sobota, 30 stycznia 2016

Kurnik rozwija skrzydła

No. To mamy stronę na facebooku. Jestem z siebie bardzo zadowolona, chociaż na razie nie ogarniam. Ale ogarnę w końcu. Jestem ciekawa, co z tego wyniknie i liczę na Wasze pomysły - sama nie uciągnę.
Piszę do Was w pierwszych słowach mego listu głównie po to, aby powiadomić, że robię nowy wybieg. W zasadzie bez tematu.
Jutro jadę odbyć wizytę rozpoznawczą z przyszłą teściową mojej Córki. Tak że wiecie - pazureiry, loki, te sprawy. No i nie będzie mnie jutro aż do wieczora.
Bawcie się dobrze, chociaż beze mnie to kicha nie zabawa, co nie?


piątek, 29 stycznia 2016

Sonda i trochę rozmaitości

Burza mózgów ma to do siebie, że w końcu przechodzi, jak to burza. Aby tak się nie stało, Mika zrobiła sondę (na pasku z prawej strony) z propozycjami na nazwę naszej zwierzolubnej strony na facebooku. Jak się okazuje, nie jest to takie proste. Nie jest proste znalezienie fajnej nazwy, a jeśli już się ją znajdzie, okazuje się, że jest zajęta. Zebrałyśmy więc Wasze propozycje i za pomocą sondy wyłoni nam się rozwiązanie.
Sądzę, że powinnyśmy dać sobie spokój z nazwami typu: ratuj, pomóż, nie bądź obojętny itp. Takich stron, apeli i próśb jest tyle, że zaczyna się je omijać szerokim łukiem.
No i nazwę zawsze można zmienić. Na nazwę partii na przykład:)
Zatem do dzieła i do sondy! Głosujemy do jutra, do godziny 12.00 w południe.
Dla urozmaicenia kilka zdjęć. Strasznie już tęsknie za wiosną, zielenią, kwiatami, bocianami i w ogóle. Aż mnie skręca, kiedy patrzę na takie zdjęcia:




A tak wyglądało gumno 8 lat temu. Już po dobudowaniu wiatrołapu (po naszymu antrejki) i pierwszych, nieśmiałych nasadzeniach. Na tym zdjęciu nie ma juz pokrzyw i zboża. Uwielbiam takie porównania:




czwartek, 28 stycznia 2016

Trafiony, zatopiony!

Konkurs na nazwę strony rozstrzygnięty. Wolą ludu Kur wygrała nazwa zaproponowana przez Ewę "Kochaj zwierzaka swego jak siebie samego". Zdjęcie poleci więc do Ewy - Ewuniu, cieszysz się, hrehrehre? Bo Ognio jest zachwycony!
Jako Kura nie oblatana (nomen omen) w sprawach facebooka, zupełnie nie wzięłam pod uwagę tego wszystkiego, o czym piszecie w komentarzach pod poprzednim postem. Ot, durnam jak kwit na węgiel. Jasne, że trzeba to zrobić tak, aby nie było tam żadnych linków, nazw, odniesień, itp. do Kurnika. Nie damy go, ooo nie!
Dzisiaj, jeśli nic mi nie wejdzie w paradę, zajmę się tym. Chciałabym, aby to było tak, że Wy też znacie stosowne hasła, żeby zawsze była możliwość ingerencji, jakby co. Nie wiem, czy to jest możliwe. Poza tym to nasza wspólna inicjatywa. Jeśli już się przebiję przez to wszystko na fb, hasło, czy inny odzew słałabym mailem do Kur, które będą chętne. Na razie nie wiem, jak to wszystko działa, więc spoko. Wyjdzie w praniu.
Mam już w miarę pełną informację dotyczącą Miśki. Udostępniajcie, ślijcie, mówcie komu się da i gdzie się da. A i same się zastanówcie, spójrzcie, jaka ona jest śliczna, no spójrzcie w te orzechowe oczy, wyobraźcie sobie ten mokry, rudy nosek, bo moja Córka wykazuje niezdrowe zainteresowanie...

Oto ona:
W Poznaniu czeka na dom półtoraroczna, cudna, malutka sunia imieniem Miśka. Zdrowa, towarzyska, całuśna, czyściutka, nieagresywna. Nie jest wysterylizowana. Nie miała kontaktu z kotami. Z przyczyn życiowych jej dotychczasowy pan musi się z nią rozstać. 

Kontakt: Krzysztof 734854754




środa, 27 stycznia 2016

Wyciągamy macki

Dziękuję Wam Kureiry za wczorajszą burzę mózgów - wszystkie pomysły są bezcenne i mam nadzieję, że razem będziemy je realizować, powoli i konsekwentnie. Na początek potrzebna jest nazwa strony na fb - tam teraz będą sięgać nasze macki! Jeśli ktoś chce się przyłączyć, a nie wie o co chodzi, zapraszam do lektury poprzedniego posta.
Jeśli chodzi o list do proboszcza i załącznik w postaci listu do sąsiada, można już słać mailem do parafii, jakie sie nawiną - w całej Polsce. To nie musi być Wasza parafia, ani znajomy ksiądz. Nie ma też znaczenia fakt, czy jesteście ateistkami, niedowiarkami, dowiarkami, czy wyznajecie buddyzm, czy coś jeszcze innego. Chodzi o księży, bo jest ich najwięcej (w sensie religii) i mają autorytet u ludu. Jeśli któryś proboszcz dostanie dwa razy - nie szkodzi. Podpisujcie się albo własnym nazwiskiem, albo pseudonimem, albo nazwiskiem panieńskim mamy, teściowej, jak Wam w duszy gra. W gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia, byle nie był to anonim. Za chwilę wymyślimy nazwę strony i będziemy się nią posługiwać.
Nazwa powinna być krótka i treściwa. Żadne "podaj łapę", ani "na rzecz", bo to od razu kojarzy się z kolejną organizacją, która szuka pieniędzy, a nam nie o to chodzi. Gdyby trafił się miliarder i chciał pozbyć się swojego majątku, to oczywiście nie będziemy wybrzydzać. Na razie miliardera (ani nawet milionera) nie widać, więc skupimy się na działalności, która nic nas nie kosztuje. Wracając do naszych baranów - nazwa powinna być niezbyt długa, powinna zawierać w sobie treści odnoszące się do zwierząt domowych, ich traktowania, do człowieczeństwa itd., przecież wiecie.
List do proboszcza i list do sąsiada zamieszczone w poprzednim poście powstały spontanicznie i mają niewiele wspólnego ze stroną na fb którą zamierzam uruchomić. Oba listy tam się znajdą, owszem, po skróceniu i przywróceniu pierwotnej wersji - list do sąsiada jako załącznik dla proboszcza został trochę złagodzony.
Nie kierujcie się też znaczeniem słowa "sąsiad". Potraktujcie je metaforycznie, chociaż ja pisałam do mojego osobistego sąsiada, i owszem, ale chodziło mi ogólnie o tych wszystkich, którzy źle traktują zwierzęta, a którzy też są czyimiś sąsiadami.
Nie będziemy się przejmować, jeśli na początku strona może będzie trochę kulawa. Ja też nie mam pojęcia o co tam chodzi, ale się dowiem - jeśli zdążę, jeszcze dzisiaj. Tak samo przecież było z blogiem. Wszystko z czasem się poukłada.
Niniejszym ogłaszam coś w rodzaju konkursu na nazwę strony. Zwyciężczyni, bądź zwycięzca dostanie ku pamięci i ku przyjemności jedno ze zdjęć Ogniomistrza 40x50cm w passe-partout, gotowe do oprawienia i powieszenia. Jakie to zdjęcie pokażę za chwilę, bo za Chiny nie mogę zdjęciu zrobić zdjęcia, bo mi blikuje. Nie mam go na dysku, poza tym wydruk jest nieco inny niż oryginał. Mus zaczekać na mistrza, któren w tym momencie jest silnie zajęty, a mnie szkoda czasu, bo już możecie myśleć.
Zwycięzcę wyłonimy w komentarzach, a jeśli zdania będą podzielone, zrobimy sondę.

To jest to zdjęcie. Oryginał ma więcej zieleni:

wtorek, 26 stycznia 2016

List niekoniecznie o miłości, chociaż w jej sprawie

Kury, Koguty i kto żyw!
Mika napisała List do Proboszcza, ja podrasowałam mój "List do sąsiada" i oto poddajemy się konsultacjom. Nie wiem, jak ugryźć sprawę sterylizacji i co księża na to? Obawiam się, że niechętnie. Nie wiem też, co z podpisem pod listem do proboszcza? Podpisuje osoba, która go pośle w świat, czy wszystkie podpisujemy? Jak? I jakim kluczem wysyłamy? Każda z nas (ta, która chce oczywiście) do parafii w swojej miejscowości/ powiecie/województwie?
Jesteśmy otwarte na rzeczowe uwagi. Oba teksty poprawię i będą gotowe do skopiowania.
A otóż i one:
Najpierw Mika:

