U mnie dzisiaj nie było mgły, smogu też nie. Dzień był przepiękny, słoneczny i ciepły, no i znów są grzyby! Nie poszłam, miałam bardziej gumienne plany, ale kol. D. przytargała cały koszyk. Dzięki pięknej pogodzie robota na gumienku nie była specjalnie upierdliwa, (jesiennych porządków nie lubię).
W pewnej chwili usłyszałam niesamowity jazgot i rwetes ptasi nad wodą. Ćpnęłam grabki, złapałam aparat i poooszłam! Czego tam nie było! Mnóstwo gęsi, kaczek, łabędzi i czapli. Co ciekawe, w większości były to czaple białe, siwych widziałam tylko kilka. Jeszcze 10-15 lat temu wcale nie było u nas czapli białych. Najpierw podobno pojawiły się tu i tam na Mazurach, a potem już poszło. Nie wiem jak jest w innych rejonach Polski, ale u nas są. Otóż i dowód:
Zdjęcia są byle jakie, ale nie chciałam podchodzić zbyt blisko, aby ich nie spłoszyć. Wyglądały tak spokojnie i rzekłabym wręcz - błogo, że nie darowałabym sobie. Gęsi kiwały się na wodzie w ciszy, w większości z łebkami pod skrzydłem, wyglądały jakby spały. W tym miejscu jest płytko i woda pewnie nagrzana słońcem. Chociaż coś mi się zdaje, że gęsiom specjalnie nie zależy na ciepłej wodzie. W każdym razie wyraźnie się relaksowały.
Reasumując, zdjęcia przyciągnięte zoomem są, jakie są.
Te gęsi potem przelatywały nisko nad Kuriozą. Wałek na nie szczekał, a Frodo tylko się gapił. Jak ja.
Przedwczoraj taki był zachód słońca. Z kawą w kubkach, poszłyśmy z kol. D. posiedzieć na pomoście i pokontemplować okoliczności przyrody. But należy do kol. D.:
Świat ostatnio pokazuje swoje piękne oblicze wbrew temu, co dzieje się wokół. Myślicie, że to znak?