Może i może, ale czasem byłoby lepiej, gdyby tego nie robił. Sąsiadka mojej siostry pożyczyła jej grubą książkę z takim oto dictum: Obiadu nie ugotujesz, nie będziesz w stanie się oderwać! Siostra trochę obawiała się o losy obiadu, ale zaryzykowała i zajrzała do środka. Sąsiadka miała rację, nie mogła się oderwać. No i obiad poszedł się...
Nie wiem czy powinnam zdradzić nazwisko autorki - wprawdzie nie jest to żadna tajemnica, a nawet wręcz przeciwnie, skoro wydała powieść - jednak nie jest moim zamiarem znęcanie się nad kimkolwiek. Zadziwia mnie jednakże fakt, że ktoś takie bzdety pisze, ktoś je redaguje, wydaje i - co gorsza - kupuje. Mało tego, na okładce jest rekomendacja Beaty Tyszkiewicz. Krytykiem literackim wprawdzie nie jest, ale miałam o niej lepsze zdanie, o ile rekomendacja nie jest wyssana z palca.
Już pierwsze kwestie na pierwszej stronie zapowiadają duże emocje. "Podjęła decyzję, dlatego piętnaście minut później długie pasma jej hebanowych gęstych włosów pokrywały posadzkę salonu fryzjerskiego". I dalej: "W jej oczach przeważnie ukryta była tęsknota". Od razu wiemy, że będzie romantycznie! I jest: "Jego wąsiska zadrżały, poruszone wiatrem wiejącym od strony lasu". Konie - w przeciwieństwie do bohaterki nie mogły tego widzieć, toteż "sprawiały wrażenie znudzonych jazdą". Ona zaś "odczuwała przemożną ochotę, by znowu podejść do fortepianu, spojrzeć w oczy muzyka i zobaczyć w nich cząstkę nieba". Zwłaszcza że właśnie "poprawiła sobie sukienkę, a czerwony dżersej, ciasno przylegający do ciała, rozwinął się w dół, poruszony dotykiem jej palców (...), przez swoją delikatną skórę wyczuwała smrodek zakłamania". On, zupełnie snującym się smrodkiem niezrażony, "pożerał wzrokiem jej nogi na całej długości". Nie dziwota, że "Łucja nie mogła opędzić się od myśli, że gdyby tylko mogła, ta kobieta chętnie zlinczowałaby ją, choćby wzrokiem".
Przy zdaniu: "Skóra chorej z każdym dniem robiła się coraz cieńsza i bezwstydnie ukazywała cieniutkie żyłki" wymiękłam. Przekartkowałam tylko sto parę stron, a książka liczy ich sobie 426 i to jest pierwszy tom! Wybrałam tylko to, co samo wpadło mi w oko, bo nie da się tego normalnie przeczytać. Dawno nie czytałam takich nieudolnych wypocin o koślawej składni. Jednak mimo wszystko, dla wąsisków poruszanych wiatrem od strony lasu warto było zajrzeć:)
Pamiętacie powieść, którą napisałyśmy u Kretowatej? Była lepsza! Pracowicie zebrałam ją swego czasu w całość i tkwi gdzieś w czeluściach bloga. Może w wolnej chwili uda mi się ją znaleźć i wkleić do zakładek - ku uciesze.
To co, Kureiry, do piór? Pisać każdy może...
Hana,może to jaka satyra na Mniszkówną jak u Samozwaniec "Na ustach grzechu".On kochał jo a ona go;)
OdpowiedzUsuńHanna
A hrabina Tyszkiewicz dorobiła do emerytury.
UsuńHanna
Rysunek w punkt!Hana,znudzone konie powinny mieć uniesione ogony,wiesz w jakim celu;)
UsuńHanna
Hanna, niestety, to NIE JEST satyra ani inna parodia. Co do hrabiny T. też mam takie podejrzenia.
UsuńHrabina T. podejrzana jest mi. Kiedyś przeczytałam jej autobiografię i właściwie to do tej pory nie wiem, co mam sądzić na temat i hrabinii oraz jej książki. Na pewno użo życiowego sprytu i talent do omijania niewygodnych tematów. I w życiu i w literaturze.
Usuńnie użo tylko DUŻO
UsuńHraninia jest już iwekow,kaska sie przyda,to co jej tam,już w Tancu z Gwiazdami popłynęła, niestetyż,przykre to.
UsuńHrabinia jest już wiekowa, miało być!
UsuńE, dajcie już jej spokój, z Tańca z Gwiazdami zrezygnowała bo jest chora i zmaga się ze zdrowiem, nie ma co jej dokopywać.
UsuńHana, błagam, zdradż "przeważnie" tytuł i autora ;)))!!! Naiwnie myślałam, że od czasu "Trędowatej"
OdpowiedzUsuńnic mnie już nie jest w stanie tak rozbawić :)).
No i chyba nie jesteśmy stanie dorównać ...... ;(
Barbara
Aaa - natomiast absolutnie i zdecydowanie i na pewno ! powinnaś dzieło zilustrować !!!!!! Howgh, jak mawia Agniecha !
OdpowiedzUsuńBarbara
Rabarbara, mogę zdradzić, toć to nie jest zabronione. Cieszę się, że to Cię rozbawiło, chociaż w zasadzie należałoby puakać.
UsuńZdradź, zdradź! Autorytety padają, moja ulubiona Musierowicz na przykład, dziś przeczytałam tak miażdżącą recenzję jej ostatniej książki, że chyba nie kupię.
UsuńJezu Rabarbaro, tak mi schlebiasz, że aż nie wiem co zrobić. No żesz, ktoś mnię zacytował. Czuję , że weszłam do historii. I co z tego, że to tylko historia Kurnika.
Agniecha, to aż Kurnik!
UsuńA co tam, zdradzę: Dorota Gąsiorowska "Obietnica Łucji". Na okładce z tyłu jest taka zachęcająca informacja: "Nowa mistrzyni literatury obyczajowej". I ponoć jest już drugi tom!
Musierowicz dała ciała? O tempora, o mores...
http://zpopk.pl/ciotka-zgryzotka.html#axzz5A6BtNMqu
UsuńO nowej książce M.M. przeczytaj sobie, bo ciekawe i bardzo prawdziwe, włącznie z komentarzami.
Agniecha, szkoda. Aczkolwiek z tej recenzji tez można by recenzję napisać:)
UsuńHana, hehe, jakoś przebrnęłam przez ten mętlik ;)
UsuńBarbara
Ja Musierowicz duzo przeczytalam, z ciekawosci i w pewnym momencie sie zlapalam na tym, ze mnie denerwuje straszliwie.
UsuńDzień dobry niedzielne:)
OdpowiedzUsuńDzionek piękny, słoneczny, acz lodowaty. Wiosna tuż, tuż?
Fragmenty "dzieła" przeczytałam, teraz trawię;)
Dobrze, że jest rysunek, tak ku pokrzepieniu...:))
Ksan, u mnie też przepięknie za oknem.
OdpowiedzUsuńDzieła nie należy trawić, lepiej wypluć od razu.
