poniedziałek, 29 lutego 2016

Zaskakujący zwrot akcji

Kureiry Niezawodne, Stowarzyszone, Niestowarzyszone, Utajnione, jest sprawa. Jedna z nas bardzo potrzebuje pomocy. Zanim będziecie delektować się zdjęciami poniżej, zajrzyjcie, proszę, do Gosianki - tam znajdziecie szczegóły - o, tutaj-klik.
Chodzi o wiele i niewiele, to zależy, jak na to spojrzeć. Nie raz udowodniłyście, że macie wielkie serca. Jeśli same sobie nie pomożemy, to kto? Wiem, że to też kwestia zaufania do nas, do Gosianki i do mnie. Trochę kaski ze Skarpety już poleciało, ale nie mamy tego dużo w tym roku. Ponieważ jesteśmy związane danym słowem, a Jedna z Nas woli pozostać anonimowa, mogę jedynie zaręczyć swoim honorem, że sprawa dotyczy Jednej z Nas i nie jest to zarząd Skarpety, czyli ani Gosianka, ani ja. Chodzi o operację zwierzęcia. Każda z nas wie, jak to boli. Boli stokroć bardziej, jeśli możemy tylko bezradnie czekać z prozaicznego powodu - braku pieniędzy.
Każdy grosz będzie na wagę złota. Ile kto może i chce. W sferze marzeń jest 1000 złotych. Kto wie, kto wie?

AKCJA ZAKOŃCZONA - DZIĘKUJEMY!

Dziękuję!!!
Ode mnie też bonusik - zdjęcie sprzed chwili:
Nie objęłam sytuacji aparatem, ale z lewej leży słynny materacyk i na nim oba pieski! Czajnik niezmiennie przed kominkiem.
Malinka sama dzisiaj zdecydowała jak długo będzie siedzieć za siatką. Tak się pchała do Czajnika z drugiej strony, tak bardzo chciała do niego wyjść, że zszywka mocująca siatkę do futryny puściła i kocinka wyszła sobie na świat. Wszyscy byli w domu - my, psy i Czajnik, który strasznie, ale to strasznie się ucieszył. Ja zamarłam, bo to stało się szybko. Widziałam, że pcha się na siatkę, ale nie sądziłam, że tak skutecznie. A ona myk i już! Możliwość manewru miałam ograniczoną, bo siatka. Obleciałam co trzeba i stanęłam zamarnięta jak żona Lota, w przeciwieństwie do Czajnika. Natychmiast zjawił się Frodo z Wałkiem - zaciekawieni, ale przyjaźni. Frodo zwłaszcza, bo Wałek bardziej boi się jej, niż ona jego - dobra szkoła Grażynki, jak się okazuje. Malinka po krótkim wahaniu wyruszyła na zwiedzanie domu. Czajnik cały w pląsach krok w krok za nią  zapraszał do zabawy. Malinka nic, jakby go nie widziała - bardziej ciekawiła ją reszta domu. Pochodziła, pochodziła znosząc zaczepki Czajnika i zadekowała się na schodach na strych. Teraz szfystkie śpią po kątach. Trochę boi się Frodka, ale nie panicznie. Chodzi na ugiętych łapkach, ale nie ucieka. Najbardziej rozentuzjazmowany jest Czajnik, co było do przewidzenia. Na razie u żadnego zwierza nie zauważyłam oznak wrogości, aczkolwiek nie do końca wiem, jak traktować zaczepki Czajnika spod fotela: Malinka sunie, a on trach łapą spod fotela właśnie. Nie zorientował się, że ona jest na schodach i grzeje zadek przed kominkiem. Ma dziewczyna trochę spokoju.
Siatkę raczej zdejmiemy w tej sytuacji. Gdyby trzeba koteczkę odizolować choćby na karmienie, po prostu zamknę na chwilę drzwi. Sama nie wiem, czy dobrze się stało? Może za wcześnie? Ale z drugiej strony nie wszyscy mają warunki, aby odizolować nowe zwierzęta od rezydentów i one jakoś się ze sobą docierają?
Nie mam wielu zdjęć, bo najpierw stałam jak ten słup soli, a potem rozładowała się bateria.



Prawdę mówiąc chodziło mi po głowie, żeby wpuścić do pracowni Czajnika, bo kontakty bilateralne przez siatkę wyglądały obiecująco. Jak się okazuje, Malinka chciała więcej!

Zdjęcia z godz. 15.00
Może wyjdzie?

