Kureiry! Idzcie do Gosianki zaraz po przeczytaniu kryminału. Potrzebna pomoc. Bardzo!
CZĘŚĆ 2 , napisana przez Bachę.
Do pokoju wszedł przystojny, lekko szpakowaty mężczyzna, ok. 35 lat. Dość wysoki, wysportowana sylwetka i gdyby nie oczy niesamowicie podobny do Lorda Wintera. Przy ciemnobrązowych włosach miał niebieskie oczy ale to nie był zimny kolor, twarz Archibalda Wintera sprawiała sympatyczne, można by powiedzieć, takie ciepłe wrażenie. Oho, pomyślał Trent, pewnie w tych ślepiach ciągle topi się jakaś dziewczyna.
Witam Pana, powiedział do Trenta, podając mu rękę, zapewne chce mi pan postawić kilka pytań ale nie sądzę żebym mógł dodać coś do tego co powiedział już mój ojciec.
Wdzięczny jednak będę, jeżeli Pan opowie mi swoją wersję przyjęcia urodzinowego żony lorda Wintera.
No cóż, kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze, menu było wspaniałe, Ann, kucharka, wspięła, się chyba na wyżyny swoich możliwości, ale tym nie będę Pana zanudzał inspektorze. Kiedy Jody serwowała kawę i deser, lady Winter przeprosiła na chwilę gości i wyszła na chwilę do swojej altany, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wszyscy byli trochę zaniepokojeni ale nie chciała towarzystwa. Resztę już pan zna.
Taaak, powiedział Trent, pan pozwoli lordzie Winter, że zapytam jakie były stosunki pana z żoną pana ojca. Zajęła w jakimś sensie miejsce pana Matki, pierwszej lady Winter.
Czy nie są to zbyt osobiste pytania, Lord Archibald lekko zmarszczył czoło.
Proszę tego tak nie traktować, nie prowadzę rozmów towarzyskich, ja przesłuchuję.
L Archibald patrzył przez wysokie okno. Lady Winter była bardzo ciepłą, serdeczną osobą. Po tym jak matka opuściła nas ojciec długo był sam. Kiedy poznał ś.p. Lady Winter bardzo zależało mu żebym ją zaakceptował. Na początku było mi trudno ale z czasem bardzo ją polubiłem. Ona nie starała się zastąpić mi matki, myśmy się po prostu zaprzyjaźnili. To nie była kobieta, której wszędzie było pełno ale jej nieobecność w domu była od razu wyczuwalna, od razu robiło się pusto. Kiedy wyprowadziłem się do Oxfordu bardzo często rozmawialiśmy ze sobą. Potem coraz rzadziej ale nasze stosunki pozostały serdeczne i bliskie. Nie wiem jak mój ojciec zniesie jej nieobecność.
A pan?
Nie wiem.
W głosie Archibalda wyczuwało się smutek.
A czy zna pan lordzie Winter kogoś kto darzyłby niechęcią lady Winter?
Nie znam i nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić inspektorze ale uważam, że nie ma ludzi, których wszyscy darzą sympatią. Sądzę, że siostra lady Winter mogłaby coś bliższego na ten temat powiedzieć.
Dlaczego Pan tak uważa- zapytał Trent
Z tego co wiem, były bardzo blisko ze sobą związane zanim lady Helen wyszła za mąż za mojego ojca.
W tym momencie PPP wstał, popatrzył na lorda Archibalda i podszedł do okna. Tropik wracaj-powiedział Trent.
Jakie dziwne oczy ma ten pies, jakby przenikały na wskroś, co to za rasa? zapytał lord Archibald - w jego głosie Trent wyczuł ledwo zauważalne zmieszanie. Ale Tropik dał mu sygnał : daj spokój, niczego się więcej nie dowiesz.
Dziękuję lordzie Archibald, to na razie wszystko i prosiłbym nie opuszczać posiadłości.
Czy byłby pan uprzejmy i poprosił do mnie lady Mirellę?
Oczywiście inspektorze, czy przejażdżki konne w obrębie posiadłości są dozwolone - zapytał lord Archibald
Tak - krótko rzucił inspektor Trent.
Tropik patrzył cały czas przez przez okno. Co mi chcesz powiedzieć piesku? Tropik odwrócił się do niego ze wzrokiem mówiącym: nie łapiesz co ci mówię? Kurcze nie łapię, westchnął Trent. Tropik wrócił na miejsce koło fotela i zwinął się w rogala.
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła młoda kobieta z dwiema tacami. Lord Winter przeprasza, że nikt o tym wcześniej nie pomyślał, na pewno chętnie napije się pan inspektor kawy, jest też herbata, dołożyłam też kilka kanapek. Lady Mirella przebiera się w swoim apartamencie i zejdzie za dwadzieścia minut.
