niedziela, 26 maja 2019

Kredens i trochę Kuriozy

Obiecałam, że pochwalę się kredensem. Znalazłam chwilę, aby go skręcić, no i jest. Nie wystylizowałam go do zdjęcia, trudno, chętnie pobawiłabym się, ale nie mam czasu. Jest goły jak święty turecki. Kolor góry i dołu (głębia oceanu!) jest taki sam, to sprawka światła. Dla przypomnienia kredens przed dwoma prawie latami:


I zaraz po przeróbce i tuż po przeprowadzce:

I dzisiaj:

 





Poza tym byłam dziś w Kuriozie i bardzo nie chciało mi się wracać. Dzień był piękny, ciepły i bezdeszczowy. Kukułka na pobliskim drzewie kukała przez cały dzień jakby się zacięła. Odkryłam, że pod daszkiem garażowym pleszki mają gniazdo. Trzeba czekać z ocieplaniem dachu, aż wylecą. Pleszki są śliczne, zwłaszcza samce. Zdjęcie z netu, mnie się nie udało ich dopaść, bo płochliwe bardzo:

Moje zdjęcie pleszki tylko takie. Dodam, że chodzi o ptaka siedzącego na bramie, nie o srebrzystą szczałę:

Jaszczurkę goniłam na kolanach. Szybka była, jak to zwinka:



Taki mam widok z nowego okna. Nie dziwota, że wyjeżdżać mi się nie chciało:
Widok ten sam, ale z bliska i nie przez okno. Niestety, on nie u mnie widok ten:(

I takie tam, bo ładne. Rosa rugosa:


Na tamtejszym gumienku też się dzieje. A miałam tam nic nie robić, tylko leżeć i pachnieć:





piątek, 17 maja 2019

Znów o tej Kuriozie

Obiecałam, że wrócę do tematu Kuriozy, to wracam. I tak niczego innego z siebie nie wykrzeszę, więc załatwmy to od razu, a gdakać możemy na temat kompletnie niezwiązany. Historia zna takie przypadki, prawdaż?
Dzieje się w Kuriozie, narzekać nie mogę. Idzie to wszystko lepiej, niż mogłam marzyć. Panowie od okien przyjechali zgodnie z umową, co do minuty. Nawet na mnie czekali pod garażowym daszkiem jak zdyscyplinowane kury na grzędzie, bo przez ulewę spóźniłam się kapkę. Było to wczoraj, dzisiaj o 14.00 okna zabłysły nowością i o tym etapie prac mogę zapomnieć. Panowie zabrali wszystkie stare okna, śmieci z nimi związane, a nawet metalowe, ciężkie i paskudne drzwi garażowe. Zapytali tylko grzecznie czy je wyp...my.
Ten etap remontu robi dość paskudne wrażenie, ale wierzcie mi, wykonany został kawał brudnej i ciężkiej roboty. Bezkolizyjnie i bezkonfliktowo (tfu, tfu, tfu!).
Dla ilustracji trochę zdjęć przed i po.

Z łukiem Karwowskiego:


I bez:


Stare wejście do domu. Drzwi wejściowych w głębi już nie ma :


Na ich miejscu jest okno:


Nowe wejście:
 Nowe wejście jest na miejscu starej kuchni:
 
W garażu było tak:


Garaż powoli zamienia się w kuchnię:


Nowe drzwi wejściowe są stare i brzydkie, ale na razie muszą wystarczyć. Może znajdę coś fajnego z demobilu (oczy i uszy mamy otwarte!). Zmiany od zewnątrz:


Łazienka przed:


Powiedzmy, że po:


Okno tarasowe. Marzyło mi się takie do samej podłogi, ale po 1 - cena, po 2 -straszliwa demolka i salonu, i tarasu, a co za tym idzie, kolejne koszty:

Pozostałe okna też są wymienione, ale nie zmieniły ani miejsca, ani kształtu, to i nie ma co pokazywać.
W ogrodzie też się trochę dzieje. Nie mogę żyć bez zagracania. Z roślinkami  poszłam szeroko wbrew obietnicom danym samej sobie. Kolejna partia czeka na sadzenie:) Na razie bez ładu i składu, miejscowe znaleziska:


 



Taką drogą jeżdżę w tę i nazad, przynajmniej na pewnym odcinku:


niedziela, 12 maja 2019

Mądrość, czy wręcz przeciwnie?

Zrobiłam się ostatnio monotematyczna i gadam w kółko tylko o tej Kuriozie. Zaczekam, aż uzbiera się trochę nowego materiału i wrócę do tematu. Nie, żebym już miała na ten temat nie przynudzać, aż tak to nieee...



Tymczasem więc głos i łamy oddaję MM. Ja, jeśli nawet zacznę o czymś innym, to i tak skończę na Kuriozie:)

***


O mądrości – czy jej braku?

Wraz z upływem lat i niedawno obchodzoną przeze mnie okrągłą, bardzo nieprzyjemnie okrągłą rocznicą, coraz częściej dopada mnie myśl o tym czy muszę, jeśli nie dopadnie mnie jednak (odpukać) jakiś Alzheimer, to czy mimo wszystko muszę nieco zgłupieć tylko dlatego, że się zestarzałam. Z najbliższego mi, psychologicznego punktu widzenia można spojrzeć na ten problem dwojako. Po pierwsze – z perspektywy tradycyjnej koncepcji rozwoju. Ta nie daje mi dużych szans, bowiem według obowiązujących tu poglądów, rozwój właściwy jest okresowi dzieciństwa i dorastania, w okresie dorosłości następuje stabilizacja rozwojowa, a okres starości to regres w rozwoju. Przyjmując, że możliwości rozwojowe można w przybliżeniu rozumieć jako zdolności przystosowawcze i zdolności nabywania nowych umiejętności, jak też możliwości posługiwania się nabytą wiedzą, perspektywy moje z tego punktu widzenia nie wyglądają różowo. Na szczęście jest bardziej współczesna koncepcja, która daje mi więcej szans. To koncepcja life-span, tłumaczona u nas jako rozwój w cyklu życia. Według niej, rozwój rozpoczynający się w momencie poczęcia trwa nieustannie przez całe życie i kończy się wraz ze śmiercią. A co bardziej ortodoksyjni wyznawcy tej teorii głoszą, że śmierć nie oznacza końca rozwoju, jest jedynie przejściem na kolejny jego etap.

