Dzisiejszy, Tupajowy wpis o lisie przypomniał mi historię pewnego polowania.
Ładnych parę lat temu, na samym początku naszej wiejskiej kariery, któregoś letniego poranka odkryliśmy, że ktoś nocami hula po naszym obejściu. Nic nie wynikało z drobiazgowego śledztwa, ani z nocnego stróżowania. Nic i nikogo, żywej duszy! I tak codziennie znajdowaliśmy: a to kaloszki porozwlekane po całym ogrodzie, a to plastikowe wiaderko w miejscu, do którego żadną miarą samo się nie doturlało, a to jakieś gałęzie porozciągane w paradnym miejscu, albo ręcznik, którego szukałam, nagle objawiał się pod świerkiem... Doszliśmy do wniosku, że to lisia sprawka, domniemany sprawca był bowiem widywany w sąsiedztwie. Dziwne zachowania, jak na lisa, no ale te zwierzaki dzikie teraz coraz bliżej człowieka, to kto je tam wie? I tak trwało to jakiś czas, aż czara goryczy się przelała. Pewnego ranka znaleźliśmy nowiutki, ogrodowy wąż pogryziony w drobny mak. Postanowiliśmy więc złoczyńcę przechytrzyć i zastawić pułapkę. W tym celu Mój (Pomysłowy Dobromir) zbił sporych rozmiarów skrzynkę z klapką otwierającą się tylko w jedną stronę (one way ticket). W skrzynce był szyber-dach z szybką, aby biedny stwór - jeśli już tam wlezie, nie zwariował do rana ze strachu i klaustrofobii. Z braku kury mieliśmy zamiar wabić lisa wędzonym boczkiem. Pierwszej nocy - nic. Drugiej nocy - zniknął boczek. A w obejściu nowe zniszczenia, m.in. w połowie zeżarty but Mojego (było nie zostawiać samopas nie tam, gdzie trzeba). Pułapka z szyber-dachem została ulepszona, boczek zakupiony. I nic. Rankiem bałam się tam zaglądać niepewna tego, co/kogo w niej zastanę. Niedźwiedzia? Sąsiada? Inkasenta? Listonosza?
I tak trwało to trochę, aż pewnego razu, wtem... zaglądam do pułapki, a tam...duży, z wielkimi oczami, z wielkimi zębami... szaro-biały...kot!
Liska mieliśmy zamiar wywieźć w pola i lasy. Zważywszy, że lisie terytorium jest ogromne, musielibyśmy zawieźć go gdzieś pod Szczecin.
Wypasiony na boczku kot udał się w sobie tylko wiadomym kierunku, a my daliśmy sobie spokój z polowaniem.
Demolka w obejściu trwała jeszcze jakiś czas, aż któregoś razu zjawiła się w świetle dnia: śliczna, malutka i młodziutka, o jedwabistej sierści ruda suczka Diana. Przechodziła sobie przez płot tak, jak przechodzi teraz Wałek. Zaprzyjaźniła się z naszymi psami i wszystkimi psami, które przyjeżdżały do nas z wizytą. Spędzała z nami dnie i noce, karmiona, pojona i szczepiona. Od czasu do czasu chadzała do swojego niefajnego"domu" i nie było jej parę godzin, albo parę dni. Potem przychodziła jakby nigdy nic, siadywała na naszym ganku, na poręczy, albo na skrzynce z kwiatami, skąd miała dobry widok na drogę i obszczekiwała każdego, w tym swojego "pana".
Nie ma już ślicznej Dianki, kiedyś opowiem jej długą historię. Ciągle sprawia mi ból, bo może mogłam zrobić dla niej więcej. Ale to bardzo długa historia.
PS. Lisek przychodzi latem napić się wody z psiej miski.
Na zdjęciu jest Hukała - już za Tęczowym Mostem. Bardzo lubili się z Dianką. Frodo też. Wałek Dianki nie poznał.
A jutro... jutro zobaczę się z Kretowatą! Kretowata! Rychtuj kurnik, nadciągam!