No jasne, że się nie da, stąd ten ";" :))
UsuńAłtorka się okaże, jak wyguglacie te hebanowe włosy na posadzce:)
OdpowiedzUsuńHana, ilustracja the best!
Pisać każdy może! A kto zabroni?:)))
Znalazłam - razem z recenzją bardzo entuzjastyczną.
UsuńQgniecha, i tego właśnie nie pojmuję. Entuzjazmu onego.
UsuńTak się zastanawiam właśnie, co gorsze - entuzjazm autentyczny czy cyniczny, za pieniądze...
UsuńBarbara
no co Wy! przecie istnieja ludzie o guscie odmiennym od Kurzego.....
UsuńO to to Opakowana i o gustach się ponoć nie dyskutuje ;)
UsuńOmamuniuuu!Nie iwem,czy to smiać się czy płakać,ależe dopiero 1 tom,rety!
OdpowiedzUsuńO ja cię! Mnie wystarczą te kawałki, które tutaj przytoczyłaś ... faktycznie pisać każdy może, może ja też?
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie każdy ... bo mi nie chce opublikować komentarza pod poprzednim twoim postem ... ;)
UsuńAtaboh, każda z nas jest lepsza od pani Gąsiorowskiej!
UsuńAutor, autor, autor!!
OdpowiedzUsuńDuży talent. Właściwie nawet mogę powiedzieć, że klasyka jak nie pobita, to dorównana. O Mniszkównej myślę. Słuchałam kiedyś Trędowatej czytanej przez Irenę Kwiatkowską - arcydzieło (ale Twój obrazek ilustrujący lepszy właściwie, bo taki wprost do oka). I w tym znaczeniu heban z czerwonym dżersejem autentycznie arcydziełem jest. Houk.
Pani T. - nieco żenua. No ale może ja się nie znam na literaturze.
O nie, przepraszam, przepraszam. Może nie żenua, bo pani T. napisała - nie mogę o niej zapomnieć. No, no, ja też długo jej nie zapomnę. :D
OdpowiedzUsuńZnalazłam jeszcze jeden smaczny kawałek:
OdpowiedzUsuń"- Całe życie miałam długie włosy. Dopiero niedawno pierwszy raz je obcięłam - odważyła się wyznać i spojrzała na niego, jakby jako jedyny zasługiwał na to, aby poznać wiele dla niej znaczący fakt z życia.
-Wiedziałem - odpowiedział. - Mimo, że je obcięłaś, ich cień jest przy tobie."*
OCHCHCH.....
UsuńBarbara
Facety som czułe na długie włosy ;) Mój ociec bardzo długo nie zgadzał się abym obcięła swoje włosy, słyszałam i o innych tatusiach którzy także preferowali u córek włosy długie. No i kiedyś dawno, złapałam adoratora na swoje długie włosy, no te moje włosy były całkiem, całkiem, a unyj się nimi zachwycał ;)
Usuńmarija, i co? Obcięłaś? A ich cień jest przy Tobie?
UsuńJa to ciągle co wyhodowałam długie to obcinałam, to nie wiem jak z tym cieniem....? Może się zniecierpliwił ? albo został wymieciony z posadzki salonu fryzjerskiego?
UsuńBarbara
A jakże ociełam, wszak to intelekt najważniejszy, a nie jakieś włosy, fetysze ;) Mamula oddali na treskę takiej jednej zainteresowanej, a potem już nigdy nie miałam takich długich, a właściwie przeważnie króciutkie, więc żaden cień długich siem koło mnie nie pętał ;)
UsuńNo nie, właśnie miałam przyciąć moje nieco przydługie pasma (nie hebanowe, niestety), ale teraz się bojam! Straśnie się bojam! Nie chcę, żeby jakaś małpa za mną łaziła..., ani w dzień, ani w nocy. Boszsz, tylko nie w nocy!
UsuńA ja nie chcialam jednego fatyganta i slowa don nie trafialy. Wiec wlosy, co byly za okiec, zostaly sciete na grzywke oraz reszte miedzy ramieniem a brodom. Mnie sie podobaly, a ex=fatygant pojal w mig. Cien byl ze ho ho.
UsuńOpakowana, cienias chyba?
Usuńno nie, ale to insza historia...nie mial wasow co by falowaly od lasu....
UsuńGadajcie sobie Kureiry, ja idę zająć się życiem w realu! Narka!
OdpowiedzUsuńJezu, Hana! Przez moment przeraziłam się, że to o mnie! ;)))
OdpowiedzUsuńMariollo, sorki, ale nie wymyśliłabyś wąsisków poruszanych wiatrem od lasu, w życiu!
UsuńNo nie wiem Hana, w końcu wiatr musi być od czegoś. Od morza albo od łąk albo od lasu, no nie? ;))
UsuńBarbara
No nie... Ale stać by mnie było na przykład na...hmn niech pomyślę... ogon poruszany wiatrem! Lepsze, nie? ;)
UsuńNie Mariollo. Ogon jest za ciężki, żeby ruszył go byle wichur. Poza tym jak to brzmi? O! Krzaczaste brwi powiewające na wietrze to jeszcze, ale ogon???
UsuńAlbo: Figlarny wietrzyk wziął się był za tupecik i....
UsuńOgon poruszany wiatrami chyba, Mariollo. Moje brwi, pojedyncze rosna na taka dlugosc, ze byle zefirek je pewnie rozrusza....
UsuńZależy jakie wiatry. Miałam na myśli te bardziej fizjologiczne hrehrehre ;)
UsuńOpakowana- trafiłaś, że ak powiem w punkt )
UsuńHANO,ALE DŻERSEYU NIE ŻAŁOWAŁAŚ:)))))))
OdpowiedzUsuńNo jak ma sie rozwinac to nie z niczego przecie....
UsuńChyba że rozwinie się W GÓRĘ. To wtedy może być mniej.
UsuńKury a znacie ten skecz?To też w podobnym klimacie,kiczowate życie hrabin;)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=UGLIqt6PRCQ
Hanna
Oglądnęłam:)
Usuńnoo i moglybsymy sluchowisko zrobic tez.
UsuńIlustracja Twa mistrzowska.
OdpowiedzUsuńPer Iovem, nasze powieści pisane zespołowo, bo było ich kilka, w tym ze dwa kreminały (u Kreta i u Ciebie), były super. Pod każdym względem. Te wąsiska poruszane wiatrem od strony lasu...
To, że ktoś pisze, można zrozumieć. Kto to recenzuje, redaguje i wydaje, kto kupuje i czyta?
Te
Wąsiska to jeszcze nic, ale ten smrodek zakłamania,przebiajacy przez skórę:)))))))
UsuńDora, aż się boję co mogłabym znaleźć gdybym przeczytała całość!
UsuńHana, nie czytaj!! To nie jest lektura dla wrażliwych, delikatnych Kur !!! Mogłabyś dostać palpitacji albo cuś..
