Ciotka M. była barwnym ptakiem, osobowością niebanalną, nietuzinkową i malowniczą. To najstarsza
siostra mojej Mamy (a było ich w domu jedenaścioro!), rocznik 1914. Jako bardzo
młoda dziewczyna popłynęła do Ameryki na Batorym. Opowieści o tym strasznie
rozpalały moją wyobraźnię, zwłaszcza, że tuż przed wybuchem wojny, w pełni świadoma
tego faktu, wróciła do kraju, chyba ostatnim przed wojną kursem Batorego.
Czekał na nią stęskniony narzeczony. Jak wieść rodzinna niesie, bardziej był
stęskniony za dolarami, niż za narzeczoną. Związek więc nie przetrwał, ale cóż – było za późno. Ameryka przewijała się
w jej opowieściach całe życie i do jego końca przechowywała w szafie resztki
tamtej świetności.
Uwielbiałam grzebać w
tej szafie. Miała tam bowiem różne skarby: jakieś suknie z cekinami, niezwykłe
torebki, jakieś boa z piór, szale… Szafa wydzielała specyficzny zapach będący
mieszaniną perfum i pudru. Przyjemnie kojarzył mi się z tajemniczym,
niedostępnym i egzotycznym światem.
Ciotka M. była utalentowana plastycznie. Jeszcze przed wojną
skończyła Szkołę Kenara w Zakopanem.
Gdyby nie wojna, kto wie, co robiłaby w życiu? Niewątpliwie miała złote
ręce, spod których wychodziły arcydzieła haftu, koronki, obrusy, ale nade
wszystko – klockowe serwety i serwetki. Nigdy nie pojęłam tej sztuki, do dziś
nie pojmuję, jak można opanować te pierdyliony szpuleczek zwisających wokół
wałka. Lubiłam się przyglądać, jak ręce Ciotki M. przerzucały szpulki z
niebywałą zręcznością. Potem sprzedawała te cudeńka koleżankom i koleżankom
koleżanek. Na szczęście mam kilka serwetek, nie wszystko zginęło w pomroce
dziejów.
Lubiła dzieci, chociaż własnych nie miała. Dla mnie była
trochę jak babcia, której nie zdążyłam poznać. Już po wojnie zamieszkała z
pierwszym mężem w starej kamienicy, w ogromnym mieszkaniu z wykuszami i
mieszkała tam aż do śmierci, zmieniali się tylko mężowie. Pierwszy mąż był
podobno fajnym i mądrym facetem. Nie znałam go, bo nie mogłam ( w ten sposób
daję do zrozumienia, że nie jestem aż tak stara). Niestety, ten mąż „lubiał
wypić” i odszedł z tego świata przedwcześnie. A kiedy wypił, bywał energiczny.
Ciotka M. była malutka, więc chowała się wtedy do ogromnego kredensu. Miała tam
pościel, może i nocną lampkę? W każdym razie niejeden małżeński kryzys w nim
przetrwała.
We wdowieństwie Ciotka M. wytrwała dość długo nawet. Byli
różni narzeczeni po drodze, ale ja ich nie pamiętam. Jakoś tak w latach 70
chyba, pojawił się niejaki L., małżonek nr 2. Był dużo od Ciotki M. starszy.
Nie pamiętam go inaczej, niż siedzącego przy stole ze wzrokiem utkwionym w dal.
Wyglądał jak mumia, przerażał mnie. Nigdy nic nie mówił. Jeśli nie siedział
przy stole, stał na balkonie w kapeluszu na głowie, niezależnie od pogody i
pory roku. Ciotka M. strasznie się wtedy wkurzała twierdząc, że stoi tam i
patrzy na kobiety. Coś było na rzeczy,
bo Ciotka M. szybko przeniosła się za szafę w kuchni. Nie wiem dlaczego,
kredens ciągle tam przecież był.
