piątek, 26 lutego 2021

O Brzydalu i leniwych żurawiach

Coś ja tak ostatnio bez ładu i składu. Mam sobie za złe, ale to niczego nie zmienia. Tyle dzieje się wokół, że trudno nadążyć.

Tym, którzy nie wiedzą, bo mogą nie wiedzieć, melduję, że Brzydal, osierocony przez Ewę kot - czarnuszek, znalazł dom u Tereni Orki, w Szczecinie. Można powiedzieć, że został w rodzinie. Ewa na pewno nad tym czuwa, bo wielka operacja pod kryptonimem "Brzydal" przebiegła nadzwyczaj sprawnie, szybko i bez problemów. Bałyśmy się bardzo, bo za Brzydalem szła legenda pt. trudny kot. Całą ubiegłą sobotę, w napięciu siedziałyśmy (53 sztuki) na łączach fejsbuka, śledząc sytuację. Trudny kot bez problemów przebył trasę Kraków-Szczecin (z przespanką po drodze), u Teresy wyszedł z kontenerka, wysikał się, przetrzepał pióra, zjadł, pospał i zwiedził dom. Poza tym, że jest niezwykle rozmowny (zwłaszcza nad ranem), nie sprawia żadnego kłopotu. Ewuniu, możesz być spokojna! Ma wszystko co potrzebne i niepotrzebne, ma uwagę i miłość, ma swój dom! I patronat 60 Kur!

I tak to się plecie - jak to w życiu. Zasadniczo czekamy na wiosnę, ja w każdym razie już wypatruję bocianów. Nad stawem żurawie wykonywały taniec godowy, poleciałam jak oparzona, ale nie zdążyłam, niestety. Żurawie były, ale już wytańczone. Kol. D. ma widok z okna na stawy, ale zanim tam dolecimy (musimy gnać dookoła, bo na wprost nie ma przejścia, jest tam rzeka i bagniska), sytuacja się zmienia. Dynamiczna jest o tej porze roku. Tak więc zdjęcia mam zastępcze, cóż było robić?





Będę miała pod orzechem plantację słonecznika


Bardzo chciałam mieć w domu trochę zieleni, ale wiadomo - Czajnik żywemu nie przepuści. Myślałam, kombinowałam i wykombinowałam. Znalazłam na olx klatkę za grosz i mam! To ta większa. Mniejsza wkrótce zmieni kolor, a może i miejsce. Się zobaczy. Lampa z lewej już tam nie stoi, graciła w zestawieniu z klatką. Stoi teraz pode regałem. Na razie Czajnik nie wykazuje żadnego zainteresowania, bo gdyby chciał, to doskoczy. Może się uda...


Widzicie ten telewizor? Mam! A co! Lilka przywiozła i cóż było robić?Włączam go niezmiernie rzadko, zgoła nigdy, ale jest! Kiedy zjedzie Lilka, będzie mogła oglądać swoje skoki, mecze, czy co tam akurat. No i MM Szkło Kontaktowe...


 W międzyczasie:

To obrazek na Bazarek u Gosianki, ale gdyby ktoś chciał, to namaluję podobny

Tropik, dawno obiecany Mice. Już go ma, więc mogę pokazać:


I taka deseczka, ostatnie dokonanie (już niedostępna, ale jakby co, namaluję podobną o dowolnej tematyce):

Jakoś tak średnio z weną ostatnio, nawiasem mówiąc. Ale wróci, zawsze wraca:)))






wtorek, 16 lutego 2021

Takie tam zimowe ecie-pecie

 

Okoliczności przyrody, w które rzucił mnie los, niezmiennie mnie zachwycają, zwłaszcza o tej porze roku. Jest biało, czysto i cicho jak makiem zasiał. Niby nic nadzwyczajnego, takich miejsc mamy mnóstwo, ale ja czuję się tak, jakbym mieszkała tu od zawsze.

Nie jestem pewna, czy podzielacie mój zachwyt, ale chyba nie macie wyjścia. Za chwilę zacznie się ogród i w kółko będzie o gumienku:)

Proszę się zachwycać:

 















poniedziałek, 8 lutego 2021

O obyczajności, przyzwoitości i przystojności

Koleżanka D. dobyła wczoraj ze swoich zasobów (wraz z zacnym trunkiem) dwie zabytkowe książeczki, a właściwie poradniki. Ubawiłyśmy się usiłując rozkminić niektóre kwestie - bez rezultatu, ale co się pochichrałyśmy, to nasze. Postanowiłam się z Wami podzielić, może też się pochichracie.

A więc kol. D. dobyła taki oryginał z początku XXw. (nigdzie nie ma daty wydania):


I reprint:

Jeden i drugi poradniczek może dziś rozbawić człeka do łez, aczkolwiek porusza się tam także kwestie istotne i aktualne po dziś dzień - i w kuchni i w obyczajności. O tych mówić nie będę, wszak Kury to osoby dobrze wychowane, że o kuchni  nie wspomnę.