Szanowny Księże Proboszczu,
Zwracamy się do Księdza z wielką prośbą i nadzieją, że zechce Ksiądz pomóc w naszych działaniach mających na celu poprawę bytu zwierząt domowych.
Jesteśmy grupą blogerek, którym leży na sercu los zwierząt domowych, szczególnie na wsi i w mniejszych miejscowościach. Nie jesteśmy „nawiedzonymi ekologami”, jesteśmy po prostu grupą osób wrażliwych na cierpienia zwierząt i postanowiłyśmy zrobić dla nich coś, co mogłoby znacząco poprawić  ich los. Wiele z nas mieszka na wsi i widzimy codziennie, jak źle i bezmyślnie bywają traktowane zwierzęta, szczególnie psy i koty. Co gorsza, wielu ludzi po prostu nie widzi w tym nic złego, takie podejście miał ich ojciec, dziadek i takie samo mają oni sami. Tłumaczenia i kontrole organizacji opiekujących się zwierzętami niewiele dają, gdyż tego rodzaju organizacje nie są dla nich żadnym autorytetem, a ich zalecenia są traktowane jak „wymysły miastowych”. Ponadto kontrole zdarzają się sporadycznie, są nieskuteczne, ponieważ kary nie są egzekwowane, albo są egzekwowane w symbolicznym wymiarze.  
Autorytetem dla ogromnej rzeszy ludzi jest Kościół i ksiądz, dlatego też właśnie do Księdza zwracamy się z naszą prośbą.  Bowiem księża – w obrębie swoich parafii - mają ogromną możliwość wpływu na los zwierząt, a tym samym ulżenia im w cierpieniu. Mówienie o tym na kazaniach czy zwracanie uwagi podczas kolędy mogłoby uczynić cuda. Przecież są to żywe istoty, czujące ból, głód i cierpienie.  Zadawanie im tego bólu i cierpienia czy to bezmyślne, czy co gorsza, celowe, jest czynem złym. Kościół swoim autorytetem mógłby zdziałać bardzo wiele uświadamiając to Wiernym. Dlatego ośmielamy się w Nim szukać pomocy. Wszak w samym Katechizmie Kościoła Katolickiego zapisane są słowa: „każde stworzenie posiada swoją własną dobroć i doskonałość […] Różne stworzenia, chciane w ich własnym bycie, odzwierciedlają, każde na swój sposób, jakiś promień nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego powodu człowiek powinien szanować dobroć każdego stworzenia ” (KKK, 339) „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską. Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę. Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich” (2416) oraz „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie” (2418). 
Będziemy wdzięczne za pomoc w uświadomieniu ludziom, że nasi „bracia mniejsi” nie zasługują na zły los, który gotuje im człowiek. To nieprawda, że „głodny pies lepiej pilnuje”, to nieprawda, że „kot się sam wyżywi”, to nieprawda, że topienie kociąt i szczeniąt jest humanitarne. Wielu Wiernych regularnie chodzących na mszę do kościoła nie widzi tego, że ich pies jest głodny, że ma łańcuch wrośnięty w szyję i nie ma wody w upały, a w zimie zamarza w blaszanej beczce. Nie widzą w tym nic złego i to jest najgorsze. Prosimy bardzo o pomoc w uświadomieniu ludziom, że takie postępowanie jest złe i niezgodne z prawem, tak ludzkim, jak i Bożym. Także sam Papież Franciszek zwraca uwagę na fakt, że obojętność lub okrucieństwo wobec zwierząt przekłada się na sposób traktowania ludzi. „Serce jest jedno i ta sama mizeria, która prowadzi do znęcania się nad zwierzętami – pisze papież – niechybnie przejawi się w relacji z innymi osobami.” I dalej:  „My sami nie jesteśmy ostatecznym celem wszystkich innych stworzeń. Wszystkie zmierzają wraz z nami i przez nas ku ostatecznemu kresowi, jakim jest Bóg w transcendentalnej pełni, gdzie zmartwychwstały Chrystus wszystko ogarnia i oświetla. (…) człowiek powołany jest, by przyprowadzić wszystkie stworzenia do ich Stwórcy” wyjaśnia Papież. Mówiąc wiele o miłosierdziu, rozciąga to pojęcie nie tylko na ludzi, ale też na przyrodę i środowisko naturalne, którego częścią są przecież zwierzęta.

W załączeniu przesyłamy tekst napisany przez jedną z naszych koleżanek. Będziemy bardzo wdzięczne, jeśli Ksiądz mógłby wykorzystać go w jakiś sposób podczas kazania, bądź katechezy w szkole, albo chociaż powiesić na tablicy ogłoszeń.  Szczególnie zależy nam na uświadamianiu tego dzieciom w nadziei, że być może nowe pokolenia zmienią tę sytuację na lepsze. Uwrażliwienie ich na ten problem może przynieść naprawdę wspaniałe owoce.

Wierzymy głęboko, że potraktuje Ksiądz poważnie naszą prośbę i wspomoże nasze działania swoją siłą i autorytetem. Dziękujemy serdecznie i będziemy bardzo wdzięczne za zrozumienie i pomoc.

Z wyrazami szacunku  
...
...

A tu tekst ten-co-wiecie:  

Drogi Sąsiedzie, gdziekolwiek mieszkasz!
Jesteś człowiekiem pracowitym, uczynnym i pomocnym i wiem, że na twoją sąsiedzką pomoc zawsze mogę liczyć. Gdyby nie jedno zastrzeżenie, mogłabym powiedzieć, że jesteś dobrym, przyzwoitym człowiekiem. Ciężko pracujesz, dbasz o rodzinę, kochasz wnuki, opiekujesz się nimi, odbierasz ze szkoły, czasem widzę, jak się z nimi bawisz. W każdą niedzielę z całą rodziną i sąsiadką-staruszką jedziesz do kościoła. Ksiądz po kolędzie bawi u Ciebie dłużej, niż u innych. Pięknie wyremontowałeś dom, na wysprzątanym podwórzu stoją trzy samochody, w zadbanym warzywniku pysznią się kwiaty i dorodne warzywa. Masz psa, kota i stadko tzw. szczęśliwych kur. Kiedyś kupowałam od ciebie jajka, ale już tego nie robię. Któregoś dnia zobaczyłam, że Twoje kury są łyse i pokrwawione. Wydziobują się z nudów, ze stresu i z braku witamin. Nic w tym zaskakującego, skoro przez okrągły rok siedzą na malutkim wybiegu, gdzie nie dociera słońce, w dodatku nie sprzątanym od tygodni. Nic nie rozumiem, przecież masz duży, stary sad, w którym rosną chwasty! Wypuść kurki, daj im więcej oddechu, będziesz miał trzy razy więcej jajek, a i ja chętnie je od ciebie kupię. A pamiętasz swojego poprzedniego psa? Pamiętasz, jak kaszlał? Dawałeś mu polopirynę, co jest jakimś tam przejawem troski. Skąd mogłeś wiedzieć, że polopiryna jest dla psa zabójcza? Moje rady skutecznie puszczałeś mimo uszu, bo przecież weterynarz to fanaberia dla miastowych. Wystarczyło chociażby włączyć komputer, który przecież masz i wpisać w googla „pies kaszel polopiryna”. No ale pomocy szuka ktoś, komu ZALEŻY. Pies po prostu zniknął któregoś dnia. Po kilku dniach pojawił się następny. Szczekał i wył w malutkim kojcu całymi dniami i nocami, poddał się po kilku miesiącach. Siedzi tam teraz apatyczny i brudny. Moje psy chodzą pod płot codziennie i on tylko wtedy na chwilę się ożywia. Czy wiesz, sąsiedzie, że pies to zwierzę szalenie towarzyskie i spragnione kontaktu z człowiekiem? I wiesz, że zupełnie jak ty cierpi z głodu, zimna i samotności? Widzę, że czasem go wypuszczasz bez żadnej kontroli, żeby „sobie podjadł” (twoje słowa) jeśli się trafi jakaś padlina. Pies znika wtedy na dwa, trzy dni i nikt go nie szuka. Nie wiesz pewnie, bo i skąd, że gna go także instynkt przedłużenia gatunku. Na takiej samej zasadzie inny sąsiad wypuszcza swoją suczkę, która dwa razy w roku rodzi nikomu niepotrzebne, niechciane szczenięta, które z kolei umierają z powodu chorób, zimna i głodu? Jeśli nie umrą, to sąsiad je utopi, bądź zakopie żywcem. Czasem któremuś się uda i przetrwa tylko po to, abyś mógł wsadzić go do ciasnego kojca (jeśli ma szczęście), albo przypiąć łańcuchem do jakiejś blachy zwanej dumnie budą i raz w tygodniu wypuścić na noc, żeby znalazł sobie coś „porządnego” do jedzenia. Będzie miał szczęście, jeśli nie zatruje się śmiertelnie padliną, albo nie zastrzeli go jakiś myśliwy. Czasem ze zgrozą myślę, że byłoby dla niego lepiej, gdyby nie przetrwał. 

