Potrafię wyłączyć świat zewnętrzny (wewnętrzny też), kiedy sięgam po kredki lub farby, albo planuję metamorfozę jakiegoś grata, czy miejsca w domu/ogrodzie. Wtedy w 100% jestem tu i teraz.
Czasem potrafię, a czasem nie, w dużej mierze zależy to od tego, co dzieje się aktualnie w "prawdziwym" życiu. Nauczyło mnie ono, że nie należy zbytnio wybiegać w przyszłość, bo życie i tak pisze swój scenariusz. Nie znaczy to, że nie myślę o przyszłości. Jestem aktualnie na rozdrożu i siłą rzeczy muszę podejmować jakieś decyzje, ale staram się podchodzić do tego ze spokojem - co z moim charakterem w gorącej wodzie kąpanym - łatwe nie jest. Czasem ogarnia mnie wręcz panika, że coś mi umknie, że nie zdążę, że nie będzie mi się chciało, że będzie za późno. Ale to wtedy, gdy mam gorszy dzień. Bo w ogóle to cieszę się mnóstwem rzeczy i spraw ważnych, mniej ważnych i całkiem nieważnych. Powiedziałabym, że bardziej się cieszę, niż martwię. Cieszę się z pięknej pogody (chociaż martwi mnie susza), cieszę się z kosów, które mają dwa gniazda na jabłonce, cieszę się oczobejnymi, różowymi pelargoniami, cieszę się bliskością rodziny i przyjaciół oraz tym, że kupiłam sobie fajne klapki:) i tym, że widziałam dziś w ogrodzie CZARNĄ wiewiórkę! Cieszę się tym, że tu jestem i że Wy jesteście. I cieszę się, że z grubsza opanowałam aparat fotograficzny i teraz będę Was katować!
I cieszy mnie warzywnik - oczko w głowie Olesy:
I bardzo cieszy mnie kura, którą dostałam od Lilki B.:
Masza, widzisz to? |