Śliczna mądra psinka - wiedziała gdzie przyjść :) te zniszczenia to chyba takie 'testowanie' cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńa i kot boczku pojadł ;))
Mój żółty Reks też tak przyszedł nie wiadomo skąd, wszedł do pustej budy i już tak został, tyle że szybko przeprowadził się na kanapę
Dianka przychodziła od jednego takiego, hm... Wtedy była szczeniakiem, stąd demolka. Była u nas na półkoloniach coś z 5 lat.
OdpowiedzUsuńPsom wiele wybaczamy
OdpowiedzUsuńPierwszy terrier wybrał sobie mojego męża gdy ten wracał od sąsiada z drugiego końca wioski.Szedł za nim i...został.Prawdopodobnie ktoś go wyrzucił bo jako łowny był za "wyrywny" i zamiast za dzikiem na polowaniu gryzł się z innymi psami.Straszny był pies na inne psy.Do dzisiaj drżę jak psy się gryzą.Tyle że był kochany i piękny.'Lis też do nas przychodzi.Kiedyś nieopatrznie wystawiłam jedzenie na parapet i wyjadł innym razem widziałam jak wypija wodę z ptasich poideł.Szkodnik
O psach mogłabym dużo i długo
Pozdrawiam
To tak jak większość z nas! O psach i kotach mogę nawijać 24H bez przerwy. Rekord Guinessa murowany! Liski lubię, może one i szkodniki, ale jakie piękne! Co one winne? To człowiek zawłaszczył ich tereny, wyrzyna bezmyślnie drzewa, krzewy i inne chaszcze to co mają biedne zrobić? Trza kury zabezpieczyć. Jedzenie na parapecie? Toż każdy lis wie, że to dla niego!
OdpowiedzUsuńDobrze się te zwierzaki czuły i czują u Was, to przychodzą.
OdpowiedzUsuńMiłego spotkania, dziewczyny :))
Dzięki Lidka, może też śmigniesz?
OdpowiedzUsuńTez bym się do was przyplątała, a co :)
OdpowiedzUsuńPrzyplącz się, przyplącz! Trochę daleko chyba, ale jeśli zaraz wyruszysz, na rano będziesz. Odbierzemy Cię z dworca, nie Kretowata?
OdpowiedzUsuńLisy bardzo lubie, juz od dziecinstwa mnie intrygowaly :) Piekne futerko, puszysta kita, zwlaszcza zima :) Nie moge sie nadziwic ich sladom na sniegu, chod sznurkowy jak nic ;) Jak one to robia ?
OdpowiedzUsuńGdy bylam mala dziewczynka to moda lisowa panowala, kobity sie stroily w kolnierze, czapki, futra. Wtedy te zwierzeta przechodzily rzez...
Hana droga, mysle, ze zwierzeta czuja dobrego czlowieka i tak bylo z Dianka.
Moj znajomy tez zastawil lapke na zlodzieja rybek z oczka...zlapal swojego kota, udzielil mu reprymendy i wypuscil :) Ach te zwierzaki :)
Orszulka, one (te lisy) chodzo jak modelki - nóżka za nóżką, żeby nie było widać, że krzywe są (nóżki). Dzięki Bogu, że ta moda przeminęła. Mnie osobiście grozą przejmowały te lisy w całości na szyi, z nosem, oczami, koszmar jakiś.
UsuńNo nie wiem, Dianka czuła głównie michę:)))
Ja nie wiem czy chcę tę historię przeczytać. Raczej nie. Coś czuję, że nie będę mogła potem spać. :(
OdpowiedzUsuńO Diance pisałam.
UsuńHistoria kotolisa przednia :)
Miłego spotkania. :)
GosiAnko, spoko, długo, a może wcale nie dojrzeję to historii o Diance.
UsuńDziękuję, dzioby nam się nie zamykają. Trafił swój na swego...
Nie dojrzewaj, ja też nie będę mogła spać. I cholera pamięć mam dobrą. To trudno będzie zapomnieć .
UsuńNie, Dziewczyny spoko, ja nawet myśli o tym odpędzam, nie, nie i nie.