UsuńBarbara
Ja uwazam, ze jak zaczela to musi skonczyc. przynajmniej 1. tom. moze smrodek sie przerodzi w fetorek a konskie wiatry beda poruszac i wasy i brody. huragan zupelny! Ciekawa tez jestem, co ona jeszcze ma poza sukienka z dzerseju, co sie rozwija w dol, bo prognozuje obcisle spodnie z lamy...
UsuńOpakowana, umieram ze śmiechu. Wyimaginowałam sobie ten huragan, i te brody, i te spodnie z lamy.
UsuńA słyszałyście Kurki o książce Magdaleny Ogórek? Podobno też mizeria wyszła:
OdpowiedzUsuń"dłubie w ciastku widelcem bez przekonania" i podobne ogórkizmy ;)
Jak jest ogórek, to musi być i mizeria;)
UsuńTeż miałam skojarzenie z Ogórek.
UsuńMoze wspolpracuje ze Smietana....
UsuńSłyszałam:)
OdpowiedzUsuńOgórek taki bystry, że i widelec przekona!
OdpowiedzUsuńPrzez delikatny welin mojej skóry wyczuwam drażniący smród demona lenistwa ( szczególnie na tyłku, na całej jego szerokości ). Znaczy podnieść mi się nie chce do roboty ( a mało co mi się udało zrobić i powinnam się ruszyć ) i sobie podczytuję ku poprawie humoru ( nie moja to wina że cudza głupota cieszy, ponoć dzielę to umiłowanie schadenfreude z całą ludzkością ). Ilustracja super, ale zauważyłam że kunie nie majo kółek pod kopytkami, no to jak one jado? Co do hrabini, hrabinie oprócz poczucia bycia hrabinią majo też żołądki a żołądki są bezczelnie egalitarne, żyru się domagajo. Wiem że to jest tego typu tajemnica jak to że kurek od kranu zastępuje cyca, ale inaczej sobie wytłumaczyć owej recenzji hrabińskiej nie potrafię. Co do powieści wspólnemi siłami tworzonej to wygrzeb, na szukanie sił nie mam. A teraz idę owinąć się w dżersej, jak się nie ruszam to mi zimnawo. Nawet mustasze poruszane wiatrem od lasu, ani oczy z cząstką nieba cóś mnie nie rozgrzewajo.;-) A obiad nieugotowany, tak bezczelnie, bez zwalania na powieść! Tak nawiasem pisząc ta zachęta sugeruje że mamy do czynienia z klasyczną powieścią dla kucharek, he, he, he ( w tym miejscu przeprasza się osoby pichcące ).
OdpowiedzUsuńhano, ale jednak przeczytałyście!:)))))
OdpowiedzUsuńRaczej przekartkowały, dybiąc na tego typu smaczki, czy też inne smrodki :))
UsuńNo dzie, Dora! Już na pierwszej stronie był kfiatek jednoznacznie definiujący tę literaturę!
UsuńSkorzystałam z pomocy naszego dobrego wujka G. i juz wiem, że autorka tego arcydzieła "pisała od zawsze". Matku bosku, jakby powiedziała Opakowana, nie mogli jej poloniści deczko zniechęcić w szkolnych latach, się pytam? Czy może to jest odreagowywanie traumy z czasów szkolnych? Bóg jeden raczy wiedzieć. I tak to "W końcu zdecydowała się przesłać swoją powieść do wydawnictwa. Urzekła wszystkich. Pracuje już nad kolejną książką". No to miejmy się na baczności!
OdpowiedzUsuńAle ale, sa też zachwyceni. Czytelniczka podpisujaca się Gladys uznała, że to "bardzo głęboka książka, poruszająca doszczętnie". De gustibus non disputandum est i do niczego nie prowadzi.
No nie wiem, czy dla kucharek. Czytanie tej "doszczętnie poruszającej" powieści chyba skutecznie uniemożliwia gotowanie. Ale aż tak to się nie znam na literaturze poruszającej.
A jeśli jednak umożliwi (gotowanie) to zupa na pewno będzie przesolona....
UsuńBarbara
doszczętnie w dodatku:)
UsuńIzydoru, jaka głębokość, takie poruszenie...
UsuńDoszczetnie poruszanie mi sie z choroba sw Wita kojarzy....
UsuńPisać w zasadzie można o doopsku Marii a i tak niektórych doszczętnie to poruszy. Ot, magia słowa pisanego. Pani Dorota pisze żeby się sprzedawało ale wsparcia ni ma - znaczy zawód redaktora jakby na wymarciu bo nikt nie zapanował nad "niezwykłą warstwą językową". Z drugiej strony to może pracy z "niezwykłą warstwą językową" jest tak dużo że trza ghostwriter'a zatrudnić a nie redaktora. Doszczętnie mnie poruszyło że w zasadzie każdy cóś tam może klecić a dział marketingu i tak wciśnie to jako odkrycie literackie. Szczęśliwie od pewnego czasu mam uczulenie na beletrystykę, czuję się jak zaszczepiona przeciw zarazie. :-)
OdpowiedzUsuńTakie stworzycielki dzieu na niektórych forach nazywają się ałtoreczki lub ałtorkasie, bo sporo ma Kasia (tak właśnie, choć np. baba kole czterdziestki i ponoć pracownica wydziału psychologii w jakiejś wyższej szkole). Blurpy na okładkach dzieu obowiązkowe, no ale np. Beacie Tyszkiewicz jednak się dziwię.
OdpowiedzUsuńNo i dzieuo niżej pięciuset stron rzadko schodzi.
Że ktoś to pisze, nawet się nie dziwię, że ktoś wydaje z nadziejami na zysk, też niekoniecznie, ale że ktoś to kupuje? Chyba dziwką zostanę ;)
Galia anonimia
Galio A. takie prawa rynku. Jakby popyta nie było, to by nie pisali (chyba). Sąsiadka mojej siostry kupiła, no ale - jak powiada wyżej Izydor - de gustibus non disputandum est. A może - paradoksalnie - należałoby cieszyć się, że ludziska czytają cokolwiek?
UsuńDziwką powiadasz? To ja z Tobą. Dla sprawdzenia praw rynku.
Kobieta jak wino, im starsza, tym lepsza. :-D
UsuńTaaa...
UsuńWątpisz? No wiesz, co jak tu i siebie pocieszam nieco, a ty tu krecią robotę w poczuciu własnej wartości mojej odstawiasz. Tak się nie godzi.
UsuńJak mają czytać cokolwiek to niech czytają książkę telefoniczną ;) (chociaż to już chyba pozycja antykwaryczna?).
UsuńLudziska tak jakoś w ogóle wolą cokolwiek ale chyba się z tego nie cieszysz?
Barbara
Agniecha, kto Ci naopowiadał takich rzeczy? Powiedz mi jeszcze, że kochanego ciała nigdy za wiele, to się zaszczelę.
UsuńAgniecha - dobrze, ze jak wino a nie na przyklad ser...
UsuńOpakowana - przestań!
UsuńAle CO ja robie???? NO?
