Oto ona:
Wystylizowana... |
Z zawartością i asystą |
Kawał czyjegoś życia, historia rodziny i świadectwo czasów. Listy Władychy (Władysława) do Judki (Józefy), rachunki, zaproszenia, zapiski. Niestety, z listów wynika, że Władycha bardzo, natomiast Judka niekoniecznie. Jest w walizeczce list z obozu, z czasu II Wojny Światowej. Napisany jest ołówkiem i bardzo trudno go odczytać, nie ma w nim też żadnych wskazówek świadczących o tym, jaki to mógł być obóz i gdzie? Koncentracyjny? Jeniecki?
Chciałabym mieć taką walizeczkę z fotografiami i dokumentami dotyczącymi mojej rodziny. Trochę ich mam, ale w porównaniu do tego skarbu - to jakieś marne szczątki. Ktoś chciał walizeczkę spalić, chociaż dotyczyła jego rodziny - z tego, co wiem - bliskiej. Minęło już sporo czasu odkąd trafiła w moje ręce, a ja ciągle do niej wracam i ciągle pojąć nie mogę, dlaczego jest u mnie, a nie tam, gdzie być powinna?
Zawartość nadal pachnie cynamonem, którego szczyptę znalazłam w pożółkłym pergaminie.Ten zapach za każdym razem mnie wzrusza - to taki namacalny dowód czyjegoś istnienia, przemijania, kruchości życia...
Moje zdjęcia nie są najlepsze, bo ciemno dzisiaj, ale zaparzcie sobie sokawkę, lub imbirową herbatkę, bo będzie ich dużo.
Na początek album ze zdjęciami:
Okładka z granatowego weluru |
Ze złoconym ornamentem |
Wewnątrz okienka ze zdjęciami |
Ci wspaniali mężczyźni z ich wspaniałymi maszynami |
Jest i emigracyjny odłam rodziny |
Sianokosy |
Teraz najlepsze, zawartość. Zwróćcie uwagę na daty i kunszt - te zawijasy!
XIX-wieczna koniczynka! |
Mój absolutny faworyt - treść! |
Na dwóch ostatnich stronach pamiętniczka takie oto zapiski - wszak nie samą poezyją człek żyje. Ktoś tu kupował/sprzedawał "na zeszyt".
W walizeczce znalazłam też rodzaj ozdobnej teczki z listami i dokumentami:
I na koniec, z całkiem innej, bo MOJEJ walizki, moja Ciotka M. Pisząc tamten post, nie mogłam znaleźć zdjęcia. Znalazłam, pokazuję. Oto moja malownicza Ciotka M.:
Ale skarb :) Niesamowite, że ktoś chciał to spalić!!!
OdpowiedzUsuńI ja tego nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy. Myślę, że niektóre z tych dokumentów mają wartość wręcz muzealną. Chociaż nie o to przecież chodzi. Nie do pojęcia, że ludzie nie interesują się swoimi korzeniami, nie chcą wiedzieć, kim są?
OdpowiedzUsuńOjeju, jaki skarb! Teraz tylko luknęłam, bo już muszę lecieć do dziecię i do tzw. służby zdrowia, ale wieczorem wrócę z sokawką sugerowaną, a jakże. :)
OdpowiedzUsuńPS. Ryby obstalowane - cymesik. :) Wrócę.
Hano, buźka za walizkę. W dodatku z cynamonem. I Czajnikiem. :)
No nie! Nie splagiatowałam Ataboh, nie czytałam - z pośpiechu. Bo inaczej to zawsze czytam insze komcie. :)
UsuńJolkaM, spoko, nie goń tak!
OdpowiedzUsuńZdążyłam z wszystkim, nawet późny obiad chłopom uwarzylam. A jak już wszystko* porobione, to, wiadomo, sokawkę mogłam wypić, oglądając raz jeszcze (teraz to już w spokoju) te skarby.
UsuńNadzwyczajne. Jak to wspaniale, że w jakimś sensie ocaliłaś czyjąś przeszłość w tych "szpargałach"...
I ta koniczynka! Kosmos jakiś.
