miedzy zębami, ale jestem pod opieką. Pewnie nadejdzie czas uzupełniania usuwania, ale to sa zęby a nie jakiś śmiertelny rak. Podobnie jak byłam mała to babcia wymyśliła włosy do ramion, bo aparaty słuchowe na uszach widać. A dupa tam. Przez te ich kombinacje każdy nauczyciel stawiał mnie przed klasą i mówił ze mam aparaty i proszę uważać. I dzięki temu robiła się wokół mnie banka, ze nikt nie podchodził. I efekt taki, ze dzieci się chyba mnie baly. A babcia wtedy ze koleżanek nie mam bo nieśmiała jestem. To jak ludzie faktów nie łączą jest po prostu cudne.
UsuńBzikowa, gorsze od starszych pań były szepczące koleżanki.
UsuńCzyjś wstyd potrafi być bardziej dolegliwy niż własny, fakt. Przeniesienie to raz, współodczuwanie to dwa. A może to to samo?
Bzikowa - ja bym sie do tych bab dosiadla. pewnie by sie rozpekly z nabranego i wstrzymywanego powietrza.
UsuńHana - po roznych przykrosciach szepczace kolezanki zostaly olane rownym sikiem, bo znaczy, z enie kolezanki a jakies przypadkowce.
UsuńOpakowana, teraz tak, ale jeśli ma się 8-9 lat, to nie takie proste.
UsuńKocuru, zębów współczuję, bo cały czas to przerabiam. Łatwo nie jest, ale jak mówisz - są większe dramaty.
UsuńDziś chyba już normalniej podchodzi się do takich rzeczy jak np. aparat słuchowy. Kiedyś nawet okulary były powodem do drwin. Twoja historia jest ilustracją tego, że nie warto udawać i ukrywać czegoś, co udać i ukryć się nie da. A skoro się nie da, trzeba oswoić i polubić.
Hana - prawda, ino ja nie pamietam wstydow oprocz tych, co o nich napisalam. pewnie sie wtydzilam duzego nosa i rudych klakow....
UsuńDużo by pisać. Z dzieciństwa - byłam bardzo wysoka i było mi z tym ciężko, powiem więcej bardzo ciężko. W dorosłym życiu- zawstydza mnie moja niewiedza.
OdpowiedzUsuńBardzo często wstydziłam się swoich łez. Teraz już płaczę mniej i nawet je polubiłam, bo wiem, że jak się wypłaczę to mi lżej na duszy.
Ja się wstydziłam bo byłam najmniejsza w klasie! I że nie miałam żadnych cyców.
UsuńWtrącę oczywistość :-) Nie chodzi o mała/duża czy cycuszki. Chodzi o samoakceptację :-) Na wielu, wielu frontach. Kurkawodna.
UsuńGraszko, Agniecha, ja byłam najmniejsza, ale tego akurat się nie wstydziłam. Wkurzało mnie to i wkurza do dzisiaj, bo kurduplowi żyje się trudniej.
UsuńA niewiedza? Dla mnie to nic wstydliwego, chyba że chodzi o oczywistości typu co jest stolicą Francji. Nikt nie wie wszystkiego - to banał, ale prawdziwy, jak większość banałów. Niewiedzę można łatwo uzupełnić w przeciwieństwie do głupoty albo zwrostu.:)
Bzikowa, w przypadku braku (lub nadmiaru) walorów fizycznych to w dużej mierze chęć wtopienia się w tło. W pewnym wieku chce się być jak wszyscy, niczym się nie wyróżniać. A skoro wszystkie miały cycki, a Agniecha nie, to ją wyróżniało i dramat gotowy:)
Usuńtak, i te przebieranie na w-f, koszmar w ciapki,jedne mialy stanik inne nie i byly wysmiewane.
UsuńOgólnie podstawówka to był raczej koszmar. Dużo zapomniałam, bo chyba nie chciałam pamiętać.
UsuńAgniecha, dla mnie podstawówka też była koszmarem.
UsuńHanna staram się swoją wiedzę uzupełniać ale czasami trudno mi jest zapamiętać.
Bardzo często umawiamy się na granie w gry planszowe. Lubię Jacka(głowa naszego miasteczka) i jego żonę, nawet bardzo. Lubię z nimi rozmawiać, ale czuję swoje braki i wtedy jest mi głupio. Tłumacze sobie, że gdyby nas nie lubili, to by nie przychodzili :-). Wojtek porozmawia o wszystkim, włącznie z filozofia a ja już niestety nie .
