Przemiana Luśki
cz. I
Konie znudzone jazdą zatrzymały się na skraju lasu. Gałęzie drzew poruszały się harmonijnie w rytm ciepłego wiatru , wiejącego z południa. Wąsy pławiły się w letnich podmuchach, drgając delikatnie, acz zdradzając pewną namiętność. "No i co, Łuśka? Niezła placówka, co nie?" właściciel wąsów odwrócił się do tyłu i wąsy drgnęły mu jeszcze mocniej na widok jej łabędziej szyi, wynurzającej się z gęstwy hebanowych loków. "Och, cudnie, ale czemu mnie tu przywiozłeś? Co będziemy robić?" wionęło cichutko z jej ust karminowych. "No co ty, duża dziewczynka jesteś przecież, he, he!" zaśmiał się z lekka obleśnie, gładząc przy tym jedwabiste wąsy. Łucja zarumieniła się nieco, co wąsy i ich właściciela doprowadziło niemal do ekstazy. "Ech, ty pączku mój wiosenny..." wyszeptał, wtulając wąsy w jej krucze sploty...
I nikt nie zauważył smrodku zakłamania, który po cichutku wyskoczył zza jodły i wpił się w zwoje czerwonego dżerseju. Wpił się mocno, namiętnie i nieodwołalnie, gdyż czerwony dżersej był największą miłością jego życia. "Ech , ty mój dżerseju jedyny..." szeptał smrodek, wijąc się w szale namiętności... (Mika)
Niebo nagle pociemniało. Luśka wyrwała się z ramion właściciela wąsów drżących wciąż na wietrze, w swych bladych dłoniach naznaczonych bezwstydnymi żyłkami uniosła zwoje czerwonego dżerseju i na całej długości swych nóg rzuciła się w stronę błękitu subtelnie prześwitującego przez koronkowe korony drzew. Mogłaby przysiąc, że to cząstka nieba w oczach muzyka wabi ją i przywołuje. Biegła przed siebie bez tchu gnana tęsknotą i nadzieją wibrującą w jej sercu. Niepomna niczego nie usłyszała cichutkiego westchnienia ni to skargi, ni zachwytu dobiegającego spośród fałd dżerseju wijącego się wokół jej smukłych w kostce nóg. Na rączych skrzydłach miłości frunęła niczym barwny motyl. Nie widziała, że podąża za nią cień. Cień jej hebanowych włosów (Hana).
Bowiem ukryty w hebanowych włosach cień stosował swój życiowy bon mot,że kto w cieniu tego nie razi słońce (Hanna)
Tymczasem Smrodek zdołał przebić się przez jej alabastrową skórę w zagięciu kształtnego kolana. Rozciągnął się z lubością muskany chłodnym dotykiem czerwonego dżerseju i mlasnął z rozkoszy.Luśka zniknęła w dojmującej czerni lasu. Zapadła doszczętna cisza i tylko wąsiska drżały na wietrze.
Leśny dukt zalało niebieskawe światło księżyca. Jego blask pieszczotliwie ogarnął parę znudzonych koni i umięśnioną postać mężczyzny rozczesującego delikatnymi ruchami drżące wąsiska. Przez las niósł się tęskny dźwięk, jakby fletu, a to jego napięte do granic mięśnie grały... (Hana)
Mięśnie te grały pieśń zwycięstwa, samczą pieśń satysfakcji ze zdobycia przedstawicielki płci przeciwnej. "Niezła dziewczyna, tylko trochę dzika..." powiedział do kompletnie już znudzonych koni Płowowąsy. "Po cholerę to lecieć na bosaka w ciemny las o tej porze. Nocka już nadeszła, jeszcze głupia nogę gdzieś skręci i będzie kłopot. Chyba jej poszukam jednak, jest się w końcu tym dżentelmenem, co nie?" Konie zarżały niby potwierdzająco, ale tak naprawdę nieco drwiąco. "A leć se matole, leć, może się stracisz gdzieś w tym lesie, to sobie na luziku do domu wrócimy..."
Płowowąsy ruszył w otchłań ciemnego boru, nawołując głośno Hebanowłosą "Luśka, ty głupia, gdzieś polazła, no, odezwij się!!!" Bór przedwieczny milczał jednak, jeno pohukiwanie sów niosło się z dala. "Luśka, kurna, gdzieś ty???" Wąsy zadrżały z lekką obawą. "Przecież nie będę łaził po tej ciemnicy!!!" Cisza była głucha jak pień. Zmurszały. Wąsy dotąd zawadiacko sterczące ku górze , opadły smętnie w dół.
A tymczasem Luśka gnana uczuciem nieznanym acz głębokim, biegła przez las ciemny i wrogi, a towarzyszył jej jedynie zawinięty rozkosznie w fałdy dżerseju, nasz ulubiony smrodek, bynajmniej nie dydaktyczny... (Mika).
Mężczyzna rozejrzał się wokół, poszum przedwiecznego boru i nic. Po Luśce ani śladu, ani słychu, nawet cień jej kruczoczarnych do hebanu podniecających włosów wziął i zniknął wśród drzew. Kocim krokiem znudzonego lamparta wszedł na polanę jaśniejącą wśród ciemnego przestworu boru, spojrzał w niebo, sowim wzrokiem namierzył satelitę na czerni kosmosu i z kieszeni swojego trencza wysokiej klasy szytego na miarę w Monachium u krawca Schneidera wyciągnął płaski przedmiot podobny do latarki, jaką posługują się okoliczni małorolni kiedy czują że czas przynieść ziemniaki z komórki. Oddychając przez wąsy z niejakim trudem wyciągnął z płaskiego przedmiotu antenkę i nakierował ją w kierunku satelity. Zapikała czerwona lampka, widoczne były chrboty w urządzeniu. Niskim i chrapliwym głosem mążczyzna z płowymi wąsami wyszeptał do płaskiego urządzenia.
-"Smrodek zgłoście się"
Urządzenie zrobiło ghrygrhy, czerwona pikająca lampka zmieniła kolor na zielony
-"Zgłaszam się obywatelu majorze, biegnę za podejrzaną. Tu są same krzaki jeżyn, mam utrudniony pościg. Powtarzam, mam utrudniony pościg."
Major westchnął przez wąsy, Smrodek był dobrym wywiadowcą ale nie potrafił biegać. Snuł się tylko i żadne szkolenie nie pomagało.
-"Dobra Smrodek, podeślę Wam konie. Tylko żeby mi nie były znudzone jak ostatnią razą. I uważajcie do cholery na ten jej czerwony dżersej, nie wiadomo co on może zrobić jak go się przyprze do jeżyn".
Płowowąsy mążczyzna wolnym, wężowym ruchem opuścił rękę z urządzeniem. Kciukiem prawej dłoni wcisnął antenkę na miejsce i powoli, jak żółw ociężale włożył urządzenie do kieszeni trencza. Ten trencz niejednego i niejedną już zmylił, płowowąsy mążczyzna wyglądał w nim na agenta obcego wywiadu. Wprost biła z niego ta ukryta agenckość. Na Łucję też tak trencz podziałał, niemal wiła się z rozkoszy gdy zobaczyła metkę "Schneider und Schneider". Mążczyzna zamyślił się przez wąsy - A gdyby tak wykorzystać Łucję i czerwonego dżerseja w charakterze wtyk. On czarna, on czerwony, oboje bardzo dziwni. Tak, to mogło się udać.
Major zadrżał z zimna, w przedwiecznym borze temperatura znów spadła poniżej temperatury boru. Postawił kołnierz trencza i szybkim krokiem podenerwowanego karakala przemierzał ścieżkę prowadzącą do leśniczówki, w której stacjonowały konie. Nad borem dniało (Taba Aza).
Nagle wąsy uniosły się. Najpierw delikatnie, nieśmiało, zaczęły drgać raz w lewo, raz w prawo, by w końcu ustawić się dokładnie w konkretny azymut. I zupełnie niepostrzeżenie, wpierw po milimetrze, lecz z każdą sekundą coraz szybciej i szybciej zaczęły się wydłużać i niemal na sztorc stojąc tworzyły już rodzaj długiej szpicruty, która zaczęła ciągnąć Płowowąsego ku ciemnemu borowi, gdzie Luśka jego ukochana przepadła. Wąsiska rosły i zaczęly przypominać osnowę, która w swym jeszcze niezrozumiałym zamyśle chciała coś opleść, ale sama nie wiedziała jeszcze co. Wąsacz gnał coraz szybciej, ale nie tak szybko jak jego wydłużający się wąs, więc co chwilę potykał się biedaczysko o cień swych własnych niepokojąco szybko rosnących własnym życiem wąsów. Wtem wąsy zadrżały, jakby wyczuwając woń Smrodka. Naprężyły się, ba! stanęły wręcz dęba, przez co Płowowąsy najpierw zarył w poszycie, by dosłownie za chwilę wykonać salto mortale połączone z potrójnym Akslem. A wąs za nim! Widok był zachwycajacy, aż dobiegający zza drzew Smrodek zamarł, by po chwili puścić z zachwytu wielkiego bąka (Sonic).
Od strony bezczynnych koni rozległ się odgłos sążnistego pierdnięcia, a uwolniony jak dżin z butelki smrodek z wolna rozpływał się nad okolicą.
(Hanna)
Luśkę jakby kto zaczarował. Biegła coraz szybciej nie zważając na wertepy i pnie pozostałe po radosnej działalności pilarzy, miłośników Szyszki i Ksawerego wraz z Grzegorzem. Włos hebanowy zaczepiał o zwisające gałęzie, wijący się dżersej stracił już swą długość. Wyglądał jak pajęcza sieć, niewiele mógł ukryć. Smrodek nieźle już przerażony tym nagłym galopem przez knieje, nie zważając na nieskrywane juz prawie niczym atuty Luśki, łapiąc i wiążąc nitki prutego dzerseju koncentrował się teraz tylko na tej czynności. Nitki rwały się i nie nadążał zwijać. A Luśka biegła i biegła, i jej się zdawało, że Płowowąsy wciąż woła, a to echo grało. W leśniczówce, która nie była prawdziwą leśniczówką, tylko tajnym biurem, ktoś napalił w piecu. Płowowąsy, zawsze czujny i podejrzliwy, tym razem zupełnie stracił czujność. Połozył się na ławie drewnianej zwanej w tej okolicy szlabanem (nawiasem pisząc zupełnie bez sensu) i zwyczajnie zasnął. Smrodek w końcu zaczepił o krzak jeżyn tak niefortunnie, że nie rozorał sobie łydkę do krwi czerwonej. Na dodatek zerwał nić Luśki, tę smrodkową nić Ariadny. Świtało, Smrodek siedział n zwalonym pniu lipy, łydka bolała, krew lała się szerokim strumieniem. Luśka zniknęła. Na samą myśl o reakcji Majora Smrodkowi robiło się ciemno przed oczami.