* To słowo w moim przypadku jest absolutnym nadużyciem. Jestem tak niezorganizowana, że nigdy nie będę mogła powiedzieć, że wszystko porobione. Wszystko to u Hali. :) Ale, powiedzmy, że wszystko na dziś. ;)
PS. No i Ciotka M... Ech!
Jolka, Jolka słowo "wszystko" u mnie jest SPORYM nadużyciem. Poza tym, jeśli wszystko będziesz miała porobiune, to nic, ino z nudów do trumny się kłaść!
UsuńKoniczynka i cynamon w papierku bardziej mnie poruszają, niż zdjęcia i listy. Chyba jestem sentymentalna.
Ciotka M. w rzeczywistości była ładniejsza, wiadomo, technika fotografii była wtedy, jaka była. Zresztą wszystkie siostry (9!) mojej Mamy i moja Mama też, były bardzo ładne. Ja jestem "cały dziadek". Ze strony Taty, żeby była jasność.
Hano, co tu innego napisać. Dałabym wiele, aby mieć taki skarb! Bardzo wiele. Wraz ze śmiercią mojego Taty nie wiem nawet kto jest na zdjęciach dziadków...
OdpowiedzUsuńAleśmy się zgrały :) A mnie udało się poopisywać zdjęcia, właśnie wypytując Rodziców . Miałam szczęście . Teraz sama opisuję na zdjęciach bardziej lub mniej aktualnych osoby i powinowactwa. Trzebaby się za to wziąć, i ogarnąć jakoś .
UsuńAnkoW. jakoś to ogarniam, chociaż nie ma tego dużo, ale kojarzę osoby na zdjęciach, moja córka tylko niektóre. Nie wiem, na co czekam, zamiast to opisać wreszcie. Za chwilę przestanę pamiętać.
UsuńTotyż nie czekoj ino się bierz za robotę!!!!
UsuńNo wiem...
UsuńPoganiam cię, a na mnie też to czeka:))
UsuńJasne, że to skarb, no i też nie rozumiem, Toż to można studiować, czytać, szukać między wierszami. Dzieje własnego rodu... niesamowite. Może kiedyś ten ktoś będzie żałował. Albo ktoś inny z rodziny, komu się pochwalił, co zrobił. A zauważ jaki piękny chrakter pisma niektóre wpisy mają. Jaka staranność - szczególnie Leokadya pięknie pisała . A ja mam trochę rodzinnych skarbów. Wiesz, że mam dokument, który się nazywa "świadectwo moralności" - to dokument wydany przed ślubem dla mojego dziadka. Jakieś listy też mam, inne zapiski. Mnóstwo zdjęć - opisanych przeze mnie chyba z 15 lat temu, żeby wiadomo było kto jest kto, i skąd . Ale walizeczki nie mam.
OdpowiedzUsuń"Świadectwo moralności" - bardzo ładne. Co w nim jest?
UsuńWyciągnę, i Ci napiszę .
UsuńCzekam niecierpliwie!
UsuńJa tteż mam świadectwo moralności mojej Mamy, jak się starała o pracę, chyba na poczcie, to musiała przedstawić.
UsuńZnalazłam. Ale coś mi się pomerdało. bo to świadectwo da mojego taty. To dłuższa historia, więc napiszę jutro. Teraz się udaję w piernaty, bo jutro wstaję skoro świt ...jak ja zasnę o tej porze :)
UsuńDobranoc dziewczynki :)
Dobrej nocy, chociaż chyba nie uda ci się zasnąć tak od razu:)))
UsuńEwa, wróć jutro, bo ciekawam moralności Twojego Taty!
UsuńNo, jestem. Przepisuję z tego zaświadzcenia :
UsuńPo lewej na górze :
Zarząd Miejski Białystok, dnia 24 X 1947 r.
w Białymstoku
Wydział Administracyjny
Nr.IIOg....
Zaświadczenie moralności
Zarząd Miejski w Białymstoku niniejszym zaświadcza, iż Ob. Iksiński Iks syn Igreka ur w 1933 r. zamieszkały od 20.I.1945 r. w Białymstoku ul. Nad Białką nr12 i w tym okresie nie był sądownie karany i pod względem politycznym i moralnym cieszy się dobrą opinią. Tu pieczęć i podpis nieczytelny Naczelnika Wydziału Administracyjnego.