Mój wprawdzie nie znał L. osobiście, ale zna o nim
opowieści. Kiedy bierze ogrodowy kapelusz i wychodzi na zewnątrz, mówi, że
idzie popatrzeć na kobiety.
Za czasów L. moja Mama namówiła Ciotkę M., aby z części
kuchni zrobiła sobie łazienkę, której tam nie było. Była tylko toaleta. Ciotka
M. niechętna była wszelkim zmianom. Kuchnia była duża, zastawiona garnkami,
garnuszkami i wszelakim dobrem. Ciotka M. albowiem nie lubiła pozbywać się
czegokolwiek. Zamiast łazienki, skończyło się na wstawieniu do kuchni wanny, na
której natychmiast znalazł się jakiś blat stanowiący dodatkową powierzchnię do
zastawiania.
Ciotka M. była też mistrzem kuchni. Gotowała pysznie i w myśl
zasad Ćwierciakiewiczowej. Jej śledzie w śmietanie pamiętam do dzisiaj, wzór to
niedościgły. A jak piekła! Mieszkała w
centrum miasta, blisko uczelni. Często wpadałam do niej w przerwie między
zajęciami, zawsze miała coś dobrego. I mawiała wtedy: „Jedz dziecko, jedz, nie
utyjesz, to sam ser” (miała na myśli sernik z kopy jaj i kilograma masła).
Była też kompletną ignorantką jeśli chodzi o motoryzację.
Można było podprowadzić ją do ciężarówki zamiast do syrenki, którą wówczas
jeździł mój Tata, nie widziała różnicy. Kiedyś jechała z moimi Rodzicami (syrenką
właśnie) do Jarosławia, do rodziny. Straszny kawał drogi, jechali coś ze trzy
dni, jak to syrenką. Potem Ciotka M. opowiadała, że widziała, jak W. (mój Tata) się zdrzemnął,
ale nie chciała nic mówić…
Wykazała się też niebywałą intuicją i przenikliwością, kiedy
przyjechała podziwiać moją nowo narodzoną córkę. Spojrzała do łóżeczka i
rzekła: „Oj, jaka ona podobna do J. (ojca). Ale może wyrośnie?” Wyrosła.
Ciotka M. była malutka, filigranowa. Z czasem jednak
krasnoludki w tym wielkim kredensie zrobiły swoje. Mieszkaliśmy wtedy pod miastem, przy
dwupasmowej szosie. Ciotka M. często do nas przyjeżdżała, a moim obowiązkiem
było po wizycie odprowadzić ją na przystanek. Dwupasmówkę rozdzielają podwójne
bariery. Ruch był wtedy nikczemny, spokojnie można było przejść przekraczając
barierkę. Ciotka M. wszakże miała fobię, żeby nie spóźnić się na autobus, więc
wychodziła ze 20 minut wcześniej, a mieszkaliśmy bliziutko przystanku. Siłą
rzeczy autobus ZAWSZE jej uciekał i nie przyjmowała do wiadomości, że to jest poprzedni.
Któregoś razu zobaczyła, że autobus jedzie, ruszyła więc biegiem. Z racji
wzrostu barierki brała pod spodem. Tym razem z jakiegoś powodu zaklinowała się
tam na amen… Oj, naszarpałam się trochę, zanim ją wydostałam, ale na autobus
(właściwy) i tak zdążyła.
Mogłabym tak długo. Ciepło bardzo wspominam Ciotkę M.
Odeszła za wcześnie.
Nie będę Was dręczyć, ale może ktoś zgadnie? To łatwe... |
Piękna opowieść o niesamowitej kobiecie!
OdpowiedzUsuńI potwierdza prawidłowość, że kobietki małe ciałem bywają wielkie duchem!
No, jakże co to ma być! Gdybym nie wiedziała, odpowiedziałabym, że jest to topór katowski wyszczerbiony:-)
pozdrawiam Gosia
Topór nie...
UsuńGosia, listonosz nie był dziś u Ciebie?