UsuńA w jednej z księgarni internetowych mamy tak:..... " Dorota Gąsiorowska, mistrzyni literatury obyczajowej, autorka Obietnicy Łucji i Marzenia Łucji powraca w wielkim stylu z zupełnie nową powieścią!" Chodzi o Primabalerinę. Mnie interesuje chyba bardziej kto to kupuje? Hanu, pliiiis o profil sąsiadki :)
OdpowiedzUsuńLilka, że styl będzie wielki nie wątpię!
UsuńPrawda jest taka, że intelektualiści to raczej mniejsza część społeczeństwa, a ludziom mniej skomplikowanym intelektualnie, zniechęconym na dodatek prozą życia, odpowiada właśnie taki poziom jak Marzenia Łucji.
OdpowiedzUsuńMarija, nie zgadzam się. Nie trzeba być intelektualistą, żeby odróżnić chłam od nie-chłamu. Dostarczanie czegoś takiego ludziom mniej wyrobionym czytelniczo powinno być zabronione.
UsuńTak właśnie. Pisać istotnie każdy może ale już nie każdy powinien to chwalić , drukować i wydawać.
UsuńBarbara
Podejrzewa, że wtedy nie będą czytać w ogóle i ja naprawdę nie wiem co lepsze.
UsuńMarija, takie gie nikogo nie rozwinie:) Równie dobrze może nie czytać wcale. Starczy "Życie na gorąco", ten sam poziom.
UsuńPrzecie to czysty, zywy piniondz - ludzie kupujo wyraznie te dziela....
UsuńA mnie najbardziej podoba sie smrodek zaklamania, czort tam z wasami powiewajacymi i dzersejem hebanowym na posadzkach, smrodek jest po prostu boski.
OdpowiedzUsuńKiedy bylam malom dziewczynkom, babcia dala mi swoja stara ksiazke, ktora miala od wlasnego dzieciectwa. Autora nie pamietam, tresci tez juz za bardzo, ale tyul miala "Swiatlo w mroku" z podtytulem Powiesc dla dorastajacych panienek. Ktos pozniej ja ode mnie pozyczyl i nie oddal. Tresc byla wypisz-wymaluj podobna w stylu. Ja takie ksiazki nazywalam pozniej powiesciami dla podkuchennych.
AMP, może Twoja książka jest u wzmiankowanej autorki?
UsuńNie znam niewiasty. No chyba, ze jakims lancuszkiem do niej dotarla. :)
UsuńAMP, a bo to wiadomo? Antka wuja żuny córka, po mężu Gąsiorowska albo odwrotnie.
UsuńMnie sie widzi, ze Pantera tak nas kokietuje.....Gasiorowskiej pozyczyla a pewnie Gasiorowska wogle taki to nomdeplum. ale swoja droga jestem ciekawa powiesci dla dorastajacyh panienek.....
UsuńAle, ale do czegoś Wam się przyznam! Otó...czytałam Harlekiny! Kiedy leżałam na podtrzymaniu ciąży, teściowa przywoziła mi te nieszczęsne harlekiny, ja z grzecznosci je bralam, no i z nudow i dla oderwania się od czarnych myśli czytalam.Głupie strasznie, ale czego sie nie orbi dla zabicia czasu,jak nie można zza bardzo wstawać z łózka (tylko na siku pozwalali).
OdpowiedzUsuńE tam, Dora, to się nie liczy.
UsuńHa! Czas wychodzenia z szafy nastał.
UsuńTeż czytałam Harlekiny.
Moja Babcia była ich nałogową czytelniczką. Co tydzień kilka nowych, z biblioteki. A ja, kiedy bywałam u niej na wakacjach, pożerałam te Harlekiny również nałogowo, bo one uzależniają. Wchodzą gładko, wychodzą bez śladu, i tylko wstydliwa przyjemność pomieszana z niesmakiem pozostaje.
Agniecha, kiedyś, jak tylko pokazały się u nas Harlekiny, próbowałam czytać, ale nie dałam rady.
UsuńTeż miałam przygodę z Harlekinami. Przeczytałam kilka i jak się zorientowałam, że one wszystkie jak od sztancy bardzo szybko mi przeszło.
UsuńJa nigdy nie czytalam, ale moja kolezanka chciala zebysmy w biznesa poszly i miala gruby zeszyt podzielony na bardzo wyrazne czescie: bohaterka, bohater, miejsce, przeszkody, miejsce randek, kolor wlosow, okolicznosci przyrody etc etc . losowo mialysmy wybierac te czesci i dopisywac kawalki tekstu TEZ z puli.....i jakos nic.
UsuńTo ja się nie zważając na mróz i wiatr, które z ócz moich łzy rzęsiste wyciskają, po mieście włóczę i zaglądam czy aby papugi dla Was jeszcze się ostały, a tu taki tekst!
OdpowiedzUsuńPapug nie było, ani ich właściciela, bo kto by w taki ziąb ptaszki delikatne wystawiał. Tylko mnie się zdawało, że może...
Kwiatki literackie wybrałaś piękne, chyba gdzieś o autorce czytałam, ale nie pamiętam żebym widziała w księgarni jej książkę. Ilustracja piękna i ten wiatr od lasu....ach.
Ewo! Czuję się przytłoczona i zawstydzona, że tak z Opakowaną wpędziłyśmy Cię w stres! Kochana i dzielna jesteś, że Ci się chciało wlec pod Halę, całusów stodwa!!!
UsuńBarbara
Eee tam, wcale się nie czuj, taki dramatyczny tekst mi się ulągł pod wpływem tekstu Hany.
UsuńSama przyznasz, że fajnie brzmi, tylko mu jeszcze kolorytu dodać. :-))
Szłam na giełdę minerałów, prawie po drodze mi było.
Ojacie...rzeczywiscie wyszlo extra dramatycznie. Moze sie biznesman pojawi jak pogoda wyladnieje. Gielda mineralow...wynalazek szatana....
UsuńDlaczego aż tak? Ja się juz uodporniłam , a dzisiaj bakcyla połknęła wnuczka.
Usuńja bylam dwa razy i strasznie podstepne to miejsce, tak samo straszne jak kiermasze i festiwale wloczkowe..jak ja sie ciesze, ze nie moglam do Edynburga pojechac w ten weekend co wlasnie byl...wolne wole mam slabe, a w skarbonce pt fundusz butowy pustki. Do Edynburga jechac z mala kasa albo bez kartu kredytowej to najgorszy masochizm z mozliwych.
UsuńBiedne dziecko....ale jak dziecko nie medzi, ze MUSI miec xyz to moze byc ;)
Ewa2, kłaniam się w pas w podzięce, chociaż żałuję, że papug nie było. Może kiedy się ociepli?. No nie? Gdybym zobaczyła takie powiewające wąsiska też bym oszalała.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, nawet się dobrze nie przyjrzałam co było, bo mało było handlujących, czemu sie nie dziwię bo na mrozie i wietrze raczej ciężko stać.
UsuńU nas dzisiaj też wieje, że nie tylko kocimi ale nawet moimi wąsiskami wstrząsało, o!