Otóż, tata mi opowiadał, że jak po wojnie przyjechał z Grodna (gdzie się urodził) ze swoim ojcem, i wujkiem, osiedlili się najpierw w Bielsku Podlaskim. Później przyjechali do Białegostoku. Babcia z resztą rodziny została w Grodnie, mając nadzieję, że może nie odbiorą im całego majątku. A było tego naprawdę dużego majątku trochę. Niestety Grodno zrobiło się ruskie, więc Polakom wszystkie majątki pozabierano. Szczególnie takim kułakom, za jakiego uważali mojego Dziadka. Zostawili mojej Babci tylko pokój z kuchnią w ich własnym domu do mieszkania z dziećmi. A Dziadek tutaj musiał załatwiać polskie obywatelstwo, bo nieważne, że Grodno i Wilno było polskie przed 45 rokiem. Po 45 roku było ruskie. Więc Polacy urodzeni w Polsce, po przyjeździe stamtąd do Polski stali się nagle ruskimi ludźmi. Czyli trzeba było udowodnić, że się nie jest wielbłądem. A, i jeszcze obywatelstwo było potrzebne do tego, żeby rodzina, która została po tamtej stronie mogła przyjechać do Polski w ramach repatriacji. Aż trudno sobie wyobrazić, jak czuje się człowiek, który zostawia cały rodowy dobytek (3 sklepy i dwa domy) i musi się spakować w określonej ilości rzeczy, i wyjechać, zostawiając wszystko, co mieli. Zostawili, i wrócili do Polski. Ale dwa psy :chihuahua i doga niemieckiego (chihuahua dożył wieku 22 lat) , papugi i ryżowce wzięli ze sobą :) Lecz pięknie urządzona w pokoju 70-metrowa woliera dla ptaków została. Tak, że mam całkowitą świadomośc, iż zostalam genetycznie zaprogramowana zwierzątkowo :)
Ale story! No i jak tu nie dokumentować??? Piękny zestaw zoologiczny: dog i chihuahua. A co to są ryżowce, bo nie wiem? Ptaszki jakieś? Chihuahua matuzalem, 22 lata i to w takich ciężkich czasach. Mając takich przodków to nie mogłaś nie kochać zwierzaków:)).
UsuńPtaki, takie niewielkie, fajne z mocnymi dziobami. Bardzo zaprzyjaźniają się z człowiekiem. Już tutaj też dziadek je miał. Siedziały w otwartych klatkach, i latały kiedy chciały. Siadały memu Tacie na ramię i delikatnie skubały w ucho. Dog był ogromny. Mój dziadek miał 194 cm wzrostu, i jak dog stawał lapami mu na ramiona, to był od dziadka wyższy o głowę. A chihuahua noszona była w kieszeni :)
UsuńTo ja tez splagiatuje! Bo jakze inaczej nazwac zawartosc tej walizeczki, jak nie skarbem? Kawal historii spisanej kaligraficznym pismem (kto tak pieknie umie dzisiaj pisac?), pozolkle fotografie powaznych ludzi, dla ktorych wyprawa do fotografa byla wydarzeniem (teraz pstryka sie wszystko telefonem), te stare zapachy... a pomiedzy nimi cala gora wspomnien, dramatow, niespelnionych milosci i szczescia ludzi, ktorych dawno juz nie ma. Bezcenne!
OdpowiedzUsuńKto w ogóle dzisiaj umie pisać? Np.piórem?
UsuńUważam, że nasza epoka będzie najgorzej udokumentowana w dziejach świata. Wszystko na CD, w komputerach, pamięciach USB i innych wynalazkach, a one mają krótki żywot. Następne pokolenia może coś trwalszego wymyślą, ale XXI wiek w tym sensie jest stracony.
No, może niecały.
UsuńJa piszę piórem! W pracy zapisuję całe strony, muszę to robić szybko i pióro jest niezastąpione. Ręka się nie męczy.
UsuńJa też piszę, w sensie, że potrafię i pisałam piórem. Teraz nie bardzo mam gdzie. Nawet gdybym chciała, inni nie chcą. Maila ślą i tyle.
