Najwyższa pora na nowy post, a ponieważ wciąż brak mi pomysłów, przyszło mi do głowy, żeby się trochę przed wami pochwalić i
jednocześnie opowiedzieć, jak to się stało, że zaczęłam się bawić rymowaniem.
Od czasów wczesnonastoletnich chciałam „coś” pisać. Próbowałam, owszem, ale
nikt mnie nie zachęcał do działania w tym kierunku. Jakieś wierszyki,
pamiętnik… chciałam pisać poważne, białe
wiersze,
jednak okazało się, że zdecydowanie łatwiej
idzie mi z mową wiązaną. Po raz pierwszy wyszło z worka przysłowiowe szydło,
kiedy w klasie maturalnej mieliśmy napisać pracę na temat wojny, w dowolnej
formie literackiej. Wtedy (przez brak pomysłów i czyste lenistwo) postanowiłam
napisać wiersz; zero konkretów, czyste emocje, cztery zwrotki - a ile czasu
musiałabym się męczyć z opowiadaniem! Polonistka postawiła pięć i tylko zapytała
z wyraźnym zdumieniem: sama to napisałaś?
Potem porzuciłam pisanie. Na długo.
Jak wiecie, robię kartki. Jedne z pierwszych, które zrobiłam, to były kartki na
Boże Narodzenie - malutkie choineczki wyszyte krzyżykami na starej kanwie,
którą znalazłam w czeluściach szafy, muliną też wygrzebaną ze starych zapasów. Zdjęć
oczywiście nie mam, wtedy telefony z aparatami nie były czymś ogólnie
dostępnym. Narobiłam się trochę przy tych kartkach i nie chciało mi się już
wymyślać życzeń, zawsze zresztą miałam z tym problem. Wiedziałam już wtedy, że
w sieci można znaleźć wszystko, więc zaczęłam szukać jakichś wierszyków. Były,
owszem, ale tak beznadziejne, że postanowiłam sama spróbować. Napisałam trzy albo
cztery, wydrukowałam - wystarczyło tylko podpisać i przykleić na kartkę. Potem często
pisałam życzenia imieninowe, urodzinowe i na inne okoliczności.
W tym samym mniej więcej czasie, na przełomie mileniów (Ha! Jak to brzmi!) chodziłam
z moimi dziećmi na zajęcia muzyczne, które prowadziła moja znajoma - Alicja
zwana Lidką. Przychodziły na nie dzieci
z rodzicami, najczęściej z matkami, często śpiewaliśmy wszyscy razem,
zabawa była pyszna (ta grupa stała się zaczątkiem dziecięcego zespołu
„Niezapominajki”).
Ale nie tylko
śpiewaliśmy. Lidka organizowała wieczory kolęd w okresie przedświątecznym, zakończenia sezonu przed wakacjami, a przez kilka lat Festiwal Piosenki Dziecięcej.
Na którychś zajęciach Lidka zaśpiewała nam piosenkę; była to stara,
dziecięca wyliczanka, do której jedna ze starszych dziewcząt, przychodzących na
lekcje indywidualne, skomponowała (przy pomocy prowadzącej) melodię i dopisała
dwie zwrotki. Lidka zaproponowała nam, żeby dopisać więcej zwrotek. Oczywiście
nikt się na to nie narwał oprócz mnie, bo od razu wpadł mi do głowy pomysł
na rozwiniecie tego tekstu nazwanego roboczo „Diabełek” (pierwsza, oryginalna zwrotka i dwie ostatnie, dołączone najpierw, kursywą, mój tekst normalną czcionką):
Siedzi diabeł na
stodole,
aż go słoma w tyłek kole.
Przypatrzcie się ludzie, święci,
jak ten diabeł tyłkiem kręci.
Kręci tyłkiem, podskakuje,
bo ta słoma strasznie kłuje.
Chciałby znaleźć coś miększego,
lecz jak zabrać się do tego?
Poradziły mu dwie panie,
żeby usiadł gdzieś na sianie,
ale w sianie były grabie;
nie wierz, diable, nie wierz babie!