Droga Hano, mam awizo, więc nagroda czeka:-) odbiorę jutro rano, dziś wróciłam z fabryki po 20tej.
Usuńdobrej nocy!
To dobrze, że czeka, mam nadzieję, że spodoba Ci się. Dobranoc!
UsuńAle miałaś ciekawą ciotkę! Ja takich barwnych krewnych nie miałam. Świetna kobita!
OdpowiedzUsuńDajesz w pióra z tymi zgadywankami, stawiam na coś zakurzonego:))
Zakurzone? U mnie???
UsuńA czemu nie? Każdy ma coś zakurzonego, pamięć na przykład.
UsuńIdź do maila.
Pamięci to ja nie mam w ogóle. Nie ma się co kurzyć!
UsuńSuper Ciotka M. Będą następne części. To tylko wstęp, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuję zgadywać, gdyż widzę oko demona, które znów na mnie łypie. Wygląda jak z Hobbita.
O Ciotce M. książkę można by popełnić!
OdpowiedzUsuńNie łypie, nie łypie, też nieżywe!
Hana uduszę Cię, mam znowu pół nocy to okręcać? Stawiam na jakieś szkło!!! Ta sama patera tylko inaczej? A opowieść o ciotce przednia........
OdpowiedzUsuńTym razem to nie konkurs, więc w zasadzie mogę powiedzieć, nie?
UsuńCzyli patera.........
UsuńAlbo kapuściany, zamrożony liść?
UsuńNie to nie jest kapuściany liść, to jest ze szkła!!!
UsuńNo dooobra, puszczę farbę. To jest ze szkła.
UsuńCzy mam zepsuć zabawę i podać rozwiązanie...? czy to tylko taki zgryw???
OdpowiedzUsuńAutor zdjęcia?
UsuńNie, to nie autor Mnemo.
UsuńTo Gosia. Ale zamykam usta na kłódkę. :-)
UsuńGosiaaaaa...
UsuńJutro powiem co to jest. Ale się zdziwicie!
Czyli zdolności plastyczne odziedziczylaś po Ciotce. Rzeczywiście barwna postać. I z charyzmą. Więcej poproszę :)
OdpowiedzUsuńAle jesteś :) malutkimi litereczkami napisałaś, że nie będziesz dręczyć :) A ja już pół godziny patrzę na :
1. wnętrze Twojej lodówki
2. speśniały paw
3. zakurzony i zamrożony (ale mrozu niet?) parapet ?
4. niewiadomocotojestoszaleję
:)
rzeczywiście baaaardzo łatwiutkie, i wcale, ale to wcale nie dręczysz :)
Już skopiowałam zdjęcie, wzuciłam na pulpit, powiększam, kładę się na biurko...i niiiic !
OdpowiedzUsuńEwa, nie spadnij z biurka!
OdpowiedzUsuńWnętrze mojej lodówki jest bardziej zakurzone.
Uśmiałam się w głos z tego patrzenia na kobiety! :))
OdpowiedzUsuńJa śmieję się za każdym razem, kiedy Mój to mówi.
OdpowiedzUsuńA może wujek patrzył na pociągi?
UsuńW sumie to nie wiem, na co patrzył. Balkon był od ulicy, miał wybór.
UsuńNie wiem dlaczego, ale tak po północy padnięta jestem. Wy też? Pogoda, czy co?
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc, dobranoc!
Żeby nie huta to bym jeszcze poćwierkała/pokwakała, ale za chwile będę musiała wstać, to i ja spadam:)) Dobrej nocy życzy Mnemo po północy.
UsuńPrzecież widać od razu że to Hany łóżko od solarium, przyrzucone ciotczynymi jedwabiami z Hameryki.
OdpowiedzUsuńAcha, i dzień dobry wszystkim.:-)
UsuńDzień dobry i do widzenia może wieczorem. Niwa wzywa!
UsuńOwco, struś pędziwiatr chowa się przy Tobie.