Konie stacjonujące z tyłu leśniczówki postanowiły wziąć sprawy w swe końskie kopyta i oddaliły się niespiesznie aczkolwiek cicho i sprawnie w sobie tylko wiadomym kierunku. Major chrapał donośnie, w piecu tliły się już resztki żaru.
Luśka wybiegła z lasu prosto we mgłę biała jak mleko. Włosy miała potargane, a we wlosach liście, igliwie i kawałki kory. Odziana w strzępy dżerseju, bez butów. Nie czuła jednak zimna. Płonęła w środku. I nie wiedziała kim jest i co tu taka obdarta robi. Nie pamietała zupełnie nic. Jakby kto gumka wymazał (Izydor z Sevilli).
Luśki blade pełne piersi zaczęły falować w rytm jej bijącego z trzewi żaru. Jednak alabaster jej młodego ciała zaczął tracić swoją alabstrowatość, albowiem iż zdawało się zauważyć wyrastające najpierw płowe, ale z czasem coraz bardziej czarne włoski, które zaczęły przybierać formę futra gęstego i może nie czarnego, ale hebanowego. Dziewczę zupełnie zdezorientowane brakiem smrodku, które się zerwało, poczęła wpadać w panikę. Gdzie smrodek, co się dzieje z moją alabstrowatościom ??- te pytania pulsowały w głowie hebanogłowy. I ta mlecznobiała mgła skraplajaca się na jej rozgrzanym coraz bardziej kosmatym ciele, a może cielsku, bo kto widział, by włochate cielsko nazywać ciałem ? Gdzie jestem, gdzie mój smrodek? pytania nie dawały spokoju. Jedyna pociecha, że suknia kaszmirowa coraz bardziej przypominała bikini, co wydawało się byc bardziej seksi. Tak, zdecydowanie ta poszarpana suknie teraz bardziej dobitnie ukazywała zgrabne nogi dziewczęcia. Ino ta sierść...
Płowowąsego nagle obudził smród. To był jednak inny zapach niż dobrze mu znany fetor Hebanowogłowej. Wąsiska zaczęły strzyc niczym uszy koni, które oddaliły się w nieznanym kierunku czyli w pisdu. Wzrok obudzonego z erotycznego snu o kaszmirowej sukni zdzieranej z dziewoi padł na kominek. Ku swemu przerażeniu zobaczył kawał usmalonej, niedoplanej nogi w kowboiskm bucie. Pod podeszwą wiadać było złotą zelówkę z wygrawerowanym napisem Kokożilet.
Kokożilet, kokożilet... zaraz zaraz toż to znana marka produkująca maszynki do golenia! Przecież dopiero co widział na biurku swojego szefa gazetę z wielkim nagłówkiem- Zaginął nestor rodu Alfons Kokożilet-właściciel potężnej fabryki maszynek do golenia i chirurgicznych skalpeli pod tą samą nazwą. W tle tej historii przewijali się zrozpaczona młoda żona starego miliardera i jego dwóch synów Brajan i Stephano. Wyznaczono dużą nagrodę za odnalezienie Alfonsa, acz plotki na mieście sugerowały, że nikt z tej trójki nie byłby zadowolony z odnalezienia starca (Sonic).
Podczas gdy Płowowąsy zmagał się z procesem myślowym, kosmata Luśka jednym szarpnięciem otworzyła drzwi do leśniczówki. Do środka, wraz z Luśką, wdarł się Smrodek, pomruki wiekowego boru oraz końskie rżenie. Płowowąsy na ten widok doznał głębokiego olśnienia, które przydarza się śledczym raz na parę lat. To już nie była dzika i nieokiełznana Luśka o alabastrowej skórze, którą trzymał w swych mocarnych ramionach. Jej twarz, szyję i łabędzie nogi pokrywał ciemny, lśniący meszek. Płowowąsy poczuł, jak w głowie z jednego końca na drugi przemieszcza się skojarzenie. Włosy, zarost, żyletki, nadpalona noga w kominku..."Na boga, zakrzyknął w duchu, przecież to jest..." (Hana)
Alfons we własnej swej zaginionej osobie!
A gdzie Luśka?!!! Na boga! Gdzieście ją ukryli?
A gdzie Luśka?!!! Na boga! Gdzieście ją ukryli?
Gdzie się podziewa Eos ma hebanowłosa, jutrzenka różanopalca o szybkich jak Achilles nogach?(Izydor z Sevilli)
Nie,
ja nie mogę tak wyglądać, muszę coś z tym zrobić ! Jęknęła w rozpaczy.
Albowiem skądinąd delikatne i miękkie futerko,które pojawiło się na jej
niegdyś delikatnej i alabastrowej skórze, jęło delikatnie falować, jak
gdyby chciało dorównać wąsom Płowowąsego! (Dora)
Luśka tymczasem bosa i kuso odziana leżała na posłaniu z gałęzi i liści w
wyrwie pod korzeniami dwustuletniego dębu przytulona do cielska lekko
smrodliwego, taką miała nadzieję, że niedźwiedź to a nie zbir jaki w
skórę śmierdzącą dla niepoznaki przyodziany (Izydor z Sevilli)
Baczny obserwator po chwili jednak dostrzegł, że to nie Luśka ino mgła przybrała jej kształt, albowiem Luśka stanęła w tym czasie w drzwiach leśniczówki, a tak naprawdę tajnego pomieszczenia, które skrywało zbrodnię. (Sonic)
Płowowąsy z przerażeniem spostrzegł jak Luśka lubieżnie oblizuje wargi, ale nie na widok jego obfitych wąsów, a wystającej z paleniska upieczonej nogi w bucie skórzanym! (Sonic)Płowowąsemu wszystko się mieszało. Kto, z kim, kiedy, co i czyja noga. Luśka, Alfons, Smrodek...Do cholery jasnej! Co to ma być? Ktoś tu ma rojenia. Nie zwracając uwagi na nikogo wyjął swój satelitarny telefon z antenką i połączył ze Smrodkiem, który stał w drzwiach leśniczówki. Silva rerum, silva rerum zgłoś się. Silva rerum, czyli Smrodek, próbował wyjaśniać, że zgubił w lesie Luskę, bo się dżersej spruł, nić Ariadny urwała, nogę rozorał jeżynowy pęd. Kto rozpalił w piecu nie wie, kto podpalił protezę Maurycego Dzwońca tez nie wie, skąd sie wziął but Alfonsa tym bardziej nie wie. Może Alfons, ktory stoi obok cos wie. W końcu to jego but.
Major Płowowąsy zakończył tajnym hasłem i zadzwonił do Alfonsa stojacego miedzy nim a Smrodkiem. Pater familias, pater familias zgłoś się zaczął. Alfons westchnał i rzekł, że zgubił telefon i nie może odebrać, więc jesli Major chce pogadać to musza to zrobic face to face, bez tego całego szpiegowskiego hokus pokus. (Izydor z Sevilli)
Major jednak przyjrzał się dokładniej Alfonsowi i co by nie mówić, ale mimo wąsów wciskajacych mu się do ócz zwrócił uwagę, że jegomość stojacy obok wygląda zbyt młodo jak na starego Alfonsa. I jeszcze ten niby zgubiony telefon... Płowowąsy zaczął nabierać podejrzeń. W artykule była wzmianka o rzekomym kochanku Lampucelli Kokożilet, zwanej przez złośliwców lampucerą, niejakim Żiggollo de Fajans , właścicielu firmy "Rośnij mi bujnie" Czy to nie aby on właśnie tu stoi na progu ? Płowowasy wyjął z bocznej kieszonki maszynkę do golenia firmy Kokożilet i zaczął ja ostentacyjnie obracać w dłoni. Na ten widok rzekomy Alfons aż podskoczył do góry, poczerwieniał na twarzy i a struzki potu spływajace mu rosiście z czoła zaczęły rozmywać nieudolny jak się okazało makijaż. A tu cię mam! -zatriumfował w myślach stary wyga. (Sonic)
Zanim major się zdażył sie rozłaczyć usłyszał jedwabisty głos tak rozkoszny, że mu drgnęło membrum virile. To ja, to ja, to ja słyszysz wołam ciebie ja łąka. Major stanał jak wryty. Luśka?
Alfonsowi czy kim on tam był i Smrodkowi kazał rozpalić w piecu i w kominku, wyjawszzy najpierw nadpalona protezę z nogą i nie ruszac sie z miejsca, dopoki nie wróci. Sam chwycił trencz made by "Schneider und Schneider" i czym predzej wyszedł z leśniczówki. (Izydor z Sevilli)
Tymczasem pośrodku polany spowitej coraz bardziej rzednącą mgłą, siedział samotny Smrodek z kłębkami rozsnutego dżerseju.
Był to niecodzienny stan , bo jak przystało na rasowego śmierdziela na co dzień snuł się jak smród po gaciach, a tu gacie, a właściwie seksowne stringi Luśki przepadły razem z jej właścicielką. W dupie miał rozkazy Płowowąsego, nie miał zamiary rozpalać w kominku, wystarczy, ze jego serce płonęło! Biedaczysko poszukał dwie cieniutkie gałązki i zaczął dziergać dżersejową suknię dla swej uroczej pani. Pomiędzy każde oczko wplatała się jedna łza Smrodka, tak że tkanina zaskrzyła się niczym diamentowy atłas. Smrodek co rusz czule gładził mięciutki kaszmir wyobrażając sobie, że gładzi delikatne alabastrowe ciało Luśki. Im dłużej tkał, tym bardziej łkał,a żałość i tęsknota tak rozsadzały mu serce, że co chwilę strzelało ono coraz głośniejszymi bąkami, a echo te baki powtarzało i zwielokrotniało, aż cała polana, a i las cały rozedrgały się w rytm serca Smrodka. (Sonic)
Konie z dyszlem, bez wozu, pasły się na wzgórzu wraz z zarodowym stadem koników polskich Agnieszki D. Z daleka ujrzała je Hiszpanka Inez, poszukująca swych długowłosych owiec, które co jakiś czas wyruszały na wędrówki, jak to owce mają w zwyczaju. Co ta za konie, pomyślała i postanowiła zasięgnąć języka u Maurycego Dzwońca. Maurycego nie było jednak na gumnie, ale dym z komina oznajmiał, że żyje i pewnie jest w domu. Maurycy siedział przy stole i pił kawę Anatol, której aromat rozchodził sie po kuchni. Inez zapukała w okno, a Maurycy ruchem ręki zaprosił ja do srodka. Co ty tak Maurycy siedzisz nad tą kawą?. Już po dziewiątej. Jakiś padalec protezę mi gwiznął. Na jednej nodze to żadne spacery. Konie jakieś z dyszlem pasa się na wzgórzu, wiesz Ty czyje? Co mam nie wiedzieć. Wiem. To tego Antka z Zarównia, co to je wynajął temu wąsatemu, co z tą w ty czerwony kiecce się prowadzał, jak jej było, Luśko. Tej wiesz, co to sie do nas z wielkiego miasta sprowadziła, z weterynarzem kręciła, potem z organistą i tym małym od Stelmacha. No a teraz woziła się z wąsatym. Wczoraj ich widziałem jak w stronę lasu jechali.