UsuńA dzie mi koment zjadło? Eeeeee się napisałam.....nic to. Ładny ten Hukała, taki psi pies. Ucałuj Kreta w ryjek:))) Mnie się kiedyś złapała myszka w torbę foliową ( rklamówkę), na wsi to było. Wisiała ta torba na wieszaku, a mysza chyba coś tam zwąchała i wlazła, ale z wiszącej już wyjść nie potrafiła. Miał darowane życie. Druga też przeżyła, choć wpadła do wiaderka z wodą. Było tej wody tyle, że myszce wystawała tylko głowa, jak stała na tylnych łapkach. Nie wiem ile godzin tak stała, grunt, że rano, jak wstaliśmy i zobaczyliśmy myszę taką stojącą to wyjęliśmy, a ona już nawet nie próbowała uciekać, taka była słaba. Wu ją włożył w otwarty słoik, położył na słoneczku. Myszka wyschła, odpoczęła i sobie poszła.
OdpowiedzUsuńMatko, biedna myszka. Należało jej się. Gdyby Mój mi pozwolił, dokarmiałabym myszki na strychu. Ale on nie jest temu przychylny. Mika u siebie dokarmiała orzeszkami. Nie skończyło się dobrze....
UsuńHukała to był cwaniak nad cwaniaki. Taki trochę Wałkowaty z charakteru, też błąkał się po wsi, tyle, że po innej. Taki sprytek nauczony doświadczeniem (nie najlepszym). Zżerał wszystko, co mu się pod pychol nawinęło, bo nie wiedział, czy i kiedy coś się znajdzie. Wałek też tak ma. Nie miałam jeszcze psa (a myślałam, że Hukała był w tym najlepszy), który jadłby z taką porażającą szybkością.
UsuńTak mają te bidule, co zaznały w życiu głodu. Mój najpierw podchodzi do michy, potem się cofa, jakby w tej misce była trucizna, dopiero za jakiś czas znowu podejdzie i łaskawie zeżre. A co Mice myszki podgryzły? Myszki są ładne i milutkie tylko te ich siuśki strasznie capią. Taka mała mysza, a taki fetor zostawia. Z innej beczki, wiesz, że poznałam dziewczynę ma dokładnie takie samo imię i nazwisko, jak Ty? Jakąś rodzinę pod Chorzelami masz?
UsuńMnemo, nic mi nie wiadomo o rodzinie pod Chorzelami. A gdzie to jest?
UsuńMice zjadły wszystko. Niewiele brakowało, a podzieliłaby los Popiela.
W drodze na Mazury, za Przasnyszem:))
UsuńBiedna Mika......króla Popiela zeżarły, bo był okrutny, ale, że Mikę??? Nie wyobrażam sobie!!!! One z miłości chyba jednak......
Mnie konkretnie nie zjadły, aczkolwiek jedna ugryzła mnie w palec od nogi. Natomiast żarły wszystko równo, nic nie można było zostawić na wierzchu. Kradły suchy Makaron dla psa i składowały go w kaloszach J tudzież w moich butach zimowych. Zgryzły trochę ubrań w szafie i kilim. Coś mi się zdaje, że będę musiała napisać następnego posta o myszach... Miały na koncie jeszcze inne , bardzo inteligentne wyczyny, ale to już może w poście:)) A, i nie dokarmiałam ich orzeszkami tylko słonecznikiem.
UsuńNie Mnemo, tam na pewno nie mam rodziny, chyba, że o czymś nie wiem.
UsuńFajnie Mika, to zrobimy cykl zoologiczny teraz. Temat - rzeka, a nawet ocean.
No, właśnie, trochę się zdziwiłam, że orzeszkami. Pomyślałam nawet, że one źle skończyły od tych orzeszków. Ale że Cię cholera jedna w palec użarła, to już horrorem zalatuje .
UsuńOrzeszkami to karmił WieśniakM na Mazurach, tzn. zostawił orzeszki na zimę gdzieś na półce. Tak się myszki rozpanoszyły, że ich ślady bytności znalezione wiosną były wszędzie, w szufladach, pościeli, garnkach, parę szmat też ześrutowały.........
UsuńNaprawdę, miałam klapki bez palców, a ta wylazła spod szafki i dziabnęła mnie w palec duży, może myślała, że to coś do jedzenia? Naprawdę się czułam jak żona Popiela.
UsuńMika, miałaś pomalowane pazureiry? Bo może myślała, że to czereśnie?