Też kiedyś miałam sny o wypadających zębach i to tak realistyczne że kiedy się budziłam, sprawdzałam czy wszystkie są na miejscu :D a co do wstydòw wszelakich, zawsze mnie zastanawiało, jak to jest, że wstydzimy się za kogoś - za to jak ktoś się zachował, jak coś głupiego powiedział... chociaż w ogóle nie mamy na to wpływu - jeśli już mamy się czegokolwiek wstydzić, to tylko własnych wpadek.
OdpowiedzUsuńTo tylko takie przekłamanie :-) Nie wstydzimy się za kogoś, wstydzimy się sami. Bo przenosimy na innych nasze własne uczucia, kiedy uważaliśmy, że zrobiliśmy z siebie głupka i to co czuliśmy wtedy. Takie podstępne przeniesienie, wstyd jest nasz. Niestety :-)
UsuńBohomazing, chciałam się zadziwić Twoją ksywką, ale przytomnie zajrzałam na Twój blog i już rozumiem, a nawet uważam, że jest bardzo trafna. Boho, wiadomo, a mazing tym bardziej!
UsuńW sprawie wpadek swoich i nie tylko i pomijając aspekt przeniesienia i innych psychologicznych fachowości, sądzę, że średnio wrażliwy człowiek zawsze przejmie się czyimś dyskomfortem - jaki by nie był.
A ja, teoretycznie, powinnam sie byla wstydziec jak pod Ikea podeszlam do zupelnie obcego starego dziada, co wylazl zza furgonetki, czy moglby mi podwiezc moja szafe do domu i ja mu zaplace...okazalo sie, ze dziad tylko WYSZEDL zza furgonetki. Wlascicielem byl ktos zupelnie inny. Zamiast sie wstydzic, razem z Coreczka dostalysmy TAKIEJ glupawki, ze nie zdazylysmy tego od furgonetki w ogole zapytac a on odjechal.
UsuńE tam, Opakowana, taki wstyd to nie wstyd. Szukaj dalej.
Usuńkiedys do szkoly poszlam bez spodnicy.
UsuńJa też, ale ockłam się na przystanku, bo jakoś tak zimnawo mi było pode puaszczykiem.
UsuńJa raz poleciec chcialam na zakupki w obuwiu domowym, ale opamiętałam się na półpiętrze. Zdarzyło m isie ubrac cos na lewą stronę, no takie drobnostki:)
UsuńA dwa rozne buty? ja tak.
UsuńNie, nie przypominam sobie.
UsuńCześć Kurencje,
OdpowiedzUsuńprzypomniałam sobie na podstawie Waszych opowieści jeszcze całkiem sporo swoich wstydów z dzieciństwa i młodości, oraz wyartykułowałam sobie parę teraźniejszych. Ale o tych ostatnich nie napiszę, bo się wstydzę. :-)
U nas śnieg leży po nocy, i zapowiadają jeszcze różne opady wody w różnych stanach skupienia.
A naszemu samochodowi ( zauważyłam to i całe szczęście) wyskoczył pęcherz na oponie z boku. No i specjalista powiedział, że na takiej oponie lepiej nie jeździć, bo wybuchnie. Jeno dojechać do niego, to nam zmieni na letnie i będzie po kłopocie. Tylko, do jasny anielki, śnieg pada, to jak my będziem jeździć na letnich oponach, no jak? Przez te 2 dni. Bo potem to już wiosnę zapowiadają. Chociaż u nas to nigdy nie wiadomo z wiosną. Kapryśna jak cholerra. I spóźnialska.
No więc słońce sobie świeci, a śnieg się topi. Powoli.
Miłego wtorku!
mozecie jezdzic na letnich, ino ostrozniej nieco, albo przez te dwa dni z domu nie wychodzic dalej niz do kuniow.
UsuńAlbo w pokrowcach na kołach.
UsuńPokrowcach udzierganych z włóczki przez Opakowaną?
UsuńNo tak, Agniecha, to jasne! Każdy w innym kolorze.
UsuńMokro,czyli padało,ale pogoda jak wczoraj chmury i od czasu do czasu slonce,ma byc do 8 st.
OdpowiedzUsuńDobrego wtorku!
Troche posypalo sniegiem ale nie ma znaku...no marzec!