OdpowiedzUsuńSzok po prostu! Pastisz na Mniszkównę to nie jest, bo Mniszkówna sama sobie pastiszem była i tylko tak daje się ją czytać. Boli tylko fakt, że obecne redaktory mają wrażliwość przedwojennych panien podkuchennych i tych z magla. A może po prostu w ich żyłach płynie krew owej wrażliwości, co to się na stołki redaktorskie wywindowała po studiach z powszechnego dostępu do nauki i punktów za pochodzenie? Przy skromnych mych dochodach strach mi jest zachodzić do księgarń, bo jednak tych 30-40 dych żal by mi było, a rynek księgarski natkany teraz takimi minami literackimi jak babcina kasza skwarkami. Nie to żebym specjalnie miała wyrobione gusta literackie, bo czasem podoba mi się to, co podobać się nie powinno, a jednak wąsiska na wietrze mnie ruszają ;) I zastanawiam się, kto wiózł te konie i dokąd, że się tak wynudziły setnie.
Nie tyczy to tylko literatury rodzimej niestety. Dlatego niech żadnej szanującej się Kurze nie przyjdzie do głowy inwestowanie w tfurczość Sophie Kinsella - cykl o Zakupoholiczce. Próbowałam, nie dałam rady. Moja wytrwała siostra dobrnęła do końca, bo szukała dna głupoty głównej bohaterki i jej zderzenia z rzeczywistością. Nie domacała się.
Ale jak ktoś chce dawkę dobrej literatury z salwami śmiechu to Evzen Bocek popełnił Ostatnią arystokratkę i dwa kolejne tomy :) Dobry, poczciwy czeski humor!
Dlaczego Smrodek zakłamania ma małpi pyszczek Tytusa de Zoo?
Miało być 3-4 dychy ;) żeby się setkami i tysięcami na książki szarpać aż taka bogata nie jestem.
UsuńDo czeskiego humoru polecam jeszcze cykl Sabacha, "Gówno się pali", "Masłem do dołu", "podróże konika morskiego". Arystokratka świetna jest.
UsuńDzięki! Notuję sobie ku pamięci!
UsuńJa już kupiłam na Allegro!
UsuńGowno sie pali mam!
UsuńPsie, otóż to! Wchodzę do księgarni i kompletnie głupieję, o ile nie mam konkretnego tytułu i autora do znalezienia. Najczęściej wychodzę bez niczego z mętlikiem we ubie i myślę sobie - w necie poszperam, ale w necie to samo:( Nie uświadczysz rzetelnej recenzji. Dlatego opieram się m.in. na Waszych rekomendacjach. A jak już mnie zeprze na jakieś czytadło, idę do Auchan i ryję w wielkich koszach z przecenionymi książkami, takimi za 9,99. Spoko można tam coś wyłowić, a nawet jeśli człek się pomyli, to nie za 4 dyszki. Przeczytam (albo i nie) i puszczam w świat.
OdpowiedzUsuńAle w koszach można całkiem całkiem się obłowić. Mam Gawędziarza Mario Llosy za 6 zyla by Tesco :)
UsuńPsie, przy okazji wizyty w Auchan czy innym Tesco nigdy tym koszom nie odpuszczam. Mam też parę perełek z tego źródła, poza czytadłami.
UsuńAcha, Psie - zbieżność fizjognomii całkowicie przypadkowa.
OdpowiedzUsuńRysuneczek to całe streszczenie tego opasłego tomiska. Najbardziej urzekł mnie ten smrodek zakłamania wychynający się zza chojaka ( hi, hi ) i cząstka nieba. Trochę odjechałas z tą wizualizacją ( sikam ! ).
OdpowiedzUsuńA charakter pisma to poznam choćbym oslepła.
P.S. Brakuje mi tylko cienia sciętych włosów :)
No właśnie i ja cienia tego brak dogłębnie, a nawet doszczętnie odczuwam.
UsuńNo przecież na rysunku jest przed fryzjerem!
UsuńNo tak. A my tak bez zrozumienia zażyczyłyśmy sobie cienia.
UsuńWłosów cień jest też przy nas, nie tylko przy Łucji.
UsuńIzydoru, obcięłaś swoje pukle?
UsuńNo tak, matołek ze mnie. Ale czy to oznacza następny rysunek, takie cdn.? Tutorial nam mogłabys pusć jak powstaje taki rysunek :)
Usuń*puscić
Usuńjej włosów cieeń. Lucindy. Wczuwam się. Moje pukle tnie regularnie Pani Ania i nie widzi ich cienia.
UsuńA moje pan Dżacek i twierdzi, że niedługo z głodu umrze "bo dzisiaj to wszystkie Maryjki"
UsuńLilka, ja nie chadzam do fryzjera, jakie Maryjki? Fryzura taka, czy jak?
UsuńJak Maryja, zona Józefa, względnie Maria Magdalena. Z pewnoscią chodziło mu o którąs z tych postaci:). Rzadko jeżdżę metrem ale przyjrzałam się. Ma rację. Szfystkie młode to maryjki :). Długie i rzadko scinane.
Usuńo matko!! zatkło mnie, już tylko te fragmenty wystarczyły!! intryguje mnie jedno, ten brak obiadu siostry, pochłonęło ją wypisywanie co "ciekawszych" perełek z tego dzieła? ;)
OdpowiedzUsuńElaja, ależ oczywiście! I cytowanie mi przez telefon co smaczniejszych kawałków!
OdpowiedzUsuńStrasznie dzis jestem opozniona, ale postuluje bys w wolnej chwili (??!!) przeczytala a potem nam opowiedziala obrazkowo. To by dopiero byl bestseller. i zadna Tyszkiewicz nam nie podskoczy! lece czytac komenty.
OdpowiedzUsuńp.s. do pisania powiesci sie nie nadawam.
Pees. Te wasy od lasu poruszajace sie kompletnie mnie rozlozylu...KCE WIECEJ!!
UsuńOpakowana, ta powieść jest gruba, a ja doszłam tylko do sto czterdziestej którejś strony! Kto wie, może kiedyś, w wolnej chwili?
UsuńOpakowana, nie starczyłoby mi życia - obawiam się.
OdpowiedzUsuńOpakowana, Dorota Gąsiorowska "pisze bardzo lekko, a przy tym urzekająco, a słowami potrafi otworzyć w nas najskrytsze zakamarki duszy", a Hana nie chce nam tu streszczac więcej. Ta Lucia opuściła Wrocław, w którym do tej pory żyła i pracowała, by udać sie na Podkarpacie. Nie ma jej już w naszym Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńJeżu, Izydoru, jak żyć???
Usuńa czy choc zabrala ze soba ducha wlosow i smrodek?
UsuńNo właśnie. Trzeba by doczytać:(
UsuńMiejmy nadzieje, że cień jej włosów udał się na Podkarpacie wraz z nią i smrodkiem zakłamania wyczuwalnym przez jej delikatną skórę.
UsuńBędę się rozglądała, jak ją spotkam, to wam powiem haha
UsuńHano,rozbudziłaś nasze zmysły, mus przeczytać i nam streścić.