UsuńMnemo, następnym razem Ci pokażę, co zrobiły ze styropianem w oborze. Jest na co popatrzeć!
UsuńW życiu nie miałam pomalowanych pazureirów u nogów!!!
UsuńTo może ona (myszka) pomyślała sobie: cholera, zwykłe pazureiry, a myślałam, że może czereśnie... i dups zębamy, ze złości!
UsuńMiałam kiedyś żółwia, hasał swobodnie po chałupie, ten to jak zarypał paszczęką w duży palec u nogi...... palce Wu szczególnie sobie upodobał. To było bolesne, bo taki żółw to ma spory nacisk tego swojego rogowego pyska.......
UsuńW pewnej mojej hucie w odległej przeszłości myszy po biurku spacerowały......takie to były czasy, śrutowały z upodobaniem dokumentację, archiwum było zbyteczne.
Mikuś, ona pedikiur chciala zrobić !
UsuńNajwyraźniej. Mnemo, współczuję Wu, żółwiowy pysk też nieprzyjemny. To mieliście bardzo dobre niszczarki do dokumentów wtedy!
UsuńEkologiczne, energooszczędne, a teraz na to programy specjalne wymyślają:)))
UsuńMnemo, zaraz widzę takiego gryzipiórka z długim nosem i spiczastą brodą, gryzipiórek w surducie i zarękawkach, po biurku i po nim chodzo myszy. Tak to wyglądało?
UsuńW tym obrazku, to ja widzę, że myszy i po gryzipiórku chodzo . I pajęczyny naobkoło .
UsuńGryzipióek łysy jest, tylko po bokach mu sterczą takie kosmyki. I chudy biedaczyna bardzo. Udręczony ogólnie.
UsuńA te myszy na nim i na biurku to znudzone takie. Jedna gapi się bezmyślnie w przestrzeń, druga obgryza jakiś zeschnięty kawałek sera, inna turla po stole kopiowy ołówek...
UsuńOj, dawno powieści nie pisałyśmy żadnej!
Eeeee inaczej, ale to było na wsi:))) Po swojej poprzedniczce robiłam porządki, przy sprzątaniu, wymiotłam z wiadro mysich kup i wywaliłam akta za kilka lat, nie nadawały się do niczego. A potem w takim czystym już i wysprzątanym pomieszczeniu obserwowałam, jak myszory kursują w te i nazad. Czasem jakaś zatrzymała się na biurku, ruszyła wąsikiem, popatrzyła i poleciała dalej. Nie pamiętam, jaki był rodzaj eksterminacji,pułapek chyba nie zakładałam, raczej to była trutka. Nie mogłam pozwolić, aby w takim przybytku użyteczności publicznej myszy legalnie i bez krępacji pożerały arcyważne dokumenty opatrzone godłem państwa nawet:)))))) Wtedy orzeł, co prawda nie miał jeszcze korony, ale godło to godło........
UsuńA w oku ma (gryzipiórek) monokl!
UsuńNie, nie jest łysy doszczętnie. Ma w górnym pułapie czaszki takie rzadkie pojedyncze siwawe długości ok. 10 cm rozwichrzone i sterczące na boki włosy. Aha, i ma kamizelkę ciemnoszarą . A myszy i po podłodze chodzą. A w kącie stoi miota do zamiatania, też w pajęczynach cała.
UsuńTak, z tym monoklem, to prawda. Ma ! .
UsuńI brudne okno tam jest częściowo zasłonięte ciężką kotarą, przez którą sączy się słońce, a w jego świetle wiruje kurz...
UsuńMnemo, myślisz, że ktoś się upomniał o te dokumenty z orłem bez korony, których broniłaś własnom piersiom?
UsuńCale szczescie, zescie sie ze szczelbom nie zasadzili na biedna Dianke :)))
OdpowiedzUsuńZe szczelbom? Na Diankę pięknotkę? Ze szczelbom zasadziłabym się na jej "właściciela".