OdpowiedzUsuńW Wenezueli dwa rzady ten nowy zarzadzil stan alarmowy, ktory tutaj sie tlumaczy na wyjatkowy, no byc moze , ale chyba nie calkiem to tak jest. Estado de alarma , ktory oglosil nowy prezydent Guaido pozwala na demonstracje uliczne. Jednoczesnie oznacza ochrone wszystkich instytucji zapewniajacych normalne funkcjonowanie panstwa, takich jak elektrownie.
Stary prezydent Maduro zarzadzil do wtorku, czyli do dzisiaj,dzien wolny od pracy i szkoly...Bozszsz...kiedy to sie skonczy. Nowy prezydent Guaido zwoluje dzisiaj demonstracje uliczna.
Grażyna, włos jeży się na głowie. Dobrze że Wy, Wasze Córki i ich rodziny jesteście bezpieczni, ale przecież P. ma tam rodzinę? Macie przyjaciół? I nic nie można zrobić, nic.
UsuńMam przyjacilki, a szczegolnie jedna, taka jak siostre, jestem w miare mozliwosci z nia w kontakcie, jak jest tam internet. Wie, ze zawsze moze ze mna tutaj pomieszkac, ale z liniami samolotowymi tez tam trudno.
UsuńRodzina P.? wielu juz jest poza krajem a Ci ktorzy tam sa jakos daja rade.
Grazyna - a statkiem albo pociagiem do Columbii i stamtad samolotem dac noge moze? bo Gujana jakos mi sie nie widzi jako tranzyt..
UsuńGrażynka, co widzę wiadomości z Wenezueli to o was myślę... Jak można tam żyć, bez prądu, bez wody, bez jedzenia:( Biedni ludzie. Jak to dobrze, że P. zdążył wrócić przed tym wszystkim. Pozdrów go ode mnie serdecznie! Uściski!
UsuńMoj najwiekszy wstyd ...ojej! jaki wstyd! ale teraz go widze jako moje najwieksze bohaterstwo. Bylo to na poczatku mojej kariery na uniwersytecie CentralnymWenezueli, musialam wlaczyc o etat, wiec przechodzilam caly szerg egzaminow, miedzy innymi zaliczalam programowanie komputerowe, w czasach kiedy komputer zajmowal calkiem duza sale na naszym uniwerku. Wiec chwalebnie zaliczylam kurs i zakonczylam wlasnym programem zwiazanym z tematem moim tzn z biofizki. Byl dobry i kazano mi zrobic na ten temat wyklad dla specjalistow z komputacji...sala sie zapelnila, ja ubrana elegancko wkroczylam na katedre, rozlozylam notatki i zaczelam stremowana do granic mozliwosci. Po pewnej chwili mojego madrzenia sie czuje, ze moja koronka na dwojce niebezpiecznie sie rusza...zaczelam mowic delikatniutko ale nic! rusza sie i czuje, ze zaraz wyleci. A moze nawet uda mi sie ja polknac...droga byla ta koronka. Wiec? zdecydowanym ruchem wsadzilam paluszki do jamy ustnej, koronke wyciagnelam i elegancko polozylam na katedrze, w moich ustach pokazal sie przcudnej pieknosci sztyft metalowy, sala znieruchomiala, sparalizowalo moich sluchaczy..mnie jakos nie, postanowilam z godnoscia wyklad dokonczyc...Dokonczylam i nikt juz nie odwazyl zadawac mi pytan, dostalam takie oklaski jak nigdy w zyciu..zlapalam moja koronke i polecialam na ulice Caracas szukac jakiegos dentyste a byla juz 20!! znalazlam jakis gabinet bardzo juz starego dentysty, ktory pewnie z nudow w gabinecie sobie siedzial. Zrozumial moja tragedie i powiedzial... tak przylepie ten ząbak,ze juz nigdy wiecej nie bedzie takiej przygody i tak sie stalo! Ufff!
OdpowiedzUsuńWidzi mi sie, ze emaptyczni na sali na koncu bili brawa o wiele mocniej i dluzej niz regulamin przewiduje! Brawa dla Ciebie.
UsuńPewnie,ze to bylo przez empatie, nie mam watpiwosci!
UsuńBrawo Grażynka!!!!!!!!!
UsuńOjacie, Grażyna! To rzeczywiście bohaterstwo, ja chyba zwiałabym, nie wiem... Ale wybrałaś wyjście najlepsze z możliwych. Świetna anegdota, teraz można się śmiać, ale wyobrażam sobie, że wtedy nie było Ci do śmiechu!