Luśka Dżersejka, powiadasz, z wąsatym?
To za nią się od jakiego czasu snuł jakiś taki Smrodek? spytała Inez Hiszpanka. A snuł się, snuł. Wczoraj też za nimi się snuł, za wozem przemykał. (Izydor)
Smrodek zapadł się w swoje jestestwo. Oraz i a nawet lub poczuł że to jest stan pozwalający mu na głęboką analizę swojego smrodzieństwa, więc nie przeciwdziałał zapadalności. Nagle jak błyskawica albo grom z jasnego nieba strzeliło w Smrodku urządzenie, które wszczepiono mu podczas szkolenia w Szczytnie. Fajczyło się i cuchnęło okrutnie. Smrodek westchnął "Co za smród" i w tym momencie wróciło do właściwego kształtu jego jestestwo. Znów był czołowym wywiadowcą Komendy Rejonowej w Piździcy Dolnej, prawą ręką majora Płowowąsego, najbardziej smrodliwym Smrodkiem w całej okolicy. Zaczął się proces intensywnego myślenia, który tylko czasem ( kiedy Smrodek sobie popił ) sprawiał mu trudność. Smrodek stał na środku polany owinięty czerwoną nitką i układał w myślach przebieg tej całej intrygi w którą majora i jego wciągnęła ta dziwna kobieta o długich nogach i alabastrowej skórze pokrytej futrem hebanowym jak jej owłosienie na głowie. Luśka? Nie to nie ona sterowała tym wszystkim, za dobra, za głupia i jeszcze parę za. A może to cień jej owłosienia. Smrodkowi przypomniało się że ścięte włosy Luśki zostały na podłodze salonu fryzjerskiego. Smrodek znał fryzjera, niemożliwe żeby ten drań ściął włosy i odpuścił ich cieniowi. Stary fryzjer ze ściętego włosia robił perugi, a wiadomo że bez cienia owłosienia perugi zrobić się nie da. To nie to, nie cień stał za tym wszystkim. Alfons i Lampucellia? Brajan i Rzyggolo? Proteza? Co do cholery mają wszyscy Kokożiletowie do majora i Smrodka? Raz tylko spotkał Protezę Kokożilet, kiedy przyszła złożyć doniesienie na komendę że ktoś zakłóca spokój w lesie puszczając bąki. Smrodek wiedział o co chodzi w tej sprawie, jednak dla zasady, jak to urzędnik, powiedział że nie wie. Silva rerum, silva rerum, tłukło się po mózgu smrodka i jak zwykle nagle Smrodka naszło objawienie. Był to jeden półświęty nieuznany przez żaden z kościołów, ale uznany przez Smrodka. Jak zwykle półświęty Zwidzisław przywoływał Smrodka trzymaną w dłoni lilią i wykrzykiwał w ekstazie jakby się naćpał extasy "Ammanita muscaria, Ammanita muscaria". I wszystko stało się jasne i światłość zapanowała w zazwyczaj zasmrodzonym oparami absurdu umyśle Smrodka. Smrodek już wiedział - kropelki z muchomora czerwonego zapodali jemu i majorowi. Stąd Luśka z Kokożiletami a nawet z niejakim Dzwońcem plątali się po tej sprawie. "Boszsz..." jęknął Smrodek - "Haluny my mieli!". Ale kto za tym podaniem kropelków stał? Kto był sprawcą całej tej intrygi mającej zapędzić w róg kozy majora, Smrodka oraz, może , nawet i lub Luśkę. Smrodek popatrzył przeciągle jak spagetti na nitkę czerwieniącą się w jego dłoniach i na głos wypowiedział brzemienne w skutki pytanie "Od kiedy podszewki trenczy szyje się z czerwonego dżerseju?" (Taba Aza)
W Monachium u Schneiderów na pewno takich nie szyją. Co innego w Tyrolu. W lodenach strzyżonych Jäger und Hund podszewki dzersejowe w kolorach tęczy miały niezłe wzięcie. Edukacja w Fachhochschule Wiener Neustadt i Sicherheitsakademie des Bundesministeriums für Inneres zaczyna procentować, pomyślał Smrodek. Już dedukuję poprawnie.
Koziróg, Kozodój...Kozia łąka, kozi las. Kozie mleko od Inez zaprawione amanita muscaria. Na bank to Inez i jej kumys. (Izydor)
Kozodój! Smrodka nagle olśniło. Jego tok myślowy cofnął się o dwa lata, kiedy to napiwszy się z Władkiem Kozodojem domniemanego kumysu poszli polować na lelki. Eskapada skończyła się płukaniem żołądków, a i tak dobrze, że Władek oślepł tylko na jedno oko. "A to wiedźma z tej Inez, pomyślał mściwie Smrodek. Na bank szykuje jakąś grubszą sprawę. Do spółki z Rzygollo. Taaa, to do niego pasuje". (Hana)
Podczas gdy agent Smrodek łączył się stopniowo z realem, Płowowąsy łączył się w miłosnym uniesieniu z Luśką, odnalezioną cudownie (dzięki lokalizatorowi) w wyrwie pod korzeniami dwustuletniego dębu. Rozkoszy nie mąciła im dość ostra woń posłania ze skór, co to były jak muśliny przesycone wonnościami.
Co tam masz? Luisella z Majorem w sytuacji jednoznacznej. Zrobic kopię? Dwie. Co mówił Major? pytał szybko szef Terenowej Organizacji Samozwańczej Konspiracji TOSIEK. Niewiele słychać. Chyba mikrofon się przesunął. Gdzie go zainstalowała? Tego nie jestem pewien. Kamera jest pod żelowym paznokciem palca u dużej nogi. (Izydor)
Fachhochschule Wiener Neustadt i Sicherheitsakademie des Bundesministeriums für Inneres, Władek, Inez z kumysem - wspomnienia wracały wkręcając się w hipokamp oraz drążąc i drażniąc ciało migdałowate. Te kolorowe podszewki, przecież major był święcie przekonany że trencz pochodzi z firmy Schneider und Schneider. Ba, nie tylko major, Smrodek sam był o tym przekonany. Widział w dziale zakupów służbowych Komendy Głównej fakturę wystawioną na zakup płaszcz szpiegowskiego sztuk jeden. Czyżby ktoś z Komendy Głównej był nie tym za kogo się podawał? Smrodek snuł rojenia wraz z wydobywającym się z niego smrodkiem leciuteńkiego zakłamania, który czasem oszukiwał smrodkowe sumienie w sprawach wagi piórkowej. Powoli wszystko układało się jak kostka Rubika składana za pomocą sprawnych, szczupłych palców Władka Kozodoja ( Smrodek miał zawsze słabość do szczupłych palców, sam takowych nie posiadał a to że miał ich za to dwadzieścia pięć u obu rak wcale go nie pocieszało ). Teraz grube smrodkowe paluchy bawiły się okręcaniem czerwonych nitek wokół smrodkowego ciała, ta czynność pomagała Smrodkowi przy myśleniu. "Konie!" pirzgnęło w mózgu Smrodka, "Konie były na szkoleniu w KG, całe trzy miesiące i nie wyglądało wcale na to że wróciły znudzone". To nie było w ich przypadku normalne. Smrodek gorączkowo w umyśle rozpalonym jak piec martenowski łączył fakty "Konie powinny znać czerwony dżersej, nie mogły nie znać skoro były na szkoleniu w KG w czasie kiedy przyszedł z Monachium trencz. i dlaczego nie były znudzone?! " Pot wystąpił mu na czoło "A jeżeli nie, jeżeli trencz nie miał wówczas czerwonej podszewki? I konie o tym wiedziały?! " Gwałtownie wstał i zaraz padł na twarz, czując duszącą go czerwień. Kompletnie zamotany we wściekle czerwony kłąb nici jasno rozumiał że czerwony dżersej niejedno ma imię i jak rasowy agent potrafi zmienić się nie do poznania. Ostatnim błyskiem zapadającego w atramentową ciemność umysłu Smrodek pojął - major musi przesłuchać konie! (Taba Aza)
Tego ranka Maurycemu Dzwońcowi nie dane było w spokoju dopić kawy anatol.Ledwo wyszła Hiszpanka gdy na podwórze zajechał samochód.Z jego wnętrza wytoczyła się korpulentna dama w płaszczu w kolorze fuksji i w kapelusiku przyozdobionym bażancim piórem.Towarzyszył jej mężczyzna w szarym płaszczu i kapeluszu naciągniętym na oczy.
Wtargnęli gwałtownie do domu farmera.Kobieta zaczęła w te słowa:
-Dobry człowieku, jestem Adelajda McCarron, a to detektyw pan Ferdynand Uszko- wskazała na jegomościa w kapeluszu.Przyjechałam z Manchesteru na urlop,bo stąd pochodzi moja rodzina.Przyjechałam z córką Lucziją.I ta moja córka lafirynda uciekła z jakimś wąsatym łajdusem i szlaja się podobno w tej okolicy, wykrył to pan Uszko.Proszę mi powiedzieć czy wie pan coś na ten temat?Podobno wynajęli zaprzęg i udali się w nieznanym kierunku.
-Iiii tam,jo nic nie wim, odpowiedział gospodarz.
- Jednak bardzo proszę, to sprawa życia i śmierci - nalegała pani Adelajda.Gdyby media wywęszyły ten skandal moja biedna córka będzie zgubiona.Wie pan - opowiadała damula -ona ma narzeczonego w Anglii, chłopca ze starej,szlacheckiej rodziny.Dla niej to niezwykły awans społeczny, szansa na stylowe życie.Wie pan, arystokratyczne rozrywki,polowania,konie,psy,ogrody,kwiaty... te rzeczy..Proszę niech mi pan powie - biadała nieszczęsna matka.Marc jej narzeczony bardzo ją kocha, nawet nie wiem czym go tak urzekła...podobno chodzi o jakiś ....smrodek
Pan Maurycy podrapał się w głowę,podumał chwilę.Zrobiło mu się jej żal,wszak sam miał córki.Wyjawił zatem damie co słyszał od organisty.