UsuńAgniecha, grudniowe Złote Jajo należy do Ciebie!
UsuńZGADŁAM???!!!
UsuńNie zgadłaś! Jajo za oryginalność wypowiedzi!
UsuńŁóżko od solarium, no naprawdę...
Fotel ginekologiczny przecież! Lubię mieć swój na badaniach!
To jajo to taka nagroda pocieszenia? A może masz, takie jajo, wiesz , ruskich carów, Faberż czy co podobnego, chętnie przyjmę.:-)))
UsuńJajo jest wirtualne! Zaraz tam Faberż. Faberżów ma pełną piwnicę i strych, ale to nie tak hop-siup, żeby się załapać!
UsuńPowieszę je wobec tego w mojej wirtualnej komnacie trofeów. Na honorowym miejscu.:-)
UsuńPiękna opowieść o niezwykłej kobiecie. Od rana poprawiłaś mi nastrój - dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu jest tkanina?
Ewka, masz zboczenie zawodowe! To nie jest tkanina!
UsuńPiękna opowieść o barwnej postaci :)) Tylko, co ona w tym mężu nr 2 widziała?
OdpowiedzUsuńU Was faktycznie, kobiety przewijają się zapewne w tę i z powrotem, Twój ma na kogo spoglądać ;) Tekst wyborny :)
Na zdjęciu widzę również oko potwora, a Ty piszesz, że to nic żywego ;)
Nos też ma. A pewnie to jakaś artystycznie wygięta patera, albo talerz?
Lidka, NIKT nie wiedział i nadal nie wie, z Ciotką M. włącznie!
UsuńAaaa, to urok na nią rzucił, znaczy się. Skusiły go może te dolary, które Ciotka przywiozła z tej Hameryki ;) Albo piękne mieszkanie w centrum miasta ( bo wiem, gdzie to jest :))
UsuńO dolarach przez lata krążyły opowieści po rodzinie, a naprawdę nikt ich nigdy nie widział.
UsuńMieszkanie było odjazdowe i w pięknym miejscu. Teraz jest tam kancelaria adwokacka.
Hm... Mielżyńskiego?;)
UsuńDzie! Słowackiego!
UsuńCiekawa cioteczka ciekawa opowieść ,chciałoby się ,żeby ktoś ,kiedyś też nas tak ciepło wspominał :)
OdpowiedzUsuńAle ,ale ty Hana sadystka jesteś ,masz pewnie całą chałupę jakiś szklanych arcydzieł i bawi cię nasza bezradność ;)
Wygląda to to jak świąteczny karpik w oktawie :)
Nie, nie mam całej chałupy arcydzieł, chociaż żałuję.
OdpowiedzUsuńPatera się stopiła??
OdpowiedzUsuńJa miałam taką ciotkę w Belgii, mniejszego klaibru była ,ale mężów i narzeczonych jak do Polski komunistycznej naszej przywoziła pokazać rodzinie ,to dopiero było .a jej ciuchy?? Ludzie niektóre zestawy skórzane mam do dziś i konsekwentnie przerabiam. Chyba im zrobię kiedyś zdjęcie i pokażę ,bo paw przy niej tak ubranej to by się załamał. No ale gotować nie umiała i na starość straszna jędza z niej wyszła,więc oprócz strojów to na opowieść się nie nadaje :)
Hana to wygląda jak oko Saurona
Ciotka M. nie poprzestała na drugim mężu. Trzeci był jeszcze lepszy, w zasadzie nie ma o czym pisać.
UsuńNo dooobra, powiem Wam! To jest TA SAMA patera, tylko z drugiej strony!
OdpowiedzUsuńMnemo zgadła wczoraj pierwsza.
Ta sama patera a wygląda całkiem inaczej ,zaczynając od koloru ,a kończąc na patynie czy też innej śniedzi ;) Oto jak zdjęcie może zwieść na manowce ,wystarczy inne światło inne ustawienie i dwie różne rzeczy ;)
Usuńzaufalam intuicji:) mnemo z huty
OdpowiedzUsuńA chłopy śmieją się z kobiecej intuicji!