OdpowiedzUsuńWzięłam lustereczko powiększające 10x,niestetyż wciąż nie jestem najpiękniejszą na świecie.Próbuję nożyczkami do skórek wycinać strupki na nosie.Na kolanie wielki,brązowy strup i żółty siniec na pół piszczela.Boję się o to kolano,boli jeszcze,ale się zgina.Nie potańczę jeszcze.
OdpowiedzUsuńW szkole miewałam różne wstydki,wstydziłam się np.być nieprzygotowana do odpowiedzi,dlatego zawsze się uczyłam,gdy zapowiedziane było odpytywanie;)
Kiedyś byłam wściekła na matkę,bo kupiła mi inne kozaczki niż chciałam,wg mnie obciachowe.Ukarałam ją tym,że chodziłam w butach do łyżew.
I ginekologa,zawsze chodziłam do kobity.Kiedyś do internisty poszłam z gardłem a on kazał zdjąć stanik do osłuchania..nożesz!Ale dostałam zwolnienie;)
Pogoda niezła,słońce świeci,wiatru nie ma.
Smiem twierdzić,że wsród lekarzy tez jest spora grupkazboczenców, i wsród nauczycieli.Mielismy dwóch takich z odchyłami ,co macali dziewczyny ,niby ze sprawdzali, czy tarcza na stale przypieta do mundurka,czy nie. Wybierali oczywiscie te co ,które miały czym oddychać.
UsuńMiałam takiego nauczyciela od PO (przysposobienie obronne!), który ćwiczył opatrunki na klatce piersiowej jednej takiej cycatej. I co bardziej rozwiniętym kazał wchodzić na ryczkę i zdejmować z szafy eksponaty. Miał ksywkę Pluj. Nawet nie pamiętam jak się nazywał. Pluj i już. Dzisiaj poszedłby siedzieć.
UsuńU nas jeden był też od PO a drugi od fizyki, jeszcze wuefista też byl śliskawy, nie mówiac już o odzywkach, jak sobie przypomne,to cos okropnego.Ale nikogo to nie obchodizło,nawet jak sie skarżyłysmy, wszyscy wiedzieli i co z tego. Oslizłe gnojki.
UsuńNo patrzcie, a u nas w podstawówce też mieliśmy takiego wuefistę, który bardzo lubił pomagać dziewczynkom w gimnastyce, obmacując je przy okazji. Poskarżyłyśmy rodzicom, i potem już nie pamiętam, żeby się tak zachowywał.
UsuńJak mła miała pięć wiosen to wylądowała w szpitalu bo sobie girę przez łakomstwo gorącą herbatką poparzyła ( a że nosiła modne rajstopki helanko to jej je ściągnęli razem z naskórkiem ). W tymże szpitalu mła dowiedziała się od innych dzieci że istnieje cóś takiego jak kostnica i miejsce gdzie "baby rodzą dzieci". Mła zaczęła zwiedzać ale ją nakryli na izbie porodowej w trakcie akcji ( mła wtedy sobie postanowiła - żadnych bachorów ) i kombinowali żeby ją uziemić. Do kostnicy znaczy nie dotarła. Jednak bardzo była ciekawa i nadal próbowała wycieczek. Siostrze przełożonej oddziału dziecięcego wpadło do głowy że jak mła zostaną zdjęte spodnie od piżamki to poczucie wstydu u pięciolatki pohamuje te wycieczki. No i złapali mła w tej kostnicy z gołą doopą. Za to przekonywałam inne dzieci że umiem biegle czytać ( one były na ogół starsze i czytały, ja tylko markowałam czytanie zapamiętując treść książki - to była taka mieszanina zazdrości i wstydu że nie umiem jeszcze czytać. :-)
OdpowiedzUsuńTaba - mnie to suche gacie sa potrzebne....z gouom dupkom w kostnicy, o matku boskuuuuuuuuuuuuuuu!! hrehrherherhehreh
UsuńJa podziwiam :-) BARDZO. Bez majtków w kostnicy :-)))))))))))))))))
UsuńCiekawość zwycięzyła!:)
UsuńTaba, ale i co w tej kostnicy? Zrobiła na Tobie wrażenie?