Znalazłyśmy tam kilka zawiłych zagadnień, których nie dałyśmy rady przeanalizować, a raczej przeanalizowałyśmy, ale bez zadowalających wniosków. I  zacny trunek nie pomógł.

"Jarską kuchnię" napisała Janina Breyerowa, wstępem zaś opatrzył jej małżonek dr med. St. Breyer. Małżonek podzielił się też z czytelnikami złotymi myślami, które zawarł w pozycji pt. "Z rozmyślań lekarza".

Cytuję najsmaczniejsze, reszta to przemyślenia w rodzaju: Alkohol odżywia i rozgrzewa, kawa i herbata dodają energii, tytuń dezynfekuje jamę ustną: oto higiena samobójców!

W związku z tym mam prośbę, propozycję, a nawet wyzwanie. Ba, wręcz konkurs!

Osoba, która najbardziej zrozumiale i przekonująco wyjaśni co autor miał na myśli (poniżej), otrzyma w nagrodę tę oto rybę zmajstrowaną przeze mnie:

Otóż i najzłotsza ze złotych myśli doktora Breyera:

Za zdrowie trzeba drogo płacić - codzienną abnegacją.

Proszę, oto dowód, że nie zmyślam:

O zwycięstwie zdecyduje wola ludu w demokratycznym głosowaniu w komentarzach.

I ku uciesze parę zaleceń w sprawie obyczajności:

- bądź grzecznem dla starych panien

- pomyśl o tem, co masz powiedzieć, przez co rzadziej z głupstwem na plac wyjedziesz

- własna pochwała śmierdzi

- nie nudź, mianowicie kobiet, opowiadaniem zdarzeń i wypadków nadzianych kłamstwem na polowaniu

- chodząc unikaj ruchów wymuszonych, konwulsyjnych, pełnych wykwintu i przesady

- do gęby wielkich kawałków nie napychaj, któreby ci guzy w twarzy formowały

- nikt dobrej żony nie dostał w tańcu, na publicznych zabawach i widowiskach (...)najpospoliciej siedzą w domu pod czujnem okiem poczciwych matek

- nie wylegaj się długo; jeżeli się ocknąłeś, tedy wstań: leżenie bowiem, mianowicie długie, szkodzi zdrowiu, odurza głowę i wdraża do próżnowania

- umyj sobie codziennie twarz, szyję, ręce, ba, nawet i nogi, aby dla drugich nie wydawały obrzydliwego smrodu. Nie myj zębów szczoteczką: bo gdy pooddzierasz dziąsła od kości, tedy ci z gęby nieznośnie cuchnąć będzie

- nie noś długich paznogci, jak gdybyś niemi miał odkopywać mogiły przodków

I na koniec:

- Nie ujuczaj siebie: spińkami, zegarkami, lornetkami, dewizkami, łańcużkami, sylwetkami, grzebuszkami, kieskami, ridikiulami, cygarnicami, flakonikami, pejczem itp.

Urzekło mnie określenie ridikiule. Pochodzi zapewne od francuskiego "ridicule", co znaczy niedorzeczny, dziwaczny, dziwny albo też śmieszny, ale w  nieco pejoratywnym sensie. Innymi słowy taki dynks. Kiedyś mówiło się pizdryk.



czwartek, 4 lutego 2021

Krajobrazowo ornitologicznie

Zima niby trzyma, ale co to za zima?! Co śniegiem sypnie, to zaraz stopnieje i tak w kółko. Luty zaraz się skończy i wiecie co? Już będzie można wypatrywać bocianów! I o 17.00 dopiero robi się ciemno. Jak dla mnie to właściwie już jest wiosna.:)

I po co zmieniałam oponki?

W oczekiwaniu na bociany chodzę tu i tam (kol. D. wyciąga mnie za kudły), czasem trzeba przejść przez płot, aby nie wracać 5 kilometrów, ale ojtam - za to można trafić na łąkę pełną krowich placków, które pójdziemy pozbierać jak tylko mokradła trochę obeschną. I to za całkowitą darmoszkę, a tutejszy gospodarz życzy sobie stówkę za taczkę. Interes życia, nie?

To są czaple:


Bobry nie próżnują:


Tupot białych mew:

Bobrze arcydzieło:

A na gumienku...:






Taki karmnik zmajstrowałam na chybcika i świetnie się sprawdza. Obciętą krawędź okleiłam taśmą izolacyjną, żeby nóżek ptaszynom nie kaleczyło. I tak mają pod górkę:



Zdjęcia robione przez okno, dlatego (m.in.) byle jakie.

Czy ktoś wie czyj to ślad? Stawiam na mysz, chociaż ten tunel jest dość szeroki (ok. 4cm). Gruba mysz?


Międzyczas poniżej. Mam fazę drzewnianną:

rzeźba podmalowana, anioł z kotem 32 x 9cm

kakadu(?) 17 x 7 cm

ryba, jaka jest, każdy widzi. 22 x 9 cm


łaciaty, 40 x 50 cm, akryl na papierze