Bardzo dziękuję......?
Susan, dzisiaj pomagam w kuchni. A to dla pana pupila. Susan postawiła przed Tropikiem wspaniałą cielęcinę z jarzynami i jogurt.
Trent zaniemówił. Skąd pani wie,że Trop lubi jogurt? Wiem, przecież to PPP, a o jego zwyczajach pisał jakiś dziennikarz. Uśmiechnęła się i zniknęła.
Trent nie zapamiętał nawet jej wyglądu, tylko głos. Ach, drobiazg, przecież i tak ją będę pzesłuchiwał. Ppatrzył na Tropika pochłaniającego jedzenie i nagle uświadomił sobie, że nikt nigdy nie pisał o jego ulubionych potrawach.
Na razie muszę podreperować siły pomyślał i zabrał się za kanapki, rozpływały się w ustach.
CZĘŚĆ 3 napisana przez Mikę.
Jednak odłożył kanapkę, gdy spojrzał znów na psa. Tropik zjadł starannie mięso i jarzyny, natomiast jogurt tylko obwąchał i odwrócił się do niego tyłem.
"Tropik, co jest, wszak to twój ulubiony jogurt?" zapytał Trent
Tropik rzucił mu spojrzenie pełne politowania, mówiące "Co ty, nie wiesz, że mam najlepszy węch w Anglii? Weź do analizy."
Trent natychmiast zrozumiał o co chodzi. "Ktoś cię chce otruć??? Ciebie, piesku, funkcjonariusza na służbie??? O niedoczekanie! " Wyjął z przepastnych kieszeni starej tweedowej marynarki plastikowy pojemnik, do którego szybko przelał jogurt, zakręcił i schował z powrotem. "Może byś moje kanapki obwąchał? I kawę, co?" Egzamin wypadł OK, więc inspektor dokończył kanapkę. Zadzwonił do sierżanta Muggsa, pilnującego wejścia. "Muggs, zostaw kogoś na straży i przyjdź do mnie do salonu na chwilę" polecił. Gdy sierżant wszedł, Trent szybko przekazał mu jogurt. "Wyślij kogoś natychmiast z tym do laboratorium", szepnął. "Tak jest , szefie. Co jest?" "Ktoś chce otruć PPP" powiedział inspektor - "Tylko ciii, nikt nie może wiedzieć, że Tropik nie zjadł jogurtu!" "Jasna sprawa." Muggs poklepał psa po grzbiecie. Bardzo go lubił i cenił jego umiejętności. "Niezły jesteś chłopie, trzymaj się."
W tym momencie rozległo się pukanie i do salonu weszła córka Winterów, Mirella. Na jej twarzy widać było ślady łez i była bardzo smutna. Ubrana była w ciemną elegancką sukienkę. Mirella miała około 20 lat i była ładną dziewczyną, choć nie była to jakaś wielka piękność.
"Dzień dobry, inspektorze. Przepraszam, że pan czekał, musiałam się przebrać. Oblałam się winem na przyjęciu..."
"Oczywiście, żaden problem. Skorzystaliśmy z Tropikiem z poczęstunku, który nam przyniosła Susan."
"Jaka Susan??? - zdziwiła się Mirella - A, ta dziewczyna, co pomagała dzisiaj w kuchni..."
"Jak to dzisiaj? To ona nie pracuje u państwa na stałe?"
"Nie, nie, pomagała dzisiaj z okazji przyjęcia, nasza pomoc domowa się rozchorowała i przysłała ją w zastępstwie."
"Tak, rozumiem. Czy mogę prosić o nazwisko pomocy domowej? Chciałbym z nią porozmawiać."
"Oczywiście, Jenny Stubbs, pracuje u nas od lat."
Mirella potwierdziła przebieg przyjęcia, zrelacjonowany wcześniej przez lorda i Archibalda. Inspektor przeszedł do pytań o relacje rodzinne.
"Jak układały się stosunki pani matki z Archibaldem? Bycie macochą nie jest łatwe."
"O nie, on nigdy tak o niej myślał. Mama nie starała się zastąpić mu matki, była raczej opiekunką, koleżanką... Była taka kochana i dobra... - tu Mirella znów się rozpłakała . "Przepraszam, to wszystko takie straszne..."
"Oczywiście, rozumiem. A jak układało się pani z Archibaldem?"
Twarz Mirelli trochę się rozpogodziła. "Och, Archie! Stara się być dla mnie starszym bratem, opiekuje się mną, zabiera na różne imprezy, jest bardzo zabawny i wesoły. Niestety ma jedną wadę, za bardzo lubi karty... "
Inspektor nadstawił ucha. Nareszcie jakaś skaza na kimś z Winterów! "Tak? A wygrywa czy przegrywa?" uśmiechnął się lekko, zachęcając Mirellę do odpowiedzi.