Kobiecina rozpływała się w podziękowaniach, aż skonfundowany pan Dzwoniec spłonął rumieńcem
Chodźmy- ujął za łokieć panią Adelajdę milczący do tej chwili pan Uszko i udali się do samochodu... (Hanna)
Tymczasem Lampucella zaniepokojona nagłym zniknięciem Alfonsa Kokożilett postanowiła wziąć sprawy w swoje lepkie rączki. Lepkie nie z brudu i smrodu, bo ta piękna inaczej kobieta była kwintesencją pedantyzmu i perfekcjonizmu, ta lepkość to synonim jej tzw preferencji życiowo-bytowych. Lampucella notorycznie wykradała z rezydencji Kokożilettów drogocenne precjoza, antyki, srebra rodowe, mniejsze bibeloty, które następnie wędrowały do jej luksusowej chatki po drugiej stronie przepastnego lasu. To do niego wykradała się późnymi wieczorami, gdy stary Alfons chrapał w najlepsze, na tajemne schadzki z uroczym Żigollo de Fajans. Jednak od dawna nie mogła w żaden sposób odgadnąć , gdzie stary dziad trzyma klucz do sejfu, w którym ,jak podejrzewała, znajdował się niekorzystny dla niej testament. Z całego serca nienawidziła swych pasierbów i słusznie obawiała się, ze po śmierci męża zostanie przepędzona na cztery wiatry. Szczególnie nie lubiła Brajana, bo nie raz , nie dwa widziała z jakim pożądaniem patrzył na jej kochanka de Fajansa.
Od jakiegoś czasu jej podejrzenia co do miejsca ukrycia klucza do sejfu oscylowały wokół koni, zwłaszcza po nocnej wizycie Alfonsa w towarzystwie notariusza w stajni. Co prawda koni było tylko trzy, ale czasem na gościnne występy wpadały szalone konie Agniechy, miejscowej awanturnicy. Lampucella pobiegła wiec do stajni i w szale przerzucała siano, z miejsca na miejsce, wywracała do góry nogami żłoby, zaglądała pod kopyta koni i nic! Niczego nie mogła znaleźć! Z tego wzburzenia i rozczarowania postanowiła obciąć koniom ogony, których cień być może zasłaniał widok skrytek. I już, już mała dokonać pierwszego ciachnięcia, gdy nagle zauważyła na grzbiecie Pride of Alfons trencz. Trencz z czerwoną podszewką! (Sonic)
W jamie pomiędzy konarami potężnych korzeni dębu rozpostarta na muflonach leżała Luśka. Oszałamiająco naga. Paliła cygaretkę w fifce delektując się widokiem alabastrowej skóry swojego pięknego ciała. Lekkim ptasim ruchem zdjęła lewą nogą z kostki prawej nogi swą jędrną i sterczącą pierś. Nie mogła dopuścić by cokolwiek zasłaniało obiektyw kamery ukrytej pod żelowym paznokciem. TOSIEK był organizacją chcącą wiedzieć wszystko o wszystkich, podlegali Chrześcijańskiej Unii Jednomyślności, partii politycznej utworzonej swego czasu przez Alfonsa Kokożileta . Szef organizacji TOSIEK był też znany jako prominentny działacz CHUJ, nie można było kogoś takiego lekceważyć. Zwłaszcza kiedy było się Luśką, tajemniczą kobietą z cieniem włosów. W Luśce od pewnego czasu nachalna obecność kamer i mikrofonów budziła obrzydzenie objawiające się apetytem na wyjątkowo śmierdzące śledzie. Starała się z tym objawem obrzydzenia walczyć albowiem major zaczynał mylić ją w ciemnościach z tym biednym Smrodkiem, raz nawet usiłował ją podłączyć do krótkofalówki ( na szczęście nie miała kabelka ). Luśka włączyła radio aby wydawane przez nie dźwięki akompaniowały jej myślom. Tak, chyba kochała Płowowąsego, myślała o nim trochę niezobowiązująco przewracając się na brzuch i słodko otulając szyję swoimi jędrnymi i sterczącymi piersiami. Był prawdziwym, tygrysim mążczyzną, trzymał się dzielnie podczas tej historii z puszczaniem bąków przez ukrytego w lesie Smrodka i konie z leśniczówki. Nie każdy by to zniósł bez uronienia choć jednej łzy. Przeciągnęła się jak pierścienica. Major szczęśliwie zmył się do pracy, patolog dzwonił czy cóś, Luśkę nie obchodziło zbytnio co major robi w godzinach kiedy jej nie śledzi, nie uwielbia, nie obsługuje. Postanowiła że dziś będzie się tylko odprężać w związku z czym wykonała rozprzężenie. Z włączonego radia dobiegł ją komunikat że na polance w borze znaleziono czerwony kokon. (Taba Aza)
W kokonie zaś coś zielonego, lekko woniejącego. Ale tego Luśka nie mogla juz wiedzieć. To wiedział zaś On. Ten, co wie wszystko o wszystkim. Co prawda Luska znała Onego dość dobrze a dzięki jej działaniom operacyjnym także TOSIEK i CHUJ mieli taśmy audio i video, ale nie miała władzy nad umysłem Onego na odległość. No i nie wiedziała o zielonym.(Izydor)
"Przemiana Luśki" rozwija się wielowątkowo. Dla ochłonięcia przerywnik Ninki:
DO ŁUCJI
Och, Łucjo, Łucjo hebanowłosa!
Zwabiona drżeniem mojego wąsa
pójdź w me ramiona, o, ukochana!
(Na przykład jutro z samego rana.)
Ciało twe białe dla moich dłoni
szkarłat dżerseju (spruty) odsłonił,
niech więc mem będzie muskane wąsem!
(Lecz nie odpowiedz mi na to dąsem.)
Odpowiedź:
Ach! Mam się zgodzić, czy też nie zgodzić?
Od kiedy smrodek przestał mi smrodzić,
to ciało moje już nie tak białe!
(Włos falujący porósł je całe.)
I chociaż żarem cała wciąż płonę
choć falującym drżę cała łonem,
Co robić nie wiem, bom całkiem inna!
(Choć niezupełnie przecież niewinna.)
Izydora:
Och Łucjo, Łucjo skąd watpliwości?
Wszakże kapłanką jesteś miłości
Bogini Venus piękne twe ciało
z moją pomocą by oddawało!
To nic, żeś inna i nie niewinna
prawdziwa miłość wszak slepa jest
Kapłanka Wenus przeciez powinna
Bogini swojej oddawac cześć!
Sonic:
Mój słodki Smrodku
całą drżę już środku!
Myśli me są mocno zbereźne
że bierzesz mnie bardzo lubieżnie
Na skórach włochatych muflonów
pośród kaszmirów i czerwonych dżersejów
gładzisz me ciało alabstrowe
och! tracę dla ciebie głowę !
Oraz Hanny, od czapy:
Zaskoczyła mnie żabka na drodze,
Miękkiej ścieżce nagiego przedwiośnia,
"Skumaj"- łypiąc okiem rzecze bezgłośnie.
Zawstydziłam się w mądrości człowieczej,
Na utarczkę wywołana przez płaza,
I nie wiedząc czy powagę swą ludzką narażać.
"Przyszła wiosna -zaskrzeczała żaba
Wciąż ta sama,odwieczna,miętowa,
Chwyć tę chwilkę ulotną,jedyną,
Zamiast bez tchu galopować."
I jeszcze raz Izydor - też od czapy:
Żabie łatwo mówić chwyć!
Żaba może sobie być
całkiem niezagalopowana
Gdyż nie musi spieszyć się od rana.
puścił bąka Sonic .... dzięki , Hanuś hahahahhahahahahaha
OdpowiedzUsuńSonic, bądź co bądź to był zachwycony bąk!
OdpowiedzUsuńhahaha paduam :P dzięki za erratę , bo juz zaczęłam odczuwac odór taki, że hej !
Usuńdruga
OdpowiedzUsuńBuhahaha! Jak zwykle doskonale! Znacznie lepsze od oryginalu. :)))
OdpowiedzUsuńProteze nogi rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńCzytam i opluwam monitor. :) Macie wenę. :)
OdpowiedzUsuńIde karmić czworonogi, ale wrócę jeszcze, bo po tych przejściach dzisiejszych urzędowych o żadnej pracy poważnej mowy być nie może.
OdpowiedzUsuńMika zaplanowała romans z kryminalnym motywem. Musimy jakoś to ładnie pociągnąć. Żadnych Frankensteinów. Czysty amor i serioznyj crime.
Romantycznie i powiewnie!
OdpowiedzUsuńTym czasem pośrodku polany owitej coraz bardziej rzednącą mgłą, siedział samotny Smrodek z kłębkami rozsnutego kaszmiru. Był niecodzienny stan , bo jak przystało na rasowego śmierdziela na co dzień snuł się jak smród po gaciach, a tu gacie, a właściwie seksowne stringi Luśki przepadły razem z jej właścicielką. Biedaczysko poszukał dwie cieniutkie gałązki i zaczął dziergać kaszmirową suknię dla swej uroczej pani. Pomiędzy każde oczko wplatała się jedna łza Smrodka, tak że tkanina zaskrzyła się niczym diamentowy atłas. Smrodek co rusz czule gładził mięciutki kaszmir wyobrażając sobie, że gładzi delikatne alabastrowe ciało Luśki. Im dłużej tkał, tym bardziej łkał,a żałość i tęsknota tak rozsadzały mu serce, że co chwilę strzelało ono coraz głośniejszymi bąkami, a echo te baki powtarzało i zwielokrotniało, aż cała polana, a i las cały rozedrgały się w rytm serca Smrodka.
OdpowiedzUsuńHanuś, teraz romantycznie i powiewnie, co nie ? :P
UsuńJakoś chyba niekoniecznie...
UsuńŚlicznie, Sonic, aż żal mnię ściska, taki biedny ten Smrodek!
OdpowiedzUsuńChyba w ogole zaczyna to byc opowiesc o Smrodku!
UsuńSprytnie nie stawiam przecinków przez co zdania stają się wieloznaczne. Całkiem nowa moda literacka. Spójniki tyż będę dobierała "po poselsku". Tera to bandzie powieść romansowo - kryminalno - awangardowa.;-)
OdpowiedzUsuńTaba, w awangardzie możemy się pogubić:)))
UsuńSonic, to dżersej jest! Nie kaszmir!
OdpowiedzUsuńnie mam nic wspólnego z tym kaszmirem!! To zbolały Smrodek się pomylił, trza go z błędu wyprowadzić . Biedaczysko :(
UsuńJak będziesz dopisywać, to zmień, bo jemu się juz w głowie miesza ;)
Smrodek siedzi przecież w lesniczówce z Alfonsem i czekaja na Majora.
Usuńok, zmieńmy-
UsuńNa skraju polany, tuż pod leśniczówką spowitą coraz bardziej rzednącą mgłą, samotny Smrodek usiadł z kłębkami rozsnutego dżerseju. Był to niecodzienny stan , bo jak przystało na rasowego śmierdziela na co dzień snuł się jak smród po gaciach, a tu gacie, a właściwie seksowne stringi Luśki przepadły razem z jej właścicielką. W dupie miał rozkazy Płowowąsego, nie miał zamiary rozpalać w kominku, wystarczy, ze jego serce płonęło! Biedaczysko poszukał dwie cieniutkie gałązki i zaczął dziergać dżersejową suknię dla swej uroczej pani. Pomiędzy każde oczko wplatała się jedna łza Smrodka, tak że tkanina zaskrzyła się niczym diamentowy atłas. Smrodek co rusz czule gładził mięciutki kaszmir wyobrażając sobie, że gładzi delikatne alabastrowe ciało Luśki. Im dłużej tkał, tym bardziej łkał,a żałość i tęsknota tak rozsadzały mu serce, że co chwilę strzelało ono coraz głośniejszymi bąkami, a echo te baki powtarzało i zwielokrotniało, aż cała polana, a i las cały rozedrgały się w rytm serca Smrodka.