UsuńHana, dobrze ze walizeczka trafila do Ciebie. Dzieki temu i my mozemy podziwiac jej cenna zawartosc. Ludzie zdarzaja sie rozni, takze ci z brakiem zainteresowania swoich korzeni. W mojej wsi mieszkala babunia, nigdy nie widzialam zeby ktokolwiek ja odwiedzil z rodziny. W domu miala piekne pamiatki, zdjecia, sluchalam jej opowiesci z zapartym tchem. Gdy umarla rodzina sie szybko znalazla, nie po pamiatki po niej, nie po zdjecia, a po dom ktory pozostal...Przykre.
OdpowiedzUsuńOrszulka, nie znam szczegółów historii walizeczki, ale niewykluczone, że wydarzyło się coś podobnego. Albo i nie. Mnóstwo ludzi nie ceni sobie takich pamiątek, bo to pani, ino kurz łapium. TEJ walizeczce się udało, ale inne zapewne wylądowały w piecu z różnych powodów, przeważnie ze zwykłej głupoty.
OdpowiedzUsuńja się zawsze zastanawiam, co po nas zostanie - "Maile zebrane", "Wszystkie komenty ne fejsie", "Wybór komentów na blogu"? A juz korespondencja zniknie, nie będzie dostępna dla nikogo z zewnątrz, już nikt nie znajdzie paczuszki listów przewiązanej wstążeczką, bo wszystko w kompach, ukryte, hasła pogubione, zapomniane, niejawne - marny to czas będzie dla takich ciekawskich bab, jak ja;)
OdpowiedzUsuńKretowata, nic nie zostanie, żeby to w kompach! Ile komp przetrzyma, zanim padnie mu dysk? To będzie epoka bez historii!
UsuńA człowiek coraz bardziej zapominalski i leniwy... Hana, ćwicz pióro i pisz analogowy pamiętnik młodej blogerki.
UsuńZ piórem dam radę, ale byłby to pamiętnik - ekhm - nieco mniej młodej blogerki. Ale na rubieży!
UsuńJuż dawno pisałam, że to jest dla mnie niepojęte, jak można wyrzucić tak wspaniałe pamiątki rodzinne. I tak jak piszesz. to jest świadectwo epoki, historii, o wartości muzealnej. Ja szczęśliwie mam trochę ocalałych dokumentów i zdjęć, o ogromnej dla mnie wartości sentymentalnej. A i historycznej też. Przymierzam się do dwóch wpisów z tym związanych, tylko wymaga to ode mnie trochę pracy, a na razie jestem uziemiona sporym tłumaczeniem. Ale na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze refleksję na ten temat, który poruszyła Orszulka. Myślę tu o tej babuni, która za życia nikogo nie obchodziła a jej dom później bardzo. To niestety częste przypadki i dlatego uważam, że jeśli znamy kogoś takiego, to trzeba z nim jak najwięcej rozmawiać, notować, opisywać zdjęcia, a nawet nagrywać. Te opowieści przecież pójdą razem z nimi do grobu i nikt ich nie usłyszy ani nie przeczyta. A, moim zdaniem, życie każdego człowieka jest warte zapamiętania. A relacje starych ludzi, których życie plątało się z historią są żywą pamięcią - do czasu... Przepraszam, że ja tak górnolotnie, ale to coś co mnie bardzo nurtuje i żywo obchodzi.
Mika, Ty się nie przymierzaj, Ty pisz!
UsuńSądzę, że trudno byłoby spisać czyjeś dzieje w oderwaniu od kontekstu miejsca i ludzi, bez osobistego zaangażowania w spisywaną historię. Nie chodzi przecież o suche fakty, daty, nazwiska. O to też, ale bardziej o emocje.
Jasne, że z osobistym zaangażowaniem byłoby pełniej, ale mam na myśli też czysto kronikarskie zapiski, np, że pani X podczas wojny nosiła jedzenie partyzantom, albo, że została pokrzywdzona przy parcelacji, albo, że nie chciała elektryczności we wsi.
UsuńSame skarby
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie stare zdjęcia
Szkoda Aszko, że one takie "bezpańskie".
UsuńJuż nie. Już po adopcji. .Krew z krwi, kość z kości, nie zawsze się sprawdza. Ale ważne , żeby w ogóle znaleźć kogoś bliskiego.