Stary Maciej mu powiedział,
by na pieńku se posiedział,
ale drzazgi były w pieńku.
Oj, niedobrze, mój diabełku!
Wrzasnął diabeł wniebogłosy,
płacze, krzyczy pod niebiosy,
nawet wszystkich świętych wzywa!
Tak to czasem z diabłem bywa.
Święci z nieba w dół
spojrzeli,
wielkim śmiechem wybuchnęli!
Oj, ty czorcie, nasz diabełku,
usiądź lepiej na krzesełku!
A na krześle była
igła,
co spłatała diabłu figla.
Sekret taki tutaj zdradzę:
świętym ufać też nie radzę!
Przyszedł rok 2003 i obchody 650-lecia Olsztyna, kiedy
między innymi odbył się konkurs na piosenkę o Olsztynie. Został ogłoszony
wcześniej, jesienią 2002 roku, i wtedy Lidka powiedziała do mnie: to ty mi
napiszesz teksty! Wygłosiła to stwierdzenie z tak niezachwianą pewnością, że
nie widziałam innego wyjścia, jak wziąć się do roboty. Powstały wówczas dwie
piosenki: „Spacerkiem po Olsztynie” i „Cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Druga zajęła w konkursie III miejsce, a pierwsza zdobyła nagrodę publiczności. Lidka
postanowiła pójść za ciosem i wydała płytę „Piosenki o Olsztynie, Warmii i
Mazurach”. Na płycie znalazły się piosenki przez nią skomponowane, w tym obie
konkursowe, a ja napisałam teksty do większości z nich. Nie ruszałam w zasadzie
tylko jednej, a kolejną poprawiłam na tyle, że jestem z pewnością współautorką,
choć nie zostało to zapisane oficjalnie. Inną z kolei napisałam, kiedy już
powstały słowa refrenu, a autorstwo całości zostało przypisane mnie. Czyli
wszystko się wyrównało ;) Brałam, razem z Dorotą, moją córką, udział w nagraniu
tej płyty. W chórkach oczywiście.
Powiem wam, że rozprowadzenie takiej płyty bez odpowiedniej reklamy i promocji
to karkołomna sztuka. Kupowali w zasadzie znajomi, znajomi znajomych , rodziny
i znajomi rodzin. Jeszcze w zeszłym roku kupiłam od Lidki płytę dla znajomej,
która usłyszawszy ją stwierdziła, że musi to mieć.
Dla Lidki napisałam też piosenkę-hymn dla dziecięcego zespołu „Niezapominajki” i
teksty do tańców narodowych na trzecią z płyt tego zespołu. Ale płyty „Niezapominajek”
(trzy) były już tylko dla dzieciaków i ich rodzin. Ja dostałam po jednej sztuce.
„NIEZAPOMINAJKI”
Małe skrawki nieba na ziemię opadły,
w gęstej trawie nad strumykiem cichutko przysiadły,
a w środku ukryły sto złotych pieczęci,
żeby różne ważne sprawy zachować w pamięci.
W co się kiedyś mama z prababcią bawiła,
jakie bajki i piosenki najbardziej lubiła,
jakich wierszy tata uczył się na pamięć,
jak po lekcjach na podwórku dokazywał dziadek.
Ref. Niezapominajki, tak się nazywamy,
o naszej tradycji nie zapominamy.
Dawne opowiastki i piosenki znamy,
nie zapomnisz nigdy o nas, gdy ci zaśpiewamy!
Niezapominajki, tak się nazywamy,
o naszej tradycji nie zapominamy.
Dawne opowiastki i piosenki znamy,
nie zapomnisz nigdy o nas, gdy ci zaśpiewamy!
Cdn.
P.S.
Taki mi się zrobił kolaż ze zdjęć i nie umiem go poprawić. Płyty są w odwrotnej kolejności, niż powstawały. Licząc od lewej, czwarta i trzecia u góry, druga i pierwsza na dole.