No bomba!Ale gdybym wiedziała,że mnie Hana umieści wśród literatów to lepiej bym się postarała.
OdpowiedzUsuńIzydoru, a co z końmi,które wyruszyły w nieznane z kopyta?Trochę koni żal jako w tej piosence.Napisz chociaż,że furmanka ma GPS i wilki ich nie pożrą w lesie;)
Hanna
Hanno,sama napisz:))))))
UsuńMoże cosik wtrącę,jakieś trzy grosze.Jutro do południa z kolei ja będę latać po urzędach.
UsuńHanna
Nie mówcie o urzędach, dobra?
UsuńNo własnie! Sklonowany?
OdpowiedzUsuńDora, może są dwa Smrodki?
OdpowiedzUsuńzmieniłam !
UsuńMoże bliźniaki?
OdpowiedzUsuńRacja.Urzędy należy zaorać.Trzeba napisać scenariusz jaką obrać metodykę.
OdpowiedzUsuńNie wpuszcza mnie wyżej.
Hanna
Konie z dyszlem, bez wozu, pasły się na wzgórzu wraz z zarodowym stadem koników polskich Agnieszki D. Z daleka ujrzała je Hiszpanka Inez, poszukująca swych długowłosych owiec, które co jakiś czas wyruszały na wędrówki, jak to owce mają w zwyczaju. Co ta za konie, pomyślała i postanowiła zasięgnąć języka u Maurycego Dzwońca. Maurycego nie było jednak na gumnie, ale dym z komina oznajmiał, że żyje i pewnie jest w domu. Maurycy siedział przy stole i pił kawę Anatol, której aromat rozchodził sie po kuchni. Inez zapukała w okno, a Maurycu ruchem ręki zaprosił ja do srodka. Co ty tak Maurycy siedzisz nad tą kawą?. Już po dziewiątej. Jakiś padalec protezę mi gwiznął. Na jednej nodze to żadne spacery. Konie jakieś z dyszlem pasa się na wzgórzu, wiesz Ty czyje? Co mam nie wiedzieć. Wiem. To tego Antka z Zarównia, co to je wynajął temu wąsatemu, co z tą w ty czerwony kiecce się prowadzał, jak jej było, Luśko. Tej wiesz, co to sie do nas z wielkiego miasta sprowadziła, z weterynarzem kręciła, potem z organistą i tym małym od Stelmacha. No a teraz woziła się z wąsatym. Wczoraj ich widziałem jak w stronę lasu jechali.
OdpowiedzUsuńDzięki Izydorku,będę spała spokojnie;)
UsuńHanna
Specjalnie dla Ciebie, bys się nie dręczyła niepewnym losem rumaków.
UsuńJesteście znakomite!
UsuńLuśka Dżersejka, powiadasz, z wąsatym?
OdpowiedzUsuńTo za nią się od jakiego czasu snuł jakiś taki Smrodek? spytała Inez Hiszpanka. A snuł się, snuł. Wczoraj też za nimi się snuł, za wozem przemykał.
OdpowiedzUsuńPiękny Smrodek w dzerseju nie do rozsupłania.
OdpowiedzUsuńOkej, kończę i czekam na Wasz dalszy ciąg.
Ze mną dzisiaj słaaabo, gdyż naga prawda zajrzała mi w oczy. Prawda w postaci dedlajnu:(
OdpowiedzUsuńJa miałam tydzień temu, ale bibliografia mi została i wisi. Dziś nie dam rady.
UsuńDedlain znaczy już minął, a ja nie mogę skończyć.
UsuńJesteście świetne tak Wam to szybko i sprawnie idzie.Brawo!
OdpowiedzUsuńMnie też kiepsko idzie, ale muuuszęęę...
OdpowiedzUsuńUwaga łączę Smrodka z realem!
OdpowiedzUsuńSmrodek zapadł się w swoje jestestwo. Oraz i a nawet lub poczuł że to jest stan pozwalający mu na głęboką analizę swojego smrodzieństwa, więc nie przeciwdziałał zapadalności. Nagle jak błyskawica albo grom z jasnego nieba strzeliło w Smrodku urządzenie, które wszczepiono mu podczas szkolenia w Szczytnie. Fajczyło się i cuchnęło okrutnie. Smrodek westchnął "Co za smród" i w tym momencie wróciło do właściwego kształtu jego jestestwo. Znów był czołowym wywiadowcą Komendy Rejonowej w Piździcy Dolnej, prawą ręką majora Płowowąsego, najbardziej smrodliwym Smrodkiem w całej okolicy. Zaczął się proces intensywnego myślenia, który tylko czasem ( kiedy Smrodek sobie popił ) sprawiał mu trudność. Smrodek stał na środku polany owinięty czerwoną nitką i układał w myślach przebieg tej całej intrygi w którą majora i jego wciągnęła ta dziwna kobieta o długich nogach i alabastrowej skórze pokrytej futrem hebanowym jak jej owłosienie na głowie. Luśka? Nie to nie ona sterowała tym wszystkim, za dobra, za głupia i jeszcze parę za. A może to cień jej owłosienia. Smrodkowi przypomniało się że ścięte włosy Luśki zostały na podłodze salonu fryzjerskiego. Smrodek znał fryzjera, niemożliwe żeby ten drań ściął włosy i odpuścił ich cieniowi. Stary fryzjer ze ściętego włosia robił perugi, a wiadomo że bez cienia owłosienia perugi zrobić się nie da. To nie to, nie cień stał za tym wszystkim. Alfons i Lampucellia? Brajan i Rzyggolo? Proteza? Co do cholery mają wszyscy Kokożiletowie do majora i Smrodka? Raz tylko spotkał Protezę Kokożilet, kiedy przyszła złożyć doniesienie na komendę że ktoś zakłóca spokój w lesie puszczając bąki. Smrodek wiedział o co chodzi w tej sprawie, jednak dla zasady, jak to urzędnik, powiedział że nie wie. Silva rerum, silva rerum, tłukło się po mózgu smrodka i jak zwykle nagle Smrodka naszło objawienie. Był to jeden półświęty nieuznany przez żaden z kościołów, ale uznany przez Smrodka. Jak zwykle półświęty Zwidzisław przywoływał Smrodka trzymaną w dłoni lilią i wykrzykiwał w ekstazie jakby się naćpał extasy "Ammanita muscaria, Ammanita muscaria". I wszystko stało się jasne i światłość zapanowała w zazwyczaj zasmrodzonym oparami absurdu umyśle Smrodka. Smrodek już wiedział - kropelki z muchomora czerwonego zapodali jemu i majorowi. Stąd Luśka z Kokożiletami a nawet z niejakim Dzwońcem plątali się po tej sprawie. "Boszsz..." jęknął Smrodek - "Haluny my mieli!". Ale kto za tym podaniem kropelków stał? Kto był sprawcą całej tej intrygi mającej zapędzić w róg kozy majora, Smrodka oraz, może , nawet i lub Luśkę. Smrodek popatrzył przeciągle jak spagetti na nitkę czerwieniącą się w jego dłoniach i na głos wypowiedział brzemienne w skutki pytanie "Od kiedy podszewki trenczy szyje się z czerwonego dżerseju?"
Oessssu, Taba popuakauam się i na oczy nie widzę, a muszę!
OdpowiedzUsuńJa też!
Usuńi ja... no, niemoglam sie doczekac cienia.
UsuńW Monachium u Schneiderów na pewno takich nie szyją. Co innego w Tyrolu. W lodenach strzyżonych Jäger und Hund podszewki dzersejowe w kolorach tęczy miały niezłe wzięcie.
OdpowiedzUsuńCieszę się.:-) A teraz jak zwykle nagle;-) lezę robić mniej przyjemne rzeczy.:-/
OdpowiedzUsuńEdukacja w Fachhochschule Wiener Neustadt i Sicherheitsakademie des Bundesministeriums für Inneres zaczyna procentować, pomyślał Smrodek. Już dedukuję poprawnie.
OdpowiedzUsuńKoziróg, Kozodój...Kozia łąka, kozi las. Kozie mleko od Inez zaprawione amanita muscaria. Na bank to Inez i jej kumys.
OdpowiedzUsuńWyscie powaryjowały szfystkie ???!!!!!!! Do domu! A nie grafomaństfo tu uprawiać! Niektórym zwieracze mogo puscić. Ja jeszcze trzymie ale ledwo.
OdpowiedzUsuńLilka, lepiej dołóż swoje trzy grosze. To odwróci Twoją uwagę od zwieraczy!
OdpowiedzUsuńKozodój! Smrodka nagle olśniło. Jego tok myślowy cofnął się o dwa lata, kiedy to napiwszy się z Władkiem Kozodojem domniemanego kumysu poszli polować na lelki. Eskapada skończyła się płukaniem żołądków, a i tak dobrze, że Władek oślepł tylko na jedno oko. "A to wiedźma z tej Inez, pomyślał mściwie Smrodek. Na bank szykuje jakąś grubszą sprawę. Do spółki z Rzygollo. Taaa, to do niego pasuje".
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodczas gdy agent Smrodek łączył się stopniowo z realem, Płowowąsy łączył się w miłosnym uniesieniu z Luśką, odnalezioną cudownie (dzięki lokalizatorowi) w wyrwie pod korzeniami dwustuletniego dębu. Rozkoszy nie mąciła im dość ostra woń posłania ze skór, co to były muśliny,przesycone wonnościami.
OdpowiedzUsuńjak muśliny. Juz nie widzę klawiatury, ktora i tak felerna.
UsuńIzydor, jakie muśliny?! Muflony to były, szlachetne muflony!
OdpowiedzUsuńTaba, miałaś udać się do obowiązku! Jako i ja zresztą:)
Usuńmogly byc muflony w muslinach - bardzo romantycznie by to wygladalo.
UsuńA bo wymię kusicie.;-)
UsuńMuflony przesycone wonnościami, hrehrehrehrehre! Do czego dojdziemy?
OdpowiedzUsuńCo tam masz? Luisella z Majorem w sytuacji jednoznacznej. Zrobic kopię? Dwie. Co mówił Major? pytał szybko szef Terenowej Organizacji Samozwańczej Konspiracji TOSIEK. Niewiele słychać. Chyba mikrofon się przesunął. Gdzie go zainstalowała? Tego nie jesstem pewien. Kamera jest pod żelowym paznokciem dużego palca u nogi.
OdpowiedzUsuńERRATA: palca u duzej nogi.
UsuńNie mogłam sobie przypomniec , jak to szło z ta nogą.
UsuńWoniejące skóry muflonów, jako te muśliny wonnosciami przesycone w ekstazie rozkoszy zdawały się im.