UsuńMam na myśli, że one znalazły.
UsuńMasz rację Majka, z tą krwią i kością, życie różne scenariusze pisze - wiadomo. Tak myślę sobie czasem, że jednak nie całkiem zginął w mrokach dziejów romans Judki i Władychy...
UsuńI o to chodzi, żeby ocalić od zapomnienia, a kto to zrobi, to chyba rzecz trochę drugorzędna, tak myślę.
UsuńNiesamowite!!! album ma motyw secesyjny - przepiękny!!!
OdpowiedzUsuńTak, Paulina, album jest z tego okresu, z przełomu wieków. Nawet nie jest bardzo zniszczony.
OdpowiedzUsuńzawsze fascynowało mnie odkrywanie historii w tak osobistym aspekcie - zazdroszczę znaleziska:-)
UsuńMoże rzeczywiście jeszcze o tym napiszę i pokażę. Może odezwie się ktoś? Kto wie?
Usuńpisz koniecznie! bo to fascynujące i pomyśleć, że ktoś chciał tak brutalnie zamordować czyjeś wspomnienia...
UsuńBędę dawkować, na dłużej starczy.
UsuńZakochałam się w tych starociach... sama uwielbiam, ale te w dodatku mają swoją tajemniczą historię. I walizka - zdecydowanie mnie zainspirowała :)
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zakochać, a gdybyś jeszcze poczuła ten zapach!
OdpowiedzUsuńO matulu, jakie skarby!
OdpowiedzUsuńJak to spalic, jak to spalic???
Inni byli od grabienia i palenia, my teraz powinnismy chronic, pieczolowicie, z troska, to co zostalo po pozogach. Dobrze, ze sa tacy ludzie , jak Wy!
... a moja ciocia własnoręcznie spaliła wielki karton listów, pocztówek, sztambuchów, zdjęć, jeszcze sprzed wojny - bo to starocie, i osobiste, i co to kogo taka makulatura obchodzi.
OdpowiedzUsuńDla niej to były stare szpargały (bo to z jej młodości, a powoli do setki dobija), nic nie warte papiery, a dla mnie kawał historii rodziny.
Rozpłakałam się.
Oesu i nikt jej nie powstrzymał?
UsuńO matko, jak mogła coś takiego zrobić??????????? Przepraszam, ale to bardzo egoistyczne, nie zostawić rodzinie żadnych takich dokumentów i listów. Mogła przecież sobie zastrzec, że dopiero jak zejdzie z tego padołu to można czytać... Chyba nie mogłabym patrzeć, jak płonie kawał mojego życia...
UsuńNie mam pojęcia Katarzyno, jak można wziąć zdjęcia i listy swojej prababci na przykład i tak po prostu wrzucić do pieca? Bez emocji, po prostu posprzątać szuflady. Gdybyż to o tę jedną walizeczkę chodziło...
OdpowiedzUsuńHana Ty wiesz, że ja bym taką walizeczkę po wieczku całowała gdybym znalazła......skarb dosłownie, ach może mi ją kiedyś pokażesz,......wszystko tam piękne. Cudne miał ktoś to zawijane pismo..........
OdpowiedzUsuńMnemo, ona krzywdy u mnie ni ma i pewnie, że Ci pokażę. Takich wpisów i listów z zawijasami jest więcej, ale nie da się pokazać wszystkiego - może będę robić to w odcinkach?
OdpowiedzUsuńPewnie, taka walizeczkowa saga. Ja muszę sobie zrobić pele-mele. Mam ładne ramy od obrazów, wynaleźć kawałek siatki i przypinać różne starocie, zdjęcia......tak się zbieram i zbieram........
UsuńDziewczyny ,ja nie jestem taka sentymentalna ,ale każdy ma prawo do swoich odczuć , to znaczy nie wzrusza mnie to .Z ciekawością ogladam stare zdjęcia , bo one pokazują jak kiedyś wyglądało życie ,ale juz tych mało czytelnych szpargałów nie chciało by mi sie odcyfrowywać . Ja bym nie broniła ludziom ,niszczenia swoich osobistych rzeczy przecież to ich prywatność .