Między bajki włóż szkodliwe mity o tym, że suczka/kotka choć raz musi urodzić. Nie musi i nie ma to żadnego wpływu ani na jej zdrowie, ani na charakter.
Czy wiesz, że gotowe jedzenie dla psa/kota, nawet to najtańsze i nie najlepszej jakości, takie w puszce, bądź w postaci suchych chrupek jest dla niego lepsze, niż kilo kości z golonki, albo – co gorsza – z kurczaka - co może spowodować powolną śmierć w męczarniach? Nie mówiąc o chlebie namoczonym w brudnej wodzie, pleśniejącym w starym garnku tygodniami? Czy wiesz, że od nadmiaru kości w ogóle, nie tylko takich z kurczaka, pies może umrzeć? On tego nie wie, ale ty tak, przynajmniej powinieneś wiedzieć. Zastanawiam się codziennie po co ci pies? Kogo zaalarmuje, skoro szczeka bez końca, a i tak nikt się jego szczekaniem nie interesuje? Gdyby złodziej grasował na twoim terenie, nikt nie zwróci na to uwagi, bo przecież pies szczeka bez przerwy! Trudno to znieść, ale znoszę, bo boję się, że jeżeli ci coś powiem, zrobisz mu jeszcze większą krzywdę. Nie dotykasz go, bo – jak powiadasz – śmierdzi. Gdybyś siedział latami w rzadko, lub nigdy niesprzątanym kojcu, sądzisz, że pachniałbyś fiołkami? Nikt ci nie powiedział, a sam nie zauważyłeś, że pies jest mądry, że ma zdolność rozumowania na poziomie 2-3 letniego dziecka  i tylko od ciebie zależy jak tę przyrodzoną mądrość wykorzysta? Przecież z 3-letnim wnukiem świetnie się dogadujesz? Wyobraź sobie swojego wnuka i tak samo traktuj psa. Nie, to nie bluźnierstwo, niby dlaczego? Pies i kot czują tak samo! Czują ból, zimno, głód, odrzucenie, samotność. Czy wiesz, ile radości może ci dostarczyć ich towarzystwo? Nie wiesz, bo i skąd? Szybko możesz się o tym przekonać, tylko wpuść je do domu, daj kawałek podłogi i jakąś starą kurtkę do leżenia, a zobaczysz, że to sfera emocji, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłeś, o jakiej nawet nie śniłeś. Twój pies kocha cię pomimo i pójdzie za tobą wszędzie, mimo haniebnego traktowania. Trudno o bardziej bezwarunkową miłość. Masz w życiu za dużo miłości? Masz w swoim otoczeniu kogoś, kto kocha cię aż tak? Co z tego, że pradziadek, dziadek i ojciec tak samo traktowali swoje zwierzęta? Ile można zwalać na przodków? Masz własny rozum? Może czas przerwać ten zaklęty krąg i dać wnukom inny wzorzec? Bo dla twoich dzieci jest za późno. Zabrałeś im coś, czego nie da się odzyskać. A obawiam się, że za późno i dla wnuków, skoro twoja wnuczka stojąc przy kojcu, patrząc na mojego miłego i czystego psa mówi: mamo, kupisz mi pieska? Podczas gdy jej pies, dwa metry dalej rozpaczliwie żebrze przez kraty kojca o odrobinę uwagi i dotyk.
I co stało się z twoim kotem? Bezimiennym, bo na co kotu imię? Tutaj koty niezależnie od płci mają na imię „ciciuś” – w najlepszym razie. Nie widuję go od jakiegoś czasu, a przychodził na przekąskę. Czy w ogóle wiesz, że go nie ma? Był przez dwa lata, dokładnie to pamiętam. Nie miał wstępu do domu, ani nawet do piwnicy, bo jej nie masz. Nie wiem, gdzie nocował. Mam nadzieję, że w jednej z czyichś obór, gdzie mógł się ogrzać przy krowach. Masz przecież tylko drewniane, dziurawe szopki, w których jest tak samo zimno jak na zewnątrz. Możesz spać spokojnie podczas gdy twój kot przymarza gdzieś do podłoża? Tylko nie mów mi, że zwierzęta nie mają duszy. To nie ma nic do rzeczy - dusza nie ma nic wspólnego z odczuwaniem bólu. Mówisz, że kot sobie poradzi. Z czym? Z chorobami? Z lisem? Z 15-stopniowym mrozem? Z głodem? Z zatruciem myszą nafaszerowaną trutką, którą przed chwilą zjadł? Z wyniszczającą biegunką? No tak, nie masz pojęcia, że kot nie powinien pić mleka, przynajmniej nie każdy. Powinien za to pić wodę. To brzmi jak herezja, prawda? Ale nią nie jest. Na większość kotów laktoza zawarta w mleku działa jak pastylka przeczyszczająca. Jakiś czas daje radę, a potem po prostu odwadnia się i umiera. Ale o tym też nie wiesz, bo swojego kota traktujesz jak muchę, zresztą on swoją biegunkę załatwia w plenerze. Zniknął, to bierzesz następnego. I tak dalej. Dlaczego nie wpuścisz go do domu, czy choćby do piwnicy? Czego się boisz? Że nabrudzi? Postaw mu zwykłą miskę z piaskiem, już on będzie wiedział, co z nią robić. Że ma robaki? A ma, musi je mieć żywiąc się myszami i tym, co uda mu się znaleźć. Ale jedna, mała pastylka raz na jakiś czas wystarczy. Kosztuje grosze. I nie obawiaj się bakterii, we własnych ustach masz ich więcej, niż zdrowy kot. Mówisz, że brudny? To znaczy, że prawdopodobnie jest chory. Zdrowy kot myje się wręcz obsesyjnie. Świadomość, że głodne, chore, zziębnięte zwierzę, umiera obok w cierpieniach, nie zakłóca ci snu.
Wyobraź sobie, że twoja kotka rodzi 3 razy w roku po 4 kocięta – pomnóż to przez ilość kotów we wsi, czyli razy 17, bo zakładam, że w każdym gospodarstwie jest jeden kot, a na pewno jest ich więcej (nikt nie wie, ile). Daje to liczbę 204 kotów po roku. Robi wrażenie, prawda? Jasne, że większość nie przeżyje. Umrą z głodu i chorób, o ile gospodarz nie zatłucze ich, nie potopi , nie zakopie żywcem. A pomyśl sobie, że jest tu więcej kotów, niż jeden na gospodarstwo. Czujesz ogrom cierpienia i śmierć dosłownie wszędzie? A to tylko jedna, malutka wieś. Z łatwością można by tego uniknąć.

Kot też potrzebuje twojego towarzystwa. To głupi mit, że kot przywiązuje się do miejsca, nie do człowieka. Jeśli będzie dobrze odżywiony i zdrowy, będzie bardziej łowny, niż kiedykolwiek. I nie mów mi, że nie masz pieniędzy na weterynarzy. Masz. I nikt cię nie zmuszał do posiadania psa, czy kota. Przecież widzę, jak strzelasz w niebo fajerwerkami za parę setek, innych dóbr nie będę ci wypominać. Mógłbyś z łatwością dowiedzieć się jakim cudem jest udomowiony kot. Mógłbyś poczuć na kolanach jego ciepło. Mógłbyś słuchać, jak mruczy ci do ucha i aż pogwizduje ze szczęścia. Mógłbyś do woli dotykać jego mięciutkiego, czystego futerka. Mógłbyś nosić go na rękach, a on oplatałby ci łapkami szyję. Mógłbyś poczuć na uchu jego szorstki jęzorek. Mógłbyś w nocy poczuć, jak układa się wzdłuż twoich pleców, albo w zgięciu łokcia. Mógłbyś wtulić twarz w jego ciepłe, pachnące futerko i tak zasypiać. Mógłbyś na dzień dobry poczuć delikatny dotyk jego chłodnego noska na swoim policzku...

***
I jeszcze jedna sprawa. Do wzięcia (w Poznaniu) jest cudna, malutka sunia imieniem Miśka. Zdrowa, towarzyska, całuśna, czyściutka, nieagresywna. Nie jest wysterylizowana. Nie wiem, jak z kotami, bo chowała się dotąd bez kotów. Ma półtora roku. 
Na razie tyle wiem, ale będę wiedziała więcej. Spójrzcie na to cudeńko:


niedziela, 24 stycznia 2016

Z podróży najbardziej lubię powroty

Fajnie tak czasem urwać się na dwa dni - niby nic, a człek wraca strasznie zadowolony głównie z tego, że wraca. Jeden wieczór spędziłam z koleżankami i nawet nie oglądały tym razem moich włosów pod światło, żeby sprawdzić, czy nie ściemniam z tym niesiwieniem i potajemnie nie farbuję włosów - jakimś cudem umknęła im ta zwyczajowa czynność. Pobyłam z siostrą, białego portugalskiego się napiłyśmy, wymieniłyśmy poglądy i doświadczenia, zaopiekowałam Balusia, kiedy siostra była w hucie i bardzo dobrze się złożyło, bo w tym dniu akurat Baluś miał praczkę. Wolę nie myśleć, co Martazezlotnik zastałaby w domu po powrocie z huty. Pomogłam córce wybrać nowe okulary, nie chciałam u mamy zjeść obiadu godzinę po śniadaniu, po drodze zajrzałam tu i tam, nic mnie nie urzekło, ani nie skusiło. Szat odpowiednich na gumno nie było, ani bucików, które byłyby jednocześnie płaskie i na obcasie. Że też jeszcze nikt nie wymyślił butów z wysuwanymi obcasami! A może wymyślił, tylko ja nic o tym nie wiem? A, i jeszcze byłam z krótką wizytą u kuzyna, żeby zedrzeć mu ze ściany obraz Ognio na wystawę, a tam pies ze świecącą obróżką na szyi - bo czarny i nie widać co robi w ogrodzie. Rewelka dla Wałka! A ja durna nie wiedziałam, że coś takiego istnieje! Tak to podróże kształcą...
Spotkałam się też z Lamą i Frytką, suniami mojej córki. Niestety, nie da sie opisać, jak one się bawią, m.in. gumowym, chrumkającym świniaczkiem, bo to trzeba zobaczyć. Ja w każdym razie pękałam ze śmiechu! One są niesamowite! Zdjęcia mam takie sobie, ale na poniższym widać, jaka Frytka była chudziutka jeszcze latem ubiegłego roku, po 4 czy 5 miesiącach spędzonych u córki. Walczyła ze straszliwą robaczycą:
Frytka to ta czarna

I teraz, pączuś:


A tu obydwie:

Syta wrażeń wróciłam na memłon, zwierzęta mnie opadły i oblepiły, Ognio podał świeżutką sokawkę, czego chcieć więcej?

czwartek, 21 stycznia 2016

ŚW. ROCH KU POKRZEPIENIU

Bardzo smutno się zrobiło w Kurniku, chciałabym tą atmosferę trochę zmienić, pozostając poniekąd w temacie. Szukając w internecie natchnienia do napisania wiadomego wstępu, natknęłam się na przepiękną legendę o św. Rochu i jego psie Roszku. Legendę napisał francuski mnich, teolog i historyk literatury, Jean Quercy, żyjący na przełomie XIX i XXw.

Św. Roch jest patronem od wielu rzeczy, przede wszystkim od chorób zakaźnych (leczył ludzi z zarazy) ale jest także opiekunem zwierząt domowych. Jest także  Święty Roch  patronem chorych, aptekarzy, lekarzy, rolników, więźniów, wędrowców i polskich weterynarzy. W kilku miejscach w Polsce są sanktuaria pod jego wezwaniem. A w Wielkopolsce w miejscowości Mikstat co roku 16 sierpnia odbywają się uroczystości odpustowe w dniu św Rocha. Po mszy o godz.8.00 odbywa się błogosławieństwo (poświęcenie) zwierząt. Ludzie dawniej przyprowadzali tylko zwierzęta gospodarskie, teraz jest wszystko: konie, krowy, świnie, owce, kozy, psy , koty, świnki morskie, chomiki, nawet rybki. Wyobrażacie sobie to wszystko na placu przed kościołem?? Aż mi się cieplej na sercu robi...