OdpowiedzUsuńKureiry, potrzebuję dużo słów zawierających w sobie inne słowo, mianowicie "lew". Nie chodzi o rzeczownik "lew", raczej o zbieżność fonetyczną, np. blef, zlew, olew, plewy itp. Mój tok myślowy podążył za Smrodkiem.:)))
OdpowiedzUsuńna odlew, wylew,
Usuńpolewaj, wylewaj, wyplew
Usuńwlew, lewa noga, polewaczka, czy za dua rozbieznosc tu?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńcholewka, nalewka, zalewajka
Usuńlewitacja
Usuńzalew, plewy, lewarek, lewiatan, królewicz, królewna, chlewik
Usuńdobre :) zaczytałam się na amen, a ubawiłam się! :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, jak widać, każda literatura dostarczy człeku godziwej rozrywki!
UsuńNie nadążam z czytaniem.
OdpowiedzUsuńWylewny, zalew, niec więcej nie wymyśliłam.
Rozlewisko
OdpowiedzUsuńLewin Kłodzki, Brzeski lub Rywin
OdpowiedzUsuńLew rywin rzecz jasna
UsuńLewobrzeżny
OdpowiedzUsuńlewoskrętny, leworęczny
Usuńlewkonia, lewatywa
Usuńmikrowylew, Mohylew, elewacja
UsuńLewant
UsuńLewiatan, lewak, lewkonia,lewitacja.
UsuńOmulew, taka rzeczka przepływająca przez Wielbark.
UsuńOmdlewać, rozlewać, Motylewski, Olewnik (takie nazwisko), podlewać, (czasowniki mogo byC?)
Lewisy, lewica, lewarek,chlew.
lewkonia,zalewajka,lewiatan,polewka,królewna,królewski,wylewka,
OdpowiedzUsuńFachhochschule Wiener Neustadt i Sicherheitsakademie des Bundesministeriums für Inneres, Władek, Inez z kumysem - wspomnienia wracały wkręcając się w hipokamp oraz drążąc i drażniąc ciało migdałowate. Te kolorowe podszewki, przecież major był święcie przekonany że trencz pochodzi z firmy Schneider und Schneider. Ba, nie tylko major, Smrodek sam był o tym przekonany. Widział w dziale zakupów służbowych Komendy Głównej fakturę wystawioną na zakup płaszcz szpiegowskiego sztuk jeden. Czyżby ktoś z Komendy Głównej był nie tym za kogo się podawał? Smrodek snuł rojenia wraz z wydobywającym się z niego smrodkiem leciuteńkiego zakłamania, który czasem oszukiwał smrodkowe sumienie w sprawach wagi piórkowej. Powoli wszystko układało się jak kostka Rubika składana za pomocą sprawnych, szczupłych palców Władka Kozodoja ( Smrodek miał zawsze słabość do szczupłych palców, sam takowych nie posiadał a to że miał ich za to dwadzieścia pięć u obu rak wcale go nie pocieszało ). Teraz grube smrodkowe paluchy bawiły się okręcaniem czerwonych nitek wokół smrodkowego ciała, ta czynność pomagała Smrodkowi przy myśleniu. "Konie!" pirzgnęło w mózgu Smrodka, "Konie były na szkoleniu w KG, całe trzy miesiące i nie wyglądało wcale na to że wróciły znudzone". To nie było w ich przypadku normalne. Smrodek gorączkowo w umyśle rozpalonym jak piec martenowski łączył fakty "Konie powinny znać czerwony dżersej, nie mogły nie znać skoro były na szkoleniu w KG w czasie kiedy przyszedł z Monachium trencz. i dlaczego nie były znudzone?! " Pot wystąpił mu na czoło "A jeżeli nie, jeżeli trencz nie miał wówczas czerwonej podszewki? I konie o tym wiedziały?! " Gwałtownie wstał i zaraz padł na twarz, czując duszącą go czerwień. Kompletnie zamotany we wściekle czerwony kłąb nici jasno rozumiał że czerwony dżersej niejedno ma imię i jak rasowy agent potrafi zmienić się nie do poznania. Ostatnim błyskiem zapadającego w atramentową ciemność umysłu Smrodek pojął - major musi przesłuchać konie!
OdpowiedzUsuńOmatko, Taba, aż mnie brzucho rozbolało!
Usuńlewus, lewactwo, lewatywa, ulewa, Lewandowski :)
OdpowiedzUsuńA teraz to już naprawdę papaty, pisma w których każde słowo ma swoja wagę czekają na napisanie.:-/
OdpowiedzUsuńI wróć przed północą, jeseeszczzee Taba Aza!!!
UsuńMatko jedyna! Hrehrehrehre!
OdpowiedzUsuńI koniec i dupa i kamieni kupa. Wpadłam w kompleksy i depresję!
Daj spokoj Mariolka!:)
UsuńMariollo, nie puakaj, jak będziesz miała kryzys twórczy, my Ci pomożemy. Całkiem bezinteresownie.
UsuńOkej- następna wspólna ;)))
UsuńHrehre, Mariollo, będzie bestseller!
UsuńTupolew
OdpowiedzUsuńlewitacja
OdpowiedzUsuńKurde, drugi raz piszę,pożarło.
OdpowiedzUsuńTego ranka Maurycemu Dzwońcowi nie dane było w spokoju dopić kawy anatol.Ledwo wyszła Hiszpanka gdy na podwórze zajechał samochód.Z jego wnętrza wytoczyła się korpulentna dama w płaszczu w kolorze fuksji i w kapelusiku przyozdobionym bażancim piórem.Towarzyszył jej mężczyzna w szarym płaszczu i kapeluszu naciągniętym na oczy.
Wtargnęli gwałtownie do domu farmera.Kobieta zaczęła w te słowa:
-Dobry człowieku, jestem Adelajda McCarron, a to detektyw pan Ferdynand Uszko- wskazała na jegomościa w kapeluszu.Przyjechałam z Manchesteru na urlop,bo stąd pochodzi moja rodzina.Przyjechałam z córką Lucziją.I ta moja córka lafirynda uciekła z jakimś wąsatym łajdusem i szlaja się podobno w tej okolicy, wykrył to pan Uszko.Proszę mi powiedzieć czy wie pan coś na ten temat?Podobno wynajęli zaprzęg i udali się w nieznanym kierunku.
-Iiii tam,jo nic nie wim, odpowiedział gospodarz.
- Jednak bardzo proszę, to sprawa życia i śmierci - nalegała pani Adelajda.Gdyby media wywęszyły ten skandal moja biedna córka będzie zgubiona.Wie pan - opowiadała damula -ona ma narzeczonego w Anglii, chłopca ze starej,szlacheckiej rodziny.Dla niej to niezwykły awans społeczny, szansa na stylowe życie.Wie pan, arystokratyczne rozrywki,polowania,konie,psy,ogrody,kwiaty... te rzeczy..Proszę niech mi pan powie - biadała nieszczęsna matka.Marc jej narzeczony bardzo ją kocha, nawet nie wiem czym go tak urzekła...podobno chodzi o jakiś ....smrodek
Pan Maurycy podrapał się w głowę,podumał chwilę.Zrobiło mu się jej żal,wszak sam miał córki.Wyjawił zatem damie co słyszał od organisty.
Kobiecina rozpływała się w podziękowaniach, aż skonfundowany pan Dzwoniec spłonął rumieńcem
Chodźmy- ujął za łokieć panią Adelajdę milczący do tej chwili pan Uszko i udali się do samochodu...
Poprzednia wersja była lepsza, ale idę spać.Dobranoc Kury
Hanna
:)))))))))))))))
UsuńHanna, gdzie byłaś przy poprzedniej powieści???
UsuńDziękuję Kureiry!!! O to mi chodziło!
OdpowiedzUsuńTam ci jeszcze dołożyłam pod twoją pierwszą prośbą, nie zauważyłam, że pisałyście te lewy dalej z osobna.
UsuńŻegnam sie czule z Wami wieczorowa porą i udaje się na spotkanie z Hypnosem i jego dwoma synami. Po dzisiejszej odysei urzędniczej nie mam ochoty spotykać Ikelosa, trzeciego brata, patrona koszmarów.
OdpowiedzUsuńIzydoru, jesteś rozwiązła niczym nasza Luśka- trzech facetów targasz do łóżka
Usuńtfu, co te blogi robią z porządnych owiec !
Nieurzędowych snów Izydoru!
OdpowiedzUsuńIzydoru,dziękuję za wspaniała rozrywkę,zrobiłyscie mi dzisiaj dzien;)))))
OdpowiedzUsuńDobranoc wszystkim Kurom, dzięki za wieczorną poprawę humoru. ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńDobranoc!
OdpowiedzUsuńO nie, na podiuma chcialam wskoczyc ale sie nie dalo :-))) Jutro sie zabiore do czytania bo za duzo tego, na razie napawywuje sie obraskami :-)))
OdpowiedzUsuńIwona A. wstydź się ! tak się wykpić?? ino obrazki ? a romans kryminalny to co ? a komentarze, w których w pocie czoła powstawały kolejne odsłony odsłoniętych bohaterów, lub całkiem zarośniętych to co ? Nie ma , że boli! mus czytać !
Usuńna pocieszenie powiem Ci, ze to tylko marne 400 komentarzy :P
UsuńIwona, na podiuma o tej porze??? Coś Ty! Tu trza stanąć do kolejki o świtaniu:)))
OdpowiedzUsuńPozazdrościć weny:)
OdpowiedzUsuńArte, jak człek w to wejdzie, to samo się wymyśla niestworzone historie!
OdpowiedzUsuńTymczasem Lampucella zaniepokojona nagłym zniknięciem Alfonsa Kokożilett postanowiła wziąć sprawy w swoje lepkie rączki. Lepkie nie z brudu i smrodu, bo ta piękna inaczej kobieta była kwintesencją pedantyzmu i perfekcjonizmu, ta lepkość to synonim jej tzw preferencji życiowo-bytowych. Lampucella notorycznie wykradała z rezydencji Kokożilettów drogocenne precjoza, antyki, srebra rodowe, mniejsze bibeloty, które następnie wędrowały do jej luksusowej chatki po drugiej stronie przepastnego lasu. To do niego wykradała się późnymi wieczorami, gdy stary Alfons chrapał w najlepsze, na tajemne schadzki z uroczym Żigollo de Fajans. Jednak od dawna nie mogła w żaden sposób odgadnąć , gdzie stary dziad trzyma klucz do sejfu, w którym ,jak podejrzewała, znajdował się niekorzystny dla niej testament. Z całego serca nienawidziła swych pasierbów i słusznie obawiała się, ze po śmierci męża zostanie przepędzona na cztery wiatry. Szczególnie nie lubiła Brajana, bo nie raz , nie dwa widziała z jakim pożądaniem patrzył na jej kochanka de Fajansa.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu jej podejrzenia co do miejsca ukrycia klucza do sejfu oscylowały wokół koni, zwłaszcza po nocnej wizycie Alfonsa w towarzystwie notariusza w stajni. Co prawda koni było tylko trzy, ale czasem na gościnne występy wpadały szalone konie Agniechy, miejscowej awanturnicy. Lampucella pobiegła wiec do stajni i w szale przerzucała siano, z miejsca na miejsce, wywracała do góry nogami żłoby, zaglądała pod kopyta koni i nic! Niczego nie mogła znaleźć! Z tego wzburzenia i rozczarowania postanowiła obciąć koniom ogony, których cień być może zasłaniał widok skrytek. I już, już mała dokonać pierwszego ciachnięcia, gdy nagle zauważyła na grzbiecie Pride of Alfons trencz. Trencz z czerwoną podszewką !
