A tak, niespodzianka taka! Nakłoniłam Lilkę B. do współpracy, być może nawet na stałe albo prawie. Dziewczyna ma mnóstwo ciekawych rzeczy do powiedzenia oraz dynamit w... ręcach. Trzeba go ukierunkować, bo pierdyknie nie tam gdzie powinien, hrehrehre!
MM - mam nadzieję - też dołoży się od czasu do czasu, a ja będę spijać śmietankę. Nieźle się urządziłam, prawdaż?
To mówiłam ja, Hana.
Teraz mówi Lilka B.
GENTRYFIKCJA. Znacie to pojęcie? To dziwne słowo może gdzieś wbiło się Wam w podświadomość?
Jedna z definicji mówi, że gentryfikacja, podając za Wikipedią: ” najczęściej dotyczy zmiany charakteru dzielnicy mieszkalnej, pierwotnie zamieszkanej przez szerokie spektrum lokatorów, w strefę zdominowaną przez mieszkańców o stosunkowo wysokim statusie materialnym”. Samo słowo używane jest na zachodzie od dawna, bo od początku lat 60. U nas pojawiło się stosunkowo niedawno. Mnie z kolei zagnieździło się w głowie na dobre nie dalej niż jakieś pół roku temu, po obejrzeniu filmu dokumentalnego dotyczącego właśnie zmian w tzw. tkance miejskiej. Film dotyczył bodajże jakiegoś miasta w Ameryce Południowej. Reporter opisywał krok po kroku, jak do zaniedbanej dzielnicy zaczęli sprowadzać się najpierw artyści, potem hipsterzy, potem zaczęły powstawać modne kawiarnie i restauracje, aż wreszcie klasa więcej niż średnia zapragnęła tam zamieszkać na stałe. W górę poszybowały więc czynsze i ceny nieruchomości, na które rdzennych mieszkańców nie było stać.
Pomyślałam sobie, że od jakiegoś czasu ten proces trwa na dobre i u nas. Przykładem jest stołeczna Praga, krakowski Kazimierz i łódzka Piotrkowska. A i Wy na pewno macie jakieś obserwacje z własnego podwórka. Jeszcze wtedy nie myślałam o tym, że oto moje aktualne zajęcie też przyczynia się do wyżej opisanych procesów. Wygląda to tak, że najpierw zawłaszczana jest pewna przestrzeń społeczna należąca do rdzennych mieszkańców, a potem niepostrzeżenie zaczyna służyć już zupełnie komuś innemu i zupełnie inne jest jej przeznaczenie.
Zjawisko istnieje, myślę, jak świat światem, ale teraz w proces ten zostały wprzęgnięte nowe technologie. Mam tu na myśli start-up-y takie jak m.in. Uber czy AirBnB czy Booking.com. Oczywiście jestem żywo zainteresowana, gdyż sama w tym procesie uczestniczę. Skupiam się wyłącznie na AirBnB i Booking.com, chociaż jestem tylko jedną z kostek domina. Gdyby nie dostęp do internetu oraz platform umożliwiających ruch turystyczny, gdyby nie rozwój tanich linii lotniczych, pewnie nie zdecydowałabym się na zmianę pracy i dalej tkwiłabym w układzie, który był w mentalnym konflikcie z moim JA :). Wykorzystuję więc swoje wykształcenie i doświadczenie zdobyte przez lata pracy, ale w innej przestrzeni społecznej. Uber i Airbnb dał milionom ludzi na świecie możliwość zarobkowania, ale jak się okazuje, powoduje to coraz więcej konfliktów społecznych, a miasta próbują bronić się przed zjawiskiem gentryfikacji całych dzielnic. W Nowym Jorku, Berlinie, Barcelonie, Paryżu i innych miastach świata AirBNB winduje ceny nieruchomości i poziom czynszów wypychając tym samym biedniejszych mieszkańców do innych, gorszych dzielnic. Mój znajomy z Lizbony opowiadał mi, że na murach kamienic bardzo często widuje się wysprejowane napisy: pieprzyć AIRBNB ( po angielsku oczywiście). Wszystkie te miasta już wprowadziły ograniczenia dla wynajmujących mieszkania, a Polska jest w przededniu tego procesu.
Kraków i Sopot już skierowały rezolucję do Sejmu celem regulacji wynajmu mieszkań w systemie hotelowym. Z jednej strony są pozytywne strony tego zjawiska: praca dla wielu ludzi, rozwój linii lotniczych (popyt na tanie przewozy), zwiększona liczba turystów to większe wpływy z turystyki dla miast itd. Z drugiej jednak strony taki proces degraduje pewne grupy społeczne, wypycha je do biedniejszych dzielnic, wyludniają się centra miast, rosną czynsze itp. No i olbrzymi napływ turystów. Sama tego doświadczyłam dwa lata temu w Barcelonie. Gdyby nie fakt, że około 6.00 musieliśmy odwieźć znajomego na lotnisko, nie przeżyłabym wspaniałego poranka przy kawie na La Rambla, który miał coś z ducha „Cienia wiatru”. Już o 9.00 były tam tłumy turystów, którzy szli gdzieś przed siebie i fotografowali wszystko dookoła.
Za start-upami stoi olbrzymi kapitał, a miasta często nie potrafią poradzić sobie z tym zjawiskiem. Jestem ciekawa co sądzicie na ten temat? Czy to dopiero początek tego rodzaju konfliktu interesów w Polsce? Czy wprowadzenie licencji spowolni lub zatrzyma ten proces? Czy w ogóle jakiekolwiek regulacje są w stanie zatrzymać pewne procesy nieuchronnie zachodzące w społeczeństwach coraz bardziej zróżnicowanych?
Wiem, że większość z was preferuje życie na łonie natury, wśród kochanych i kochających zwierząt, ale przecież chociażby w czasie wakacyjnych podróży na pewno zauważacie to zjawisko.
Znów mówię ja - Hana. W Poznaniu przykładem gentryfikacji jest m.in Śródka. Jeszcze niedawno zakazana, ponura dzielnica w środku miasta (jak sama nazwa wskazuje). Nikt zdrowy na umyśle nie zapuszczał się tam bez palącej potrzeby. Poniższy mural jest już szeroko znany i na żywo - wierzcie mi - robi niesamowite wrażenie. To jest zupełnie płaska powierzchnia!
Ta część dzielnicy tętni życiem i roi się od kafejek, restauracji i galerii sztuki.
Śródka jest oczywiście dużo większa niż pokazany fragmencik, i nie wszędzie jest tak bajkowo. Jeszcze nie.
Zdjęcie pożyczyłam ze strony osiemstop.pl. Mam nadzieję, że łba mi za to nie urwą...