OdpowiedzUsuńO nie, Dora, nawet dla Was tego nie zrobię!
UsuńNawet w odcinkach?????
UsuńA mówiła, że nas kocha...;(((
UsuńAż tak to nieee...
UsuńNigdy nie dałam rady Harlekinom, no nie mogłam. Lektura najczęściej kończyła się na tytule, rzadko wyłaziłam poza pierwszą stronę. Nawet nie wiem czy to jest kwestia poziomu literackiego czy gatunku. Fascynacja romansami to mi tak gdzieś po lekturze Trylogii, w późnych latach szkoły podstawowej przeszła. I to nie na inszą sztukę, wiecie ja to zasypiam na większości tzw. komedii romantycznych. Moje klimaty literatury pulpowej to historie o dzielnym sierżancie MO, który znalazł był zezwłok tajemniczej blondynki załatwionej struną od fortepianu przez szpiona wrażego mocarstwa, który via Monachium i zielona granica pojawił się w ludowej ojczyźnie. Kapitany Żbiki i inne Ewa wzywa 07 to są moje czytadła wstydliwe. Tylko że mam wrażenie że ta pulpa to na ogół poprawną polszczyzną była pisana, lapsusy się zdarzały ale kudy im tam było do realu ( prawdziwe raporty milicyjne to jest dopiero rozbój na mowie ojczystej a czasem i na zdrowym umyśle - taki kwiateczek "Prawdą jest, że Robert W. zgwałcił mnie kilkakrotnie podczas tego wesela, lecz nie był zbyt złośliwy w stosunku do mojej osoby, gdyż nie wyczyniał żadnych innych ekscesów, co mogłoby urazić moją godność oraz honor (...)".;-) ).
OdpowiedzUsuńKura Naczelna ma rację - nawet pulpa powinna być poprawnie napisana, zredagowana, tak żeby "trendowacizm" oczu nie raził. Poziom jakiś powinno się trzymać. Jednak dziełko o Łucji jak wynika z przytoczonych fragmentów jest tak nielogicznie napisane że muszą to odbierać "czytacze kodów" a nie zdań. Im wsio ryba a dobra redakcja kosztuje. Twórczość naukowa i artystyczna nie podlega ustawie o ochronie języka więc wydawnictwo ma gdzieś poziom polszczyzny i kaskę liczy bo ono nie jest od edukacji czytelników tylko od zarabiania.:-/
No właśnie, Taba, i to jest sedno i cała tajemnica. Kasa.
OdpowiedzUsuńJuż Od dawna nie wierzę recenzjom, odkąd parę razy nacięłam się na nowości z biblioteki. Harlequiny czytuję od czasu do czasu, jak bajeczki - niektóre i nie jak leci są zwykle miarę przyzwoite i formalnie, i pod względem literackim. Dzięki temu zresztą zidentyfikowałam ostatnio coś w rodzaju plagiatu - ściągnięty częściowo ze świątecznego harlequina pomysł autorka usiłowała potraktować ambitniej; osadziła w polskich realiach, dodała parę nieszczęść, chyba żeby było poważniej, a literacko marniutko. Recenzja oczywiście entuzjastyczna - książka cudowna a autorka niemal genialna. Tylko szkoda, że to nie ma nic wspólnego z prawdą. Nacięłam się również na powieść s-f, chyba pisał ją zawodowy wojskowy, bo większość treści zajmowały wyliczenia statków kosmicznych, a raczej ich liczebności i uzbrojenia, i taktyczne opisy bitew. Kiedy dochodziło do opisu relacji międzyludzkich była masakra. Facet chyba wydał książkę własnym sumptem, co odgadłam ze stopki redakcyjnej.
OdpowiedzUsuńO rety!
UsuńNie byłam w stanie strawić 50 twarzy pewnego młodziana. Książki w ręku nie miałam, ale natknęłam się na yt, na audiobooka. Monotonny głos aktorki nie zachęcał, treść także. Potem trafiłam na filmy, też nie dotrwałam do końca. Chyba oś ze mną nie tak? ;)
OdpowiedzUsuńA bo to nic ciekawego, ksiązki bym nie zniesła chyba, a film jeden ogladnełam przez przypadek, no szału nie ma, ale tyle szumu wokół tego narobiono, żeby to chyba napędziło i czytelnikow i ogladaczy.
UsuńKoleżanki zaciągnęły mnie na to goowno do kina w ramach babskiego wieczoru. Trudne to było doświadczenie:)
Usuńszczęsciem ogladałam w domu, mogłam wyłączyć kiedy mnie znuzyło.
UsuńŁomatko, Ninka, to jest ale pech! Trafić na taką militarną bombę!
OdpowiedzUsuńWas to zostawić na chwilę, nagdaczą, że czyta się pół godziny. I tak lepsze są niz ten przytoczony przez Hanę tekst. Mgli mnie od takich wypocin. Z niektórymi filmami mam podobnie... 50 mord tego, tam nie dałam rady przeczytać. Dała mi ten szajs koleżanka, żeby poczytać. Żenuła. Nie wierzę recenzjom, sa pisane na zamówienie. U mnie dzis zimno jak zaraza, ale ja oprócz małych dwoch godzinek za domem, babrałam się w farbach. Dzielna byłam, do netu nie zaglądałam.
OdpowiedzUsuńMasza, co zmalowałaś?
OdpowiedzUsuńMasz gdzieś może w całości naszą słynną powieść? Nie mogę znaleźć, chyba utkła w starym kompie:(
Teraz na obwolucie każda książka na miarę światowego osiągnięcia, ileś tam czytelników i sław polecających. Też już się kilka razy nabrałam, na entuzjastyczna recenzje, potem strawić nie mogłam.
OdpowiedzUsuńMaszka poka co zmalowałas.
OdpowiedzUsuńDorka, trzy całkiem święte kapliczki, a czwarta całkiem pogańską, baba z kotami, ale jeszcze nie skończona. Zaczęłam też piątą. Łapię słonko, po zmroku już mi żle się maluje. Oczy bolą. Pokaże, jak zmaluję wszytskie do końca. Robię na raty, łącze techniki, więc dobrze odłożyć i na nowo wrócić, przychodą pomysły...
Usuń:0 Fajnie. Lubię procesy twórcze.
UsuńZapowiada się bardzo interesująco. Ja jednak wielbię nad życie twoje Mnemoludy, to niesamowicie oryginalna twórczość, robiłaś to genialnie. Może jeszcze wrócisz do nich?
UsuńMikus, tylko mogę to robić w Kaczorowce. To brudna robota. Ale kto wie...materiał mam.
UsuńWszak wakacje przed nami, materiał masz, czekam z nadzieją:)) I bardzo chętnie bym nabyła twoje dzieło.
Usuń♥
UsuńMaluję kilka kapliczek jednocześnie. Jak Rucianka da Mnemoludy na KŁ to będzie tam I część naszej powieści, tzn. link do bloga. Druga część powinna gdzieś być (chyba), tylko nie wiem, gdzie. Wydaje mi się, że ją scalałam, ale to było jakiś czas temu. Gdzie to wetkłam?