Jest! Jest!
Jestę i będę, a co?
No. Nareszcie można pogonić kota!
Nie no, czekaj, nie tak dosłownie!
Miałam już przestać, ale nie mogę pozwolić, aby Ewa2 zaglądała tu w nocy pustym kursem:
Czy te oczy mogą kłamać?
W oczekiwaniu na rozwój wypadków.
To nie ja zaplułam okno po prawej. To Wałek. Jego okno, to niech se myje. Obrazek w środku spadł był. I tak leży za tapczanem.

niedziela, 28 lutego 2016

Ciągle o tej koteczce

Czuję presję, ale nie potrafię i NIE CHCĘ się jej przeciwstawić! Jak już sygnalizowałam wczoraj, nastąpił przełom! Jeszcze długa droga przed nami, ale dzisiaj Inka nie jest już tym samym, okropnie przerażonym stworzeniem. Nie chowa się w szafie, leży sobie na drapaku. Rano, prawie bez skrępowania chodziła po całej pracowni, zaglądała we wszystkie kąty, oznaczała pyszczkiem teren, pozwala się głaskać i tylko troszkę się stresuje. Może dlatego, że Ognio spał z nią w pracowni? Też miałam taki pomysł, ale uprzedził mnie...Wczoraj takie zachowania były nie do pomyślenia (mam na myśli Inkę). Dzisiaj ochoczo przyszła do miseczki i zjadła wszystko, co dali poprawiwszy chrupkami na sucho. Siedzą z Czajnikiem po dwóch stronach siatki i rozmawiają, a także kombinują, jakby tu się przedostać na drugą stronę. Nie widzę żadnych objawów wrogości - syczenia, stroszenia piór, nic z tych rzeczy. Jak to będzie, kiedy już staną oko w oko, nie wie nikt. Jednak zachowania zza siatki napawają optymizmem. Pieski podchodzą, patrzą, machają przyjaźnie ogonami, Inusia jest trochę przestraszona, ale nie syczy i nie ucieka. To jest kochany kotek, nie okazuje cienia agresji nawet ze strachu! Nie miałam dotąd do czynienia z takim kotem i zastanawiam się, jak ona przeżyła zimę w krzakach? Wyszła teraz z budki, siedzi na parapecie i patrzy na świat:



Wczoraj było tak:


Tymczasem po drugiej stronie siatki:



Ognio stwierdził, że zwierzaki puszczą nas z torbami. Nic, tylko latamy od rana z aparatami, bo jeszcze Stefan niecierpliwie zatupał na ganku:



Przedtem potupawszy skutecznie w tulipanach:

W czerwonym polu BYŁY tulipany...
Mam nadzieję, że jesteście syte wieści? Może jeszcze coś tam dołożę w ciągu dnia, ale powoli mus zmienić temat, bo ile można...

Korzystając z ładnej pogody Ognio wyczesał Frodo. Czyż on nie jest wstrząsająco piękny? Frodo znaczy?




Urobek z czesania wisi na płocie dla wróbli na gniazda. Bijo się o niego:

PS. Inka będzie się nazywała Malinka. Ognio się poskarżył, że Inka źle mu się wymawia. Ja tam nie wiem co on ma z to wymowo, ale i mnie podoba się Malinka. Postanowione.

Apdejt z godziny 20.57
Malinka rozrabia! Słowo honoru! Bawi się! Biega z zadartym ogonem! I myje się!


Taki mamy obśrupany, stary próg, ale mam to w pompce:)

Daleko jeszcze do sielanki, ale postęp jest ogromny, a to tylko jeden dzień! Zobaczcie, jakie ona ma portki!
Kiedy do niej gadam, pręży grzbiet, ociera się o to, co akurat ma na drodze i prostuje ogon. Ale jeśli wyciągnę rękę w jej kierunku, płoszy się. Wzięłam ją na ręce - była sztywna dosyć, ale nie trzęsła się - jak wczoraj. No i bawi się tym, co na drodze spotka. Strzępkiem wystającym z dywany, papierkiem... Reszta stada straciła zainteresowanie. Czajnik chwilkę posiedział pod siatką i poszedł wygrzewać się przed kominek.
To tyle nowości na dzisiaj. Chyba. Normalnie nic dzisiaj nie zrobiłam - w sensie roboty jakiejś. A takie miałam zamiary! Ognio chyba ma rację. Pójdziemy z torbami. Za to w szóstkę:)

