Rozpakowałam trzęsącymi się paluszkami i oczom mym ukazało się cudo. Nie miałam w ogóle pojęcia, że takie cuda istnieją. Otóż najwidoczniej istnieją w KAMAPA sp. z OO pod BATERIAMI (patrz komentarze pod poprzednim postem).
A było to tak: wczoraj zadzwoniła do mnie Grażyna Wenezuelska z pytaniem, czy mieszkam w S. Potwierdziłam (z pewnym takim zdziwieniem) i zostałam poinformowana, że w tychże S. na ulicy Jana Pawła II mam do odebrania przesyłkę. Nie wiadomo od kogo i nie wiadomo jaką. Wczoraj było już za późno, pojechałam więc dzisiaj rano, po drodze do Poznania. Zjechałam rzeczoną ulicę w tę i nazad trzy razy, ale pod podanym numerem była zwyczajna, brudna i zdezelowana brama do jednej z kamieniczek. Nie miałam czasu, postanowiłam poszukać po powrocie, co też uczyniłam - z podobnym efektem. Robiło się coraz dziwniej, nawet przemknęło mi przez głowę, że ktoś mnie wkręca. A jednak! Obok zdezelowanej bramy jest punkt, w którym można się ubezpieczyć - weszłam, aby zapytać gdzie tu jaki kuryjer i bingo! Okazało się, że właśnie tam. Logiczne, prawdaż? Jest napisane PiZetJu, a w środku DiPiDi.
Teraz oddaję głos Grażynie, bo ja nadal nie kumam o co chodzi!
Opowieść bizarna
Odezwal sie jakis meski glos...pytam kto zacz?
-dpd...uslyszalam
dpd? pytam
dpd - powtorzyl
Aha..powiedzialam niepewnie
DiPiDi! wrzasnął
Aha...dipidi powtorzylam
wreszcie wydukal z wyraznym akcentem naszych wschodnich sasiadow...KURIER z DIPIDI
Ach kurier? a po co?
-a no mam dla pani przesylke
-przesylke dla mnie?
tak dla pani...
hm...ja nic nie wiem o przesylce.
Ale to pani numer...
no moj!
no to przesylka jest dla pani...
tak?
Tak i prosze wyjsc i odebrac!
No dobrze , mowie i kieruje sie w strone drzwi..ale...ale cos mnie tknelo
moze to ktos podejrzany, jakis ukrainski wnuczek co to chce mnie zrobic na szaro itd...
wiec zanim wyszlam z mieszkania, pytam..
a moze pan mi powiedziec do kogo jest zaadresowana ta przesylka?
po dluzszej chwili slysze...Willa Kurioza.
.????
Willa Kurioza?......
wiem przypadkiem co to jest ale ja nie mieszkam w willi Kuriozie, mowie...
przez glowe przelecialy mi przerozne opcje, jedna taka, ze Hana, dobra dusza, wyslala do mnie cosik w ramach niespodzianki.
dalej wiec drążę, i pytam co tam jeszcze na paczuszce jest. No wiec... zgadza sie, jest Hana!
Wiec pytam z ktorej strony budynku czeka pan kurier, bo zaraz wyjde. A on ...
budynku? no tak, przeciez chyba widzi , ze budynek jest slusznych rozmiarow i ma kilka wyjsc.
Zamilkl a ja blyskotliwie pytam, gdzie pan jest to pomoge.
no jestem tam gdzie jest zaadresowane.
A ja na to..
ja jestem w Warszawie.
W Warszawie?
tak w Warszawie, a pan
a ja pod Poznaniem...
Pod Poznaniem? to niech mi pan zaraz przeczyta co jeszcze na tej paczuszce jest..
No jest Krystyna Th., chyba jako nadawca!
aaaa, o malo sie nie udlawilam ze smiechu...to ja juz wszystko rozumiem.
-prosze pana to ja zaraz te sprawe rozwiaze...nie wiem jak sie stalo ze pan ma moj telefon ale ja sie porozumiem zaraz z tymi osobami . Niech pan poczeka.
przerwalismy rozmowe. a ja w tym momencie zdalam sobie sprawe, ze ja nie mam zadnych numerow telefonow, bo moj telefon przestal istniec. Wiec pozostal tylko email.
Dzwoni telefon..to wnuczek ukrainski..
no i co ? dodzwonila sie pani?
no nie, jakos nie moge sie skomunikowac. Ale prosze o cierpliwosc , ja to zalatwie.
To prosze, mowi wnuczek bardzo rozsadnie, podac moj telefon, ten ktory sie wyswietlil na pani telefonie. Swietnie mowie i przerywamy rozmowe.
zaczynam pisac mail..
dzwoni telefon..
prosze Pani ja juz nie moge dluzej czekac, zostawie paczuszke w biurze dipidi...a adresatka sobie odbierze..tu podal adres biura.
Swietnie powiedzialam , dalo mi to troche czasu na przemyslenie sprawy. Rozlaczylo sie..
za chwile telefon..prosze pani, prosze przekazac adresatce, ze od 9-16...swietnie! przekaze...i pozdrawiam serdecznie, przeciez to jednak prawie moj wnuk ukrainski
Pomyslalam troche... przypomnialam sobie, ze kiedys z tego staregonowego telefonu dzwonilam do Rabarbary..znalazlam telefon i dzwonie. Wiec Rabarbara po usidleniu swej nie do pohamowaniaj radosci , podala mi numer Hany.
Hana odebrala telefon i po dluzszej chwili doszlo do niej, ze w poblizu ma biuro DIPIDI...i ze o 9tej nastepnego dnia ma sie zglosic.
No i mam nadzieje, ze sie zglasza, nie wiem po co ale sie zglasza.
A ja dzisiaj przeczytalam smsa.."Dzisiaj doręczymy panstwu przesylke z firmy SP.ZO.Kamapa POD BATERIAMI. " Jasne? jasne!
A moj maz macho wenezuelski obrazil sie, ze w obliczu niebezpieczenstwa ze strony wnuczka ukrainskiego, ktory chcial mnie z domu podstepem wywabic, nie wezwalam go na pomoc......nie bylam w stanie mu wytlumaczyc, ze wnuczek nie byl pod domem warszawskim tylko na wsi poznanskiej, twierdzil, ze my przeciez mieszkamy w Warszawie a nie pod Poznaniem, fakt, nie mieszkamy pod Poznaniem....wiec zrezygnowalam z dalszej z nim rozmowy ..przeciez w koncu trudno wyjasnic bizarne zdarzenie.
A teraz niech sie Opakowana wytlumaczy jakim cudem wnuczek ukrainski mial moj telefon.
Otóż to, Opakowana, bo chyba się z tego rozpęknę!
A teraz, uwaga, teraz wreszcie pokażę przedmiot zamieszania i mojej natychmiastowej admiracji - powiem więcej - coup de foudre! W życiu nie użyję jej do wycierania butów! Opakowana, kochana, bardzo Ci dziękuję! Bażant jest prze-pię-kny, zresztą sami zobaczcie:
Wybaczcie jakość zdjęć, znów nie mam aparatu:(
A tak wygląda rzeczywistość, kiedy człowiek wróci zdrożony i chce rozprostować członki:
PS. Koteczka Oliwka nadal szuka domu...
PS2. Szczegóły całej akcji można prześledzić w komentarzach pod poprzednim postem.