OdpowiedzUsuńSiostra mojego ojca paliła fotografie rodzinne ze złości na najbliższą rodzinę .
Taka ciekawostka ,zwróciłyście uwagę di czego doprowadza nie pisanie całej daty . Dokumenty na zdjęciach nie maja wpisanej całej liczby określającej rok ,no i nie ma pewności co do prawidłowej daty , możemy sie domyslac że to chodzi o 1800 rok ,ale już nasze wnuki sie tego nie domyślą .
Jeszcze jedna sprawa ,powszechność świadectw pisanych to tylko pewna określona epoka ,i dotycząca tylko pewnego wycinka społeczności . Chodzi mi tu o umiejętność pisania , sztuka ta na przełomie dziejów nie była powszechna , a przed wiekami ,znali ją tylko nieliczni . To tak apropo waszych utyskiwań na temat współczesnego upadku piśmiennictwa ;) . No cóż każda epoka ma swoje specyficzne cechy ,takie życie :)))
Być może jestem sentymentalna, ale to, że brak będzie świadectw pisanych z tej epoki to fakt niezaprzeczalny. I zupełnie czym innym jest list pisany czyjąś własną ręką a co innego trochę jednak bezosobowy mail. Jasne, że to inna epoka, że nowoczesność, łatwość kontaktów i tak dalej, ale brak personalizacji. A i tak zawsze jakoś się obawiam, że to wszystko co w komputerach może szlag trafić:))) Nie jestem z epoki technicznej, nie da się ukryć:)))
OdpowiedzUsuńA co do niszczenia osobistych dokumentów to jasne, że każdy ma do tego prawo, tylko, że potem następne pokolenia nie mają punktu odniesienia i znacznie trudniej ustalić własne korzenie.
Mnie sie przytrafila cudowna historia, tylko dlatego, ze ktos przechowywal przez lata cale- pocztowki..
OdpowiedzUsuńOtoz w latach 20-stych w Polsce mieszkali Lola i Bernard. Gdy zaczeli z soba korespondowac ona byla niepelnoletnia, on sporo podrozowal.Obojgu udalo sie przezyc wojne, a to mozna zaliczyc do kategorii cudow, bo byli Zydami.Napisali do siebie ponad setke listow, a wlasciwie pocztowych kart. Po polsku. Mieszkam we Francji , moja corka chodzi tu do liceum i jedna z jej przyjaciolek jest prawnuczka Loli. Rodzice Noah nie mowia po polsku, a bardzo chcieli sie dowiedziec, o czym pisali ich dziadkowie..Ze wzruszeniem bralam w rece te przechowywane przez lata pocztowki. Z jeszcze wiekszym poruszeniem czytalam slowa Loli i Bernarda. Przetlumaczylam z pomoca corki te "listy milosne". I dostalam piekne listowne podziekowanie od rodzicow Noah, ze przyblizylam im Polske, tamten swiat, mlodosc ich dziadkow. Nie byloby to mozliwe, gdyby ktos nie przykladal wagi do "swiadectw pisanych".
Katarzyno, jaka piękna historia! Popatrz, dzięki tobie ktoś odzyskał kawałek historii swojej rodziny. I to jest też wspaniałe, że tak bardzo zależało im na odczytaniu tych listów. Że po prostu chcieli wiedzieć.
UsuńPrzecież nie chodzi tu o sentymentalizm, a o przekaz historyczny w pewnym sensie, historię tworzą ludzie i ich losy, a nie odwrotnie. Kretowata mogłaby się tu merytorycznie wypowiedzieć, Kretowata!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCo wiedzielibyśmy o obyczajach, strojach, kuchni ubiegłych wieków, gdyby nie listy, memuary, zapiski, zdjęcia?
Opowieść Katarzyny jest niesamowicie romantyczna i budująca w sumie. Żaden komputer nie jest długowieczny. Każdy ma sobą sytuację, kiedy wszystko się posypało, padł twardy dysk, albo coś innego i dane poooszły w niebyt. Jasne, że można żyć bez tej wiedzy, jednak ja osobiście lubię wiedzieć, skąd się wzięłam na tym padole, i że z temperamentu jestem "cały dziadek", albo patrzeć na zdjęcie mojej Mamy młodziutkiej i ślicznej.