LEGENDA O ŚW. ROCHU

Święty Roch i raj dla zwierząt

 Żył niegdyś święty Roch. Był to wielki święty, który przemierzał drogi całego świata i leczył ludzi oraz bydlęta z wścieklizny. Szedł zawsze za psem, który zwał się Roszek, a którego kochał bardzo, gdyż pies uratował mu raz życie. Pies też był święty, na swój sposób. Lizał rany, które pielęgnował jego pan. i rany zamykały się raz na zawsze.
Święty Roch i Roszek nigdy nie rozstawali, nie do pojęcia był jeden bez drugiego, jak nie można pojąć dzwonu bez serca albo niewiasty bez złośliwości.
     Pewnego razu święty Roch umarł. Umierają wszyscy, nawet święci. A po jego śmierci pies zaczął wyć i on też odszedł z tego świata. Miał małą, leciutką duszyczkę, tak że dotarł do bram raju równocześnie ze świętym.
     Święty Roch zastukał kijem pielgrzymim i wymienił swoje imię. Uzdrowił mnóstwo nieszczęśników, więc był pewien. że wkroczy do raju główną bramą. Święty Piotr pospieszył, otworzył odrzwia o dwóch skrzydłach, ale zaraz otworzył szeroko też oczy patrzące spod okularów. Za cieniem świętego ujrzał cień psa.
- Precz mi stąd! Nie ma dla psów miejsca w raju!
- Trzeba jednak znaleźć temu psu jakieś miejsce - odparł święty Roch. - Jesteśmy nierozłączni. Uratował mi życie i jest także na swój sposób święty.
- Dajże pokój! Też mi opowiadanie! Także mnie pewien kogut uratował duszę, skłaniając do skruchy. Czyż jednak przywiodłem go ze sobą, kiedy przybyłem tutaj? Nie przywiodłem go nawet do wejścia, nawet w pobliże Aniołów Bożych! Nie, mój drogi, kogut pozostał na zewnątrz, a ja wszedłem do środka. Twój pies uda się do mojego koguta, ty zaś połączysz się ze świętymi, którzy już na ciebie czekają! Idziemy! Mam dokładne rozkazy, jak ci już powiedziałem.
- Zatem trudno - rzecze uparty święty Roch. - Skoro Roszek nie wejdzie do raju, nie wejdę i ja. Wolę psa, którego znam, od twojego raju, którego jeszcze dobrze nie poznałem!
- Skoroś taki grubianin - wrzasnął święty Piotr, który stracił panowanie nad sobą - idź sobie precz razem z twoim psem!
     I poszli.
     Co się stało z Rochem i Roszkiem? Tego nie wiem. Sądzę jednak, ze podjęli swoją wędrówkę i że ich cienie dokonywały cudów i uzdrawiały ludzi z wścieklizny.
     Mówiono o nich na całym świecie. Papież, który był sprawiedliwy, chciał ich jakoś wynagrodzić. Z Rocha uczynił z całą ceremonią prawdziwego świętego i rozkazał, by w jego kościele wystawiono obraz, na którym nowy święty byłby przedstawiony z psem. W gruncie rzeczy w ten sposób kanonizował także Roszka, choć nie padło na ten temat ani słowo.
     Kiedy wieść o tym doszła do raju, Ojciec Wiekuisty kazał wezwać świętego Jana Chrzciciela, który był wszak pierwszym świętym, i rzekł:
- Mamy więc zacną duszę imieniem Roch. Papież zrobił z niego świętego, musicie go odszukać i sprowadzić tutaj. Chcę go zobaczyć i złożyć mu powinszowanie. Trzeba też powiedzieć świętej Cecylii, żeby pomyślała o jakiejś oprawie muzycznej.
     Jan Chrzciciel biegał przez trzy dni i noce, ale było to tak jakby szukał jaskółek w zimie. Wpadł w zakłopotanie i pomyślał, że trzeba naradzić się ze świętym Piotrem.
     Dobry klucznik nie zapomniał o historii człowieka z psem. Kiedy usłyszał, że ów człowiek został naprawdę świętym i że Ojciec Wiekuisty chce się z nim widzieć, trochę się strapił. Lękał się, że spotka go kara za to, iż działa z własnej inicjatywy. Święty Jan, który miłował wielce świętego Piotra, pocieszał go jak umiał i obiecał, że wszystko będzie w porządku.
     Wrócił więc przed oblicze Ojca Wiekuistego i rzecze:
- Panie, wybacz mi głupotę. Od trzech dni i nocy szukam daremnie naszego nowego świętego, ale nigdzie go nie ma. Trzydzieści lat temu stanął pewnego wieczoru u bram raju, ale był z psem, a ponieważ święty Piotr nie chciał wpuścić psa, święty Roch poszedł sobie i nie mam pojęcia, gdzie przebywa.
     Ojciec Wiekuisty zaczął rozmyślać, a kiedy wszyscy w raju usłyszeli, że rozmyśla, zapadła cisza. Potem rzekł:
- No dobrze. Święty Piotr jak zawsze wykonuje sumiennie swoje obowiązki. Ale święty Roch wróci, gdyż tego chcę. Zatrzyma sobie psa. Pozwólcie wejść jemu i psu. Zrobię wyjątek.
     Kiedy świętemu Piotrowi doniesiono o tym, zmienił się na twarzy. Ładny wyjątek!
- Tak, tak - rzekł - pozwolimy wejść psu Rocha! Zobaczycie, że w ślad za nim pójdą wszystkie zwierzęta, jakie były stworzone! Wkrótce nie da się tu, w raju, mieszkać.
     I z rozdrażnieniem otworzył tylną bramę, ale nie chcąc patrzeć na psa, schronił się do stróżówki i poprosił Zacheusza o zastępstwo. Zacheusz, który kochał bardzo zwierzęta, gdyż był niskiego wzrostu, stanął na progu i krzyknął ile sil w płucach:
- Roszek do nogi! Chodź, Roszku, chodź, bo dobry Bóg chce cię zobaczyć!
     I oto stawili się Roch i Roszek. Święty uśmiecha się z duma. wybija mocno krok sandałami pielgrzyma i odwraca się co dziesięć kroków, żeby pogłaskać Roszka, który liże go po rękach i wymachuje ogonem niby pióropuszem. Stawił się cały raj, aniołowie, cherubini, archaniołowie, święci obojga płci, wszyscy tłoczyli się, żeby zobaczyć, jak przechodzi pełen wdzięku piesek, który węszył miłe wonie raju i zdawał się śmiać z ukontentowania.
     Była to wspaniała uroczystość. O świętym Rochu prawie zapomniano. Wszystkie pieszczoty, przysmaki, a nawet muzyka były dla Roszka. A święty Roch, który tak kochał swojego psa. był nader zadowolony, że jego samego tak zaniedbano.
     Kiedy minęła pierwsza chwila radości, w tłumie nastąpiło poruszenie i pojawił się święty Piotr z włosami w nieładzie, spojrzeniem surowym i kluczami w dłoni.
- Panie - rzekł, zwracając się do Ojca Wiekuistego, który uśmiechał się do Roszka skulonego u jego stóp. - Panie, oddaję ci klucze. Nie będę odźwiernym dla psów.
     A Ojciec Wiekuisty ciągle uśmiechał się, nic nie mówiąc. Święty Piotr dodał:
- Panie, zresztą to niesprawiedliwe. Czemuż to pies świętego Rocha ma być samotny? Skoro brama raz została otwarta, moim zdaniem, inne zwierzęta też powinny tu wejść.
     Ojciec Wiekuisty ciągle się uśmiechał.
     Święty Piotr ciągnął:
- Panie, jeśli chcesz, bym nadal sprawował pieczę nad kluczami, powinieneś wpuścić tu mojego koguta. Siedzi na wszystkich dzwonnicach i wzywa grzeszników do pokuty. W ten sposób także można zostać świętym!
- Wpuśćmy więc i koguta - rzekł wówczas Ojciec Wiekuisty, nie przestając się uśmiechać - będzie to kolejny wyjątek!
     W tym momencie wybuchła sprzeczka. Wszyscy święci, którzy kochali jakieś zwierzęta, zaczęli protestować i bronić swojej sprawy.
- A moja gołębica? - mówił Noe. - Moja gołębica, która przyniosła mi gałązkę oliwną?
- A kruk, który karmił mnie na pustyni? - rzekł Eliasz.
- A mój pies, który merdał ogonem? - żalił się Tobiasz.
- A oślica, która prorokowała, kiedym na niej siedział? - wtrącił się Balaam.
- A wieloryb, który przez trzy dni gościł mnie w brzuchu?
- dodał Jonasz.
- A prosiaczek, który uratował mnie od nudy? - rzekł święty Antoni.
- A łania - dorzucił święty Hubert - która niosła krzyż na głowie?
- A brat wilk i bracia ptaki, i siostry ryby? - zabrał głos święty Franciszek.
- A mul, który przyklęknął przed hostią - powiedział ten drugi święty Antoni.
     O, przyjaciele moi, zrobiło się doprawdy niezłe zamieszanie. Ale Ojciec Wiekuisty, który ani na chwilę nie przestał się uśmiechać, nakazał skinieniem ciszę i oznajmił:
- Ten pies, który przywarł do moich stóp, sprawia, że aż do mego serca wzbija się, niby modlitwa, ciepło jego dobroci. Pokój zwierzętom. Zwierzęta kochane przez świętych mają w sobie coś więcej niźli inne, mają jakby duszę. Niechaj wejdą. Każdy z was wprowadzi zwierzę, które było mu przyjacielem.
     Ujrzano wtedy przedziwną procesję. Zwierzęta cztero- i 'dwunożne, zwierzęta okryte sierścią i piórami, ptaki i ryby, sunęły powoli ku tronowi Boga. I we wszystkich tych zwierzętach była wielka dobroć, która jeszcze jaśniejszym czyniła splendor raju.
     Jakiś młodziutki święty, który był bardzo dowcipny, rzekł ze śmiechem:
- Wygląda to jak arka Noego! A święty Augustyn odparł:
- No właśnie! Arka Noego była obrazem raju! Jezus opuścił wówczas swoje spojrzenie, które widzi wszystko, na tę zgromadzoną rzeszę, co czciła Go bez słów, i rzekł:
- Nie ma tu jednak wszystkich. Brakuje osiołka i wołu, które ogrzewały Mnie swoim oddechem, kiedy byłem malutki.
     Więc osiołek i wół pojawiły się za chwileczkę. Stały już bowiem przy wejściu, czekając na swoją kolej. A Jezus pogłaskał je z uśmiechem.


 J. Quercy, Świety Roch i raj zwierząt, w: Legendy chrześcijańskie, wyboru dokonali, ks. S. Klimaszewski, L. Santucci, Warszawa 2010, s. 192-197.

I niech  mi nikt nie mówi, że jest inaczej!  A do sanktuarium w Mikstacie też nasz apel wyślemy:))

środa, 20 stycznia 2016

Do widzenia, do jutra...