A jakby się tak zastanowić, to przecież starość jest okresem, w którym stajemy przed piekielnie trudnym wyzwaniami, takimi jak: zakończenie aktywności zawodowej i związanymi z tym problemami społecznymi, materialnymi, emocjonalnymi itd., utrata osób bliskich – ostateczna, bądź częściowa (związana chociażby z mniejszą mobilnością), konieczność zagospodarowania zwiększonej ilości wolnego czasu, jak też znalezienie dla siebie zupełnie nowego miejsca w grupie społecznej i odnalezienia się w nim - rola emerytki, wdowy (częściej niż wdowca), babci, osoby która potrzebuje pomocy, z czasem coraz bardziej, podczas gdy dotychczas ona tę pomoc świadczyła (to bywa bardzo trudne). Jednym z poważniejszych jest też problem znalezienia często nowego celu, sensu życia, co wiąże się z brakiem poczucia, że się jest potrzebnym innym. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, że nie wspomnę o problemach zdrowotnych, które zaczynają być coraz poważniejsze. Gdybyśmy nie mieli zdolności przystosowawczych, nie umieli już nabywać nowych umiejętności i nie potrafili posługiwać się zgromadzonym w toku całego życia potencjałem, to szpitale psychiatryczne nie pomieściłyby wszystkich staruszków z depresją i innymi psychozami oraz uzależnieniami, a z każdego wieżowca w mieście skakałoby ich codziennie kilku. Tymczasem jakoś dajemy radę. Liczba depresji i samobójstw w starości drastycznie się nie zwiększa. Nawet jako grupa nie czujemy się specjalnie samotni, choć młodszym od nas tak się wydaje (o tym pisałam już kiedyś wcześniej). Większość z nas normalnie funkcjonuje - psychicznie, społecznie i ba – niektórzy nie tylko wykorzystują nagromadzony potencjał, ale zdobywają całkiem nowe umiejętności – zaczynają malować (np. meble), układać rymy, zajmować się zwierzętami i… robić wiele innych rzeczy.

No więc jak Kurki – głupiejemy na starość? – czy wprost naprzeciwko?


poniedziałek, 6 maja 2019

Akcja!

Poszły konie po betonie! Aczkolwiek w ograniczonym składzie. Przybył mianowicie tylko jeden fachowiec, albowiem drugi... No właśnie, co drugi? Muszę, bo się uduszę! Nie zachorował ani on sam, ani jego żona, ani dziecina jego. Nie zepsuł mu się samochód, nie zatrzymała go policja, ani nie utknął w korku wracając z majówki.
Nie zgadniecie, choćby miało od tego zależeć Wasze życie, ale próbujcie. Usłyszawszy dlaczego rzeczony nie przybył, o mało nie padłam martwym trupem z osłupienia, a potem ze śmiechu. Podobno w środę już będzie. Za chwilę Wam powiem gdzie był, ale trochę pozgadujcie. Ciekawa jestem czy ktoś na to wpadnie.
Mimo okrojonego składu robota ruszyła na tyle, że uwierzyłam, że może coś jednak z tego będzie. Zaczęłam od rajdu po miejscowych składach budowlanych, tu otworzyłam rachunek, ówdzie kupiłam belki. Fajnie tam się sprawy załatwia. Po pół godzinie 5-metrowe belki były już w Kuriozie.
Połowa składu fachowców pracowała pilnie i bez przestojów od 9.00 do 17.00. Szarpnął chłopina kawał roboty i gdyby tak jak dzisiaj żarło przez cały czas, byłabym zachwycona.
Jedna strona ściany do wyburzenia jest już zabezpieczona, jutro druga strona i młoty w dłoń. Nie można wyburzyć więcej niż widać na zdjęciu, a drewniana konstrukcja nieco podrasowana pozostanie jak widać na załączonym obrazku.
Od strony garażu, który będzie otwartą kuchnią:
Od strony salonu będzie tak samo:

Tyle zostało zrobione dzisiaj, jutro stanie "brama" od strony salonu, wykuwanie dziury w ścianie zacznie się pojutrze.
Okna przyjadą 15 maja.
Jeśli idzie o mnie, poza wizytowaniem hurtowni porządkowałam ogród. Urobiłam się po pachy. Miękki, zielony i sprężysty mech z jesieni zamienił się w suche, szorstkie i brzydkie paskudztwo. Prawie skończyłam porządkowanie skarpy pokrytej 15-centymetrową poduchą z mchu, szyszek, igliwia i trawy, pod którą dusiły się różne roślinki. Uwolniłam je, może dadzą radę. Cudu się nie spodziewam, ale może chociaż jakiś maniuni cudek? Najwyraźniej latami nikt tam nic nie robił. Taka kordełka nie powstała podczas jednego sezonu.
Przed:

Po:


Oczywiście nie wytrzymałam i nawsadzałam:
Jutro pozostaję w telefonicznym kontakcie z fachowcem, będzie stawiał drugą "bramę" i moja obecność nie jest mu do niczego potrzebna. A pojutrze może pojawi się reszta składu?