wtorek, 16 stycznia 2024

MASKARADA

 


    Karnawał jest w tym roku krótki, bo Popielec przypada już czternastego lutego, a więc ostatnia sobota karnawału to dziesiąty lutego, czyli już za chwilę! Ale jak karnawał, to bale, domówki i maskarady J
    Od dziecka lubiłam się przebierać. Po powrocie z przedszkola podekscytowana wołałam, że pani mówiła, że mamy się przebrać, a mama i babcia potrafiły nawet zarywać noce, żebyśmy miały z siostrą odpowiednie stroje. 


To mój pierwszy przedszkolny strój byłam przebrana za śnieżynkę. Pierwsza od prawej kucająca             dziewczynka to ja 😊

A to właśnie strój, który mama i babcia uszyły mi przez jedną noc - czerwona spódniczka w kwiaty, biała bluzka z czerwoną wstążką pod szyją i fartuszek. Tej samej nocy uszyły mojej siostrze sukienkę śnieżynki z gazy usztywnionej krochmalem. 

Pierwsze trzy klasy podstawówki jakoś nie kojarzą mi się z balami maskowymi, ale już od czwartej klasy o przebranie na szkolny bal martwiłam się sama., choć babcia i mama pomagały wymyślać stroje. Nie wiem w której klasie, chyba w piątej, zasugerowały mi, żebym przebrała się za Czerwonego Kapturka. Miałam już czerwoną, rozkloszowana spódniczkę w białe grochy, do tego biała bluzka, koszyczek od święconki, a babcia z mamą w ciągu jakichś dwóch godzin uszyły mi czerwony czepeczek z wiązaniami ze ścinków pozostałych ze spódniczki i biały fartuszek z falbanką.
Miałam równie jak ja zakręconą koleżankę, z którą razem wymyślałyśmy i robiłyśmy sobie przebrania. Raz przebrałyśmy się za paprotki; powycinałyśmy z karbowanej bibułki duże paprociowe liście i doszyłyśmy je do wstążek, tworząc spódniczki, a takie same, tylko mniejsze poprzyklejałyśmy do opasek zrobionych z kartonu. 
Nie muszę wam mówić, że większość rodziców ani w przedszkolu, ani w szkole nie zawracała sobie głowy szykowaniem przebrań dla dzieci. A w średniej szkole i podczas studiów okazało się, że ludzie po prostu nie chcą się przebierać, uważając, że to głupie i niepoważne. Na studenckiej maskaradzie, na którą biletem wstępu miał być strój, poszliśmy całą grupą i chyba tylko ja potraktowałam sprawę serio, bo upięłam na sobie stylizowany chiton i uczesałam się w greckim stylu, od którego jedynym odstępstwem były złote sandałki na wysokim obcasie. Reszta grupy poszła po linii najmniejszego oporu przebrawszy się za gromadę wędrowców - dżinsy, kraciaste flanelowe koszule, jakieś kapelusze powyciągane od rodziców i kije, niby pielgrzymie kostury. Okazało się oczywiście, że 90% uczestników zabawy wcale się nie przebrała i gdyby nie zostali wpuszczeni, bawiłoby się nas bardzo mało.

Na pewno wiecie, że tak właśnie się działo na większości maskarad.
A ja dotąd marzę, żeby wziąć udział w balu, na którym wszyscy będą mieli kostiumy…

Jednak dotąd wyżywałam się szyjąc stroje moim dzieciom i siostrzenicy.