OdpowiedzUsuńNad większego trudno zucha jak był Stefek Burczymucha ,ja niczego się nie boję chodzby niedzwiedz to dostoję .........idzie ojciec służba cała patrzą a tu myszka mała ,polna myszka siedzi sobie i ząbkami serek skrobie ;) Tak mi się przypomniało ,trochę apropo . Bardzo lubię opowiadania o zwierzętach i to nie tylko tych domowych . A co do lisów to masz rację , w końcu to zwierzęta mięsożerne ,jedzą to co mogą upolować , gdyby im ludzie nie zabrali terenów łowieckich ,nie przychodziły by do kurników .
OdpowiedzUsuńA wiesz, Marija, że i ja miałam to skojarzenie wtedy? A śmialiśmy się jak dziecioki! Kot ino śmignął, a my turlaliśmy się ze śmiechu.
UsuńGdzie te zwierzaki mają żyć i polować? Wszędzie drogi, developpery, autostrady i inne pola golfowe. Ze złośliwości przecie na kury nie polują. Ino z głodu.
Fajnie :)
OdpowiedzUsuńA ja sobie myślę, co to będzie jak już swoje porządki (wreszcie...) zaprowadzę, kury sprowadzę. A tu mi liesek je porwie.... Się będzie śmiał w kułak...Wrrr...!
P.S.
Ale Wam fajnie, Dziołchy, ze się spotkacie, zazdraszczam :)
Hana, a czemu Kretowata ma rychtować kurnik, a nie kopiec ?
OdpowiedzUsuńKopiec Kreta .
UsuńEwa, kura w kopcu??? No weź...
UsuńA kret w kurniku ? A Ty przecież do Kreta jedziesz !
UsuńKret w kurniku wyżyje, a kura w kopcu w życiu never!
UsuńOjtam demonizujesz, powiedz, że masz klaustrofobię .
UsuńNo właśnie! W kurniku, nie w kopcu, bom od razu powiedziała, że mam klaustrofobię!
UsuńA, no widzisz, to się wyjaśniło :)
UsuńTupaja, lisek się zaanonsował, więc Twoje potencjalne kury mają szansę na byt - z Twoją pomocą i zasieków antylisich.
OdpowiedzUsuńTeż sobie zazdraszczam i łapki zacieram.
A kiedyś mój Tata zrobił taką samą klatkę na szczura. Karmił go chyba z półtora miesiąca, zanim się złapał. Szczur skończył źle. Na szczęście nie znałam szczegółow .
OdpowiedzUsuńA Hukała fajny był. Taki terierowaty. Bardzo ładny :)
A liska żywego na wolności nie widziałam nidgy.
Biedny ten kot co się złapał w pułapkę, musiała się bidula zestresować. I boczku już nie dawali...
OdpowiedzUsuńU mnie w zimie lisy schodzą z lasu, przechodzą po kładce przez potok i buszują po śmietnikach za elektrownią. Sama widziałam, dobrze, że mój psiur był wtedy na smyczy bo by dopiero było!
Mika, kot czmychnął migusiem, ale przynajmniej z boczkiem w brzuchu.
UsuńUbolewam nad tym, ale coraz więcej lisów w mieście, bo tam więcej żarcia. To się dla nich źle skończy.
Koło mnie nie ma żadnych lisów - w mieście. Ale jeże stadami chodzą. I szczury .
UsuńNo masz. U nas jeży dla odmiany jak na lekarstwo. Jeden się trafił przez 7 lat.
UsuńEwa, jak to liska nie widziałaś??? Niemożliwe, każdy widział!
OdpowiedzUsuńHukała był cudny. Kochany misiek. Kiedy go zgarnęliśmy, brudne i mokre dredy miał do ziemi, a oczu w ogóle nie było widać. Taka brudna, zapchlona kupka sfilcowanych i brudnych kłaków. Strzygłam go sama, a to na westie, a to na pudla, a to na sznaucera. Na zdjęciu jest wystrzyżony na foksteriera.
He, he na pudla:))) Z pomponami? Mopa strzygą na "szczeniaczka" lub "okrągło", kiedyś mu porobili jakiś "falbanki" na brzuchu, albo "pantalonki" na nogach a w to się tylko na Mazutach nasiona z chwastów wczepiają. Teraz chcę na krótko i bez wymysłów.
UsuńNo, nie widziałam na wolności. Tylko te martwe na szyjach pseudoelegantek .