OdpowiedzUsuńHanuś, twoja wizualizacja scenki z owego dzieła wiekopomnego mnie poraziła. Zwłaszcza smrodek jest moim faworytem... Ja też uważam, że nasze dzieło było o niebo lepsze. A Centuś! Rozczuliłam się...
OdpowiedzUsuńAle, ale, wszystkie narzekają, a nikt nie pociągnął akcji dalej??? Leniuszki...
Weny brakło.
OdpowiedzUsuńTo ja ruszyłam poniżej:))
UsuńTo ja jadę z tym koksem:
OdpowiedzUsuń"Konie znudzone jazdą zatrzymały się na skraju lasu. Gałęzie drzew poruszały się harmonijnie w rytm ciepłego wiatru , wiejącego z południa. Wąsy pławiły się w letnich podmuchach, drgając delikatnie, acz zdradzając pewną namiętność. "No i co, Łuśka? Niezła placówka, co nie?" właściciel wąsów odwrócił się do tyłu i wąsy drgnęły mu jeszcze mocniej na widok jej łabędziej szyi, wynurzającej się z gęstwy hebanowych loków. "Och, cudnie, ale czemu mnie tu przywiozłeś? Co będziemy robić?" wionęło cichutko z jej ust karminowych. "No co ty, duża dziewczynka jesteś przecież, he, he!" zaśmiał się z lekka obleśnie, gładząc przy tym jedwabiste wąsy. Łucja zarumieniła się nieco, co wąsy i ich właściciela doprowadziło niemal do ekstazy. "Ech, ty pączku mój wiosenny..." wyszeptał, wtulając wąsy w jej krucze sploty...
I nikt nie zauważył smrodku zakłamania, który po cichutku wyskoczył zza jodły i wpił się w zwoje czerwonego dżerseju. Wpił się mocno, namiętnie i nieodwołalnie, gdyż czerwony dżersej był największą miłością jego życia. "Ech , ty mój dżerseju jedyny..." szeptał smrodek, wijąc się w szale namiętności...
Niebo nagle pociemniało. Luśka wyrwała się z ramion właściciela wąsów drżących wciąż na wietrze, w swych bladych dłoniach naznaczonych bezwstydnymi żyłkami uniosła zwoje czerwonego dżerseju i na całej długości swych nóg rzuciła się w stronę błękitu subtelnie prześwitującego przez koronkowe korony drzew. Mogłaby przysiąc, że to cząstka nieba w oczach muzyka wabi ją i przywołuje. Biegła przed siebie bez tchu gnana tęsknotą i nadzieją wibrującą w jej sercu. Niepomna niczego nie usłyszała cichutkiego westchnienia ni to skargi, ni zachwytu dobiegającego spośród fałd dżerseju wijącego się wokół jej smukłych w kostce nóg. Na rączych skrzydłach miłości frunęła niczym barwny motyl. Nie widziała, że podąża za nią cień. Cień jej hebanowych włosów.
OdpowiedzUsuńBowiem ukryty w hebanowych włosach cień stosował swój życiowy bon mot,że kto w cieniu tego nie razi słońce;)
UsuńHanna
Tymczasem Smrodek zdołał przebić się przez jej alabastrową skórę w zagięciu kształtnego kolana. Rozciągnął się z lubością muskany chłodnym dotykiem czerwonego dżerseju i mlasnął z rozkoszy.Luśka zniknęła w dojmującej czerni lasu. Zapadła doszczętna cisza i tylko wąsiska drżały na wietrze.
OdpowiedzUsuńno nie, najsamprzód wpis Hany, o którym nie wiedziałam, potem komcie długie mądre i z polotem :) no i oczywiscie uśmiałam się po pachy!! a na koniec Mika i Hana w roli autorek tej Kaszmirowej historii o smrodku cienia :)))) Szykuje się bestseller ! I oby ta autorka na niego trafiła, biedna padnie trupem ze sromotnego wstydu :P
OdpowiedzUsuńLeśny dukt zalało niebieskawe światło księżyca. Jego blask pieszczotliwie ogarnął parę znudzonych koni i umięśnioną postać mężczyzny rozczesującego delikatnymi ruchami drżące wąsiska. Przez las niósł się tęskny dźwięk, jakby fletu, a to jego napięte do granic mięśnie grały...
OdpowiedzUsuńMięśnie te grały pieśń zwycięstwa, samczą pieśń satysfakcji ze zdobycia przedstawicielki płci przeciwnej. "Niezła dziewczyna, tylko trochę dzika..." powiedział do kompletnie już znudzonych koni Płowowąsy. "Po cholerę to lecieć na bosaka w ciemny las o tej porze. Nocka już nadeszła, jeszcze głupia nogę gdzieś skręci i będzie kłopot. Chyba jej poszukam jednak, jest się w końcu tym dżentelmenem, co nie?" Konie zarżały niby potwierdzająco, ale tak naprawdę nieco drwiąco. "A leć se matole, leć, może się stracisz gdzieś w tym lesie, to sobie na luziku do domu wrócimy..."
UsuńPłowowąsy ruszył w otchłań ciemnego boru, nawołując głośno Hebanowłosą "Luśka, ty głupia, gdzieś polazła, no, odezwij się!!!" Bór przedwieczny milczał jednak, jeno pohukiwanie sów niosło się z dala. "Luśka, kurna, gdzieś ty???" Wąsy zadrżały z lekką obawą. "Przecież nie będę łaził po tej ciemnicy!!!" Cisza była głucha jak pień. Zmurszały. Wąsy dotąd zawadiacko sterczące ku górze , opadły smętnie w dół.
A tymczasem Luśka gnana uczuciem nieznanym acz głębokim, biegła przez las ciemny i wrogi, a towarzyszył jej jedynie zawinięty rozkosznie w fałdy dżerseju, nasz ulubiony smrodek, bynajmniej nie dydaktyczny...
Dorobię po mojemu, żeby kryminalnie było.
Usuń"Mążczyzna rozejrzał się wokół, poszum przedwiecznego boru i nic. Po Luśce ani śladu, ani słychu, nawet cień jej kruczoczarnych do hebanu podniecających włosów wziął i zniknął wśród drzew. Kocim krokiem znudzonego lamparta wszedł na polanę jaśniejącą wśród ciemnego przestworu boru, spojrzał w niebo, sowim wzrokiem namierzył satelitę na czerni kosmosu i z kieszeni swojego trencza wysokiej klasy szytego na miarę w Monachium u krawca Schneidera wyciągnął płaski przedmiot podobny do latarki, jaką posługują się okoliczni małorolni kiedy czują że czas przynieść ziemniaki z komórki. Oddychając przez wąsy z niejakim trudem wyciągnął z płaskiego przedmiotu antenkę i nakierował ją w kierunku satelity. Zapikała czerwona lampka, widoczne były chrboty w urządzeniu. Niskim i chrapliwym głosem mążczyzna z płowymi wąsami wyszeptał do płaskiego urządzenia.