sobota, 27 lutego 2016

Nazajutrz

Jesteśmy! Wstaliśmy! Nawet dawno, jak na moje możliwości. Wczoraj jednak, po tak emocjonującym dniu padłam jak nieżywa. Zarejestrowałam tylko, że Czajnik przyszedł do mnie jak zwykle i zasnął "na ślimaczka" pod pachom. Noc minęła spokojnie, nikt nie puakał, wszyscy pochrapywali na swoich miejscach. Wiem to na pewno, bo Ognio siedział nad robotą długo w noc i zaświadczy, jakby co. Ranek rozpoczął się od zwykłych, porannych rytuałów, zwierzaki jakby zapomniały o ekscytujacej obecności w łazience. Ince udostępniłam szufladę z moimi, eee... desusami. Skwapliwie skorzystała z propozycji. Przemeblowaliśmy nieco łazienkę - jedno wnieśliśmy, inne wynieśliśmy.W międzyczasie jednak w głowach urodziła nam się pewna myśl. Inusia jest ciągle przestraszona i chowa się gdzie może. W łazience nie ma zbyt wielu takich miejsc, poza tym co się trochę uspokoi, to znów ktoś tam włazi. A cały czas nie mogę przecież z nią być. Dostanie więc moją pracownię. Ognio poleciał do Praktikera po siatkę, bo drzwi (siatkowe) do łazienki nie pasują do innych futryn. W pracowni jest więcej szuflad, jest szafa, łóżko i drapak z zakrytymi budkami. No i ja jestem. I jest dwoje drzwi. Jedne osiatkujemy i już. Nie bez znaczenia jest fakt, że Czajnik odzyska "swoją" łazienkę. Moja pracownia jest terenem neutralnym. Zwierzaki lubią tu ze mną być, ale nie upierają się.
Inusia w nocy zjadła swoją porcję, kuwetka jest używana. Poza tym, że jest przestraszona, wszystko jest w porządku.
Poszliśmy wczoraj spać na brudasa, żeby jej nie stresować prysznicem...
Rano witała się Czajnikiem, aż nam śniadanie w postaci jajek na miękko się przypiekło na bardzo twardo, bo robiliśmy zdjęcia na dwa aparaty:)
Dzisiaj jest spokojnie, nikt nie jojczy, nie wisi na siatce, ot zajmujemy się swoimi sprawami. Inka najmniej boi się Czajnika. Podchodzi do siatki, obwąchują się, patrzą. My i pieski stresujemy ją bardziej.
Na półce
Rzut oka nie zawadzi, ale właściwie to nuuudy...



Dwa powyższe zdjęcia to nie są te same zdjęcia. Znajdź różnicę.


Będę informować Was na bieżąco, dokładając zdjęcia i informacje tutaj. Chyba że się wybieg zapcha.
Idę założyć skarpetki w kurki, które dostałam od Gosianki, bo nóżki mi zmarzły.

 Nic o nas bez nas...

11.58
Inusia zasiada za siatką i woła, ale taktownie. Widok zwierząt jej nie stresuje, nasz widok bardziej. Czajnik po przeciwnej stronie próbuje się z nią bawić...
13.29
Zapomniałam powiedzieć, że Inka je!
Kręcę się po domu, tak normalnie, jak to w domu. Ona podchodzi do drzwi i patrzy, zagadując. Ale kiedy wchodzę do łazienki, chowa się. Coraz bardziej upewniam się w pomyśle przeprowadzki do pracowni. No bo jak tu np. wysuszyć włosy w łazience? W życiu nie zafunduję jej suszarki! Odkurzacza też nie włączam. W sumie mam niezły pretekst:)
Wałek, kiedy jest z Frodkiem, podchodzi do drzwi i zagląda. Kiedy koteczka siedzi na widoku, omija drzwi szerokim łukiem i udaje, że nawet nie patrzy w tym kierunku. Dostał szkołę od Grażynki...