UsuńBo się jej boją:)
UsuńW gruncie rzeczy konkursy to już masz z głowy. Zdjęcie patery co tydzień, i tak nie zgadniemy.:-D
OdpowiedzUsuńMam lepsze! Patera to było preludium.
UsuńAaaa!!! Litości!!!
UsuńHana, opowiedz nam o trzecim mężu cioci! ;-) Omal nie spadłam z krzesła czytając i wyobrażając sobie drugiego, jak siedzi bez ruchu. Co to znaczy, że trzeci był jeszcze lepszy? W łóżku tylko leżał, czy co? :-)
OdpowiedzUsuńNie, mąż nr 3, niejaki B. specjalnie nie leżał, ale oddawał się prawie wyłącznie przyjmowaniu rzeszy bratanków, siostrzeńców, wnuków i innych pociotków. Tu mam pewność, że przyciągał ich zapach mitycznych dolarów. To była kompletnie niezrozumiała decyzja Ciotki M., jeszcze bardziej niezrozumiała, niż w przypadku wujaszka L. W latach już była, moja Mama i inne siostry prosiły, powstrzymać próbowały, tłumaczyły, że po co zaraz ślub, niech go sobie ma, rzeczonego B...nic, groch o ścianę. Był ślub kościelny, zarumieniona z emocji Ciotka M, kwiaty, przyjęcie i inne szykany. Moja Siostra zrobiła Ciotce M. ślubny makijaż. Spotkał się z takim zachwytem, że Ciotka zażyczyła sobie, aby siostra umalowała ją tak samo DO TRUMNY! Cała Ciotka, cała ona!
OdpowiedzUsuńJakby przeczuwała, niejaki B. ją przeżył, a orszak bratanków rozgrabił wszystko, co było w mieszkaniu, z mieszkaniem włącznie...Ot i cała historia w dużym skrócie.
Tak myślałam, że ciotka pewnie tylko "poszczuła" dolarami, a za dużo pewnie nie przywiozła. Ale co legenda, to legenda.
UsuńSmutne, że trafiła w łapy takiego oszusta. Siostra mojej babci też tak wpadła, jak śliwka w kompot. Prawie wszystko straciła na rzecz potomków drugiego męża.
Nie miała szczęścia do facetów. Lgnęli do niej jacyś popaprańcy, a ona nic, jak ta ćma.
UsuńTak mi się wydaje że ta twoja cioteczka nie była zbyt szczęśliwa ,chyba cały czas szukała tego właściwego towarzysza życia -smutne . Ciekawe czy ona sama też uważała ,że ma takie barwne życie ,z boku to nieraz całkiem inaczej wygląda .
UsuńSzczęśliwa bywała, jak każdy, nikt nie jest szczęśliwy cały czas. Jej barwność polegała na tym, że była autentyczna, niczym nie podyktowana, żadną modą, tryndem, ani innym imagem. Po prostu taka była.
UsuńTo rzeczywiście, bardzo przykra historia :-(
UsuńNiektóre kobiety tak mają, że bez męża czują się niedowartościowane. A wtedy niestety, łatwo jest paść ofiarą jakiegoś buca :-(
Świnia blogger znowu ma leniwy dzień. Wobec tego pytam całkiem u dołu, Hano, czy swój fotel ginekologiczny do doktora nosisz w torbie?
OdpowiedzUsuńA gdzie? Dlatego muszę mieć duże torby. Fotel jest kompaktowy.
OdpowiedzUsuńDroga Hano!
OdpowiedzUsuńJEST!!! Odebrałam nagrodę!!! jest lepsza niż przez szybkę laptopa! dziękuję, dziękuję!!!
Pozdrawiam,
Gosia
W pełni zasłużyłaś! Sama nie wiem, kto miał większą radochę!?