To jedno z fajniejszych przebrań  moich dzieci - kotek i myszka. Strój kotka uszyłam z mojego golfa, myszka jest w szarych rajstopach i szarym, bawełnianym golfiku i ma spódniczkę z kawałków starego futerka doszytych do paska, futerko jest również na opasce,  kawałki futerka zdobią też strój kotka. Moim dziełem jest także makijaż (słabo niestety widoczny na zdjęciu), który zrobiłam kredką do brwi 😊




A tu przykład bardziej wymyślnego makijażu i stroju, córka przebrana za Noc. Makijaż całkiem nieprofesjonalnie zrobiłam cieniami i kredką do powiek. Efekt był o wiele lepszy niż na zdjęciu.
Suknia Nocy to moja własna sukienka odpowiednio dopasowana, peleryna jest z podszewki, a gwiazdki i księżyc na opasce z... grubszej folii aluminiowej z pudełek po maśle roślinnym😃  



Siostrzenicy i córce wymyślałam stroje nawet kiedy już pracowały, w jednej firmie zresztą. Pierwszy firmowy bal był w stylu lat międzywojennych, kupiłam im wtedy sukienki w ciuchlandzie (miałam szczęście, bo trafiłam na obie za jednym razem), zrobiłam opaski, dobrałam biżuterię i umalowałam je. Na  pierwszym zdjęciu siostrzenica, na drugim córka.




                                                               A to opaski z przybraniami. 




Na drugi bal przebrała się tylko córka, a potem już nawet córka przebierać się nie chciała, bo skoro konkursy na najlepszy strój wygrywali ci, którzy po pierwsze, stroje sobie wypożyczali, a po drugie, zwykle należeli do firmowej góry, więc właściwie po co się było wysilać… Chociaż ja bym chyba nie odpuściła J
I dlatego – tadam! Oto strój córki z drugiego balu, który postanowiłam pokazać na sobie!


To dwuwarstwowa, rozcięta z przodu spódnica ze sztywnego tiulu przymarszczonego i przyszytego do szerokiej wstążki. Wierzchnia warstwa została odpowiednio upięta, tak żeby przypominała siedemnastowieczną krynolinę. Kwiat na ramieniu jest z tego samego tiulu. W pierwotnej wersji sukienka pod spodem była krótka i córka miała na nogach klasyczne szpilki.
Liczę na to, Kurki, że podzielicie się swoimi wspomnieniami o maskaradowych strojach waszych i waszych dzieci. A może o takich, które gdzieś widziałyście i bardzo wam się spodobały?
No to bawcie się dobrze w karnawale, bez względu na to, gdzie i z kim się bawić będziecie!

Jakie są zdjęcia, same widzicie. To zdjęcia z telefonu, a na dodatek niektóre to zdęcia robione zdjęciom, więc ich jakość po prostu nie może być dobra. Nawet, poskromiwszy własną próżność, wybrałam z moich zdjęć najostrzejsze, a nie takie, na którym najładniej wyszłam 🙈

niedziela, 7 stycznia 2024

CHOINKA


         Święto Trzech Króli kończy czas świąteczno-noworoczny; większość ludzi rozbiera choinki (u nas już jedna od wtorku stała pod śmietnikiem), ale moja nawet jeszcze nie zaczęła za bardzo opadać, więc niech sobie stoi. 
        Na Facebooku wciąż ostatnio trafiam na wspomnieniowe artykuły opisujące peerelowskie święta. O tym jakie były skromne i jak dziś się wszystko zmieniło. Rzeczywiście, wiele się zmieniło, a raczej chyba zmodyfikowało, ze względu choćby na łatwiejsze sprzątanie, gotowanie, zakupy.
        U mnie najmniej (pomijając ewolucję światełek od osadzonych w lichtarzach świeczek, do dzisiejszych lampek led) zmieniła się choinka. 