Nie będę odkrywcza mówiąc, że więź między człowiekiem a zwierzęciem jest integralną częścią naszego wspólnego życia, to wszak oczywiste. Śmierć ukochanego zwierzęcia powoduje cierpienie porównywalne z cierpieniem po odejściu członka rodziny. Każdy z nas (zwierzolubnych) musiał przez to przejść, lub przejdzie. Wkalkulowałam to w moje życie. Gdy zabraknie codziennego dotyku ciepłego futerka, mruczenia do ucha i codziennych rytuałów, pojawia się pustka niosąca rozpacz nie do wytrzymania spotęgowaną tym, że śmierć naszych zwierząt rozgrywa się przeważnie na naszych oczach i na ogół, dla dobra zwierzęcia, musimy podjąć tę najgorszą ze wszystkich decyzję. Podejmowałam ją już nie raz i pamiętam każdą w najdrobniejszych szczegółach. Niestety.
Psychologowie porównują odczuwany wtedy poziom stresu, do stresu związanego z odejściem  bliskiej osoby. Bywamy tak bardzo związani ze swoim zwierzęciem, że żałoba jest bardziej dotkliwa niż po stracie człowieka. Było z nami na dobre i złe, bez względu na wszystko i pomimo wszystko. Niestety, jakże często nasz smutek wywołuje – w najlepszym razie – pobłażliwość, kpinę i kompletne niezrozumienie osób,  które nie miały szczęścia nawiązać tak głębokiej relacji z żadnym zwierzęciem i za nic nie potrafią zrozumieć nagromadzonych w nas emocji. Bagatelizują nasze odczucia, pukają się w czoło, podśmiechują się na boku, czasem wręcz wygadują w zniecierpliwieniu coś w rodzaju: przestań ryczeć, to tylko pies/kot. Albo jeszcze gorzej: przestań ryczeć, bo to WSTYD tak rozpaczać po psie. Nie rozumiem, gdzie tu wstyd, ale spotkało mnie to nie raz. Pierwszy raz w liceum, kiedy po stracie psa nie mogłam się pozbierać, polonistka powiedziała mi w sposób nieco metaforyczny, abym nie budowała nagrobka Perlisi:

Perła tu leży, nie ta, co Szczęśliwe
     Wyspy więc noszą ani brzegi krzywe 
Oryjentalskie, ani te skorupy,
     bogate w sobie kryją łupy.
Kosztowniejsza to perła, która siła
     Wraz w sobie skarbów bogatych nosiła:
Nos załamany, sierć bielsza niż wełna,
     Miększa niż tyrski jedwab, niż bawełna, 
Oczy wypukłe, ogon zatoczony
     I w kilka kręgów pięknie ucerklony, 
Wzrost niezwyczajny, mały i sudanny,
     Jak do rękawka potrzebują panny - 
Owa co kiedy nadobnego było
     W malteńskich pieskach, jej samej służyło. 
A przy tym dowcip i wdzięczne pieszczoty,
     Wierność i co jest we psiech tylko cnoty, 
I ochędóstwo niezwyczajne miała,
     I tym się w łasce swej paniej trzymała. 
Pies ją niebieski żywota pozbawił,
     Ale postrzegszy, co niechcący sprawił, 
Zawył lamenty trąbą swą do góry
     I za żałobę przywdział czarne chmury. 
Płakał jej pokój i łóżka płakały,
     Płakał i ciepły komin owdowiały:
Płacze i łzami kosztownymi ani
     Da się utulić nad nią moja pani. 
Sam się śnieg śmieje, bo za tym pogrzebem
     Bielszego nadeń nie masz nic pod niebem.


Jan Andrzej Morsztyn "Nagrobek Perlisi"

Jak widać, pamiętam to do dzisiaj.
Śmierć psa czy kota jest dla mnie jak śmierć kogoś bliskiego i nie boję się o tym mówić. Żal do dzisiaj rozrywa mnie na strzępy gdy wspominam moje pieski, które odeszły za Tęczowy Most, chociaż upłynęło już sporo czasu. Strasznie boli niedawne odejście mojego szaraczka, mojej koteczki Grażynki. Miała koszmarne życie zanim do nas trafiła, a my daliśmy jej tylko 5 lat. Wiem, że to zawsze we mnie będzie, chociaż czas przytępi nieco ból.



Chciałabym, aby ci, którzy tego nie rozumieją, potępiają, obśmiewają, pozwolili tym „innym” przeżywać żałobę tak, jak tego potrzebują.
Do zobaczenia moje pieski i koteczko. Wierzę, że jeszcze się spotkamy.

Tutaj link do rozmowy z ks. Janem Twardowskim. Przeczytajcie koniecznie te piękne słowa. To kwintesencja tego, o czym dyskutujemy od trzech dni.

wtorek, 19 stycznia 2016

Słówko do sąsiada na wypadek, gdyby jeszcze nie przeczytał

Drogi Sąsiedzie z Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza, Kujaw, z Wrocławia, Poznania, Warszawy, z Koziej Wólki, czy gdzie tam mieszkasz!
Jesteś człowiekiem pracowitym, uczynnym i pomocnym i wiem, że na twoją sąsiedzką pomoc zawsze mogę liczyć.Gdyby nie jedno zastrzeżenie, mogłabym powiedzieć, że jesteś dobrym, przyzwoitym człowiekiem. Ciężko pracujesz, dbasz o rodzinę, kochasz wnuki, opiekujesz się nimi, odbierasz ze szkoły, czasem widzę, jak się z nimi bawisz.W każdą niedzielę z całą rodziną plus sąsiadka-staruszka jedziesz do kościoła. Ksiądz po kolędzie bawi u Ciebie dłużej, niż u innych. Pięknie wyremontowałeś dom, na podwórzu jest porządek, w warzywniku pysznią się kwiaty i dorodne warzywa. Masz psa, kota i stadko tzw. szczęśliwych kur. Kiedyś kupowałam od ciebie jajka, ale mi się odechciało. Któregoś dnia zobaczyłam, że Twoje kury są łyse i pokrwawione. Wydziobują się z nudów, ze stresu i z braku witamin. Gdybym przez okrągły rok siedziała na wybiegu 3 x 2m, gdzie nie dociera słońce, w dodatku nie sprzątanym od tygodni, też wydziobałabym sobie pióra. Nic nie rozumiem, przecież masz duży, stary sad, w którym rosną chwasty! Wypuść kurki, daj im więcej oddechu, będziesz miał trzy razy więcej jajek, a i ja chętnie je od ciebie kupię. A pamiętasz swojego poprzedniego psa? Pamiętasz, jak kaszlał? Dawałeś mu polopirynę, co jest jakimś tam przejawem troski. Skąd mogłeś wiedzieć, że nie wolno psu dawać polopiryny? Moją gadkę skutecznie puszczałeś mimo uszu, bo przecież weterynarz to fanaberia dla miastowych. Wystarczyło chociażby włączyć komputer, który przecież masz i wklepać w googla „pies kaszel polopiryna”. No ale pomocy szuka ktoś, komu ZALEŻY. Pies po prostu zniknął któregoś dnia. Po kilku dniach pojawił się następny. Szczekał i wył w malutkim kojcu całymi dniami i nocami, poddał się po kilku miesiącach. Siedzi tam teraz apatyczny i brudny. Moje psy chodzą pod płot codziennie i on tylko wtedy na chwilę się ożywia. Czy wiesz, sąsiedzie, że pies to zwierzę szalenie towarzyskie i spragnione kontaktu z człowiekiem? I wiesz, że zupełnie jak ty cierpi z głodu, zimna i samotności? Widzę, że czasem go wypuszczasz, przeważnie w porze cieczek, żeby „sobie użył” (twoje słowa), a i podjadł, jak się trafi. Znika wtedy na dwa, trzy dni i nikt go nie szuka. Nie wiesz pewnie, bo i skąd, że pies sobie wcale nie używa, bo robi to nie dla przyjemności? Gna go instynkt przedłużenia gatunku i nie ma on nic wspólnego z tym, co sobie myślisz. Zapładnia suczki innych sąsiadów wypuszczane na noc, żeby „sobie użyły”, które to suczki dwa razy w roku rodzą szczeniaki, które z kolei umierają z powodu chorób, zimna i głodu. Jeśli nie umrą (przepraszam – zdechną), to sąsiad je utopi, bądź zakopie żywcem. Czasem któremuś się uda i przetrwa tylko po to, żebyś mógł wsadzić go do kojca, albo przypiąć łańcuchem do jakiejś blachy zwanej dumnie budą i raz w tygodniu wypuścić na noc, żeby znalazł sobie coś do jedzenia, ewentualnie „sobie użył". Czasem ze zgrozą myślę, że byłoby dla niego lepiej, gdyby nie przetrwał. 