Po obowiązkach, continue nasz bestseller. Będzie seksownie, co ta za powieść bez momentów.
OdpowiedzUsuńW jamie pomiędzy konarami potężnych korzeni dębu rozpostarta na muflonach leżała Luśka. Oszałamiająco naga. Paliła cygaretkę w fifce delektując się widokiem alabastrowej skóry swojego pięknego ciała. Lekkim ptasim ruchem zdjęła lewą nogą z kostki prawej nogi swą jędrną i sterczącą pierś. Nie mogła dopuścić by cokolwiek zasłaniało obiektyw kamery ukrytej pod żelowym paznokciem. TOSIEK był organizacją chcącą wiedzieć wszystko o wszystkich, podlegali Chrześcijańskiej Unii Jednomyślności, partii politycznej utworzonej swego czasu przez Alfonsa Kokożileta . Szef organizacji TOSIEK był też znany jako prominentny działacz CHUJ, nie można było kogoś takiego lekceważyć. Zwłaszcza kiedy było się Luśką, tajemniczą kobietą z cieniem włosów. W Luśce od pewnego czasu nachalna obecność kamer i mikrofonów budziła obrzydzenie objawiające się apetytem na wyjątkowo śmierdzące śledzie. Starała się z tym objawem obrzydzenia walczyć albowiem major zaczynał mylić ją w ciemnościach z tym biednym Smrodkiem, raz nawet usiłował ją podłączyć do krótkofalówki ( na szczęście nie miała kabelka ). Luśka włączyła radio aby wydawane przez nie dźwięki akompaniowały jej myślom. Tak, chyba kochała Płowowąsego, myślała o nim trochę niezobowiązująco przewracając się na brzuch i słodko otulając szyję swoimi jędrnymi i sterczącymi piersiami. Był prawdziwym, tygrysim mążczyzną, trzymał się dzielnie podczas tej historii z puszczaniem bąków przez ukrytego w lesie Smrodka i konie z leśniczówki. Nie każdy by to zniósł bez uronienia choć jednej łzy. Przeciągnęła się jak pierścienica. Major szczęśliwie zmył się do pracy, patolog dzwonił czy cóś, Luśkę nie obchodziło zbytnio co major robi w godzinach kiedy jej nie śledzi, nie uwielbia, nie obsługuje. Postanowiła że dziś będzie się tylko odprężać w związku z czym wykonała rozprzężenie. Z włączonego radia dobiegł ją komunikat że na polance w borze znaleziono czerwony kokon.
zaśmiewam się do łez :)))
Usuńwyobraźnia mi pracuje i ni cholery nie mogę tego sobie poukładać:
"otulając szyję swoimi jędrnymi i sterczącymi piersiami"- idę poćwiczyć przed lustrem :)))
poza tym , nieśmiało chciałam zauważyc- ciało już nie jest alabastrowe
trza z tego wybrnąć :P
W kokonie zaś coś zielonego, lekko woniejącego. Ale tego Luśka nie mogla juz wiedzieć. To wiedział zaś On. Ten, co wie wszystko o wszystkim. Co prawda Luska znała Onego dość dobrze a dzięki jej działaniom operacyjnym także TOSIEK i CHUJ mieli taśmy audio i video, ale nie miała władzy nad umysłem Onego na odległość. No i nie wiedziała o zielonym.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitajcie z rana! Hypnos & Sons okazali się wyjątkowo solidną firmą. Dziś druga tura zmagań z miłośnikami KPA, może choć połowicznie cuś uzyskam. Wróżby są jednak bezlitośnie dołujące, gdyż albowiem ponieważ prawie na pewno, jeśli coś się spieprzy w poniedziałek, to sią tak będzie pieprzyć tydzień cały. A ja w zasadzie do soboty włącznie mam terminy poumawiane zależne badź ( och jak uwielbiam to słowo)zawite. Stąd ma tfurczość "pisarska". Wentyl bezpieczeństwa, aby nie popełnić albo sepuku, albo morderstwa z premedytacją.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Wszystkim życzę!
A dzie Agniecha i Rabarbara? Nasze ranne Eosy...
Musiałam skasować, bo nie mogę znieść braku tych słowiańskich języczków i kreseczek.
A co ja, nieboga, moge poradzic na ich brak, przeca nie mogie przyklejac ich renkom....
Usuńtrzymam kciuki za urzedy, tfu przez lewe oby prorokowanie sie jednak nie spelnilo.
a tak to dziedobry, szaro jakby i zimno czyli b/z.
Ja tu. Ale musiałam najpierw. doczytać powieść. Nieźle nakręciłyście, autorki.
OdpowiedzUsuńU nas jedyne -16. Pewnie dlatego, że jutro wiosna wg. kalendarza.
A u mnie -20. Wczoraj też. G. mnie straszył w czasach, kiedy usilnie chciałam transhumancji (czasy te nie minęły), że u nas jednak klimat i temperatury łagodniejsze. Optativus.
UsuńAgniecho, zauważyłaś, jak Cię sprytnie Izydoru wpletła w fabułę, razem z końmi?:)
UsuńTo już taka tradycja, z wcześniejszych powieści i opowiadań.:-D
UsuńSzybkie dzień dobry. Nie mam czasu czytać dalszego ciagu fscynującej fabuły. Może późnej, jak wrócę.
OdpowiedzUsuńAura bez zmian, -4, szaro, chmury, ponuro. Dlaczego ten wiatr ich nie wywiał? Dobrego dnia.
Dzień dobry. Nadal zimno. Mróz. I bez słońca. Do kitu z taką wiosną.
OdpowiedzUsuńO! Nie, nie, nie! Teraz to już poczekam, aż skończycie i przeczytam całość. Jak nie raz mówiłam, dla mnie północ to nie jest czas na twórczość pisarską, tym bardziej że powieści idą mi dużo gorzej, niż wiersze. Jak dotąd tylko raz mi się udało, z Centusiem:)))))
OdpowiedzUsuńNinko, możesz wierszem, nie ma przeciwwskazań!
UsuńDzien dobry! Telefon pokazuje -6 , stacja pogodowa w pokoju -0,4 .Słonca brak, wiatr chyba troche powiewa, przekonam sie jak wyjdę z domu.Ale jakos tak mało przyjemnie .
OdpowiedzUsuńHej Kury.U mnie ok +2 ale jakoś szarawo i mętnie, w urzędach nawet gładko mi poszło,na razie nie muszę się szwendać po starostwach.
OdpowiedzUsuńŚwięta za pasem,okna brudneeee,w podwórku syfff,na schodach błoto.A ja siedzę w Kurniku i wypisuję głupoty,ludzie ratunkuu.
Hanna
Czołgiem Kureiry! U mnie słońce oślepia i + 2. Aż chce się wyjść i iść w stronę słońca:)
OdpowiedzUsuńJa już trochę po a jeszcze więcej przed gehenna urzędową. Zleciłam część umyślnemu, zapewne niczego nie załatwi, ale chociaz papiery pozanosi. U mnie równie poetycznie w obejściu i domu, co u Hanny, tyle że zamiast błota lód i snieg, co na jedno wychodzi.
OdpowiedzUsuńHana, u mnie nie chce się wyjść, zapewniam, i żadnego, żadnego słońca.
Apdejt
OdpowiedzUsuńUmyślny nieczego nie załatwił, a nawet chyba spieprzył co było jako tako wyprostowane. Czyli Murphy w postaci czystej a to światełko w tunelu – to reflektory nadjeżdżającego pociągu.
Hłe hłe, nie będzie tak źle Izydorku.
OdpowiedzUsuńJak pomyślałam tak zrobiłam,czyli okna w salunie przetarłam.Dopiero gdy wyjrzy słońce to się okaże czy umyte czy rozmazane.Póki co mam błogie poczucie spełnienia tej nielubianej czynności.Stołówkę sikorek za oknem zlikwidowałam, do następnego sezonu.Na dziś wyczerpałam energię.
Hanna
Hej Kurki po południu. Doczytałam co rano nie zdążyłam + komentarze. Juz jestem po dyżurze, słońca nadal brak, cieplej bo -1 i z nieba leci biała kasza, dość gęsto. Nic mi się nie chce, a zrobić coś trzeba.
OdpowiedzUsuńHana, czy mi się wydaję, czy usunęłaś jakiegoś niepożądanego komenta?
OdpowiedzUsuńAgniecha - rozbuchalas moja ciekawosc...dzie on byl ten koment?
UsuńDora o tym samym pisze, pod spodem.
UsuńBył jakis klub go go. Pojawia sie wszedzie. Widziałam u Megi Moher też.
UsuńAgniecha, usunęłam tylko te "puste" Izydora, który najsampierw je usunął. To wyciepłam, żeby miejsca nie zabierały. I ten dziwaczny od Dory też, na wszelki wypadek.
UsuńA, no to ok, myslałam,że pojawia sie i znika.ale to i takdziwne,bo moj komentarz do Izydora,był podpisamy wlasnie tym co coya,a nie dora,a teraz na powrót jest dora
Usuńco coya20 marca 2018 05:02
OdpowiedzUsuńLeśny dukt zalało niebieskawe światło księżyca.
ทางเข้า D2BET
Gclub
Patrzcie takie coś tu sieje zamęt! To było pod poprzednim postem, w obecnym mój koment rano też był taki z dziwnym tym nickiem.Teraz jest ok, no i zniknęły moje pełne zdziwienia tą sytuacją,komentarze.
Dora - po jakiemu tam tu mowisz? ten Bzdet i gclub.
Usuńpo polskiemu mówię,a to coś to jakieś niezidentyfikowane jest,ale juz zniknęło.
UsuńMiałam podejrzenia, że to koreańskie robaczki, ale one są gruzińskie chyba.
UsuńTajskie, tak gugiel mowi...
UsuńAgniecho, moze to jakis wirus paskudny .
OdpowiedzUsuńCo tu tak pusto o zmierzchu?
OdpowiedzUsuńZapewne jedne Kury osłabły po wysiłkach twórczych a inne przygotowują się na jutrzejsze powitanie wiosny ;)))), bo, Izydorze, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu :)).