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jak Ogniomistrz sfotografuje zwykłą szklankę, to i tak nikt nie zgadnie, co to jest.
OdpowiedzUsuńW życiu never.
OdpowiedzUsuńPewien nasz znajomy pokazywał te zdjęcia studentom socjologii jako ilustrację stwierdzenia, że nic nie jest takie, jak nam się wydaje, że jest.
Znam lepsze ilustracje tego twierdzenia;)
UsuńJakie, jakie, jakie???
OdpowiedzUsuńJak ładnie napisałaś o Ciotce, Hano... Drugi raz dziś czytałam. Dodatkowa powierzchnia na wannie mnie zmiażdżyła - mam podobnie. :)
OdpowiedzUsuń:))))
OdpowiedzUsuńTa dodatkowa powierzchnia...mam tak samo:) Znaczy nie ja, teściowa:) W jej pokoju niezagospodarowany jest tylko sufit, nad czym szczerze ubolewa...
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie barwne kobietki:) Życie jest jedno i czasami sama się wściekam, że nie można do końca być sobą w tym popapranym świecie, bo zewsząd tylko dyplomacja, konwenanse, układy... a czasami aż się prosi dany TUK, żeby mu tak z segregatorka przypierniczyć, albo choć powiedzieć co się o nim myśli:)
Zawsze można coś pod sufitem (poza lampą) podwiesić!
OdpowiedzUsuńJednemu tuku z drugim też przyłożyłabym chętnie, ale z segregatorka?
Drogie Blogerki; z zachwytem przeczytałam wszystko co pisałyście od listopada. Wasze historie, zwłaszcza świąteczne sa i wzruszające i czasem śmieszne, a czasem nieco smutne, tak jak wszystko w życiu. I chcę dołożyć dwa słowa o ciotce M., bo jestem siostrą Hany, a u cioteczki mieszkałam kilka lat, podczas edukacji w szkole średniej i na studiach. Otóż szkoła średnia była szkołą, w której nasza cioteczka uczyła tzw. prac ręcznych. Ażeby móc dać mi piątkę ze swojego przedmiotu, prowadziła mi zeszyt, który był podstawa oceny. Cóż to był za zeszyt - żałuję, że mi się gdzieś zapodział. A ja, żeby pokazać koleżankom ze za nic mam ciotkę nauczycielkę, strasznie rozrabiałam na jej lekcjach. Kiedyś już nie wytrzymała i wpisała mi w dzienniczku: M. na lekcji mierzy nosy koleżankom i twierdzi że i tak ma najdłuższy. Dla usprawiedliwienia dodaję, że poszłam rok wcześniej do szkoły i miałam wtedy 13 lat.A nos chyba rzeczywiście miałam najdłuższy - to po tatusiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was Wszystkie, życzę wszystkiego dobrego na Święta i Nowy Rok. Szczególne pozdrowienia dla Miki, której kibicowałam w czasie ostatnich przejść.
Bardzo, bardzo dziękuję za ciepłe słowa i dobre myśli. Upraszam o kontynuację, bo drobne problemy się pojawiły:))
UsuńMoja Siostra ma kompleks nosa - dodam, że niesłuszny. Mojemu nosu też zresztą nic nie brakuje. I zapomniałam o tej historii - dzięki Siostra! Chodziłam do tej samej szkoły, Siostra przetarła mi szlak. Niestety, Ciotka M. była już wtedy na emeryturze i nie prowadziła mi zeszytu...
OdpowiedzUsuńJa za to już wtedy byłam - hm - kreatywna. Robiłam sobie z papieru (w kratkę!) białe kołnierzyki (wychowawczyni była krótkowidzem, a ja siedziałam w ostatniej ławce). I stawiała mnie za przykład. Strasznie się wstydzę...
Uwielbiam takie rodzinne opowieści. A historia z papierowymi kołnierzykami... Padłam ze śmiechu i to o 4.50 nad ranem:)
OdpowiedzUsuń