UsuńByło tylko jedno ciało i nie leżało na łóżku co wydało się mła bardzo nie teges bo chory na śmierć to w jej pięcioletnim umyśle to była osoba mająca niezbywalne prawo do wyra. Wystawała tylko fioletowa stopa z kawałkiem i nic więcej. Mła się już brała do rozpakowywania nieboszczyka z tego zawinięcia w którym był ale wszedł łapiduch i zaryczał "Co ona tu robi?!" ( to że ona to było jasne ze względów oczywistych ). Potem była straszna awantura z siostrami, przyszedł lekarz, kiwali głowami i na drugi dzień powiedzieli rodzicom że jestem na tyle zdrowa ze mogę opuścić szpital. No a potem to była nuda, siedziałam w domu i o mały włos udałoby mi się go sfajczyć gdyby nie nieco spóźniona interwencja Longiny, która została wynajęta do przypilnowania mła ( bo Frau Margerita, która mną się zajmowała w sytuacjach podbramkowych była u rodziny - przy niej nie miałabym szans na popisy pirotechniczne ). Na szczęście do domu wtedy trafiła Joka, nasza ukochana sucz, jakoś się wtedy uspokoiłam. Piesa była w strasznym stanie, trzeba było opatrunki zmieniać, leczyć ostro i miałam prawdziwe zajęcia - liczyłam opatrunki z gazy jałowej, rozrabiałam żółtą płukankę w odpowiednich proporcjach, zalegiwałam koło niej. Występów w szpitalu nie wstydziłam się nigdy. A pierwsze zwłoki obejrzałam nieco dokładniej ( obie nogi fioletowe i twarz ) nieco później, znaczy pół roku po akcji w szpitalu to ja namówiłam insze dzieci żebyśmy poszli obejrzeć zmarłą babcię Wolską. Straszny opeer za to dostałam więc postanowiłam oglądać nieboszczyków w trumnach. Ze względu na wiek nie pozwolono mła uczestniczyć w tzw. pustych nocach ale za to nikt nie śmiał nic powiedzieć jak mła wylewnie żegnała zmarłych, starannie im się przypatrując. Rozczulano się nad moim wrażliwym serduszkiem. Ta... Prawdziwą traumę mła przeżyła w wieku lat siedmiu - ośmiu kiedy w wypadku zginęła jej o rok starsza koleżanka "od piaskownicy", taka naprawdę lubiana, mła sobie zdała sprawę z kruchości każdego życia. No i widok spokojnej twarzy Bogusi w szybce metalowej trumny ( wypadek miał miejsce w Reichu ) zrobił na niej potworne wrażenie, przeszła jej chęć na uczestnictwo w pogrzebach.
UsuńSorrky za formę tekstu, cóś śpięca jestem i nie w formie.:-/
UsuńTaba, dobrze w sumie, że przeszły Ci te ciągoty, bo kto wie jak to by się skończyło.
UsuńZostałaby patologiem? Albo, mając zacięcie biznesowe, przedsiębiorcą pogrzebowym?
UsuńTemat wstydów, boski.
OdpowiedzUsuńHej Kurki, o mało nie oplułam monitora czytając o Waszych "wstydach". Cudne te opowieści.
OdpowiedzUsuńRano nie zdążyłam się zameldować, teraz wpadłam do domu na chwilę bo muszę iść jeszcze raz. Słońce świeci, ale od czasu do czasu chowa się za chmury, wiatr umiarkowany, 7 stopni, smogu nie ma.
Miłej reszty dnia.
u nas pogoda jak u Ewy i wieje bardzo zimny wiatr,zmarzłam w głowę,bo z kolei w czapce za goraco! Rano przeleciałam sie,a w południe przyszły kolezusie W i G. Było i wesoło i niestety słodko,ale nie rzuciłam się na slodycze,ale do kawki zjadłam pare czekoladek i ciasteczko. Zatem zgrzeszylam:(
OdpowiedzUsuńDzięki Opakowanej przypomniałam sobie swój wstyd sprzed kilku lat. Też związany z Ikea. Wyszliśmy ze sklepu, zimno, ciemno, wiatr duje. Szybko pomknęliśmy do podziemnego garażu. Oczywiście z grubsza pamiętając miejsce postojowe. Poleciałam pierwsza, żeby jak najszybciej dupsko posadzić na miejscu pasażera, Dobromir z kluczykiem został z tyłu. Znalazłam,i myk siedzę w środku, ucieszona, że mi otworzył auto. Za chwilkę słyszę- wysiadaj szybko, to przecież nie nasz samochód. Na sekundę zdębiałam, wytrzeszczam w półmroku oczy, faktycznie coś nie tak, z grubsza niby mogłoby być, ale nie jest. Wyskoczyłam ja oparzona, rozglądając się dookoła. Strasznie było mi wstyd. A z drugiej strony, żebym to miała takie szczęście w grach liczbowych. Bo trafić w sobotę na zapełnionym parkingu, podobne wizualnie auto, ale otwarte, to jest coś prawda?