UsuńBarbara
Moze jakies wilkolaki lecom alboco. Ja sie napisalm wina i padlam chwilowo. Ze slubnym postanowilismy napisac ksiazke - poradnik o winach, wicie - takie cus, gdzie napisane jakie wino do czego pasuje. Na przyklad co pasuje do fasolki po bretonsku badz salcesonu...albo bulki z kielbasa. dzis pilismi jakies frizzante do...serowego piure kartoflanego, czerwonej kapusty oraz kielbasek czosnkowych. Mnie tam smakowalo. Ino uspilo.
UsuńOpakowana, mnie też wszystko pasuje:) Będę Waszym recenzentem.
UsuńTo jakis zinfandel pod salceson? nozki w galarecie - cos renskiego? ale co do kanapki z pasztetem i ogorkiem kiszonym?
UsuńVinho verde, oczywiście.
Usuńa wiesz, ze to g vinho verde jest rowniez dobre do krupniku i ponczka. i pizzy.enialne.
UsuńNiektóre to wręcz pracują...
OdpowiedzUsuńZ lwami? Oswojonymi, miłymi lewkami, mam nadzieję.
UsuńAgniecha pochorobowo dyszy, serce jej pika jak klapa od śmietnika i w ogóle czuje się zepsuta, i mogłaby jutro za Marzannę robić.
Poza tym czyta 1000 - stronową książkę i to jest OK.
papierowa ksiazke 1000 stron? to moze dziwganie tego guaza Cie zepsulo... mnie zepsul pan od fikolkow i lamania kolem i wyginania oraz walenia mnie dragiem i kastetem po powieziach. jeszcze ledwo laze ale palketke mi latwiej na noge zalozyc...
UsuńAgniecha, z lwami. Lewymi, lewitującymi, lewkoniowymi i odlewanymi.
UsuńOpakowana, jak człek słucha ruhabilitanta i ćwiczy, a nie ściemnia, że ćwiczy, to efekty są ras-ras!
UsuńHana - ja nie mam co sluchac, to on mna wygina i wygina. tylko muzyczke poglasniaja, zeby zaslonic moj wrzask. dochodzi do takiego momentu, ze juz nie moge. duzo z tego, co mi robi bardzo boli, ale da sie wytrzymac i po malusiu miesnie zacisniete sie rozluzniaja, ale sa momenty, kiedy sie nie rozluznia za Chiny ludowe, bo tak boli. mam zadanie domowe i uczciwie robie a jak robie mniej niz regulamin przewiduje to sie przyznaje :)
UsuńOmamuniu, biednaś Ty. Czy to przynajmniej odsunie w czasie wymianę części?
UsuńHana - a dzie tam, ale latwiej mi przeczekac do operacji. I juz sie umawiam, ze JAKBY CO, to on bedzie robil fizjo.
UsuńCo ta książka> Możesz zdradzić nam?
OdpowiedzUsuń"Wszystko, co lśni"?
OdpowiedzUsuńUlisses? Choc on chyba ma nieco mniej stron...ostatnio czytana przez mua Oriana Fallaci miala chyba z tysiac...
UsuńOpakowana, Agniecha czyta drugi tom "Tajemnicy Łucji" czy co to tam było, tylko się nie przyznaje.
OdpowiedzUsuńA Ty, brzydka!
UsuńCzytam:
"Musashi", autor Eiji Yoshikawa.
Nie jest tak źle z wagą pozycji jak myślisz, Opakowano, bo wydana na papierze takim prawie bibułkowym.
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńWWiosna !!!!! Brrr...wwiosna...;)!
Trochę chłodna, ale JEST!!
Dobrego dnia, pięknej wiosny i w ogóle !
Pozdrowienia dla tych co w Sewilli! A tak właśnie - czemu Ty Izydorze tak narzekasz na zimno otulona masą futer!?
Hana, pożarłaś te lwy (lewy) upojona zapachem lewkonii?
Barbara
Narzekam właśnie ze względu na futra. Choć futra te nic sobie nie robią z zimna. Jestem zmęczona już tym zimnem, noszeniem wiader niezliczonych etc. W Sewilli lub Barcelonie byłoby mi znacznie łatwiej.
UsuńDziś mam sprawy w mieście wojewódzkim, raczej mało owocna bedzie to wizyta, ale muszę jechać.
Miłego dnia!
Ale, ale, Rabarbaro,
Usuńjaka wiosna, skoro w nocy napadał świeży śnieg?
Wstałam rano, przekonana prognozą, że od dzisiaj to już z górki, i patrząc przez okno, oczy przecierałam. Bo przecież wczoraj prawie cały śnieg już stopniał a dzisiaj , rany boskie, znowu całkowicie biało. Ja się tak nie bawię. To kiedy mam siać groch i bób, w maju?
Izydorze, ty to masz jednak inne futra, bardzie j stoickie. Moje chyba są już wkurzone zimą. Albo przedporodowo dostają ataków charakterności.
Niech moc będzie z Tobą wew mieście.
To jest Agniecha wiosna kalendarzowa czyli administracyjna a administracja zawsze, wiadomo, ma rację.
Usuńale jak kalendarzowa, to "niebawem przyjdzie prawdziwa, już tają dziewczętom serduszka od Bugu przez Wisłę po Odrę " ;))) to i śnieg będzie tajał, i tak będzie :))))), choć ja też wolę tą wersję jak "na Świętego Grzegorza (12 marca!!) idzie zima do morza".
Barbara
Wielkanoc ma byc tropikalna tu. tam mniej tropikalna ale mi to nie przeszkadza.
UsuńRabarbaro - i co? poszla? bo nie pamietam.
UsuńWitam z rana. Łódź, piękne słońce, ale -4 na termometrze. Ja się tak nie bawię. GDZIE TA WIOSNA???? Miłego dnia. :)))
OdpowiedzUsuńI ja piszę dzieńdoberek s rana.U mnie -4 i przecudnie świeci słońce.Jedno jest pewne:bliżej niż dalej jest do wiosny.Chyba.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Kurnikowi:)
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńNareszcie słońce, ale białe leży jeszcze i koło zera. Miłego dnia.
To nie będzie dalszy ciąg akcji, ale raczej przerywnik, coś jak aria w operetce; kurczę zawsze marzyłam, żeby napisać libretto, najlepiej do musicalu :D:D:D
OdpowiedzUsuńDO ŁUCJI
Och, Łucjo, Łucjo hebanowłosa!
Zwabiona drżeniem mojego wąsa
pójdź w me ramiona, o, ukochana!
(Na przykład jutro z samego rana.)
Ciało twe białe dla moich dłoni
szkarłat dżerseju (spruty) odsłonił,
niech więc mem będzie muskane wąsem!
(Lecz nie odpowiedz mi na to dąsem.)
Odpowiedź:
Ach! Mam się zgodzić, czy też nie zgodzić?
Od kiedy smrodek przestał mi smrodzić,
to ciało moje już nie tak białe!
(Włos falujący porósł je całe.)
I chociaż żarem cała wciąż płonę
choć falującym drżę cała łonem,
Co robić nie wiem, bom całkiem inna!
(Choć niezupełnie przecież niewinna.)
Ninko - przecudne !!! może my powinnyśmy napisać własnie operetkę ?
Usuńa potem występy po całym świecie, oczywiście my w roli śpiewaczek !:)
Ninko, paduam!
UsuńSonic, ja tam mogę robić za garderobiane, ważne że we świecie!
UsuńNinko, jesteś BOSKA!!!
OdpowiedzUsuńOch Łucjo, Łucjo skąd watpliwości?
OdpowiedzUsuńWszakże kapłanką jesteś miłości
Bogini Venus piękne twe ciało
z moją pomocą by oddawało!
To nic, żeś inna i nie niewinna
prawdziwa miłość wszak slepa jest
Kapłanka Wenus przeciez powinna
Bogini swojej oddawac cześć!
Uau!!!
UsuńBosko!
UsuńDzień dobry, słonce swieci,to nie wiem czy mroz czy nie, ale w nocy dowaliło sniegiem.
OdpowiedzUsuńMój słodki Smrodku
OdpowiedzUsuńcałą drżę już środku!
Myśli me są mocno zbereźne
że bierzesz mnie bardzo lubieżnie
Na skórach włochatych muflonów
pośród kaszmirów i czerwonych dżersejów
gładzisz me ciało alabstrowe
och! tracę dla ciebie głowę !
Cudnie, Sonic, kolejna aria!
UsuńWpadłam w zachwyt na Ninki "przerywnik", boski!!! Izydora tez odowiedź godna podziwu. Z tego wszystkiego zapomniałam co miałam napisać :-)))
OdpowiedzUsuńDla Soic brawa, napisała równoczesnie ze mną.
UsuńKurki,w całej Unii ,co tam Unia !W całym świecie niema lepsiejszych zgrywusek niźli Wy:)))
OdpowiedzUsuńNooo! Dobrze, ze sie poprawilas, bo jeszcze rok i bede poza Unia....
UsuńCześć Kury,wróciłam z miasta,bo miałam sprawy i wstąpiłam do leclerca.Żebyście widziały co się tam dzieje!Tłumy,tłumy.Ci starzy ludzie kolebią się z boku na bok jak wańki-wstańki,przejść nie można.W takich dniach nie lubię ludzi!
OdpowiedzUsuńA ja mam wierszyk-odtrutkę.O wiośnie.
Zaskoczyła mnie żabka na drodze,
Miękkiej ścieżce nagiego przedwiośnia,
"Skumaj"- łypiąc okiem rzecze bezgłośnie.
Zawstydziłam się w mądrości człowieczej,
Na utarczkę wywołana przez płaza,
I nie wiedząc czy powagę swą ludzką narażać.
"Przyszła wiosna -zaskrzeczała żaba
Wciąż ta sama,odwieczna,miętowa,
Chwyć tę chwilkę ulotną,jedyną,
Zamiast bez tchu galopować."
Dygam,słowa i recytacja:
Hanna
Odeszła Wronka Damy Kier.
OdpowiedzUsuńprawie w rocznice Damy Kier.....
UsuńOj, smutno. Będą spacerować sobie obie tam...
OdpowiedzUsuńNo, wreszcie autorki nawrocily z manowcow. Powiesc szla w zlym kierunku, wedlug mnie. Kryminal to mial nie byc a ino opowiesc romantyczna, harlekinowa i Mills & Boon (to samo, inny jezyk). uwazam, ze romantyczna operetka jest blizej. Co wcale nie znaczy, ze nie ma byc kreminalu. ale jako inna skiazka. mam nadzieje, ze mi za to w odwlok nie nakopiecie, bo kreminal takze samo mi sie strasznie podoba i ino zgrzytam zebodolami, z enie umiem tak ladnie pisac jak Wy!!
OdpowiedzUsuńMika chciała wątek kreminalny. I romansowy.
UsuńCzołgiem Kureiry! Odpalam biuro i co ja widzę? Niespodzianka! Operetka się kroi!
OdpowiedzUsuń