UsuńA ja swoją Kajcię cocker spanielkę strzygę na ogarka. Właśnie w piątek była panna u fryzmajstra. I jest ogarek jak malowana :)
Ewa, a uszy? Co z uszmi?
UsuńUszów nie stawiam na siłę, zostają spanielowe, długaśne, z zewnątrz owłosione, od wewnątrz obgolone dla zwiększenia wentylacji ucha zewnętrznego, narażonego na wiele nieprzyjemnych, wręcz bardzo nieprzyjemnych schorzeń związanych z brakiem owej wentylacji .
UsuńMnemo, raz ostrzygłam go na pudla, ale wyglądał jak idiota, to tylko pompon na ogonie mu zostawiłam. Jakoś nie wyglądał na pudla - taki łaciaty...
OdpowiedzUsuńKoty to spryciarze. Kiedy byłam mała mieszkaliśmy w starej chałupie, przy samej drodze, a naprzeciwko był las. Ptaków mnóstwo. Dla mnie, tato ustawiał przed oknem karmnik, żebym mogła patrzeć na ptaki. Do tego karmnika przytwierdzony był patyk, a na nim wisiała słoninka. I jakoś dziwnym trafem znikała podejrzanie często. Wreszcie któregoś dnia, tato wypatrzył złoczyńcę, balansującego na cienkim patyku. Był to nasz kochany kiciuś, którego bardziej niż pełna miseczka, interesowała słoninka. Zresztą może kusiły go też ptaszki, które jednak były sprytniejsze, a kot, w ramach pocieszenia. częstował się słoniną.
OdpowiedzUsuńZresztą kiedyś widziałam jak skradał się za ptakiem, po starej jabłonce. Efekt był taki, że ptak podroczywszy się uprzednio z futrzakiem, wzbił się do lotu, a kot pięknym susem za nim. Nie wziął tylko pod uwagę, że nie ma skrzydeł, i pacnął jak długi pod drzewem. Szybko się pozbierał i uciekł do lasu.
Moja śp. babcia stwierdziła wtedy; "Ty głupku, myślałeś że będziesz fruwał? A ja ucieszyłam się, że nie udało mu się upolować ptaszka. Polował bowiem dla sportu a nie z głodu.
Moje koty polują nawet przez okno i w telewizji! Zwłaszcza mały Czajnik czai się (jak to czajnik) na parapecie, tylnymi nóżkami przebiera w miejscu i dups o szybę. Niewyuczalny jest. Instynkt silniejszy, niże wszelkie nauki.
OdpowiedzUsuńA bawi się z "drugim" kotkiem w lustrze?
UsuńDziwne, ale nie. Jakby go tam nie widział. Ciekawe, bo wszystkie maluchy (zwierzęce) to robią. Widocznie Czajnik jest ponad. Robi za to (oj, robi!) różne inne fascynujące rzeczy!
UsuńTak to prawda . Instynkt to ogromna siła.Po tym akrobacie mieliśmy kotkę, która polowała na wiewiórki i szczury. Przez to też zginęła.
UsuńTeraz mieszkam w mieszkaniu w bloku i tęsknię za swobodą, którą dawała ta stara chałupka. Nie mam zwierzaków bo mi szkoda ich więzić, a jak widzę potężnego boksera w małym m3+ 4 domowników to mam ochotę wymownie popukać w czółko. I te 20 min spacery na smyczy wokół bloku, masakra.
Mam nakręcone filmy telefonem, jak moja Frania poluje na ptaki w telewizorze. Latem mam podgląd na gniazda orłów i rybołowów. I też nakręciłam filmik, jak ich pilnuje. Ja jej czasem zostawiam włączony monitor z ptakami, i siedzi skubana cały czas. Zresztą miałam też akcje, jak przez siatkę na blakonie wlatywały sikorki na balkon. To dopiero była akcja. Która pierwsza złapier sikorkę. Czy ja, czy ona :) Raz kiedyś złapała skubana, i po powrocie do domu znalazłam na dywanie nieżywą sikoreczkę, i obok siedzącą Franię . Taki prezent mi dala .