OdpowiedzUsuńRucianko, ale to nie było się czego wstydzić przecież. Dziwne,że auto było otware, ale to po prostu był przypadek a auta mozna pomylić, tez mi sie zdarzało, tyle,ze były zamkniete.
OdpowiedzUsuńDora, no jak nie wstydzić? W razie co, wyszłabym na złodziejkę i do tego debilkę, co zabiera się do dzieła po angielsku.
UsuńNo ja wiem, że nie sezon, ale może masz jakąś mrożonkę lub kompocik, bo żal nie skorzystać z okazji i jak w wieku lat sześciu pluć pestkami wiśni/czereśni przez szparę po zębie. Szkoda tylko, że to nie mleczak ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, Psie, nie mam stosownego kompociku, ale zawsze mogę strzykać śliną na odległość. Kiedyś by6łam w tym dobra.
OdpowiedzUsuńA zęby powinny człeku odrastać teraz, a nie w dzieciństwie, bez sensu.
O to to, Hano.
OdpowiedzUsuńHanuś, bardzo ci współczuję zęba. Pamiętam, jak miałam taki problem, gdy jeszcze pracowałam, złamała mi się jedynka a miałam w tym dniu zastępstwo w innej szkole. Poszłam dzielnie na lekcje i po przedstawieniu się powiedziałam od razu, że zdarzył sie taki a taki problem, młodzież przyjęła do wiadomości i nikt mi już zachłannie w paszczę nie zaglądał.
OdpowiedzUsuńA pamiętasz jak byłam u ciebie, kłopot z wypadającą koronką na sztyfcie? Po powrocie do domu nastąpiła jeszcze gorsza przygoda, zanim zdążyłam pójść do dentysty. Niespodziewanie przyjechała koleżanka z Wrocławia i nocowała u mnie. Zjadłyśmy jakąś kolację, podczas której oczywiście ząb znów wypadł. Odłożyłam go na talerzyk i zajęłam się szukaniem pościeli. Koleżanka grzecznie posprzątała ze stołu, wywalając mojego zęba do kubła ze śmieciami... Na mój wrzask: "Gdzie mój ząb??????" odparła: "Ale tu nie było żadnego zęba, okruchy tylko jakieś." Wywaliłyśmy wszystkie śmieci z kubła i grzebały w poszukiwaniu zęba, zaśmiewając się do łez. Znalazł się:)
Co do wstydów, to, jak mawiała moja babcia, "Wstydzić to się trzeba źle robić." Ale pamiętam do dziś, jeden gorzki wstyd z okresu studiów. Zdawałam egzamin z historii gospodarczej u bardzo wymagającej pani profesor. Obryłam się i poszłam w przedterminie, żeby mieć to z głowy. Na pytania odpowiedziałam jako tako , po czym znienacka pani zahaczyła o Powstanie Warszawskie i datę wybuchu. Ja czułam jakąś potworną pustkę w głowie i po dłuższej chwili wydukałam, że w 1944. "A miesiąc?" drążyła pani profesor. Tu juz było dla mnie za dużo i palnęłam jakąś głupotę o październiku czy listopadzie. Pani pokiwała głową i powiedziała: "No cóz, nie mogę pani oblać, bo na pytania pani odpowiedziała, ale to wstyd takich rzeczy nie wiedzieć." I dodała jak by do siebie: "A myśmy za was walczyli..." Myślałam, że się zapadnę pod ziemię... Potem się dowiedziałam, że była łączniczką i jeszcze jakieś odznaczenie dostała... Tego wstydu to do końca życia nie zapomnę ani nazwiska pani profesor.