No właśnie ilu jest ludzi, którym, jak komp padnie potrafią z niego wydobyć sami to, co tam przechowane? A nawet, jak nie padnie, a nas zabraknie, to co rodzina ma szukać hakera do łamania hasła? Pewnie, że te materialne pamiątki są fajniejsze, bo nawet, jak gdzieś zalegną zapomniane, to ktoś, kto je odnajdzie to je ma namacalnie.
UsuńRzecz w tym, że czasem jak pada, to na amen i nikt tego nie odzyska. Pamiętacie tzw. dyskietki? Mam tego pełną szufladę, już są nie do odtworzenia. Podobnie będzie z całą resztą. Jeden wirus wpuszczony przez wraży wywiad może zmieść cały system i tyle go będziem widzieli. A moja - nie moja walizeczka zostanie.
UsuńBezcenna pamiątka.Mam taką walizkę gdzieś na strychu zapomniana.Mam też taki ogromny z okienkami album na zdjęcia.Przedwojenny,stary klaser ze znaczkami....ktoś mi"zwinął":(
OdpowiedzUsuńTutaj piękne rzeczy i linki na pasku:
"vintageroseretro.blogspot.com"
Piękne suknie:"www.youtube.com/watch?v=1SmmDh5Slqk"
Piękne kobiety:"www.youtube.com/watch?v=fiKofc6itMQ"
"www.youtube.com/watch?v=TKuzydWbgKo"
:)
Zmęczony, odkurz walizkę i poopisuj. Dla dzieci.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili tak zrobię.Walizka jest z Francji,przybyła z reemigrantami.
UsuńWasze komentarze,posty,blogi nie pójdą w niebyt.Zostaną na wieki w centralnym komputerze.
A Wasze komputery pojadą do Afryki.W Ganie,w Agbogbloshie znajduje się największy i najbrudniejszy śmietnik e-odpadów na świecie.Rocznie przywozi się tam 237 tys.ton komputerów,telef.kom.telewizorów,głównie z Europy.Przy"utylizacji"pracują głównie dzieci.
Dla Wałka:"www.youtube.com/watch?v=lmIQ2pte504"
:)
A jak centralny komputer szlag trafi??? Czy to niemożliwe?
UsuńZmęczony, Wałek dziękuje:))))))))))))
UsuńTwoja francuska walizeczka rozpala mi wyobraźnię, tam to muszą być cuda. I tak wytrzymujesz, żeby do niej nie zajrzeć?
Mika, moim zdaniem centralny spoko może, jak wszystkie. Wszechmocny nie jest.
Ciesze sie, ze moglam sie ta historia podzielic:)
OdpowiedzUsuńMika, mnie tez niezmiernie ujal fakt, ze wnuczkom, prawnuczkom zalezalo na tej wiedzy.
Zajrzalam do tlumaczen, ktore zostawilam sobie na pamiatke. Czytam po raz wtory slowa :" Najuoraczajsza i najdrozsza, dziecko moje "... i oczy mam mokre;)
Też się wzruszyłam...
UsuńOesuuu, aż mnie ciarki poszli po plecach, chyba jednak jestem sentymentalna. "Najuroczajsza"... No i był happy end, skoro są prawnuczki?!
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się, że w okolicach Świąt na blogu Ogarze Pogórze też był piękny wpis o pamiątkach rodzinnych i historii :
OdpowiedzUsuńhttp://ogarzepogorze.blogspot.com/2014/01/swieta-z-rodzina-czyli-dlaczego.html
Byl! Zyli dlugo i szczesliwie. A wnuki i prawnuki wyjatkowe:)
OdpowiedzUsuńJejku, jak film jakiś!
OdpowiedzUsuńO kurde, jak tu romantycznie, a mnie nie ma;)))) projektowe papiery mnie wessaly....
OdpowiedzUsuńOj, Krecie, i co teraz? Fachowa Twoja wypowiedź jest potrzebna i pożądana.
UsuńDziewczyny i Chłopaki, chyba nadejszła dla mnie pora.
OdpowiedzUsuńDobranoc damy i huzary
Dzika kura nie do pary.