fot.internet
Słyszałeś, że psa można wysterylizować? To jest zabieg stosunkowo prosty i nie aż tak kosztowny.  Zresztą każda chyba klinika weterynaryjna od czasu do czasu organizuje akcje i robi to za pół ceny, albo nawet za darmo. W każdym razie "nasza" to robi. Słyszałeś, że nie ma to wpływu na charakter psa? O ile ci zależy, aby pies miał charakter. I między bajki wsadź durne i szkodliwe mity o tym, że suczka/kotka choć raz musi urodzić.
Czy wiesz, że gotowe jedzenie dla psa, nawet nie najlepszej jakości, takie w puszce, bądź w postaci suchych chrupek jest dla niego lepsze, niż kilo kości z golonki, albo – nie daj Boże – z kurczaka (co może go zabić) czy innych żeberek? Nie mówiąc o chlebie namoczonym w brudnej wodzie, pleśniejącym w starym garnku tygodniami? Czy wiesz, że od nadmiaru kości pies może umrzeć, bo się zatka? On tego nie wie, ale ty tak, przynajmniej powinieneś wiedzieć. Zastanawiam się codziennie po co ci pies? Skoro szczeka bez końca, a i tak nikt się jego szczekaniem nie interesuje? Gdyby złodziej grasował na twoim terenie, nikt nie zwróci na to uwagi, bo przecież pies szczeka bez przerwy! Trudno to znieść, ale znoszę, bo boję się, że jeżeli ci coś powiem, zrobisz mu jeszcze większą krzywdę. Nie dotykasz go, bo – jak powiadasz – śmierdzi. Gdybyś siedział latami w kojcu na własnym gównie, nie tak byś śmierdział. Nikt ci nie powiedział, a sam nie zauważyłeś, że pies jest mądry, że ma zdolność rozumowania na poziomie 2-3 letniego dziecka  i tylko od ciebie zależy jak tę przyrodzoną mądrość wykorzysta. Przecież z 3-letnim wnukiem świetnie się dogadujesz? Wyobraź sobie swojego wnuka i tak samo traktuj psa. Nie, to nie bluźnierstwo, niby dlaczego? Pies i kot czują tak samo! Czują ból, zimno, głód, odrzucenie, samotność. Czy wiesz, ile radości może ci dostarczyć ich towarzystwo? Nie wiesz, bo i skąd? Szybko możesz się o tym przekonać, tylko wpuść je do domu, daj kawałek podłogi i jakąś starą kurtkę do leżenia, a zobaczysz, że to sfera emocji, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłeś, o jakiej nawet nie śniłeś. Twój pies kocha cię pomimo i pójdzie za tobą wszędzie, mimo haniebnego traktowania. Trudno o bardziej bezwarunkową miłość. Masz w życiu za dużo miłości? Masz w swoim otoczeniu kogoś, kto kocha cię aż tak? Co z tego, że pradziadek, dziadek i ojciec tak samo traktowali swoje zwierzęta? Ile można zwalać na przodków? Masz własny rozumek? Może czas przerwać ten zaklęty krąg i dać wnukom inny wzorzec? Bo dla twoich dzieci jest za późno. Zabrałeś im coś, czego nie da się odzyskać. A obawiam się, że za późno i dla wnuków, skoro twoja wnuczka stojąc przy kojcu, patrząc na mojego miłego i czystego psa mówi: mamo, kupisz mi pieska? Podczas gdy jej pies, dwa metry dalej rozpaczliwie żebrze przez kraty kojca o odrobinę uwagi i dotyk.
I co stało się z twoim kotem? Bezimiennym, bo na co kotu imię? Tutaj koty niezależnie od płci mają na imię „ciciuś” – w najlepszym razie. Nie widuję go od jakiegoś czasu, a przychodził na przekąskę. Czy w ogóle wiesz, że go nie ma? Był przez dwa lata, dokładnie to pamiętam. Nie miał wstępu do domu, ani nawet do piwnicy, bo jej nie masz. Nie wiem, gdzie nocował. Mam nadzieję, że w jednej z czyichś obór, gdzie mógł się ogrzać przy krowach. Masz przecież tylko drewniane, dziurawe szopki, w których jest tak samo zimno jak na zewnątrz. Możesz spać spokojnie podczas gdy twój kot przymarza gdzieś do podłoża? Tylko nie wstawiaj mi gadki o tym, że zwierzęta nie mają duszy. To ty jej nie masz. Zresztą dusza nie ma nic wspólnego z odczuwaniem bólu. Mówisz, że kot sobie poradzi. Z czym? Z chorobami? Z lisem? Z 15-stopniowym mrozem? Z głodem? Z zatruciem myszą nafaszerowaną trutką, którą przed chwilą zjadła? Z wyniszczającą biegunką? No tak, nie masz pojęcia, że kot nie powinien pić mleka, przynajmniej nie każdy. Powinien za to pić wodę. To brzmi jak herezja, prawda? Ale nią nie jest. Na większość kotów laktoza zawarta w mleku działa jak pastylka przeczyszczająca. Jakiś czas daje radę, a potem po prostu odwadnia się i umiera. Ale o tym też nie wiesz, bo przecież nawet nie patrzysz na swego kota, zresztą on swoją biegunkę załatwia w plenerze. Zniknął, to bierzesz następnego. I tak dalej. Dlaczego nie wpuścisz go do domu? Czego się boisz? Że nabrudzi? Postaw mu zwykłą miskę z piaskiem, już on będzie wiedział, co z nią robić. Że ma robale? A ma, musi je mieć żywiąc się myszami i tym, co uda mu się znaleźć. Ale jedna, mała pastylka raz na jakiś czas wystarczy. Kosztuje grosze. I nie obawiaj się bakterii, masz ich we własnej paszczy więcej, niż zdrowy kot. Mówisz, że brudny? To znaczy, że prawdopodobnie jest chory. Zdrowy kot myje się wręcz obsesyjnie. Wysterylizuj go i nie gadaj głupot o utracie męskości, bo to twój punkt widzenia. Ciekawe, że sterylizacja kotki jakoś nie budzi w tobie sprzeciwu – pewnie dlatego, że kotki są puszczalskie i same się proszą. Szkoda, że tylko w tej kwestii wykazujesz „troskę” o zwierzę. Świadomość, że głodne, chore, zziębnięte, umiera w cierpieniach, nie zakłóca ci snu. Ważne, że umiera z jajkami. Wyobraź sobie, że twoja kotka rodzi 3 razy w roku po 4 kocięta – pomnóż to przez ilość kotów we wsi, czyli razy 17, bo zakładam, że w każdym gospodarstwie jest jeden kot, a na pewno jest ich więcej (nikt nie wie, ile). Daje to liczbę 204 kotów po roku. Robi wrażenie, co? Jasne, że większość nie przeżyje. Umrą z głodu i chorób, o ile gospodarz nie zatłucze ich, nie potopi , nie zakopie żywcem. A pomyśl sobie, że jest tu więcej kotów, niż jeden na gospodarstwo. Czujesz ogrom cierpienia i śmierć dosłownie wszędzie? .A to tylko jedna, malutka wieś. Z łatwością można by tego uniknąć.

fot. Gosianka
 Jeśli wykastrujesz kota, nie będzie zapładniał puszczalskich kotek, nie będzie smrodliwie zaznaczał terenu i spokojnie możesz wpuścić go do domu. On też potrzebuje twojego towarzystwa. To głupi mit, że kot przywiązuje się do miejsca, nie do człowieka. Jeśli będzie dobrze odżywiony i zdrowy, będzie bardziej łowny, niż kiedykolwiek. I nie mów mi, że nie masz pieniędzy na weterynarzy. Masz. I nikt cię nie zmuszał do posiadania psa, czy kota. Przecież widzę, jak strzelasz w niebo fajerwerkami za parę setek, innych dóbr nie będę ci tu wypominać.  Poza tym akurat zbliża się luty, a w lutym "nasi" weterynarze robią akcję sterylizacji/kastracji za pół ceny, albo i za darmo w szczególnych sytuacjach. Wystarczy włączyć komputer i zaklepać sobie termin. 
Mógłbyś z łatwością dowiedzieć się jakim cudem jest kot. Mógłbyś poczuć na kolanach jego ciepło. Mógłbyś słuchać, jak mruczy ci do ucha i aż pogwizduje ze szczęścia. Mógłbyś do woli dotykać jego mięciutkiego, czystego futerka. Mógłbyś nosić go na rękach, a on oplatałby ci łapkami szyję. Mógłbyś poczuć na uchu jego szorstki jęzorek. Mógłbyś w nocy poczuć, jak układa się wzdłuż twoich pleców, albo w zgięciu łokcia. Mógłbyś wtulić twarz w jego ciepłe, pachnące futerko i tak zasypiać. Mógłbyś na dzień dobry poczuć delikatny dotyk jego chłodnego noska na swoim policzku...


Chciałabym bardzo pokazać Wam coś krzepiącego i przywracającego nadzieję. Niestety. Poniżej relacja jednej z naszych blogowych koleżanek, której nawet ksywki nie wymienię, bo sąsiad krewki. Wolałabym myśleć, że moja wieś jest odosobniona, że przesadzam, że to nieprawda, że człowiek nie jest zdolny do takiego okrucieństwa...
Opis sytuacji:
Wybieg psa sąsiadów:
W wannie woda do picia, cała zielona. Poł godziny lałam z węża przez siatkę żeby się wymieniła na czystą. Psa się boję więc nie wejdę za siatkę. Wspólnie ze znajomymi  dawaliśmy mu przez 2 tygodnie jeść wyciągając wiadro sznurkiem zza ogrodzenia bo właścicieli nie było, a osoba która się miała psem zająć nie przychodziła. Znajomi prawie całe lato i tak donosili psu jedzenie, bo w tym roku mieli długie wakacje.  Obiliśmy też siatkę w rogu dyktą żeby miał cień, bo smażyło w tym roku srogo. Dwa, trzy razy dziennie chodziliśmy na zmianę zraszać wybieg i psa wodą. Chętnie stał w tej wodnej migiełce. Upał był. Na wybiegu wystają z ziemi jakieś żelastwa, kłody i pełno dziur bo pies z nudów kopie. Wybieg od zewnętrznej strony zarośnięty wielkimi chwaściorami, pies mało co widzi. Jest też historia kota trzymanego 3 miesiące w ciemnej piwnicy, żeby nie uciekł...(ciekawe gdzie), zakaz kastrowania drugiego, choć Skarpeta chciała sponsorować...
Hana, opisała samo życie. Znam je również. I smutno mi, bo choć starałam się delikatnie, jak to sąsiadom, powiedzieć, że tak nie można to chyba niewiele wskórałam. W każdym razie nie tyle, żeby mnie serce nie bolało, jak patrzę na te sierściuchy, które mogłyby mieć tam, jak w raju. 
A o jeszcze innej sytuacji już nie napiszę, Hana ją zna. To był koszmar. Pies uratowany, ale do dziś mi gul staje w gardle, jak pomyślę o tym.

A tutaj link do filmiku poglądowego o tym, jak i kiedy należy edukować młode pokolenie.
W rolach głównych:
Wnuk, dobra Babunia Rabarbara, kotka Muszelka

http://tiny.pl/gtc3b

Nadal nie wiem, jak skraca się linki, ale Ksan wie. Dzięki Ksan!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Słówko do sąsiada

Drogi Sąsiedzie z Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza, Kujaw, z Wrocławia, Poznania, Warszawy, z Koziej Wólki, czy gdzie tam mieszkasz!
Jesteś człowiekiem pracowitym, uczynnym i pomocnym i wiem, że na twoją sąsiedzką pomoc zawsze mogę liczyć.Gdyby nie jedno zastrzeżenie, mogłabym powiedzieć, że jesteś dobrym, przyzwoitym człowiekiem. Ciężko pracujesz, dbasz o rodzinę, kochasz wnuki, opiekujesz się nimi, odbierasz ze szkoły, czasem widzę, jak się z nimi bawisz.W każdą niedzielę z całą rodziną plus sąsiadka-staruszka jedziesz do kościoła. Ksiądz po kolędzie bawi u Ciebie dłużej, niż u innych. Pięknie wyremontowałeś dom, na podwórzu jest porządek, w warzywniku pysznią się kwiaty i dorodne warzywa. Masz psa, kota i stadko tzw. szczęśliwych kur. Kiedyś kupowałam od ciebie jajka, ale mi się odechciało. Któregoś dnia zobaczyłam, że Twoje kury są łyse i pokrwawione. Wydziobują się z nudów, ze stresu i z braku witamin. Gdybym przez okrągły rok siedziała na wybiegu 3 x 2m, gdzie nie dociera słońce, w dodatku nie sprzątanym od tygodni, też wydziobałabym sobie pióra. Nic nie rozumiem, przecież masz duży, stary sad, w którym rosną chwasty! Wypuść kurki, daj im więcej oddechu, będziesz miał trzy razy więcej jajek, a i ja chętnie je od ciebie kupię. A pamiętasz swojego poprzedniego psa? Pamiętasz, jak kaszlał? Dawałeś mu polopirynę, co jest jakimś tam przejawem troski. Skąd mogłeś wiedzieć, że nie wolno psu dawać polopiryny? Moją gadkę skutecznie puszczałeś mimo uszu, bo przecież weterynarz to fanaberia dla miastowych. Wystarczyło chociażby włączyć komputer, który przecież masz i wklepać w googla „pies kaszel polopiryna”. No ale pomocy szuka ktoś, komu ZALEŻY. Pies po prostu zniknął któregoś dnia. Po kilku dniach pojawił się następny. Szczekał i wył w malutkim kojcu całymi dniami i nocami, poddał się po kilku miesiącach. Siedzi tam teraz apatyczny i brudny. Moje psy chodzą pod płot codziennie i on tylko wtedy na chwilę się ożywia. Czy wiesz, sąsiedzie, że pies to zwierzę szalenie towarzyskie i spragnione kontaktu z człowiekiem? I wiesz, że zupełnie jak ty cierpi z głodu, zimna i samotności? Widzę, że czasem go wypuszczasz, przeważnie w porze cieczek, żeby „sobie użył” (twoje słowa), a i podjadł, jak się trafi. Znika wtedy na dwa, trzy dni i nikt go nie szuka. Nie wiesz pewnie, bo i skąd, że pies sobie wcale nie używa, bo robi to nie dla przyjemności? Gna go instynkt przedłużenia gatunku i nie ma on nic wspólnego z tym, co sobie myślisz. Zapładnia suczki innych sąsiadów wypuszczane na noc, żeby „sobie użyły”, które to suczki dwa razy w roku rodzą szczeniaki, które z kolei umierają z powodu chorób, zimna i głodu? Jeśli nie umrą (przepraszam – zdechną), to sąsiad je utopi, bądź zakopie żywcem. Czasem któremuś się uda i przetrwa tylko po to, żebyś mógł wsadzić go do kojca, albo przypiąć łańcuchem do jakiejś blachy zwanej dumnie budą i raz w tygodniu wypuścić na noc, żeby znalazł sobie coś do jedzenia, ewentualnie „sobie użył". Czasem ze zgrozą myślę, że byłoby dla niego lepiej, gdyby nie przetrwał. 