UsuńWiesz, Gardenio, sądzę, że i w bloku pies może być szczęśliwy - pod warunkiem, że zapewni mu się stosowną do rasy i gabarytów porcję ruchu. Jeśli ją dostanie, to nie ma znaczenia, czy mieszka w willi z ogrodem, w którym i tak sobie nie polata, czy w malutkim mieszkaniu. Mam sąsiada, który więzi psa nawet nie w kojcu, a w klatce metr na metr. Pies nigdy i nigdzie stamtąd nie wychodzi. Nie trafiają żadne argumenty. Ów sąsiad wygłasza takie opinie, że tyż ni mo kary na tych, co te psy czymią w blokach, w mieście. Bo na wsi to co innygu. Pies musi być. Myślę, że jego pies chętnie zamieniłby swoją klatkę na mieszkanie w bloku.
UsuńEwa, a możesz przysłać ten filmik? Może udałoby się go wkleić?
UsuńNieżyjący już, pies mojej sąsiadki, polował na uczące się latać, jaskółki, których gniazdo było na balkonie. I nawet jedną upolował, gdy przypadkiem wleciała do mieszkania.
UsuńPoczekaj, zobaczę, czy teraz znajdę. Jak coś, to Ci poślę
UsuńDobra, jakby co to ślij, ja już idę spać, bo Kretowata przyjmuje od rana. Jak będę wyglądać taka niewyspana???
UsuńDobranoc Kurki Złotopiórki, jutro Wam powiem (-y) jak było!
Gardenia, miałam kiedyś psa, który polował na wsiowe kury. Łapał, mordował i kładł na kupkę. Mama tylko płaciła babom...
UsuńI robiliście z nich rosołki ( z kur )?
Usuńnieee... baby robiły. Każda u siebie. Mama podejrzewała, że robią ją w bambuko z ilością zamordowanych kur.
UsuńNp. wyrywa karnisz ze ściany, włazi na ścianę i strąca kury z półki prawie pod sufitem, a potem się drze, bo nie może zejść, włazi do kominka (już nie włazi, bo są siatki) od d... strony, wiesza się Wałkowi u gardła, najchętniej o 3 w nocy, itd. itp...
OdpowiedzUsuńPrzydałoby się zrobić zamianę, tzn. psa na sąsiada w tej klatce. Może wtedy by zrozumiał jak męczy się ten pies.
UsuńCzy to tam Wałek kradnie kości?
Tak jest, właśnie tam!
UsuńCzajnik znaczy to wszystko robi.
OdpowiedzUsuńHanuś, chętnie bym śmigła, ale dzisiejsze popołudnie mam zawalone zajęciami zarobkowymi. Zmęczona jestem na samą myśl o nich ;) , ale trzeba zarobić na Internet i waciki.
OdpowiedzUsuńSzkoda, Lidka, następnym razem się nie wymigasz! Będziemy nastawać!
UsuńWe Wrocławiu dzięki licznym ciekom wodnym i ciągnącym się wzdłuż nich terenów zielonych ,lisy widywane są na śmietnikach w środku miasta . Kilka lat temu w radiu podawali informację o sarnie paradującej z rana na centralnym placu miasta . Ja byłam świadkiem jak łabędz przechadzał się po moście wstrzymując cały ruch . Samochody stały ,bezradni ludzie nie wiedzieli co robić ,dopiero jeden z gapiów ,zaczął gonić ptaszę i to po kilkudziesięciu metrach wzbiło się w górę . I ciągle się słyszy o obławach na dziki , tylko że te bardziej na obrzeżach miasta . W tamtym tygodniu zastrzelili lochę .
OdpowiedzUsuńDziki powoli stają się problemem w miastach, ale nadal się upieram, że to wina człowieka, a nie zwierzęcia. Np. w Gdańsku Wrzeszczu spacerują po osiedlu, a nawet stacjonują pod balkonami, bo ludzie wyrzucają im z okien śmieci/żarcie. Kto tu jest durny jak kwit na węgiel?
UsuńTo niezła "lisia" przygoda ;-) Co się z małą stało chyba wolę nie wiedzieć.
OdpowiedzUsuńNatalio, do dzisiaj mnie ta lisia przygoda rozśmiesza. O Diance chyba jednak nie napiszę. Jej to w niczym nie pomoże. Ani nikomu.
OdpowiedzUsuń