17.01
Drzwi osiatkowane, przeprowadzka dokonana. Inusia zamieszkała w szafie.

Tak wymościłam szafę:

A tak wyglądają drzwi od strony salonu. Wchodzę drzwiami od strony kuchni (z lewej):


Ognio niczego nie robi połowicznie. Siatka została wzmocniona listwami:

Fotel Wałka sprzed mojego biurka wyjechał przed kominek - ale chłopak jest zadowolony! Tylko fajeczki mu brakuje!

piątek, 26 lutego 2016

Inka, Czajnik i inne stworzenia

Wiem, że czekacie, wiem! Gosianka pokazała przywitanie, ja mam zdjęcia prawie takie same, Gosianka ma lepsze, więc skupię się na powitaniu, ale tutaj, w domu.
Dzień we Wrocku zaczęłam od krótkiej (zbyt krótkiej) wizyty u Marii. Na wizytę u Marii trzeba sobie zarezerwować dużo więcej czasu, aby spokojnie popodziwiać wszystkie jej cudeńka. Najpierw przyszedł pomiziać się Myk - śliczny, ciekawski i odważny kot:

Marija poszła wstawić wodę, a ja sie troche pogapiłam:


Będą nowe dyniaki!
Marija wróciła, zapomniałyśmy o herbatce, a prawdę mówiąc szkoda nam było czasu. Tematy i tak zostały tylko muśnięte. No ale wiosna idzie i dni coraz dłuższe. Do Wrocławia mam blisko, tylko droga jest straszliwie zatłoczona.
Tak więc przemieściłam się do Gosianki, jak wyglądało powitanie już wiecie. Spędziłam ZMD kilka przemiłych chwil. Gosianka i JCO są przesympatyczni i empatyczni. Z nimi się po prostu jest, jakby się było od dawna. Bardzo się cieszę, że poznała nas Inka, a właściwie sfinalizowała tę znajomość. Ale ja wiedziałam, że tak będzie...
Gosianka tak mnie namawiała, tak namawiała, że zjadłam kawałek ciasta z jabłkami i jedno (!) ciasteczko owsiane oraz miseczkę zupki i owocową galaretkę na deser (galaretkę można!). No i sokawkę piłam taką pyszną, że normalnie ślinka mi leci na samą myśl. Z imbirem była i z czymś jeszcze, ale zapomniałam...
Pierwsze kroki skierowałyśmy oczywiście do kociego pokoju. Inka zakamuflowała się w szufladzie, jak się później okazało. Koci pokój to jest coś, mówię Wam! Nie zapomnę tych cudeniek, które tam zastałam, takich puchatych, czyściutkich, rozbawionych. Zdjęcia Gosianki to jedno, ale rzeczywistość to dopiero jest coś!
Fika też potrafi latać!
 Fika to osobny temat. Jest... jest... nie znajduję słów, bo to, że jest niesamowita, to mało powiedziane. Co ona potrafi robić z pyszczkiem, oczami, z całą mimiką! Nie widziałam jeszcze psa z taką mimiczną mordką! Kot Shreka mógłby się od niej uczyć! A jak zachęca koty do zabawy! Można umarnąć z rozczulenia i ze śmiechu.
No dooobra, ad rem, bo nie skończę. A zanim skończę tylko rzućcie okiem:



To Achima, obezwładniająca urodą zouza:)
 Naprawdę, trudno wyjść z kociego pokoju. Osobiście mogę tam zamieszkać w charakterze personelu tymczasków.

Inka nie miała pojęcia, co ją czeka i spokojnie zalegała sobie w szufladzie:

Bardzo mi jej żal, bo przecież dopiero co się troszkę otworzyła i zaczęła normalnie żyć. No ale pojechałyśmy. Zapłakała tylko w momencie wsiadania do auta, potem ani pisnęła, po prostu sobie spała. Jest tak rozczulającym, cichutkim stworzonkiem, że aż sie boję...
Pomijając korek i śnieżycę po drodze, dotarłyśmy całe i zdrowe do domu. Siatkowe drzwi już były zamotowane. Otworzyłam koszyk, Inka nawet szybko z niego wyszła, ale jeszcze szybciej śmignęła pod szafkę. Po półgodzinie wyszła, obwąchała się z Czajnikiem przez siatkę, przyuważyła psy (przyjazne,  machające ogonami), w tym Frodo i wycofała się. Potem jeszcze kilka razy wychodziła, skorzystała z kuwety, podchodziła do siatki. Nie było prychania, ani syczenia. Czajnik pół wieczoru przesiedział pod siatką, lub na niej zwisał wydając dziwne odgłosy - ni to miauczenie, ni to zew jakiś? Teraz jest spokój. W łazience nic się nie dzieje, Czajnik siedzi na kuchennym krześle i wpatruje się w drzwi do łazienki, ale już nie skwierczy. Tak tylko pilnuje, jakby co...






Pełna obsada na czuwaniu
No i tyle na gorąco. Koteczka jest słodka jak miód i równie delikatna. Oby się udało...