Dzień dobry kuro w piknym kurniku,
Usuńnowy dzień nastał, fiku-miku.
Fiku-miku na patyku
UsuńNastał nowy, bez wątpienia
Choć w pogodzie się nie zmienia
Zostaję w kurniku.
Boziu! Hana jak dobrze, że udało Ci się uratować walizkę. Niesamowita podróż w przeszłość.
OdpowiedzUsuńEwka, w ratowaniu nie miałam udziału, czysty przypadek. Jak widać, czasem sława "zbieracza" (kolekcjoner brzmi lepiej!) się przydaje.
OdpowiedzUsuńJa was dziewczyny rozumiem że was to wzrusza ,ja chciałam tylko powiedzieć że mnie kurna nie wzrusz ,dlatego bronie trochę tych którzy sie tych rzeczy wyzbywają . To wcale nie oznacza że pozbywam sie rodzinnych pamiątek , mam sporo starych rzeczy nieraz nawet cos kupuję ,ale dlatego że mi się po prostu podobają .Tym starym przedmiotą nadaję nowe życie zmieniając ich przeznaczenie .Wyeksponowałam w ramkach odznaczenie mojego ojca ,który pomimo że był zaciekłym wrogiem socjalizmu co nie przeszkadzało mu wzorowo pracować na dla niego ,stąd liczne odznaczenia zawodowe .Należał także do chórów i są odznaczenia z tego zródła . Pozostało po nim trochę nut ,z którymi nie wiem co zrobić , może chcesz Hana ,albo może ktoś inny. Jeśli ktoś reflektuje to oddam ,bo trochę szkoda mi je wrzucić do pieca ;) Obok odznaczeń wisi a jakże fotografia ojca jako przodownika pracy .Tak ze nie jest ze mną tak zle , ale mnie to kurna nie wzrusza ;)))
OdpowiedzUsuńMario, zachowaj to dla swoich wnuków, bo to oni dopiero docenią wartość owych pamiątek. Mnie ogólnie wzrusza, ale dopiero poniżej 1945 roku. Czasy naszych rodziców, to dla nas żadne pamiątki, choć oczywiście wszelkie zdjęcia, świadectwa i odznaczenia również przechowuję,
UsuńTak, masz rację Riannon, dłuższa perspektywa czasowa to inne spojrzenie.
UsuńMario, te nuty to może Pacjan by chciał, tylko chyba ją wessało. Mam nadzieję, że się odezwie.
Broń Boże, Maria, nie wyrzucaj! Jeśli nie Pacjan, to ja przygarnę, albo któraś z Dziefczyn, która gra na jakimś instrumencie, ja niestety niekoniecznie (gram). Tylko wprawki.
UsuńJa też próbuję zrozumieć motywy i intencje osób, które pozbywają się rodzinnych pamiątek, a tym samym swojej historii. Sama mam cezurę, poniżej której nie zbieram i nie zachowuję. Wywaliłam wszystko, co wiązało się z moją osobą- listy, bibeloty, pamiętniki. Dla mnie to żadne pamiątki, a i nie mam ich komu zostawić. Z resztą nie zostawiłabym swoich listów z młodości, bo to żenada dla autora.
OdpowiedzUsuńRzeczy sprzed dziesiątków lat, nawet nie związane z własną historią, mają już inny wymiar. Pozwalają nam wejść w świat, którego już nie ma. Czasem odkrywają białe karty historii. Mnie się coś takiego zdarzyło. Dzięki artykułowi na temat prapradziadka Chłopa odkryta została biała karta związana z polskim sportem :-)
Pozwolę sobie tu po kumotersku zamieścić link, jak ktoś ciekawy szczegółów:
http://dwor-feillow.blogspot.com/2014/02/wadysaw-jenkner-sylwetka-tworcy-dworu.html
Dobrze, że walizka uratowana. Szkoda takiego ładnego przedmiotu, a pamiątki w niej zebrane są cudne.
OdpowiedzUsuńTeż jestem zbieraczem.
Zbieracze wszystkich blogów łączcie się!
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia - dobrze, że walizka do Ciebie trafiła:)
OdpowiedzUsuńJa też się z tego cieszę.
OdpowiedzUsuń