-"Smrodek zgłoście się"
Urządzenie zrobiło ghrygrhy, czerwona pikająca lampka zmieniła kolor na zielony
-"Zgłaszam się obywatelu majorze, biegnę za podejrzaną. Tu są same krzaki jeżyn, mam utrudniony pościg. Powtarzam, mam utrudniony pościg."
Major westchnął przez wąsy, Smrodek był dobrym wywiadowcą ale nie potrafił biegać. Snuł się tylko i żadne szkolenie nie pomagało.
-"Dobra Smrodek, podeślę Wam konie. Tylko żeby mi nie były znudzone jak ostatnią razą. I uważajcie do cholery na ten jej czerwony dżersej, nie wiadomo co on może zrobić jak go się przyprze do jeżyn".
Płowowąsy mążczyzna wolnym, wężowym ruchem opuścił rękę z urządzeniem. Kciukiem prawej dłoni wcisnął antenkę na miejsce i powoli, jak żółw ociężale włożył urządzenie do kieszeni trencza. Ten trencz niejednego i niejedną już zmylił, płowowąsy mążczyzna wyglądał w nim na agenta obcego wywiadu. Wprost biła z niego ta ukryta agenckość. Na Łucję też tak trencz podziałał, niemal wiła się z rozkoszy gdy zobaczyła metkę "Schneider und Schneider". Mążczyzna zamyślił się przez wąsy - A gdyby tak wykorzystać Łucję i czerwonego dżerseja w charakterze wtyk. On czarna, on czerwony, oboje bardzo dziwni. Tak, to mogło się udać.
Major zadrżał z zimna, w przedwiecznym borze temperatura znów spadła poniżej temperatury boru. Postawił kołnierz trencza i szybkim krokiem podenerwowanego karakala przemierzał ścieżkę prowadzącą do leśniczówki, w której stacjonowały konie. Nad borem dniało.
Nagle wąsy uniosły się. Najpierw delikatnie, nieśmiało, zaczęły drgać raz w lewo, raz w prawo, by w końcu ustawić się dokładnie w konkretny azymut. I zupełnie niepostrzeżenie, wpierw po milimetrze, lecz z każdą sekundą coraz szybciej i szybciej zaczęły się wydłużać i niemal na sztorc stojąc tworzyły już rodzaj długiej szpicruty, która zaczęła ciągnąć Płowowąsego ku ciemnemu borowi, gdzie Luśka jego ukochana przepadła. Wąsiska rosły i zaczęly przypominać osnowę, która w swym jeszcze niezrozumiałym zamyśle chciała coś opleść, ale sama nie wiedziała jeszcze co. Wąsacz gnał coraz szybciej, ale nie tak szybko jak jego wydłużający się wąs, więc co chwilę potykał się biedaczysko o cień swych własnych niepokojąco szybko rosnących własnym życiem wąsów. Wtem wąsy zadrżały, jakby wyczuwając woń Smrodka. Naprężyły się, ba! stanęły wręcz dęba, przez co Płowowąsy najpierw zarył w poszycie, by dosłownie za chwilę wykonać salto mortale połączone z potrójnym Akslem. A wąs za nim! Widok był zachwycajacy, aż dobiegający zza drzew Smrodek zamarł, by po chwili puścić z zachwytu wielkiego bąka.
UsuńOd strony bezczynnych koni rozległ się odgłos sążnistego pierdnięcia,uwolniony jak dżin z butelki smrodek z wolna rozpływał się nad okolicą.
UsuńSorry za prostactwo.
Hanna
Tera to już idę spać. Sonic, Twoja kolej!
OdpowiedzUsuńBranoc.
UsuńDzień dobry :)
OdpowiedzUsuńSzarawo, mróz lekki -6
To pogodnego dnia !!!
Barbara
Hana - zwalniam z obowiazku czytania oryginalu, piszcie z Mika dalej. Choc...dobrze byloby przechwycic pewne watki z tegoz oryginalu...
OdpowiedzUsuńdziedobry - zimno, slonecznie, ptaszki na sniadaniu na tarasie. grubo ciete obierki po jablkach zjedzone. przez ptaszki.
-10. Słońce ostro świeci. W kozie napalone. Kawa popijana. Trzeba wyjść do koni.
OdpowiedzUsuńNo,nie mogie!Tak sprofanować imię sycylijskiej Luśki!W życiu nie przeczytałam żadnego harlekina acz dostałam onegdaj od koleżanki na imieniny cztery pierwsze numery.Se stały i już,chociaż"Trędowatą"i"Ordynata Michorowskiego"zaliczyłam bo mama się nią tak wciąż zachwycała a i"Chata za wsią"też była w tych zachwytach.Pożerałam na wyścigi z ojcem"Tygrysy".Co do recenzji to myślę iż ichnia"kwiecistość"w opisach jest w stanie sprzedać i to dobrze nawet guano pięknie zapakowane.
OdpowiedzUsuńU mnie -4 słonecznie i sucho.
Miłego dnia Kurnikowi:)
Dzień dobry. Szaro nadal, wieje, -7, nie pada.
OdpowiedzUsuńDrżące, a potem oklapłe wąsy, ciemny bór,smrodek pod dżersejem, w sam raz na dobry humor z rana. Chętnie poczytam cd.
-20 było rankiem. Nie bawię sie już w taką zimę . To jawne oszustwo jest. Wiosna za rogiem stoi. Słońce ładne, ale ziąb. A ja dziś muszę po urzędach się szwendać.
OdpowiedzUsuńPięknie się alternatywna powieść rozwija. Nie dołączę, bo ja tylko kreminały mogę chyba, żadnego romantyzmu, drgań serca, namiętności etc. nie oddam słowem lekkim jak Hana i Mika. Czekam na ciąg dalszy historii Luśki w ciemnym borze, cienia jej hebanowych włosów i smrodku spowitego dżersejem oraz koni. Koni żal, że muszą tak stać bezczynnie. Niechby już poszły do dom.
Dobrego dnia!
Moją wenę chyba wyparł katar, który mię był złapał i trzyma... Ale uśmiałam się po pachy - nie ma to, jak dobrze napisany pastisz:D:D:D
OdpowiedzUsuńNawet nie podejmuję wyzwania. Nie dośc, że klawiatura wytarta i piszę na oślep, to jeszcze talentu do pięknych zwrotów nie posiadam. Historyjka z życia wzięta, na mszy, kandydat na księdza ma swój udział w kawałku mszy i tak lekko stremowany rzecze: módlmy się, za naszego biskupa, archidjecezjanego Alfonsa...( atak śmiechu pozostałych adeptów) Imię było autentyczne tylko, jak to brzmi...
OdpowiedzUsuńA drugą trzeba sobie wyobrazić. Nie każdy ma dar do śpiewu, ale jak trzeba poderwać masy do gromadnego śpiewania i zaczyna się znaną pieśń "Pan Jezus już się zbliża" na melodię piosenki obozowej " Gdy strumyk płynie z wolna", to można wywołać atak śmiechu połowy kościoła. Ponoć tak było.