fot.internet
Słyszałeś, że psa można wysterylizować? To jest zabieg stosunkowo prosty i nie aż tak kosztowny.  Zresztą każda chyba klinika weterynaryjna od czasu do czasu organizuje akcje i robi to za pół ceny, albo nawet za darmo? W każdym razie "nasza" to robi. Słyszałeś, że nie ma to wpływu na charakter psa? O ile ci zależy, aby pies miał charakter. I między bajki wsadź durne i szkodliwe mity o tym, że suczka/kotka choć raz musi urodzić.
Czy wiesz, że gotowe jedzenie dla psa, nawet nie najlepszej jakości, takie w puszce, bądź w postaci suchych chrupek jest dla niego lepsze, niż kilo kości z golonki, albo – nie daj Boże – z kurczaka (co może go zabić) czy innych żeberek? Nie mówiąc o chlebie namoczonym w brudnej wodzie, pleśniejącym w starym garnku tygodniami? Czy wiesz, że od nadmiaru kości pies może umrzeć, bo się zatka? On tego nie wie, ale ty tak, przynajmniej powinieneś wiedzieć. Zastanawiam się codziennie po co ci pies? Skoro szczeka bez końca, a i tak nikt się jego szczekaniem nie interesuje? Gdyby złodziej grasował na twoim terenie, nikt nie zwróci na to uwagi, bo przecież pies szczeka bez przerwy! Trudno to znieść, ale znoszę, bo boję się, że jeżeli ci coś powiem, zrobisz mu jeszcze większą krzywdę. Nie dotykasz go, bo – jak powiadasz – śmierdzi. Gdybyś siedział latami w kojcu na własnym gównie, nie tak byś śmierdział. Nikt ci nie powiedział, a sam nie zauważyłeś, że pies jest mądry, że ma zdolność rozumowania na poziomie 2-3 letniego dziecka  i tylko od ciebie zależy jak tę przyrodzoną mądrość wykorzysta? Przecież z 3-letnim wnukiem świetnie się dogadujesz? Wyobraź sobie swojego wnuka i tak samo traktuj psa. Nie, to nie bluźnierstwo, niby dlaczego? Pies i kot czują tak samo! Czują ból, zimno, głód, odrzucenie, samotność. Czy wiesz, ile radości może ci dostarczyć ich towarzystwo? Nie wiesz, bo i skąd? Szybko możesz się o tym przekonać, tylko wpuść je do domu, daj kawałek podłogi i jakąś starą kurtkę do leżenia, a zobaczysz, że to sfera emocji, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłeś, o jakiej nawet nie śniłeś. Twój pies kocha cię pomimo i pójdzie za tobą wszędzie, mimo haniebnego traktowania. Trudno o bardziej bezwarunkową miłość. Masz w życiu za dużo miłości? Masz w swoim otoczeniu kogoś, kto kocha cię aż tak? Co z tego, że pradziadek, dziadek i ojciec tak samo traktowali swoje zwierzęta? Ile można zwalać na przodków? Masz własny rozumek? Może czas przerwać ten zaklęty krąg i dać wnukom inny wzorzec? Bo dla twoich dzieci jest za późno. Zabrałeś im coś, czego nie da się odzyskać. A obawiam się, że za późno i dla wnuków, skoro twoja wnuczka stojąc przy kojcu, patrząc na mojego miłego i czystego psa mówi: mamo, kupisz mi pieska? Podczas gdy jej pies, dwa metry dalej rozpaczliwie żebrze przez kraty kojca o odrobinę uwagi i dotyk.
I co stało się z twoim kotem? Bezimiennym, bo na co kotu imię? Tutaj koty niezależnie od płci mają na imię „ciciuś” – w najlepszym razie. Nie widuję go od jakiegoś czasu, a przychodził na przekąskę. Czy w ogóle wiesz, że go nie ma? Był przez dwa lata, dokładnie to pamiętam. Nie miał wstępu do domu, ani nawet do piwnicy, bo jej nie masz. Nie wiem, gdzie nocował. Mam nadzieję, że w jednej z czyichś obór, gdzie mógł się ogrzać przy krowach. Masz przecież tylko drewniane, dziurawe szopki, w których jest tak samo zimno jak na zewnątrz. Możesz spać spokojnie podczas gdy twój kot przymarza gdzieś do podłoża? Tylko nie wstawiaj mi gadki o tym, że zwierzęta nie mają duszy. To ty jej nie masz. Zresztą dusza nie ma nic wspólnego z odczuwaniem bólu. Mówisz, że kot sobie poradzi. Z czym? Z chorobami? Z lisem? Z 15-stopniowym mrozem? Z głodem? Z zatruciem myszą nafaszerowaną trutką, którą przed chwilą zjadła? Z wyniszczającą biegunką? No tak, nie masz pojęcia, że kot nie powinien pić mleka, przynajmniej nie każdy. Powinien za to pić wodę. To brzmi jak herezja, prawda? Ale nią nie jest. Na większość kotów laktoza zawarta w mleku działa jak pastylka przeczyszczająca. Jakiś czas daje radę, a potem po prostu odwadnia się i umiera. Ale o tym też nie wiesz, bo przecież nawet nie patrzysz na swego kota, zresztą on swoją biegunkę załatwia w plenerze. Zniknął, to bierzesz następnego. I tak dalej. Dlaczego nie wpuścisz go do domu? Czego się boisz? Że nabrudzi? Postaw mu zwykłą miskę z piaskiem, już on będzie wiedział, co z nią robić. Że ma robale? A ma, musi je mieć żywiąc się myszami i tym, co uda mu się znaleźć. Ale jedna, mała pastylka raz na jakiś czas wystarczy. Kosztuje grosze. I nie obawiaj się bakterii, masz ich we własnej paszczy więcej, niż zdrowy kot. Mówisz, że brudny? To znaczy, że prawdopodobnie jest chory. Zdrowy kot myje się wręcz obsesyjnie. Wysterylizuj go i nie gadaj głupot o utracie męskości, bo to twój punkt widzenia. Ciekawe, że sterylizacja kotki jakoś nie budzi w tobie sprzeciwu – pewnie dlatego, że kotki są puszczalskie i same się proszą. Szkoda, że tylko w tej kwestii wykazujesz „troskę” o zwierzę. Świadomość, że głodne, chore, zziębnięte, umiera w cierpieniach, nie zakłóca ci snu. Ważne, że umiera z jajkami. Wyobraź sobie, że twoja kotka rodzi 3 razy w roku po 4 kocięta – pomnóż to przez ilość kotów we wsi, czyli razy 17, bo zakładam, że w każdym gospodarstwie jest jeden kot, a na pewno jest ich więcej (nikt nie wie, ile). Daje to liczbę 204 kotów po roku. Robi wrażenie, co? Jasne, że większość nie przeżyje. Umrą z głodu i chorób, o ile gospodarz nie zatłucze ich, nie potopi , nie zakopie żywcem. A pomyśl sobie, że jest tu więcej kotów, niż jeden na gospodarstwo. Czujesz ogrom cierpienia i śmierć dosłownie wszędzie? .A to tylko jedna, malutka wieś. Z łatwością można by tego uniknąć.

fot. Gosianka
 Jeśli wykastrujesz kota, nie będzie zapładniał puszczalskich kotek, nie będzie smrodliwie zaznaczał terenu i spokojnie możesz wpuścić go do domu. On też potrzebuje twojego towarzystwa. To głupi mit, że kot przywiązuje się do miejsca, nie do człowieka. Jeśli będzie dobrze odżywiony i zdrowy, będzie bardziej łowny, niż kiedykolwiek. I nie mów mi, że nie masz pieniędzy na weterynarzy. Masz. I nikt cię nie zmuszał do posiadania psa, czy kota. Przecież widzę, jak strzelasz w niebo fajerwerkami za parę setek, innych dóbr nie będę ci tu wypominać.  Poza tym akurat zbliża się luty, a w lutym "nasi" weterynarze robią akcję sterylizacji/kastracji za pół ceny, albo i za darmo w szczególnych sytuacjach. Wystarczy włączyć komputer i zaklepać sobie termin. 
Mógłbyś z łatwością dowiedzieć się jakim cudem jest kot. Mógłbyś poczuć na kolanach jego ciepło. Mógłbyś słuchać, jak mruczy ci do ucha i aż pogwizduje ze szczęścia. Mógłbyś do woli dotykać jego mięciutkiego, czystego futerka. Mógłbyś nosić go na rękach, a on oplatałby ci łapkami szyję. Mógłbyś poczuć na uchu jego szorstki jęzorek. Mógłbyś w nocy poczuć, jak układa się wzdłuż twoich pleców, albo w zgięciu łokcia. Mógłbyś wtulić twarz w jego ciepłe, pachnące futerko i tak zasypiać. Mógłbyś na dzień dobry poczuć delikatny dotyk jego chłodnego noska na swoim policzku...