Wiesz Mika, bez sensu ten wstyd twój. Profesor była wredna po prostu. Już ja widzę jak ona brnie przez gruzy, pod ostrzałem i myśli o następnych pokoleniach. Walczyła o SWOJE życie. Jak każdy wtedy. Jak ty byś robiła na jej miejscu. Gdyby wszyscy, którzy walczyli w milionach wojen i powstań mieli takie podejście, to byśmy tylko uczyli się dat na historii, bo przecież oni wszyscy walczyli za nas. Nieprawda. Takie były czasy, takie wybory stały przed ludźmi. Współczuję, tak. Wstydzić się, że żyję spokojnie wcale nie zamierzam. Moim marzeniem jest byśmy wszyscy zapomnieli słowo: wojna. By nikt wojennych opowieści nie celebrował i nie opowiadał dzieciom i wnukom. Byśmy zapomnieli co to jest. By to nie istniało. Może kiedyś...
UsuńOjej Mika, podobne wstydy przezylas!
UsuńRucianko, co do wsiadania do obcych samochodów, to ja wyszłam kiedyś ze sklepu, podeszłam do auta, otworzyłam drzwi pasażera, usiadłam, zapiełam pas i do kierowcy mówię, ze możemy już jechać, w tym momencie pada pytanie,ale gdzie. Myślałam, że padnę na zawał, bo wsiadłam obcemu facetowi do auta - identyczna skoda, jak nasza i trafilam jeszcze do tego na brodacza, jak mój najdroższy, który zwijał sie ze śmiechu trzy auta dalej. Było mi głupio i od tej pory zawsze sprawdzałam do kogo wsiadam do auta. Jeszcze przez jakiś czas, facet od skody bliźniaczki kłaniał mi się na osiedlu.
OdpowiedzUsuń:)))))))
UsuńKrysiu Opakowana wszystkiego najlepszego z okazji imienin. Żeby nóżka jak najszybciej wydobrzała i mogłaś biegać jak dawniej. No i oczywiście tradycyjna seta i śledź:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj Krysi!!! to wszystkiego najlepszego i wiadomo co najbardziej Ci zyczymy, nuszka i bioderko niech funkcjonuja jak szwajcarski zegarek!!buziaki
OdpowiedzUsuńNa dzień dobry sto lat, zdrowia i radości dla Krysi.
OdpowiedzUsuńSzaro jakoś i chłodno,+3, wiatr ledwo, ledwo to i paskuda już się skrada.
Dobrego dnia.
Cześć Kurencje, u nas jakoś zimnawo ale chociaż śnieg nie pada. W nocy tak wiało, że strach. Koni nie zwiało, bo już sprawdziłam przez okno, że są.
OdpowiedzUsuńPoza tym, pożądam już wiosny. Kiedy Taabaza pokazuje u siebie te przepiękne kwiatki, to sobie myślę, że w innym klimacie mieszkamy. Ja pod kołem północnym, niestety.
Ach, jak miło sobie pomarudzić z rana.
Opakowanej dużo zdrowia.
Oczywiście innym Krystynom też samych dobroci w dniu imienin.
UsuńPogodowo podobnie, ale cóż...Wiedziałam w co się pakuję przenosząc się tu. Tam zaś piękna, ciepła i kwitnąca wiosna, jak mi donoszą z nieskrywaną radością byli sąsiedzi dodając na koniec moich pogodowych wieści stąd "sama chciałaś".
UsuńMiłej środy!
Spasiba balszoje Agniecho :)
UsuńKrystynom i Bożenom wielu prezentów, życzeń i ich spełnienia!
OdpowiedzUsuńu mnie to na sucho, prezentow - zero, zyczen - cienko, spelnienia zyczen - czekam. W tym kraju nikt sie nie zna na imininach do tego stopnia, ze sie zaskoczylam jak powyzsze przeczytalam, bo zapomnialam juz tradycyjnie, hrehrher. Ale - Izydoru - dziekuje za pamiec oraz zyczenia.
Usuńdeszcz kapie, 3 st.Obudziłam sie po 3 w nocy ,bo tam znów dośc mocno wial wiatr, ale o 4 zasnelam, i teraz spalabym i spala,taka dobra pogoda do spania.
OdpowiedzUsuńKrysiu,dla Ciebie oczywiscie imieninowy zestaw obowiazkowy!
Krysiu drugiej życzę również samych dobroci i przyjemnosci, zestaw imieninowy wchodzi na stół!
OdpowiedzUsuńDziewczyny dołaczam do goździków jeszcze i cudne tulipany, bo takie piekne są w bidronken, kolory że ach i och ,tylko brac i cieszyć oczy.Chociaz i tak najlepiej jakby takie rosły w ogródku:)
Dziekuje!!
OdpowiedzUsuń