"Niestety, częściej przegrywa. Kiedy był w Monte Carlo napisał nawet list do mamy z prośbą o pieniądze..."
"Skąd pani wie? Czytała go pani?"
"Nie, nie, mama go spaliła w kominku. Ja jej go przyniosłam i poznałam charakter pisma Archiego. Słyszałam potem, jak mama mówiła tacie, że jakaś znajoma pisała do niej z prośbą o pieniądze, nie chciała go pewnie martwić. Miałam ją nawet zapytać, czemu tak powiedziała, ale zapomniałam, a potem już nie zdążyłam..." Usta znów wygięły się jej w podkówkę. Tropik, wyczuwając sytuację podszedł do niej i polizał ją po ręce.
"Jaki kochany piesek!" uśmiechnęła się przez łzy. "Piękny jest, jaka to rasa?"
"Polski pies gończy, przywiozłem go od przyjaciół z Polski" odpowiedział Trent. "Ma świetny węch."
"Inspektorze, czy jeszcze jestem potrzebna?" zapytała Mirella. "Chciałabym się położyć..."
"Oczywiście, dziękuję, bardzo mi pani pomogła. Czy mógłbym poprosić teraz pani ciotkę, Pandorę?"
"Tak, zaraz ją poproszę. Ciocia najwięcej panu opowie o mamie, były bardzo zżyte i zawsze miały jakieś swoje tajemnice..."
Po wyjściu Mirelli Trent zwrócił się do Tropika. "No i co, stary? Sprawa się rozwija a wątki się mnożą..." PPP zamachał energicznie ogonem, co miało oznaczać: "Nie martw się, damy radę. Twoja głowa i mój nos to potęga!"
Trent uśmiechnął się. Jego pies zawsze potrafił mu przywrócić dobry nastrój.
Tymczasem do pokoju weszła Pandora. Była bardzo elegancką i zadbaną kobietą, chyba dobrze po czterdziestce, choć wyglądała młodziej. Była ubrana w szafirową suknię, skromną, choć z pewnością bardzo kosztowną, a na jej szyi połyskiwały piękne perły, które raczej imitacją nie były. Tropik pociągnął nosem, czując zapach wykwintnych francuskich perfum.
"Dzień dobry pani..." zaczął inspektor, ale przerwał mu dzwonek jego telefonu. Przeprosił Pandorę i odebrał. "Tak, proszę... Tak, rozumiem... Bardzo proszę przysłać mi to na piśmie, dobrze?"
"Przepraszam panią bardzo, zwrócił się do Pandory- ale muszę zmienić kolejność przesłuchań, otrzymałem kilka nowych informacji. Chciałbym teraz przesłuchać Susan, pomoc domową, która pomagała podczas przyjęcia."
Nieco zdziwiona Pandora wyszła, ale wróciła po chwili dość zmieszana.
"Inspektorze, ale jej nie ma..."
"Jak to nie ma??? Przecież kategorycznie zakazałem komukolwiek opuszczać posiadłość!!" krzyknął zdenerwowany.
"Powiedziała kucharce, że musi iść zapalić do ogrodu i nie wróciła..."
Inspektor wybiegł z pokoju, PPP pobiegł żwawo z nim. "Muggs, natychmiast trzeba zarządzić przeszukanie ogrodu i posiadłości" zwrócił się do stojącego przy wejściu sierżanta. "Szukamy pomocy domowej, Susan. Miałem telefon z laboratorium, podała Tropikowi zatruty jogurt. Trucizna pochodzenia roślinnego, prawdopodobnie z roślin australijskich. Ja muszę znaleźć w kuchni jakiś przedmiot z jej zapachem i idziemy z Tropikiem do ogrodu. "
Trent udał się do kuchni. Kucharka potwierdziła, że Susan wyszła na papierosa jakieś pół godziny wcześniej. Tropik obwąchał starannie ścierkę, którą Susan wycierała kieliszki i razem z inspektorem wyszedł tylnym wyjściem do ogrodu.
"No piesku, pokaż, co potrafisz" szepnął Trent do ucha psa. "Szukaj śladu, szukaj!"
Tropik podjął ślad. Szedł z nosem przy ziemi, momentami przystając i łapiąc górny wiatr. Skierował się ku bardziej zarośniętej części ogrodu, gdzie znajdował się drewniany budynek gospodarczy. Za budynkiem rosły piękne, dorodne pokrzywy. Pies pobiegł właśnie tam. Inspektor starał się dotrzymać mu kroku , ale trochę się zadyszał. "Cholera, trzeba mniej palić, więcej biegać" pomyślał.
Tymczasem Tropik szczekał już w zaroślach. Trent zobaczył Susan , leżącą w gąszczu pokrzyw...