Chciałabym bardzo pokazać Wam coś krzepiącego i przywracającego nadzieję. Niestety. Poniżej relacja jednej z naszych blogowych koleżanek, której nawet ksywki nie wymienię, bo sąsiad krewki. Wolałabym myśleć, że moja wieś jest odosobniona, że przesadzam, że to nieprawda, że człowiek nie jest zdolny do takiego okrucieństwa...
Opis sytuacji:
Wybieg psa sąsiadów:
W wannie woda do picia, cała zielona. Poł godziny lałam z węża przez siatkę żeby się wymieniła na czystą. Psa się boję więc nie wejdę za siatkę. Wspólnie ze znajomymi  dawaliśmy mu przez 2 tygodnie jeść wyciągając wiadro sznurkiem zza ogrodzenia bo właścicieli nie było, a osoba która się miała psem zająć nie przychodziła. Znajomi prawie całe lato i tak donosili psu jedzenie, bo w tym roku mieli długie wakacje.  Obiliśmy też siatkę w rogu dyktą żeby miał cień, bo smażyło w tym roku srogo. Dwa, trzy razy dziennie chodziliśmy na zmianę zraszać wybieg i psa wodą. Chętnie stał w tej wodnej migiełce. Upał był. Na wybiegu wystają z ziemi jakieś żelastwa, kłody i pełno dziur bo pies z nudów kopie. Wybieg od zewnętrznej strony zarośnięty wielkimi chwaściorami, pies mało co widzi. Jest też historia kota trzymanego 3 miesiące w ciemnej piwnicy, żeby nie uciekł...(ciekawe gdzie), zakaz kastrowania drugiego, choć Skarpeta chciała sponsorować...
Hana, opisała samo życie. Znam je również. I smutno mi, bo choć starałam się delikatnie, jak to sąsiadom, powiedzieć, że tak nie można to chyba niewiele wskórałam. W każdym razie nie tyle, żeby mnie serce nie bolało, jak patrzę na te sierściuchy, które mogłyby mieć tam, jak w raju. 
A o jeszcze innej sytuacji już nie napiszę, Hana ją zna. To był koszmar. Pies uratowany, ale do dziś mi gul staje w gardle, jak pomyślę o tym.

A tutaj link do filmiku poglądowego o tym, jak i kiedy należy edukować młode pokolenie.
W rolach głównych:
Wnuk, dobra Babunia Rabarbara, kotka Muszelka

https://www.icloud.com/attachment/?u=https%3A%2F%2Fcvws.icloud-content.com%2FB%2FAd2abXOQ0Xz5SCBEbWdWg3EPJQ1oAV809d516C_900-fVRCTiwl76Z4b%2F%24%7Bf%7D%3Fo%3DAoK_AVieDHjoA5J8q4fsVSdI8bKxRz9Fbj3KduT2bgE9%26v%3D1%26x%3D3%26a%3DBUQrNSSa8ksmA6ovMQEA_wHIAP8OzmaD%26e%3D1455711936%26k%3D%24%7Buk%7D%26fl%3D%26r%3D2626E40B-9413-4E31-A58E-79E8C78A5F58-1%26ckc%3Dcom.apple.largeattachment%26ckz%3D906ACA77-9AAE-4F56-A2C9-43A68FC9BE2F%26p%3D27%26s%3DihezC8fgqluD5jKZb1NRXjfOyRo&uk=rhFsbTPZPzYEk_0EvXhL7Q&f=IMG_7955.MOV&sz=82845661

Wybaczcie, nie wiem, jak skraca się link, może się otworzy.

sobota, 16 stycznia 2016

KKK - SPOTKANIE DRUGIE

Witam szanowne Kury na drugim spotkaniu Kurnikowego Klubu Książki. Mam nadzieję, że pamiętacie, iż mamy się cyklicznie spotykać i gadać o przeczytanych i polecanych lekturach (albo też odradzanych). Pierwsze spotkanie miało miejsce 2 grudnia, najwyższy więc czas na kontynuację.
Mamy zakładkę KKK, gdzie przeklejałam Wasze propozycje z komentarzy. Ciekawa jestem, czy przez te 1,5 miesiąca skorzystał ktoś z jakiegoś polecenia i zakupił bądź przeczytał którąś z polecanych pozycji?

Wtedy. O powojennym Krakowie

W tamtym inauguracyjnym wpisie wspomniałam, że czytałam książkę Joanny Olczak-Ronikier "Wtedy" . To jej wspomnienia z tuż powojennego Krakowa. Pani Joanna pochodzi z rodziny z wielkimi tradycjami literackimi, matka pisarka, Hanna Mortkowicz-Olczakowa, babka Janina, tłumaczka i prowadząca wydawnictwo literackie po swoim mężu, Jakubie Mortkowiczu.

Wspomnienia dotyczą okresu 1945-48, a więc czasu wielkiej niepewności i wszechobecnego chaosu. Pani Joanna, rozdzielona z matką i babką przez wojnę, odnalazła się dopiero po jej zakończeniu. Wojna uczyniła ją dzieckiem trochę przedwcześnie dojrzałym, rogatym i krnąbrnym, co przysparzało jej wielu kłopotów i utrudniało kontakt z babką, wielką przedwojenną damą.

Zakochałam się w tej książce i w jej bohaterce. Znam miejsca w niej opisywane i z zachwytem oglądałam je oczami autorki w latach powojennych. Opisy barwne, detaliczne, wysmakowane - opis tajemniczego sklepu z artykułami spożywczymi był dla mnie czymś zupełnie bajkowym. Autorce udało się coś bardzo ważnego: spojrzenie na ten czas i ten świat oczami dziewczynki, którą wówczas była, nie jest to przetworzone przez pamięć osoby dorosłej. Trudności życia codziennego, zdobywanie najbardziej potrzebnych rzeczy na różne sposoby, odnajdywanie i odświeżanie przedwojennych znajomości przeplata się z dziecięcymi zabawami i przyjaźniami. Trzy pokolenia pań z rodu Mortkowiczów gnieździły się w małym mieszkanku w słynnej kamienicy literatów przy ulicy Krupniczej 22 . W książce przewijają się postacie sąsiadów i przyjaciół, Różewicz, Gałczyński, Staff - to tylko kilka przykładów.
Ogromnie poruszył mnie fragment o więźniach wypuszczonych z Auschwitz, którzy tak naprawdę pozostawieni byli sami sobie, błąkali się po Plantach, po ulicach Krakowa, żebrząc o cokolwiek... Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można było powiedzieć tym ludziom: proszę bardzo, jesteście wolni, róbcie sobie co chcecie...

Z biegiem lat jakoś coraz bardziej lubię literaturę wspomnieniową, biografie, pamiętniki. Znak czasu chyba? Teraz czytam "Narzeczoną Schulza" Agaty Tuszyńskiej , a w kolejce Zofia Stryjeńska, zachłanne na życie kobiety PRLu, wspomnienia o Marquezie i kroniki zakopiańskie... Ufff...

Pewnie sporo z was dostało książki pod choinkę, może napiszecie jakie to prezenty? No i co teraz na warsztacie?


czwartek, 14 stycznia 2016

Tłumoczniki do piór!

Podochocona wczorajszym, gościnnym postem Opakowanej, która dostarczyła nam masę dobrej zabawy, postanowiłam dzisiaj zwiększyć nieco stopień trudności i do zabawy dołożyć element edukacyjny, hrehrehre. Krótko mówiąc, proponuję Wam następującą zabawę: poniżej znajdziecie sześć różnych utworów przetłumaczonych na język czeski przez googla. Dla ułatwienia dodam, że są to utwory ogólnie znane, ogólnie znanych autorów. Zacieramy rączki i zabieramy się do przekładów dowolnie przez Was wybranego dzieła z poniżej zaprezentowanych. Ciekawa jestem, czy na podstawie Waszych genialnych - bez wątpienia - translacji rozpoznamy autora i tytuł? Dodam uprzejmie, że pomoc googla nie zda się na nic, bo wychodzi twór od czapy!

Utwór pierwszy 
A proč házet perly před svině.
Limonáda pro ně mnohem lépe.

Utwór drugi
Nie tak diabeł bielik,
Jakby chciał kobiet.

Utwór trzeci
Myjcie s dívkami, neznáte den než hodinu

Utwór czwarty (fragment)
Vyjadřuje politování nad tím marně - neplodný dřina,
Impotentní kletby!
Tvary žil žádný zázrak
Oni nemají vzniknout.
Ve světě je nemožné se vrátit,
Březen zanedbatelná series -
Nejde do ohně nebo meč
Přestaňte myslet na útěku.

Utwór piąty (fragment)
On byl na zahradě, dnes přivítal s hlupák;
Při skoku spadl do sudu pohřben,
Tam, kde shromážděné vody;
Ani pomyślić o skákání ven.
Ačkoli tam byl žádná voda, a to ani grząsko:
Tak na tři a půl lokte,
Příliš vysoké prahy
Na liška nohách;

Utwór szósty (fragment)
Sotva jsem vás viděla, už jsem propláchnout.
V neznámém oku, zeptal se starý obeznámenost;
A s tvým červenat berry vzájemné wykwitał
Stejně jako s Rose, jejíž ňadra ráno byly odhaleny.

Ledwieś píseň, jaro začal, už jsem ronit slzy,
"Váš hlas proniká do srdce a duši zajištěny;"
Zdálo se, jako kdyby anděl pozdravil jménem
A v okamžiku spásy nebi hodin zazvonil.

Dla inspiracji przedstawiam naszego osobistego bażanta. Widuję go na gumnie od wiosny ubiegłego roku. Teraz postanowił u nas przezimować. Mogę podejść do niego z ziarenkami na odległość ok. 2 metrów. Zachowuje się jak oswojony. Wczoraj nocował na wiśni. W ciągu dnia rezyduje w gęstwinie iglaków tuż przy wejściu do domu. Boję się, że pieski go dopadną i jednocześnie łudzę się, że przez tyle czasu kamuflaż zdołał opanować. W iglakach jest bezpieczny, psi tam się nie wcisną, ale on spaceruje po gumnie jak slepice! Przecież go nie wygonię! Zwąchał karmnik i się pasie:




To co, do roboty!

PS. Jeszcze jedno. Może ktoś akurat zahaczy o Nowy Tomyśl:

Dla wyjaśnienia dodam, że Bogusław D. to Ognio.