Zwykle jest żywa i niewiele na niej nowych ozdób, bo pieczołowicie przechowuję stare bombki i ozdoby - niektóre pamiętają moje dzieciństwo i mają przeszło sześćdziesiąt lat. Na pierwszych trzech zdjęciach poniżej są bombki kupowane jeszcze przez moja mamę. Mają około pięćdziesięciu lat. Mam ich więcej. Na czwartym zdjęciu ptaszek (bombka za ptaszkiem też z tych pięćdziesięcioletnich), który jeszcze pamięta nasze poprzednie mieszkanie, więc ma minimum sześćdziesiąt lat. Był bardzo zniszczony, ale odnowiłam go używając srebrzanki, lakieru do paznokci i nowych piórek. Mam jeszcze dwa takie ptaszki, ale niestety, straciły ogonki, co odkryłam podczas ubierania choinki i już nie miałam czasu ich naprawić.

       





        Robię też sama choinkowe ozdoby, tak jak moja babcia, która szyła krasnoludki wymyślone przez nią dawno temu, kiedy moja mama była małą dziewczynką (to krasnoludki z filmu o królewnie Śnieżce, z 1937 roku, na którym mama była z babcią w kinie jeszcze przed wojną). Szyła też z koronki sukieneczki małym, celuloidowym laleczkom.
Ja zrobiłam z koronki kilkanaście takich ozdób, jak na zdjęciu.
 

A to przeszło sześćdziesięcioletni dziadek wszystkich krasnali, na pierwszym zdjęciu widać, jaki jest zniszczony, ale nic w nim nie zmieniłam, traktuję go jak zabytek i drogą sercu pamiątkę.



        Mama pomagała babci przy krasnalach i robiła jeżyki z gładkiej bibułki, i gwiazdki z pasków białego papieru, a z moją siostrą i ze mną pawie oczka, łańcuchy z kolorowego papieru i pajace z wydmuszek.
        Kiedy miałam już własne dzieci, postanowiłam odtworzyć krasnale babci. Już nie było z nami ani babci, ani mojej mamy, ale doskonale pamiętałam - choć miałam tylko kilka lat - jak babcia je robiła, jak mama rysowała im oczy piórkiem kreślarskim i barwiła różem do twarzy policzki i nosy. Został mi ten jeden krasnal (ze zdjęć powyżej) robiony przez babcię i mamę, ale kiedy ja szyłam swoje, ten leżał w pudle z ozdobami. Nie pamiętałam, że jest taki malutki i moje wyszły dwa razy większe. Te krasnale mają już około 30 lat i tak ze cztery lata temu poddałam je liftingowi, hrehrehre, wymieniając na nowe brody, wąsy i "futerko" przy czapkach. 
                
    Tego krasnala zrobiliśmy kilka lat później razem z moim synem. Krasnal ma kombinezon i okrągłą buźkę bez wystającego nosa - tak sobie mój kilkuletni wówczas synek wymyślił.                 
                                             

        Wciąż chcę zrobić trochę nowych krasnoludków i inne ozdoby. Kupiłam też malutkie laleczki, choć nie z celuloidu, i chcę im uszyć koronkowe sukieneczki. Mam nadzieję, że kiedy w końcu moje oczy zostaną doprowadzone do możliwie dobrego stanu, będę mogła się tym zająć.
        Na zdjęciach jest czerwony łańcuch zrobiony z papierowego sznurka. Ma dobre kilkanaście lat i zawieszam go co roku. Mam więcej różnych łańcuchów, ale od kiedy zrobiłam ten, jakoś żaden inny mi nie pasuje.

P.S.1. Zdjęcia marne, bo z telefonu. Zrobiłam ich mnóstwo, ale te są najlepsze. Już nie miałam cierpliwości robić nowych.
P.S.2. Choinka bardzo nieostra, ale wybrałam po prostu ładne zdjęcie, nie patrząc na jakość.
P.S.3, Na pierwszym zdjęciu szopka, której główną konstrukcję zrobił Jacek. Ja dodałam ścianki z patyczków i korę na dachu, żłóbek z Jezuskiem robił ojciec mojej znajomej, a figurki do szopki (oprócz aniołka) kupiłam na starociach za grosze, bo brakuje pośród nich Józefa. Uznałam to za znak czasu, pełno teraz samotnych matek 😉